32 y/o, 173 cm
detektyw wydziału ds. poszukiwań i identyfikacji osób | TPS Headquarte
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiźeńskie
postać
autor

#2

Stukot obcasów roznosił się po wielkim pomieszczeniu, gdy Marceline szła z niebywałą gracją, którą udawało się jej zachować, pomimo sporej ilości wtłoczonych w gardło drinków. Przechodząc przez tłum, wymsknęło się z jej ust ciche przepraszam, a turkusowy trunek wzburzył się we szkle, sprawiając, że jego krople ochlapały jej dłoń.

— W mordę... — mruknęła do samej siebie, odrzuciła włosy ruchem głowy, które opadały jej na twarz i nie zwalniając kroku powędrowała w stronę kanapy, którą od dobrej godziny – jak nie więcej – okupowała razem z Cece. Pojawiwszy się w zasięgu jej wzroku, postawiła jej zamówienie na niewielkim stoliczku, a sama zajęła swoje uprzednie miejsce, nie wypuszczając z dłoni kolorowego drinka. Lokal był dziś naprawdę wypełniony – muzyka dudniła, ludzie śmiali się głośno, a jasne światła migotały po całej sali. Marceline lubiła takie miejsca, gdzie panował rozgardiasz i nikt nie zwracał uwagi na to, że ktoś może mówić trochę za głośno albo gestykulować zbyt energicznie. Tutaj mogła być sobą, bez udawania i sztywnych zasad. Idealne miejsce na dziewczęce pogaduchy przy drinkach.

— Cokolwiek to jest, to barman powiedział, że trzepie zacytowała go z rozbawionym uśmiechem na twarzy, od razu pozwalając sobie na sprawdzenie, czy owy trunek faktycznie miał taką moc, którą zapowiadał młodziutki mężczyzna. Umoczyła nieznaczne w nim usta, nie skrzywiła się, wręcz przeciwnie – kąciki jej ust uniosły się jeszcze wyżej. — Nie kłamał, muszę dać mu później dobry napiwek... — powiedziała, a jej spojrzenie ponownie powędrowało w stronę baru i tegoż właśnie barmana. Złapawszy z nim kontakt wzrokowy, uniosła drinka nieznacznie do góry i porozumiewawczo skinęła głową. Dobra robota, młody.

— To, na czym my skończyłyśmy... — powiedziała, w końcu wracając spojrzeniem do Cece, chociaż to bardzo chętnie na ułamki sekund uciekało w kierunku przystojnego barmana. Zarzuciła nogę na nogę, odsłaniając przy tym swoją szczupłą łydkę i pozwalając, by jej sukienka podwinęła się do rejonu uda. — Mówiłaś coś o tym swoim doktoracie, że badania weszły w kolejną fazę, tak? Wiesz, Cece, to na pewno jest mega fascynujące, ale... może powiesz mi, co tak naprawdę u ciebie słychać? Jakieś zmiany? Nie wiem... m ę ż c z y ź n i na horyzoncie? — podpytała, unosząc brew do góry i świdrując przyjaciółkę wzrokiem. Marceline uwielbiała chłonąć przeróżne pikantne historie niczym dobrze napisane książki o podłożu erotycznym, więc jasne, mogły nadal gadać o uroczych roślinkach, aczkolwiek stan jej upojenia alkoholowego wskazywał, że jej punkt zainteresowania przesunął się w kierunku tematów osobisto-romantyczno-romansowych.

Cece Marquis
marcie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
31 y/o, 163 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiShe/her
postać
autor

Marceline H. Valentine

Lubiła takie wieczory jak te. Niezobowiązujące, powolne z idealną ilością procentów. Czuła je we własnej krwi, delikatnie zamroczona. Gdy Valentine nie było, przymknęła powoli oczy i zaczęła zastanawiać, co właściwie zrobi wracając do domu. Czy będzie pamiętała dać kotu jeść? Wrzuci te śmierdzące świerszcze do terrarium gekona? A może bezwiednie zapuka do drzwi swojego sąsiada? Pokręciła głową. Nie powinna o nim myśleć. Był zajętym człowiekiem i to metaforycznie. Niby rozwód został dopięty, a on darzył byłą żonę uczuciem. Może za to szef? Był w porządku gościem, oprócz ostatniego razu. Dalej nie rozumiała tego ochrzanu za mokrą podłogę. Tylko ta krótka opieka, którą ją obdarzył, była dla niej interesująca. Chociaż w głowie tłumaczyła sobie to jednym, nie chciał dostać od niej pozwu.
— Jak mnie trzepnie, będziesz musiała wlec zwłoki do domu — parsknęła Cecille, od razu szeroko się uśmiechając. Nie pierwszy raz w życiu przyjaciółka próbowała ją upić. Nie jeden raz wymiotowała przez nią tęczą i nie ostatni raz nie będzie pamiętała drogi do domu. Zawsze kończyło się to tak samo. Parszywym, porannym kacem. Tylko czego nie robi się w weekend, by naładować baterię? Rychła śmierć będzie trwała przez cały następny dzień — jak będziesz pod blokiem, dzwoń do sąsiada spod 21. Ostatnio udało się mu mnie wciągnąć na górę — dodała, unosząc kąciki ust. Miała szczęście ze swoim sąsiadem numer jeden. Mogłaby być trupem, a finalnie i tak, by jej pomógł. Dziwna relacja między dwojgiem ludzi na tym samym piętrze. Piękna przyjaźń.
— Na nudnych sprawach — zaraz upiła łyk drinka, mimowolnie się krzywiąc. Nie tego się spodziewała, widocznie będzie musiała wchodzić po schodach na czworaka. Inaczej zaliczy niezbyt artystycznego fikołka na sam dół — moje życie to mój doktorat — rzuciła obrażonym tonem. Doktorat, praca barmanki, opieka nad matką i tak w kółko. Cecille rzadko wychodziła do znajomych, bo już nie miała sił działać — nie wiem, Mar — jęknęła Marquis. Co mogła więcej opowiadać? Żaden sensowny gach nie krążył przy niej — mam wrażenie, że się staczam. Szef sprezentował mi reprymendę życia to jedna sprawa — o umytą podłogę i butelkę zbyt drogiego alkoholu — a druga... ta kobieta co przychodzi do mojego sąsiada, to jego ex żona — i tu pojawiły się w jej głowie prawdziwe wątpliwości na temat sensu ich przyjaźni — nie powinnam inwestować w tę przyjaźń, prawda? — nie chciała zostać wtrącona w żadne kłótnie kochanków. Nie czułaby się z nimi w porządku, marzyła o odpoczynku. Nic więcej nie potrzebowała. Przymknąć oczy i mieć święty spokój.
32 y/o, 173 cm
detektyw wydziału ds. poszukiwań i identyfikacji osób | TPS Headquarte
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiźeńskie
postać
autor

