-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwiskonieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Nudził się. Od dłuższej chwili był zwyczajnie znudzony, ramionami opierając się o barierkę tarasu widokowego otwartego na panoramę miasta, która rozpościerała się teraz za jego plecami.
Była to impreza jak każda inna. Ilekroć kancelaria dobijała targu z grubą rybą, był to powód do świętowania. Jeszcze większym stawało się, kiedy po długich godzinach bez snu, ktoś z pracowników opracowywał ścieżkę obrony, która miała zapewnić klientowi dogodne warunki ugody, albo, co korzystniejsze dla wszystkich, wygraną. W większości przypadków duże firmy miały za uszami tyle, iż w pełni zadowalała je ugoda.
Tym razem było zgoła podobnie. Mieli za sobą domkniętą sprawę, dzięki której ich klienci nie mieli stracić grubych milionów, a to oznaczało, że mieli większą ochotę, aby wydać je na nich. Tym sposobem pracownicy kancelarii w najlepsze ucztowali dzisiaj i rozpijali się z prezesami firmy, która w ogóle nie przejęła się tym, jak wiele szkód wyrządziły jej działania. Dlaczego miałaby, skoro z taką łatwością udało im się uciec przed konsekwencjami?
Sam również miał za sobą kilka owocnych rozmów, jednak żadna z nich nie utkwiła mu w pamięci. O wiele więcej frajdy sprawiało mu obserwowanie tego, jak część jego pracowników, nierzadko żonatych, próbowało szczęścia u młodych, speszonych ich niewybrednymi zalotami stażystek. Jeszcze zabawniejsze stało się to w momencie, w którym jedna z nich okazała się nie aż tak wstydliwa i w końcu powiedziała jego koledze, co na ten temat myśli. Carnegie mógłby przysiąc, że jeszcze nigdy nie widział go tak czerwonego.
Nie widział też również, aby jakikolwiek mężczyzna był w stanie oderwać wzrok od kobiety pokroju żony Gardnera, a jednak to właśnie ona stała teraz z boku, podczas gdy jej mąż w najlepsze opowiadał słabe żarty swoim przełożonym.
Wazeliniarz.
Harold odstawił puste szkło na tacę przechodzącego kelnera, a od kolejnego pochwycił dwa kieliszki szampana. Razem z nimi skierował się w stronę stojącej nie tak daleko brunetki. — Dziwi mnie, że nadal dajesz się tu zapraszać. Powiedz, czerpiesz z tego jakąś dziwną, niezrozumiałą przyjemność? — zapytał, nieznacznie pochylając się nad jej uchem. Chwilę po tym wysunął w jej stronę kieliszek, aby mogła swobodnie go od niego przejąć. Sam nie zwlekał z upiciem niewielkiego łyka z własnego, podczas gdy druga dłoń luźno odnalazła drogę do kieszeni jego spodni.
Georgina Gardner
Była to impreza jak każda inna. Ilekroć kancelaria dobijała targu z grubą rybą, był to powód do świętowania. Jeszcze większym stawało się, kiedy po długich godzinach bez snu, ktoś z pracowników opracowywał ścieżkę obrony, która miała zapewnić klientowi dogodne warunki ugody, albo, co korzystniejsze dla wszystkich, wygraną. W większości przypadków duże firmy miały za uszami tyle, iż w pełni zadowalała je ugoda.
Tym razem było zgoła podobnie. Mieli za sobą domkniętą sprawę, dzięki której ich klienci nie mieli stracić grubych milionów, a to oznaczało, że mieli większą ochotę, aby wydać je na nich. Tym sposobem pracownicy kancelarii w najlepsze ucztowali dzisiaj i rozpijali się z prezesami firmy, która w ogóle nie przejęła się tym, jak wiele szkód wyrządziły jej działania. Dlaczego miałaby, skoro z taką łatwością udało im się uciec przed konsekwencjami?
Sam również miał za sobą kilka owocnych rozmów, jednak żadna z nich nie utkwiła mu w pamięci. O wiele więcej frajdy sprawiało mu obserwowanie tego, jak część jego pracowników, nierzadko żonatych, próbowało szczęścia u młodych, speszonych ich niewybrednymi zalotami stażystek. Jeszcze zabawniejsze stało się to w momencie, w którym jedna z nich okazała się nie aż tak wstydliwa i w końcu powiedziała jego koledze, co na ten temat myśli. Carnegie mógłby przysiąc, że jeszcze nigdy nie widział go tak czerwonego.
