ODPOWIEDZ
30 y/o, 175 cm
rezydentka chirurgii dziecięcej | mount sinai hospital
Awatar użytkownika
silence became her favorite way to speak
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

004
Ich stolik stanowił point de mire restauracji. Śmiali się głośno, bez nieskrępowania, łykając butelkowane we Francji wino; rozmową zagłuszali gwar sąsiednich stołów. Jedni goście chłonęli atmosferę swobody, pozostali spoglądali na nich spode łba, mając świadomość, że kameralny wieczór został zakłócony.
Zadowolenie przyjaciół Celine oraz Jamesa stanowiło wyzwanie. Mimo że George Restaurant odwiedzali po raz pierwszy, oczekiwali obsługi na najwyższym poziomie, każdy szczegół — od temperatury wina po prezentację dań — nosić miał znamiona perfekcji. Ich subtelne instrukcje, choć ubrane w wesołość ociekały nadmiarem sarkazmu. Każde zdanie, każdy gest albo uśmiech niedosięgający oczu były oceniane.
Celia do nich nie pasowała — z brodą podpartą na prawej dłoni, skanowała główną salę, nie wstydząc się twarzy zmarszczonej w grymasie znudzenia oraz obojętności. Jej spojrzenie wyrażało zrezygnowanie, dostrzegalne nawet dla amatorów czytania mowy ciała. Na początku próbowała nadążyć za rytmem rozmów, odtworzyć manierę unoszenia kieliszka, naśladować ton cedzonych przez półuśmiech słów; wkrótce każda próba przypominała jej o roli do odegrania; o udawaniu kogoś innego. Celine nie używała takiego języka, nie czuła podniecenia na wspomnienie przyziemnych przyjemności, nie próbowała dowartościować się cudzym kosztem, żartując z nieporadności obsługi.
Dopiero czując na sobie ciężar męskiego spojrzenia, wyprostowała się niczym struna, świadoma negatywnego wrażenia, które sprawiała siedząc niechlujnie i pretensjonalnie. Niezadowolenie męża cięło niczym ostrze, przypominając o roli do odegrania. Nie lubiła srogości jego spojrzenia, ukrytego w nim nakazu, który obnażał jej wewnętrzny bunt — tę przeogromną potrzebę, by przeciwstawić się znajomej zawziętości oraz zadecydować o sobie.
Nostalgia uderzyła w nią mocno. Oczami wyobraźni wiedziała miejsca, gdzie zostawiła swój ślad — kawałek siebie. Krążyła dłonią po gładkich krawędziach stołu, jakby chciała odczytać w nich echo dawnych rozmów i przypomnieć sobie odgłos prawdziwego śmiechu. Obserwowała, jak miejsce powstaje, jak staje się pełne życia oraz zdobywa uznanie. W powietrzu unosiła się jej niema obecność — przeszłość splatała się z teraźniejszością, czyniąc George Restaurant miejscem, które choć należało do byłego męża to nosiło w sobie znamiona wspólnych wspomnień.
Z zamyślenia wyrwało ją pomruk przy uchu. Muśnięcie chłodnych palców, które przebiegły łukiem karku, wprawiając ciało w nieprzyjemne drżenie. Druga ręka Jamesa Fowlera wystrzeliła go góry; wyzbywszy się wyzbywszy się kurtuazji. Przywołał kogoś do stolika.

anthony t. warren
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
39 y/o, 179 cm
szef kuchni | george restaurant
Awatar użytkownika
you know where you are with - floor collapsing, falling, bouncing back and one day, I am gonna grow wings,
a chemical reaction
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Stał w kuchni, przyglądając się sali z lekkim napięciem, które trudno było wytłumaczyć. Rzadko kiedy dawał się złapać na nagłym niepokoju, ale coś w tym wieczorze, w tym szczególnym stoliku, wywołało w nim odruch ostrożności. Obojętność nie była jego naturą - nigdy nie był człowiekiem, który ignorował to, co subtelne, nawet jeśli wymagało to od niego zimnej kalkulacji. A jednak to, co teraz dostrzegł, sprawiło, że serce zadrżało mu w piersi.
