ODPOWIEDZ
28 y/o, 170 cm
pracownik socjalny | MCCSS
Awatar użytkownika
survival taught me when to show my scars and when to hide them
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

#1

Pracownik Socjalny Stone. Wypowiadała te słowa tak często, że były już dla niej całkowicie pozbawione pierwotnego brzmienia. Musiała przedstawić się przy każdym spotkaniu, czy pierwszym, czy nastym z kolei. Musiała legitymować się przy wejściu do budynku, w którym znajdowała się jej siedziba, a nawet do niektórych pomieszczeń, w których znajdowały się informacje z działu tajne przez poufne. Powtarzała to w obecności lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, prawników i sędziów. Jednak robiła to z konieczności oraz litery prawa. Virginia nie próbowała w ten sposób pokazywać swojej wyższości czy ważności w społeczeństwie – choć wielokrotnie od niej zależały dalsze losy ludzi, którzy w swoim życiu z b ł ą d z i l i.

Miała pod sobą około setkę podopiecznych. Niektórych od dłuższego czasu, wymagali stałego wsparcia i opieki. Innych tylko na chwilę – przeskrobali coś i potrzebowali krótkoterminowej obserwacji. Ta liczba z dnia na dzień zmieniała się, bo wystarczyło napisać kilka raportów i odpowiedni wniosek, żeby zalecić zniesienie opieki socjalnej. Jednocześnie niemal codziennie na jej biurku pojawiała się nowa t e c z k a, którą należało przeanalizować, zweryfikować, zebrać wywiad środowiskowy, a później skontaktować się z nowym podopiecznym, żeby z nim porozmawiać, ocenić jego sytuację i zaproponować plan działania, który byłby najlepszy w jego konkretnej sytuacji życiowej.

Setka podopiecznych. Około dwudziestu paru dni pracujących w miesiącu. Niektórzy wymagali codziennego kontaktu, a nawet wizyt. Nie było łatwo, jednak nikt nie obiecywał, że będzie.

Virginia nawet nie chciała, żeby było.

Theodor Bauer. 02/03/1996, Berlin, Niemcy. Przyjezdny, n i e d o b r z e. Nakaz przychodzący z góry mówił, że im należało się baczniej przyglądać. Nawet jeżeli jego rodzice byli Kanadyjczykami – w co wątpiła, bo nazwisko tego nie sugerowało – to taki osobnik wymagał głębszej analizy. Kanada była bardzo przyjaznym krajem, ale gdy ktoś łamał zasady, to nie był już w niej tak mile widziany.

Hokeista. L e p i e j. Nie tylko ze względu na jej własne lubowanie się w zawodach zimowych oraz wszelkich aktywnościach na lodzie. Uczestniczył w ich sporcie narodowym, a sport rządził się swoimi prawami. Jeżeli dodatkowo był dobry w tym, co robił, to był jedną nogą w domu. To znaczy w Kanadzie.

Problemy z agresją. Udział w bójce. Napaść. Robiło się n i e p rz y j e m n i e. Jednak to nie był pierwszy raz gdy Stone miała mieć do czynienia z mężczyzną, który łamał zasady – w tym przypadku już prawo. Nie bała się, już nie, ale mimo wszystko odruchowo nabrała większego dystansu. Naturalnie atak na pracownika państwowego byłby objawem najwyższej możliwej głupoty, wszakże ludzie w poczuciu zagrożenia często zachowywali się nieracjonalnie.

Dźwięk telefonu oderwał ją od ponownego zagłębiania się w papiery pana Bauera. Podziękowała za informację, pochwyciła teczkę w rękę i podniosła się z wygodnego fotela, by powędrować do drzwi swojego gabinetu. Otworzyła je pewnie, zatrzymując się krok za progiem. Odnalazła spojrzeniem mężczyznę, czekającego w poczekalni.

— Pan Theodor Bauer? Zapraszam do środka — powiedziała krótko. Jej ton był stanowczy, jednak spokojny – nie nastawiała się na nic. Każdy zaczynał u niej z czystą kartą, więc tylko od niego zależało, jakie zdanie na jego temat wyciągnie sobie blondynka. Zawędrowała na wysokość swojego biurka, odwróciła się do niego przodem i wyciągnęła dłoń na przywitanie. — Pracownik Socjalny Stone. Będę zajmować się pana sprawą. To nasze pierwsze spotkanie, więc na początku zależy mi na tym, żeby pana poznać. Proszę usiąść — powiedziała, wskazując miejsce po drugiej stronie biurka, po czym zajęła swoje.

Teczka wylądowała na drewnianym blacie, a jej splecione dłonie podparły się na niej. Jej duże ufne spojrzenie i delikatne rysy twarzy nie pasowały do tej sztywnej biurokracji, jednakże Stone była właśnie w trakcie wykonywania czynności służbowych, które musiała prowadzić w określonym tonie.