Na wspomnienie o zwłokach Marceline głośniej się zaśmiała. Na co dzień podchodziła bardzo – BARDZO – poważnie do swojej pracy, bo jednak ona do takowych należała, jednakże w celu tzw. odchamienia potrzebne jej było obracanie w żart nawet tak poważnych tematów jak cudza śmierć – musiała znaleźć sposób na funkcjonowanie w tej rzeczywistości i ze świadomością okropieństw, które dzieją się w tym mieście.

— Mam doświadczenie w temacie zwłok, więc możesz się spodziewać odpowiedniego potraktowania — odpowiedziała tajemniczo. Niekoniecznie w dziedzinie targania tych zwłok ze sobą, ale jedno nie wykluczało drugiego. Cece mogła czuć się bezpiecznie – nawet jeżeli zaliczy totalnego zgona, to jej ciało zostanie potraktowane z całkowitym szacunkiem.

Marcie zamilkła, przykładając drinka do swoich wymalowanych szminką ust i słuchała bardzo uważnie opowieści przyjaciółki, starając się łączyć odpowiednie wątki – i nie mieszać ze sobą tych niepowiązanych – jednak klarowność jej toku myślenia nieco się rozmyła, więc potrzebowała trochę więcej czasu na reakcję.

— Cece, staczasz się? Robisz doktorat, pracujesz... to po prostu życie dorosłej, niezależnej kobiety — powiedziała stanowczo, przy tym jeszcze potakując głową. Nie mogła pozwolić Cecille na przyjęcie stanowiska, które by ją upadlało. Robiła dużo i to bez pomocy czy wsparcia, korzystając tylko ze swojej własnej siły. Należały się jej oklaski, a nie wymierzona w samą siebie pogarda.

— Czekaj, czekaj... CZEKAJ — powiedziała w końcu, jednocześnie wolną dłonią, chwytając przyjaciółkę za nadgarstek, jakby ta faktycznie miała zaraz jej gdzieś uciec. Wyglądało na to, że niektóre wątki dopiero połączyły się w głowie ciemnookiej, natychmiast uzyskując priorytet cholernie ważne. — Nadmiernie pomocny sąsiad... ten gatunek już dawno wyginął, kochanie. Nie myśl sobie, że to tylko przyjaźń, to sposób na zdobywanie. A była żona? Cóż, na pewno sama wiesz, że czasem trudno jest zerwać pewne... zażyłości — mówiła swoim nieco pijackim tonem, przy tym gestykulując dłonią i między słowami jasno dając znać, że ona sama była najlepszym przykładem takiej relacji, która trwała, choć trwać nie powinna, ale skoro już była, to była... i po co w tym grzebać?

— Szefem gburem się nie przejmuj. Jesteś młoda, ładna i ambitna, na pewno koleś marzy o tobie pod prysznicem, a potem wyżywa się na tobie, bo wie, że jest za malutki na ciebie — powiedziała, snując domysły, aczkolwiek męska logika była na tyle prosta – i zazwyczaj kręciła się wokół jednego – że z ogromnym prawdopodobieństwem mogła założyć, że pan szef ma większy problem ze sobą niż z Cecille — Cece, jedyna kwestia, w której się staczasz, to twoje niewykorzystane możliwości... Powiedz mi coś więcej o tym niezwykle pomocnym sąsiedzie... to brzmi jak początek dobrego romansu — zainsynuowała, a na jej twarzy zawitał zadziorny uśmieszek, natomiast spojrzenie utknęło w twarzy przyjaciółki, analizując jej pierwszą reakcję na słowo romans.

Cece Marquis
marcie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
31 y/o, 163 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiShe/her
postać
autor

Marceline H. Valentine

— Wpakujesz mnie do wora, a potem do jeziora? — parsknęła Cecille, unosząc jedną ze swoich brwi — a może spalisz i rozsypiesz w jakimś ogrodzie botanicznym? — w tym całym alkoholowym amoku pojawiła się konsternacja. Co to znaczy odpowiednie traktowanie? Nie zostanie pochowana pod jej domu w piwnicy, czy zaniesie ją nogami do góry wprost do łóżka? Taka wizja dla Marquis nie wydawała się przyjemna. W środku zaczęła odczuwać przedziwny, niezrozumiany ścisk żołądka. Jutrzejszy kac będzie mordercą. Świat jej powoli zwalniał, jakby ktoś włączył go w zwolnionym tempie.

