-
and the old triangle went jingle-jangle
all along the Royal Canalnieobecnośćniewątki 18+niezaimkijak chceszpostaćautor
Zaproszenie na wesele było o tyle niespodziewane, że już dawno na żadnym nie był. Jego rodzina ograniczała się dosłownie do ojca, z którym miał znikomy kontakt, nie znał żadnego kuzynostwa, rodzeństwa tym bardziej nie miał. Ostatni raz na weselu bawił się kilka lat temu, kogoś z branży, ale na greckim nie był tym bardziej, nie wiedział więc zupełnie czego się spodziewać.
Założył też, że Ivon albo odpadło w ostatnim momencie jej zaproszone plus jeden, albo uznała, że jednak jakiegoś potrzebuje dla ratunku może przed próbującymi ją obtańcować kawalerami z rodziny przeciwnej, dlatego na tapetę wskoczył on. Rycerz w lnianej zbroi.
Nawet ze swoimi anty-hr'owymi żartami bezpieczna opcja na taką imprezę.
I nawet koszulę ubrał białą, co prawda, oczywiście lnianą, ale wyprasował ją na mokro, po prostu psikając wodą, rzecz jasna nie używał ani parownicy ani żelazek. Muszki czy krawata, brak, ale i bez tego wyglądał bardziej odświętnie i elegancko niż na co dzień. Przecież nie zamierzał Ivon wstydu przed rodziną przynosić.
Brodę przyciął na równo, włosy uczesał (ale co z tego, skoro szybko wrócą do swojego typowego, niesfornego stanu), spodnie założył takie w kancik letnie pierwsza klasa. Wiało z daleka bogatym buddystą.
I też całe swoje pokłady cierpliwości prawie zużył na samej ceremonii, bo nie był wielbicielem obrządków religijnych, ale na samym weselu pojawić się tylko nie wypada, więc stał grzecznie u boku Ivon, zerkając na nią co chwilę, ale chyba potrzeba przeszkadzania była w nich za silna, bo w końcu, korzystając z okazji że jakieś śpiewy się podniosły nachylił się do kobiety, zniżając rzecz jasna głos do szeptu.
- To kim jesteśmy dla siebie w tym scenariuszu? - Bo w zasadzie to się nie przygotował, a nie był pewien, czy o pracy rozmawiać można, czy tylko o sile przyjaźni.
Ivon Hall
Założył też, że Ivon albo odpadło w ostatnim momencie jej zaproszone plus jeden, albo uznała, że jednak jakiegoś potrzebuje dla ratunku może przed próbującymi ją obtańcować kawalerami z rodziny przeciwnej, dlatego na tapetę wskoczył on. Rycerz w lnianej zbroi.
Nawet ze swoimi anty-hr'owymi żartami bezpieczna opcja na taką imprezę.
I nawet koszulę ubrał białą, co prawda, oczywiście lnianą, ale wyprasował ją na mokro, po prostu psikając wodą, rzecz jasna nie używał ani parownicy ani żelazek. Muszki czy krawata, brak, ale i bez tego wyglądał bardziej odświętnie i elegancko niż na co dzień. Przecież nie zamierzał Ivon wstydu przed rodziną przynosić.
Brodę przyciął na równo, włosy uczesał (ale co z tego, skoro szybko wrócą do swojego typowego, niesfornego stanu), spodnie założył takie w kancik letnie pierwsza klasa. Wiało z daleka bogatym buddystą.
I też całe swoje pokłady cierpliwości prawie zużył na samej ceremonii, bo nie był wielbicielem obrządków religijnych, ale na samym weselu pojawić się tylko nie wypada, więc stał grzecznie u boku Ivon, zerkając na nią co chwilę, ale chyba potrzeba przeszkadzania była w nich za silna, bo w końcu, korzystając z okazji że jakieś śpiewy się podniosły nachylił się do kobiety, zniżając rzecz jasna głos do szeptu.
- To kim jesteśmy dla siebie w tym scenariuszu? - Bo w zasadzie to się nie przygotował, a nie był pewien, czy o pracy rozmawiać można, czy tylko o sile przyjaźni.
Ivon Hall
-
We dance to all the wrong songs
We enjoy all the wrong movesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Sytuacja rodzinna Ivon była tak skomplikowana, jak duża, na szczęście nie była źródłem żadnych problemów, po prostu była obrazem stwierdzenia życie toczy się różnie. Rodzina od strony matki, patchworkowa rodzina, którą stworzyła z drugim mężem oraz krewni jej biologicznego ojca, z którą kontakty dopiero się poprawiły, gdy Ivy była dorosła, głównie dlatego, że ojciec w jej życiu pojawiał się i znikał na swoich zasadach. Poza tym babcia, za której przyczyną była tutaj na tej imprezie, wyraźnie faworyzowała wnuczęta po swoich córkach, widać stara zasada, że matka jest pewna w potwierdzaniu biologicznego rodzicielstwa zakorzeniła w niej się mocno. Nawet nie miała chęci zagłębiać się czy to mogło wynikać z jakiś doświadczeń osobistych babki, są tematy, w których stronę nawet nie warto spoglądać. Dziadek był inny, był też nie-Grekiem, więc obcy, ale bardziej pasował do tej dużej, właściwie olbrzymiej i głośnej rodziny, bo jak się dowiedział Mishri w szybkim wprowadzeniu do wesela, kontakty były utrzymywane do tak rozwodnionego pokrewieństwa, że trzeba było się cofać do jakiejś zapadłej wioski w Grecji, która mogła mieć w tej chwili z dwudziestu mieszkańców, a była źródłem wszelkiego złego. Ivon utrzymywała dobre relacje z swoim kuzynostwem, była również nieco powiewem z zewnątrz, której zdarzało się łamać niepisane zasady, o których istnieniu nie miała pojęcia i nie działo się zupełnie nic. Dlatego szybko potwierdziła kuzynce swoją obecność. Ta pewnie była przytłoczona, bo z kolei jej matka naciskała do huczną imprezę, bo w końcu porządny ślub, a nie jak z poprzednim byle cywilny papier, a tu papas, chóry i wszystko to od czego Ivon podnosiło się ciśnienie, ale to nie jej życie.
Przytargała tu Mishriego, bo jej własny, młodszy brat ją wystawił w ostatnim momencie, nie bawiła się w szukanie partnera na różnych grupkach w mediach społecznościowych, szczególnie, gdy się nasłuchała na różne opowieści o katastrofach z takimi plus jeden z przypadku. Już wolała znać ewentualne czekające ją niebezpieczeństwa. Tym bardziej, że jeszcze gdzieś się tu czaił jej żałosny crush z lat nastoletnich, bożyszcze wszystkich jej kuzynek, ich koleżanek oraz niektórych kuzynów, miała nadzieję, że z Mishrim zejdzie z jego radaru, który znacznie zwiększył zasięg po rzuceniu go przez żonę po dekadzie wybryków. Przynajmniej mogła liczyć, że się może fizycznie schować za przyjacielem, którego wysiłki w kreowaniu wizerunku pochwaliła, skoro już włosy uczesał. Sama postawiła na modę w duchu Y2K z maxi, fioletową sukienką na cienkich ramiączkach i sandałach na grubym słupku, chyba miała podobną stylówkę na początku lat zerowych, tylko czarną, bardziej gotycką.
