-
drop the beatnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
#1
Filippo nie mógł się doczekać az wreszcie przekroczy próg salonu z retro grami. Odkąd ustalił z przyjacielem, że się tam wybiorą, nie mógł zdecydować, na co pierwsze pójdzie - czy wyścigi samochodowe, czy może strzelankę (a bardzo prawdopodobne, że ostatecznie, koniec końców wybierze coś jeszcze innego), a kusił go też Tekken.
Gdy nadszedł ten dzień, Carissoni od razu po zajęciach pędem wrócił do domu, aby zostawić zbędne rzeczy a zabrać tylko niezbędne, czyli portfel i słuchawki - choć te drugie były raczej nie potrzebne, bo przecież nie będzie słuchał swojej muzyki w lokalu, ale chciał posłuchać tego co zdąży, gdy będzie jechał na miejsce, bo właśnie na miejscu mieli się spotkać z Ashtonem. Rzecz jasna, jechał komunikacją miejską bo z tego co się orientował, lokal oprócz automatów, oferował także drinki i kawę też. W tramwaju zajął miejsce przy oknie, bo akurat takie było wolne. Nagle poczuł, że zaczyna się też robić głodny Mogłem sobie chociaż przed wyjściem kanapkę zjeść. Albo jogurt. pomyślał wzdychając i mając nadzieję, że zaraz będzie na miejscu. Zaraz nie okazało się takim zaraz, jakim oczekiwał ale gdy wreszcie tramwaj dojechał do przystanku na którym miał wysiadać, Filippo szybkim krokiem opuścił tramwaj i zaczął rozglądać się za kebabem. Uniósł rękę z zegarkiem. 10 minut... zdążę. pomyślał, wchodząc do lokalu, gdzie serwowano pity. Oczywiście wziął kebab na grubym z mieszanym sosem i mieszanym mięchem - przy płaceniu mu nawet w brzuchu zaburczało i aż mu się głupio zrobiło, bo gość przyjmujący zamówienie chyba też usłyszał ten charakterystyczny dźwięk. Filippo zrobił kilka kroków, aby oddalić się od lady i grzecznie czekał, przeglądając social media. Był w trakcie oglądania jednej z rolek na insta, gdy usłyszał, iż jego kebab był już gotowy. Zgarnął go i zaczął z nim iść.
Idąc oczywiście kropla sosu wylądowała na jego jasnoniebieskiej koszulce.
- Nosz kurwa mać... - rzucił siarczyście, bo ta plama znajdowała się prawie że na środku. Westchnął i widząc przyjaciela, pomachał mu i ściągnął słuchawki z uszu. Nie miał chusteczki, więc zapewne spróbuje ją wytrzeć lub zaprać, gdy już będą w środku salonu z grami. Ciekawe, czy to się da sprać.
- Sorry za spóźnienie. Jesteś głodny? Jak tak, to nieopodal jest spoko miejsce, tylko uważaj bo sporo sosu leją. - ostrzegł Ashtona. Miał nadzieję, że jakimś magicznym sposobem, nie zauważy tej pięknej plamy... Ale chyba zayważył.
Ashton Kovalski
Filippo nie mógł się doczekać az wreszcie przekroczy próg salonu z retro grami. Odkąd ustalił z przyjacielem, że się tam wybiorą, nie mógł zdecydować, na co pierwsze pójdzie - czy wyścigi samochodowe, czy może strzelankę (a bardzo prawdopodobne, że ostatecznie, koniec końców wybierze coś jeszcze innego), a kusił go też Tekken.
Gdy nadszedł ten dzień, Carissoni od razu po zajęciach pędem wrócił do domu, aby zostawić zbędne rzeczy a zabrać tylko niezbędne, czyli portfel i słuchawki - choć te drugie były raczej nie potrzebne, bo przecież nie będzie słuchał swojej muzyki w lokalu, ale chciał posłuchać tego co zdąży, gdy będzie jechał na miejsce, bo właśnie na miejscu mieli się spotkać z Ashtonem. Rzecz jasna, jechał komunikacją miejską bo z tego co się orientował, lokal oprócz automatów, oferował także drinki i kawę też. W tramwaju zajął miejsce przy oknie, bo akurat takie było wolne. Nagle poczuł, że zaczyna się też robić głodny Mogłem sobie chociaż przed wyjściem kanapkę zjeść. Albo jogurt. pomyślał wzdychając i mając nadzieję, że zaraz będzie na miejscu. Zaraz nie okazało się takim zaraz, jakim oczekiwał ale gdy wreszcie tramwaj dojechał do przystanku na którym miał wysiadać, Filippo szybkim krokiem opuścił tramwaj i zaczął rozglądać się za kebabem. Uniósł rękę z zegarkiem. 10 minut... zdążę. pomyślał, wchodząc do lokalu, gdzie serwowano pity. Oczywiście wziął kebab na grubym z mieszanym sosem i mieszanym mięchem - przy płaceniu mu nawet w brzuchu zaburczało i aż mu się głupio zrobiło, bo gość przyjmujący zamówienie chyba też usłyszał ten charakterystyczny dźwięk. Filippo zrobił kilka kroków, aby oddalić się od lady i grzecznie czekał, przeglądając social media. Był w trakcie oglądania jednej z rolek na insta, gdy usłyszał, iż jego kebab był już gotowy. Zgarnął go i zaczął z nim iść.