— Nie zapomnijmy o kocie, jestem niezależną, ciężko pracującą kobietą z kotem — poprawiła przyjaciółkę, trzymając kieliszek z drinkiem. Jadalny brokat wydał się jej nadto interesujący. Przechyliła kilka razy szkło, próbując uporządkować myśli w głowie — ale no staczam się, po trzydziestce nie mam już na nic siły — westchnęła ciężko, jakby podnosiła karton z głosami Trzaskowskiego — mam wrażenie, że jedyne miejsce, gdzie mogę kogoś poznać to poczekalnia w szpitalu — trudno się jej to mówiło. Każdy facet, na którego trafiała, okazywał się być beznadziejnym przypadkiem. Wpierw Bob, który sprezentował jej majtki z napisem, tu byłem i swoim zdjęciem. Josh nie wydawał się być lepszy, ciągle się poprawiał, a ostatni Liam był największym kretynem, którego poznała. Jak tu widzieć szansę na jakąkolwiek miłosć?

— Na śmierć czekam zawsze — innych słów nie dałoby się usłyszeć z jej ust. Typowy, wręcz mechaniczny tekst Cecille, kiedy znajduje się w melancholijnym nastroju. Spojrzała na nią ze zdziwieniem, kiedy ją chwyciła. Pomrugała kilka razy oczyma, po czym się roześmiała. Ona i Miles? Raczej nie — czy ja wiem Marceline... — rzuciła widocznie rozbawiona, pokręciła głową — to ja mu się plątam pod nogami, jak taka niepotrzebna gwiazdka. Przynoszę mu posiłki, bo chyba nic nie je — z początku to była zwykła troska, nic co miałoby zwiastować jakikolwiek związek. Przyzwyczaiła się do sąsiada. Skoro mogła obrać jednego ziemniaka więcej, to nic jej to nie kosztowało — nie patrz, na mnie TYM wzrokiem. To p r z y j a ź ń, nic więcej — wtedy naprawdę w to wierzyła. Nie marzyła o zostaniu trzecim kołem wozu — zażyłości? Dzwoni do niej przynajmniej raz w tygodniu, to się nazywa uzależnienie — kiedy w drogę wchodziły uczucia, Marquis nie pełniła roli sędzi, za to obserwatorem była dobrym. Co nie co słyszała przez ściany. Waits był dla niej bliski, ale bardzo uważała na niego. Niewyleczone serce było najgorszym wrogiem kolejnego związku, a nie chciała zostać zraniona. Bała się tego. Wtedy już by się nie widzieli.

— MARCELINE — krzyknęła, niemalże od razu słysząc o romansie. Na jej policzkach mimowolnie pojawiły się rumieńce. Co by nie powiedzieć Miles był przystojny, a ona miała oczy — weź, bo mnie zawstydzasz — zaraz zakryła się za drinkiem, upijając sporego łyka. Jeśli faktycznie miała coś powiedzieć, musiała w sobie sporo wlać. Inaczej wszystkie mechanizmy będą działały na pełnym obrocie — po prostu kiedyś zauważyłam, że cały czas jest sam. Wychodzi do pracy, wraca z niej i postanowiłam być miła — zaczęło się niewinnie. Co by nie powiedzieć o Marquis, była współczującą osobą — wiesz jak to ja — bez żadnych nieznaczności, zwykłe uprzejmości — zaczęło się od przynoszenia posiłków, on potem zaczął przynosić bułki... Ja mu robiłam kanapki i kiedyś zaprosiłam go na herbatę — zatrzymała się na moment, biorąc kolejnego łyka. Aż dostała czkawki przez przesłuchanie, które było na niej prowadzone — ta zakończyła się piwem. Lubimy spędzać ze sobą czas, wspieramy się to tyle... — wzruszyła ramionami, czekając na osąd przyjaciółki. Normalnie nie paliła papierosów, ale teraz z nerwów by to zrobiła.
32 y/o, 173 cm
detektyw wydziału ds. poszukiwań i identyfikacji osób | TPS Headquarte
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiźeńskie
postać
autor

— Kochana, nie wiesz nic o ukrywaniu trupów. Oba pomysły są zbyt ryzykowne. Zresztą żaden zwykły piec nie spali ludzkich kości, to nie jest takie łatwe... z mojego zawodowego doświadczenia mogę powiedzieć, że najlepiej sprawdza się zabetonowanie — powiedziała to lekko, zgrabnie, pomiędzy jeszcze szczerze się śmiejąc, jakby wcale nie opowiadała o najgorszych okropieństwach tego świata. Tak s w o b o d n e podejście do tematu umożliwiał jej alkohol płynący w jej żyłach, rozluźniający jej mięśnie i obniżający próg moralności. W normalnych okolicznościach Valentine nie pozwoliłaby sobie na rzucanie takimi tekstami czy nawet insynuacje. Co więcej, prywatnie mało kiedy odnosiła się do takich szczegółów dotyczących jej pracy.

