-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniupostaćautor
Outfit
Przed Garrettem było najdziwniejsze spotkanie w jego życiu. Żart lub głupota, które zabrnęły zdecydowanie zbyt daleko. Kilka dni temu siedział z kumplem w swoim domu, grywali sobie w jakieś gierki na konsoli, trochę drinkowali i wpadli na zajebisty pomysł, żeby przejrzeć lokalne ogłoszenia o pracę, by w końcu znaleźć coś dla Cage. Szybko jednak stało się to jedną wielką groteską, żartem i kiedy minęli kategorie praca, przeszli do innej. Ciekawość zwyciężyła i zaczęli przeglądać różne inne ogłoszenia, których mieszkańcy Toronto mieli potrzebę do upublicznienia. Wykonali nawet ze trzy telefony, z których ten ostatni... poszedł o krok za daleko.
Kobieta poszukiwała kogoś, kto... zrobi jej dziecko. Początkowo Garrett brał to za jakiś żart, ale gdy z każdym kolejnym słowem nie dostrzegał żadnego fałszu w słowach kobiety, uznał ją za zdesperowaną. I trochę naiwną, bo kto potencjalnego dawcy będzie szukać w taki sposób? Niemniej jednak sama ta kwestia zaintrygowała chłopaka na tyle, że jeszcze przez weekend wymieniał różne wiadomości z Nancy, by finalnie umówić się z nią na spotkanie. Taką rozmowę kwalifikacyjną, tylko na... dawcę nasienia.
Żałował, że się na to zgodził, ale z drugiej strony współczuł też kobiecie, która musiała uciec się aż do tego typu metod, byleby tylko zrealizować swoje największe, piękne pragnienie bycia matką. Uznał więc, że nie wycofa się na ostatnią chwilę i spotka się z Panią Valentine, dając im chociaż szansę na to, by cokolwiek ustalić.
Ubrał się dość standardowo, nie chcąc robić ani złego, ani dobrego wrażenia. W gruncie rzeczy nigdy nie zastanawiał się zbyt długo nad doborem ciuchów, ale koniec końców nie wyszło chyba źle. W umówionym miejscu zjawił się chwilę po czasie, jednak było to raczej spóźnienie w granicach normy. Na swoje usprawiedliwienie miał to, że czasami trudno było jeździć po Toronto, gdyż ruch na niektórych ulicach odbywał się tu 24/7.
Wszedł do środka kawiarni i jeszcze raz spojrzał na zdjęcie Nancy w swoim telefonie, by porównać je ze wszystkimi osobami wewnątrz. Gdy dostrzegł brunetkę siedzącą przy dwuosobowym stoliku... uśmiechnął się lekko. Cyfrowo mogła dużo sobie poprawić, zrobić zdjęcie z odpowiedniej perspektywy, pod odpowiednim kątem, by uwypuklić swoje wdzięki. Tymczasem na żywo wyglądała jeszcze lepiej, co też zadziałało na niego niejako motywująco.
Wziął głęboki wdech i podszedł do stolika, przy którym siedziała Valentine.
- Garrett Cage, byliśmy umówieni - przedstawił się od razu, by przyswoiła jego przybycie i już po chwili zajął miejsce naprzeciw kobiety, uśmiechając się do niej przyjaźnie, ale także z pewnym zawstydzeniem, bo sytuacja była wręcz kuriozalna.
- Właściwie, to nie wiem, od czego zacząć. Nigdy nie byłem na takiej rozmowie - zaśmiał się głupkowato i podrapał z tyłu głowy, bardziej w celu łatwiejszego przyswojenia pewnego napięcia, wygenerowanego w ostatnich kilku chwilach, aniżeli po to, by pokazać swój luz.
Nancy Valentine
Przed Garrettem było najdziwniejsze spotkanie w jego życiu. Żart lub głupota, które zabrnęły zdecydowanie zbyt daleko. Kilka dni temu siedział z kumplem w swoim domu, grywali sobie w jakieś gierki na konsoli, trochę drinkowali i wpadli na zajebisty pomysł, żeby przejrzeć lokalne ogłoszenia o pracę, by w końcu znaleźć coś dla Cage. Szybko jednak stało się to jedną wielką groteską, żartem i kiedy minęli kategorie praca, przeszli do innej. Ciekawość zwyciężyła i zaczęli przeglądać różne inne ogłoszenia, których mieszkańcy Toronto mieli potrzebę do upublicznienia. Wykonali nawet ze trzy telefony, z których ten ostatni... poszedł o krok za daleko.
Kobieta poszukiwała kogoś, kto... zrobi jej dziecko. Początkowo Garrett brał to za jakiś żart, ale gdy z każdym kolejnym słowem nie dostrzegał żadnego fałszu w słowach kobiety, uznał ją za zdesperowaną. I trochę naiwną, bo kto potencjalnego dawcy będzie szukać w taki sposób? Niemniej jednak sama ta kwestia zaintrygowała chłopaka na tyle, że jeszcze przez weekend wymieniał różne wiadomości z Nancy, by finalnie umówić się z nią na spotkanie. Taką rozmowę kwalifikacyjną, tylko na... dawcę nasienia.
Żałował, że się na to zgodził, ale z drugiej strony współczuł też kobiecie, która musiała uciec się aż do tego typu metod, byleby tylko zrealizować swoje największe, piękne pragnienie bycia matką. Uznał więc, że nie wycofa się na ostatnią chwilę i spotka się z Panią Valentine, dając im chociaż szansę na to, by cokolwiek ustalić.
Ubrał się dość standardowo, nie chcąc robić ani złego, ani dobrego wrażenia. W gruncie rzeczy nigdy nie zastanawiał się zbyt długo nad doborem ciuchów, ale koniec końców nie wyszło chyba źle. W umówionym miejscu zjawił się chwilę po czasie, jednak było to raczej spóźnienie w granicach normy. Na swoje usprawiedliwienie miał to, że czasami trudno było jeździć po Toronto, gdyż ruch na niektórych ulicach odbywał się tu 24/7.