Idąc oczywiście kropla sosu wylądowała na jego jasnoniebieskiej koszulce.
- Nosz kurwa mać... - rzucił siarczyście, bo ta plama znajdowała się prawie że na środku. Westchnął i widząc przyjaciela, pomachał mu i ściągnął słuchawki z uszu. Nie miał chusteczki, więc zapewne spróbuje ją wytrzeć lub zaprać, gdy już będą w środku salonu z grami. Ciekawe, czy to się da sprać.
- Sorry za spóźnienie. Jesteś głodny? Jak tak, to nieopodal jest spoko miejsce, tylko uważaj bo sporo sosu leją. - ostrzegł Ashtona. Miał nadzieję, że jakimś magicznym sposobem, nie zauważy tej pięknej plamy... Ale chyba zayważył.
Ashton Kovalski
-
do you wanna build a house with me in sims?nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
004.
Spędzenie czasu w salonie gier było zupełnym oderwaniem od siedzenia pół dnia przed kompem. Czysto teoretycznie, nadal dotyczyło to tego jednego i samego, ale wyjście do ludzi i wspólna interakcja z przyjacielem była wymagana raz na jakiś czas. Zwłaszcza jeśli nie chciał zwariować i za swoich najbliższych kumpli nie zacząć uważać rodziny, którą grał najczęściej w Simsach. Tak czy inaczej, z entuzjazmem zareagował na cały plan pojechania grania w gry i był gotowy zebrać tak dużo kuponów, aby finalnie wymienić je na jakąś zajebistą nagrodę.
Jako że dzisiaj miał wychodne, to również miał zamiar się napić — chociażby piwa, ale nie mógł po nim wrócić autem. Gdyby go złapali i wlepili mandat, albo co gorsze, zabrali prawo jazdy, to miałby przejebane. Ojciec by się do niego doczepił, a na razie udawało mu się go skutecznie unikać. Po uzyskaniu informacji o rozwodzie rodziców, nie chciał widzieć się ani z jednym, ani z drugim. Przyjął strategię wyparcia, chociażby do pierwszego wspólnego obiadu czy innego wydarzenia, na które zostanie przymuszony. Dziś wolał jednak o tym nie myśleć — wyjście z Filippo traktował jako oderwanie się od tej napiętej sytuacji i może mu nieco ponarzeka na dręczące go myśli, jednak nie za wiele. Nie był jeszcze gotowy rozkładać tego na części pierwsze.
Nie wybrał tramwaju, zamówił ubera czy inną taksówkę, bo był wygodnicki i do tego przywykł. Komunikacja miejska nigdy zbytnio nie towarzyszyła mu w życiu. Była okazjonalna i to zazwyczaj na studiach, kiedy jechał ze znajomymi, dla których była to norma. Był to okres w jego życiu, gdzie nie chciał odbiegać od innych, więc dopasowywał się, a nawet poznawał w ten sposób świat. Powoli dodawał takie małe punkty do swojej codzienności która nie dotyczyła elitarnych szkół, mundurków i szoferów, którzy byli na każde zawołanie.
Przyjechał na miejsce jak nie on — bo przed czasem. Nie narzekał, bo to był jeden z niewielu razy, kiedy to on czekał, a nie ktoś inny. Przysiadł na ławeczce przed wejściem i po prostu scrollował instagrama. Zrobił nawet jakieś zdjęcie neonu nad drzwiami, czy jakieś ładne lokalu przez okno, ale nie wstawił go. Może później, gdy już będzie wracał na chatę. Nie był dużym influ, ale jednak posiadał wystarczające zasięgi, aby ktoś mógł chcieć się z nim spotkać. A Ash nie miał dzisiaj chęci na interakcję z fanami, zwłaszcza na własne życzenie. Chciał spędzić normalny wieczór. Usłyszał niedalekie przekleństwo, rozpoznając w nim głos przyjaciela i podniósł spojrzenie znad ekranu telefonu, aby dostrzec go niedaleko. Pomachał mu, gdy tylko Filippo skierował na niego wzrok.