— Cece, stop! Masz trzydzieści jeden lat, a brzmisz jak stara, zgorzkniała ciotka! — powstrzymała ją od razu, jednocześnie wysuwając przed siebie dłoń, jakby tym gestem także chciała ją zatrzymać. Właśnie mówiła i udowadniała jej, że była świetną babką – a do tego cholernie piękną – więc naprawdę bycie singielką w tym wieku nie wymagało takiego narzekania, jakby całe jej życie było już za jej plecami. Marcie nie mogła jej pozwolić na wierzenie w takie brednie! — Tylko w szpitalu? A ja myślałam, że na klatce schodowej... — zainsynuowała, obracając teatralnie oczami i chichocząc niczym nastolatka. Nie mogła oprzeć się przed dalszymi insynuacjami, że ta cała p r z y j a ź ń nie była taka czysta jak to Cecille się wydawało.

— Więęęęc... dajecie sobie posiłki, przynosicie sobie zakupy, robicie sobie kanapki... to nie przyjaźń, to przejaw starego małżeństwa! — zareagowała entuzjastycznie, wyciągając ze swojej małej torby paczkę papierosów, odpalając jednego z nich i rzucając cały zestaw na kanapę pomiędzy nimi. Nawet ona i Marcus nie zachowywali się w ten sposób. Chociaż akurat o n i na pewno nie byli najlepszym przykładem typowego związki, bo większość zasad, według których żyli różniła się od tych, które można było uznać na powszechne, zdrowe i rutynowe.

— AHA! Mam cię! — krzyknęła nagle i bez ostrzeżenia. Na pewno zbyt głośno, zwracając na siebie uwagę. Wcześniej potulnie i uważnie słuchała przyjaciółki, ale poza przyjmowaniem jej słów, obserwowała ją uważnie i jej baczne okno dostrzegło pewne objawy. — Rumienisz się! Pamiętaj, z kim gadasz, ja widzę więcej, niż ci się wydaje, nawet w stanie upojenia alkoholowego... może zaczęło się niewinnie, może tylko pomagacie sobie w potrzebie, ale tutaj coś jest na rzeczy... nie udawaj, że nie i nie wymawiaj się jego BYŁĄ żoną, bo jak nazwa wskazuje, ona jest była, a ty jesteś TERAZ i robisz mu kanapki, kropka. — Marcie szła w zaparte, jeszcze sama sobie przytaknęła, a na przypieczętowanie swojego spostrzeżenia dopiła drinka do końca. Ich relacja faktycznie mogła zaczynać się n i e w i n n i e, aczkolwiek reakcji swojego ciała nie dało się oszukać!

Cece Marquis
marcie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
31 y/o, 163 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiShe/her
postać
autor

Marceline H. Valentine

— Czasem mnie przerażasz — odparła bez większego namysłu, spoglądając z przerażeniem w oczach na przyjaciółkę. Nie tego spodziewała się usłyszeć. Co prawda sprawy kryminalne naprawdę ją interesowały. W przyszłości chciała pomagać w ich rozwikłaniu, tak nigdy nie byłaby w stanie wymyślić zabetonowania. Jeśli będzie planowała kogoś zabić, będzie musiała plan przyjaciółki wdrążyć na pewnych obrotach. Tylko jak to zrobić, by nikt tego nie zauważył? To dopiero było pytanie, któremu będzie musiała się poświęcić całościowo.

— No, bo jestem. Mój kot to potwierdza, a niedługo zacznę uczyć się szydełkowania. Zrobię Ci czapkę? — spytała, uśmiechając się przy tym szeroko. Mogła być świetną, ładną babką, a finalnie myśli kończyły się na jednym. Beznadziei życia, w którym tkwiła. Praca wydawała się ją przytłaczać. Takie wieczory jak te zdawały się rzadkością. Momentami nie mogła pozwolić sobie nawet na włączenie serialu na netflixie, bo... doktorat sam się nie napisze, a badania same się nie zrobią. — hola, hola — zawołała głośno Cece, kręcąc od razu głową — jak mówię, że przyjaźń to musisz mi w to uwierzyć. Gdyby było inaczej, nie wydzwaniałby do swojej żony — rzuciła już z widocznym smutkiem w głosie. Jedną z naczelnych zasad, którymi kierowała się Marquis, było niewchodzenie między dwójkę kochających się ludzi. Rozwód mógł być zrealizowany, ale gdyby... nie darzyła go uczuciami, to dalej by do niego przyjeżdżała przy każdym telefonie? Dla niej ta sprawa wydawała się być przesądzona.

— Albo dobrych praktyk sąsiedzkich, które ocierają się o komunizm — wytknęła język w stronę przyjaciółki, kręcąc przy tym głową. Jak dotąd nigdy nie zastanawiała się, co tak naprawdę ich drobne gesty znaczyły dla nich nawzajem. Przyjmowała je jako normę. Standard. Coś co wydawało się tak oczywiste, że nie trzeba było poszukiwać w tym drugiego dna. Dopiero niedługo miało to się zmienić. O ile Miles podobał się jej wizualnie, to odbierała go jako niedostępny dla niej samej towar.

