-
kim jestem? nawet sam nie wiem. powiedz, jakie powinienem mieć na świat spojrzenie.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Dla uzupełnienia ważnych informacji - karteczka, którą Aiden nakleił sobie na stolik przed zaśnięciem, w ciągu nocy została zdmuchnięta przez wiatrak i wpadła pod łóżko. Nie pozwalając mu jednocześnie zapamiętać jednej z najważniejszych rzeczy w jego życiu. Przed snem, bo wieczornym wymiotowaniu, zmył z siebie wszystko, nawet resztki szminki Sabriny, która mogłaby zostać na jego ustach, więc dowodów na pocałunek było brak. Ale obudził się z największym kacem w życiu. Takim, który ciągnął się przez następny tydzień, podczas, którego nie miał siły na zrobienie niczego, co powinien.
I tak dotychczas wyglądało jego życie - większość dni spędzał w łóżku, oglądając seriale. Nie miał siły na socjalizowanie się z ludźmi, projekt, nad którym tyle czasu spędzał leżał w kącie, pokrywając się kurzem. Nawet nie wychodził do swoich zwierząt, ale z nimi to najmniejszy problem. Psami i kotami zajmował się brat, a gady nie potrzebują codziennej atencji.
Długo zastanawiał się czy ma odpisywać Sabrinie. Widział jej wiadomość, ale obserwował ją z dwadzieścia minut wahając się czy powinien kliknąć w ikonkę z jej imieniem. Gdy to w końcu zrobił skonsternowany zerwał się na nogi, widząc, że chce popełnić samobójstwo. Dla niego to było proste i logiczne - napisała tak, więc na pewno już siedziała na barierce balkonu. Nie rozumiał, że mogło to być jakimkolwiek skrótem myślowym na to, że jest jej aż tak źle po kłótni z bratem. Pisząc z nią, w międzyczasie poszedł do łazienki, by chociaż głowę umyć, bo nie wypadało wychodzić z przetłuszczonymi włosami, z szafy wyciągnął pierwsze lepsze ubrania. Nie zwracał uwagi nawet na to jaka pogoda jest za oknem, w końcu mieszkali obok siebie, nie mógł zmarznąć.
Chyba.
Nie rozumiał o co chodzi ze wspólnym pocałunkiem, ale zignorował tę wiadomość, próbując nakłonić ją, by usiadła sobie gdzieś na łóżku albo na podłodze i poczekała na niego. Dopyta o to później, o ile nie zapomni. A sam wybiegł z mieszkania, nawet nie próbując poinformować brata, że wybywa. Zachowanie bardzo niepodobne do Wanga, ale był zbyt skupiony na jednym zadaniu, by interesowało go cokolwiek wokół.
Niemniej jednak, wyjście z mokrą głową wieczorem na zewnątrz nie było najlepszym pomysłem na świecie, o czym Aiden dowie się dnia następnego. Teraz nawet nie myślał o konsekwencjach swojego głupiego zachowania, bo dla niego najważniejszym było czy Brina naprawdę nie skoczy z tego pierdolonego balkonu.
Nie wybaczyłby sobie tego do końca życia.
W jej mieszkaniu znalazł się dosłownie po kilku minutach. Zostawił ją na odczytanym widząc, że totalnie pierdoli od rzeczy, nie rozumiał co do jej stanu ma sztuka medytacji. Chciał tylko, aby była bezpieczna i nie piła alkoholu, bo jeśli się najebie to będzie musiał z nią siedzieć cały wieczór i prawdopodobnie jeszcze noc, obserwując czy nie ma zamiaru zrobić sobie jakiejś krzywdy.
— Gdzie jesteś? — zapytał głośno, zamykając drzwi do jej mieszkania za sobą. Cud, że nie zamknęła na klucz, bo inaczej musiałby pukać albo do niej dzwonić, a tego nienawidził najbardziej na świecie. Zapalił światło w przedpokoju, próbując znaleźć drogę do jej pokoju.
Sabrina B. Larue
I tak dotychczas wyglądało jego życie - większość dni spędzał w łóżku, oglądając seriale. Nie miał siły na socjalizowanie się z ludźmi, projekt, nad którym tyle czasu spędzał leżał w kącie, pokrywając się kurzem. Nawet nie wychodził do swoich zwierząt, ale z nimi to najmniejszy problem. Psami i kotami zajmował się brat, a gady nie potrzebują codziennej atencji.
Długo zastanawiał się czy ma odpisywać Sabrinie. Widział jej wiadomość, ale obserwował ją z dwadzieścia minut wahając się czy powinien kliknąć w ikonkę z jej imieniem. Gdy to w końcu zrobił skonsternowany zerwał się na nogi, widząc, że chce popełnić samobójstwo. Dla niego to było proste i logiczne - napisała tak, więc na pewno już siedziała na barierce balkonu. Nie rozumiał, że mogło to być jakimkolwiek skrótem myślowym na to, że jest jej aż tak źle po kłótni z bratem. Pisząc z nią, w międzyczasie poszedł do łazienki, by chociaż głowę umyć, bo nie wypadało wychodzić z przetłuszczonymi włosami, z szafy wyciągnął pierwsze lepsze ubrania. Nie zwracał uwagi nawet na to jaka pogoda jest za oknem, w końcu mieszkali obok siebie, nie mógł zmarznąć.
Chyba.
Nie rozumiał o co chodzi ze wspólnym pocałunkiem, ale zignorował tę wiadomość, próbując nakłonić ją, by usiadła sobie gdzieś na łóżku albo na podłodze i poczekała na niego. Dopyta o to później, o ile nie zapomni. A sam wybiegł z mieszkania, nawet nie próbując poinformować brata, że wybywa. Zachowanie bardzo niepodobne do Wanga, ale był zbyt skupiony na jednym zadaniu, by interesowało go cokolwiek wokół.
Niemniej jednak, wyjście z mokrą głową wieczorem na zewnątrz nie było najlepszym pomysłem na świecie, o czym Aiden dowie się dnia następnego. Teraz nawet nie myślał o konsekwencjach swojego głupiego zachowania, bo dla niego najważniejszym było czy Brina naprawdę nie skoczy z tego pierdolonego balkonu.
Nie wybaczyłby sobie tego do końca życia.
W jej mieszkaniu znalazł się dosłownie po kilku minutach. Zostawił ją na odczytanym widząc, że totalnie pierdoli od rzeczy, nie rozumiał co do jej stanu ma sztuka medytacji. Chciał tylko, aby była bezpieczna i nie piła alkoholu, bo jeśli się najebie to będzie musiał z nią siedzieć cały wieczór i prawdopodobnie jeszcze noc, obserwując czy nie ma zamiaru zrobić sobie jakiejś krzywdy.
— Gdzie jesteś? — zapytał głośno, zamykając drzwi do jej mieszkania za sobą. Cud, że nie zamknęła na klucz, bo inaczej musiałby pukać albo do niej dzwonić, a tego nienawidził najbardziej na świecie. Zapalił światło w przedpokoju, próbując znaleźć drogę do jej pokoju.
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Aiden Wang
Koniec świata.
Nienawidziła swojej rodziny, a konkretniej swojego brata. W głowie cały czas słyszała ich głosy. Wymyślasz teorie jakby obcy faktycznie istnieli, robisz z igły widły, narkomaknka. Dużo słów słyszała w trakcie swojego życia, ale najbardziej bolały je te wypowiadane przez jej rodzeństwo. Przez innych mogłaby być nazywana suką, szmatą, dziwką, a wtedy to i tak by to nie zabolało. Z rodziną miała inaczej, bo zawsze ich słowa ja bolały. Cokolwiek mieliby do powiedzenia, liczyła na nich całym swoim sercem. Chciała móc gdzieś przynależeć, a tylko rodzina dawała jej bezwarunkową miłość. Jednak ten wieczór wydawał się wszystko zakończyć.