— Widzę — stwierdził, kiwając głową w kierunku jego koszulki. — Ujebałeś się już na wejściu — dodał z lekkim rozbawieniem, ale to było w stylu słuchamy, nie oceniamy. W gruncie rzeczy, taki był właśnie Ashton. Nie posyłał krytycznych spojrzeń (chyba że bratu gdy traktował to jak dzieciaka), ani nie oceniał ludzi po okładce. — Smacznego. Czy ja bym chciał? — zapytał sam siebie, dochodząc do wniosku, że jeśli ma coś pić, to lepiej mieć jakąś podstawę. — Dobra, idę tam. Poczekaj — rzucił, podtruchtając do kebabowni i zamawiając pitę. Wyglądała zbyt dobrze i narobiła smaka Ashtonowi. Po kilku minutach wrócił do kumpla i razem klapnęli na ławce przed lokalem, żeby na spokojnie zjeść. Wziął też serwetki i część nich wręczył chłopakowi. — Kurde, późno dostrzegłem, że są tu rzuty toporkami. Można zobaczyć, czy mają jeszcze wolny czas i spróbować się na nie wbić. Na grę oczywiście, a nie na toporki — parsknął, uważając, żeby się nie uwalić. — Chyba że nie chcesz, to się dostosuję. Myślę, że ja dzisiaj zagram w dosłownie wszystko. — Pokiwał głową i zastanawiał się, na jaką atrakcję jego kompan miał największą ochotę.
Filippo Carissoni
Spędzenie czasu w salonie gier było zupełnym oderwaniem od siedzenia pół dnia przed kompem. Czysto teoretycznie, nadal dotyczyło to tego jednego i samego, ale wyjście do ludzi i wspólna interakcja z przyjacielem była wymagana raz na jakiś czas. Zwłaszcza jeśli nie chciał zwariować i za swoich najbliższych kumpli nie zacząć uważać rodziny, którą grał najczęściej w Simsach. Tak czy inaczej, z entuzjazmem zareagował na cały plan pojechania grania w gry i był gotowy zebrać tak dużo kuponów, aby finalnie wymienić je na jakąś zajebistą nagrodę.
Jako że dzisiaj miał wychodne, to również miał zamiar się napić — chociażby piwa, ale nie mógł po nim wrócić autem. Gdyby go złapali i wlepili mandat, albo co gorsze, zabrali prawo jazdy, to miałby przejebane. Ojciec by się do niego doczepił, a na razie udawało mu się go skutecznie unikać. Po uzyskaniu informacji o rozwodzie rodziców, nie chciał widzieć się ani z jednym, ani z drugim. Przyjął strategię wyparcia, chociażby do pierwszego wspólnego obiadu czy innego wydarzenia, na które zostanie przymuszony. Dziś wolał jednak o tym nie myśleć — wyjście z Filippo traktował jako oderwanie się od tej napiętej sytuacji i może mu nieco ponarzeka na dręczące go myśli, jednak nie za wiele. Nie był jeszcze gotowy rozkładać tego na części pierwsze.
Nie wybrał tramwaju, zamówił ubera czy inną taksówkę, bo był wygodnicki i do tego przywykł. Komunikacja miejska nigdy zbytnio nie towarzyszyła mu w życiu. Była okazjonalna i to zazwyczaj na studiach, kiedy jechał ze znajomymi, dla których była to norma. Był to okres w jego życiu, gdzie nie chciał odbiegać od innych, więc dopasowywał się, a nawet poznawał w ten sposób świat. Powoli dodawał takie małe punkty do swojej codzienności która nie dotyczyła elitarnych szkół, mundurków i szoferów, którzy byli na każde zawołanie.
Przyjechał na miejsce jak nie on — bo przed czasem. Nie narzekał, bo to był jeden z niewielu razy, kiedy to on czekał, a nie ktoś inny. Przysiadł na ławeczce przed wejściem i po prostu scrollował instagrama. Zrobił nawet jakieś zdjęcie neonu nad drzwiami, czy jakieś ładne lokalu przez okno, ale nie wstawił go. Może później, gdy już będzie wracał na chatę. Nie był dużym influ, ale jednak posiadał wystarczające zasięgi, aby ktoś mógł chcieć się z nim spotkać. A Ash nie miał dzisiaj chęci na interakcję z fanami, zwłaszcza na własne życzenie. Chciał spędzić normalny wieczór. Usłyszał niedalekie przekleństwo, rozpoznając w nim głos przyjaciela i podniósł spojrzenie znad ekranu telefonu, aby dostrzec go niedaleko. Pomachał mu, gdy tylko Filippo skierował na niego wzrok.