— Nie masz mnie — poprawiła ją od razu z widoczną złością na jej twarzy. Rzadko kiedy przyjmowała takie słowa dobrze, w większości przypadków powodowały u niej migrenę. Bardzo dobrze znała przysłowie, powiedz coś sto razy i w końcu stanie się prawdą. Tu tak nie było, a nawet jeśli... to Miles miał cały czas kontakt z byłą. Niebezpieczeństwo wejścia do tej samej rzeki po tylu latach małżeństwa było skrajnie niebezpieczne — i przestań wydzierać się na cały klub, jeszcze nas z niego wyproszą — pokręciła głową. Z tych emocji wypiła połowę swojego drinka na raz — jakby kanapki były największym wyznacznikiem miłości, to własnie przeżywałabym miesiąc miodowy z matką. Nie wmawiaj mi uczuć, których nie ma. Zwykła przyjaźń z całkiem przystojnym policjantem konnym — albo może z samą Marceline? Jej też na pewno je przygotowywała. Czy wtedy to już miłość, pocałunki, ślub i dzieci? Nie — lepiej powiedz, co u Mar-cu-sa? — dopiero wtedy chwyciła za paczkę papierosów i wyjęła sobie jednego z nich. Przyszedł odpowiedni czas, by móc ulżyć sobie w emocjach.
32 y/o, 173 cm
detektyw wydziału ds. poszukiwań i identyfikacji osób | TPS Headquarte
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiźeńskie
postać
autor

Usłyszawszy opinię przyjaciółki, Valentine tylko uśmiechnęła się szerzej – jakby zadowolona z jej słów – bo to była właściwa reakcja dla osoby, która nie była powiązana z tym całym światem przestępczym i która przez swoją pracę nie została do tego stopnia znieczulona, że między jedną a drugą opowiastkę rzucała takimi c i e k a w o s t k a m i, które u większości mogły wywołać mdłości.

— Czapkę? — powtórzyła, lekko zdezorientowana, a przed jej oczami stanął obraz klasycznej, grubej, wełnianej, zimowej czapki... w której Marcie na pewno nie wyglądałaby ani ładnie ani fajnie. Na to wyobrażenie lekko się skrzywiła, lecz trwało to zaledwie ułamek sekundy, bo zaraz jej wyraz twarzy przedstawiał wpadnięcie na pewien pomysł. — Ale wiesz co, mam taki bardzo fajny, klasyczny, francuski beret, który ma niewielką dziurkę, gdyby udało ci się ją zaszyć, na przykład naszywając coś na niego, to byłabym wdzięczna — powiedziała, przypominając sobie o swoim nakryciu głowy, które leżało teraz gdzieś na dnie szafy, gdy jej pytające spojrzenie zatrzymało się na twarzy Cece, realnie czekając na jej odpowiedź, bo... chyba uwierzyła, że ten cały pomysł z szydełkowaniem i innymi hobby jak dla starszej pani, był naprawdę prawdziwy.

— Nie, nie... komunizmu lepiej nie wywołuj, niech on zostanie tam, gdzie jest mu dobrze... Chiny, Wietnam i te sprawy — powiedziała, zaraz zaciągając się mocno papierosem. Pojedyncze praktyki tego typu nie były niczym złym, przynajmniej szczerze Marcie tak uważała, a jej przyklejenie się do tematu wynikało tylko z poziomu jej upijenia alkoholowego – oraz faktu, że pojawienie się owego sąsiada w życiu Cecille, było dla niej interesujące, bo... na przykład jej żaden sąsiad nie robił kanapek. A mógłby!

— Nie wyproszą, nie wyproszą... w razie czego wyciągam legitymację i wiesz, jestem w trakcie bardzo ważnych działań, których nie należy zakłócać — powiedziała i poruszyła brwiami. Trudno powiedzieć, czy Valentine mówiła to na serio, czy tylko sobie żartowała. Bo z jednej strony Marcie raczej w tak kuriozalnej sytuacji nie próbowałaby powoływać się na swoją odznakę, jednakże z drugiej można było powiedzieć, że w tym stanie już było jej bez różnicy.

— Oj, już dobrze. Nie denerwuj się tak, Cece. Złość piękności szkodzi — odpowiedziała prędko, chcąc ugłaskać przyjaciółkę. Słuchała jej uważnie, potakiwała i puszczała buszki w międzyczasie, ale dopiero na jedne z jej ostatnich słów jej spojrzenie nabrało na ostrości i ponownie wbiło się w twarz Cece. — Policjant konny? Serio? Policjant konny? — zapytała, nie potrafiąc ukryć swojego lekkiego rozbawienia, gdyż w jej branży, to była bardzo specyficzna grupa, którą momentami ciężko było traktować poważnie – trudno powiedzieć, czy przez same konie czy raczej przez te urocze uniformy.

— O boże, Cece, ty to potrafisz ukrócić mi dobrą zabawę, naprawdę — powiedziała wielce niezadowolona, strzepując popiół z papierosa do zapalniczki. Zaciągnęła się ponownie, a jej spojrzenie powędrowało w bok, szukając czegoś – kogoś – ciekawego w tłumie ludzi. Gdy powróciło ono do Cecille, to musiała wręcz wywrócić gałkami. — A ty tak serio pytałaś... Więc cóż... Jest, żyje, chyba nawet znalazł sobie jakieś nowe hobby, bierze swoje leki na PTSD, więc jeszcze mnie nie zabił w nocy, czyli nic nowego — powiedziała, jak zawsze wyrażając się bardzo ciepło i bezpośrednio o swoim wybranku. Ich relacja była bardzo trudna do wytłumaczenia dla kogoś normalnego i osoby, która nie pałała się tak głęboko w czarnym humorze jak Marcie... — Wiesz, że Marcus to taki mój osobisty projekt „Jak przeżyć obok weterana i nie zwariować”. Spoiler, średnio mi idzie. On wciąż walczy w swojej głowie, ja w swojej i czasem spotykamy się pośrodku, żeby pokłócić się o to, kto ma gorzej. Normalka.