Spojrzała nieco roztargnionym wzrokiem na niego, bo swoim pytaniem wybił ją z drugiego liczenia cienkich długich świeczek, które paliły się bocznej nawie zaraz obok nich.
- Znamy się z pracy? Tutaj mało kto ogarnia, że skoro jest managerką, to nie znaczy z automatu, że pracuję w korpo. - Byłaby skłonna dać mu wolną rękę, gdyby nie to, że i tak była pewna, że odpłynie za daleko. Przeczesała jeszcze palcami włosy upięte w wysoki koński ogon. Na szczęście chóry wyśpiewały ostatnie dźwięki, a to oznaczało, że jedzenie było blisko, a Ivon należała do osób, która na przyjęcia przychodziła by się najeść.
Mishri Bogart
Przytargała tu Mishriego, bo jej własny, młodszy brat ją wystawił w ostatnim momencie, nie bawiła się w szukanie partnera na różnych grupkach w mediach społecznościowych, szczególnie, gdy się nasłuchała na różne opowieści o katastrofach z takimi plus jeden z przypadku. Już wolała znać ewentualne czekające ją niebezpieczeństwa. Tym bardziej, że jeszcze gdzieś się tu czaił jej żałosny crush z lat nastoletnich, bożyszcze wszystkich jej kuzynek, ich koleżanek oraz niektórych kuzynów, miała nadzieję, że z Mishrim zejdzie z jego radaru, który znacznie zwiększył zasięg po rzuceniu go przez żonę po dekadzie wybryków. Przynajmniej mogła liczyć, że się może fizycznie schować za przyjacielem, którego wysiłki w kreowaniu wizerunku pochwaliła, skoro już włosy uczesał. Sama postawiła na modę w duchu Y2K z maxi, fioletową sukienką na cienkich ramiączkach i sandałach na grubym słupku, chyba miała podobną stylówkę na początku lat zerowych, tylko czarną, bardziej gotycką.
Spojrzała nieco roztargnionym wzrokiem na niego, bo swoim pytaniem wybił ją z drugiego liczenia cienkich długich świeczek, które paliły się bocznej nawie zaraz obok nich.
- Znamy się z pracy? Tutaj mało kto ogarnia, że skoro jest managerką, to nie znaczy z automatu, że pracuję w korpo. - Byłaby skłonna dać mu wolną rękę, gdyby nie to, że i tak była pewna, że odpłynie za daleko. Przeczesała jeszcze palcami włosy upięte w wysoki koński ogon. Na szczęście chóry wyśpiewały ostatnie dźwięki, a to oznaczało, że jedzenie było blisko, a Ivon należała do osób, która na przyjęcia przychodziła by się najeść.
Mishri Bogart
-
and the old triangle went jingle-jangle
all along the Royal Canalnieobecnośćniewątki 18+niezaimkijak chceszpostaćautor
Znają się z pracy, to by się zgadzało ze stanem rzeczywistym. Chociaż szczegóły pewnie zaczną się zacierać, ale kto będzie chciał tego słuchać, kto na to zwróci uwagę, nie o tym przecież będzie na tym weselu rozmawiał, prawdopodobnie nawet o niczym konkretnym, tylko o tym, czy komuś jeszcze ziemniaków i czas na tsipouro.
Ivon w swoich sandałach jest niemalże jego wzrostu, nie, żeby normalnie różnica była spora, ale tym razem się zatarła, a Mishri z tych butów wysokich przenosi spojrzenie na roztargniony wzrok kobiety. Nie wierzy, że się skupiała na słowach pastora, czy kim był prowadzący ceremonię, jak ją znał pochłonięta była własnymi myślami.
Skinął głową, nic już nie wtrącając i jego wzrok powędrował na dłoń, którą Ivon przeczesała włosy. Wyglądała ślicznie, jak zawsze zresztą, ale spięte w ten sposób włosy jej wyjątkowo pasowały.
Dał jej przestrzeń, żeby popłynęła jeszcze nurtem myśli, które ją wcześniej pochłonęły i już nie przeszkadzał, skoro najważniejsze wiedział. I ceremonia w końcu dobiegła końca, para młoda wyszła, a z nimi cała chmara rodziny (Mishri tak pomyślał, że chyba większej rodziny to w życiu nie widział), on niemalże zamykając ten pochód, bo był tylko postacią poboczną i trzymał się blisko Ivon mając wrażenie, że jak go raz ten tłum pochłonie, to już nigdy nie wypluje.
Jak oni się mieli zmieścić wszyscy w tej knajpie? I jeszcze mieć miejsce na tańce?
Już na stojąco będzie ciasno, Mishri odebrał kieliszek ouzo dziękując kelnerowi z uśmiechem, obserwując ponad tłumem jak państwo młodzi piją z jednego kielicha wino i pomyślał, jak bardzo tradycje, nie tylko weselne, powielają się w obrębie różnych kultur i religii.
Odsunął krzesło przed Ivon, poczekał aż usiądzie i się obok usadowił, zaraz naprzeciwko jakiegoś kuzyna, który przedstawił mu się jako Andreas i zdaje się był jednym z tych typów wodzireja, bo już łapał za butelkę, mówiąc, że po jednym to nie ma co, od razu na drugą nóżkę zanim wjadą ziemniaczki. To był moment kiedy Mishri zrozumiał, że przy tym stoliku tempo będzie zatrważające.
- A wy to tego, Ivonni, długo?
- No, dekadę już. - I to nawet nie plus minus, tylko równo zdaje się, Mishri ze skinieniem głowy przyjmuje kolejny kieliszek, drugi podając Ivon, a Andreas jape rozdziawia i spogląda na resztę przy stoliku, głową kręcąc.
- Dziesięć lat?! Bez ślubu? Bez dzieci?!
- Dziesięć lat pracujemy ze sobą. - Mishri parska prawie w powierzchnię swojego kieliszka i unosi go do toastu, zerkając jeszcze na Ivon z miną widzisz, im doing my part.
Ivon Hall
Ivon w swoich sandałach jest niemalże jego wzrostu, nie, żeby normalnie różnica była spora, ale tym razem się zatarła, a Mishri z tych butów wysokich przenosi spojrzenie na roztargniony wzrok kobiety. Nie wierzy, że się skupiała na słowach pastora, czy kim był prowadzący ceremonię, jak ją znał pochłonięta była własnymi myślami.