— Widzę — stwierdził, kiwając głową w kierunku jego koszulki. — Ujebałeś się już na wejściu — dodał z lekkim rozbawieniem, ale to było w stylu słuchamy, nie oceniamy. W gruncie rzeczy, taki był właśnie Ashton. Nie posyłał krytycznych spojrzeń (chyba że bratu gdy traktował to jak dzieciaka), ani nie oceniał ludzi po okładce. — Smacznego. Czy ja bym chciał? — zapytał sam siebie, dochodząc do wniosku, że jeśli ma coś pić, to lepiej mieć jakąś podstawę. — Dobra, idę tam. Poczekaj — rzucił, podtruchtając do kebabowni i zamawiając pitę. Wyglądała zbyt dobrze i narobiła smaka Ashtonowi. Po kilku minutach wrócił do kumpla i razem klapnęli na ławce przed lokalem, żeby na spokojnie zjeść. Wziął też serwetki i część nich wręczył chłopakowi. — Kurde, późno dostrzegłem, że są tu rzuty toporkami. Można zobaczyć, czy mają jeszcze wolny czas i spróbować się na nie wbić. Na grę oczywiście, a nie na toporki — parsknął, uważając, żeby się nie uwalić. — Chyba że nie chcesz, to się dostosuję. Myślę, że ja dzisiaj zagram w dosłownie wszystko. — Pokiwał głową i zastanawiał się, na jaką atrakcję jego kompan miał największą ochotę.
Filippo Carissoni
-
drop the beatnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Filip słysząc o plamie, westchnął głośno.
- Pięknie zdobi moją koszulkę ta plama, co nie? Może powinienem sobie jeszcze jedną plamę jebnąć, tak dla równowagi. - naprawdę zaczął o tym myśleć, bo może wtedy faktycznie pomyślanoby, iż to zwykły wzorek - choć gorzej, że chcąc tę plamę zgarnąć chusteczką, z plamy powstał piękny maziaj. Filip uznał, że już pierdoli to. Nie pierwszy i nie ostatni raz wchodził gdzieś w brudnej koszulce.
- Dzięki. - podziękował rzecz jasna za życzenie smacznego. - Lepiej chcij, bo nie wiadomo, kiedy przytrafi się okazja, żeby zjeść kebsa. - znając życie, pewnie nawet w dniu jutrzejszym, ale czy specjalnie by tutaj jechał? Nie wiadomo. Sam Filip nie wiedział, co będzie robił jutro, więc no.
Carissoni skinął głową, przyjmując do wiadomości, iż przyjaciel podjął (jego zdaniem) słuszną decyzję. Jak będzie żałował, to mu kupię piwo... albo dwa. Tak więc grzecznie sobie czekał siedząc na ławce przed lokalem.
- Smacznego. - powiedział, biorąc kilka serwetek w międzyczasie i od razu wycierając sobie brodę wraz z kącikami ust.
- Stary, dwa razy nie musisz mnie przekonywać. Ja bym mógł rzucać wszystkim... toporkami, dartami i w sumie nie wiem czym się jeszcze rzuca. Młotem? - spytał, przypominając sobie, czym można było rzucać.
- W sumie między młotem a oszczepem lub dyskiem, chyba wybrałbym oszczep a potem dysk. Raczej słabo widzę siebie rzucającego młotem. - stwierdził, doskonale wiedząc, że Ashtona mogło to praktycznie nie obchodzić. Poza tym, nie był sportowcem, więc zbyt prędko żadnego z wcześniej wymienionych nie będzie nawet trzymał w dłoniach, a młotek to jak już taki do wbijania gwoździ, a nie sportowy.
- Ja ogólnie też idę z nastawieniem zagrania we wszystko. Mam tylko nadzieję, że co drugi sprzęt nie będzie uszkodzony... - odparł, bo pamiętał, że ludzie często gdy przegrywali, wyładowywali się na maszynach, uderzając w nie, a one... cóż, raz wytrzymywały, a raz wywieszano karteczkę z napisem "awaria". Gdy był młodszy, wybrał się do podobnego miejsca i doskonale pamiętał te krzyki oraz kłótnie innych osób. Ciekawe, czy tu teraz będzie identycznie...
Tak czy inaczej, po zjedzeniu swojego kebsa, wyrzucił puste opakowanie do znajdującego się obok śmietnika.
- Ale bym się teraz napił pepsi... ale nie wiem, czy by mnie z nią wpuścili, więc najwyżej na miejscu sobie kupię. - odparł, czując straszną chęć na jakiś gazowany napój.
- I jak kebab? Może być? - spytał, będąc ciekawym opinii kumpla.
Ashton Kovalski
- Pięknie zdobi moją koszulkę ta plama, co nie? Może powinienem sobie jeszcze jedną plamę jebnąć, tak dla równowagi. - naprawdę zaczął o tym myśleć, bo może wtedy faktycznie pomyślanoby, iż to zwykły wzorek - choć gorzej, że chcąc tę plamę zgarnąć chusteczką, z plamy powstał piękny maziaj. Filip uznał, że już pierdoli to. Nie pierwszy i nie ostatni raz wchodził gdzieś w brudnej koszulce.