Nie widział też również, aby jakikolwiek mężczyzna był w stanie oderwać wzrok od kobiety pokroju żony Gardnera, a jednak to właśnie ona stała teraz z boku, podczas gdy jej mąż w najlepsze opowiadał słabe żarty swoim przełożonym.
Wazeliniarz.
Harold odstawił puste szkło na tacę przechodzącego kelnera, a od kolejnego pochwycił dwa kieliszki szampana. Razem z nimi skierował się w stronę stojącej nie tak daleko brunetki. — Dziwi mnie, że nadal dajesz się tu zapraszać. Powiedz, czerpiesz z tego jakąś dziwną, niezrozumiałą przyjemność? — zapytał, nieznacznie pochylając się nad jej uchem. Chwilę po tym wysunął w jej stronę kieliszek, aby mogła swobodnie go od niego przejąć. Sam nie zwlekał z upiciem niewielkiego łyka z własnego, podczas gdy druga dłoń luźno odnalazła drogę do kieszeni jego spodni.
Georgina Gardner
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
outfit
Z jednej strony była tym zafascynowana. Ludzie pokroju jej ojca, czy męża uwielbiali karmić swoje ego tego typu przyjęciami i obserwowanie ich w swoim środowisku naturalnym, gdy mogli się puszyć i przechwalać było jednocześnie interesujące i żenujące. Naprawdę nie potrafiła stwierdzić co bardziej.
Generalnie umiała w takie przyjęcia. Potrafiła błyszczeć u boku męża, szeroko uśmiechać się do rozmówców, prowadzić small talki albo poważne dyskusje, na poważne tematy. Wiedziała kiedy śmiać się z żartów, albo kiedy dać drugiej stronie szansę na popisanie się swoimi osiągnięciami. Była ładnym dodatkiem do bardzo drogiego garnituru.
Tylko nie dzisiaj.
Nie miała ochoty na tą grę. Spełniła swoje towarzyskie obowiązki witając się ze wszystkimi, z którymi przywitać się powinna, żeby zebrać parę punktów na konto Gardnera i odeszła na bok. Trzymała się w cieniu, obserwowała i nawet nie zdawała sobie sprawy, że sama też jest obiektem obserwacji.
Ciepło jego oddechu musnęło jej policzek, musiała przyznać, że przyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, a na wargi wkradł się uśmiech, nad którym nie do końca potrafiła zapanować. Ledwie zauważalne drżenie kącika, ale było… i powiększyło się, gdy Gigi podniosła wzrok i jej spojrzenie spotkało się z tym należącym do Harolda Carnegie. Przejęła od niego kieliszek z lekkim skinięciem głową w ramach podziękowania i upiła niewielką ilość alkoholu jeszcze zanim się odezwała.
- Oczywiście, że tak. Uwielbiam się nad sobą znęcać ratując wizerunek własnego męża, gdy co druga z zebranych tutaj osób musi powtórzyć, że jestem jego ładniejszą połową. – bo przecież nie miała sobą nic więcej do zaoferowania. Była dodatkiem… niczym kwiatek w klapie od marynarki. Mało tego musiała się przy tym ładnie uśmiechnąć i ugryźć w język, żeby nie uświadomić mężczyzn starej daty, że to żaden komplement – A poza tym obserwacja tych przyjęć przypomina trochę film przyrodniczy. Prawnicy w naturalnym środowisku. – dodała, a kącik ust drgnął jej lekko w rozbawieniu. Omiotła spojrzeniem salę, ale ostatecznie i tak jej uwaga skupiła się na rozmówcy, wbijając uważny wzrok w jego przystojną twarz – Nienawidzę filmów przyrodniczych. – dodała ciszej, a uśmiech ukryła za kieliszkiem, gdy wzięła kolejny łyk szampana – Ale tak poza tym… odnieśliście ogromny sukces, gratuluję. Macie, co świętować. – chciał, czy nie chciał był częścią tej maszyny i to było też jego święto.
Harold Carnegie
Z jednej strony była tym zafascynowana. Ludzie pokroju jej ojca, czy męża uwielbiali karmić swoje ego tego typu przyjęciami i obserwowanie ich w swoim środowisku naturalnym, gdy mogli się puszyć i przechwalać było jednocześnie interesujące i żenujące. Naprawdę nie potrafiła stwierdzić co bardziej.