Biegła z płaczem wprost do domu. Wymieniła kilka SMS'ów z Aidenem, bo nie chciała siedzieć mała. On nie byłby w stanie jej ocenić. Za to mnóstwo w głowie huczało jej myśli. Nawet tych skrajnie nieodpowiedzialnych. Może powinna zadzwonić po swojego dealera, a może lepiej skończyć z balkonu? Sama już nie miała zielonego pojęcia. Wszystko wydawało się kuszące. Śmierć spowodowałaby zatrzymanie tych wszystkich myśli.
Faktycznie siedziała na barierce. Dopiero po SMS'ach Wanga z niego zeszła. Za to rozsiadła się na swoim krzesełku na balkonie i zaczęła palić raz na jakiś czas musiała. Piwo otworzyła, siedziała wyrąbana. Co miała zrobić? Czekała, a noga się jej trzęsła.
— Na balkonie! — krzyknęła, chodząc w jedną i w drugą stronę z petem w dłoni. Gdy go zobaczyła, zaciągnęła się papierosem — ciesz się, że nie skoczyłam, a tylko truję własne płuca — skomentowała krótko, mając nadzieję na zakończenie przed rozpoczęciem kolejnego wykładu. Zwyczajnie nie dałaby radę słuchać głupot, morałów. Musiała zatrzymać tę karuzelę śmiechu — mam dość życia, a ty się nie odzywasz do mnie jak cham, który wykorzystał dziewczynę. Dodatkowo mój brat zaciążył z jakąś losową laską i nazwał mnie najgorszą w całej rodzinie. Popierdolona Sabrina to brzmi jak coś normalnego, co? — rozlało się. Powiedziała, co siedziało w jej głowie. Czekała na jakąkolwiek reakcję mężczyzny.
Koniec świata.
Nienawidziła swojej rodziny, a konkretniej swojego brata. W głowie cały czas słyszała ich głosy. Wymyślasz teorie jakby obcy faktycznie istnieli, robisz z igły widły, narkomaknka. Dużo słów słyszała w trakcie swojego życia, ale najbardziej bolały je te wypowiadane przez jej rodzeństwo. Przez innych mogłaby być nazywana suką, szmatą, dziwką, a wtedy to i tak by to nie zabolało. Z rodziną miała inaczej, bo zawsze ich słowa ja bolały. Cokolwiek mieliby do powiedzenia, liczyła na nich całym swoim sercem. Chciała móc gdzieś przynależeć, a tylko rodzina dawała jej bezwarunkową miłość. Jednak ten wieczór wydawał się wszystko zakończyć.
Biegła z płaczem wprost do domu. Wymieniła kilka SMS'ów z Aidenem, bo nie chciała siedzieć mała. On nie byłby w stanie jej ocenić. Za to mnóstwo w głowie huczało jej myśli. Nawet tych skrajnie nieodpowiedzialnych. Może powinna zadzwonić po swojego dealera, a może lepiej skończyć z balkonu? Sama już nie miała zielonego pojęcia. Wszystko wydawało się kuszące. Śmierć spowodowałaby zatrzymanie tych wszystkich myśli.
Faktycznie siedziała na barierce. Dopiero po SMS'ach Wanga z niego zeszła. Za to rozsiadła się na swoim krzesełku na balkonie i zaczęła palić raz na jakiś czas musiała. Piwo otworzyła, siedziała wyrąbana. Co miała zrobić? Czekała, a noga się jej trzęsła.
— Na balkonie! — krzyknęła, chodząc w jedną i w drugą stronę z petem w dłoni. Gdy go zobaczyła, zaciągnęła się papierosem — ciesz się, że nie skoczyłam, a tylko truję własne płuca — skomentowała krótko, mając nadzieję na zakończenie przed rozpoczęciem kolejnego wykładu. Zwyczajnie nie dałaby radę słuchać głupot, morałów. Musiała zatrzymać tę karuzelę śmiechu — mam dość życia, a ty się nie odzywasz do mnie jak cham, który wykorzystał dziewczynę. Dodatkowo mój brat zaciążył z jakąś losową laską i nazwał mnie najgorszą w całej rodzinie. Popierdolona Sabrina to brzmi jak coś normalnego, co? — rozlało się. Powiedziała, co siedziało w jej głowie. Czekała na jakąkolwiek reakcję mężczyzny.
gall anonim
Płonąca planeta
-
kim jestem? nawet sam nie wiem. powiedz, jakie powinienem mieć na świat spojrzenie.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Po pierwsze, to Aiden nawet nie wiedział o co chodzi, a po drugie, nawet i jeśli wyjaśniłaby mu to przez wiadomości to szansa, że by to zrozumiał byłaby zerowa. Nie był ignorantem, po prostu większość rzeczy i zrozumienie ich przychodziło mu z trudnością, potrzebował do nich więcej czasu. Nie rozumiał jak zwykła kłótnia z rodzeństwem może sprawić, że Sabrina chciałaby sobie odebrać życie. Dla niego nie było istotne czy chęć była realna, czy jedynie miało to pokazać jak bardzo na nią wpłynęło, bo nie rozumiał takich skrótów myślowych. Odebrał to na tyle poważnie, że właśnie pakował się do jej domu, prawie w środku nocy, z mokrą głową, ubrany jedynie w czystą piżamę.
Nigdy nikogo nie oceniał, nienawidził, gdy robili to inni. Skoro Larue potrzebowała jego obecności (co dziwne) to nie miał zamiaru odmawiać. Miała tylu znajomych a ostatecznie odezwała się do niego, a kontaktu przez ostatnie kilka dni nie mieli. Albo był na tyle wyjątkowy, albo był jedyną osobą, z którą mogła porozmawiać o takiej porze.
Trochę się obawiał, że zrobił coś głupiego na tej imprezie, bo pamiętał gdy wchodzili i dokańczali małpkę, którą przewieźli taksówką. Później miał wielką czarną dziurę w pamięci, nie dopytywał jej, bo miał ogromnego moralnego kaca. Nie powinien w ogóle alkoholu pić, zresztą miał ją pilnować i na boga, nie wiedział czy to się skończyło dobrze.
Wsłuchał się w jej głos i poszedł za nim, gasząc za sobą światło, by nie ciągnęło jej prądu. Przeszedł przez cały przedpokój aż w końcu doszedł do jej pokoju.
— Prosiłem cię, byś siedziała na podłodze w pokoju, nie mów do mnie takim tonem — odpowiedział jej niemalże od razu i jedynie uniósł brew ku górze. Nienawidził, gdy ludzie mówili do niego z wyrzutem. Zresztą samo “ciesz się, że nie skoczyłam” odebrał bardzo negatywnie. N i e n a w i d z i ł tego typu zwrotów, czuł się jakby był problemem, a przyszedł na jej zawołanie, jak grzeczny piesek.
Podszedł do balkonu, robiąc kolejny błąd w swoim życiu, bo stał idealnie w przeciągu z tą swoją mokrą głową.
Wysłuchał ją i na sam koniec jej wywodu niemalże szczęka spadła mu do ziemi. Nie rozumiał niczego, co powiedziała. Zamknął usta, pokręcił głową, podrapał się po czole i chwycił ją za rękę, by skupiła na nim całą swoją uwagę.
— O co ci chodzi Sabrina? — zapytał patrząc jej prosto w oczy. Nie zachowywała się normalnie, miał tylko nadzieję, że nie była naćpana. — Wytłumacz mi wszystko po kolei, na spokojnie, bez słowotoku, bo doskonale wiesz, że ja nie nadążam, a chcę ci pomóc. — Zamrugał oczami chwilę, by przypomnieć sobie co powiedziała przed chwilą. Chciał rozbić jej słowa na czynniki pierwsze, by wypytać o każdy fragment osobno. — Okej, więc… Twój brat zaciążył jakąś losową laskę, tak? I co ma do tego, że zwyzywał cię od najgorszych. Mów spokojnie. — Wziął głęboki wdech i kontynuował: — Następnie, jak to zachowuję się jak cham, który wykorzystał dziewczynę? I o co chodziło ci z pocałunkiem? Nie rób ze mnie wariata, ja naprawdę przepraszam, że się upiłem, ale nie pamiętam praktycznie nic.
