- 
				 pan detektyw i już nawet sierżant, poszukujący zabójcy ojca, skupiony na sobie, odrzucony przez kumpele z pracy, w której był zakochany.. pan detektyw i już nawet sierżant, poszukujący zabójcy ojca, skupiony na sobie, odrzucony przez kumpele z pracy, w której był zakochany.. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Wracając jednak do nich, to zmierzając na wyższe piętro, zahaczył o Rourke biurko, przysiadł przy nim z paczką pysznych i wciąż pączków, oczekując na niego. Chwila rozmowy, może i podzielenie się słodyczami, miało rozluznić nieco start dzisiejszego dnia. Nigdzie się nikomu nie spieszyło, a już na pewno nie przestępstwom, tych im nie zabraknie i dziś.
Nathaniel Rourke
- 
				 I don't understand what you're gonna do, I followed the rules, I took the abuse. I don't understand where you're coming from. I down all our pills. I don't understand what you're gonna do, I followed the rules, I took the abuse. I don't understand where you're coming from. I down all our pills.
 I love you the most.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Na komendzie znał każdego, ale nie każdego lubił; gdy dochodziło do przerwy śniadaniowej lub jakiejkolwiek, to czekał zawsze do jej końca, by wejść tam, gdy nie będzie zbyt dużej ilości osób. Czasami nawet udawało się, że był sam i mu to całkowicie odpowiadało. Od wielu lat darował sobie zbieranie fałszywych uśmiechów i small-talku, do którego się w ogóle nie nadawał. Minęły czasy, gdy chciał zaimponować i zabłysnąć, myśląc, że jeśli będzie się przyjaźnił z każdym to da mu to jakieś profity. Miał kilku dobrych znajomych z różnych wydziałów, może nawet przyjaciół, o ile dorośli mężczyźni z wielkim ego używali takich słów. Nie potrzebował nikogo więcej, gdy trzeba było coś załatwić na innym piętrze - po prostu kontaktował się z nimi, bo nigdy go nie wypytywali. U reszty policjantów pewnie musiałby tłumaczyć po co mu są dane informacje czy konkretne wydruki z systemu. On też nigdy nie pytał, po prostu im ufał.
Ostatnie kilka tygodni poświęcał na sprawę Maze, do której został dołączony ze względu na powiązania z gangiem, do którego miał… duży uraz, ładnie mówiąc. Całe dnie i noce, nawet gdy był w domu spędzał nad dokumentami, próbując znaleźć więcej powiązań, które doprowadziłyby ich w końcu na sensowny trop. Wierzył, że ona poświęca się temu tak jak on, chociaż mieli inne priorytety - jej naprawdę zależało na ujęciu przestępców, którzy porwali dziewczynkę, a mu na zatrzymaniu tych, od których niemalże zginął dziesięć lat temu.
W międzyczasie od wertowania tony akt zdecydował się na pójście po kawę z automatu, która jako jedyna mogła utrzymać go przy życiu. Spał może z trzy godziny, może więcej, stracił już całkowicie rachubę. Był za stary by tak zarywać nocki, ale zależało mu na jak najszybszym rozwiązaniu. Z gorącym kubkiem wracał do swojego biurka, próbując nie rozlać drogocennego napoju na podłogę, nie przejmując się niczym - do momentu, aż nie zauważył człowieka w zasięgu jego wzroku, przy jego miejscu dowodzenia. Wzdrygnął się, poruszył ręką i jedna czwarta zawartości kubka wylądowała na jego koszulce.
— Kurwa — rzucił cicho pod nosem i podszedł prędko do blatu, by odłożyć kubek i nie narobić więcej strat. Dopiero wtedy podniósł głowę by spojrzeć na winowajcę i uniósł kącik ust. — Jesteś winny mi kawę, wiesz? — powiedział już o wiele głośniej i chwycił rękoma dolne skrawki t-shirtu, spoglądając na plamę. — Nie zapowiadałeś się, co cię tu sprowadza?
Matthew Grant
- 
				 pan detektyw i już nawet sierżant, poszukujący zabójcy ojca, skupiony na sobie, odrzucony przez kumpele z pracy, w której był zakochany.. pan detektyw i już nawet sierżant, poszukujący zabójcy ojca, skupiony na sobie, odrzucony przez kumpele z pracy, w której był zakochany.. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Jego działanie często miały na celu mobilizacje jednostki, gdy już miał kierować wydziałem wywiadu, to często spajał wszystkich w jedności. Luźne rozmowy przy piwie gdy akcja się udała, zbiorowe siedzenie na dupie przy biurku jak wykrywanie połączeń było słabe i wciąż stali w martwym punkcie. Nie lubił mieć wrogów czy zgrzytów, jego wola zawsze była prost i taka skuteczna. Po to wyjechał aby i potem wrócić, nabrać wigoru, może i dostać po tyłku ale i mieć obraz. Różniły się nieco te działania w jednostce kanadyjskiej, a amerykańskiej. Nie zmieniły się jednak motywy czy modus operantus przestępców, tego nie dzieliły kolory skóry czy obywatelstwo, to się działo w każdym miejscu i na każdym zakątku świata.