- Dzięki. - podziękował rzecz jasna za życzenie smacznego. - Lepiej chcij, bo nie wiadomo, kiedy przytrafi się okazja, żeby zjeść kebsa. - znając życie, pewnie nawet w dniu jutrzejszym, ale czy specjalnie by tutaj jechał? Nie wiadomo. Sam Filip nie wiedział, co będzie robił jutro, więc no.
Carissoni skinął głową, przyjmując do wiadomości, iż przyjaciel podjął (jego zdaniem) słuszną decyzję. Jak będzie żałował, to mu kupię piwo... albo dwa. Tak więc grzecznie sobie czekał siedząc na ławce przed lokalem.
- Smacznego. - powiedział, biorąc kilka serwetek w międzyczasie i od razu wycierając sobie brodę wraz z kącikami ust.
- Stary, dwa razy nie musisz mnie przekonywać. Ja bym mógł rzucać wszystkim... toporkami, dartami i w sumie nie wiem czym się jeszcze rzuca. Młotem? - spytał, przypominając sobie, czym można było rzucać.
- W sumie między młotem a oszczepem lub dyskiem, chyba wybrałbym oszczep a potem dysk. Raczej słabo widzę siebie rzucającego młotem. - stwierdził, doskonale wiedząc, że Ashtona mogło to praktycznie nie obchodzić. Poza tym, nie był sportowcem, więc zbyt prędko żadnego z wcześniej wymienionych nie będzie nawet trzymał w dłoniach, a młotek to jak już taki do wbijania gwoździ, a nie sportowy.
- Ja ogólnie też idę z nastawieniem zagrania we wszystko. Mam tylko nadzieję, że co drugi sprzęt nie będzie uszkodzony... - odparł, bo pamiętał, że ludzie często gdy przegrywali, wyładowywali się na maszynach, uderzając w nie, a one... cóż, raz wytrzymywały, a raz wywieszano karteczkę z napisem "awaria". Gdy był młodszy, wybrał się do podobnego miejsca i doskonale pamiętał te krzyki oraz kłótnie innych osób. Ciekawe, czy tu teraz będzie identycznie...
Tak czy inaczej, po zjedzeniu swojego kebsa, wyrzucił puste opakowanie do znajdującego się obok śmietnika.
- Ale bym się teraz napił pepsi... ale nie wiem, czy by mnie z nią wpuścili, więc najwyżej na miejscu sobie kupię. - odparł, czując straszną chęć na jakiś gazowany napój.
- I jak kebab? Może być? - spytał, będąc ciekawym opinii kumpla.
Ashton Kovalski
-
do you wanna build a house with me in sims?nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Wtedy już nikt nie mógłby powiedzieć, że to przypadek — stwierdził, parskając zaraz śmiechem na ten pomysł. Był szalony, ale jednocześnie przemyślany. Ashton jednak nie był tutaj od oceniania, bo uwalić się jest rzeczą normalną; a niech pierwszy rzuci kamieniem ten, któremu kebab nie pociekł podczas jedzenia.
— Kiedy życie daje ci budę z kebsem pod nos, to go zjedz — zaśmiał się, przerabiając na pasujące w danym momencie powiedzenie o cytrynach. Prawda była jednak taka, że nie wiadomo, kiedy będzie mieć okazję zjeść kebaba i to takiego — jedzonego na stojąco, praktycznie w biegu, w miejscu, które wygląda nawet niepozornie, ale widać, że cieszy się powodzeniem. I to nie taką złą sławą, że stoją tam sami pijani ludzie z gastrofazą; chociaż i oni są zazwyczaj najlepszym wyznacznikiem, bo wtedy często ma się ochotę na coś co naprawdę zapadło w pamięci.
Pokiwał głową w podziękowaniu, mając już w buzi jedzenie i w zasadzie nie przestawał kiwać tą łepetyną, bo już po pierwszym kęsie zauważył, że był to kebab wart odczekania. Świeże mięsko, dobry sos, chrupiąca tortilla — czy można było chcieć czegoś więcej?
— Nie wiem czy zmieścili tam pole do rzucania młotem, ale jeśli tak to chętnie to zobaczę. Ale hej, nawet jeśli średnio widzisz się w tej dyscyplinie to warto spróbować — parsknął, jednocześnie próbując go pokrzepić, ale no nie mogło to być łatwe. Nie podważał mięśni przyjaciela, ale jednocześnie wiedział, że bez odpowiednich treningów rzut mógłby okazać się fiaskiem. — Zostańmy jednak przy dysku lub toporkach, żeby żaden z nas nie wylądował dzisiaj na pogotowiu. — W końcu spotkali się w absolutnie luźnych warunkach, żeby wyrwać się z domu i spędzić czas inaczej niż łącząc się przez discorda i grając w grę. Dzisiaj robili to samo, ale w rzeczywistości mieli więcej możliwości na wypadki.