Generalnie umiała w takie przyjęcia. Potrafiła błyszczeć u boku męża, szeroko uśmiechać się do rozmówców, prowadzić small talki albo poważne dyskusje, na poważne tematy. Wiedziała kiedy śmiać się z żartów, albo kiedy dać drugiej stronie szansę na popisanie się swoimi osiągnięciami. Była ładnym dodatkiem do bardzo drogiego garnituru.
Tylko nie dzisiaj.
Nie miała ochoty na tą grę. Spełniła swoje towarzyskie obowiązki witając się ze wszystkimi, z którymi przywitać się powinna, żeby zebrać parę punktów na konto Gardnera i odeszła na bok. Trzymała się w cieniu, obserwowała i nawet nie zdawała sobie sprawy, że sama też jest obiektem obserwacji.
Ciepło jego oddechu musnęło jej policzek, musiała przyznać, że przyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, a na wargi wkradł się uśmiech, nad którym nie do końca potrafiła zapanować. Ledwie zauważalne drżenie kącika, ale było… i powiększyło się, gdy Gigi podniosła wzrok i jej spojrzenie spotkało się z tym należącym do Harolda Carnegie. Przejęła od niego kieliszek z lekkim skinięciem głową w ramach podziękowania i upiła niewielką ilość alkoholu jeszcze zanim się odezwała.
- Oczywiście, że tak. Uwielbiam się nad sobą znęcać ratując wizerunek własnego męża, gdy co druga z zebranych tutaj osób musi powtórzyć, że jestem jego ładniejszą połową. – bo przecież nie miała sobą nic więcej do zaoferowania. Była dodatkiem… niczym kwiatek w klapie od marynarki. Mało tego musiała się przy tym ładnie uśmiechnąć i ugryźć w język, żeby nie uświadomić mężczyzn starej daty, że to żaden komplement – A poza tym obserwacja tych przyjęć przypomina trochę film przyrodniczy. Prawnicy w naturalnym środowisku. – dodała, a kącik ust drgnął jej lekko w rozbawieniu. Omiotła spojrzeniem salę, ale ostatecznie i tak jej uwaga skupiła się na rozmówcy, wbijając uważny wzrok w jego przystojną twarz – Nienawidzę filmów przyrodniczych. – dodała ciszej, a uśmiech ukryła za kieliszkiem, gdy wzięła kolejny łyk szampana – Ale tak poza tym… odnieśliście ogromny sukces, gratuluję. Macie, co świętować. – chciał, czy nie chciał był częścią tej maszyny i to było też jego święto.
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwiskonieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Rozumiał to. Rozumiał powód, dla którego z ust jego współpracowników miałyby padać takie komentarze, a jednocześnie też był w stanie pojąć, dlaczego Georgina wcale nie była z nich zadowolona. Ładna buzia, wbrew temu, co niektórym mogło się wydawać, wcale nie musiała być błogosławieństwem. W obliczu tego, iż ona do zaoferowania miała znacznie więcej, było to wyłącznie przekleństwo, które skutecznie maskowało jej wnętrze. Harold jednak ciekaw był tego drugiego. Interesowało go to, co miała do powiedzenia, podobnie zresztą jak interesowało go to, co taka kobieta robiła w towarzystwie takiego kretyna, jakim był Gardner.
Jak widać, każdy popełnia błędy.
Kącik jego ust wygiął się w zawadiackim uśmiechu, kiedy pozwolił sobie w dość odważny sposób omieść spojrzeniem jej sylwetkę. Nie krył się z tym, ponieważ nigdy nie zaliczał się do grona tych mężczyzn, którym brakowało pewności siebie. Jeśli zaś dodatkowo mógł rozdrażnić w ten sposób nielubianego przez niego współpracownika, cóż, nie sposób udawać, że nie była to dla niego dodatkowa nagroda.
— Zgaduję, że to nie jest twoje największe osiągnięcie. Tym bardziej, że nie ustawiono wysoko poprzeczki — skwitował, a choć wypowiadanie się w ten sposób o jej małżonku mogło nie być w dobrym guście, nie widział powodów, dla których miałby ugryźć się w język. Bycie bezpośrednim niekiedy wiele go kosztowało, a w oczach innych ludzi uchodzić mógł za gbura. Nie uważał jednak, by to w jakimkolwiek stopniu mu ujmowało. Może nawet dodawało mu uroku? — To tylko kolejna zawarta ugoda. Raczej nie powód do radości, ale co ja tam wiem — wzruszył ramionami, nie mając zamiaru zanadto wdawać się w szczegóły na temat tego, co myślał. Uważał jednak, że można to było załatwić jeszcze lepiej, ale po co, skoro i bez tego klient był zadowolony, a oni mieli o wiele mniej roboty?