Wszedł do środka kawiarni i jeszcze raz spojrzał na zdjęcie Nancy w swoim telefonie, by porównać je ze wszystkimi osobami wewnątrz. Gdy dostrzegł brunetkę siedzącą przy dwuosobowym stoliku... uśmiechnął się lekko. Cyfrowo mogła dużo sobie poprawić, zrobić zdjęcie z odpowiedniej perspektywy, pod odpowiednim kątem, by uwypuklić swoje wdzięki. Tymczasem na żywo wyglądała jeszcze lepiej, co też zadziałało na niego niejako motywująco.
Wziął głęboki wdech i podszedł do stolika, przy którym siedziała Valentine.
- Garrett Cage, byliśmy umówieni - przedstawił się od razu, by przyswoiła jego przybycie i już po chwili zajął miejsce naprzeciw kobiety, uśmiechając się do niej przyjaźnie, ale także z pewnym zawstydzeniem, bo sytuacja była wręcz kuriozalna.
- Właściwie, to nie wiem, od czego zacząć. Nigdy nie byłem na takiej rozmowie - zaśmiał się głupkowato i podrapał z tyłu głowy, bardziej w celu łatwiejszego przyswojenia pewnego napięcia, wygenerowanego w ostatnich kilku chwilach, aniżeli po to, by pokazać swój luz.
Nancy Valentine
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nancy nie mogła uwierzyć, że to robiła. N a p r a w d ę rozważała zapłodnienie przez przypadkowego faceta, z którym później zerwałaby wszelki kontakt. Nie skończyła jeszcze trzydziestu lat, a już stawała przed poważnymi życiowymi wyborami. To nie była decyzja między wyborem miejsca imprezy czy wyjazdu na wakacje. Urodzenie dziecka zmieni jej życie na zawsze.
Była tego świadoma. Decydowała się na ten szalony krok, pełna obaw, przerażenia i niepewności. Przed wrzuceniem ogłoszenia na lokalny portal musiała wypić butelkę wina, bo na trzeźwo nie dała rady wcisnąć przycisku “wyślij”.
Po kilku lampkach wina nie miała już takich oporów. Na początku trochę nabijała się z otrzymywanych wiadomości. Im więcej penisów zapełniało jej skrzynkę odbiorczą, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to był jednak zły pomysł. Z czasem jej cały entuzjazm opadł. Po którejś wiadomości już miała opracowany system. Straciła nadzieję, że kiedykolwiek uda jej się znaleźć kandydata i była gotowa dać się przelecieć w jakimś klubie pierwszemu lepszemu, kiedy oto pojawił się rumak na białym koniu!
Denerwowała się tym spotkaniem. Siedziała jak na szpilkach. Pięta podskakiwała jej w nerwowym rytmie, a palce wybijały melodię o zeszyt rozłożony przed nią na stole. Z nerwów zdążyła poplamić koszulkę kawą, ale nawet tego nie zauważyła.
– Nancy. – Wstała i przedstawiła się. Starała się jednocześnie nie zapamiętać nazwiska, jakim chłopak się przedstawił. Im mniej danych identyfikacyjnych na jego temat wiedziała, tym później łatwiej będzie jej wytłumaczyć dziecku, dlaczego nie ma ojca. Tak przynajmniej jej się wydawało.
Uśmiechnęła się lekko do chłopaka naprzeciwko i w nerwowym ruchu zaczesała włosy za ucho.
– Dla mnie to też pierwsza taka rozmowa, więc jesteśmy w tym razem. – Nie brzmiało to pokrzepiająco, ale przynajmniej obie strony były tak samo niepewne tego, jak miało przebiegać to spotkanie. Nancy miała w głowie ułożony scenariusz, ale ten posypał się wraz z rozpoczęciem spotkania.
– Umówmy się tak, że najpierw ja zadam ci kilka pytań, a później ty będziesz mógł zadać swoje, okej? – Zaproponowała. Uważała, że to całkiem uczciwa wymiana. Potencjalnie miał zostawić jej połowę swojego DNA, miał prawo coś o niej wiedzieć.
Otworzyła zeszyt, w którym miała przygotowany zestaw pytań, niewiele różniący się od kwestionariusza wypełnianego podczas przyjmowania pacjenta do szpitala. Znała te pytania na pamięć.
Otworzyła usta, żeby zadać pierwsze pytanie, ale zawahała się. Zmieniła plany. Zamknęła zeszyt, położyła na okładce splecione dłonie i pochyliła się nad stołem opierając się na przedramionach.
– Zanim zaczniemy, musisz wiedzieć, że to dla mnie ważne. Nie oczekuję od ojca dziecka niczego, ani alimentów, ani weekendowych spotkań, ani dokładania się do wydatków. Chcę dziecka i nic więcej. Jeśli się na to zdecydujemy, po potwierdzonej ciąży dostaniesz zapłatę, rozejdziemy się w swoje strony i pewnie więcej się nie spotkamy. Jesteś tego świadomy i to akceptujesz? – Zapytała poważnie i wpatrywała się w niego intensywnie, może zbyt intensywnie. Potrzebowała mieć to wyklarowane, nawet kosztem spoconych dłoni, niekomfortowej rozmowy i tachykardii towarzyszącej tej quasi przemowie.
Garrett Cage
Była tego świadoma. Decydowała się na ten szalony krok, pełna obaw, przerażenia i niepewności. Przed wrzuceniem ogłoszenia na lokalny portal musiała wypić butelkę wina, bo na trzeźwo nie dała rady wcisnąć przycisku “wyślij”.
