18 y/o, 161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
Stupid, stupid, stupid...
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

004
It didn’t sound like a cry for help.
But maybe he still heard it.
  Słowa Huntera nie opuszczały jej głowy. Nawet po tygodniu były tak świeże i słyszała je w głowie tak realnie, jak gdyby to on stał przy niej i je wypowiadał. Szkoda tylko, że tak mocno tąpnęły o jej świat dopiero wtedy, kiedy widziała, jak odchodził. I szkoda tylko, że jej gardło było tak zaciśnięte, że nie mogła powiedzieć mu, aby nie odchodził. A jej ciało tak spięte, że nie mogła nawet do niego sięgnąć w geście zatrzymania.
  Tej nocy, jak tylko się rozsypała, tak przepłakała w zasadzie całą noc. Z krótką tylko przerwą, gdy znalazła się w towarzystwie Leii. Ale nie można było powiedzieć – że przy niej nie płakała ani trochę.
   Ale co to zmieniło, że wypłakała sobie oczy?
   Nic.
   Co padło, to padło. Co zostało przez nią powiedziane, to zostało. A ciężar jej własnych słów uderzył w nią dopiero później. Jak wszystko to, co powinno być na wierzchu, gdy miała go przed sobą i gdy on sam się przed nią otwierał.
   Ale zamiast być rozumiejąca, była wtedy defensywna. Nic więcej.
   Ona. Ta która zawsze miała wielkie serce dla wszystkich i zawsze była tym popychadłem jak raz postanowiła stawiać granice. I być może tam, gdzie nie były one takie właściwe.
   Zastanawiała się, czy do niego nie napisać, ale… Co by to zmieniło? Zresztą – nie byłoby nawet okazji się spotkać, bo następnego dnia wyjeżdżała na ten nieszczęsny obóz, na który tak bardzo nie chciała jechać. Teraz nie chciała tego jeszcze bardziej – o ile to było w ogóle możliwe.
  Nie pasowało jej to ni w ząb. Bo jeśli chciałaby zawrócić to, co powiedziała, może podejść do tego wszystkiego inaczej niż w emocjach, tak intensywnych jak wieczór wcześniej, to przecież nie powinna była robić tego SMS-em, a raczej wiadomością na Instagramie. A może właśnie powinna dać temu poleżeć? Aby ona nie podjęła decyzji pochopnie (znowu, jak wcześniej z doborem argumentów), no i aby on miał swoją przestrzeń.
   Nieważne co by nie postanowiła – i tak wyjeżdżała. I tego nie była w stanie zmienić, nawet będąc już pełnoletnią. Niektórzy do dwudziestki albo i dalej pozostają w mocy rodzica, więc… A z jej mamą wcale nie było tak świetnie. To nie tak, że nagle zaczęła żyć wolna i jak normalna nastolatka, bo jej mama też była kontrolująca. I nadopiekuńcza. Może nie w tak chorym stopniu, jak ojciec Soojin, ale wciąż – to nie było normalne.
  Zrozumiałe, przez wzgląd na zdarzenia, ale na pewno nie normalne.
   Obóz był dla niej męczarnią. Już od samego wejścia do autokaru – gdzie ponoć obok nikogo nie było miejsca, bo każdy na kogoś czekał, albo sadzał na wolnym siedzeniu swój plecak – wszystko jej dawało do zrozumienia, że nie powinna była jechać. Samą trzygodzinną podróż w autokarze odbyła z pilotem wycieczki. Nie mówiąc już o tym, że już wtedy dostała nieprzychylny komentarz – choć nie wypowiedziany wprost, ale niezbyt konspiracyjnym i niezbyt szeptem – dotyczący Pana Zębola przypiętego do jej plecaka.
   Dlaczego go zabrała? Bo czuła, że potrzebuje. Po rozmowie z dnia poprzedniego czuła, że zwyczajnie choć taka obecność była jej potrzebna.
   Kolejne dni wcale nie były lepsze, a nawet – gradacyjnie – gorsze. Koleżanki z domku robiły się coraz bardziej bezczelne, a ich komentarze coraz mniej „po cichu i między sobą” a coraz bardziej – wprost. Nie mówiąc już o tym, że przy aktywnościach grupowych zwyczajnie przewracały na nią oczami, jeśli była przydzielana do którejkolwiek z drużyn.
   Czy rozważała nierozsądny powrót pieszo do domu? Tak. Ale czy miała faktyczny bodziec by to zrobić? Nie. Nie potrafiła.
   Punktem zwrotnym miało być ognisko wspólne, na półmetku całego turnusu. Na dobrą sprawę – zostałaby w pokoju, w towarzystwie Zębola (już niejednokrotnie wsadzanego w dziwne miejsca i ukrywanego przed nią), ale obsługa obozu upierała się i zapewniała, że będzie fajnie.
   Nie było fajnie.
   Z każdą kolejną minutą i każdą kolejną wypitą butelką piwa, jej rówieśnicy robili się coraz gorsi. I zaczęli szukać rozrywki. Mieli coraz mniej hamulców i coraz bardziej jej dokuczali. Gdzieś na pewnym etapie czuła się po prostu nieswojo, ale oceniające spojrzenie kadry uziemiało ją na miejscu. Na tej samej ławeczce nieopodal ogniska. Wyciągnęła tylko telefon, zastanawiając się do kogo może napisać. Nie chciała męczyć Leii, zresztą prawdopodobnie była jeszcze na treningu albo spała.
   Napisała do Huntera.
   Ale zanim zdołała podzielić się z nim tym, co czuła (albo kolejny raz go przeprosić, że napisała), jej telefon został zabrany. Nie przez kadrę, a przez rówieśników.
   A potem się potoczyło.
   Do tego stopnia, że Soojin, cała mokra i nie tylko od łez, szła przez leśną ścieżkę, by zostawić obozowisko za sobą, a finalnie dotrzeć do starego, zatęchłego, drewnianego przystanku autobusowego pośrodku niczego. Lasu. Bez telefonu, bez niczego. Zziębnięta, mimo lata. Z nadzieją, że będzie jakiś autobus, który zabierze ją z powrotem do domu.
   Miał być. Ale dopiero grubo po świcie.
   Nie miała za bardzo opcji, bo nie chciała wracać, a i też nikt zapewne za nią nie tęsknił i nikt nie szukał (była w końcu pełnoletnia).
   Usiadła więc na spróchniałej, załamana, rozbita, przerażona, ale jednocześnie zdeterminowana. Na tyle, by siedzieć w jednym miejscu przez kilka godzin, byleby tylko się wydostać z tego miejsca.

Hunter Jang
25 y/o, 183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Jiwoong, biorę auto.
Miał złe przeczucia. Z jakiegoś powodu. Może to szósty zmysł, może przeczucie, może coś innego, ale po tym jak mu nie odpisała, coś szarpnęło jego żołądkiem w ten nieprzyjemny sposób. To było tak silne, że nie umiał usiedzieć na miejscu. Pisał do niej jeszcze przez chwilę, ale gdy każda z wiadomości została bez odpowiedzi, przeklął pod nosem i zdecydował się coś zrobić. Jako, że był daleko, to jedyną opcją było… pojechanie na ten cholerny obóz.
W pizdu daleko. Na całe szczęście wiedział gdzie.
Droga była w miarę daleka, ale tym się nie przejmował. Na całe szczęście auto było zatankowane, więc jak będzie je oddawał, to będzie musiał je zatankować, jak to na dobrego kumpla przystało. Zwłaszcza, że trochę musiał się o ten pojazd z nim wykłócać i przekonywać go, że nie potrzebuje jego towarzystwa bo sam sobie poradzi. Może nie miał oficjalnego prawa jazdy, bo nigdy nie podchodził do egzaminu, to jednak jeździć umiał. Nielegalnie, ale ważne, że miał umiejętności, nie? Dokument to tylko kwestia kursu, który kosztował pieniądze, a on miał ważniejsze rzeczy do opłacenia.
