-
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Jej znajomość z Zaylee wydawała się być typową krótkotrwałą współpracą nawiązaną jedynie po to, aby wyjść cało z opresji. Niczym więcej. Nawet nie bardzo się dogadywały chociaż coś podpowiadało jej, że mogłyby stworzyć naprawdę ciekawy duet, który mógłby przetrwać niemal wszystko.
To była jednak tylko przelotna myśl upchnięta gdzieś głęboko w podświadomości i wywołana tą chwilową bliskością: kontaktem, który był wywołany jedynie przez aktualne okoliczności. W końcu gdyby nie to to niechybnie spadłaby z konia, który omijał widniejące na drodze przeszkody.
- Zawsze myślisz o romantycznych scenariuszach czy tylko przy mnie? - zapytała, wyraźnie się z nią drocząc, bo to był już kolejny raz, gdy słyszała z jej ust słowa, które miały w jakiś sposób odnosić się do komedii romantycznych czy podobnych rzeczy.
Nie miała podstaw, aby posądzać ją o to, że coś konkretnego się kryło za tymi żartami. W końcu zauważyła już jakiś czas temu, że kobieta stosowała bardzo często humor w różnorakich sytuacjach. Zapewne nie potrafiła podchodzić do rzeczy poważnie i ciągle musiała rozładowywać atmosferę.
W końcu jednak dotarły na miejsce, a Evina nie potrzebowała dalszej zachęty do tego, aby zsunąć się z końskiego grzbietu i nareszcie stanąć na popękanym asfalcie. Na chwilę jeszcze uniosła głowę w kierunku kobiety, która znajdowała się teraz wyżej od niej.
- Czy to ma być zaproszenie? Łakniesz mojego towarzystwa? - spytała, bo zdecydowanie tak można było odebrać jej słowa.
To miał być koniec ich wspólnej wędrówki. W końcu przywiązywanie się do ludzi oznaczało wyłącznie kłopoty, których lepiej było uniknąć. Rozdzielenie się teraz wydawało się być zatem całkiem rozsądnym pomysłem nawet jeśli z logicznego punktu widzenia trzymając się razem miałyby lepsze szanse na przeżycie. Z drugiej jednak zawsze uczepienie się innej osoby wiązało się z powierzeniem jej swojego zaufania, które w tych czasach było prawdziwym dobrem luksusowym. Nie powierzało się swojego życia byle komu, bo można było skończyć cholernie źle, a nie planowała kończyć żywota.
zaylee miller
-
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Ale bez wątpienia nie należała do wielkich romantyczek. A już na pewno nie do tych, którzy wzruszali się zbyt łatwo. Raczej była z tych, co parskają śmiechem, gdy inni wygłaszają wzniosłe kwestie z miną jak z katalogu pogrzebowego. Patrzyła teraz z góry na Evinę, która stała na mokrym asfalcie, i aż ją korciło, żeby teatralnie zaklaskać.
— No nie wiem, królewno — westchnęła, przykładając rękę do serca. — Łaknę to ja porządnej kawy i kawałka pizzy, a ty ani nie chrupiesz, ani nie pachniesz serem. Choć, przyznaję, masz swoje urok — poprawiła się w siodle z gracją zrzędliwej kozy, która całe życie spędziła na wspinaczce po ruinach cywilizacji. — Normalnie wzięłabym od ciebie numer telefonu, ale w tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego, jak pożegnać się w stylu "to nie ty, to świat po końcu świata" — wzruszyła niedbale ramionami.
Pożegnania były niepotrzebnym przedłużeniem oczywistości. W tym świecie każde cześć z automatu oznaczało do zobaczenia, jeśli nie zginiesz wcześniej. A jednak, gdy siedziała na koniu, z palcami zaciśniętymi na lejcach, coś ją uwierało bardziej niż pasek od plecaka.
Evina patrzyła na nią tym swoim spokojnym, przenikliwym wzrokiem. Jakby widziała ją przez zbroję z sarkazmu i prześmiewczego tonu. I właśnie dlatego Zaylee musiała się zbierać. Takie spojrzenia były niebezpieczne. Wgryzały się w człowieka. Zostawały pod skórą.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, coś zgrabnego, coś brzmiącego jak do zobaczenia, kiedy piekło zamarznie albo nie umieraj, bo będę musiała się fatygować na twój pogrzeb. Ale język zawiązał się w supeł.
— Po prostu nie daj się zabić — rzuciła po chwili, niby od niechcenia, ale z jakimś niepodobnym do siebie brzmieniem.
Odwróciła konia, zanim zdążyła coś dodać. Kopyta cicho stuknęły o asfalt, a jej sylwetka zaczęła oddalać się powoli, jak cień, który zapomniał, do kogo należy. Nie spojrzała za siebie. Nie mogła. Tego dnia była zbyt bliska przywiązania. A w tym świecie to był luksus, na który nie miała już kredytu.
Evina J. Swanson
-
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Romantyzm od dawna był już martwy. Swanson podobne skłonności mogła mieć wyłącznie jak była nastolatką, przekonaną o istnieniu wielu wspaniałych konceptów. Tylko, że w tym świecie wiele konceptów po prostu szla trafił.
- Jedyne, czego mi nie brakuje w tych czasach to ciągłego pierdolenia o kawie - rzuciła, przypominając sobie jak ten kawowy kult w przeszłości ją niezwykle mocno irytował. - Ale pizzy ci życzę. Też mi jej brakuje.
Uśmiechnęła się nawet i lekko zaśmiała na wzmiankę o numerze telefonu. Może w jakiejś alternatywnej rzeczywistości mogłyby sobie pozwolić na nawiązani jakiejś dłuższej znajomości. Może nawet umówiłyby się na randkę. Mogłyby się polubić albo wręcz przeciwnie. Nie było jednak sensu tego wszystkiego roztrząsać.
- Może jeszcze kiedyś na siebie przypadkiem wpadniemy - powiedziała bezwiednie.
Nie była pewna czy tego chciała ani jak wielkie były na to szanse. Nie dopytywała skąd była kobieta ani co właściwi tutaj robiła. Całkiem możliwe, że było to ich jedyne spotkanie, które już nigdy się nie powtórzy. W tym świecie trudno było cokolwiek przewidzieć.
- Też nie daj się zabić. Byłoby cię szkoda - odparła, posyłając jej ostatnie spojrzenie nim Zaylee postanowiła odjechać w siną dal.
Jeszcze przez chwilę Evina śledziła wzrokiem oddalającego się konia nim ruszyła na spotkanie ze swoim rumakiem. Musiała przejść jeszcze kawałek rosnącego pod miastem lasu, aby w końcu znaleźć się przy polanie, gdzie zostawiła Gary'ego.
Przywitała się z ogierem, głaszcząc go po chrapach, upewniając się, że nic mu nie jest po czym włożyła stopę w strzemię i wskoczyła w siodło.
Nie znalazła tego, czego szukała, a zamiast tego nawiązała nową i zupełnie nieoczekiwaną znajomość. Chociaż to i tak było bez znaczenia skoro każda z nich miała teraz odjechać w swoją stronę by wrócić do swojego życia.
zaylee miller