Cece Marquis
marcie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
31 y/o, 163 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiShe/her
postać
autor

Marceline H. Valentine

Pracę obu kobiet diametralnie się różniły. Cecille miała w swojej mniej krwi. Mogła skupiać się na swoim doktoracie, dbającym o planetę. Z drugiej strony kwestie botaniki sądowej, nigdy nie miały w sobie samego rozlewu krwi. Przy sprawach bardziej asystowała i analizowała przede wszystkim materiały roślinny. Była w stanie stwierdzić miejsce zgonu na podstawie obecności ziaren pyłku na ubraniu, lub dowieść, pomóc w analizie treści żołądkowej, czy innych mniej makabrycznych sprawach. Tylko musiała mieć źródło, a sama nigdy go nie zabezpieczała. Stąd może wizja pochowania kogoś w betonie tak bardzo ją przeraziła?

— Czapka, albo może szalik? Coś ciepłego na zimę... — wymruczała Cecille, zastanawiając się, co dokładnie powinna przygotować. Gruba, wełniana z odpowiednio dobranymi kolorami powinna być wręcz idealna. Może powinna stworzyć własną serię ubrań? Jeszcze ktoś by ją odnalazł i zostałaby wielką projektantką mody — wiesz, obawiam się, że moje umiejętności są na poziomie beznadziei początkującego, więc wpierw daj mi zrobić szalik, lub czapkę — w odmętach głowy Marquis wydawało się, że to była jedna z tych rzeczy, których nie byłaby w stanie popsuć. Wziąć, poszydełkować, a gdyby nie wyszło... wyrzucić do śmietnika. Drogocenny beret przyjaciółki należał do innej kategorii. Rzeczy nie do zniszczenia. Wolała nie brać niczego, co byłoby ponad jej własne umiejętności.

— Nie, nie taki komunizm jest zły — przytaknęła przyjaciółce, kiwając lekko głową — chodzi o rodzaj wspólnoty. To co jest jego jest moje i odwrotnie. Nawet znamy już układy rzeczy w naszych mieszkaniach — u niego nie miała co zapamiętywać. Piwa ukryte w lodówce z ewentualnymi pudełkami przygotowanymi przez nią. No i ta melisa, którą zasugerowała mu na sen. Poza tym mieszkanie pełne w pudełka przeprowadzkowe. U niej wyglądało to inaczej. Pełno zieleni, pełna lodówka, a przede wszystkim każda pierdołka ułożona na odpowiednim miejscu. Zdjęcia z przyjaciółkami, prezenty od najbliższych, a już niedługo ozdoby jesienne. Cece była prawdziwą jesieniarą.

— Nosisz legitymacje w trakcie alkoholizowania się? Ty to dopiero jesteś szalona, dziewczyno — zaśmiała się na samą myśl o tym Cece. Sama nigdy by nie wpadła na tak szatański plan. W końcu co miała wziąć ze sobą? Magisterkę, by pokazywać jakim to jest znawcą roślin? Nie miała aż tak dobrego przebicia, jeśli chodziło o tak prozaiczne sprawy. Poza tym bałaby się o zgubienie dyplomu, czy własnej pracy. Leżała ona w biblioteczce na specjalnie wyselekcjonowanym miejscu, by błyszczeć dla każdej osoby, która chociażby spojrzałaby na nią.

— Mi już nic nie zaszkodzi, za to Tobie tak. Jeszcze trochę dziwnych insynuacji, a walnę Cię szklanką — mruknęła zdecydowanie poważniejszym tonem. To prawda, miała z Milesem naprawdę dobre relacje, ale pewnych granic wolała nie przekraczać. Skoro cały czas dzwonił do swojej eks, były między nimi uczucia pomiędzy, które nie chciała wkraczać. Czułaby się z tym najgorzej na świecie. Może jeszcze by się im udało? Sama nigdy nie wiedziała, co powinna o tym myśleć, zwłaszcza po ich ostatniej wspólnej nocy na kanapie. Na wszystko przychodził odpowiedni czas, go się nie dało ignorować — tak, policjant konny. Co ja Ci mogę na to poradzić? — wymruczała lekko zdenerwowana. Wolała, by jej przyjaciółka nie wchodziła w te przedziwne przepychanki. Mimowolnie na jej czole wyskoczyła żyłka z nerwów. Jasne, człowiek robił się zabawny, bo jeździł na koniu. Tylko czy naprawdę było z czego się podśmiewać? Funkcjonariusz jak każdy inny.

— Przepraszam, że odbieram Ci tą wielką radość ze znęcenia się nade mną. Chcesz więcej? Ostatnio spał u mnie w koszulce mojego ex, bo zapomniał kluczy do domu — parsknęła pod nosem na samą myśl — wiesz, tą z napisem kocham Cece i ze wspólnym zdjęciem. Czasami żałuję, że kiedyś tworzyłam takie rzeczy — innej, męskiej w takim rozmiarze najzwyczajniej w domu nie posiadała. Nic więc dziwnego, że dała akurat tą. W czymś facet musiał spać, a ona przypomniała sobie tamtą koszmarną bieliznę sprezentowaną przez Boba. — szczerze Marcie, boję się o Ciebie, gdy tylko opowiadasz mi o waszym związku. Jesteś pewna, że chcesz z nim być? Nie łatwiej byłoby zerwać? — to nie tak, że Cecille kiedyś była przeciwna związku przyjaciółki. Wraz z nawarstwianiem się spraw przyjęła tę decyzję. Bała się o nią. Bywały takie chwile, w której zastanawiała się, czy nie będzie musiała odwiedzić jej w szpitalu. Ludzie chorujący na PTSD, bywali naprawdę niebezpieczni — Marcie, powiem to jeszcze raz jak przy każdym naszym spotkaniu. ZERWIJ Z NIM. Jak to zrobisz, to umówię się z sąsiadem — dziwny warunek własnego szczęścia. Jednak Cecille myślała tylko o jednym, by jej przyjaciółka finalnie czuła się szczęśliwa.
32 y/o, 173 cm
detektyw wydziału ds. poszukiwań i identyfikacji osób | TPS Headquarte
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiźeńskie
postać
autor