Sabrina B. Larue
Nigdy nikogo nie oceniał, nienawidził, gdy robili to inni. Skoro Larue potrzebowała jego obecności (co dziwne) to nie miał zamiaru odmawiać. Miała tylu znajomych a ostatecznie odezwała się do niego, a kontaktu przez ostatnie kilka dni nie mieli. Albo był na tyle wyjątkowy, albo był jedyną osobą, z którą mogła porozmawiać o takiej porze.
Trochę się obawiał, że zrobił coś głupiego na tej imprezie, bo pamiętał gdy wchodzili i dokańczali małpkę, którą przewieźli taksówką. Później miał wielką czarną dziurę w pamięci, nie dopytywał jej, bo miał ogromnego moralnego kaca. Nie powinien w ogóle alkoholu pić, zresztą miał ją pilnować i na boga, nie wiedział czy to się skończyło dobrze.
Wsłuchał się w jej głos i poszedł za nim, gasząc za sobą światło, by nie ciągnęło jej prądu. Przeszedł przez cały przedpokój aż w końcu doszedł do jej pokoju.
— Prosiłem cię, byś siedziała na podłodze w pokoju, nie mów do mnie takim tonem — odpowiedział jej niemalże od razu i jedynie uniósł brew ku górze. Nienawidził, gdy ludzie mówili do niego z wyrzutem. Zresztą samo “ciesz się, że nie skoczyłam” odebrał bardzo negatywnie. N i e n a w i d z i ł tego typu zwrotów, czuł się jakby był problemem, a przyszedł na jej zawołanie, jak grzeczny piesek.
Podszedł do balkonu, robiąc kolejny błąd w swoim życiu, bo stał idealnie w przeciągu z tą swoją mokrą głową.
Wysłuchał ją i na sam koniec jej wywodu niemalże szczęka spadła mu do ziemi. Nie rozumiał niczego, co powiedziała. Zamknął usta, pokręcił głową, podrapał się po czole i chwycił ją za rękę, by skupiła na nim całą swoją uwagę.
— O co ci chodzi Sabrina? — zapytał patrząc jej prosto w oczy. Nie zachowywała się normalnie, miał tylko nadzieję, że nie była naćpana. — Wytłumacz mi wszystko po kolei, na spokojnie, bez słowotoku, bo doskonale wiesz, że ja nie nadążam, a chcę ci pomóc. — Zamrugał oczami chwilę, by przypomnieć sobie co powiedziała przed chwilą. Chciał rozbić jej słowa na czynniki pierwsze, by wypytać o każdy fragment osobno. — Okej, więc… Twój brat zaciążył jakąś losową laskę, tak? I co ma do tego, że zwyzywał cię od najgorszych. Mów spokojnie. — Wziął głęboki wdech i kontynuował: — Następnie, jak to zachowuję się jak cham, który wykorzystał dziewczynę? I o co chodziło ci z pocałunkiem? Nie rób ze mnie wariata, ja naprawdę przepraszam, że się upiłem, ale nie pamiętam praktycznie nic.
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Aiden Wang
Nie widziała tej jego piżamy, nie widziała mokrych włosów. Jedyne co ją obchodziło w tym momencie, to jedynie fakt, że bolała ją głowa od nadmiaru myśli. Zbyt dużo analizowała. Kiedy wchodziła w błędne koło, zaczynała czuć się jak najgorszy błąd rodziców. Nic nie było w stanie zatrzymać tych myśli. Zwyczajnie się bała każdego kolejnego kroku. Bała się zniszczyć sobie życie. Biały proszek kusił ją jeszcze bardziej niż wcześniej. Wiedziała, do kogo powinna napisać, by go dostać. By jej myśli w końcu się zatrzymały. Potrzebowała czegoś, co jasno powie jej dość. Uporządkuje ją, bo ginęła we własnych myślach i nie była w stanie już ich powstrzymać.
— Jakim znowu tonem? — spytała, spoglądając na Aidena zirytowanym wzrokiem. Za często ludzie ją poprawiali. Zaczynało ją to boleć, jak nic innego. Nikt nie był w stanie zaakceptować ją. Albo była porównywana do UFO, albo do jebanej idiotki, albo do najgorszych osób na kuli ziemskiej. Przecież się starała, chciała dla każdego jak najlepiej. Nieważne, co by się działo. Chciała móc poczuć się zaakceptowana — kolejny, który przyszedł mnie oceniać — mruknęła pod nosem z wyraźną irytacją. Liczyła, że chociaż on ją zrozumie. Był inny, niż każdy kogo znała na ten moment. Bardziej wyjątkowy — japidi, faktycznie wszyscy mają mnie dosyć... — stwierdziła finalnie z łzami w oczach. Zaczęła szlochać. Brzmiała niczym noworodek, który właśnie pojawił się na tym okrutnym świecie. Bała się jutra. Nawet kolejnej chwili za pięć minut. Wszystko wydawało się w niej narastać, a to uczucie beznadziei, tylko kiełkowało w niej coraz bardziej.
— No jak to o co chodzi... życie się kończy! — krzyknęła, dalej siedząc na balkonie. Peta odłożyła do popielniczki, a swoją twarz ukryła w dłoniach. Czuła się, jak najbardziej żałosny człowiek na całej kuli ziemskiej. Bała się kolejnego kroku, który będzie musiała postawić — jak ja mam nie mówić słowotokiem, jak słowotok to moje drugie imię? — jej słowa były jej myślami. Nigdy nie miała pewnego rodzaju znacznika, który zatrzymywał to, co powinna powiedzieć. Po prostu słowa przychodziły jej na język i je wypowiadała bez większego zastanowienia — mój brat wielce zmienia swoje życie. Z imprezowego na jakieś dziwnie paskudne sterylne — wymruczała, próbując, chociażby na chwilę się uspokoić, a wtedy przyszła ta myśl, która najbardziej ją uderzyła. Tej, której nie chciała wypowiadać głośno — skoro tak łatwo zmienia przyzwyczajenia, to mnie też wyrzuci ze swojego życia — i wtedy już przepadła. Bała się własnej myśli, a urzeczywistniała się. Bo nie chciał nawet jej słuchać, zaparł się w swoim murze, nie chcąc pójść dalej — ca-ło-wa-li-śmy się Aiden. Nad jeziorem, a potem zwymiotowałeś — była zła, wkurwiona, zrozpaczona, smutna. Bała się każdego najmniejszego kroku z nim. Po prostu bała się wszystkiego. Jednocześnie chciała, by ktoś ją przytulił i wyrzucił z tego balkonu.
Nie widziała tej jego piżamy, nie widziała mokrych włosów. Jedyne co ją obchodziło w tym momencie, to jedynie fakt, że bolała ją głowa od nadmiaru myśli. Zbyt dużo analizowała. Kiedy wchodziła w błędne koło, zaczynała czuć się jak najgorszy błąd rodziców. Nic nie było w stanie zatrzymać tych myśli. Zwyczajnie się bała każdego kolejnego kroku. Bała się zniszczyć sobie życie. Biały proszek kusił ją jeszcze bardziej niż wcześniej. Wiedziała, do kogo powinna napisać, by go dostać. By jej myśli w końcu się zatrzymały. Potrzebowała czegoś, co jasno powie jej dość. Uporządkuje ją, bo ginęła we własnych myślach i nie była w stanie już ich powstrzymać.