Po kilku lampkach wina nie miała już takich oporów. Na początku trochę nabijała się z otrzymywanych wiadomości. Im więcej penisów zapełniało jej skrzynkę odbiorczą, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to był jednak zły pomysł. Z czasem jej cały entuzjazm opadł. Po którejś wiadomości już miała opracowany system. Straciła nadzieję, że kiedykolwiek uda jej się znaleźć kandydata i była gotowa dać się przelecieć w jakimś klubie pierwszemu lepszemu, kiedy oto pojawił się rumak na białym koniu!
Denerwowała się tym spotkaniem. Siedziała jak na szpilkach. Pięta podskakiwała jej w nerwowym rytmie, a palce wybijały melodię o zeszyt rozłożony przed nią na stole. Z nerwów zdążyła poplamić koszulkę kawą, ale nawet tego nie zauważyła.
– Nancy. – Wstała i przedstawiła się. Starała się jednocześnie nie zapamiętać nazwiska, jakim chłopak się przedstawił. Im mniej danych identyfikacyjnych na jego temat wiedziała, tym później łatwiej będzie jej wytłumaczyć dziecku, dlaczego nie ma ojca. Tak przynajmniej jej się wydawało.
Uśmiechnęła się lekko do chłopaka naprzeciwko i w nerwowym ruchu zaczesała włosy za ucho.
– Dla mnie to też pierwsza taka rozmowa, więc jesteśmy w tym razem. – Nie brzmiało to pokrzepiająco, ale przynajmniej obie strony były tak samo niepewne tego, jak miało przebiegać to spotkanie. Nancy miała w głowie ułożony scenariusz, ale ten posypał się wraz z rozpoczęciem spotkania.
– Umówmy się tak, że najpierw ja zadam ci kilka pytań, a później ty będziesz mógł zadać swoje, okej? – Zaproponowała. Uważała, że to całkiem uczciwa wymiana. Potencjalnie miał zostawić jej połowę swojego DNA, miał prawo coś o niej wiedzieć.
Otworzyła zeszyt, w którym miała przygotowany zestaw pytań, niewiele różniący się od kwestionariusza wypełnianego podczas przyjmowania pacjenta do szpitala. Znała te pytania na pamięć.
Otworzyła usta, żeby zadać pierwsze pytanie, ale zawahała się. Zmieniła plany. Zamknęła zeszyt, położyła na okładce splecione dłonie i pochyliła się nad stołem opierając się na przedramionach.
– Zanim zaczniemy, musisz wiedzieć, że to dla mnie ważne. Nie oczekuję od ojca dziecka niczego, ani alimentów, ani weekendowych spotkań, ani dokładania się do wydatków. Chcę dziecka i nic więcej. Jeśli się na to zdecydujemy, po potwierdzonej ciąży dostaniesz zapłatę, rozejdziemy się w swoje strony i pewnie więcej się nie spotkamy. Jesteś tego świadomy i to akceptujesz? – Zapytała poważnie i wpatrywała się w niego intensywnie, może zbyt intensywnie. Potrzebowała mieć to wyklarowane, nawet kosztem spoconych dłoni, niekomfortowej rozmowy i tachykardii towarzyszącej tej quasi przemowie.
Garrett Cage
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
ładnie
-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniupostaćautor
Garrettowi to wszystko wydawało się szalone. Samo ogłoszenie to jedno, ale umówienie się na spotkanie, to była już inna para szalonych kaloszy. Mężczyzna długo zastanawiał się, czy to wszystko jest właściwe, czy nie jest to jeden wielki żart, ale im dłużej pisał z brunetką, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że jej naprawdę na tym wszystkim zależy. Udostępnienie takiego ogłoszenia w internecie było nie tylko desperackie, ale też w pewien sposób odważne.
Czuł napięcie, jakie narosło między nimi, zanim jeszcze w ogóle się poznali. Zapewne obojgu im taka sytuacja zdarza się pierwszy raz i nic dziwnego, że przełamanie lodów może się przeciągnąć. O ile w ogóle kiedykolwiek nastąpi, wszak było to coś tak niecodziennego, że trudno było się z tym oswoić i zrobić z tego zwyczajny element swojego życia.
Uśmiechnął się lekko bardziej z zakłopotania, aniżeli faktycznego rozbawienia czy innej formy okazania luzu.
- Ok - przytaknął tylko, bo po cichu liczył właśnie na to, że ona wyjdzie z inicjatywą i wprowadzi go trochę w temat, bo ogłoszenie to jedno, weryfikacja na żywca to już co innego.
Usiadł naprzeciw kobiety i znów uśmiechnął się, tym razem po to, by zrobić wrażenie kogoś bardziej wyluzowanego i chętnego do współpracy. W międzyczasie poprosił też o kawę z mlekiem, nie chcąc siedzieć tutaj o suchym pysku.
Położył dłonie na blacie stołu, jednak za chwilę cofnął je, nie wiedząc, ja ma siedzieć w tym momencie. Pierwsze ułożenie sugerowało, że było to jakieś przesłuchanie (w sumie było), drugie zaś wycofaną postawę, czego też nie chciał pokazać. Trwał więc w pewnym zawieszeniu do momentu, aż Nancy nie przeszła do konkretów.
Wysłuchał jej cierpliwie i skinął głową, jakby na potwierdzenie, że wszystko zrozumiał.
- Wyraźnie zaznaczyłaś to w ogłoszeniu - przypomniał jej. - Tak, zgadzam się - dodał na potwierdzenie, ale zanim pozwolił jej zadać następne pytania, sam postanowił o coś zapytać.
- Zanim zaczniemy wywiad - rzekł spokojnie. - Możesz pytać o wszystko, więc się nie krępuj. Jest mało rzeczy, które odbieram za obraźliwe i stawiam żetony przeciwko kamieniom, że nawet nie będziemy się wokół nich poruszać - poinformował ją, chcąc wyraźnie zaznaczyć, że tak jak ona, on również oczekuje konkretów. Bez owijania w bawełnę, bawienia się w półśrodki czy inne dwuznaczności.