Jej pomysł nie spotkał się z entuzjazmem, i jego też nie okazała Marcie, słysząc o czapce czy szaliku. Nie potrafiła wyobrazić sobie rękodzieła, które nie byłoby stworzone idealnie dla starszej pani i jej coniedzielnych wycieczek do kościoła. Tylko westchnęła cicho i mruknęła coś w stylu niech będzie ten szalik, bo z dwojga złego, to wydawało się jej mniej obciążone ryzykiem tandety.

Gdy Valentine usłyszała ten fragment o tym, że znamy już układy rzeczy w swoich mieszkaniach, to mimowolnie uniosła brwi do góry. Oznaczało to tyle, że spędzali razem sporo czasu. Układ pomieszczeń dałoby się zapamiętać w trakcie jednego czy dwóch spotkań, jednakże rozkład konkretnych przedmiotów? To wymagało sporej ilości spotkań, i to takich, które nie rozgrywały się zawsze przy kuchennym stole. Marcie uchyliła usta, chcąc powiedzieć coś więcej. Cisnęło się jej pytanie w stylu czy rozkład rzeczy w twojej sypialni też zna? Jednak tym razem postanowiła zamknąć usta i zamilknąć, żeby już więcej nie triggerować swojej przyjaciółki, która nie znosiła dobrze tej formy sugestii.

— Mam ją zawsze przy sobie. Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać — powiedziała, lekko poważniejszym tonem, brzmiąc niezwykle tajemniczo. Naturalnie interweniowanie w stanie upojenia nie było dobrym pomysłem, ale życie naprawdę potrafiło zaskakiwać w najróżniejszych sytuacjach, więc zawsze warto było być gotowym do działania – mniej lub bardziej oficjalnego.

— Cece, uwielbiam, jak wychodzi twoje prawdziwe ja i pokazujesz pazurki — odpowiedziała, zerkając na nią z czułością wymalowaną w oczach oraz lekkim uśmieszkiem niesionym na twarzy. Marceline często w bliższych relacjach lawirowała na granicy swoistego żartu a doprowadzenia do szału swojego rozmówcy. Pewnie ktoś kierujący się głównie przyjemnością – a nie potrzebą obdarzania rzeczywistości – spłoszyłby się, gdy Cecille wzburzyła się po raz pierwszy. Jednak Marcie nie była koleżanką, która pogłaszcze po główce i powie, że nic się nie stało. Ona uwielbiała dynamikę rozmów, wnikanie w prywatę i mówienie bez ogródek – nieważne czy o swoim czy cudzym życiu. Taka była jej natura. Jednakże Valentine była już skłonna wycofać się ze swoją ofensywą, widząc, że temat policjanta konnego jest dla Cece nadmiernie wrażliwy, ale...

Cece sama prosiła się o kontratak. Ta cała opowieść o zaśnięciu sąsiada w koszulce jej byłego... to było potwierdzenie wszystkich insynuacji. Marceline zrobiła duże oczy, wyraźnie zaskoczona tym wyobrażeniem, ale jednocześnie bardzo mocno zaciskała usta, żeby nie powiedzieć czegoś zbyt szybko, co mogłoby jeszcze tylko bardziej rozpalić to ognisko!

— Pozwolisz, że wybiorę milczenie, bo znowu powiem coś, co oczywiście tylko mi się wydaje, ale wcale nie świadczy po waszym zachowaniu, a ty nie potrzebnie się zdenerwujesz — skomentowała, zbierając w swoje wszystkie resztki cierpliwości. Uniosła nawet dłoń do góry, żeby wymownie zasunąć sobie zamek na ustach. Skoro Cece wolała wierzyć w tę przyjaźń, to Marcie nie miała serca, żeby jeszcze mocniej urzeczywistniać jej perspektywę.

— To nie jest takie proste... zerwij z nim i po sprawie. Brzmi, jakby problematyczność tematu odpowiadała wyniesieniu śmieci... my, jesteśmy dziwni, ale jesteśmy w tym razem i... Cece, błagam, z moją pracą i moim charakterem, gdzie znajdę faceta, który mnie zniesie? Marcus zniósł już wszystko i ze mną wytrzyma — podsumowała Marcie. Nigdy nie umiała bronić tej relacji, gdyż rozsądek jej na to nie pozwalał, ale... w życiu prywatnym nie kierowała się tylko roztropnością, ale także czymś więcej. Tym czymś, co trzymało ją przy Marcusie. — I powiem ci, że jestem przekonana, że ja nie muszę zrywać z Marcusem, żebyś ty umówiła się z sąsiadem, to tylko kwestia czasu... tak tylko mówię — powiedziała zręcznie z zadowoleniem namalowanym na twarzy, wracając do tematyki, która jej mocniej odpowiadała, czyli do życia uczuciowego przyjaciółki.