— Jakim znowu tonem? — spytała, spoglądając na Aidena zirytowanym wzrokiem. Za często ludzie ją poprawiali. Zaczynało ją to boleć, jak nic innego. Nikt nie był w stanie zaakceptować ją. Albo była porównywana do UFO, albo do jebanej idiotki, albo do najgorszych osób na kuli ziemskiej. Przecież się starała, chciała dla każdego jak najlepiej. Nieważne, co by się działo. Chciała móc poczuć się zaakceptowana — kolejny, który przyszedł mnie oceniać — mruknęła pod nosem z wyraźną irytacją. Liczyła, że chociaż on ją zrozumie. Był inny, niż każdy kogo znała na ten moment. Bardziej wyjątkowy — japidi, faktycznie wszyscy mają mnie dosyć... — stwierdziła finalnie z łzami w oczach. Zaczęła szlochać. Brzmiała niczym noworodek, który właśnie pojawił się na tym okrutnym świecie. Bała się jutra. Nawet kolejnej chwili za pięć minut. Wszystko wydawało się w niej narastać, a to uczucie beznadziei, tylko kiełkowało w niej coraz bardziej.
— No jak to o co chodzi... życie się kończy! — krzyknęła, dalej siedząc na balkonie. Peta odłożyła do popielniczki, a swoją twarz ukryła w dłoniach. Czuła się, jak najbardziej żałosny człowiek na całej kuli ziemskiej. Bała się kolejnego kroku, który będzie musiała postawić — jak ja mam nie mówić słowotokiem, jak słowotok to moje drugie imię? — jej słowa były jej myślami. Nigdy nie miała pewnego rodzaju znacznika, który zatrzymywał to, co powinna powiedzieć. Po prostu słowa przychodziły jej na język i je wypowiadała bez większego zastanowienia — mój brat wielce zmienia swoje życie. Z imprezowego na jakieś dziwnie paskudne sterylne — wymruczała, próbując, chociażby na chwilę się uspokoić, a wtedy przyszła ta myśl, która najbardziej ją uderzyła. Tej, której nie chciała wypowiadać głośno — skoro tak łatwo zmienia przyzwyczajenia, to mnie też wyrzuci ze swojego życia — i wtedy już przepadła. Bała się własnej myśli, a urzeczywistniała się. Bo nie chciał nawet jej słuchać, zaparł się w swoim murze, nie chcąc pójść dalej — ca-ło-wa-li-śmy się Aiden. Nad jeziorem, a potem zwymiotowałeś — była zła, wkurwiona, zrozpaczona, smutna. Bała się każdego najmniejszego kroku z nim. Po prostu bała się wszystkiego. Jednocześnie chciała, by ktoś ją przytulił i wyrzucił z tego balkonu.
gall anonim
Płonąca planeta
-
kim jestem? nawet sam nie wiem. powiedz, jakie powinienem mieć na świat spojrzenie.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nieważne jak bardzo chciał jej pomóc w tej okropnej sytuacji, to jednego był pewien - jeżeli ona nie da sobie pomóc i się nie uspokoi, to on nie będzie miał jakichkolwiek możliwości, by ją pocieszyć. Nieważne jak bardzo będzie się starał, jej zachowanie było wystarczającym utrudnieniem. Tracił chęci, gdy nie mógł się z nią dogadać, a na dłuższą metę nie da rady z nią wytrzymać w jednym pomieszczeniu. Nie robił tego specjalnie, to nie był jego wybór, przez jedno głupie zaburzenie neurorozwojowe trudno było mu się odnaleźć w takich sytuacjach.
— Powiedziałaś “ciesz się, że nie skoczyłam”, nie powinnaś tego w ogóle mówić, Sabrina — zwrócił jej uwagę i skrzywił się, a następnie wyszedł z balkonu i rozejrzał się po jej pokoju, szukając jakiegoś miejsca, na którym mógłby spocząć.
Jej pokój wyglądał jak ona - alternatywnie, trochę mrocznie i… dziwnie? Chyba to były jedyne słowa, które pojawiły się w jego głowie, gdy w końcu mógł trochę dłużej popatrzeć. Oczy zawiesiły mu się na łóżku, kiwnął w jego stronę łbem, niemo pytając się czy może na nim usiąść. On nienawidził, gdy ktoś siadał na tym należącym do niego, ale nie miał za często tego problemu, bo nikogo do mieszkania nie zapraszał.
Ostatecznie nie czekał na jej słowa. Ręce położył za sobą, podpierając się na miękkim materacu.
— Boże, co ty mówisz… — Gdyby mógł zrobiłby facepalma, ale niezwykle wygodnie mu się siedziało, więc nie miał zamiaru podnosić do tego ręki. Sabrina znów wymyślała sobie problem, szukała dziury w całym, nawet jeśli nie przyszedł ze złymi intencjami. Denerwowało go to.
Uniósł brew, gdy zaczęła szlochać, nie wiedząc jak ma zareagować. Dopiero uczył się życia z kobietami w swoim życiu; wcześniej tamta doktorka, która prawie go zjadła na obiad, teraz Sabrina, która pojawiła się nagle i jedyne co wprowadziła to zamieszanie. Normalny facet chyba podszedłby ją przytulić, ale… to był Aiden, a nie normalny mężczyzna.
— No to chyba dobrze, nie? — zaczął jeszcze analizując sytuację, którą przedstawiła mu dziewczyna. — Powinnaś się cieszyć, że bierze odpowiedzialność za swoje wcześniejsze zachowanie i… nie będzie miał problemów, nie? Alimenty chyba są drogie, zniszczyłby życie dziecku, bo wychowywałoby się bez jednego rodzica… — Kasę akurat Larue mieli, więc pierwszy argument był do kitu, ale drugi za to miał najwięcej znaczenia. Wang akurat wiedział co to znaczy wychowywać się bez ojca; nigdy prawdziwego nie znał, a przybrany nie zasługiwał na to miano. W sumie idąc tym tropem to matki też nigdy w życiu nie zaznał, więcej czasu niż z rodzicielką spędzał z niańkami.
— Nie no, gadasz głupoty, Sabrina, dlaczego miałby ciebie wyrzucić ze swojego życia. Jesteś siostrą, najważniejszą osobą w jego życiu — odpowiedział niemalże natychmiast, próbując ją uspokoić. Za bardzo brnęła w to, wymyślając sobie najczarniejsze scenariusze, które nawet nie miały szansy zaistnienia.
— Nie pamiętam. — Nie chciał nawet próbować sobie tego przypominać, wolał pozostać na etapie wyparcia, bo sama myśl o tym sprawiała, że zaczynał się brzydzić sobą. Pewnie gdy wróci do domu nie zaśnie przez całą noc, bo będzie myślał o tej sytuacji. — Serio wymiotowałem? Masakra.
Sabrina B. Larue
— Powiedziałaś “ciesz się, że nie skoczyłam”, nie powinnaś tego w ogóle mówić, Sabrina — zwrócił jej uwagę i skrzywił się, a następnie wyszedł z balkonu i rozejrzał się po jej pokoju, szukając jakiegoś miejsca, na którym mógłby spocząć.
Jej pokój wyglądał jak ona - alternatywnie, trochę mrocznie i… dziwnie? Chyba to były jedyne słowa, które pojawiły się w jego głowie, gdy w końcu mógł trochę dłużej popatrzeć. Oczy zawiesiły mu się na łóżku, kiwnął w jego stronę łbem, niemo pytając się czy może na nim usiąść. On nienawidził, gdy ktoś siadał na tym należącym do niego, ale nie miał za często tego problemu, bo nikogo do mieszkania nie zapraszał.
Ostatecznie nie czekał na jej słowa. Ręce położył za sobą, podpierając się na miękkim materacu.
— Boże, co ty mówisz… — Gdyby mógł zrobiłby facepalma, ale niezwykle wygodnie mu się siedziało, więc nie miał zamiaru podnosić do tego ręki. Sabrina znów wymyślała sobie problem, szukała dziury w całym, nawet jeśli nie przyszedł ze złymi intencjami. Denerwowało go to.