Przecież nie zamierzał na siłę nikogo uszczęśliwiać.
Zmrużył lekko oczy, a koniuszkiem języka zwilżył dolną wargę. Spojrzeniem uciekł w stronę Gardnera, który nadal w najlepsze dyskutował z prezesami. Czyżby aż tak nie interesowała go żona, iż w ogóle nie zwracał na nią uwagi?
W końcu powrócił do niej spojrzeniem, a kąciki ust znów wygiął się w uśmiechu. — Poza tym, podobno to nie my jesteśmy tu ekspertami w dobijaniu targu. Miłośniczka sztuki, tak? — owszem, wiedział, czym się zajmowała. Owszem, zainteresował się tym po ich ostatnim spotkaniu, ponieważ przykuła jego uwagę. Kiedy chciał, potrafił odrobić pracę domową, dlatego tak - był świadomy tego, że żona Gardnera miała do zaoferowania znacznie więcej, niż ładna buzia.
W przeciwieństwie do niego posiadała też chyba jakąś osobowość.
Georgina Gardner
Jak widać, każdy popełnia błędy.
Kącik jego ust wygiął się w zawadiackim uśmiechu, kiedy pozwolił sobie w dość odważny sposób omieść spojrzeniem jej sylwetkę. Nie krył się z tym, ponieważ nigdy nie zaliczał się do grona tych mężczyzn, którym brakowało pewności siebie. Jeśli zaś dodatkowo mógł rozdrażnić w ten sposób nielubianego przez niego współpracownika, cóż, nie sposób udawać, że nie była to dla niego dodatkowa nagroda.
— Zgaduję, że to nie jest twoje największe osiągnięcie. Tym bardziej, że nie ustawiono wysoko poprzeczki — skwitował, a choć wypowiadanie się w ten sposób o jej małżonku mogło nie być w dobrym guście, nie widział powodów, dla których miałby ugryźć się w język. Bycie bezpośrednim niekiedy wiele go kosztowało, a w oczach innych ludzi uchodzić mógł za gbura. Nie uważał jednak, by to w jakimkolwiek stopniu mu ujmowało. Może nawet dodawało mu uroku? — To tylko kolejna zawarta ugoda. Raczej nie powód do radości, ale co ja tam wiem — wzruszył ramionami, nie mając zamiaru zanadto wdawać się w szczegóły na temat tego, co myślał. Uważał jednak, że można to było załatwić jeszcze lepiej, ale po co, skoro i bez tego klient był zadowolony, a oni mieli o wiele mniej roboty?
Przecież nie zamierzał na siłę nikogo uszczęśliwiać.
Zmrużył lekko oczy, a koniuszkiem języka zwilżył dolną wargę. Spojrzeniem uciekł w stronę Gardnera, który nadal w najlepsze dyskutował z prezesami. Czyżby aż tak nie interesowała go żona, iż w ogóle nie zwracał na nią uwagi?
W końcu powrócił do niej spojrzeniem, a kąciki ust znów wygiął się w uśmiechu. — Poza tym, podobno to nie my jesteśmy tu ekspertami w dobijaniu targu. Miłośniczka sztuki, tak? — owszem, wiedział, czym się zajmowała. Owszem, zainteresował się tym po ich ostatnim spotkaniu, ponieważ przykuła jego uwagę. Kiedy chciał, potrafił odrobić pracę domową, dlatego tak - był świadomy tego, że żona Gardnera miała do zaoferowania znacznie więcej, niż ładna buzia.
W przeciwieństwie do niego posiadała też chyba jakąś osobowość.
Georgina Gardner
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Widziała jego wzrok sunący po jej sylwetce. Nie poczuła się tym jednak skrępowana, a wręcz przeciwnie… było to zaskakująco miłe. Zaskakująco przyjemnie było wzbudzić kogoś zainteresowanie, a dodatkowo jego uśmiech stanowił wyjątkowy komplement. Sama jednak swój uśmiech wpychający jej się na wargi ukryła za kieliszkiem szampana, który teraz wyjątkowo się przydał. A poza tym dobrze smakował.