Celia siedziała tam jak zjawa z przeszłości, nie do końca należąca do teraźniejszości, a jednak tak realna, że niemal czuł jej obecność w powietrzu. Jej spojrzenie, początkowo rozbiegane i krytyczne wobec otoczenia, po chwili uderzyło w niego niczym echo dawnej wspólnej codzienności. Tony poczuł dziwną falę nostalgii, jakby każdy zakręt stołu, każdy błysk sztućca, każdy śmiech jej przyjaciół przypominał mu chwile, które kiedyś dzielili - czas prosty i złudnie szczęśliwy, zanim praca, ambicja i życie postawiły ich na przeciwnych brzegach. Przesunął wzrokiem po jej sylwetce, dostrzegając napięcie w jej ramionach, lekki grymas niezadowolenia, który wcześniej w nim wzbudzał irytację i smutek jednocześnie. Teraz jednak nie czuł gniewu - czuł jedynie ciężar, który ona w sobie nosiła, ciężar wspomnień, planów i wyborów, które doprowadziły ich do tego momentu. Tony znał każdą nutę tego ciężaru, bo sam niósł swój własny: niewypowiedziane słowa, porażki i decyzje, które kosztowały go utratę czegoś, co kiedyś uważał za pewne. Chciał podejść, przestawić jeden z ich kieliszków, wyrwać ją z tej roli, w której musiała udawać kogoś innego, ale nie mógł. Wiedział, że nie wystarczy gest - musiał znaleźć właściwe słowa, a słowa w tej sytuacji były niebezpieczne. Zbyt blisko, a mogłyby zdradzić emocje, których nie chciał już wypuszczać na świat. Zbyt daleko, a wyglądałby na obojętnego - a obojętność nigdy nie należała do jego arsenału.
Każdy śmiech, każde półuśmiechnięte zdanie Celii odbijało się echem w jego pamięci; czuł, jak z biegiem sekund serce ściska mu się coraz mocniej. Przez lata starał się wymazać z siebie poczucie, że niepowodzenie małżeństwa obciąża go tak samo jak ją - próbował odciąć emocje, które nie pozwalały mu w pełni oddać się kulinarnemu światu, który stał się jego azylem. Teraz jednak stał tu, przy kuchennym oknie, i patrzył, jak jego była żona wciąż zachowuje elegancję wbrew chaosowi świata, który sami razem zbudowali, a który teraz wydawał się obcy.
Czuł wyrzuty - może powinien był dostrzec ją wcześniej, może wciąż nieświadomie nosił w sobie poczucie winy za jej młodość, za jej wybory, które zaważyły na jej losie. Ale nie było tu miejsca na żal; był tu tylko on, ona i przeszłość, która powracała jak cichy, natrętny duch. Tony odetchnął głęboko i poczuł, że serce bije mu szybciej, nie od złości ani nie od gniewu, lecz od nagromadzonego napięcia i tego, że nadal, po tylu latach, nie potrafił przejść obok niej obojętnie.
Na chwilę zamknął oczy, wyobrażając sobie ich dawne rozmowy, wspólne kolacje, wspólne milczenia - i nagle wszystko wróciło w pełnej sile. A potem, otwierając je powoli, zauważył, że jej spojrzenie spadło w jego stronę. A on ruszył. Przywołany prostym gestem mężczyzny siedzącego obok niej - mężczyzny, którego gesty wskazywały na władczość i symbolizowały przynależność młodej lekarki do niego.
Wiedział, że musi działać ostrożnie. Żaden ruch nie mógł być przypadkowy. Każde słowo, każda gestykulacja mogły zdradzić jego uczucia skryte za szorstkością i bezpośredniością. Niezależnie od tego, co się między nimi wydarzyło, niezależnie od zdrady, niezależnie od tego, że życie postawiło ich na oddzielnych torach - to, co teraz dzieliło ich spojrzenie, było zbyt silne, by je zignorować.