- Jeśli już mamy się bawić w coś takiego, to chociaż dowiedzmy się, na czym stoimy - czy dla niego to była zabawa? Nic z tych rzeczy. Ale lepszego określenia nie znalazł.
Kawa wylądowała na stole, cukier został wsypany do środka, zawartość wymieszana i tak po prostu czekał, aż wystygnie. A raczej na pytania, które Nancy mu zada.
Nancy Valentine
Czuł napięcie, jakie narosło między nimi, zanim jeszcze w ogóle się poznali. Zapewne obojgu im taka sytuacja zdarza się pierwszy raz i nic dziwnego, że przełamanie lodów może się przeciągnąć. O ile w ogóle kiedykolwiek nastąpi, wszak było to coś tak niecodziennego, że trudno było się z tym oswoić i zrobić z tego zwyczajny element swojego życia.
Uśmiechnął się lekko bardziej z zakłopotania, aniżeli faktycznego rozbawienia czy innej formy okazania luzu.
- Ok - przytaknął tylko, bo po cichu liczył właśnie na to, że ona wyjdzie z inicjatywą i wprowadzi go trochę w temat, bo ogłoszenie to jedno, weryfikacja na żywca to już co innego.
Usiadł naprzeciw kobiety i znów uśmiechnął się, tym razem po to, by zrobić wrażenie kogoś bardziej wyluzowanego i chętnego do współpracy. W międzyczasie poprosił też o kawę z mlekiem, nie chcąc siedzieć tutaj o suchym pysku.
Położył dłonie na blacie stołu, jednak za chwilę cofnął je, nie wiedząc, ja ma siedzieć w tym momencie. Pierwsze ułożenie sugerowało, że było to jakieś przesłuchanie (w sumie było), drugie zaś wycofaną postawę, czego też nie chciał pokazać. Trwał więc w pewnym zawieszeniu do momentu, aż Nancy nie przeszła do konkretów.
Wysłuchał jej cierpliwie i skinął głową, jakby na potwierdzenie, że wszystko zrozumiał.
- Wyraźnie zaznaczyłaś to w ogłoszeniu - przypomniał jej. - Tak, zgadzam się - dodał na potwierdzenie, ale zanim pozwolił jej zadać następne pytania, sam postanowił o coś zapytać.
- Zanim zaczniemy wywiad - rzekł spokojnie. - Możesz pytać o wszystko, więc się nie krępuj. Jest mało rzeczy, które odbieram za obraźliwe i stawiam żetony przeciwko kamieniom, że nawet nie będziemy się wokół nich poruszać - poinformował ją, chcąc wyraźnie zaznaczyć, że tak jak ona, on również oczekuje konkretów. Bez owijania w bawełnę, bawienia się w półśrodki czy inne dwuznaczności.
- Jeśli już mamy się bawić w coś takiego, to chociaż dowiedzmy się, na czym stoimy - czy dla niego to była zabawa? Nic z tych rzeczy. Ale lepszego określenia nie znalazł.
Kawa wylądowała na stole, cukier został wsypany do środka, zawartość wymieszana i tak po prostu czekał, aż wystygnie. A raczej na pytania, które Nancy mu zada.
Nancy Valentine
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Bogiem a prawdą Nancy po cichu liczyła, że chłopak zmieni zdanie, stwierdzi, że to dla niego za dużo, że w ogóle bez sensu i po co on się na to ładuje. Tak czy siak rozluźniła się, bo po pierwszym wrażeniu zdążyła wyrobić sobie opinię o Garretcie całkiem pozytywną. Nie uśmiechał się głupkowato, był poddenerwowany, nie rzucał durnowatymi żartami z podtekstem seksualnym, a podchodził do tego dość dojrzale.
Dobry początek.
Nancy po usłyszeniu stanowiska Garretta uśmiechnęła się szerzej i nieco się rozluźniła. Znów założyła nieszczęsny kosmyk włosów za ucho i zrobiła kilka głębszych oddechów, żeby uspokoić układ nerwowy.
– W porządku. – Potrzebowała jeszcze chwili na rozruszanie się. Przejście do konkretnych pytań trochę ją stresowało. W końcu interesowały ją intymne szczegóły życia! Na szczęście ich stolik stał na uboczu, a dookoła nie było żywej duszy. To pomagało w nawiązaniu dialogu.
– Mogę zadawać dziwne i osobiste pytania. Pracuję jako pielęgniarka, widziałam różne dziwne rzeczy i jestem daleka od oceniania, ale oczekuję rzetelności i szczerości. – Musiała uściślić tę informację dla wzbudzenia zaufania w chłopaku. Posłała Garrettowi wymowne spojrzenie oczekując od niego potwierdzenia. Chciała wprowadzić przyjazną i swobodną atmosferę, ale za bardzo się denerwowała, żeby włączyć swój pielęgniarski zmysł troski i empatii, którym na co dzień handlowała w trakcie obcowania z pacjentami.
Gdyby spojrzała na siebie z boku, za Chiny Ludowe by się nie poznała! Nawet w pracy nie była tak formalna i oficjalna, jak podczas zdawałoby się luźnego spotkania z potencjalnym ojcem jej dziecka. Może zamiast na kawę, powinna wybrać się na drinka? Po alkoholu na pewno byłoby łatwiej prowadzić tę rozmowę.
Ponownie otworzyła zeszyt i posłała mu zachęcający uśmiech, bo oto zaczęła się sesja pytań i odpowiedzi!