Jak wyruszył, tak ustawił GPS i się nie zatrzymywał. Nawet na chwilę. Skupiony był na dotarciu do celu. Im dalej był, a jego komórka w dalszym ciągu zostawała bez odpowiedzi, tym gorsze maił przeczucia i silniejszy ucisk w żołądku. Może przesadzał, może jego umysł płatał mu tylko figle, a tak naprawdę nic się nie działo? Może rozładował jej się telefon w bardzo niefortunnym momencie? A może po prostu faktycznie coś się stało? Co jeżeli coś się stało, a on by nie zareagował? Nawet jeśli nie musiał.
Ale napisała do niego. Napisała w poszukiwaniu pomocy. I nie zamierzał tego zignorować.
Nie wiedziała dlaczego napisała do niego, skoro od tygodnia obydwoje milczeli. Wydawałoby się, że po rozmowie u niej wszystko było już wyjaśnione. Powinien był dać jej spokój, dla jej dobra, bo zachował się… zupełnie jak jej ojciec, decydując za nią i chowając przed nią prawdę. Dlatego się wycofał. Oglądanie jak płacze wystarczająco wryło mu się w pamięć, a świadomość, że to jego wina jedynie umocniło go w przekonaniu, że wjebanie się z butami ponownie w jej życie chyba nie było jednak taką dobrą opcją. Bo znowu działał egoistycznie. Bo on tak chciał. Bo on tego potrzebował. Bo on chciał spróbować znowu.
A jej się o to nie pytał, tylko sam zdecydował. Znowu.
Teraz jednak nie umiał pozostać bierny. Gdy się odezwała, w dodatku w taką godzinę i w taki sposób… musiał sprawdzić czy wszystko okay. Jeśli tak - wyjdzie na przewrażliwionego i wróci do siebie, ale chociaż zaśnie normalnie. Jeśli nie…
Zbliżał się do celu. Widział to na aplikacji, która pokazywała mu dystans. W stacji na napoje stał energetyk, który podsycał mu jeszcze adrenalinę. Upijał go właśnie, kiedy na jakimś opuszczonym przystanku pośrodku niczego, drogi, która wydawała się być do nikąd, zauważył drobną sylwetkę. Przyciągnęła jego spojrzenie, bo pod osłoną nocy, w lesie, to było nietypowe, aby o tej godzinie czekać na przystanku autobusowym.
I dobrze, że spojrzał w tym kierunku.
Gdy tylko rozpoznał na kogo patrzy, momentalnie nacisnął hamulec, co by zwolnić i zatrzymać się tuż pod przystankiem. Wysiadł z auta i wyjrzał znad niego, na siedzącą dziewczynę.
Soojin? — upewnił się, ale gdy tylko wyłapał jej spojrzenie, szybkim tempem okrążył włączone auto i podszedł do dziewczyny, lustrując ją spojrzeniem. — Co ty tu robisz? — spytał, ściągając z siebie czarną kurtkę, aby zarzucić ją na jej ramiona. — Jesteś cała przemoczona i zziębnięta, chodź — powiedział, otaczając ją ramieniem i prowadząc do auta. Otworzył jej drzwi od strony pasażera i posadził ją na siedzeniu, samemu kierując się na drugą stronę. Zamknął drzwi i od razu włączył ogrzewanie, a także grzanie siedzenia, co by mogła nabrać trochę kolorów.
Nie ruszył jednak z ulicy, bo i tak nic nie jechało.
Co się stało? Kto ci to zrobił? — spytał, lustrując ją uważnie rozbieganym spojrzeniem, jeszcze szczelniej zakrywając ją kurtką. — Oni? Na obozie? — spytał, ale miał wrażenie, że nie potrzebował jej potwierdzenia, bo jego głos brzmiał bardziej jak stwierdzenie. Dlaczego inaczej miałaby tak wyglądać? Widział, że płakała. Widział jej stan. Miała być bezpieczna na obozie, a wyglądała jak ofiara przemocy.
I to go niesamowicie wkurwiło.
Zapiął jej pas, a potem swój i dość gwałtownie ruszył dalej, przed siebie. Tam, gdzie prowadził go GPS. Jego palce mocniej zacisnęły się na kierownicy, w ten sposób rozładowując rosnącą w nim złość. Sam był bully, więc umiał rozpoznać działania innych dręczycieli. Tylko, że w jej przypadku, działało to na niego jak pieprzona flaga na byka.
I jeśli pytała co robi, albo gdzie jadą, miał tylko jedną odpowiedź.
Musimy zabrać twoje rzeczy.


Raina Bouchard
18 y/o, 161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
Stupid, stupid, stupid...
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

   Nie miała planu na to, co dalej.
   Była po prostu pewna, że nie chce wracać do miejsca, gdzie był obóz. Wiedziała też, że chociaż na autobus musiałaby siedzieć i czekać przez klika kolejnych godzin, to wolała już tę opcję, niż samotny spacer przez drogę krajową wijącą się przez lasy. Nie to, żeby już samo siedzenie na tym przeklętym przystanku nie było wystarczająco przerażające.
   Ale z drugiej strony – nie przerażało jej aż tak, jak wizja powrotu do campusu.
   W czasie gdy tak siedziała, jej ubrania i włosy zdołały trochę przeschnąć. Nie kapało z niej, a kosmyki zaczęły delikatnie skręcać się na końcach pod wpływem wilgoci. Wciąż było jej jednak zimno, bo ubrania dalej nie były w pełni suche. Nie miała telefonu, więc nie wiedziała, ile czekania jeszcze przed nią. Ale była zdeterminowana. I skutecznie wystraszona.
   Na tyle, by nie zmienić zdania przez kolejne kilkanaście, a może kilkadziesiąt minut.
   Spięła się, gdy wśród skrajnie ciemnego krajobrazu nagle pojawiło się źródło światła, stopniowo powiększające się. Adekwatnie do reflektorów zbliżającego się pojazdu. Nie był to na pewno autobus – bo nadjeżdżał ze złej strony. Mógł to być ktokolwiek, w końcu to była droga publiczna. Ale, no właśnie – mógł to być ktokolwiek.
   Zły lub dobry.
   Ktokolwiek.
   Ale nie spodziewała się, że Hunter.
   Napięła się, kiedy samochód zatrzymał się nieopodal niej. Jeszcze nie wiedziała kto to, ale po chwili rozpoznała go, jeszcze zanim zobaczyła.
   Soojin
   Jej serce wykonało fikołka, klasy godnej medalu olimpijskiego, a następnie ścisnęło się w mieszance emocji. Chociaż najsilniejsza była w tym wszystkim ulga. Targnęła jej trzewiami i to z taką mocą, że aż podniosła się z ławeczki. Wlepiła w niego, z lekka niedowierzające, spojrzenie.
   Drgnęła nawet w jego stronę, chcąc zwyczajnie przytulić się do niego, gdy wykonał nieco zdradliwy gest, który miał za zadanie jedynie otoczyć ją ubraniem. Zatrzymała się jednak, gdy ciepło rozlało po jej ciele. Tylko takie fizyczne, wywołane bliskością nagrzanego materiału.
   Siedziało w niej tyle emocji, że nic się nie odzywała przez pierwsze chwile i po prostu, jak takie cielę, weszła z nim do samochodu. Gdyby to był ktokolwiek inny, to pewnie uciekłaby w podskokach w las, ale tutaj była mowa o zaufaniu. Którego podobno miała już nie mieć. Ale jej ciało ufało jego bliskości. Gorzej było z głową, która jednak poślizgnęła się i zaliczyła bliskie spotkanie z betonem. Metaforyczne.