Prawdopodobnie żart o tym, że jej mąż nie stanowił dużej konkurencji jeśli chodziło o wygląd – nie powinien jej rozbawić. Mogło robić to z niej okropną żonę, ale w tym momencie, gdy spojrzała w jego kierunku, spojrzała na tę grupę nadętych krawaciarzy, rozmawiających tylko o pracy… aż przewróciła wymownie oczami. I całą swoją uwagę na powrót skupiła na swoim rozmówce.
Była pod wrażeniem dwóch rzeczy. Po pierwsze, że nie cieszył się z ugody – bo jej zdaniem to też żadne zwycięstwo, ale przywykła już do tego, że prawnicy świętują ją jakby to był największy sukces. Jeszcze bardziej jednak, że wiedział coś o niej. Nawet nie próbowała ukryć swojego zdziwienia pomieszanego z uznaniem, gdy przesunęła wzrokiem po męskiej sylwetce, a kącik ust znów drgnął jej w kierunku uśmiechu.
- Zgadza się. Z tym, że ja raczej nie chodzę na ugody… lubię stawiać na swoim. – dodała pół żartem, pół serio… bo jednak ugody w biznesie się zdarzały, ale na pewno nie były powodem do radości. Lubiła spełniać postawione sobie cele i zdobywać to, na czym jej zależało – Zaskakujący research, nie wiem czym sobie zasłużyłam, ale mi to schlebia. - przekrzywiła lekko głowę, przyglądając się mężczyźnie i zastanawiając się… nie wydawało jej się, żeby Gardner opowiadał w firmie czym się zajmowała (albo w ogóle o niej opowiadał), więc sam się musiał tego dowiedzieć. Czy może jednak po ostatnim spotkaniu przypadkiem wyświetliła mu się w social mediach? Takie też było prawdopodobieństwo, ale… z jakiegoś powodu myśl o tym, że chciał się czegoś o niej dowiedzieć była bardziej ekscytująca. Śmieszny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa i upiła kolejny łyk szampana
– Harold… – zaczęła – Nie świętujesz tego umiarkowanego zwycięstwa, nie rozmawiasz właśnie o nowych klientach i kolejnych sprawach, a jednak musisz tu być i udawać, że dobrze się bawisz pewnie jeszcze przez dobrą godzinę. – rozumiała to… szef pewnie lubił jak mu się wszyscy odliczyli skoro już organizował te spędy i wydawał na nie tysiące z budżetu firmy – swojej i klienta – Więc może w takim przypadku masz ochotę wyprowadzić z równowagi mojego męża i zaprosić mnie do tańca? – nie brakowało par, które bujały się na środku sali, w której się zebrali. Nie wszyscy byli tak zajęci robieniem dobrego wrażenia na szefach.
Naprawdę nie rozumiała dlaczego to właśnie zaproponowała, jakby… na moment straciła połączenie z rozumem, ale jednocześnie naprawdę c h c i a ł a to zrobić i dlatego też ładnie się uśmiechając nie spuszczała wzroku z twarzy Carnegie.
Harold Carnegie
Prawdopodobnie żart o tym, że jej mąż nie stanowił dużej konkurencji jeśli chodziło o wygląd – nie powinien jej rozbawić. Mogło robić to z niej okropną żonę, ale w tym momencie, gdy spojrzała w jego kierunku, spojrzała na tę grupę nadętych krawaciarzy, rozmawiających tylko o pracy… aż przewróciła wymownie oczami. I całą swoją uwagę na powrót skupiła na swoim rozmówce.
Była pod wrażeniem dwóch rzeczy. Po pierwsze, że nie cieszył się z ugody – bo jej zdaniem to też żadne zwycięstwo, ale przywykła już do tego, że prawnicy świętują ją jakby to był największy sukces. Jeszcze bardziej jednak, że wiedział coś o niej. Nawet nie próbowała ukryć swojego zdziwienia pomieszanego z uznaniem, gdy przesunęła wzrokiem po męskiej sylwetce, a kącik ust znów drgnął jej w kierunku uśmiechu.