– Na początek chciałabym dowiedzieć się trochę na temat twojego stanu zdrowia. Chorujesz na coś przewlekle? Bierzesz jakieś leki albo suplementy diety? Włączając w to testosteron. – Dodała pytanie spoza listy, a spojrzenie uciekło jej do ramion ukrytych pod koszulką. Chłopak wyglądał na dociętego, a to zawsze wiązało się z dodatkowym ryzykiem! – Masz alergie? Wywiad uzależnień? Alkohol, narkotyki, papierosy, inne zachowania ryzykowne? – Mogłaby tak wymieniać i wymieniać, ale powstrzymała się. Niczym pilna studentka złapała za swój różowy długopis z figurką Jigglypuffa na końcówce, którą po kliknięciu wysuwało się obsadkę, aby móc notować wszelkie informacje.
Garrett Cage
Dobry początek.
Nancy po usłyszeniu stanowiska Garretta uśmiechnęła się szerzej i nieco się rozluźniła. Znów założyła nieszczęsny kosmyk włosów za ucho i zrobiła kilka głębszych oddechów, żeby uspokoić układ nerwowy.
– W porządku. – Potrzebowała jeszcze chwili na rozruszanie się. Przejście do konkretnych pytań trochę ją stresowało. W końcu interesowały ją intymne szczegóły życia! Na szczęście ich stolik stał na uboczu, a dookoła nie było żywej duszy. To pomagało w nawiązaniu dialogu.
– Mogę zadawać dziwne i osobiste pytania. Pracuję jako pielęgniarka, widziałam różne dziwne rzeczy i jestem daleka od oceniania, ale oczekuję rzetelności i szczerości. – Musiała uściślić tę informację dla wzbudzenia zaufania w chłopaku. Posłała Garrettowi wymowne spojrzenie oczekując od niego potwierdzenia. Chciała wprowadzić przyjazną i swobodną atmosferę, ale za bardzo się denerwowała, żeby włączyć swój pielęgniarski zmysł troski i empatii, którym na co dzień handlowała w trakcie obcowania z pacjentami.
Gdyby spojrzała na siebie z boku, za Chiny Ludowe by się nie poznała! Nawet w pracy nie była tak formalna i oficjalna, jak podczas zdawałoby się luźnego spotkania z potencjalnym ojcem jej dziecka. Może zamiast na kawę, powinna wybrać się na drinka? Po alkoholu na pewno byłoby łatwiej prowadzić tę rozmowę.
Ponownie otworzyła zeszyt i posłała mu zachęcający uśmiech, bo oto zaczęła się sesja pytań i odpowiedzi!
– Na początek chciałabym dowiedzieć się trochę na temat twojego stanu zdrowia. Chorujesz na coś przewlekle? Bierzesz jakieś leki albo suplementy diety? Włączając w to testosteron. – Dodała pytanie spoza listy, a spojrzenie uciekło jej do ramion ukrytych pod koszulką. Chłopak wyglądał na dociętego, a to zawsze wiązało się z dodatkowym ryzykiem! – Masz alergie? Wywiad uzależnień? Alkohol, narkotyki, papierosy, inne zachowania ryzykowne? – Mogłaby tak wymieniać i wymieniać, ale powstrzymała się. Niczym pilna studentka złapała za swój różowy długopis z figurką Jigglypuffa na końcówce, którą po kliknięciu wysuwało się obsadkę, aby móc notować wszelkie informacje.
Garrett Cage
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
ładnie
-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniupostaćautor
Cage sam był zaskoczony swoją dojrzałością w tej sytuacji. Być może wynikała ona z tego, że nie do końca wiedział, jak poruszać się w tym klimacie i zostawił sporo samej Nancy, by ona wprowadziła go w tajniki aranżowania zapłodnienia(?). Nawet odpowiedniej nazwy na te przedsięwzięcie nie potrafił znaleźć, więc jego niepewność była naturalna, tak samo jak każda inna reakcja.
Garrett skinął głową, zgadzając się na wszystkie pytania. Jak zapowiedział, nie chciał bawić się w półśrodki i jeśli chciała dowiedzieć się czegoś konkretnego, powinna po prostu go zapytać. Cage był w miarę otwartym osobnikiem i niewiele było też rzeczy, które wywoływały u niego zgorszenie czy zakłopotanie, toteż istniały spore szanse na to, że nie taki wilk straszny jak go malują. Miał nadzieję, że rozmowa przejdzie gładko i szybko, bo dość już nastresowali się oboje wcześniej, by jeszcze teraz ten proces przeciągać.
Skinął głową na potwierdzenie, czekając na pierwsze pytania, które nurtowały Valentine. Słuchał jej więc z uwagą i kiedy na pierwszy rzut poszły pytania o jego ogólną formę, używki czy inne choroby, przyjął to dość spokojnie. Był okazem zdrowia i choć miał epizody, w których próbował różnych używek, tak nigdy się od nich nie uzależnił i nie wpływały one na jego samopoczucie.
- Nic a nic - odparł spokojnie. - Jedynie od czasu do czasu wezmę tabletkę na refluks. Zdarzają mi się zgagi - przyznał otwarcie, nie uważając tego za nic krępującego, bo i same zgagi nie pojawiały się nazbyt często. Może raz w miesiącu i to zazwyczaj po tym, jak zje coś ciężkostrawnego. - Mięśnie wypracowałem treningami, tylko i wyłącznie - dostrzegł jej wzrok na swoich ramionach, które były jednym z jego wizualnych atutów, to na pewno.
Dostrzegając długopis z Jigglypuffem, uśmiechnął się szeroko, ponieważ jako dzieciak zagrywał się w Pokemony na swoim gameboyu.
- Ładny Jiggly - zachichotał lekko, zyskując nieco więcej luzu, kiedy zdał sobie sprawę, że mimo abstrakcji całej tej sytuacji, Nancy wydawała się być całkiem normalną dziewczyną, więc można było z nią rozmawiać w normalny sposób. Bez udziwniania, bez zabarwiania i bez ciągłego wyprowadzania siebie nawzajem ze strefy komfortu.