Nie było w jego dzieleniu się czegoś okrutnego, nie był jak Dexter Morgan, wkraczając z pączkami na komendę, szerząc perfekcyjny swój obraz. On po prostu chciał być miły, pośród wszystkiego gówna jakim zajmowała się policjami, dniami lepszymi i gorszymi, dobrze było poczuć się nieco inaczej. Czasami zwykły gest, świeża paczka długopisów, zaopatrzenie w lepszą kawę czy słodycz, dawał miły akcent ludzki. Takie też były jego gesty dziś wobec znajomego. Dlaczego by nie umilić mu tej zmiany? Dać popęd dla cukru we krwi.
- O chuj.... mocniejszy zamach trzeba było robić.. - rzucił gdy faktycznie się spiknęli przy biurku Nathaniela i może z winy Matthew, świeża kawa zdobiła plamą jego koszulkę, trochę i Granta, trochę i podłogi. - Mam właśnie coś dobrego idealnie do kawy! - rzucił i w sumie to ów smakołyki postawił mu na biurku w bezpiecznej wolnej przestrzeni, z dala od resztek kawy czy istotnych papierów.
Na moment sam zniknął aby nastawić ekspres na odpowiednią opcję. - Ta co zwykle? O ile dobrze pamiętam, no nie? - zapytał, wychylając się z części socjalnej, akurat mieli tą przyjemność, że było wcześnie i jeszcze nie kręciło się tu aż tyle osób, detektywów, policjantów, ludzi z ich jednostek czy też innych. Wrócił więc do niego po całym procesie, biorąc też małą espresso dla siebie samego.
- Ja? Nie mam żadnych ukrytych powodów, odwdzięczam się za to, że kryłeś mi plecy podczas tamtej akcji. Wiadomo pączki to za mało, ale pamiętaj jakie mamy wypłaty przyjacielu... - klepnął go rozbawiony w ramię, tym razem już pilnując aby nie miał nic w rękach w tamtym momencie. Jakoś się udało pewnie pozbyć szkód nieco papierem, który zaraz wylądował w koszu. Przynajmniej będzie pachnieć od progu wszystkim kawą. A co!
Nathaniel Rourke
- 
				 I don't understand what you're gonna do, I followed the rules, I took the abuse. I don't understand where you're coming from. I down all our pills. I don't understand what you're gonna do, I followed the rules, I took the abuse. I don't understand where you're coming from. I down all our pills.
 I love you the most.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Też nie spodziewał się sierżanta u siebie. Nie rozmawiali często, raczej jego obecność wiązał z nową sprawą lub potrzebą pomocy. Spotkanie czysto koleżeńskie ostatnimi czasy nawet nie przychodziło mu do głowy, szczególnie, kiedy jedyne co robił to zadręczał się starą sprawą w nowej oprawie. Mazarine została jego nową partnerką i przyniosła ze sobą jego stare traumy, rozdrapując rany.
Spojrzał znów na swoją koszulkę, na której widniała wielka czarna plama, która z każdą sekundą zaczynała się robić zimniejsza. Cud, że kawa z automatu nie była totalnym wrzątkiem, bo musieliby jechać na szpital. Machnął ręką, wyschnie a w domu wypierze, wielkie mi halo.
— Jeszcze mówisz mi, że to mój zamach? — mruknął pod nosem, ale z uśmiechem. Nie powiedział tego jakkolwiek chamsko. Zresztą, na tego poczciwego człowieka nie potrafiłby się złościć. — To raczej twoje pojawienie się tutaj jest tego przyczyną. Ale przeżyję z tą resztką kawy, najwyżej pójdę później po drugą. — Może normalniejszą, ze stołówki a nie z taniego automatu, pomyślał jeszcze. Sięgnął po ręcznik papierowy, który obowiązkowo był na jego biurku i prędko wytarł wszystkie mokre plamy, a później wyrzucił do kosza.
Nie było już ani śladu po tej niefortunnej kraksie.
— Ta co zawsze — rzucił głośno i usiadł na swoim krześle, opierając łokcie o blat, kiedy Matthew poszedł zrobić drugą kawę. Nie musiał tego robić, Rourke przeszedłby się sam, ale jeśli był taki dobroduszny to jedynie mógł skorzystać. Przeniósł wzrok na opakowanie, które położył mu na blacie biurka i rozchylił, by zajrzeć co było w środku.
Oczywiście, że słodycze, do których miał słabość.
Gdyby zamknęli go w fabryce czegokolwiek słodkiego to wyturlałby się stamtąd pełen jak beczka, albo baryłka.
— Akurat idealnie w porę, bo zjadłbym coś słodkiego — rzucił. Oparł policzek na dłoni i wbił wzrok w Granta, który akurat zdążył z powrotem wejść. — Nie musisz dziękować za coś, co powinienem zrobić — dodał całkowicie poważnie i wywrócił oczami. Niby dziękować nie musiał, ale ten prezent był najlepszym jaki dostał od ostatnich dwóch lat. Sięgnął wolną ręką po pączka i ugryzł kawałek. — Tak po prostu tutaj przyszedłeś? Pogadać? — zapytał z pełną buzią. To nie tak, że na każdym kroku wyczuwał jakiś podstęp. Ostatnio słabo spał, więc jego mózg nie działał za dobrze.
Ale może Grant mu pomoże trochę ułożyć w tej jego głupiej głowie.
Matthew Grant