   Myślami tak naprawdę była kawałek dalej, jej umysł gorączkowo myślał co mu chce powiedzieć, o co zapytać. Bo wszystko chciała rzucić na raz, a tak naprawdę nie powiedziała nic. A przecież powinna.
   Powinna odpowiedzieć na pytania.
   Powinna zapytać, skąd się tu wziął.
   Powinna mu podziękować.
   Powinna mu powiedzieć, że cieszy się, że go widzi.
   Powinna mu powiedzieć, że nie musiał tego robić.
   I przede wszystkim: powinna go przeprosić.
   Skojarzyła jednak drogę, w którą właśnie skręcali. To była ta sama, z której nie tak dawno temu wyszła, a która prowadziła prosto do obozu. Spanikowała. Jej mięśnie się spięły, a ją całą zlał zimny pot. Czuła, jak jej serce przyspiesza swój rytm i to nie przez jego obecność. Tylko przez kierunek. I przez krajobraz, który nawet w nocy wydawał się przerażająco znajomy. Nawet jeśli widziała go jedynie dwa razy w życiu. Raz w kompletnym mroku.
   Po co?
   Musimy zabrać twoje rzeczy.
   Co?
   — Nie, nie, nie, nie, nie. — Aż pięć nie i każde z tym samym, niepodrobionym, autentycznym strachem. — Nie musimy. — Jak było więcej sylab w słowie, to głos jej się a nich łamał od drżenia. — Organizator mi wyśle, jak napiszę do nich pismo. Nie musimy niczego zabierać. — Ale jemu najpewniej wydawało się, że jest inaczej. A z każdym kolejnym pokonanym na szutrowej drodze metrze, była jeszcze bardziej przerażona. Przerażała ją wizja powrotu w tamto miejsce, tak samo jak przerażała ją napięta sylwetka Huntera. To były takie drobne elementy, ledwie wręcz widoczne w półmroku, gdzie jedynym światłem był wyświetlacz samochodu. Ale widoczne. Widziała jak jego palce zaciskają się na kierownicy, a także widziała jak linia jego szczęki coraz wyraźniej się zarysowuje.
   Najprawdopodobniej od zaciskania zębów.
   I nie chodziło o to, że on sam w takiej posturze ją przerażał. Najstraszniejsza w tym była myśl, co zrobi. Bo, że był chodzącym impulsem, to zdążyła się już nauczyć.
   Przełknęła nerwowo ślinę, na widok końca drzew, który wyprowadzał na otwarty teren pośrodku lasu. Tam, gdzie był postawiony cały obiekt wypoczynkowy.
   — Hyunwoo — odezwała się znacznie ciszej, proszącym głosem. Zawinęła się w kurtkę, będąc coraz niżej na siedzeniu, im bliżej znajdowali się budynków.
   Telefonu już raczej nie miała, a nic innego, szczególnie cennego, nie miała ze sobą. Ubrania, ale ubrania mogła odkupić. Kosmetyki. W zasadzie jedyną cenną rzeczą, jaka tam została, był po prostu Pan Zębol.
   Jeśli nadal żył.

Hunter Jang
25 y/o, 183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Masz tam rzeczy. Jesteśmy blisko, to je odbierzemy — powiedział, nie spuszczając oka z drogi, jedynie co jakiś czas przeskakując wzrokiem na nawigację, aby upewnić się, że dobrze jedzie. Nie mógł na nią patrzeć, gdy była w takim stanie. Sponiewierana, zbrukana, upokorzona, przez jakichś idiotów, którzy chcieli się pobawić. Sam był kiedyś bully, więc doskonale wiedział jak to działało. Może wyrósł już ze szkoły, ale pewne zachowania się nigdy nie wypleniły, zwłaszcza jak żyło się na ulicy, gdzie jak nie byłeś bully, to byłeś ofiarą.
A on nigdy nie był ofiarą. I nie zamierzał na to też pozwolić Soojin.
Wiedział, że nie chciała tam wracać. Że się bała. To była naturalna reakcja obronna, aby nie wracać do miejsca, gdzie działa ci się krzywda. Ale on nie umiał po prostu tego zostawić. Nie umiał pozwolić na to, aby jej dręczycielom uszło to na sucho. Wiedział, że brak reakcji, oznacza przyzwolenie na takie zachowanie, a on nie zamierzał pokazywać, że można było ją tak traktować tylko dlatego, że była grzeczna, cicha i spokojna. Może Soojin była tą zdrowo rozsądkowo osobą, ale to on był tym impulsywnym chujem, który nie pozwalał krzywdzić jego osób.
Auto zatrzymało się dość gwałtownie na żwirowej drodze ośrodka.
Hyunwoo.
Soojin, wszystko w porządku — powiedział, zostawiając działające, ale zaparkowane auto, aby wciąż chodziło ogrzewanie. I jakaś dziwna muzyka, która płynęła z radia. — Nie musisz wychodzić. Zostań tu. Zaraz wrócę — powiedział, ale nie wiedział czy w zasadzie posłucha. — Pilnuj jej — powiedział jeszcze do Hatiego, który do tego czasu grzecznie zajmował miejsce w bagażniku, ale na komendę wcisnął się przez górną szczelinę bliżej. Na siedzenie z tyłu, a potem na przód, w nogi Suczin, aby mordę ułożyć na jej nogach. Jak na dobrego psa ochronnego przystało.
Hunter miał plan wzięcia jej rzeczy. Po prostu. To miało być proste. I w miarę grzeczne.
Wyszedł i skierował się w stronę śmiechów oraz światła pochodzącego z rozpalonego ogniska. Grupka ludzi w dalszym ciągu tam siedziała, z piwem oraz w wyraźnie dobrym humorze. Jak podchodził, to już słyszał żarty z jej osoby. Że zniknęła, że może już nie wróci, bo się zgubi. Że pewnie jakiś dzik ją napadnie, albo że prędko wróci, bo przecież się wystraszy. A to jedynie podnosiło jego ciśnienie, które i tak było już na granicy.
Gdy go dostrzegli, spojrzenie całej piątki utkwiło w nim. Trzech chłopów i dwie dziewczyny. Znał ten typ ludzi. Niby już dorośli, szyderczy, bo życie ich nie przejechało, a ich nikt nie nauczył pokory, bo nikt im się w szkole nie stawiał. Grupa cwaniaczków, których mordy uśmiechały się w ten charakterystyczny sposób. Dziewczyny podsycane obecnością kolegów, których pewnie ruchały w kiblach, a oni chcieli zrobić a nich wrażenie swoim debilnym charakterem. I tym, że potrafią kogoś zmieszać z błotem, bo tacy są super.
No, w szkole był dokładnie taki sam. Dobra, miał nieco więcej rozsądku. I lepszy gust.
Zgubiłeś się? — rzucił do niego jeden z roześmianych kolegów, z piwem w ręce. Hunter się jednak nie odezwał. Podszedł prosto, pewnym krokiem, z rękami w kieszeniach i zatrzymał się metr przed nimi. Zmierzył każdego spojrzeniem, na koniec zatrzymując się na tym, który się odezwał jako pierwszy.
Który? — zapytał tylko.

Co który? — jeden z nich się zaśmiał, choć już z lekkim drżeniem w głosie.
Hunter spojrzał na niego. Długo. Bez mrugnięcia. Jakby sprawdzał, czy bardziej opłaca mu się złamać nos, czy palce.
Soojin. Dziewczyna, drobna, mokra. Kto ją wrzucił do jeziora? — spytał, każdego z nich lustrując spojrzeniem, jak gdyby szukając jakiejkolwiek oznaki, która miałaby wskazywać winnego.