- Nie mam alergii - odparł. - Alkohol czy inne używki się zdarzały, w czasach studenckich trochę więcej, teraz już praktycznie wcale. Od czasu do czasu drink przy spotkaniu ze znajomymi - nie chciał zagłębiać się w swoją historię, bo mogłoby to odstraszyć Nancy i też nie uważał, by zaledwie spróbowanie niektórych narkotyków było istotne w tej kwestii.
- Jestem okazem zdrowia - przyznał dumnie z uśmiechem na ustach. - Wyłączając kolano... ale to kwestia kontuzji, czy raczej pecha - westchnął cicho już znacznie mniej rezolutnie, przypominając sobie o tym, że choć czuje się doskonale i od lat nie ma problemów z kolanem, tak ma przecież za sobą trzy operacje więzadeł oraz niespełnione marzenia koszykarskiej kariery.
Nancy Valentine
Garrett skinął głową, zgadzając się na wszystkie pytania. Jak zapowiedział, nie chciał bawić się w półśrodki i jeśli chciała dowiedzieć się czegoś konkretnego, powinna po prostu go zapytać. Cage był w miarę otwartym osobnikiem i niewiele było też rzeczy, które wywoływały u niego zgorszenie czy zakłopotanie, toteż istniały spore szanse na to, że nie taki wilk straszny jak go malują. Miał nadzieję, że rozmowa przejdzie gładko i szybko, bo dość już nastresowali się oboje wcześniej, by jeszcze teraz ten proces przeciągać.
Skinął głową na potwierdzenie, czekając na pierwsze pytania, które nurtowały Valentine. Słuchał jej więc z uwagą i kiedy na pierwszy rzut poszły pytania o jego ogólną formę, używki czy inne choroby, przyjął to dość spokojnie. Był okazem zdrowia i choć miał epizody, w których próbował różnych używek, tak nigdy się od nich nie uzależnił i nie wpływały one na jego samopoczucie.
- Nic a nic - odparł spokojnie. - Jedynie od czasu do czasu wezmę tabletkę na refluks. Zdarzają mi się zgagi - przyznał otwarcie, nie uważając tego za nic krępującego, bo i same zgagi nie pojawiały się nazbyt często. Może raz w miesiącu i to zazwyczaj po tym, jak zje coś ciężkostrawnego. - Mięśnie wypracowałem treningami, tylko i wyłącznie - dostrzegł jej wzrok na swoich ramionach, które były jednym z jego wizualnych atutów, to na pewno.
Dostrzegając długopis z Jigglypuffem, uśmiechnął się szeroko, ponieważ jako dzieciak zagrywał się w Pokemony na swoim gameboyu.
- Ładny Jiggly - zachichotał lekko, zyskując nieco więcej luzu, kiedy zdał sobie sprawę, że mimo abstrakcji całej tej sytuacji, Nancy wydawała się być całkiem normalną dziewczyną, więc można było z nią rozmawiać w normalny sposób. Bez udziwniania, bez zabarwiania i bez ciągłego wyprowadzania siebie nawzajem ze strefy komfortu.
- Nie mam alergii - odparł. - Alkohol czy inne używki się zdarzały, w czasach studenckich trochę więcej, teraz już praktycznie wcale. Od czasu do czasu drink przy spotkaniu ze znajomymi - nie chciał zagłębiać się w swoją historię, bo mogłoby to odstraszyć Nancy i też nie uważał, by zaledwie spróbowanie niektórych narkotyków było istotne w tej kwestii.
- Jestem okazem zdrowia - przyznał dumnie z uśmiechem na ustach. - Wyłączając kolano... ale to kwestia kontuzji, czy raczej pecha - westchnął cicho już znacznie mniej rezolutnie, przypominając sobie o tym, że choć czuje się doskonale i od lat nie ma problemów z kolanem, tak ma przecież za sobą trzy operacje więzadeł oraz niespełnione marzenia koszykarskiej kariery.
Nancy Valentine
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
“ZGAGA”. Taki napis pojawił się przy imieniu Garretta.
Nancy była zdesperowana zanotować wszystko, co mogło się liczyć. Zgaga nie była niczym strasznym, każdemu się zdarzało, a leki na to były względnie bezpieczne, więc to nie był w żaden sposób czynnik dyskwalifikujący z tatuśkowania.
Wraz z pierwszą odpowiedzią chłopaka, powietrze zeszło z Nancy jak z mocno nadmuchanego balonu. Od zawsze tak miała. Przed każdym egzaminem cholernie się stresowała, żeby po kilku pierwszych pytaniach rozluźnić się i dalej pisać egzamin bez większej napinki.
Mięśnie zbudowane jedynie treningami stanowiły niewątpliwy atut. Sama Nancy była raczej chuderlakiem i nie przepadała za siłownią, ale nie miała nigdy tendencji do tycia, więc musiała odnotować fakt dobrej przemiany materii i atletycznej sylwetki. Zaklasyfikowała tę cechę do drugorzędnych czynników, lecz uznała na wystarczająco istotną, aby umieścić ją w zeszycie.
– Hmmm? – Zamruczała na wspomnienie o Jigglym, bo nie rozumiała do czego zmierza, ale zaraz przypomniała sobie, że chodzi mu o długopis. Uśmiechnęła się patrząc na końcówkę i nacisnęła kilka razy na głowę pokemona. – Dostałam od ośmioletniej pacjentki na zakończenie pobytu w szpitalu. – Wyjaśniła bez skrępowania. Nancy nie miałaby jednak żadnych oporów, żeby samodzielnie kupić sobie taki długopis. Mentalnie momentami nie wykraczała poza świat dzieciaków, choć decydowała się świadomie na dziecko.
Trochę z przymusu, ale jednak!