Skinął głową, nic już nie wtrącając i jego wzrok powędrował na dłoń, którą Ivon przeczesała włosy. Wyglądała ślicznie, jak zawsze zresztą, ale spięte w ten sposób włosy jej wyjątkowo pasowały.
Dał jej przestrzeń, żeby popłynęła jeszcze nurtem myśli, które ją wcześniej pochłonęły i już nie przeszkadzał, skoro najważniejsze wiedział. I ceremonia w końcu dobiegła końca, para młoda wyszła, a z nimi cała chmara rodziny (Mishri tak pomyślał, że chyba większej rodziny to w życiu nie widział), on niemalże zamykając ten pochód, bo był tylko postacią poboczną i trzymał się blisko Ivon mając wrażenie, że jak go raz ten tłum pochłonie, to już nigdy nie wypluje.
Jak oni się mieli zmieścić wszyscy w tej knajpie? I jeszcze mieć miejsce na tańce?
Już na stojąco będzie ciasno, Mishri odebrał kieliszek ouzo dziękując kelnerowi z uśmiechem, obserwując ponad tłumem jak państwo młodzi piją z jednego kielicha wino i pomyślał, jak bardzo tradycje, nie tylko weselne, powielają się w obrębie różnych kultur i religii.
Odsunął krzesło przed Ivon, poczekał aż usiądzie i się obok usadowił, zaraz naprzeciwko jakiegoś kuzyna, który przedstawił mu się jako Andreas i zdaje się był jednym z tych typów wodzireja, bo już łapał za butelkę, mówiąc, że po jednym to nie ma co, od razu na drugą nóżkę zanim wjadą ziemniaczki. To był moment kiedy Mishri zrozumiał, że przy tym stoliku tempo będzie zatrważające.
- A wy to tego, Ivonni, długo?
- No, dekadę już. - I to nawet nie plus minus, tylko równo zdaje się, Mishri ze skinieniem głowy przyjmuje kolejny kieliszek, drugi podając Ivon, a Andreas jape rozdziawia i spogląda na resztę przy stoliku, głową kręcąc.
- Dziesięć lat?! Bez ślubu? Bez dzieci?!
- Dziesięć lat pracujemy ze sobą. - Mishri parska prawie w powierzchnię swojego kieliszka i unosi go do toastu, zerkając jeszcze na Ivon z miną widzisz, im doing my part.
Ivon Hall
-
We dance to all the wrong songs
We enjoy all the wrong movesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
W kościele Ivon była pochłonięta owszem, ale myślami by utrzymać pełen zadumy wyraz na twarzy, nie okazać zniecierpliwienia, więc rozpraszała się na takich rzeczach, jak wspomniane wcześniej liczenie świeczek lub aniołów namalowanych na sklepieniu. Mimo że nikt nie wymagał takiego zaangażowania, ludzie szeptali, rozglądali się, starogrecki, w którym prowadzony był ryt uroczystości, nie sprzyjał skupieniu. Poza tym ceremonia trwała i trwała, a wszystko na stojąco. Kiedy wychodzili, chwyciła go za nadgarstek, żeby jeszcze się nie zagubił w tym orszaku, można doszukiwać się mitologicznych odniesień, ale bardziej niż do Orfeusza, to raczej do Charona ciągnącego opieszałą duszę, a czy na Pola Elizejskie czy do Tartaru, to się rozstrzygnie w ciągu kilku godzin.
Wnętrze, w którym miało być wesele, wydawało się za małe na całe zgromadzenie, ale od czego były stoły, o czym się przekonają wraz z trwaniem wesela. Ivon spojrzała na kuzyna, potem na Mishriego, to się może skończyć źle i to na różnych planach.
- Ojcze, oddal ode mnie ten kielich - powiedziała, zarówno mając na myśli jego wkroczenie na cienki lód wywiadu rodzinnego, jak i polewania, a właściwie jego tempa. Złapała jego spojrzenie, skinęła głową, dobrze, robi swoje, co jej zostało, jak nie dotrzymywanie swojej strony. Zanim znowu zostanie rozlana kolejna porcja alkoholu, Ivon przykryła kieliszek Mishriego dłonią: - Andy, jeśli nas spijesz, to jesteś za nas odpowiedzialny. I zajmiesz się nami lepiej, niż biednym Petem, który rehabilituje się od dekady i dalej ma problem z szyją, po tym jak spędził pół rocznicy ciotki Dory na kafelkach w toalecie.
Kuzyn-wodzirej machnął ręką, jakby to nie było istotne, był typem, który wyślizgnie się ze wszystkiego, więc Ivonni sięgnęła po kartę pułapkę: - No a jak tam twoja gromadka?
- Ostatni trymestr dla Ginny nie jest łatwy, ale właśnie trzeba wypić na zdrowie i powodzenie - zaczęło się polewanie do kieliszków, jakby mógł to po dwa na raz na każdego. Ivon przewróciła oczami, pochyliła się do Mishiego: - załatwię te ziemniaki, bo skończymy pod stołem, zanim młodzi dotrą do naszego stołu - a byli dopiero przy drugim stole, wymiana prezentów, życzeń, podziękowań rozciągało się nieskończoność. W tym czasie Andy poza rozlewaniem alkoholu również zaczął pokazywać każdemu (zainteresowanemu lub nie) zdjęcia swoich dzieciach i filmiki z występów w przedszkolu czy ze szkoły. W tym czasie Ivon wróciłą z półmiskiem ziemniaków i drugim z dolmades.
- Młodzi dalej przy drugim stole - westchnęła. - Te jaśniejsze ze świeżych liści są z samą kaszą bulgur, a z marynowanych z mięsem.
Ivon wypiła pełny kieliszek, zanim usiadła z powrotem, już widziała, jak któryś z kuzynów pod nosem rzucał uwagę, że to właśnie, dlatego jest sama. Wzniosła oczy do góry, obiad i potem naprawdę trzeba było ewakuować się na parkiet.
Mishri Bogart
Wnętrze, w którym miało być wesele, wydawało się za małe na całe zgromadzenie, ale od czego były stoły, o czym się przekonają wraz z trwaniem wesela. Ivon spojrzała na kuzyna, potem na Mishriego, to się może skończyć źle i to na różnych planach.
- Ojcze, oddal ode mnie ten kielich - powiedziała, zarówno mając na myśli jego wkroczenie na cienki lód wywiadu rodzinnego, jak i polewania, a właściwie jego tempa. Złapała jego spojrzenie, skinęła głową, dobrze, robi swoje, co jej zostało, jak nie dotrzymywanie swojej strony. Zanim znowu zostanie rozlana kolejna porcja alkoholu, Ivon przykryła kieliszek Mishriego dłonią: - Andy, jeśli nas spijesz, to jesteś za nas odpowiedzialny. I zajmiesz się nami lepiej, niż biednym Petem, który rehabilituje się od dekady i dalej ma problem z szyją, po tym jak spędził pół rocznicy ciotki Dory na kafelkach w toalecie.