Uniósł brew, gdy zaczęła szlochać, nie wiedząc jak ma zareagować. Dopiero uczył się życia z kobietami w swoim życiu; wcześniej tamta doktorka, która prawie go zjadła na obiad, teraz Sabrina, która pojawiła się nagle i jedyne co wprowadziła to zamieszanie. Normalny facet chyba podszedłby ją przytulić, ale… to był Aiden, a nie normalny mężczyzna.
— No to chyba dobrze, nie? — zaczął jeszcze analizując sytuację, którą przedstawiła mu dziewczyna. — Powinnaś się cieszyć, że bierze odpowiedzialność za swoje wcześniejsze zachowanie i… nie będzie miał problemów, nie? Alimenty chyba są drogie, zniszczyłby życie dziecku, bo wychowywałoby się bez jednego rodzica… — Kasę akurat Larue mieli, więc pierwszy argument był do kitu, ale drugi za to miał najwięcej znaczenia. Wang akurat wiedział co to znaczy wychowywać się bez ojca; nigdy prawdziwego nie znał, a przybrany nie zasługiwał na to miano. W sumie idąc tym tropem to matki też nigdy w życiu nie zaznał, więcej czasu niż z rodzicielką spędzał z niańkami.
— Nie no, gadasz głupoty, Sabrina, dlaczego miałby ciebie wyrzucić ze swojego życia. Jesteś siostrą, najważniejszą osobą w jego życiu — odpowiedział niemalże natychmiast, próbując ją uspokoić. Za bardzo brnęła w to, wymyślając sobie najczarniejsze scenariusze, które nawet nie miały szansy zaistnienia.
— Nie pamiętam. — Nie chciał nawet próbować sobie tego przypominać, wolał pozostać na etapie wyparcia, bo sama myśl o tym sprawiała, że zaczynał się brzydzić sobą. Pewnie gdy wróci do domu nie zaśnie przez całą noc, bo będzie myślał o tej sytuacji. — Serio wymiotowałem? Masakra.
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Aiden Wang
— Dlaczego nie powinnam tego mówić? — spytała, spoglądając na niego badawczym wzrokiem. Najgorzej reagowała na słowa związane z zakazem, odmową, czy jakimkolwiek nakazem. Działały na nią, jak prawdziwa płachta na byka. Chciała móc z niej uciec, ale nie za każdym razem była w stanie to zrobić. Choć potrzebowała czułości, poklepania po głowie, Aiden wydawał się być kolejną osobą, która zwyczajnie nie chciała jej zrozumieć.
Mógł usiąść na jej łóżku. Pewnie znajdowało się na nim tyle rzeczy, że musiał je odrobinę przesunąć. Pokój Sabriny wyglądał jak jej głowa. Pełen chaosu i niepotrzebnych myśli.
— A co mam myśleć Wang, co? Co mam mówić? — skoro słowa same przychodziły jej na język. Próbowała z nich wyjść, ale nie była w stanie. Każda najmniejsza komórka ciała zwyczajnie ją bolała. Nie wiedziała, w jaki sposób powinna zareagować. Przechodziły jej dreszcze, ochota na płacz, naprzemiennie z uczuciem gorąca. Cała ta sprawa z dzieckiem wydawała się być dla niej poprana. Zawsze uważała, że jest ważna dla rodzeństwa, a teraz przejdzie na jakiś dziwny, boczny tor. Nie tego chciała od życia, w ogóle tego nie potrzebowała. Jedynie chciała się uśmiechnąć, móc w spokoju zasnąć. Stać się dla kogos potrzebna, by mieć powód do chodzenia po kuli ziemskiej. Tak naprawdę niewiele potrzebowała do szczęścia.
Płakała, a mimo to spojrzała na niego z wyrzutem.
— Jak dobrze, jak wcale niedobrze —wyrzuciła na szybko ze swojej głowy, wbijając w Wanga swoje spojrzenie. Serce delikatnie jej przyśpieszyło — nawet jeśli będzie rodzicem, to i tak będzie płacił alimenty, albo za dziecko. Wang nie rozumiesz sedna tej sprawy — zwróciła mu uwagę, siadając na podłodze i zwijając się w kłębek. Dalej między słowami płakała i miała wrażenie, że zaraz z tego wszystkiego wybuchnie.
— Najważniejsze to będzie dziecko — syknęła, z tą samą miną co wcześniej. Teraz jedynie ciągnęła nosem z wydętą dolną wargą — przestanę się liczyć, bo ciotka Sabrina jest pojebana, nieodpowiedzialna i nikt nie powinien dopuszczać jej do bejbika — rzuciła finalnie, zakładając rękę na rękę. Z dużą łatwością Bo zmieniał przyzwyczajenia. Rodzina też w każdej chwili mogła zniknąć. W końcu tworzył coś nowego.
— A powinieneś — i już sama nie wiedziała, co było gorszą katastrofą. Jego zachowanie, czy jej brata. Trudno było to pojąć — nawet dla Ciebie nic nie znaczę, skoro nie pamiętasz — wybełkotała Larue, ukrywając głowę między kolanami a torsem.
— Dlaczego nie powinnam tego mówić? — spytała, spoglądając na niego badawczym wzrokiem. Najgorzej reagowała na słowa związane z zakazem, odmową, czy jakimkolwiek nakazem. Działały na nią, jak prawdziwa płachta na byka. Chciała móc z niej uciec, ale nie za każdym razem była w stanie to zrobić. Choć potrzebowała czułości, poklepania po głowie, Aiden wydawał się być kolejną osobą, która zwyczajnie nie chciała jej zrozumieć.
Mógł usiąść na jej łóżku. Pewnie znajdowało się na nim tyle rzeczy, że musiał je odrobinę przesunąć. Pokój Sabriny wyglądał jak jej głowa. Pełen chaosu i niepotrzebnych myśli.
— A co mam myśleć Wang, co? Co mam mówić? — skoro słowa same przychodziły jej na język. Próbowała z nich wyjść, ale nie była w stanie. Każda najmniejsza komórka ciała zwyczajnie ją bolała. Nie wiedziała, w jaki sposób powinna zareagować. Przechodziły jej dreszcze, ochota na płacz, naprzemiennie z uczuciem gorąca. Cała ta sprawa z dzieckiem wydawała się być dla niej poprana. Zawsze uważała, że jest ważna dla rodzeństwa, a teraz przejdzie na jakiś dziwny, boczny tor. Nie tego chciała od życia, w ogóle tego nie potrzebowała. Jedynie chciała się uśmiechnąć, móc w spokoju zasnąć. Stać się dla kogos potrzebna, by mieć powód do chodzenia po kuli ziemskiej. Tak naprawdę niewiele potrzebowała do szczęścia.
Płakała, a mimo to spojrzała na niego z wyrzutem.
— Jak dobrze, jak wcale niedobrze —wyrzuciła na szybko ze swojej głowy, wbijając w Wanga swoje spojrzenie. Serce delikatnie jej przyśpieszyło — nawet jeśli będzie rodzicem, to i tak będzie płacił alimenty, albo za dziecko. Wang nie rozumiesz sedna tej sprawy — zwróciła mu uwagę, siadając na podłodze i zwijając się w kłębek. Dalej między słowami płakała i miała wrażenie, że zaraz z tego wszystkiego wybuchnie.
— Najważniejsze to będzie dziecko — syknęła, z tą samą miną co wcześniej. Teraz jedynie ciągnęła nosem z wydętą dolną wargą — przestanę się liczyć, bo ciotka Sabrina jest pojebana, nieodpowiedzialna i nikt nie powinien dopuszczać jej do bejbika — rzuciła finalnie, zakładając rękę na rękę. Z dużą łatwością Bo zmieniał przyzwyczajenia. Rodzina też w każdej chwili mogła zniknąć. W końcu tworzył coś nowego.