“BEZ ALERGII!!!!” Wykrzykniki nadały duży priorytet tej informacji. Alergie były ważne. Ich brak ważniejszy. Tak jak brak chorób. Może gdyby nie pracowała w szpitalu i nie napatrzyła się na własne oczy na ludzkie problemy zdrowotne, nie byłaby aż tak radykalna w swoich wymaganiach, ale świadomość potencjalnych chorób działała niestety na niekorzyść niektórych kandydatów, co mogło znacząco ograniczyć jej rozrodcze plany. Chciała jednak dla dziecka jak najlepiej. I to się liczyło najbardziej!
W czasach studenckich. Czyli studiował. Do kolumny dołączyła kolejna krótka notatka: “STUDIA”. Naiwny umysł Nancy dopisał sobie scenariusz, że musiał być inteligentny tylko na tej podstawie, bez założenia, że jest synalkiem tatusia, który opłacił mu studia na prywatnej uczelni. Valentine miała tę paskudną tendencję do wybielania wad ludzi, na jej nieszczęście.
Spożywanie alkoholu miało dla Nancy istotne znaczenie. Jej własne dzieciństwo zostało przykryte cieniem uzależnienia, nie zamierzała jednak demonizować spożywania okazjonalnego. Zresztą, to od niej zależało wychowanie tego dziecka, a alkoholizm nie był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Na szczęście.
– Ojej, co się stało? – Autentycznie się zmartwiła, kiedy wspomniał o kontuzji kolana.
Nancy wypadła z roli egzaminatora, a skupiła się na tym, że Garrett trochę przygasł po tym wyznaniu. Zeszyt opadł na stół, gdyż stracił na znaczeniu w perspektywie jego krzywdy. Wyobraźnia już dorobiła sobie cały scenariusz związany z zaprzepaszczoną karierą sportową przez kontuzję. Bardzo filmowo!
Garrett Cage
Nancy była zdesperowana zanotować wszystko, co mogło się liczyć. Zgaga nie była niczym strasznym, każdemu się zdarzało, a leki na to były względnie bezpieczne, więc to nie był w żaden sposób czynnik dyskwalifikujący z tatuśkowania.
Wraz z pierwszą odpowiedzią chłopaka, powietrze zeszło z Nancy jak z mocno nadmuchanego balonu. Od zawsze tak miała. Przed każdym egzaminem cholernie się stresowała, żeby po kilku pierwszych pytaniach rozluźnić się i dalej pisać egzamin bez większej napinki.
Mięśnie zbudowane jedynie treningami stanowiły niewątpliwy atut. Sama Nancy była raczej chuderlakiem i nie przepadała za siłownią, ale nie miała nigdy tendencji do tycia, więc musiała odnotować fakt dobrej przemiany materii i atletycznej sylwetki. Zaklasyfikowała tę cechę do drugorzędnych czynników, lecz uznała na wystarczająco istotną, aby umieścić ją w zeszycie.
– Hmmm? – Zamruczała na wspomnienie o Jigglym, bo nie rozumiała do czego zmierza, ale zaraz przypomniała sobie, że chodzi mu o długopis. Uśmiechnęła się patrząc na końcówkę i nacisnęła kilka razy na głowę pokemona. – Dostałam od ośmioletniej pacjentki na zakończenie pobytu w szpitalu. – Wyjaśniła bez skrępowania. Nancy nie miałaby jednak żadnych oporów, żeby samodzielnie kupić sobie taki długopis. Mentalnie momentami nie wykraczała poza świat dzieciaków, choć decydowała się świadomie na dziecko.
Trochę z przymusu, ale jednak!
“BEZ ALERGII!!!!” Wykrzykniki nadały duży priorytet tej informacji. Alergie były ważne. Ich brak ważniejszy. Tak jak brak chorób. Może gdyby nie pracowała w szpitalu i nie napatrzyła się na własne oczy na ludzkie problemy zdrowotne, nie byłaby aż tak radykalna w swoich wymaganiach, ale świadomość potencjalnych chorób działała niestety na niekorzyść niektórych kandydatów, co mogło znacząco ograniczyć jej rozrodcze plany. Chciała jednak dla dziecka jak najlepiej. I to się liczyło najbardziej!
W czasach studenckich. Czyli studiował. Do kolumny dołączyła kolejna krótka notatka: “STUDIA”. Naiwny umysł Nancy dopisał sobie scenariusz, że musiał być inteligentny tylko na tej podstawie, bez założenia, że jest synalkiem tatusia, który opłacił mu studia na prywatnej uczelni. Valentine miała tę paskudną tendencję do wybielania wad ludzi, na jej nieszczęście.
Spożywanie alkoholu miało dla Nancy istotne znaczenie. Jej własne dzieciństwo zostało przykryte cieniem uzależnienia, nie zamierzała jednak demonizować spożywania okazjonalnego. Zresztą, to od niej zależało wychowanie tego dziecka, a alkoholizm nie był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Na szczęście.
– Ojej, co się stało? – Autentycznie się zmartwiła, kiedy wspomniał o kontuzji kolana.
Nancy wypadła z roli egzaminatora, a skupiła się na tym, że Garrett trochę przygasł po tym wyznaniu. Zeszyt opadł na stół, gdyż stracił na znaczeniu w perspektywie jego krzywdy. Wyobraźnia już dorobiła sobie cały scenariusz związany z zaprzepaszczoną karierą sportową przez kontuzję. Bardzo filmowo!
Garrett Cage
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
ładnie
-
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisiema/eniupostaćautor
Postawił przede wszystkim na szczerość, chcąc wypaść przy tym możliwie jak najlepiej. Nie wiedział, czy ostatecznie to on zostanie wybrany spośród niewątpliwej setki kandydatów, ale skoro już podjął się czegoś takiego, nie chciał jej zniechęcać. Tym bardziej, że sam póki co nie miał wielkich oporów przed wejściem w taki układ. Być może dlatego, że nie zdążył się nad tym zastanowić aż tak dobrze, jak powinien, a być może przez swoje uosobienie. Mogło też mieć znaczenie to, że Nancy bardzo zależało, a on zawsze miał słabość do ludzi, którzy czegoś pragnęli, choćby z desperacji. On sam był tego najlepszym przykładem, bo przecież dalej naiwnie wierzył, że dołączy do świata koszykówki w jakiejś roli.