— Jak będzie to szukamy następnego salonu z grami. To Toronto, na pewno jest ich wiele. — Wzruszył lekko ramionami. Taki problem to nie problem, zawsze było odpowiednie rozwiązanie. A jeśli nie poszukiwania kolejnego miejsca, to mogli zmienić swoje plany. W końcu kluczowe było towarzystwo, każda inna rozrywka będzie już wtedy dobra. Co prawda, nastawił się na ich dzisiejsze plany… więc również trzymał kciuki, aby wszystko działało albo przynajmniej znaczna większość.
— Już napijemy się w środku. Na pewno kazaliby ci wyjebać przed drzwiami. Szkoda colki, czy tam pepsi — stwierdził, tym razem mniej kulturalnie, kończąc dogryzać ostatni kawałek. Sam wywalił opakowanie i poklepał przyjaciela po ramieniu. — Obyś tak dobrze grał, jak polecasz jedzenie. Zajebisty był — powiedział szczerze. Nie spodziewał się, że będzie tak usatysfakcjonowany z jedzenia i to jeszcze dość przypadkowego. Teraz jego żołądek był gotowy na granie i ewentualne piwo.
— Widziałeś, że można tu zbierać kupony? Rywalizujemy, który więcej czy zbieramy wspólnie na coś zajebistego? — zapytał, gdy po wejściu dostrzegł wystawę z nagrodami i przypisanymi ilościami biletów, które trzeba zdobyć. Mogli również połączyć te dwie opcje, a na koniec zrobić ostateczny pojedynek, aby zdobyć nagrodę główną.
Filippo Carissoni
— Kiedy życie daje ci budę z kebsem pod nos, to go zjedz — zaśmiał się, przerabiając na pasujące w danym momencie powiedzenie o cytrynach. Prawda była jednak taka, że nie wiadomo, kiedy będzie mieć okazję zjeść kebaba i to takiego — jedzonego na stojąco, praktycznie w biegu, w miejscu, które wygląda nawet niepozornie, ale widać, że cieszy się powodzeniem. I to nie taką złą sławą, że stoją tam sami pijani ludzie z gastrofazą; chociaż i oni są zazwyczaj najlepszym wyznacznikiem, bo wtedy często ma się ochotę na coś co naprawdę zapadło w pamięci.
Pokiwał głową w podziękowaniu, mając już w buzi jedzenie i w zasadzie nie przestawał kiwać tą łepetyną, bo już po pierwszym kęsie zauważył, że był to kebab wart odczekania. Świeże mięsko, dobry sos, chrupiąca tortilla — czy można było chcieć czegoś więcej?
— Nie wiem czy zmieścili tam pole do rzucania młotem, ale jeśli tak to chętnie to zobaczę. Ale hej, nawet jeśli średnio widzisz się w tej dyscyplinie to warto spróbować — parsknął, jednocześnie próbując go pokrzepić, ale no nie mogło to być łatwe. Nie podważał mięśni przyjaciela, ale jednocześnie wiedział, że bez odpowiednich treningów rzut mógłby okazać się fiaskiem. — Zostańmy jednak przy dysku lub toporkach, żeby żaden z nas nie wylądował dzisiaj na pogotowiu. — W końcu spotkali się w absolutnie luźnych warunkach, żeby wyrwać się z domu i spędzić czas inaczej niż łącząc się przez discorda i grając w grę. Dzisiaj robili to samo, ale w rzeczywistości mieli więcej możliwości na wypadki.
— Jak będzie to szukamy następnego salonu z grami. To Toronto, na pewno jest ich wiele. — Wzruszył lekko ramionami. Taki problem to nie problem, zawsze było odpowiednie rozwiązanie. A jeśli nie poszukiwania kolejnego miejsca, to mogli zmienić swoje plany. W końcu kluczowe było towarzystwo, każda inna rozrywka będzie już wtedy dobra. Co prawda, nastawił się na ich dzisiejsze plany… więc również trzymał kciuki, aby wszystko działało albo przynajmniej znaczna większość.
— Już napijemy się w środku. Na pewno kazaliby ci wyjebać przed drzwiami. Szkoda colki, czy tam pepsi — stwierdził, tym razem mniej kulturalnie, kończąc dogryzać ostatni kawałek. Sam wywalił opakowanie i poklepał przyjaciela po ramieniu. — Obyś tak dobrze grał, jak polecasz jedzenie. Zajebisty był — powiedział szczerze. Nie spodziewał się, że będzie tak usatysfakcjonowany z jedzenia i to jeszcze dość przypadkowego. Teraz jego żołądek był gotowy na granie i ewentualne piwo.