— A powinieneś — i już sama nie wiedziała, co było gorszą katastrofą. Jego zachowanie, czy jej brata. Trudno było to pojąć — nawet dla Ciebie nic nie znaczę, skoro nie pamiętasz — wybełkotała Larue, ukrywając głowę między kolanami a torsem.
gall anonim
Płonąca planeta
-
kim jestem? nawet sam nie wiem. powiedz, jakie powinienem mieć na świat spojrzenie.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Bo to krzywdzące — odpowiedział lekko zdziwiony. Kompletnie nie rozumiał o co jej chodzi i dlaczego go nie rozumie. Wiedział, że gdy będzie gadał o zakazach to Sabrina odbierze to jak największy atak na jej życie. Wzruszył ostatecznie ramionami nie chcąc kontynuować tego tematu, może powrócą do niego później i wytłumaczy jej jak bardzo nieodpowiednie było mówienie tego.
Chciałby dać jej czułość i zrozumienie, ale do pierwszego się nie nadawał… i do drugiego w gruncie rzeczy też. Nie potrafił jej zrozumieć przez większość swojego czasu, bo mówiła do niego jak jakimś szyfrem. Szczerze wierzył, że jego obecność będzie wystarczająca.
— No chyba nie rozumiem, Sabrina — zaczął lekko zmieszany i podrapał się po karku. Zsunął się po tym z łóżka, by po chwili być na kolanach obok niej. Po prostu sobie tak usiadł, nie obejmował jej ani nic, granic przekraczać nie chciał. Pozwolił sobie wykorzystać tę chwilę na moment na namysł. — To chyba dobrze, że twój brat staje się odpowiedzialny. W końcu i tak raczej powinien nadejść ten moment, stary jest, jakąś babę powinien sobie znaleźć. Może ona jest w porządku? Lepiej chyba taką niż jakąś… — przerwał, bo jedyne słowo jakie cisnęło mu się na usta, to takie nieodpowiednie. Przynajmniej do powiedzenia w towarzystwie Larue. — głupią na przykład. — dokończył i przygryzł wargę.
Nie wiedział w ogóle jak ma ją pocieszyć.
— Wiesz co. Dla mnie zawsze będziesz najważniejsza — powiedział trochę pewniej i przysunął się kawałek do niej. Jeżeli uważała, że nie jest ważna już dla swojego brata i ten ma podobno zamiar kopnąć ją w dupę, to potrzebowała tych słów. — Będę cię w tym wspierać, ale musimy porozmawiać na spokojnie, zrobić plusy i minusy tej sytuacji, na pewno jest ich sporo, nie ma co się przejmować, to nie jest koniec świata, Sabrina, będzie wszystko dobrze, masz mnie. — W pewnym sensie chyba studia pedagogiczne mu się przydały, bo potrafił zachować zimną krew i chociaż próbował podejść do niej jak człowiek. Każdy inny pewnie wyszedłby zdenerwowany, bo budowała wokół siebie dziwną barierę, przez którą ciężko było się przebić. Trzeba było czekać na odpowiedni moment.
Uniósł swoją rękę i położył na jej ramieniu, a po krótkiej chwili na jej ciemne włosy, przysuwając jej głowę w swoją stronę. Nieudolnie chcąc, aby przytuliła się do niego. Wytrzyma.
— Nie przestaniesz się liczyć — mruknął cicho, próbując znów podjąć temat. — Po prostu tak się dzieje w życiu, ludzie się schodzą, robią sobie dziecko i na pewien moment ono jest najważniejsze. Później wszystko zazwyczaj wraca do normalności. — Aiden nigdy normalnej rodziny nie miał, nie wiedział jak w ogóle to funkcjonuje. Nawet nie był najmłodszym dzieckiem, po prostu matka miała ich gdzieś. — Nie płacz już, proszę.
Uniósł brew na jej słowa, ale wziął głęboki wdech zanim wypowiedziałby coś nieodpowiedniego. Na szczęście zawsze starał się przemyśleć dziesięciokrotnie to, co chciał powiedzieć. Przysunął się bliżej i objął również drugim ramieniem.
— A ty pijana pamiętasz zawsze o wszystkim? — zapytał. — To nie tak, po prostu mam urwany film. Nie piję na co dzień, doskonale o tym wiesz. Nie wymyślaj do tego dodatkowych elementów, bo tworzysz fałszywą historię. Zależy mi na tobie, przecież inaczej byśmy się nie przyjaźnili, prawda?
Sabrina B. Larue
Chciałby dać jej czułość i zrozumienie, ale do pierwszego się nie nadawał… i do drugiego w gruncie rzeczy też. Nie potrafił jej zrozumieć przez większość swojego czasu, bo mówiła do niego jak jakimś szyfrem. Szczerze wierzył, że jego obecność będzie wystarczająca.
— No chyba nie rozumiem, Sabrina — zaczął lekko zmieszany i podrapał się po karku. Zsunął się po tym z łóżka, by po chwili być na kolanach obok niej. Po prostu sobie tak usiadł, nie obejmował jej ani nic, granic przekraczać nie chciał. Pozwolił sobie wykorzystać tę chwilę na moment na namysł. — To chyba dobrze, że twój brat staje się odpowiedzialny. W końcu i tak raczej powinien nadejść ten moment, stary jest, jakąś babę powinien sobie znaleźć. Może ona jest w porządku? Lepiej chyba taką niż jakąś… — przerwał, bo jedyne słowo jakie cisnęło mu się na usta, to takie nieodpowiednie. Przynajmniej do powiedzenia w towarzystwie Larue. — głupią na przykład. — dokończył i przygryzł wargę.
Nie wiedział w ogóle jak ma ją pocieszyć.
— Wiesz co. Dla mnie zawsze będziesz najważniejsza — powiedział trochę pewniej i przysunął się kawałek do niej. Jeżeli uważała, że nie jest ważna już dla swojego brata i ten ma podobno zamiar kopnąć ją w dupę, to potrzebowała tych słów. — Będę cię w tym wspierać, ale musimy porozmawiać na spokojnie, zrobić plusy i minusy tej sytuacji, na pewno jest ich sporo, nie ma co się przejmować, to nie jest koniec świata, Sabrina, będzie wszystko dobrze, masz mnie. — W pewnym sensie chyba studia pedagogiczne mu się przydały, bo potrafił zachować zimną krew i chociaż próbował podejść do niej jak człowiek. Każdy inny pewnie wyszedłby zdenerwowany, bo budowała wokół siebie dziwną barierę, przez którą ciężko było się przebić. Trzeba było czekać na odpowiedni moment.
Uniósł swoją rękę i położył na jej ramieniu, a po krótkiej chwili na jej ciemne włosy, przysuwając jej głowę w swoją stronę. Nieudolnie chcąc, aby przytuliła się do niego. Wytrzyma.
— Nie przestaniesz się liczyć — mruknął cicho, próbując znów podjąć temat. — Po prostu tak się dzieje w życiu, ludzie się schodzą, robią sobie dziecko i na pewien moment ono jest najważniejsze. Później wszystko zazwyczaj wraca do normalności. — Aiden nigdy normalnej rodziny nie miał, nie wiedział jak w ogóle to funkcjonuje. Nawet nie był najmłodszym dzieckiem, po prostu matka miała ich gdzieś. — Nie płacz już, proszę.
Uniósł brew na jej słowa, ale wziął głęboki wdech zanim wypowiedziałby coś nieodpowiedniego. Na szczęście zawsze starał się przemyśleć dziesięciokrotnie to, co chciał powiedzieć. Przysunął się bliżej i objął również drugim ramieniem.
— A ty pijana pamiętasz zawsze o wszystkim? — zapytał. — To nie tak, po prostu mam urwany film. Nie piję na co dzień, doskonale o tym wiesz. Nie wymyślaj do tego dodatkowych elementów, bo tworzysz fałszywą historię. Zależy mi na tobie, przecież inaczej byśmy się nie przyjaźnili, prawda?