Geny Cage również sprzyjały temu, by był potencjalnym dawcą. W jego najbliższej rodzinie nie odnotowano zbyt wielu dziedzicznych chorób, a jeśli już, to były one gdzieś w dalekim kuzynostwie. Rodzice byli okazami zdrowia, którzy zginęli tragicznie, on sam mimo swojego wątpliwego trybu życia w czasach po szkole średniej, również trzymał się doskonale. Wyłączając rzecz jasna tą zgagę, która przy braku odpowiednich tabletek była prawdziwą zmorą.
- A śpiewa, jak go naciśniesz w jakimś innym miejscu? - zażartował, przypominając sobie o tym, że ów pokemon znany był ze swojego kołysankowego głosu. W młodości oglądał Pokemony, jak zapewne większość dzieciaków z jego pokolenia, toteż jakieś wspomnienia mu pozostały. Jigglypuff był na tyle charakterystyczny, że nie zniknął w odmętach umysłu jak dziesiątki innych wykreowanych przez Japończyków stworków.
Jego nastrój podupadł, gdy wspomniał o swojej kontuzji. To był temat, który cieniem kładł się na całe życie Garretta i przekreślił marzenia o koszykarskiej karierze. Ale skoro już wywołał wilka z lasu, należało pociągnąć to dalej, bo pechowe urazy raczej nie powinny być czymś, co go zdyskwalifikuje w jej oczach.
- Zerwane więzadło w kolanie - odparł nieco smutnym tonem. - Trzykrotnie - dodał, ukazując skalę urazu, którą medyczka powinna zrozumieć.
Nie oczekiwał po niej współczucia, bo już dawno zrozumiał, że na nic mu ono było. Kariery dzięki temu nie odzyska, więc skupiał się jedynie na tym, by nie wprowadzić się znów w ten stan bezsilności i smutku, który naznaczył ostatnie kilka miesięcy po rzuceniu studiów w Arizonie.
- Od najmłodszych lat grałem w koszykówkę i dość poważnie rozważałem zawodowstwo - wyjaśnił, chcąc usprawiedliwić swoją podatność na tę kontuzję. - Kontuzje wszystko przekreśliły - wtrącił. - Ale... nie jestem pierwszy, ani zapewne ostatni, którego to spotkało - rozmawiał z psychologiem uniwersytetu w Arizonie na ten temat. I mimo tego, że wyjaśnił mu, iż więzadła przekreśliły kariery wielu niedoszłych sportowców, tak średnio go to pocieszało w tamtym momencie. W tym też, ale poruszył to, by sprawić chociaż wrażenie pogodzonego ze swoim losem.
- Tak jak mówiłem, pech - wzruszył ramionami, prezentując tym razem postawę apatyczną, która była bardziej teatrem z jego strony, niż odzwierciedlała rzeczywisty stan rzeczy.
Nancy Valentine
Geny Cage również sprzyjały temu, by był potencjalnym dawcą. W jego najbliższej rodzinie nie odnotowano zbyt wielu dziedzicznych chorób, a jeśli już, to były one gdzieś w dalekim kuzynostwie. Rodzice byli okazami zdrowia, którzy zginęli tragicznie, on sam mimo swojego wątpliwego trybu życia w czasach po szkole średniej, również trzymał się doskonale. Wyłączając rzecz jasna tą zgagę, która przy braku odpowiednich tabletek była prawdziwą zmorą.
- A śpiewa, jak go naciśniesz w jakimś innym miejscu? - zażartował, przypominając sobie o tym, że ów pokemon znany był ze swojego kołysankowego głosu. W młodości oglądał Pokemony, jak zapewne większość dzieciaków z jego pokolenia, toteż jakieś wspomnienia mu pozostały. Jigglypuff był na tyle charakterystyczny, że nie zniknął w odmętach umysłu jak dziesiątki innych wykreowanych przez Japończyków stworków.
Jego nastrój podupadł, gdy wspomniał o swojej kontuzji. To był temat, który cieniem kładł się na całe życie Garretta i przekreślił marzenia o koszykarskiej karierze. Ale skoro już wywołał wilka z lasu, należało pociągnąć to dalej, bo pechowe urazy raczej nie powinny być czymś, co go zdyskwalifikuje w jej oczach.
- Zerwane więzadło w kolanie - odparł nieco smutnym tonem. - Trzykrotnie - dodał, ukazując skalę urazu, którą medyczka powinna zrozumieć.
Nie oczekiwał po niej współczucia, bo już dawno zrozumiał, że na nic mu ono było. Kariery dzięki temu nie odzyska, więc skupiał się jedynie na tym, by nie wprowadzić się znów w ten stan bezsilności i smutku, który naznaczył ostatnie kilka miesięcy po rzuceniu studiów w Arizonie.
- Od najmłodszych lat grałem w koszykówkę i dość poważnie rozważałem zawodowstwo - wyjaśnił, chcąc usprawiedliwić swoją podatność na tę kontuzję. - Kontuzje wszystko przekreśliły - wtrącił. - Ale... nie jestem pierwszy, ani zapewne ostatni, którego to spotkało - rozmawiał z psychologiem uniwersytetu w Arizonie na ten temat. I mimo tego, że wyjaśnił mu, iż więzadła przekreśliły kariery wielu niedoszłych sportowców, tak średnio go to pocieszało w tamtym momencie. W tym też, ale poruszył to, by sprawić chociaż wrażenie pogodzonego ze swoim losem.
- Tak jak mówiłem, pech - wzruszył ramionami, prezentując tym razem postawę apatyczną, która była bardziej teatrem z jego strony, niż odzwierciedlała rzeczywisty stan rzeczy.
Nancy Valentine