Cisza. Nikt się nie przyznał.
Okej — powiedział cicho. — Czyli wszyscy — podsumował, wyjmując ręce z kieszeni. I wtedy ten najpewniejszy siebie, wysoki, z nieśmiesznym dowcipem na mordzie, wstał i rozłożył ręce.
Ej, stary, nikt nikogo nie wrzucał. Jak dziewczyna nie radzi sobie z żartami, to może nie powinna tu przyjeżdżać. My się tylko bawiliśmy — rzucił z pogardliwym prychnięciem.
No tak, żarciki. On też się znał na żartach.
Hunter się uśmiechnął pod nosem, ale nie tym uśmiechem, który był rozbawiony, tylko tym, który zapowiadał koniec zabawy. Albo to, że teraz to on się pobawi.
Świetnie. To teraz się pobawimy inaczej — podsumował, po czym podszedł i złapał gościa za kurtkę, aby przygwoździć go do ściany domku. Nie mocno, ale wystarczająco, żeby zęby szczęknęły. — Zobaczymy, czy będzie ci dalej śmiesznie, kiedy przez miesiąc nie zjesz nic twardego — rzucił jako zapowiedź, że nie była to tylko pusta groźba.
Pozostali nawet nie próbowali podejść. Dziewczyny tylko zakryły usta w zaskoczeniu. Jeden z kolegów wstał, ale zaraz cofnął się o krok, widząc jak Hunter wbija w niego spojrzenie. Twarde i ostrzegające przed wzięciem kolejnego kroku. Takie, które już widziało gorsze rzeczy niż oni wszyscy razem wzięci.
Żadnych wiadomości, żadnych komentarzy, żadnego nękania i jebanych podśmiechujek — zaczął, a gdy chłopak się szarpnął, to docisnął go jeszcze mocniej do ściany, wcześniej go od niej odrywając, tylko po to, by jebnąć nim mocniej. Kolejne ostrzeżenie. — Jeśli ktoś z was, albo z waszych znajomych jeszcze raz spróbuje jej dotknąć albo choćby spojrzeć, jakby była mniej niż człowiekiem, to przysięgam, że dowiecie się, co znaczy bać się wyjść po zmroku. — A jak chodziło o ulice, to może jeszcze nie znał dobrze Toronto, ale to była tylko kwestia czasu. Z odpowiednią motywacją szybko się nauczy każdego zaułka. — Jej rzeczy — rzucił ostro, mierząc wszystkich spojrzeniem. — Gdzie?
Nikt się nie odezwał. Spojrzeli po sobie. Żadnemu już nie było do śmiechu.
Ten jej pluszak... no, wylądował w ognisku. Żart. — powiedział jeden, zerkając niepewnie w kierunku ognia.
Serio? Pytasz o misia? — spytała jedna z dziewczyn z tym prześmiewczym tonem.
Serio — rzucił nazbyt spokojnie. — Telefon?
No… chyba w jeziorze. W sensie, ona tam wpadła z nim, nie? — Wpadła. Kolejny z nich próbował powiedzieć to na pół-żartem, ale głos mu ugrzązł w gardle, gdy Hunter puścił jego kolegę i zrobił krok w jego stronę.
Spojrzał po wszystkich. Może i był sam, ale w tej chwili roztaczał wokół siebie taką aurę, że głupotą byłoby go jeszcze podjudzać. Bił się już z większą ilością ludzi, dla niego to żaden wyczyn brać trzech na siebie.
Więc który z was zapierdala po wszystko? — zapytał, mierząc każdego spojrzeniem, ale… Nikt się nie ruszył. No cóż. — Ty — wskazał jednego z nich. — Idziesz do ogniska. I wyciągasz wszystko, co zostało z pluszaka. Palce masz jeszcze całe, to ich użyj — nakazał.
Chłopak spojrzał na żarzące się drewna z niedowierzaniem.
Ale przecież to się...
To nie była prośba — rzucił ostrzegawczym tonem, aby nawet nie dyskutował, a potem przeniósł wzrok na drugiego. — A ty. Do jeziora. Szukaj telefonu.
Nie masz prawa nam...
Hunter tylko spojrzał. To wystarczyło, aby zamknęli mordy.
Macie trzy minuty. Potem zrobię to sam. A nie chcecie, abym to zrobił, kurwa, sam. — Bo wtedy nie skończy się to zbyt fajnie.
Wszyscy po sobie spojrzeli. Dziewczyny próbowały jeszcze dyskutować, ale kazał im się zamknąć. Jeden z kolegów, ten wskazany, podszedł do ogniska i próbował patykiem wyjąć nadpalonego Pana Zębala, ale Hunter tylko uniósł brew. Zrezygnowany, jęknął i złapał kawałek drewna, parząc sobie dłoń, zanim udało się mu wyjąć pluszaka z popiołu.
Drugi chłopak z przekleństwem na ustach zdjął buty i wszedł do jeziora, warcząc pod nosem, jak zimna była woda. Trzeci próbował stać w cieniu, ale i jego Hunter objął wzrokiem.
Pomóż mu. Albo sam się tam znajdziesz. — For fun. Aby nie tylko dwójka zapierdalała. Skoro też robił podśmiechujki, to niech zapierdala, bo domyślał się, że to głównie koledzy byli tacy hop do przodu, próbując zaimponować koleżankom. Ale kto jak kto, on zdawał sobie sprawę z tego, że baby potrafiły być gorsze. — Wy — zaczął, zbliżając się do nich na kilka kroków. — Zapierdalać po resztę jej rzeczy. Każdy ciuch ma być złożony, każda rzecz włożona do torby, łącznie z tym co rozrzucone, zdeptane czy chuj wie co z tym robiliście. Jak znajdę chociaż jedną zniszczoną rzecz, która będzie do wyjebania, wasze telefony też znajdą się w pieprzonym jeziorze.
Koleżanki zastygły. Chyba nie spodziewały się, że one także będą musiały coś robić. Widać, że nie przywykły do tego, że są za coś karane.
Ruchy. — Nie krzyczał, nie podnosił ręki, ale jego głos był na tyle wymowny, że nie pozostawiał przestrzeni na odmowę.
Po kilku minutach wrócili. Pluszak, zwęglony z jednej strony, ale w miarę cały. Telefon, mokry, zgaszony, niemal wypływający z błota, ale telefon. Koleżanki niedługo później wróciły też z walizką. Tą samą, która była spakowana, gdy ostatni raz był u Soojin w pokoju. To miało być na tyle z ich dumy oraz podśmiechujek.
Hunter przejął wszystko bez słowa, wcześniej rzucając spojrzenie na rzeczy dziewczyny. Spojrzał po nich wszystkich po raz ostatni.
Nigdy, kurwa, więcej.


Raina Bouchard
18 y/o, 161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
Stupid, stupid, stupid...
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

   Nie działało na niego nic. Nie to, żeby wielu rzeczy próbowała, ale mimo wszystko Hunter wydawał się teraz tak zafiksowany na punkcie odebrania jej rzeczy, że chyba nic nie było w stanie go od tego pomysłu odwieść. A ona, znając go, miała złe przeczucia. Znała swojego, hehe, łobuza. Chociaż przy nim łobuz wydawało się być sporym niedopowiedzeniem.
   Gdy auto zatrzymało się, wydawało się, że wszystko jest już przesądzone. Jej proszący ton wydawał się nie mieć większego znaczenia, bo on – jak postanowił – tak zrobił. Nieważne co by mu nie powiedziała. A może chodziło o to, że za mało powiedziała. I za mało dosadnie.
   Chociaż nie mogła od siebie wymagać więcej w swoim stanie.