Szedł powoli w głąb sali, a mijając stoliki goście pozdrawiali go słowami uznania. Stali bywalcy - a było ich naprawdę sporo - znali go; nie tylko od strony kulinarnych umiejętności ale także od tej serdecznej, ludzkiej, gdy znajdował chwilę by ich przywitać i życzyć miłego wieczoru. Teraz odwzajemniał im się uśmiechem i krótkim skinięciem głowy. Uparcie szedł do celu.
Podchodząc do stolika dostrzegał ciężar atmosfery - prędko zlustrował spojrzeniem gości. Spojrzeniem nienachalnym ale uważnym. Żadna z tych twarzy nie pasowała do niej.
Dobry wieczór — Odezwał się dopiero, gdy upewnił się, że jego gardłowy ton przebije się przez gwar rozmów i cichą muzykę w tle. — Mam nadzieję, że kolacja państwu smakuje.
I spojrzał na Celię. Trochę dłużej niż powinien. Być może znacznie serdeczniej niż na jej współtowarzyszy. Nie wiedział jeszcze, że to spojrzenie mógłby przyrównać do oliwy zderzającej się z ogniem.

Celia Maynard
30 y/o, 175 cm
rezydentka chirurgii dziecięcej | mount sinai hospital
Awatar użytkownika
silence became her favorite way to speak
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Tęskniła.
Nie za jego za uśmiechem, nie za spojrzeniem niebieskich oczu ani dotykiem, a za otaczającą go spokojną aurą, która w niczym podobna nie była do chłodnej oraz wyniosłej energii obecnego męża.
Tęskniła.
Nie za rozmowami do wschodu słońca, których treść zdołała wypłowieć w pamięci. Nie za śmiechem, rozbrzmiewającym w całym ciele ani nawet młodością, której nie mogła przeżyć po raz drugi.
Tęskniła.
Za bezpieczeństwem. Za pewnością, że echo kroków w korytarzu nie zwiastuje emocjonalnego cierpienia. Za przestrzenią, w której powietrze nie wibruje od krzyku; gdzie serce bije powoli, nie znając napięcia.
Nawet w zatłoczonym pomieszczeniu, gdzie wzrok nieznajomych padał w stronę ich stolika; gdzie stawali się przedmiotem zrozumiałego zainteresowania, czuła rozpierającą w piersi dokuczliwość. Przeszkadzało jej ramię męża na oparciu krzesła, palce wplecione w jej długie włosy w kolorze kasztanu. Pozorność romantycznego gestu, który nosił wszystkie znamiona zawłaszczenia, subtelnego obdarcia z godności.
Już przebywanie w miejscu naznaczonym przeszłością było trudne. Jej spojrzenie błądziło niespokojnie, przeskakując z osoby na osobę. Z przedmiotu na przedmiot. Wyczekiwała czegoś niecierpliwie, wyprostowana niczym struna instrumentu. Melodia z głośników, delikatna i nienachalna, niemalże szeptała imię byłego męża; dostatecznie była ogłuszająca, by tamten przemykał pomiędzy stolikami niezauważony. Kątem oka dostrzegła wystrzeloną ku górze dłoń Jamesa Fowlera, by samemu gestowi nie przypisać wagi. Wymachiwał nią wcześniej, wołając do siebie obsługę albo energicznie gestykulując.
Może, obserwując otoczenie uważniej przygotowałaby się na nadejście Anthony’ego — nie wybałuszałaby oczu na męża, nie mogąc zrozumieć jego zagadkowego postępowania. Jakby próbował torturować oraz domagać się praw do kobiety, która należała kiedyś do innego mężczyzny. Celine nie sądziła, że wpadną na siebie ponownie, gorliwie przekonana, że rodzinne miasto będzie trzymać na dystans dwie zranione dusze.