— Zależy mi na współpracy. Jestem tutaj, bo zaistniał pewien problem i razem musimy ustalić, jak należałoby go rozwiązać. Na początku chciałabym dowiedzieć się od pana, dlaczego pan w ogóle znalazł się tutaj? — zapytała, zatrzymując na nim swoje pytające spojrzenie, po raz pierwszy na dłużej.

Chciała go wysłuchać. Chciała poznać jego wersję wydarzeń. Ponownie chciała odmienić czyjeś życie, wierząc, że tym razem uda się jej zareagować na czas.

Theo Bauer
ginny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
29 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
hokeista, który miewa problemy z agresją
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

1# Theo Bauer & Virginia C. Stone
Wspomnienie problematycznej nocy majaczyło w umyślę Theo daleko, gdzieś zupełnie z tyłu. W tle istniał jedynie kalejdoskop rozmazanych wspomnień; po udanym meczu, udał się z kolegami z drużyny na drineczka i tańce. Nie był wielkim fanem imprez... A przynajmniej tak sobie wmawiał, bo to, że ochroniarze większości klubów w Toronto znali jego imię i to wcale nie dlatego, że grał w hokeja, świadczyło o czymś zupełnie innym. W umyśle postrzegał siebie, jak zupełnie niewiniątko, no, ale wracając do wątku głównego.
Wypił dosłownie dwa, może trzy, (może pięć, może dziesięć) piwek i już miał się zabierać do domu (albo raczej koledzy z drużyny próbowali namówić go do powrotu taksówką, wpychając blondyna do samochodu właściwie na siłę, co im się jednak nie udało, ale o tym później), gdy do jednego z członków drużyny, przywalił się jakiś nieznany Theo typ (to wcale tak nie wyglądało, zupełnie przypadkowa osoba zrzygała się na buty innemu imprezowiczowi, a Bauerowi wydawało się, że tym rzygającym jest jego kolega) iiii na tym opowieść się kończy, bo co było dalej nie pamięta.
Resztę szczegółów było mu dane poznać za pomocą TikToka albo innego YouTube, bo nagranie z tamtej nocy, jak rozwala komuś nos uderzeniem pięści, a potem zostaje posłany na ziemię przy pomocy butelki, poszło po sieci viralem. A potem było jeszcze gorzej, bo jak już odrobinę wydobrzał, chociaż głowa dalej go pobolewała, a szwy nieprzyjemnie naciągały ku sobie naderwane krawędzie skóry, zaczęto odbywać z nim rozmowy.
Najpierw była rozmowa z trenerem, potem była rozmowa z HRem, następnie z menagerem, a potem z dyrektorem i tylko dzięki swemu talentowi udało mu się uniknąć wyrzucenia, tylko i wyłącznie żeby wszyscy dali mu tak bardzo wyczekiwanym święty spokój, zgodził się na te spotkania z... sam nie wiedział z kim.
Siedział przed jej gabinetem wręcz znudzony, w telefonie dzierżył telefon z pękniętym wyświetlaczem i bezmyślnie przeglądał kolejne newsy na temat swej osoby. Na szczęście miał to wszystko w dupie, jego papuga zajął się poszukiwaniem człowieka, który video udostępni i załagodził konflikt pomiędzy nim, a jego wieczornym przeciwnikiem, wypłacając na konto mężczyzny z butelką niemałą kwotę, bo chociaż odniósł odrobinę większe obrażenia to zaczął pierwszy, no i nie był to jego pierwszy wyczyn w tym stylu, no i nie był rodowitym Kanadyjczykiem co odrobinę komplikowało całą sytuacje.
Kiedy zawołała go do swojego gabinetu, wyprostował się, jak struna, starał się zrobić na tajemniczej Virginii, której imię i nazwisko widniało na drzwiach gabinetu, dobre wrażenie. Na szczęście, czasem (rzadko, raczej nigdy) potrafił być czarujący, dlatego uśmiechnął się pięknie, ignorując ból pod okiem wywołany przez kombo limo+zadowolenie i siadł na krześle na przeciwko.
W odpowiedzi na zadane przez blondynkę pytanie, mimowolnie zmarszczył brwi w grymasie niezadowolenia, a jego głowa przechyliła się w bok. Rozsiadł się wygodnie na swoim fotelu, zakładając nogę na nogę, a nogawki jego materiałowych, eleganckich spodni lekko się podwinęły, odsłaniając skarpetki w bobry. Ręce zgiął w łokciach, a te oparł o niewygodne podłokietniki drewnianego krzesła, dłonie złożył ze sobą gdzieś na wysokości ust i wpatrywał się w nią tak przez kilka minut; budował napięcie albo raczej testował jej samokontrolę, chciał sprawdzić, jak długo będzie w stanie milczeć.
W końcu postanowił się odezwać.
- Czegoś tutaj nie rozumiem panno Stone, - rzucił, dokładnie wymierzając każde kolejne wypowiedziane przez siebie słowo. - Pani chyba powinna już wiedzieć do czego tamtej nocy doszło, obawiam się, że ma wersja nie będzie różnić się niczym od tej, którą przedstawiłem podczas przesłuchania na policji. - zatrzymał się na chwilę, swój wzrok mimowolnie pokierował w stronę twarzy opiekunki socjalnej. Była przepiękna, ale to teraz nie miało zupełnie znaczenia, bo w tamtej chwili, była w jego oczach kolejnym katem, któremu zupełnie brakowało współczucia dla osoby znajdującej się w takiej sytuacji.