   Pojawienie się Hatiego było dość niespodziewane, ale jednocześnie w jakiś sposób kojące. O tyle, o ile. Jego łeb ułożony na jej kolanach i jej palce wplecione w jego szczecinę między uszami były czymś, co miało pozwolić jej zachować stabilność, kiedy Hunter wysiadł. Widziała, gdzie się kierował. Nie był to jej domek, a on na pewno nie szedł zapytać innych o to, który to jest.
   Który – owszem. Ale domek – niekoniecznie.
   Spięła się, kiedy weszli w kontakt. Może nie była obok, i może siedziała tak nisko, że w zasadzie widać było tylko jej czoło, ale zdało się słyszeć przytłumione głosy. I wychwycić sens. I szczerze – z chwili na chwilę była po prostu jeszcze bardziej przestraszona. O rzeczy wiele – że się na niego skrzykną i rzucą; że przyjdzie obsługa obozu i zaalarmuje policję; no i że Hunter zrobi coś, co było niepotrzebne.
   W zasadzie – cała ta rozmowa była dla niej niepotrzebna. Cała ta eskalacja.
   Nie imponowało jej to, a jedynie bardziej martwiło. Nie zaczynał jej przerażać, zaczynał ją martwić. Tym, że wpakuje się zaraz w jakieś problemy. I tym, że ona będzie miała problemy później, kiedy przyjdzie do faktycznego powrotu na ostatni rok do szkoły.
   Wiedziała, że chciał dobrze, ale nie była pewna, czy jego definicja dobrze faktycznie będzie… dobrą opcją.
   Nie wyglądało na dobrą opcję, zwłaszcza kiedy widziała, jak Hunter bierze się za jednego z jej rzekomych kolegów, a chwilę potem angażuje towarzystwo do przydzielonych im zadań. Do wyciągania Zębola z ogniska i do przeszukiwania dna i mułu, najpewniej w poszukiwaniu jej telefonu.
   Opuściła na chwilę spojrzenie na Hatiego, który był jednocześnie spokojny, ale także czujny. Z uszami postawionymi na sztorc. Gładziła jego łeb, szukając w tym tego samego spokoju, ale nie sposób było go znaleźć. Każda kolejna minuta, którą Hunter spędzał za samochodem, a wśród jej rówieśników była tak samo ciężka. I zaciskała pętlę na jej wnętrzu.
   Nie zerkała już w stronę całego zdarzenia. I z powrotem zwiększyła głośność radia, wcześniej świadomie wyciszonego.
   Gdy Hunter wrócił, a dłużyło jej się to niemiłosiernie, nie patrzyła nawet w jego stronę. Nie dlatego, że była na niego zła czy obrażona. Zwyczajnie nie potrafiła. I nie potrafiła wyjaśnić czemu tak się działu. Głaskała Hatiego, nawet kiedy Hunter chował jej rzeczy do tyłu, czy nawet wtedy, gdy chłopak (mężczyzna, w zasadzie) ruszył z miejsca.
   Milczała, bo też nie wiedziała, co ma tak w zasadzie powiedzieć. Nie potrafiła mu podziękować. Nie za to. Mogła podziękować za to, że przyjechał. Za to, że chciał odzyskać jej rzeczy. Ale nie za to, że faktycznie je odzyskał, pomimo tego, że wcale nie chciała tutaj wracać.
   Pewną część drogi po prostu się nie odzywała. Zapytana o coś, odpowiadała dość zdawkowo, albo nawet wcale. Zapewniłaby pewnie też, że wcale nie jest zła. Bo nie była zła. Ale musiała sobie to wszystko poukładać w głowie.
   W końcu oderwała wzrok od Hatiego, by spojrzeć na Huntera. Przyglądała mu się w milczeniu przez krótką chwilę, czując jak jej trzewia splątują się w środku w supeł. Świadomość tego, że był tutaj, stała się jeszcze jakaś cięższa. Był tutaj, pomimo tego wszystkiego, pomimo tego co mu powiedziała. I pomimo tego, jak go potraktowała. Bo była zdania, że potraktowała go źle.
   Zagryzła wewnętrzną stronę policzka, jeszcze przez chwilę bijąc się z myślami.
   Aż w końcu się odezwała:
   — Hyunwoo-ya — zdrobniła go, znów, tak jak to robiła kiedyś. — Mógłbyś się zatrzymać? — zapytała, nie odrywając od niego spojrzenia. Na jakiekolwiek pytanie czy wątpliwość z jego strony miało spaść ciche: — Proszę.

Hunter Jang
25 y/o, 183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Zdawał sobie sprawę z tego, że mogła nie być zadowolona z jego działań. Na dobrą sprawę żadna ofiara by nie była, bo starcie z napastnikiem i dręczycielem oznaczało konfrontację, której takie osoby jak zastraszona Soojin zwykle unikały. Często po prostu chciały zniknąć, zapaść się pod ziemię, udawać, że nic się nie stało, nie dzieje i nie zaogniać czyjejś złości. I w ten sposób dawało się nieme przyzwolenie na dalsze nękanie. Nikt się niczego nie uczył, a ludzie nie odpuszczali, bo jak już znaleźli sobie świetną ofiarę z czego nie było żadnych konsekwencji, to się nie wycofywali. Bo i po co?
On nie mógł i nie chciał na to patrzeć. Był jebanym hipokrytą, bo gdy sam nękał, to wiadomo, nie obchodzili cię inni, ale gdy spotyka to osobę na której ci zależy, to już się wkurwiał. I nie zamierzał tego tak zostawiać. I co ważne, zdawał sobie sprawę, że takie osoby mogły chcieć się potem jakoś odegrać, ale to byłoby naprawdę głupie posunięcie. Ale idiotów nie było mało, a on był w takich momentach przygotowany na wszelką ewentualność. Zwłaszcza na to, że mogliby chcieć się na nim zemścić za to, że ich upokorzył.
Bo już nie byli tacy hop do przodu, jak spotkali silniejszego od siebie.
Wziął wszystkie rzeczy w ręce i w milczeniu zaniósł do samochodu. Wrzucił je na tył, nasłuchując tylko czy ktoś coś jeszcze mruczy pod nosem. Czekał chyba tylko na jakieś debilne komentarze, ale nikt się nie odezwał. Obserwowali go oraz samochód, ale nikt nie drgnął, nikt nie pisnął, może w obawie, że Hunter się wróci i będzie napierdalanka, której lepiej było uniknąć. Dla niego i dla nich.
Ale nikt się nie pobił. Dwóch kolegów było mokrych, a jeden się trochę sparzył, ale to tyle. Więc jak na zapędy Janga, to był naprawdę bardzo, bardzo grzeczny. I to zapewne przez to, że Soojin była w samochodzie, mogła obserwować i od początku nie chciała, aby tam szedł. Tak więc chcąc nie chcąc, hamował się, chociaż w środku czuł, że wystarczyła jedna pyskówka, aby przestał być taką jebaną oazą spokoju i pierdolonym kwiatem lotosu.
W milczeniu też wyjechał z ośrodka, wracając się na drogę. Na szybko tylko włączył nawigację do domu i ruszył przed siebie, tylko co jakiś czas zerkając na Soojin. Widział, że na niego nawet nie patrzyła, ani się nie odzywała, ale w tym momencie… nie było nic innego, co mógłby zrobić. Mogła być zła, zawiedziona, wystraszona, ale to był on. On tak działał i tego raczej nikt nie mógł zmienić, bo to było już w nim zakorzenione. Nigdy nie należał do grzecznych, porządnych chłopców. Nie był ułożony oraz spokojny. Był narwańcem, który bronił swoich. I kto jak kto, ale ona powinna to wiedzieć. A jeśli była na niego zła (nawet jeśli zaprzeczała), to… po prostu trudno.
