

That your fear seems to hide deep inside your mind
Narodziny pierworodnego syna i, co za tym idzie, przyszłego spadkobiercy majątku rodziny Perotti, były świętowane z hukiem. Na tyle dosłownym, że wystrzelone w nocne niebo sztuczne ognie wystraszyły świeżo wypuszczonego ze szpitala noworodka dostatecznie, by resztę imprezy na swoją cześć spędził płacząc w rękach oddelegowanej do pokoju dziecięcego niani. Sytuacja ta powtarzała się z roku na rok aż do piątych urodzin, kiedy zarówno tłumy ludzi zapełniające rozległy ogród za rezydencją na przedmieściach Nowego Jorku, niewygodne trzyczęściowe garnitury, jak i nagłe hałasy przestały go ruszać. Przekazywany z rąk do rąk między licznymi ciotkami i wujkami, z którymi w dużym stopniu nie był nawet spokrewniony, robił za swoistą maskotkę, lalkę czy wręcz trofeum dla dumnego ojca. Dumnego głównie z faktu, że za pierwszym razem dał radę spłodzić syna, który pociągnie nazwisko rodowe do następnego pokolenia, oraz który w przyszłości będzie miał szansę na stanięcie na czele rodzinnego biznesu. W końcu trzymanie się tradycyjnych zasad funkcjonujących od dekad zdawało się działać i ojciec Gabriela bynajmniej nie zamierzał być pierwszym potomkiem przerywającym długi łańcuch nieustannych sukcesów. Stąd widział w swoim dziecku przede wszystkim inwestycję w przyszłość, niemniej dość odległą, by pozwalać mu na dorastanie w swoim tempie, zanim zacznie wprowadzać go w tajniki prowadzenia kwitnącego biznesu. Zresztą, przez większość czasu nie miał zbyt wiele do powiedzenia na temat jego wychowania.
All alone I have cried, silent tears full of pride
In a world made of steel, made of stone
Symbolami rodzicielskiej miłości szybko okazały się prezenty. Liczne, drogie, często całkowicie zbędne i zawalające każdy kąt pokoju dziecięcego, jak i strychu zajmującego całe najwyższe piętro budynku. To na nim młody Gabriel lubił bawić się w chowanego za wiekowymi szafami, rzeźbionymi fotelami i kuframi o żelaznych zawiasach. I zwykle towarzyszką zabaw była dla niego niania - jedna z kilkunastu, które poznał podczas okresu dojrzewania. Rodzice zmieniali je jak rękawiczki, zdaje się, że zależnie od pogody i humoru, bądź nie chcieli by ich syn przywykł do jednej znajomej twarzy, która zastąpiłaby mu matkę. Było to o tyle skuteczne, że z czasem najmłodszy Perotti zaczął traktować je jak tymczasowe towarzyszki zabawy, aniżeli stały element swojego życia. Podobnie z pokojówkami, kucharzami i stróżami, dzięki którym Gabriel miał ciągłe towarzystwo i potrafił odwrócić własną uwagę od stałej nieobecności prawnych opiekunów. A przynajmniej się starał.
Prywatna, prestiżowa szkoła podstawowa wymagała noszenia gryzących mundurków i zwracania się do nauczycieli per pan/pani profesor, w zamian za bezwstydne przepychanie uczniów do następnych klas. Osiągnięcia akademickie nie miały większego znaczenia, kiedy głębokie kieszenie rodziców pozwalały dyrektorowi na spędzanie wakacji w pięciogwiazdkowych hotelach, a wszelkie dodatkowe przedsięwzięcia pochwalane były wyłącznie uściskiem dłoni od pani wicedyrektor i oprawionym dyplomem podczas rozdania świadectw. Niemniej to wystarczyło by pociągnąć Gabriela do chęci samorozwoju. Z braku lepszych zajęć brał udział w konkursach matematycznych i ścigał się o największą ilość książek wypożyczonych ze szkolnej biblioteki, a po godzinach relaksował się nad instrumentami muzycznymi. Najbardziej przemawiała do niego gitara, kiedy potrzebował się wyżyć męczył perkusję, a ku uciesze rodziców przygrywał na fortepianie dla wpływowych gości. I tak aż do liceum.
Well, I hear the music close my eyes, feel the rhythm
Wrap around, take a hold of my heart
Szkoła średnia przyszła wraz z naturalnym w tym wieku buntem młodzieńczym, w formie dostatecznie delikatnej by nie naruszył swojej pozycji złotego dziecka. Wypalił pierwsze papierosy, uciekł z kilku lekcji, pocałował paru chłopaków w szkolnej łazience i zmienił tym trajektorię swojego życia uczuciowego, jednak poza pogadanką z ojcem na temat wagarów i szkodliwości tytoniu uszło mu to na sucho. Dopóki utrzymywał oceny na poziomie mógł uczęszczać na imprezy rówieśników, z okazji sweet sixteen dostał swój pierwszy samochód, a matka łaskawie przymykała oko kiedy gumami do żucia starał się przykryć dowody zakorzeniającego się uzależnienia. Kiedy tuż przed siedemnastymi urodzinami Gabriel dowiedział się o nagłej przeprowadzce do Kanady - tłumaczonej rozszerzeniem działalności rodzinnej na północną część kontynentu, co było "okazją nie do przepuszczenia" i "najważniejszą inwestycją od dnia założenia firmy" - bez słowa wyszedł z domu i wrócił dwa dni później w brudnych ciuchach, z zapuchniętymi oczami i pustym portfelem. Od przekroczenia progu domu między członkami rodziny Perotti związał się pakt milczenia i nikt nie pisnął słowem o tym co się z nim zadziało. Tydzień później posiadłość wraz z rodowymi antykami została przekazana pod opiekę jednej z ciotek, a Toronto powitało ich zaskakującym brakiem śniegu i przechadzających się ulicami łosi. Dopiero widok rozległego miasta czekającego na odkrycie przywrócił Gabrielowi dostateczny entuzjazm by spróbował potraktować je jak nowy dom.