Kuzyn-wodzirej machnął ręką, jakby to nie było istotne, był typem, który wyślizgnie się ze wszystkiego, więc Ivonni sięgnęła po kartę pułapkę: - No a jak tam twoja gromadka?
- Ostatni trymestr dla Ginny nie jest łatwy, ale właśnie trzeba wypić na zdrowie i powodzenie - zaczęło się polewanie do kieliszków, jakby mógł to po dwa na raz na każdego. Ivon przewróciła oczami, pochyliła się do Mishiego: - załatwię te ziemniaki, bo skończymy pod stołem, zanim młodzi dotrą do naszego stołu - a byli dopiero przy drugim stole, wymiana prezentów, życzeń, podziękowań rozciągało się nieskończoność. W tym czasie Andy poza rozlewaniem alkoholu również zaczął pokazywać każdemu (zainteresowanemu lub nie) zdjęcia swoich dzieciach i filmiki z występów w przedszkolu czy ze szkoły. W tym czasie Ivon wróciłą z półmiskiem ziemniaków i drugim z dolmades.
- Młodzi dalej przy drugim stole - westchnęła. - Te jaśniejsze ze świeżych liści są z samą kaszą bulgur, a z marynowanych z mięsem.
Ivon wypiła pełny kieliszek, zanim usiadła z powrotem, już widziała, jak któryś z kuzynów pod nosem rzucał uwagę, że to właśnie, dlatego jest sama. Wzniosła oczy do góry, obiad i potem naprawdę trzeba było ewakuować się na parkiet.
Mishri Bogart
-
and the old triangle went jingle-jangle
all along the Royal Canalnieobecnośćniewątki 18+niezaimkijak chceszpostaćautor
Mishri spojrzał na dłoń Ivon, która powędrowała na jego kieliszek i nie mógł się powstrzymać, żeby nie spojrzeć na nią z rozbawieniem jednocześnie i wdzięcznością. Stała na straży jego trzeźwej głowy, ale po prawdzie trochę też dla siebie, miał tego świadomość. Nie mógł jej przecież wstydu narobić przed rodziną, jako tarcza tutaj przyszedł, lepiej żeby jego samego na tarczy stąd nie wyniesiono.
Podobała mu się taka, stawiająca na swoim, zresztą widział to już nie raz w pracy, ale wiadomo, że z klientami walka to zupełnie coś innego niż ta z rodziną. Tych się bardzo często wygrać nie da.
Mishri śmieje się krótko na to leżenie pod stołem i głową kiwie, niech idzie, bo tak na pusty żołądek pić to zaraz ich rozboli, jego na pewno, jemu już trzydziestka zdrowotnie dawno temu zaczęła dokuczać, a co dopiero czterdzieści na karku, pomimo, że prowadził naprawdę zdrowy tryb życia. O wiele zdrowszy niż wielu jego rówieśników, bo o dietę dbał, o suplementację wszystkiego, czego w wege żarciu nie mógł przyjąć, ashtanga i inne podobne odnogi. Dzisiaj z aktywności przypadnie mu taniec, a z diety obżarstwo. Wesela rządziły się swoimi prawami, a Mishri nie zamierzał się katować za tak poważny cheat day, może dlatego, że nie był dwudziestoletnią wschodzącą gwiazdą.
Pozostawiony sam z kuzynem Andym słucha go z uwagą, bo Mishri zawsze każdego słuchał z uwagą, dobrze, że Andy jest w gruncie rzeczy sympatyczny, po prostu intensywny. Nienajgorzej im się trafiło.
Ogląda się we wskazanym przez Andreasa kierunku, a tam Ginny stoi, faktycznie widać że ostatni trymestr, Mishriemu przychodzi do głowy, że było to albo jedno wielkie gigantyczne dziecko, albo jakaś parka. Nic jednak na ten temat nie mówi, bo absolutnie nie wypada, poza tym, że pięknie wygląda i oby wszystko przebiegło tak, jak powinno.
Taki miły ten Mishri, ale powrót Ivon przyjmuje z ulgą, bo ile można o nadchodzących porodach obcych kobiet.
- Na co masz ochotę? - Jego ręka zatrzymuje się gdzieś nad półmiskami, bo nie wie, po którą łyżkę sięgnąć, żeby Ivon nałożyć, dla niego wybór jest oczywisty. Zanim jednak zdąży za uchwyt złapać, to idzie kolejka i Mishri podnosi wzrok zaskoczony to na kuzyna, to na Ivon.
- Już? Och. - Sięga więc po swój kieliszek, żeby dotrzymać tempa i wypija, po latach przyzwyczajony już do smaku ouzo, który nauczył się lubić.
Zanim młodzi dotarli do ich stolika zdążył opowiedzieć Andreasowi i Ginnie, która w końcu przyszła, czym on się zajmuje w życiu, że w teatrze gra, o filmach nie wspomina, skoro nie skojarzyli to po co. Nawet nie kończy, bo kolejny (chyba kuzyn) się dosiada, ten co to wcześniej tak chętnie Ivonni szota wyrzucił.
Gdzieś ktoś woła Ivon, zdaje się że to jakaś babcia, albo ciocia-babcia, Mishri odwraca się, szukając wzrokiem jakiejkolwiek znajomej twarzy, a prawda była taka, że tylko jedna była znajoma. Poza Ivon oczywiście.
- A pani Kate jest? - Wątpił, na tyle na ile był obeznany z sytuacją rodzinną, wiele nie wiedział, ale wystarczająco, siłą rzeczy. Na odpowiedź za dużo czasu nie ma, bo w końcu młodzi i do nich podchodzą, trzeba im życzyć, trzeba się z nimi napić, pochwalić słowa przysięgi małżeńskiej (zapamiętał strategicznie jedno, że miłość jest jak rzeka i do tego się w gratulacjach odniósł). Mishri ściska dłonie młodej pary, mimowolnie obejmując Ivon w pasie, inaczej hałas i ilość słów i twarzy go pochłoną. Nie wiedział już sam, z kim rozmawia i na jaki temat.
Ivon Hall
Podobała mu się taka, stawiająca na swoim, zresztą widział to już nie raz w pracy, ale wiadomo, że z klientami walka to zupełnie coś innego niż ta z rodziną. Tych się bardzo często wygrać nie da.
Mishri śmieje się krótko na to leżenie pod stołem i głową kiwie, niech idzie, bo tak na pusty żołądek pić to zaraz ich rozboli, jego na pewno, jemu już trzydziestka zdrowotnie dawno temu zaczęła dokuczać, a co dopiero czterdzieści na karku, pomimo, że prowadził naprawdę zdrowy tryb życia. O wiele zdrowszy niż wielu jego rówieśników, bo o dietę dbał, o suplementację wszystkiego, czego w wege żarciu nie mógł przyjąć, ashtanga i inne podobne odnogi. Dzisiaj z aktywności przypadnie mu taniec, a z diety obżarstwo. Wesela rządziły się swoimi prawami, a Mishri nie zamierzał się katować za tak poważny cheat day, może dlatego, że nie był dwudziestoletnią wschodzącą gwiazdą.