Cece Marquis
marcie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
31 y/o, 163 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiShe/her
postać
autor

Marceline H. Valentine

Westchnęła. Chciała spędzić czas specjalnie, by uhonorować przyjaciółkę. Poświęcić resztki czasu, byle Marcie w trakcie zimy nie zmarzła. Widocznie starsza pani w jeszcze młodym ciele nie mogła ot tak dać upustu swoim naturalnym wyzwaniom. Takie było dla niej dzierganie. Skoro miała już kota, to brakowało w jej pakiecie żałości tak prozaicznych zdolności. Kto mógłby się spodziewać, że nie wyjdzie z tego spotkania niezbyt obronną ręką? Może powinna zrobić coś bardziej szalonego? Skoro już kurs barmański, to może kurs skakania na spadochronie?

Nie komentowała uniesionych brwi. Znała przyjaciółkę i widziała w głowie teorie spiskowe, które musiały się jej uskuteczniać. Prawda wydawała się smutniejsza, bowiem Cece podchodziła bardzo ostrożnie do spraw zajętych mężczyzn. Póki Miles nie dotknie sprawy, miała zamiar żyć w przeświadczeniu przyjaźni. Zwyczajnie obawiała się zranienia. Skoro dalej wydzwaniał do byłej żony, coś między nimi musiało być. Coś czego nie powinna dotykać. Jeśli raz naruszyłaby tę granicę, nie byłaby w stanie przez nią wrócić. Bała się złamanego serca i utraty najlepszego sąsiada, którego udało się jej poznać w całej swojej karierze.

— I wykorzystałaś ją kiedyś w trakcie drinkowania? — spytała ożywionym głosem, otwierając buzię. W głowie Cecille pojawiła się wielka fascynacja zawodem policjanta. Co prawda odrobinę opowiadał jej Miles. Samych spraw jako botanik nie miała też zbyt wielu, a uwielbiała opowieści kryminalne. Byłaby w stanie czerpać z nich całymi garściami, byle zaspokoić własna ciekawość. Taką jak właśnie w tym momencie. Oczy się jej świeciły, wyglądała na żywo zainteresowaną. Cokolwiek by Marcie jej powiedziała, uwierzyłaby w to. Nawet największe banialuki.

— Marcie — zaczęła spokojnym tonem, zawieszając wzrok ciut zbyt długo na przyjaciółce. Co mogłaby jej powiedzieć w tym momencie? Szukała odpowiednich słów, których nie była w stanie znaleźć — nie chcę o tym rozmawiać, bo boję się, że stanie się to prawdziwe. Gdy tak się stanie, nie będzie odwrotu, a ja go naprawdę lubię — Marquis mogła pokazywać pazurki, ale przede wszystkim bała się tego, co sama miała w głowie. Jakakolwiek zmiana na temat Miles spowodowałaby zmianę jej zachowań, a tak ceniła ich wspólne piwa, poranne bułki, a nawet obieranie tych kilku ziemniaków więcej. Czuła do niego dziwne przywiązanie, którego nie była w stanie uciąć. Sama też została wielokrotnie zraniona przez mężczyzn. Obawa przed zranieniem z jego strony była wielka. W końcu facet z niezamkniętymi uczuciami względem byłej żony, miałby wybrać ją? A jeśli jej by coś się odmieniło? Było tyle spraw, które brała pod uwagę. Nigdy przed samą sobą nie przyznałaby się do tego, że darzy go uczuciami.

— Nie, teraz to ja Cię słucham — rzuciła podirytowana i upiła zbyt duży łyk drinka. Aż beknęła głośno, muzyka na szczęście była od niej głośniejsza — nie doprowadzaj moje ciekawości do furii — dodała po dłuższym przemyśleniu całej sytuacji. Wiem, ale nie powiem było największą formą pastwienia się nad Marquis. Miała w sobie wewnętrzny pęd do zdobywania wiedzy. Nawet jeśli miałaby być one kosztem jej własnego myślenia. Ciekawość kiedyś doprowadzi ją to piekła. Uwielbiała wszystko wiedzieć, a gdy w jej mózgu pojawiała się pytanie, szła za nim do momentu, w którym nie dostanie na nie jasnych odpowiedzi. One porządkowały je. Nawet pijana Cece potrzebowała odpowiedzi. Myśl naukowca nigdy nie ucieka w siną dal.

— To może czas na znalezienie kobiety? Daj spokój, K A Ż D Y jest lepszy od niego. Jakbym miała się budzić z przeświadczeniem możliwości własnej śmierci, to sama bym się zaciukała — życie w ciągłym strachu było niezdrowe. Marcie była silną kobietą, mogła poradzić sobie z największymi przeszkodami życia, a jednak od partnera wymagamy by był naszym wsparciem. Z takim wnioskiem nie powinien stawać się on czymś w rodzaju rzuconej kłody, przez którą nie da się do końca przejść — nie możesz cały czas trwać w toksynie — zwróciła jej uwagę. Cecille miała proste serce. W jej głowie wszyscy potrafili być szczęśliwi. Wizja nie do spełnienia, ale liczyła, że Valentine znajdzie odpowiednią dla niej osobę — A może umówię się z kimś innym? Wtedy moja randka z nie-sąsiadem nie zostanie podbita gwarancją przyjaciółki, a ta sąsiedzka poleci w pizdu? — spytała, unosząc obie brwi do góry. Różnie mogłoby się wydarzyć. W końcu nie samym sąsiadem człowiek żyje. Może coś piekielnego ją podkusi i pójdzie na tinderową randkę?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Spirit of York Distillery Co.”