— Właśnie chwaliłem się znajomym, że Celia zna właściciela — odezwał się wcześniej wspomniany James, przebijając się przez energiczne zapewnienia swoich kompanów, że jedzenie w restauracji godne jest pochwały. Uśmiechał się chytrze, jakby został wtajemniczony w szczegóły, które nie były przeznaczone dla uszu pozostałych członków grupy. Nie bał się gromiącego wzroku partnerki. Głos naładowany sarkazmem oraz szelmowski uśmiech zdradzały pewność siebie, rozbawienie sytuacją, w którą zostali przypadkowo uwikłani.
— Mój stek jest poprawny. Trochę za mało wysmażony. Jadłem lepszego u konkurencji — dodał z rozbrajającą szczerością. Chociaż jego talerz był niemal pusty, upstrzony małymi kałużami krwi z kawałka mięsa o idealnym złotobrązowych wierzchu, szedł w zaparte, w następnej kolejności zwracając szczególną uwagę na nieskończone danie żony — Makaron nie smakuje żonie, a szkoda, bo został polecony przez obsługę.
Celine nie patrzyła na Anthony’ego od początku rozmowy; udawała, że nie czuje na sobie jego łagodnego spojrzenia; że przestrzeń naprzeciw znacznie jest ciekawsza. Nie pozwoliła oczom zbłądzić w nieodpowiednim kierunku — ani myślała obnażać się ze swoimi emocjami, nawet jeśli były one częściowo widoczne na jej twarzy. Złość czy zakłopotanie — trudno powiedzieć. Momentalnie na licu Celine wymalował się cały wachlarz emocji.
— Nie wkładaj mi słów do ust, mogę mówić za siebie — obruszyła się, ale głos miała cichy i niepasujący do wypowiedzianego zdania. Brakowało mu charakterystycznej, nieznoszącej sprzeciwu nuty, buńczuczności, z której była znana — Makaron jest dobry. To ja nie mam apetytu, za chwilę poproszę kelnerkę, aby go zabrała — odparła wyrzucając wszystko na jednym wdechu, a następnie sugestywnie odsunęła od siebie talerz, dając zgromadzonym do zrozumienia, że jeść skończyła.


anthony t. warren
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
39 y/o, 179 cm
szef kuchni | george restaurant
Awatar użytkownika
you know where you are with - floor collapsing, falling, bouncing back and one day, I am gonna grow wings,
a chemical reaction
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Anthony nie potrzebował długich sekund, by zrozumieć, że stolik przyciągał spojrzenia nie tylko przez śmiech i podniesione głosy. Słowa Fowlera, wypowiedziane z nonszalancką pewnością siebie, ciągnęły się za nim jak nieprzyjemny posmak - ostre, szorstkie, a przy tym podszyte triumfem, który miał na celu coś więcej niż tylko ocenić stek czy makaron. Warren stał przez chwilę nieruchomo, ze szklistym blaskiem reflektorów odbijającym się w oczach, i pozwolił, by jego wzrok przesunął się po twarzach zgromadzonych. Dostrzegł wyuczoną manierę zadowolenia, maski ludzi przyzwyczajonych do tego, że świat zgina się do ich kaprysów. A potem zatrzymał spojrzenie na niej.
Celia.
Siedziała obok mężczyzny, który właśnie wykreślał słowami jej apetyt, jej wybory, jej obecność. Była wyprostowana, niby spokojna, lecz jej dłonie zdradzały napięcie, a głos - ten sam, który kiedyś potrafił śpiewnie rozproszyć jego myśli w najmniej odpowiedniej chwili - teraz załamał się gdzieś w środku zdania. Nie było w nim żaru ani nieugiętości, które pamiętał. Usłyszał coś innego: ciszę kobiety, która dawno przestała walczyć o drobiazgi, bo wiedziała, że większe bitwy już i tak są przegrane.