Pozostawiony sam z kuzynem Andym słucha go z uwagą, bo Mishri zawsze każdego słuchał z uwagą, dobrze, że Andy jest w gruncie rzeczy sympatyczny, po prostu intensywny. Nienajgorzej im się trafiło.
Ogląda się we wskazanym przez Andreasa kierunku, a tam Ginny stoi, faktycznie widać że ostatni trymestr, Mishriemu przychodzi do głowy, że było to albo jedno wielkie gigantyczne dziecko, albo jakaś parka. Nic jednak na ten temat nie mówi, bo absolutnie nie wypada, poza tym, że pięknie wygląda i oby wszystko przebiegło tak, jak powinno.
Taki miły ten Mishri, ale powrót Ivon przyjmuje z ulgą, bo ile można o nadchodzących porodach obcych kobiet.
- Na co masz ochotę? - Jego ręka zatrzymuje się gdzieś nad półmiskami, bo nie wie, po którą łyżkę sięgnąć, żeby Ivon nałożyć, dla niego wybór jest oczywisty. Zanim jednak zdąży za uchwyt złapać, to idzie kolejka i Mishri podnosi wzrok zaskoczony to na kuzyna, to na Ivon.
- Już? Och. - Sięga więc po swój kieliszek, żeby dotrzymać tempa i wypija, po latach przyzwyczajony już do smaku ouzo, który nauczył się lubić.
Zanim młodzi dotarli do ich stolika zdążył opowiedzieć Andreasowi i Ginnie, która w końcu przyszła, czym on się zajmuje w życiu, że w teatrze gra, o filmach nie wspomina, skoro nie skojarzyli to po co. Nawet nie kończy, bo kolejny (chyba kuzyn) się dosiada, ten co to wcześniej tak chętnie Ivonni szota wyrzucił.
Gdzieś ktoś woła Ivon, zdaje się że to jakaś babcia, albo ciocia-babcia, Mishri odwraca się, szukając wzrokiem jakiejkolwiek znajomej twarzy, a prawda była taka, że tylko jedna była znajoma. Poza Ivon oczywiście.
- A pani Kate jest? - Wątpił, na tyle na ile był obeznany z sytuacją rodzinną, wiele nie wiedział, ale wystarczająco, siłą rzeczy. Na odpowiedź za dużo czasu nie ma, bo w końcu młodzi i do nich podchodzą, trzeba im życzyć, trzeba się z nimi napić, pochwalić słowa przysięgi małżeńskiej (zapamiętał strategicznie jedno, że miłość jest jak rzeka i do tego się w gratulacjach odniósł). Mishri ściska dłonie młodej pary, mimowolnie obejmując Ivon w pasie, inaczej hałas i ilość słów i twarzy go pochłoną. Nie wiedział już sam, z kim rozmawia i na jaki temat.
Ivon Hall
-
We dance to all the wrong songs
We enjoy all the wrong movesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Po zadanym pytaniu, jakby przeżyła déjà vu, ale zlitowała się, głównie nad sobą, bo kamyczek, który by teraz kopnęła, skończyłby lawiną, która by jej narobiła jakiś, co najmniej, nieporozumień.
- Te mięsne - doprecyzowała, skinęła na Ginnie czy ona się nie skusi na którąś z przystawek, jak w rodzinie uważność skierowana na otoczenie. Mimo że jej mąż to postanowił chyba odreagować kilka miesięcy towarzyskiej pustyni.
- Ile masz kolejek na koncie? Jak chcesz pij po pół, nikt nie zauważy - zwróciła do Mishriego nachylając się w jego stronę, bo może nikt nie zobaczy, ale jak usłyszy, to już zaczną wygadywać, że świeże małżeństwo trzeba opić i uczczcić. Po czym poderwała się by się przywitać z kolejną ciotką, trzy słowa wymieniła, zanim ktoś zawołał ciotkę do jakiegoś problemu. Duże rodzinne imprezy były chaosem, ale tutaj szczególnie.
Pokręciła przecząco głową na jego pytanie. Pewnie gdyby małżeństwo jej rodziców potrwało trochę dłużej, to i by się pojawiła, ale tak relacje z rodziną męża nie zdążyły się zawiązać. Nie było w tym ukrytego dramatu, po prostu krótki i intensywny związek, w trakcie trwania, którego nie było miejsca na jeszcze dodatkowe zawirowania. Może też i bez tego jej mama miałby zaproszenie, ale gdyby ktoś ją rozpoznał, potem zdjęcia wyciekły by do portalu plotkarskiego, jeszcze ktoś by sobie przypomniał historię z czasów studenckich i jak to w okresie letnim podgrzewano by tą zdecydowanie za starą historię.
Ivy dołącza się do chóru powinszowań, najlepszych życzeń oraz powodzenia, każdy coś odpowiadał, gwar był niesamowity. Mish był jedną z nielicznych osób, z którą kontakt fizyczny, zwłaszcza niespodziewany, nie powodował w niej pierwszego odruchu wzdrygnięcia i jak najszybszego zakończenia. Nie było to nic nad czym nie potrafiła zapanować, a zresztą w świecie zachodnim ludzie nie byli zbyt dotykalscy. Para młoda wraz z rodzicami przeszli dalej.
- W porządku? Chcesz wyjść na chwilę? - Zdawała sobie sprawę, że było bardzo chaotycznie.
Mishri Bogart
- Te mięsne - doprecyzowała, skinęła na Ginnie czy ona się nie skusi na którąś z przystawek, jak w rodzinie uważność skierowana na otoczenie. Mimo że jej mąż to postanowił chyba odreagować kilka miesięcy towarzyskiej pustyni.
- Ile masz kolejek na koncie? Jak chcesz pij po pół, nikt nie zauważy - zwróciła do Mishriego nachylając się w jego stronę, bo może nikt nie zobaczy, ale jak usłyszy, to już zaczną wygadywać, że świeże małżeństwo trzeba opić i uczczcić. Po czym poderwała się by się przywitać z kolejną ciotką, trzy słowa wymieniła, zanim ktoś zawołał ciotkę do jakiegoś problemu. Duże rodzinne imprezy były chaosem, ale tutaj szczególnie.
Pokręciła przecząco głową na jego pytanie. Pewnie gdyby małżeństwo jej rodziców potrwało trochę dłużej, to i by się pojawiła, ale tak relacje z rodziną męża nie zdążyły się zawiązać. Nie było w tym ukrytego dramatu, po prostu krótki i intensywny związek, w trakcie trwania, którego nie było miejsca na jeszcze dodatkowe zawirowania. Może też i bez tego jej mama miałby zaproszenie, ale gdyby ktoś ją rozpoznał, potem zdjęcia wyciekły by do portalu plotkarskiego, jeszcze ktoś by sobie przypomniał historię z czasów studenckich i jak to w okresie letnim podgrzewano by tą zdecydowanie za starą historię.