Nie odzywał się, zwłaszcza gdy dawała mu zdawkowe odpowiedzi. Po prostu zamknął mordę, pogłośnił radio i jechał przed siebie, chcąc ją zwyczajnie odwieźć do domu. Bez zbędnych pytań, bez troskliwych gestów na które przecież nie miał miejsca. Przyjechał, zrobił swoje, a teraz zamierzał ją bezpiecznie odprowadzić. I ponownie zniknąć, aby nie musiała już go oglądać, bo przecież taki był plan od początku. Odkąd opuścił jej dom.
Jej głos przebił się przez piosenkę z radia.
Zerknął na nią kątem oka, z już łagodniejszym wyrazem mordy, zwłaszcza gdy zdrobniła jego imię w ten sam sposób, co kiedyś. Brew mu lekko drgnęła, gdy zapytała czy może się zatrzymać, ale po jej prośbie, wrócił spojrzeniem na drogę i znalazł bezpieczną zatoczkę, aby do niej zjechać. Zaparkował, ale nie gasił auta.
Co jest? — spytał, przenosząc na nią spojrzenie. Hati dalej nie podnosił mordy z jej kolan. — Tak wiem, nie jesteś zadowolona i wiem, że nie chciałaś, abym tam szedł — powiedział za nią, chociaż nie wiedział czy dokładnie to chciała powiedzieć. Nie wyglądała na taką, chociaż w ty momencie nie podejrzewał niczego innego. — Nie mogłem tego tak zostawić, ok? Po prostu nie. — Co miał w sumie do stracenia? Będzie na niego zła? Już była. Zerwie z nim? Nie byli razem. Nie będzie chciała z nim rozmawiać? Już tak było. Nie będzie chciała go widzieć? Done. — I możesz się złościć, musieli dostać za swoje. I tak byłem miły. — Bo był. Gdyby nie ona, zapewne zrobiłby coś głupiego, a tak nikt nie ucierpiał. Ucierpiała jedynie ich nastoletnia godność.


Raina Bouchard
18 y/o, 161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
Stupid, stupid, stupid...
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  Kiedy auto zatrzymało się, jej serce skurczyło się nieprzyjemnie, a wnętrzności wywróciły na drugą stronę.
  — Wiem — odpowiedziała cicho. Nie zamierzała nawet się kłócić o to, czy to faktycznie było miły, bo na tyle, na ile go znała i na tyle, na ile mogła się domyślać, jak inaczej mogłoby się potoczyć, to faktycznie było miłe. Jak na jego standardy, wiadomo. Gdyby oceniać to zdarzenie przez pryzmat jej charakteru, skrajnie uległego i bezspornego, to zdecydowanie było dalekie od miłego zachowania. Ale nie mogła patrzeć na niego i oceniać według tego, jaka była ona. Tylko właśnie tego, jaki był on.
  Nie po to uczyła się go dzień w dzień, poznając uważnie, żeby potem wpychać go do wora z tym, co dla niej było logicznym standardem.
  Szkoda tylko, że taka mądra nie była te pół roku temu.
  Przeczesała palcami sierść Hatiego między jego uszami, zanim wzięła głębszy oddech, po którym zmusiła się – bo to wcale nie było takie łatwe – aby spojrzeć na Huntera. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co planowała powiedzieć.
  No już, Soojin. Jeszcze jeden oddech i może się odblokujesz.
  — Przepraszam, Hyunwoo-ya — zaczęła drżącym głosem, ale nie łamał się jej. Nie było też na jej twarzy nic, co wskazywałoby, że zaraz znowu się rozklei. Tak, jak poprzednim razem. Chociaż poprzednim, a raczej – za pierwszym razem – całkiem długo się trzymała, zanim po jej policzkach potoczyły się łzy. — To wszystko moja wina. — Splotła dłonie ze sobą, osadzając na udach. Już nie głaskała Hatiego.
  Wydawać by się mogło, że nawiąże do tej całej sytuacji z obozu – że to przecież jej wina, że on musiał tutaj być i ustawiać jakichś ludzi, chociaż tak naprawdę… no właśnie nie musiał. Bo nie musiało go tutaj wcale być, zwłaszcza po tym, co ona mu powiedziała.
  — Przepraszam cię za to, co zrobiłam w Seulu — pociągnęła dalej, rozwiewając wszelkie wątpliwości, które mogły dotyczyć tego za co tak naprawdę go przepraszała. I co rzekomo było jej winą. — Bo widzisz — zatrzymała się na chwilę, zastanawiając się jak ubrać to w słowa, aby nie brzmiało jak wymówka, a wyjaśnienie. — W czasie naszej rozmowy tutaj zarzuciłam ci, że wybrałeś siebie. I jeszcze powiedziałam ci, że ja wybrałabym ciebie, a nie siebie, a wcale tego nie zrobiłam. — Brzmiało to pogmatwanie, ale zamierzała mu to spokojnie wytłumaczyć. Tak, aby jasnym było, o co właśnie oskarżała swoją osobę. I za co go przepraszała. — Ostatecznie przecież wybrałam siebie. Bo dla mnie liczyło się to i tylko to, że czułam się przez ciebie oszukana. A nawet nie próbowałam zrozumieć, dlaczego to zrobiłeś. Znałam cię już trochę, przez miesiące potrafiłam ci ufać, bo przez miesiące pokazywałeś mi, jak na tobie zależy. Przez miesiące uczyłam się naszych różnic i tego, co jest twoją normalnością. A potem? Ty popełniłeś błąd, ale to ja to skreśliłam. Bo ja poczułam się zraniona. Bo ja poczułam się oszukana. I nagle przestałam stawiać na my a było tylko ja. — Uśmiechnęła się, ale smutno. Bo do radości nie miała powodów. — Nie dałam ci nawet niczego powiedzieć. Po prostu liczyło się to, jak ja się z tym wszystkim czułam więc… Wybrałam siebie. — A do niego miała oto przecież wielkie pretensje. Tyle, że wcześniej była naprawdę zaślepiona tym, jak źle ona się czuła. Nie zastanawiała się nawet, jak mógł czuć się on, bo przecież to on ją zranił. To on dokonał wyboru.
  Ale nie próbowała się nawet przez chwilę wtedy zastanawiać – czemu takiego.
  A gdy była już w Toronto? Nie chciała do tego wracać. Bo co jeśli uznałaby już wtedy, że popełniła błąd? I to ona wszystko zje- zepsuła. Ona wszystko zepsuła.
  Dopiero ich rozmowa u niej w nowym domu otworzyła jej oczy. A w zasadzie była jak ciężki cios wymierzony w policzek, który miał ją otrzeźwić. To co jej powiedział, co mogło być uznane przez jej koleżankę jak zwykła tania wymówka (dobrze, że nie miała koleżanek) było czymś, co faktycznie nią potrząsnęło.
  Szkoda tylko, że tak późno. Ale z drugiej strony przecież nie mogła nic zrobić – była na tym nieszczęsnym obozie, a takiej sprawy nie chciała tak po prostu załatwiać przez telefon. Ba, nie mówiąc już o tym, że nawet nie wiedziała, czy po tym jak go potraktowała, kiedy on przyszedł i się przed nią otworzył, miała w ogóle prawo próbować cokolwiek załatwiać.
  — I to moja wina, że nie powiedziałam ci wcześniej. — Tu już zawiesiła głos na dłużej, a raczej zamilkła. Ważąc w głowie czy jest w ogóle sens, by o tym teraz opowiadać i otwierać ten wątek.

Hunter Jang
25 y/o, 183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Przepraszam, Hyunwoo-ya.