Poczuł, jak w gardle rośnie mu ciężar.
Chciałby rzucić prosto w twarz Fowlerowi, że talerz opróżniony niemal do cna mówi więcej niż jego fałszywie beztroska uwaga. Chciałby przypomnieć Celii, że kiedyś potrafiła patrzeć mu w oczy bez lęku, a jej zdanie miało ostrość noża - nie do podważenia, nie do zdławienia. Chciałby, ale wiedział, że to nie jego rola. Nie teraz, nie tu, gdzie każde słowo mogło tylko pogorszyć sprawę.
Wziął więc oddech, głęboki, jakby próbował spłukać z siebie ciężar dawnej miłości, rozczarowania i tęsknoty. Skupił się na tonie głosu, na tej drobnej aurze opanowania, którą zawsze roztaczał wokół siebie. Był gospodarzem, restauratorem, człowiekiem, którego profesją było rozwiązywanie napięć, a nie ich podsycanie. Ale wewnątrz? We wnętrzu miał wrażenie, jakby ktoś rozorał starą bliznę.
Moi kucharze dołożyli wszelkich starań w przygotowaniu państwa dań, tym bardziej więc przykro mi, jeśli nie spełniły oczekiwań — Powiedział spokojnie, a jego głos nie drżał ani przez moment. Mówił jak ktoś, kto potrafił kontrolować sytuację, nawet jeśli w środku wszystko mu się burzyło. — Jeżeli tylko zechcą państwo spróbować czegoś innego, nasz zespół kucharzy przygotuje nową propozycję. Dla pani — Zwrócił się ku Celii, choć ostrożnie, jakby musiał ważyć sam fakt, że spogląda jej w oczy — Możemy zaproponować coś delikatniejszego, lżejszego.
Nie zdołał odgonić wspomnienia - jej dłoni błądzącej po stole, tej samej, którą kiedyś tak często chwytał między swoje. Patrzył na nią z uwagą, ale w granicach uprzejmości, nie dając nikomu wokół powodu, by w jego spojrzeniu odczytał coś więcej niż zawodową troskę. Był profesjonalny. Musiał być. Ale głęboko pod warstwą spokoju i starannie wyważonych słów tliła się prosta prawda: tęsknił. Nie za wspólnym życiem, którego cień od lat go uwierał. Nie za słowami czy gestami, które dawno obumarły. Tęsknił za tym, by ona znów była sobą - nie przy nim, nie dla niego, ale po prostu.
Stał tam więc, gotów przyjąć kolejne uszczypliwości, gotów odejść, jeśli tylko miało to ocalić jej resztkę spokoju. Ale w środku płonęła w nim gorzka pewność, że choć życie potrafi rozdzielić ludzi, są miejsca i chwile, gdzie przeszłość przychodzi do nich sama, bez zaproszenia, jak teraz.

Celia Maynard
30 y/o, 175 cm
rezydentka chirurgii dziecięcej | mount sinai hospital
Awatar użytkownika
silence became her favorite way to speak
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Ich małżeństwo zbudowano na zgliszczach dwóch światów. Jego — stworzonego z ambicji oraz obowiązku. Jej — zaburzonego przez emocje i wielkie marzenia, których realizacja nie doszła do skutku. Nie pasowali do siebie — mówiono o tym bez skrępowania, powołując się na różnice charakterów; na przepaść wiekową, która dawała o sobie znać, gdy wypowiadano się o rodzicielstwie, o pielęgnacji ogniska domowego oraz oddaniu całego siebie drugiej osobie. Spróbowali - wbrew radom i ostrzeżeniom – jakby chcieli udowodnić, że nie wszystko da się przewidzieć.
Ale, co wiedzieli o miłości?