Ivy dołącza się do chóru powinszowań, najlepszych życzeń oraz powodzenia, każdy coś odpowiadał, gwar był niesamowity. Mish był jedną z nielicznych osób, z którą kontakt fizyczny, zwłaszcza niespodziewany, nie powodował w niej pierwszego odruchu wzdrygnięcia i jak najszybszego zakończenia. Nie było to nic nad czym nie potrafiła zapanować, a zresztą w świecie zachodnim ludzie nie byli zbyt dotykalscy. Para młoda wraz z rodzicami przeszli dalej.
- W porządku? Chcesz wyjść na chwilę? - Zdawała sobie sprawę, że było bardzo chaotycznie.
Mishri Bogart
-
and the old triangle went jingle-jangle
all along the Royal Canalnieobecnośćniewątki 18+niezaimkijak chceszpostaćautor
Mishri nawet nie usłyszał, co powiedział. A to tylko dowodzi temu, jak skomplikowaną gimnastykę musiałaby Ivon czasami przy nim wykonać, żeby uniknąć kolejnej odpowiedzi w duchu wezwanie do HRu. Żyjąc więc w nieświadomości nałożył kobiecie do półmiska dolmades, a widząc, że ta nachyla się w jego stronę sam się bardziej pochylił, aby usłyszeć, jednocześnie sięgając po drugą miskę, żeby nałożyć jeszcze ziemniaczków.
Słysząc pytanie uśmiechnął się lekko pod nosem, a później do Ivon, zerkając na nią.
- Spokojnie, poradzę sobie z tym.
Na razie wszystko miał pod kontrolą, a później - czas pokaże. Najwyżej wejdzie w rolę i przekona szanownych kuzynów, że on już przecież kolejkę swoją wypił. Pewnie w tym chaosie i tak nikt w końcu nie zarejestruje czy był ten kieliszek czy nie, huragan na greckim weselu jest niesamowity, Mishri gubi się w tym z kim się już przywitał, a z kim nie. Przynajmniej jest pewien, że młodym złożył życzenia, bo ich trudno przeoczyć.
Pytanie Ivon jest dla niego sygnałem, że przekroczył granicę, więc zerka na nią i kręci głową cofając rękę.
- Nie, dziękuję. Wszystko w jak najlepszym porządku. - Uśmiecha się, żeby rozwiać wszelkie niezręczności, nie był dzieckiem, nie musiała się nim opiekować i wychodzić z nim z tłumu. Zresztą nie miał zamiaru jej obarczać żadnym zmartwieniem czy sobie w chaosie radził. W końcu to on tu przyszedł jako osoba towarzysząca, nie na odwrót.
Do gwaru premier był przyzwyczajony, ale tam wszystko wyglądało inaczej, wszystko miało swój plan, czasami co do minuty, określona ilość czasu na zdjęcia, na krótki wywiad, zawsze był ten jeden chłop w ciemnym garniturze, niewidzialny, który wskazywał drogę dalej.
- Wyjdziemy jak się zmęczymy na parkiecie.
Ivon Hall
Słysząc pytanie uśmiechnął się lekko pod nosem, a później do Ivon, zerkając na nią.
- Spokojnie, poradzę sobie z tym.
Na razie wszystko miał pod kontrolą, a później - czas pokaże. Najwyżej wejdzie w rolę i przekona szanownych kuzynów, że on już przecież kolejkę swoją wypił. Pewnie w tym chaosie i tak nikt w końcu nie zarejestruje czy był ten kieliszek czy nie, huragan na greckim weselu jest niesamowity, Mishri gubi się w tym z kim się już przywitał, a z kim nie. Przynajmniej jest pewien, że młodym złożył życzenia, bo ich trudno przeoczyć.
Pytanie Ivon jest dla niego sygnałem, że przekroczył granicę, więc zerka na nią i kręci głową cofając rękę.
- Nie, dziękuję. Wszystko w jak najlepszym porządku. - Uśmiecha się, żeby rozwiać wszelkie niezręczności, nie był dzieckiem, nie musiała się nim opiekować i wychodzić z nim z tłumu. Zresztą nie miał zamiaru jej obarczać żadnym zmartwieniem czy sobie w chaosie radził. W końcu to on tu przyszedł jako osoba towarzysząca, nie na odwrót.
Do gwaru premier był przyzwyczajony, ale tam wszystko wyglądało inaczej, wszystko miało swój plan, czasami co do minuty, określona ilość czasu na zdjęcia, na krótki wywiad, zawsze był ten jeden chłop w ciemnym garniturze, niewidzialny, który wskazywał drogę dalej.
- Wyjdziemy jak się zmęczymy na parkiecie.
Ivon Hall
-
We dance to all the wrong songs
We enjoy all the wrong movesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Ivon już tak miała czy to wychodziła z niej starsza siostra, czy przyjaciółka lub po prostu menadżerka, bywała nadopiekuńcza i dostrzegać problemy, które dopiero mają się pojawić. Czasem tylko po to, żeby potem móc powiedzieć, że a nie mówiła, nie ostrzegała.
- Postaram się w to nie wątpić - wyrażać się w sposób pozbawiony ironii również byłby trudny dla niej, ale złagodziła wydźwięk słów uśmiechem. Może coś jej się należało za gimnastykowanie się w zbijaku z hr’em. Chyba dział kadr ze szkoleniami o mobbingu i nadużyciach postanowiły nie opuszczać imprezy, bo właśnie dostrzegła przy innym stoliku swoją (jakże mogłoby być inaczej) kuzynkę, której już się kończył ten stół wspomniany, którym chciała zwiększyć dystans, od przebrzmiałego bożyszcza z lat nastoletnich, a który właśnie musiał nauczyć się żyć w pojedynkę po jakiś dwudziestu latach bycia zawsze w parze. Ivy rzuciła, że zaraz będzie z powrotem do każdego, kto chciał ją słuchać i zaraz potem mogą ten parkiet podbijać. Zanim zaczęła akcję ratunkową, jeszcze podeszła do swojej ciotki, by w końcu odbić kuzynkę, wymawiając, że jest potrzebna matce oraz babce, na szczęście nikt się z starszymi paniami i ich rozkazami nikt się nie kłócił. W ich miejsce przybyli kuzyni albo wujkowie, poważnie nie wiedziała, jakie miejsce zajmowała w stosunku do nich w tej rozbudowanej rodzinnej konstelacji. Oczywiście byli uzbrojeni w butelki z alkoholem i to mocniejszym, którym im tak chętnie polewał Andy. O to prosiła ciotkę, by niewygodnego gościa spić, lepsze to, niż gdyby któraś z jego ofiar postanowiła użyć argumentu siły.
