1
Zmianę skończyła później, z czym nie miałaby problemu, gdyby nie wracała z nocki i nie trafiła do komunikacji miejskiej w środku godziny szczytu, przesuwając swój powrót do domu o kolejne sześćdziesiąt minut. Do domu dotarła zaspana i przebodźcowana; zastała kuchnię i salon w absolutnym rozgardiaszu (rzucony przez pół sypialni budzik sugerował jej, że chłopcy mogli zaspać), więc
Miał, ale mama malucha spod ósemki przepraszała ich kartką na korkowej tablicy, że maluch ząbkuje; miał, ale sąsiad nad nią remontuje akurat kuchnię, a ten, z którym dzieliła sypialnianą ścianę musiał mieć gościnię, bo symfonia ich wrzasków zbudziłaby nawet trupa. Kakofonia dźwięków zlewała się w jedną niezrozumiałą całość dodającą tylko do przebodźcowania i pulsującą w jej głowie niczym najgorsza migrena i nie pozostawało Poppy nic, tylko wstać. To nie tak, że miała zmrużyć jeszcze oczy.
Przewietrzyła się: zrobiła zakupy spożywcze i przepłaciła za shaken brown sugar espresso, które nie było nawet dobre. Chciała zrelaksować się w kuchni. Zrobić dobry uczynek i zaserwować na kolację coś, co nie jest mrożoną pizzą z zerową ilością składników odżywczych. Przepis wydawał się dziwny, ale dostatecznie prosty nawet dla kogoś, kto w kuchni miał dwie lewe ręce – dlatego teraz, gdy tajemnicza breja o nieestetycznym kolorze bulgotała powoli na piecu, Poppy zastanawiała się, czy ten dzień mógł w jakiś magiczny sposób stać się jeszcze gorszym.
M ó g ł, oczywiście, gdyby istniały jakiekolwiek wątpliwości na ten temat, bo zaraz Tony wysłał tego pieprzonego esemesa i Merrigan myślała, czy trzaśnięcie patelnią z tajemniczą breją wystarczy, aby uspokoić skołatane nerwy. Skoro nowy projekt w pracy okazał się ważniejszy niż dramatyczny dzień ukochanej
Wycierała łzy przyszytą do fartuszka falbanką, gdy wybrzmiał dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza i Poppy zaczęła zastanawiać się, kim była w poprzednim życiu, że spotyka ją dzisiaj taka karma. — Obiadu? — spytała, pociągając nosem gdy po łebkach doprowadziła się już do porządku. Zamieszała nawet łyżką w przyrządzonej miksturze. — To białkowe klopsy w sosie na bazie jogurtu greckiego, tylko klopsy się rozpadły, sos kompletnie rozwarstwił, a całość wygląda teraz tak, jakby ktoś już ją zjadł i zwrócił, więc nie będę zła, jeśli zamówimy pizzę — wyrzuciła z siebie, pociągając nosem i wznosząc wzrok w górę, bo – tak normalnie, po ludzku – miała już wszystkiego serdecznie dość, a teraz w dodatku musiała użerać się tu z n i m.
leave me alone