— Widziałeś, że można tu zbierać kupony? Rywalizujemy, który więcej czy zbieramy wspólnie na coś zajebistego? — zapytał, gdy po wejściu dostrzegł wystawę z nagrodami i przypisanymi ilościami biletów, które trzeba zdobyć. Mogli również połączyć te dwie opcje, a na koniec zrobić ostateczny pojedynek, aby zdobyć nagrodę główną.
Filippo Carissoni
-
drop the beatnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Filip parsknął śmiechem, by w następnej chwili udać wielce poważnego.
- No co nie? Wydawałoby się całkiem legit. - stwierdził, wyobrażając sobie drugą plamę obok tej, którą już miał. Może byłoby lepiej, gdybym zainwestował w śliniaki... pomyślał. Albo po prostu powinienem był pamiętać o chusteczkach... chociaż w moim przypadku, przydałyby się takie duże, by przykryły i ochroniły całą koszulkę. kontynuował w myślach monolog dotyczący ochrony dzianin przed niebezpiecznymi sosami.
- O to, to. I nie gardź, tylko tam zasuwaj raz, raz. - dodał od siebie. - Złota zasada, której zawsze powinniśmy się trzymać. - skinął głową, zgadzając się ze słowami przyjaciela. - Ej, co byś powiedział, gdybyśmy któregoś dnia zrobili listę kebabwoni w mieście i próbowali, by potem zrobić ranking od najlepszego kebaba do najgorszego? Pewnie zajęłoby nam to całkiem sporo czasu, ale kij z tym. - machnął ręką, mając w nosie, ile by cały ten precedens mógł zająć - liczył się fun ze zwiedzania oraz próbowania.
- Nie musisz mi już teraz dawać znać. Przemyśl to i daj znać. - Jak nie będzie chciał, to może sam się wybiorę na degustacje... bo rzecz jasna rozumiał, że Ashton mógł mieć swoje powody lub po prostu nie być chętnym, bo nie. Poza tym, w głowie młodego Carissoni już powstawała opcja C) czyli, że Ashton dołączałby wtedy, kiedy akurat by mógł.
Uśmiechnął się, ponieważ naprawdę był rad, iż Kovalskiemu smakował kebab, którego Walker polecił.
- Tak myślisz? W sumie... mogłoby być fajnie. - stwierdził, przeczesując dłonią włosy i zaczął zastanawiać się, gdzie faktycznie mógłby spróbować swoich sił we wspomnianym przed chwilą, rzucie młotem. Aż wyjął telefon by w wyszukiwarkę internetową wpisać frazę "rzut młotem Toronto" i z zainteresowaniem przeglądał propozycje miejsc.
- O patrz! Throwers Club organizuje treningi na każdym poziomie... - z przejęciem wszedł na ich stronę, gdzie rozpisany był harmonogram i spodobało mu się, że mieli treningi zarówno na hali, jak i na powietrzu. Dodał sobie stronę do zakładek, by mu przypadkiem nie zaginęła, a następnie kliknięciem zablokował ekran i umieścił telefon wewnątrz lewej kieszeni, a słysząc słowa kumpla, skinął głową, wyrażając tym samym zgodę z propozycją Ashtona, bo faktycznie, pozostałe dwie opcje wydawały sięmoże ciut bardziej bezpieczne - chociaż Filippo był zdolny do wyrządzenia sobie krzywdy nawet najmniej oczywistymi przedmiotami, choć fakt, wizytę w szpitalu wolał odpuścić.
- Dobra. Dobrze, że jutro zaczynam zajęcia koło 11, to przynajmniej nie muszę się zrywać z samego rana. - powiedział zadowolony, bo jeszcze mimo wszystko wolał nie marnować nieobecności, gdyż planował je wykorzystać tuż przed końcem semestru.
No właśnie, szkoda by było po pierwsze colki/pepsi, gdyby musiał ją wyrzucić, a po drugie wydanego hajsu. Dlatego nie protestował, tylko grzecznie poczekał, aż Ash zje, by potem ruszyć w kierunku drzwi wejściowych lokalu.
- Nie będę miał litości, to Ci mogę obiecać. - powiedział, zaciskając pięści, jakby tym oto gestem chciał pokazać, iż mówił szczerze. Zaraz weszli do środka, a Carissoni zaczął podziwiać wnętrze wraz ze stojącymi automatami.
Słysząc pytanie, Filip zastanowił się chwilę.
- Możemy spróbować porywalizować. - odpowiedział, podchodząc do gablotki, gdzie leżały różne przedmioty, które można było zdobyć za zdobyte kupony i nawet coś tam sobie upatrzył.