Andy zaśmiał się na to wszystko, zaskakująco nic mu nie umknęło, pewnie wszystko potem stanie się kolejną anegdotą do opowiadania na kolejnych spotkaniach. Sam przyciągnął krzesło dla nowej osoby i polał kolejną kolejkę.
- Ivonni, rządzisz się jak wtedy - przerwał, bo jego żona nawet nie próbowała dyskretnie dawać znaków, tylko po prostu trzepnęła go w ramię. - No ale nie każdy bohater nosi pelerynę, więc twoje zdrowie - i cyk polany alkohol po brzeg, aż się po ściankach leje.
- Chodźmy na parkiet, to jest najbezpieczniejsze miejsce - rzuciła do Mishiego. Nawet przy klasycznych greckich nutach, które brzmiały, jak bardzo muzycznie uzdolniona koza, która cierpiała na jakieś gastryczne schorzenie.
Mishri Bogart
- Postaram się w to nie wątpić - wyrażać się w sposób pozbawiony ironii również byłby trudny dla niej, ale złagodziła wydźwięk słów uśmiechem. Może coś jej się należało za gimnastykowanie się w zbijaku z hr’em. Chyba dział kadr ze szkoleniami o mobbingu i nadużyciach postanowiły nie opuszczać imprezy, bo właśnie dostrzegła przy innym stoliku swoją (jakże mogłoby być inaczej) kuzynkę, której już się kończył ten stół wspomniany, którym chciała zwiększyć dystans, od przebrzmiałego bożyszcza z lat nastoletnich, a który właśnie musiał nauczyć się żyć w pojedynkę po jakiś dwudziestu latach bycia zawsze w parze. Ivy rzuciła, że zaraz będzie z powrotem do każdego, kto chciał ją słuchać i zaraz potem mogą ten parkiet podbijać. Zanim zaczęła akcję ratunkową, jeszcze podeszła do swojej ciotki, by w końcu odbić kuzynkę, wymawiając, że jest potrzebna matce oraz babce, na szczęście nikt się z starszymi paniami i ich rozkazami nikt się nie kłócił. W ich miejsce przybyli kuzyni albo wujkowie, poważnie nie wiedziała, jakie miejsce zajmowała w stosunku do nich w tej rozbudowanej rodzinnej konstelacji. Oczywiście byli uzbrojeni w butelki z alkoholem i to mocniejszym, którym im tak chętnie polewał Andy. O to prosiła ciotkę, by niewygodnego gościa spić, lepsze to, niż gdyby któraś z jego ofiar postanowiła użyć argumentu siły.
Andy zaśmiał się na to wszystko, zaskakująco nic mu nie umknęło, pewnie wszystko potem stanie się kolejną anegdotą do opowiadania na kolejnych spotkaniach. Sam przyciągnął krzesło dla nowej osoby i polał kolejną kolejkę.
- Ivonni, rządzisz się jak wtedy - przerwał, bo jego żona nawet nie próbowała dyskretnie dawać znaków, tylko po prostu trzepnęła go w ramię. - No ale nie każdy bohater nosi pelerynę, więc twoje zdrowie - i cyk polany alkohol po brzeg, aż się po ściankach leje.
- Chodźmy na parkiet, to jest najbezpieczniejsze miejsce - rzuciła do Mishiego. Nawet przy klasycznych greckich nutach, które brzmiały, jak bardzo muzycznie uzdolniona koza, która cierpiała na jakieś gastryczne schorzenie.
Mishri Bogart
-
and the old triangle went jingle-jangle
all along the Royal Canalnieobecnośćniewątki 18+niezaimkijak chceszpostaćautor
Nawet nie wątpi w szczerość tego uśmiechu, przecież widział go nie raz, to tylko bardzo ładna przykrywka do ironii, ale za długo znał Ivon, żeby się choć trochę o to obrażać. Zresztą urazy nigdy nie były w jego stylu, zwykle na wszystko machał ręką, a jeszcze częściej miał po prostu z ludźmi na tyle przyjazne relacje, że spięć doświadczał bardzo rzadko (ale po mistrzowsku ich unikał).
Pada na kolejną nóżkę i Mishri nie jest pewien ile już tych nóżek mają, zresztą jakie to ma znaczenie, najważniejsze, żeby się w tańcu nie plątały.
Trzepnięcie Andreasa w ramię sygnalizuje, że odcięto Mishriego właśnie od interesującej historii, a jak już raz usłyszał jak wtedy to nie może odpuścić, żeby usłyszeć czegoś od Ivon od jej rodziny, co będzie może mógł przez lata wykorzystywać jako argument w słownych przepychankach.
- Jak kiedy? - Pyta, zanim Ivon nie decyduje za nich, że to pora na zabawę na parkiecie, więc tylko wypija to co Andy nalał, dłoń do niego unosi na to chwilowe pożegnanie i idzie za Hall posłusznie w tańczący tłum. I przy okazji śpiewający, ale Mishri nie ma pojęcia co dokładnie, nie znał tych kanadyjsko-greckich hitów.
- Co zrobiłaś? - Dopiero w zaduchu tłumu i po pierwszych kilku tanecznych ruchach czuje w końcu jak w głowie mu się już kręci od ilości wypitego ouzo, a tutaj dopiero połowa wieczoru, chociaż na tyle na ile się przygotował to greckie wesela długie nie były, z drugiej strony to przecież kwestia indywidualna, a para młoda wyglądała, jakby się lubiła bawić.
W kolejnym ruchu okręcił w tym tańcu Ivon, mając nadzieję, że jej jednak szumi w głowie tak samo przyjemnie jak jemu, a nie w ten niebezpieczny sposób, kiedy człowiek rozsądny robi sobie przerwę od picia, nierozsądny po prostu w kolejnej fazie albo leci na głupi ryj albo zasypia.
Nie jest też pewien czy się od samej zainteresowanej dowie czego dotyczyła anegdota, ale może być pewna, że Andy pewnie chętnie wypapla jeśli w zasięgu nie będzie żony, co by go upomniała trzepnięciem.
Ivon Hall
Pada na kolejną nóżkę i Mishri nie jest pewien ile już tych nóżek mają, zresztą jakie to ma znaczenie, najważniejsze, żeby się w tańcu nie plątały.
Trzepnięcie Andreasa w ramię sygnalizuje, że odcięto Mishriego właśnie od interesującej historii, a jak już raz usłyszał jak wtedy to nie może odpuścić, żeby usłyszeć czegoś od Ivon od jej rodziny, co będzie może mógł przez lata wykorzystywać jako argument w słownych przepychankach.
- Jak kiedy? - Pyta, zanim Ivon nie decyduje za nich, że to pora na zabawę na parkiecie, więc tylko wypija to co Andy nalał, dłoń do niego unosi na to chwilowe pożegnanie i idzie za Hall posłusznie w tańczący tłum. I przy okazji śpiewający, ale Mishri nie ma pojęcia co dokładnie, nie znał tych kanadyjsko-greckich hitów.