Ostatni rok liceum spędził mieszkając w tymczasowo wynajmowanym przez rodziców domku jednorodzinnym, a gdy zdecydował się iść na studia w kierunku teorii muzyki, wyprowadził się do akademika. Dopiero tam, z licznymi wybojami, nauczył się samodzielnego życia. Postawił pierwsze kroczki w kuchni i spalił kilka garnków zanim dał radę poprawnie ugotować makaron, przez kilka miesięcy wolał kupować nowe ubrania niż skorzystać z pralni, dokąd ostatecznie został zaciągnięty siłą przez współlokatora, a pierwsze samodzielne ścielenie łóżka zajęło mu prawie godzinę. Zakończył edukację wyższą z grupką bliskich znajomych, nowymi umiejętnościami i dokładnie zerową ambicją by wykorzystać w praktyce swój ciężko wypracowany licencjat ze sztuk pięknych. Za to w ramach prezentu dyplomowego otrzymał od rodziców klucze do swojego pierwszego mieszkania i wszystkie lata spędzone na nauce zdawały mu się opłacać.
What a feeling, being's believin'
I can have it all, now I'm dancing for my life
Spędził kilka miesięcy na planowaniu umeblowania i dekoracji we własnych czterech ścianach z nieocenioną pomocą matki i jej karty kredytowej, a wraz z kumplami i skrzynką piwa dali radę zbić wszystkie stoliki i regały wymagające samodzielnej instalacji. Po wprowadzeniu się do mieszkania na stałe szybko dał radę się w nim zadomowić, podobnie zresztą jak w swojej nowej dzielnicy, w której niedługo później rozpoczął swoją wymarzoną karierę - za barem. W tej chwili nie chciał od życia zbyt wiele, zwłaszcza kiedy na jego konto wpadały regularne przelewy z udziałów w ojcowskiej firmie, a spędzanie wieczorów na mieszaniu drinków i zabawianiu obcych ludzi wydawało mu się najlepszą metodą na zyskanie doświadczenia w prawdziwej pracy. Gdzieś z tyłu głowy stale majaczyła mu wizja zbliżających się rozmów na temat swojej przyszłości, tej która była zaplanowana od kiedy się urodził, jednak tymczasowo wolał skupić się na korzystaniu z życia.
Gdy cała sielanka runęła jak domek z kart, a na powierzchnię zaczęły wychodzić ojcowskie brudy, Gabriel pogratulował sobie cicho, że przynajmniej kilka lat spędził układając sobie życie pod własną modłę. Niezależnie od podejmowanych w swoim imieniu decyzji zamierzał walczyć o wolność, którą zdążył się zachłysnąć.
Take your passion and make it happen
Pictures come alive, you can dance right through your life
- Posiada włoskie korzenie, chociaż w praktyce po przodkach zostało mu wyłącznie nazwisko i kilka starych przepisów. Wszyscy jeszcze żywi członkowie jego rodziny urodzili się na terenie Stanów Zjednoczonych, a jego pradziadek był ostatnią osobą mówiącą płynnie po włosku.
- W ostatnich latach wymarzyło mu się posiadanie własnego lokalu, na który zaczął powoli odkładać fundusze, chociaż nieszczególnie mu się ku temu spieszy.
- Podobnie nie pała entuzjazmem względem przejmowania biznesu rodzinnego, zwłaszcza kiedy dowiedział się o przekrętach ojca i ich bezpieczeństwo stanęło pod znakiem zapytania.
- Jedną ściankę w mieszkaniu przeznaczył na artystyczne wyżywanie się, co przez lata doprowadziło do powstania chaotycznego, nieskończonego muralu.
- Ma pewną słabość do rodzinnych pamiątek i zwiózł do Kanady kilka obrazów, starych zdjęć oraz szkatułkę z biżuterią. Pożyczył także jeden z wiekowych kufrów, w którym przechowuje bibeloty.
- Umie chodzić na rękach i z odrobiną przygotowania zrobi szpagat, dzięki zajęciom gimnastycznym, na jakie uczęszczał przez kilkanaście lat.
- Nie ma talentu do żadnego sportu wymagającego koordynacji ręka-oko i najczęściej odbija piłki twarzą.
- Jest leworęczny, natomiast z prawej ręki zrobił sobie brudnopis i ma na niej już kilka tatuaży.
- Ma wadę wzroku i zwykle wychodzi w soczewkach kontaktowych, chociaż po domu stawia na okulary i zdarzają mu się leniwe dni kiedy nosi je też na zewnątrz.
- Z czasów mieszkania w Nowym Jorku najbardziej tęskni za Broadwayem, który odwiedzał regularnie, przez co wciąż ma słabość do musicali i wiele z nich zna na pamięć.
- Pomimo usilnych prób jest beznadziejny w kuchni i co kilka miesięcy wymienia komplet garnków na takie, które nie śmierdzą spalenizną na dwadzieścia metrów.
- Dwa lata temu zniósł do mieszkania stary fortepian wystawiony na sprzedaż przez szkołę muzyczną i zrobił sobie z niego mały projekt naprawczy, a po pełnej konserwacji i przywróceniu go do stanu użytkowego przemalował go na fioletowo. Od tego momentu stał się jego największą chlubą.