- To co, zaczynamy od rzutów do kosza, czy idziemy na wyścigi lub tekkena? - choć widząc strzelankę z dwoma pseudo pistoletami wiedział od której gry chciał zacząć (nawet oczy jakby mu się bardziej zaświeciły) - ba, nogi go nagle jakby same do tegoż automatu zaprowadziły. Złapał za broń z prawej, bo tak mu się akurat złapało.
- Albo wiesz co? Postrzelajmy do zombiaków. - powiedział, wyciągając z kieszeni portfel a z portfela monetę.
Ashton Kovalski
- No co nie? Wydawałoby się całkiem legit. - stwierdził, wyobrażając sobie drugą plamę obok tej, którą już miał. Może byłoby lepiej, gdybym zainwestował w śliniaki... pomyślał. Albo po prostu powinienem był pamiętać o chusteczkach... chociaż w moim przypadku, przydałyby się takie duże, by przykryły i ochroniły całą koszulkę. kontynuował w myślach monolog dotyczący ochrony dzianin przed niebezpiecznymi sosami.
- O to, to. I nie gardź, tylko tam zasuwaj raz, raz. - dodał od siebie. - Złota zasada, której zawsze powinniśmy się trzymać. - skinął głową, zgadzając się ze słowami przyjaciela. - Ej, co byś powiedział, gdybyśmy któregoś dnia zrobili listę kebabwoni w mieście i próbowali, by potem zrobić ranking od najlepszego kebaba do najgorszego? Pewnie zajęłoby nam to całkiem sporo czasu, ale kij z tym. - machnął ręką, mając w nosie, ile by cały ten precedens mógł zająć - liczył się fun ze zwiedzania oraz próbowania.
- Nie musisz mi już teraz dawać znać. Przemyśl to i daj znać. - Jak nie będzie chciał, to może sam się wybiorę na degustacje... bo rzecz jasna rozumiał, że Ashton mógł mieć swoje powody lub po prostu nie być chętnym, bo nie. Poza tym, w głowie młodego Carissoni już powstawała opcja C) czyli, że Ashton dołączałby wtedy, kiedy akurat by mógł.
Uśmiechnął się, ponieważ naprawdę był rad, iż Kovalskiemu smakował kebab, którego Walker polecił.
- Tak myślisz? W sumie... mogłoby być fajnie. - stwierdził, przeczesując dłonią włosy i zaczął zastanawiać się, gdzie faktycznie mógłby spróbować swoich sił we wspomnianym przed chwilą, rzucie młotem. Aż wyjął telefon by w wyszukiwarkę internetową wpisać frazę "rzut młotem Toronto" i z zainteresowaniem przeglądał propozycje miejsc.
- O patrz! Throwers Club organizuje treningi na każdym poziomie... - z przejęciem wszedł na ich stronę, gdzie rozpisany był harmonogram i spodobało mu się, że mieli treningi zarówno na hali, jak i na powietrzu. Dodał sobie stronę do zakładek, by mu przypadkiem nie zaginęła, a następnie kliknięciem zablokował ekran i umieścił telefon wewnątrz lewej kieszeni, a słysząc słowa kumpla, skinął głową, wyrażając tym samym zgodę z propozycją Ashtona, bo faktycznie, pozostałe dwie opcje wydawały się
- Dobra. Dobrze, że jutro zaczynam zajęcia koło 11, to przynajmniej nie muszę się zrywać z samego rana. - powiedział zadowolony, bo jeszcze mimo wszystko wolał nie marnować nieobecności, gdyż planował je wykorzystać tuż przed końcem semestru.
No właśnie, szkoda by było po pierwsze colki/pepsi, gdyby musiał ją wyrzucić, a po drugie wydanego hajsu. Dlatego nie protestował, tylko grzecznie poczekał, aż Ash zje, by potem ruszyć w kierunku drzwi wejściowych lokalu.
- Nie będę miał litości, to Ci mogę obiecać. - powiedział, zaciskając pięści, jakby tym oto gestem chciał pokazać, iż mówił szczerze. Zaraz weszli do środka, a Carissoni zaczął podziwiać wnętrze wraz ze stojącymi automatami.
Słysząc pytanie, Filip zastanowił się chwilę.
- Możemy spróbować porywalizować. - odpowiedział, podchodząc do gablotki, gdzie leżały różne przedmioty, które można było zdobyć za zdobyte kupony i nawet coś tam sobie upatrzył.
- To co, zaczynamy od rzutów do kosza, czy idziemy na wyścigi lub tekkena? - choć widząc strzelankę z dwoma pseudo pistoletami wiedział od której gry chciał zacząć (nawet oczy jakby mu się bardziej zaświeciły) - ba, nogi go nagle jakby same do tegoż automatu zaprowadziły. Złapał za broń z prawej, bo tak mu się akurat złapało.
- Albo wiesz co? Postrzelajmy do zombiaków. - powiedział, wyciągając z kieszeni portfel a z portfela monetę.
Ashton Kovalski