Ich codzienność utkana została z nawyków oraz powtarzających się rytuałów: porannej kawy, dziwnych spojrzeń, których nie dało się rozszyfrować, niedopowiedzeń wplecionych w zdania. Czasem z nagromadzonej frustracji, duszonej w środku przez tygodnie. Innym razem chwil zawieszonych w czasie — wieczorów, gdy siedzieli obok siebie spragnieni bliskości drugiego człowieka. Nie była to miłość prawdziwa ani pełna zrozumienia — to było coś pomiędzy: przyzwyczajenie, samotność dzielona we dwoje, troska, do której trudno przyznać się na głos. Funkcjonowali w rytmie swoich spraw, dostatecznie nimi pochłonięci, by zabrakło miejsca na potrzeby drugiego.
Wiedziała, że Tony buduje rzeczywistość, w której mogła się odnaleźć, lecz nie wieść prym. Nie umiała tego nie zaakceptować, nie chciała uwierzyć, że George Restaurant nie jest kaprysem; że można miejscu przypisać wartość sentymentalną i włożyć w nie energię. Pamiętała, że im częstsze były jego nieobecności, tym bardziej przytłaczały ją problemy — długi, kształtujące sytuację finansową. Staż, mający być krokiem w stronę kariery, niosący bezsenność i wyrzuty sumienia.
W momentach największej słabości chciała obwinić mężczyznę za rozpad małżeństwa, samej trochę mając za uszami. Dowody ewidentnej winy siedziały po jej prawej stronie, nonszalancko wypowiadając się na tematy, niewymagające rozległego komentarza. Chociaż z Jamesem Fowlerem nie połączyło jej gorące uczucie, pozostała jego w wymiarze emocjonalnym — potrzebowała go, by odkryć swe odstręczające wnętrze; dostrzec w nim lustro swoich wad oraz słabości.
Anthony wydawał się za dobry. Przesadnie cierpliwy oraz wyrozumiały. Przez lata znoszący zapotrzebowanie Celine na stymulację — nowe wrażenia, bodźce, niestałość w uczuciach oraz preferencjach; że jej niespokojna dusza nie zdołała znaleźć ukojenia w prostocie codzienności, pragnąc więcej. Miał w sobie więcej zrozumienia niż osoby, z którymi rozmawiał. Więcej niż buńczuczny chirurg, traktujący ludzi przedmiotowo; więcej niż wyłamująca palce i uciekająca spojrzeniem Celia.
— Jeśli zamierzacie zamawiać coś więcej, możecie zrobić to beze mnie. Idę do łazienki — mruknęła, wyplątując się z męskiego uścisku, dostatecznie gwałtownie, by wzbudzić zdziwienie u znajomych. Wstała i odsunęła krzesło, które przesuwane karnie po podłodze wywołało surowy zgrzyt. Nie udała się do wspomnianej łazienki, a odnalazła ustronne miejsce przeznaczone dla uzależnionych od tytoniu, gdzie mogła zaciągnąć się upragnionym papierosem. Gdzie gęsty dym mieszał się z chłodnym powietrzem; gdzie mogła obserwować rozmawiających ludzi i brylującego pomiędzy stolikami właściciela. Chęć zobaczenia Anthony’ego poza zasięgiem wzroku męża zdominowała rozsądek oraz zawstydzenie, na szpilkach wyczekiwała momentu, kiedy będzie mogła ściągnąć jego uwagę.
Zaciągnęła się ostatni raz, zanim wyrzuciła niedopałek na chodnik i przydeptała go obcasem. Wchodząc do środka, rozejrzała się nerwowo, mając nadzieję, że odnajdzie go wśród nieznajomych; że jego potrzeba rozmowy jest porównywalnie wielka do pragnienia Celine.
— Wyglądasz, jakbyś był w swoim żywiole — przywitała się zaczepnie, chowając niepewność za maską nonszalancji — Gdzie twoja wspólniczka? Nie zostawiła Cię chyba samego w sobotni wieczór?


anthony t. warren
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
ODPOWIEDZ

Wróć do „George Restaurant”