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Aiden Wang
Mrugnęła kilkukrotnie oczami, zastanawiając się, o co właściwie chodziło Aidenowi. Ona przecież zawsze taka była. Nieodpowiedzialna, głośna, a gdy uczucia ją brały, to odczuwała je całą sobą. Chciała, by leki w jakikolwiek sposób to zmieniły. Tylko odkąd zamieszkała samotnie, nikt nie był w stanie jej o nich przypominać. Bez nich chodziła po równi pochyłej. Raz jedna sprawa górę, a później druga.
Jednak ta związana z płaczem, szlochem przeważała w tym momencie. Ta jedna myśl. Skoro mieszkanie brata wydawała się tak czyste, to jego życie totalnie się zmieni. Ta szalona wariatka była zdecydowanie zbyt szalona, by ktoś potrafił ją ujarzmić.
— Jak to nie rozumiesz... — rzuciła, gdy z jej oczu wylewały się łzy. Nawet nie była w stanie zanotować jego zmiany położenia. Była zbyt skupiona na samej sobie oraz własnych uczuciach, które powoli zaczynały przejmować nad nią całkowicie kontrolę. — odpowiedzialny? Skąd ma mieć pewność, że to jego dziecko. To nie trzyma się jakiejkolwiek kupy — rzuciła finalnie, zakrywając twarz swoimi dłońmi. Drżała od tego płaczu. Miała ochotę stąd uciec, ale już tkwiła we własnej kartce. Ktoś miał pomóc się jej ogarnąć. Tylko nawet do teraz nie była pewna, czy Aiden to dobry wybór.
Chociaż może był? Wystarczyło zaledwie kilka jego słów, by przytuliła się do niego całą sobą. Przestała mówić cokolwiek, zamiast tego głośno płakała, przytulając się do niego kurczowo. Jego piżama musiała zrobić się mokra od łez, które wypływały z jej policzka. Larue wcale nie była łatwa do opanowania. Głowa pękała jej od wielu myśli, chociaż jedna zdawała się zaczynać przeważać. W końcu poczuła ciepło Aidena. Zaczęła się uspokajać. Nie potrzebowała większej ilości słów, gdy czuła, że ktoś finalnie jest obok niej.
Dopiero po dłuższej chwili, pięciu, a może nawet dziesięciu minutach zaczęła się uspokajać. Jej ciało nie wydawało się już tak mocno drżeć, mięśnie wydawały się rozluźniać. Za to dalej bardzo kurczowo trzymała się Wanga.
— Nie zawsze — wydukała, chowając głowę. Czuła przyjemną woń jego żelu pod prysznic i szamponu. Sam spokój wydawał się ją koić — naprawdę Ci na mnie zależy? — spytała finalnie, unosząc głowę. Jej oczy były jeszcze całe przeszklone od łez, a na policzkach dało się zobaczyć stróżki łez zabarwione czarnym makijażem.
Mrugnęła kilkukrotnie oczami, zastanawiając się, o co właściwie chodziło Aidenowi. Ona przecież zawsze taka była. Nieodpowiedzialna, głośna, a gdy uczucia ją brały, to odczuwała je całą sobą. Chciała, by leki w jakikolwiek sposób to zmieniły. Tylko odkąd zamieszkała samotnie, nikt nie był w stanie jej o nich przypominać. Bez nich chodziła po równi pochyłej. Raz jedna sprawa górę, a później druga.
Jednak ta związana z płaczem, szlochem przeważała w tym momencie. Ta jedna myśl. Skoro mieszkanie brata wydawała się tak czyste, to jego życie totalnie się zmieni. Ta szalona wariatka była zdecydowanie zbyt szalona, by ktoś potrafił ją ujarzmić.
— Jak to nie rozumiesz... — rzuciła, gdy z jej oczu wylewały się łzy. Nawet nie była w stanie zanotować jego zmiany położenia. Była zbyt skupiona na samej sobie oraz własnych uczuciach, które powoli zaczynały przejmować nad nią całkowicie kontrolę. — odpowiedzialny? Skąd ma mieć pewność, że to jego dziecko. To nie trzyma się jakiejkolwiek kupy — rzuciła finalnie, zakrywając twarz swoimi dłońmi. Drżała od tego płaczu. Miała ochotę stąd uciec, ale już tkwiła we własnej kartce. Ktoś miał pomóc się jej ogarnąć. Tylko nawet do teraz nie była pewna, czy Aiden to dobry wybór.
Chociaż może był? Wystarczyło zaledwie kilka jego słów, by przytuliła się do niego całą sobą. Przestała mówić cokolwiek, zamiast tego głośno płakała, przytulając się do niego kurczowo. Jego piżama musiała zrobić się mokra od łez, które wypływały z jej policzka. Larue wcale nie była łatwa do opanowania. Głowa pękała jej od wielu myśli, chociaż jedna zdawała się zaczynać przeważać. W końcu poczuła ciepło Aidena. Zaczęła się uspokajać. Nie potrzebowała większej ilości słów, gdy czuła, że ktoś finalnie jest obok niej.
Dopiero po dłuższej chwili, pięciu, a może nawet dziesięciu minutach zaczęła się uspokajać. Jej ciało nie wydawało się już tak mocno drżeć, mięśnie wydawały się rozluźniać. Za to dalej bardzo kurczowo trzymała się Wanga.
— Nie zawsze — wydukała, chowając głowę. Czuła przyjemną woń jego żelu pod prysznic i szamponu. Sam spokój wydawał się ją koić — naprawdę Ci na mnie zależy? — spytała finalnie, unosząc głowę. Jej oczy były jeszcze całe przeszklone od łez, a na policzkach dało się zobaczyć stróżki łez zabarwione czarnym makijażem.
gall anonim
Płonąca planeta
-
kim jestem? nawet sam nie wiem. powiedz, jakie powinienem mieć na świat spojrzenie.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nigdy nie mógł powiedzieć, że Sabriny nie lubił. Nawet i jeśli była głośna, nieodpowiedzialna to wciąż czas spędzony z nią wspominał najlepiej, szczególnie ten za dzieciaka, gdy spędzali wieczory razem na podwórku, czy urządzali sobie zabawy na terenie galerii sztuki. Zawsze czuł do niej jakiś sentyment, pewnie właśnie przez niego znalazł się w jej mieszkaniu, z mokrą głową, siedząc aktualnie na podłodze, przytulając.
Nie rozumiał, bo nigdy rodziny normalnie funkcjonującej nie miał; minęły czasy, gdy zazdrościł znajomym, że mają mamę i tatę, którzy poświęcają im swoje wolne chwile, rozwijają z nimi pasje albo chociaż pomagają z zadaniem domowym. Sabrina miała chociaż rodzeństwo, które próbowało udawać, on miał brata, który od małego szedł za matką. Aiden był największą porażką, a rodzeństwa miał jeszcze sporo, co z tego, że przyrodniego. Poprzeczka nie była wysoko zawieszona.
— To niech zrobią test. Nie potrzeba urodzenia dziecka, aby to zrobić. Prenatalny test ojcostwa — odpowiedział niemalże od razu i uniósł kąciki ust. — Może być nawet ten nieinwazyjny z krwi, na pewno się zgodzą i będzie pewność. Ale wydaje mi się, że strzelasz sobie w stopę, nie ufając im aż tak. Zmienisz swoje podejście jak okaże się, że ona na pewno nosi dziecko twojego brata?
Na tyle na ile znał Larue, wiedział, że będzie szła w zaparte, a relacje zniszczyła już dostatecznie. Będzie jeszcze bardziej cierpiała. Wang zaufałby od razu, nie miałby nawet powodu by zwątpić w taką ciążę, ale on był po prostu inny.
Nie odsunął się kiedy dosłownie wpadła mu w ramiona, jedynie zagryzł zęby mocniej, by uspokoić się i nie spanikować. Nie chciał jej mimowolnie odsunąć od siebie, kiedy dosłownie przed chwilą obiecał jej, że może na nim polegać. Wyglądałoby to totalnie dziwnie, wzięłaby sobie to do serca i na nic byłoby tłumaczenie. Położył jedną z dłoni na jej plecach z nadzieją, że taka bliskość pozwoli jej się uspokoić, by nie płakała. Nie przeszkadzały mu mokre spodnie od piżamy, nie pierwszy raz tego dnia był już przemoczony.