Virginia C. Stone
sałata
byleby nie ai
28 y/o, 170 cm
pracownik socjalny | MCCSS
Awatar użytkownika
survival taught me when to show my scars and when to hide them
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Pierwsze co zobaczyła Stone to widoczne zasinienie wokół oka – pamiątkę po zdarzeniu, które przywiodło tego nieszczęśnika do jej gabinetu. Sprawa była świeża, a odpowiednie sznurki pociągnięto błyskawicznie – straty PRowe potrafiły być niezmiernie bolesne dla osób znanych, więc tutaj liczył się czas. Drugie było jego spojrzenie – bardzo charakterystyczne, duże oczy, które czarowały swoją zawziętością, ale jednocześnie miały w sobie pierwiastek smutku, wyczuwalny dla dobrego obserwatora. Ostatnie były włosy, które pozwalały mu wyróżnić się z tłumu, co w przypadku osób wykonujących takie profesje jak pan Bauer też było specyficzne – lepiej jakkolwiek zapaść w czyjejś pamięci, niż nie zrobić tego w ogóle.

Po jej naturalnym i neutralnym wstępie zapadła pomiędzy nimi dłuższa cisza. Jej podopieczni naprawdę mieli przeróżne sposoby na to, jak nie rozmawiać o sprawie, która ich do niej przywiodła, ale Virginia potrafiła radzić sobie z tym na różne sposoby. Jeżeli jego celem było wytrącenie jej z równowagi, to nie udało mu się to. Ginny odchyliła się do tyłu, opierając się na swoim wygodnym fotelu i z równą wytrwałością wpatrywała się w pana Bauera. Po kilkunastu sekundach na jej twarzy pojawił się nawet lekki uśmiech. Mieli czas. To znaczy, Stone miała przeznaczony czas na jego sprawę, a to jak Theodor go wykorzysta zależało już tylko od niego.

Gdy mężczyzna w końcu się odezwał, to tym razem Virginia wykonała nieco dłuższą pauzę. Jego pierwsze słowa wiele mówiły o jego nastawieniu do niej i do tej całej sprawy. Ją postrzegał jako przeszkodę na swojej drodze – jakby to ona była w tym ułożeniu największym problemem, natomiast ta cała sytuacja była wyolbrzymieniem, które nie powinno mieć miejsca, bo najpewniej nie wydarzyło się nic wielkiego. Teczka pana Bauera wskazywała, że takie nieistotne incydenty wydarzyły się kilkukrotnie, więc nagła zmiana nastawienia byłaby wręcz nierealna.

— Ma pan rację, znam podstawowe fakty z raportu policyjnego. Ale między faktami a tym, co naprawdę się wydarzyło, często jest przepaść powiedziała spokojnie. Stone nie dała się zbyć jego chłodnemu tonowi i nie odrywała od niego wzroku. — Policja skupia się na tym, co można udowodnić. Ja skupiam się na tym, jak można pomóc — powiedziała, niejako powtarzając sens swoich słów wstępu, jeżeli to nie wybrzmiało wcześniej dla niego zbyt wyraźnie. Ta sama sytuacja opowiadana przez różnych obserwatorów potrafiła wyglądać naprawdę inaczej. Miała prosty, suchy policyjny raport, ale czy wersja Theodora była tak samo płaska?

— Rozumiem pana frustrację, ale nie jestem tutaj katem. Jestem osobą, która ma zdecydować o dalszych krokach w pana sprawie. Może pan tutaj siedzieć i traktować mnie jak wroga, albo może pan spróbować przedstawić mi swoją perspektywę — zatrzymała się na moment. Nachyliła się lekko do przodu, jej ton pozostał profesjonalny, ale zyskał na zdecydowaniu. — Bo czy panu się to podoba, czy nie, od tej rozmowy zależy bardzo dużo. To nie jest przesłuchanie, panie Bauer. To próba zrozumienia sytuacji, zanim podejmę decyzję, która być może wpłynie na pana życie — wyjaśniła mu dokładniej jego położenie oraz wagę sprawy, która rozgrywała się w tych czterech ścianach. W swoich słowach Stone była konkretna i rzeczowa, jednak wcale nie zdystansowana i chłodna. Jeszcze niewiele o nim wiedziała – niczego sam jej o sobie nie powiedział, ale zaczął już coś pokazywać. Coś, co wcale nie świadczyło o nim najlepiej, jednak na ten moment Virginia jeszcze dawała mu szansę i czystą kartę, którą mógł zapisać własnymi słowami, bądź zdać się na to, co zostało stworzone przez obcego mu funkcjonariusza na służbie.

Theo Bauer
ginny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”