Ty… co? — rzucił w niezrozumieniu i zaskoczeniu, siadając bokiem na swoim siedzeniu, jedną rękę opierając za zagłówkiem swojego fotela. Nie bardzo wiedział co właśnie usłyszał i czy dobrze ją usłyszał, bo właśnie go za coś przepraszała. Za co? Za to, że musiał przyjechać? Za to, że do niego napisała późnym wieczorem? Za to, że musiał interweniować? Chociaż to akurat była jego własna, nieprzymuszona wola. W dodatku lekko powstrzymywana, aby przypadkiem się nie zapędził i kogoś za bardzo nie pobił. Czy zabił.
To wszystko moja wina.
Co? — On naprawdę nie rozumiał za co go przepraszała. Brew mu drgnęła wyżej i już miał dopytywać, ale to właśnie wtedy zaczęła mówić. Jej nie chodziło o to, co wydarzyło się teraz, dzisiaj, ale o Seul. O to, co miało być podobno zakończonym, wyjaśnionym już przez nich etapem w życiu. O tym, co miało pozostać już w przeszłości.
Słuchał jej i nie przerywał, przy tym nie spuszczając z niej spojrzenia. Przepraszała go za to, że wtedy nie pozwoliła mu się wytłumaczyć, że nie chciała słuchać jego strony. Że po prostu postanowiła, ale w jego oczach, po tym jak widział ją smutną i zranioną, nie uważał, że zrobiła coś źle. Nie uważał, że to, że wybrała w tamtym momencie siebie, było złe. To było w pełni zrozumiałe, bo przecież ją okłamał, ukrył coś tylko dlatego, że przecież wtedy wybrał siebie. Egoistycznie stwierdził, że chce zdobyć jeszcze trochę czasu. Słyszał jej słowa. Widział jak ją to bolało i to ona go w tej chwili przepraszała?
Dla niego to było kompletnie nie zrozumiałe.
Soojin… czekaj, moment, stop — rzucił, zatrzymując ją gestami rąk, co by na moment zwolniła, bo on ewidentnie za nią nie nadążał. — To ja cię okłamałem. Ja ci nie powiedziałem czegoś, co miałem powiedzieć. Miałaś pełne prawo się na mnie wkurwić. Odejść. Mnie znienawidzić, stracić zaufanie i w ogóle. A teraz mnie przepraszasz, że się poczułaś zraniona? — Bo tak to właśnie wyglądało. Jeśli jednak chciała utrzymać swoją wersję, to wychodziło na to, że obydwoje zjebali, tylko na nieco innych płaszczyznach. Niemniej, nie uważał, że zasługiwał na przeprosiny, bo to, że się wszystko posypało, było jego winą. Pewnie jakby powiedział jej na początku, tak jak powinien, to zaoszczędziłby im… no wielu rzeczy i przykrości.
I ona nie poczułaby się zraniona, i nie odeszła. Co było w pełni zrozumiałe.
Nie wybielaj mnie — Może on wtedy też by nie umiał jej tego wytłumaczyć. Może by się spiął, zamknął i pieprzył jakieś półsłówka. Może wyglądałoby to inaczej. Może potrzebował tego kubła lodowatej wody na łeb, aby się ogarnąć. Może potrzebował właśnie tego ciosu od rzeczywistości, aby czegoś się na uczyć na własnych błędach.
Odetchnął ciężej na jej końcowe słowa. Nie uważał, że to była jej wina. Okay, może jakby z nim wcześniej porozmawiała, to może inaczej by to wyglądało. Ale może jakby on inaczej się zachował… tu było dużo może. Ale stało się, a teraz musiał wypić piwo które nawarzył, nawet jeśli oznaczało, że miał się w pełni odsunąć.
Ale wychodziło jak wychodziło, bo przecież był tu. Przyjechał po nią i dla niej.
Wystarczył sms. I już do niej biegł.
Księżniczko — zaczął łagodnie, ale nie sięgał do niej. Zachowywał ten dystans dwóch siedzeń obok siebie, chociaż musiał powstrzymywać własną dłoń, co by do niej nie sięgnąć w głupim odruchu. — Nie próbuj udawać, że moje kłamstwo było mniej ważne, bo twoje emocje weszły ci w drogę. Masz prawo czuć się zraniona. Masz prawo odejść. Masz prawo mi nie ufać — powiedział, nie spuszczając z niej swojego ciemnego spojrzenia. — Jeżeli chcesz uznawać, że też zjebałaś, to dobrze, obydwoje zjebaliśmy. — Wtedy chociaż to nie była w pełni tylko jego wina, chociaż jakby miał się kłócić, to uważał, że jakieś osiemdziesiąt procent należałoby tu do niego.
Sięgnął do niej. Przełamał się, tylko na moment, aby sięgnąć do jej nadgarstka, który ostrożnie ujął tylko po to, aby przesunąć kciukiem po jej skórze.
Wybaczam ci, okay? — powiedział, unosząc kącik ust w swoim łobuzerskim, firmowym smirku. — Tylko się już tak nie smuć — dodał, bo nie mógł patrzeć na jej zmartwiony wyraz twarzy. Wcześniej nie mógł patrzeć na to jak płakała, a teraz... no właśnie. Wydawało mu się, że cały czas była smutna. Za każdym razem jak na nią patrzył, to była przygnębiona. Nawet jeśli się uśmiechała, to widział to w jej oczach. Może tylko w jego otoczeniu, a może na co dzień, ale wolał ją prawdziwie uśmiechniętą, pełną życia i... nieudawanej, naturalnej Soojin. Więc jeśli potrzebowała go przeprosić, to przyjmował jej przeprosiny. I miał nadzieję, że to naprawi jej nastrój na dłużej.

Raina Bouchard
18 y/o, 161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
Stupid, stupid, stupid...
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  To było raczej takie typowe dla niej. Za mnóstwo rzeczy przepraszała, za jeszcze więcej czuła się winna i być może tak i teraz, po prostu weszła w rolę. Chocią z drugiej strony, patrząc na to, jak mu się postawiła przy tym drugim spotkaniu i jak potrafiła powiedzieć mu o tym, co ją zabolało i jak się czuje, to i tak był pewien krok naprzód.
  Co z tego, skoro potem pożałowała i okazało się, dla niej, że to znowu był nieprzemyślany impuls Taki sam jak odwrócenie się od Huntera w Seulu. I to bez możliwości dania mu jakiejkolwiek linii obrony.
  Niby miał rację, że miała prawo. Ale czuć się tak to jedno, a całkowicie zabierać możliwość komunikacji, to nieco inna rzecz. Dlatego czuła się winna. Bo to ona na podstawie impulsu podjęła decyzję, która doprowadziła do tego, że ona znalazła się w Toronto – zrywając kontakt, a on został w Seulu.
  — Nie wybielam — odpowiedziała, tak naprawdę ciszej, niż zamierzała.
  Wybielać, nie wybielała. W końcu nie odbierała mu winy popełnionego działania; nie mówiła też, że to, co zrobił, wcale nie było aż takie złe. Ale sporą część odpowiedzialności – a w zasadzie jej całość chciała wziąć na siebie, jakoby ona i w zasadzie w głównej mierze ona doprowadziła do całkowitego rozpadu czegoś, co budowali przez kilka miesięcy.
  Ona, nie on.
  Ale skoro powiedziała to tak cicho, że w zasadzie ledwo słyszalnie, to przecież ciężko było to w ogóle wziąć pod uwagę.
  Jej wnętrzności ścisnęły się nieco, kiedy nazwał ją księżniczką. Jak kiedyś, jak na początku tej relacji.