- Co zrobiłaś? - Dopiero w zaduchu tłumu i po pierwszych kilku tanecznych ruchach czuje w końcu jak w głowie mu się już kręci od ilości wypitego ouzo, a tutaj dopiero połowa wieczoru, chociaż na tyle na ile się przygotował to greckie wesela długie nie były, z drugiej strony to przecież kwestia indywidualna, a para młoda wyglądała, jakby się lubiła bawić.
W kolejnym ruchu okręcił w tym tańcu Ivon, mając nadzieję, że jej jednak szumi w głowie tak samo przyjemnie jak jemu, a nie w ten niebezpieczny sposób, kiedy człowiek rozsądny robi sobie przerwę od picia, nierozsądny po prostu w kolejnej fazie albo leci na głupi ryj albo zasypia.
Nie jest też pewien czy się od samej zainteresowanej dowie czego dotyczyła anegdota, ale może być pewna, że Andy pewnie chętnie wypapla jeśli w zasięgu nie będzie żony, co by go upomniała trzepnięciem.
Ivon Hall
-
We dance to all the wrong songs
We enjoy all the wrong movesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Ivon na pożegnanie wypija tę najnowszą nóżkę, choć zapewne nieostatnią tego wieczora. Normalnie nie pozwalała sobie, aż na taką beztroskę, ale tutaj było bezpieczniej i swobodniej, bo normalnie imprezy wiązały się jej obowiązkami służbowymi, bankiety, premiery, wrap party, na których reprezentowała agencję, poniekąd Mishriego.
Obdarza go tylko wywróceniem oczami, nic takiego się nie stało. Chwilę wczuwa się w rytm, trochę bujania, obrotów, pojawiają się elementy wspólne, jakby każdy znał układ, tylko każdy w swoim czasie.
- Dobrze, no to opowiem to raz, bo generalnie nie ma o czym mówić - zastrzegła. To, że ona nie będzie mówić, to nie znaczy, że nie będzie ktoś inny wspominać, a poza tym Andy zrobi z tego jakąś intrygę w stylu Guy’a Ritchiego, z którą cała sytuacja nie miała nic wspólnego.
- Byłam w szkole średniej, tato zrobił sobie odbiór całego zaległego urlopu i zjechał z Jukonu na miesiąc - przerwa w narracji na jakieś klaśnięcie nad głową, jednocześnie skinieniem głowy zachęciła go do przyłączenia się. - I jak się domyślasz, doszło do przypływu uczuć rodzinnych, czyli picie tsipouro i granie w diloti z wujkami i szwagrami, a ja w tym czasie z kuzynostwem szlajałam się po okolicy - i znowu przerwa, tym razem na zaczerpnięcie oddechu, jednak trzeba popracować nad kondycją. - Od razu dodam, że w ogóle nie miałam rozeznania co, kto i z kim. No i w takiej gorszej części dzielnicy, gorszej, bo macedońskiej, to stary konflikt ma się dobrze, byli tacy trochę starsi chłopcy od nas, którzy się czepiali małego Christosa - bo oczywiście był też duży Christos - syna kuzyna mojego taty. Więc postanowiłam zareagować i ruszyłam na nich, narobiłam hałasu, a oczywiście pół ulicy już zdążyło wyjść na balkony i do okien, więc tamci się zmyli. Potem się okazało, że to Albańczycy, wtedy mi się wydawało, że prawdziwa mafia, a to były dzieciaki, które trochę dilowały trawką, trochę opychali pirackie gry, ale Andy zawsze pokazuje tego gifa, w którym rozjuszony kot pogonił niedźwiedzia. Okręcamy się - kto kogo prowadził, chyba ona bardziej strerowała. - Mały Christos okazało się, że rozprowadzał swoje piraty. Lepiej wspierać rodzinne szemrane interesy - zaśmiała się. A co się stało z Małym Christosem, dorobił się na kilku franczyzach myjni samoobsługowych oraz sprowadza grecką chałwę z przebitką do eko-wegańskich sklepów rzemieślniczych, ma dom z basenem oraz zawsze na jej urodziny wysyła chałwę i alkohol, można uznać, że się opłacało.
Mishri Bogart
Obdarza go tylko wywróceniem oczami, nic takiego się nie stało. Chwilę wczuwa się w rytm, trochę bujania, obrotów, pojawiają się elementy wspólne, jakby każdy znał układ, tylko każdy w swoim czasie.
- Dobrze, no to opowiem to raz, bo generalnie nie ma o czym mówić - zastrzegła. To, że ona nie będzie mówić, to nie znaczy, że nie będzie ktoś inny wspominać, a poza tym Andy zrobi z tego jakąś intrygę w stylu Guy’a Ritchiego, z którą cała sytuacja nie miała nic wspólnego.
- Byłam w szkole średniej, tato zrobił sobie odbiór całego zaległego urlopu i zjechał z Jukonu na miesiąc - przerwa w narracji na jakieś klaśnięcie nad głową, jednocześnie skinieniem głowy zachęciła go do przyłączenia się. - I jak się domyślasz, doszło do przypływu uczuć rodzinnych, czyli picie tsipouro i granie w diloti z wujkami i szwagrami, a ja w tym czasie z kuzynostwem szlajałam się po okolicy - i znowu przerwa, tym razem na zaczerpnięcie oddechu, jednak trzeba popracować nad kondycją. - Od razu dodam, że w ogóle nie miałam rozeznania co, kto i z kim. No i w takiej gorszej części dzielnicy, gorszej, bo macedońskiej, to stary konflikt ma się dobrze, byli tacy trochę starsi chłopcy od nas, którzy się czepiali małego Christosa - bo oczywiście był też duży Christos - syna kuzyna mojego taty. Więc postanowiłam zareagować i ruszyłam na nich, narobiłam hałasu, a oczywiście pół ulicy już zdążyło wyjść na balkony i do okien, więc tamci się zmyli. Potem się okazało, że to Albańczycy, wtedy mi się wydawało, że prawdziwa mafia, a to były dzieciaki, które trochę dilowały trawką, trochę opychali pirackie gry, ale Andy zawsze pokazuje tego gifa, w którym rozjuszony kot pogonił niedźwiedzia. Okręcamy się - kto kogo prowadził, chyba ona bardziej strerowała. - Mały Christos okazało się, że rozprowadzał swoje piraty. Lepiej wspierać rodzinne szemrane interesy - zaśmiała się. A co się stało z Małym Christosem, dorobił się na kilku franczyzach myjni samoobsługowych oraz sprowadza grecką chałwę z przebitką do eko-wegańskich sklepów rzemieślniczych, ma dom z basenem oraz zawsze na jej urodziny wysyła chałwę i alkohol, można uznać, że się opłacało.
Mishri Bogart