— No tak, Sabrina, zadajesz głupie pytanie. Oczywiście, że mi zależy — mruknął i pogładził ją dłonią, a później gdy uniosła głowę podniósł drugą rękę i położył na jej policzku, by otrzeć łzy i resztki makijażu. Wydął dolną wargę, kiedy okazało się, że nie zeszło to tak perfekcyjnie i zamiast czarnych stróżek miała czarny policzek. — Oops?
Sabrina B. Larue
Nie rozumiał, bo nigdy rodziny normalnie funkcjonującej nie miał; minęły czasy, gdy zazdrościł znajomym, że mają mamę i tatę, którzy poświęcają im swoje wolne chwile, rozwijają z nimi pasje albo chociaż pomagają z zadaniem domowym. Sabrina miała chociaż rodzeństwo, które próbowało udawać, on miał brata, który od małego szedł za matką. Aiden był największą porażką, a rodzeństwa miał jeszcze sporo, co z tego, że przyrodniego. Poprzeczka nie była wysoko zawieszona.
— To niech zrobią test. Nie potrzeba urodzenia dziecka, aby to zrobić. Prenatalny test ojcostwa — odpowiedział niemalże od razu i uniósł kąciki ust. — Może być nawet ten nieinwazyjny z krwi, na pewno się zgodzą i będzie pewność. Ale wydaje mi się, że strzelasz sobie w stopę, nie ufając im aż tak. Zmienisz swoje podejście jak okaże się, że ona na pewno nosi dziecko twojego brata?
Na tyle na ile znał Larue, wiedział, że będzie szła w zaparte, a relacje zniszczyła już dostatecznie. Będzie jeszcze bardziej cierpiała. Wang zaufałby od razu, nie miałby nawet powodu by zwątpić w taką ciążę, ale on był po prostu inny.
Nie odsunął się kiedy dosłownie wpadła mu w ramiona, jedynie zagryzł zęby mocniej, by uspokoić się i nie spanikować. Nie chciał jej mimowolnie odsunąć od siebie, kiedy dosłownie przed chwilą obiecał jej, że może na nim polegać. Wyglądałoby to totalnie dziwnie, wzięłaby sobie to do serca i na nic byłoby tłumaczenie. Położył jedną z dłoni na jej plecach z nadzieją, że taka bliskość pozwoli jej się uspokoić, by nie płakała. Nie przeszkadzały mu mokre spodnie od piżamy, nie pierwszy raz tego dnia był już przemoczony.
— No tak, Sabrina, zadajesz głupie pytanie. Oczywiście, że mi zależy — mruknął i pogładził ją dłonią, a później gdy uniosła głowę podniósł drugą rękę i położył na jej policzku, by otrzeć łzy i resztki makijażu. Wydął dolną wargę, kiedy okazało się, że nie zeszło to tak perfekcyjnie i zamiast czarnych stróżek miała czarny policzek. — Oops?
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Aiden Wang
Dla Sabriny rodzina wydawała się być jedyną stałą, którą miała w życiu. Dla Courtney i Bo byłaby w stanie rzucić się w czeluście piekielne i nie wychodzić z nich aż do przyjścia lepszych dni. Mogła drżeć, ale bała się jej utraty. Skoro Bo zmieniał swoje życie na idealne, to z pewnością byłoby jeszcze lepsze bez niej. Nie miała mężczyzny, któremu tak bardzo mogłaby zaufać i który tak mocno o nią dbał. Chociaż Aiden też się tak zachowywał, a jednak odrobinę inaczej. W swój bardziej pokraczny sposób.
— To samo powiedziałam — rzuciła niemalże od razu. Wspominała o tym przy każdym spotkaniu, odkąd tylko dowiedziała się o tej tajemniczej ciąży. Wszystko dało zrobić się inaczej, a jej serce krwawiło, gdy dłużej analizowała całą sytuację — to zostałam dwa razy wyzwana, a właściwie trzy — właśnie dlatego że im nie ufa, ale ktoś powinien wziąć ten argument pod uwagę, a nie udawać, że go nie widzi — a ty byś ufał dziewczynie, która nagle ni z gruszki, ni z pietruszki zjawia się w życiu twojego brata? — prychnęła Sabrina, zakładając rękę na rękę — w ciążę wcale tak łatwo się nie zachodzi — gdyby tak było, sama pewnie miałaby już dwójkę dzieci. Niezbyt przejmowała się konsekwencjami. Zawsze cierpliwie parła do przodu bez większego zastanowienia. Tak jak teraz, gdy kurczowo trzymała się Wanga. Płacz trwał długo. Za to jego ciepło wydawało się otulać każdy, najmniejszy kawałek jej ciała. Przestała zastanawiać się, co z nią dokładnie jest nie tak. Pozwoliła swojemu ciało na skupienie się na jego zapachu i materiale piżamki.
— Mi na Tobie też Aiden — odparła finalnie, spoglądając badawczo na Aidena. Chciała zobaczyć w jego oczach coś więcej. Zaczęła sobie wyobrażać, czy coś mogłoby być między nimi. Nie, zwymiotował po jej pocałunku, a teraz chwycił ją za policzek... i? — co zrobiłeś? — spytała, marszcząc dość poważnie brwi. Z płaczu jej emocje zamieniły się w konsternację.
Dla Sabriny rodzina wydawała się być jedyną stałą, którą miała w życiu. Dla Courtney i Bo byłaby w stanie rzucić się w czeluście piekielne i nie wychodzić z nich aż do przyjścia lepszych dni. Mogła drżeć, ale bała się jej utraty. Skoro Bo zmieniał swoje życie na idealne, to z pewnością byłoby jeszcze lepsze bez niej. Nie miała mężczyzny, któremu tak bardzo mogłaby zaufać i który tak mocno o nią dbał. Chociaż Aiden też się tak zachowywał, a jednak odrobinę inaczej. W swój bardziej pokraczny sposób.
— To samo powiedziałam — rzuciła niemalże od razu. Wspominała o tym przy każdym spotkaniu, odkąd tylko dowiedziała się o tej tajemniczej ciąży. Wszystko dało zrobić się inaczej, a jej serce krwawiło, gdy dłużej analizowała całą sytuację — to zostałam dwa razy wyzwana, a właściwie trzy — właśnie dlatego że im nie ufa, ale ktoś powinien wziąć ten argument pod uwagę, a nie udawać, że go nie widzi — a ty byś ufał dziewczynie, która nagle ni z gruszki, ni z pietruszki zjawia się w życiu twojego brata? — prychnęła Sabrina, zakładając rękę na rękę — w ciążę wcale tak łatwo się nie zachodzi — gdyby tak było, sama pewnie miałaby już dwójkę dzieci. Niezbyt przejmowała się konsekwencjami. Zawsze cierpliwie parła do przodu bez większego zastanowienia. Tak jak teraz, gdy kurczowo trzymała się Wanga. Płacz trwał długo. Za to jego ciepło wydawało się otulać każdy, najmniejszy kawałek jej ciała. Przestała zastanawiać się, co z nią dokładnie jest nie tak. Pozwoliła swojemu ciało na skupienie się na jego zapachu i materiale piżamki.
— Mi na Tobie też Aiden — odparła finalnie, spoglądając badawczo na Aidena. Chciała zobaczyć w jego oczach coś więcej. Zaczęła sobie wyobrażać, czy coś mogłoby być między nimi. Nie, zwymiotował po jej pocałunku, a teraz chwycił ją za policzek... i? — co zrobiłeś? — spytała, marszcząc dość poważnie brwi. Z płaczu jej emocje zamieniły się w konsternację.
gall anonim
Płonąca planeta