  — Nie rozumiesz — odezwała się, kręcąc przy tym krótko głową, ale nie wybrzmiewając w żaden sposób protekcjonalnie. — Chodzi o to, że tak samo jak ja miałam prawo czuć się zraniona, tak samo ty miałeś prawo mieć swoje obawy. A ja powinnam nie myśleć tylko o tym, jak ja się czuję, ale może zastanowić się – jak ty się czułeś. Ale przede wszystkim: powinnam dać ci szansę na wytłumaczenie. Ty źle postąpiłeś, z emocji. Ja też, z emocji. A być może, choć może nie na pewno wystarczyło po prostu porozmawiać i wysłuchać siebie nawzajem. Daję kiepski przykład. — Na dobrą sprawę, Soojin, to ty nie powinnaś w ogóle przykładu dawać. Była przecież młodą dziewczyną, którą przez większość życia ograniczano w kontaktach z rówieśnikami i… w ogóle kimkolwiek. Była to też jej pierwsza głębsza relacja, a jej ojciec – z którym jako jedynym miała długoterminową relację – był raczej kiepskim przykładem.
  Więc i ona była kiepskim przykładem.
Ale chodziło o to, że powinna być mądrzejsza. Bardziej dojrzała. Ale jak oczekiwać dojrzałości emocjonalnej i w relacjach po kimś, kto dorastał w tak ograniczonym środowisku?
  I jak oczekiwać, że ktoś będzie dokonywał zawsze dobrych i mało egoistycznych wyborów po kimś, kto dorastał w środowisku takim, jak Hunter>
  U nich zawiodła komunikacja na wielu poziomach.
  Westchnęła cicho.
  — Nic mi nie da to, że zgodnie uznamy, że oboje zepsuliśmy. — Dokładniej to: zjebaliśmy, ale przecież to była Soojin. I ona nie używała brzydkich słów. Nigdy. Nawet cholera nie padło z jej ust. — Bo nie wiem co dalej. Bo — zaczęła, ale zawiesiła głos, opuszczając wzrok na swoje dłonie. Potrzebowała chwili, aby ułożyć sobie w głowie, to co tak naprawdę chciała powiedzieć. — Bo z jednej strony chciałabym móc cię teraz dotknąć i, żeby wszystko było jak wcześniej, ale z drugiej pozwoliłam ci myśleć, że jesteś nie lepszy od mojego ojca, gdzie przecież prawda jest zupełnie inna. — Westchnęła cicho, podnosząc spojrzenie ze swoich dłoni i przenosząc je z powrotem na Huntera.
  Każdy popełniał błędy. Ten, który popełnił Hunter potrafiła zrozumieć, zwłaszcza kiedy jej to wytłumaczył. Na tyle, na ile potrafił. Kłamstwo ojca było złożone i wyrządziło mnóstwo szkód. Plus jego działania wokół tego, to jak przetrenowywał ją, jak odbierał jej wartość, jak dosłownie gnębił. Hunter tego nie robił.
  Hunter popełnił błąd. Taki, którego nie pozwoliła mu wytłumaczyć – choć wiadomo, nie zawsze wyjaśnienia wszystko odwracały – a ona przez ten jeden błąd postawiła go obok kogoś w jej życiu, to dopuścił się takiej krzywdy na niej.
Hunter Jang
25 y/o, 183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Nie rozumiesz.
No, zapewne nie do końca, ale dlatego miała mu wytłumaczyć. Jak wiadomo, Hunter nie był zbyt ogarnięty, kiedy chodziło o kwestie społeczne, a w tym związkowe, dlatego popełniał naprawdę dużo błędów z których starał się wyciągać wnioski. Normalnie miał to gdzieś, ale przy niej i dla niej naprawdę się starał. No i musiał się też z nią zgodzić, że miło by było, gdyby faktycznie dała mu szansę na wytłumaczenie się, ale… czy umiałby to przedstawić tak, jak teraz? Czy by się pogubił i jedynie wszystko pogorszył?
Ale wtedy przynajmniej dostałby szansę. I to tą szansę zjebał.
— I tak jesteś tą mądrzejszą — powiedział, zerkając na nią z lekkim, niemalże niewidocznym pół uśmiechem. Jakiekolwiek błędy by nie popełniali, ona i tak w jego oczach była tą, która wiedziała więcej, umiała więcej. Nawet pomimo różnicy wieku, to ona była dojrzalsza. I nawet nie zamierzał udawać, że tak nie było.
Hunter od zawsze był lekkoduchem. Nie interesował się emocjami i konsekwencjami, bo zwykle go nie dotyczyły. Robił co chciał, jak chciał i gdzie chciał, a jak coś się komplikowało, to ogarniał to na bieżąco. Wszystko się zmieniło, jak pojawiła się ona w jego życiu. Bardziej zaczął zwracać uwagę na to co mówił i co robił, a im mocniej zaczynało mu zależeć, tym bardziej się tym interesował. Tylko nie spodziewał się, że jego decyzje mogą doprowadzić to takiego syfu, którego jak raz będzie żałował. Ale jak się okazywało, tym razem nie tylko on miał mieć tu swoją winę.
Nawet jeśli przez długi czas uważał, że właśnie tak było.
I chyba nawet po jej słowach był zdania, że osiemdziesiąt procent winy było jego.
Przekręcił głowę i uniósł lekko brew, ale zaraz ją opuścił. Zamiast tego uśmiechnął się lekko pod nosem, w ten swój łobuzerski, ale pocieszny sposób, bo jej słowa były w pewien sposób uspokajające. To, że chciała do niego sięgnąć, a także to, że miała wycofywać się ze swojego porównania, które z tego wszystkiego chyba najbardziej go ubodło.
Zasłużyłem sobie na to. Może faktycznie jestem tak samo do posrania niegodny zaufania. Bo zawiodłem kogoś, komu na mnie zależało — powiedział, sięgając do jej nadgarstka co by go ostrożnie ująć tylko po to, aby przesunąć kciukiem po jej skórze.
Zanim jednak cokolwiek zdołała mu na to odpowiedzieć, wtrącił się.
Masz rację. I od początku ją miałaś, okay? — powiedział, nie spuszczając z niej swojego spojrzenia. — Nie umiem rozmawiać, to jest dla mnie… skomplikowane, ale się uczę. Komunikacja u mnie ssie, ale i tak robię postępy, możesz być ze mnie dumna. Patrz, rozmawiamy teraz i mówię rzeczy. — Bo normalnie by pewnie tylko mruczał, albo wywrócił oczami. Odwróciłby kota ogonem i zignorował rzeczy, jej komunikaty. Ale tego nie robił. Słuchał jej i co ważniejsze, mówił też o tym, co sam uważał. Nawet jeśli mogło być błędne, to ona miała chociaż szansę go z tego błędu wyprowadzić. — Nie obwiniaj się. Ja cię nie obwiniam. Jedynie mogę obwiniać twojego pojebanego starego, ale z drugiej strony powinienem mu podziękować, bo gdyby nie odjebał, to bym cię nie spotkał i dalej siedziałbym na ulicy okradając pijanych ludzi — rzucił, unosząc kącik ust wyżej w wymownym smirku. Odmieniła jego życie, to na pewno. Była przypadkiem na jego drodze, który wywrócił cały świat. A także jego. Zmieniła jego spojrzenie na ważne relacje, na zobowiązania. Pomogła mu uwierzyć w siebie, znaleźć normalną pracę i wyrwać się z ulicy, która była jego głównym miejscem zarobku. — Widzisz? Odmieniłaś moje życie — powiedział to otwarcie, nie cofając swojej ręki. Przynajmniej dopóki sama tego nie wymusi. — A teraz się uśmiechnij. Patrz, dotykam cię i nikomu ręki nie urwało. — Obydwie przecież były na miejscu. — Widzisz? — Raz jeszcze przesunął kciukiem po jej skórze, aby mogła poczuć, że dalej ją przecież dotykał i świat się nie skończył. I nikt nie uciekał.

Raina Bouchard
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”