- Zgadza się. Z tym, że ja raczej nie chodzę na ugody… lubię stawiać na swoim. – dodała pół żartem, pół serio… bo jednak ugody w biznesie się zdarzały, ale na pewno nie były powodem do radości. Lubiła spełniać postawione sobie cele i zdobywać to, na czym jej zależało – Zaskakujący research, nie wiem czym sobie zasłużyłam, ale mi to schlebia. - przekrzywiła lekko głowę, przyglądając się mężczyźnie i zastanawiając się… nie wydawało jej się, żeby Gardner opowiadał w firmie czym się zajmowała (albo w ogóle o niej opowiadał), więc sam się musiał tego dowiedzieć. Czy może jednak po ostatnim spotkaniu przypadkiem wyświetliła mu się w social mediach? Takie też było prawdopodobieństwo, ale… z jakiegoś powodu myśl o tym, że chciał się czegoś o niej dowiedzieć była bardziej ekscytująca. Śmieszny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa i upiła kolejny łyk szampana
– Harold… – zaczęła – Nie świętujesz tego umiarkowanego zwycięstwa, nie rozmawiasz właśnie o nowych klientach i kolejnych sprawach, a jednak musisz tu być i udawać, że dobrze się bawisz pewnie jeszcze przez dobrą godzinę. – rozumiała to… szef pewnie lubił jak mu się wszyscy odliczyli skoro już organizował te spędy i wydawał na nie tysiące z budżetu firmy – swojej i klienta – Więc może w takim przypadku masz ochotę wyprowadzić z równowagi mojego męża i zaprosić mnie do tańca? – nie brakowało par, które bujały się na środku sali, w której się zebrali. Nie wszyscy byli tak zajęci robieniem dobrego wrażenia na szefach.
Naprawdę nie rozumiała dlaczego to właśnie zaproponowała, jakby… na moment straciła połączenie z rozumem, ale jednocześnie naprawdę c h c i a ł a to zrobić i dlatego też ładnie się uśmiechając nie spuszczała wzroku z twarzy Carnegie.
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwiskonieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Nie powinien, a mimo to szczerze zastanawiał się nad tym, co takiego robiła przy tamtym frajerze. O jej mężu nie miał bowiem najlepszego zdania, co nie wynikało wyłącznie z tego, jak przeciętnie się prezentował. Harold uważał także, że nie posiadał on żadnej osobowości, którą kogokolwiek mógłby oczarować, dlatego nie potrafił pojąć też, co widział w nim ich szef. Miał wrażenie, że Gardner skutecznie roztaczał wokół siebie aurę wzorowego pracownika, choć to było przeogromną bzdurą. Z jakiegoś powodu nikt poza Haroldem tego nie zauważał.
A może, choć tego nigdy nie przyznałby przed samym sobą, przemawiała przez niego wyłącznie zazdrość.
I może to ta zazdrość doprowadziła do tego, że poświęcił nieco więcej uwagi jego żonie. Uwagi, na którą przecież w pełni zasługiwała.
Kącik jego ust wygiął się w uśmiechu, kiedy usłyszał jej odpowiedź. Mimowolnie przez jego umysł przemknęła myśl o tym, że w małżeństwie najpewniej to ona nosiła spodnie - nie wiedział tylko, czy ten scenariusz wydał mu się tak prawdopodobny przez to, jak piorunujące wrażenie sprawiała ona, czy może raczej dlatego, że z jej mężem było wręcz przeciwnie.
— Lubię znać swojego przeciwnika — odparł, co nie było tak dalekie prawdy. Ciężko jednak stwierdzić, czy w ten sposób postrzegał jej męża, który w pewnym sensie stał mu na drodze do rozwinięcia zawodowej kariery w taki sposób, jakiego Harold mógłby sobie życzyć, czy może jednak wynikało to z faktu, że ona sama stanowiła dla niego swego rodzaju zagadkę. Nie sposób bowiem zaprzeczyć temu, że już przy ostatnim spotkaniu przykuła jego uwagę. Dziś także z przyjemnością ją jej poświęcił.
Mógł spróbować wykorzystać to przeciwko jej mężowi. Mógł zechcieć skupić się na niej głównie dlatego, aby to jemu utrzeć nosa, ale gdyby chodziło wyłącznie o to, nie czerpałby z tego tak dużej przyjemności. Do dzisiejszego wieczora nie miał bowiem żadnej gwarancji, że Georgina nie okaże się kolejną atrakcyjną, ale jednak nieszczególnie interesującą panną, która do powiedzenia nie miała nic poza tym, że jej mąż radził sobie świetnie.
Takimi kobietami mężczyźni najwyraźniej nie chcieli się chwalić, a Gardner musiał być wyjątkowo pewny swego, skoro nie obawiał się przyprowadzić jej tu z myślą o tym, że kiedyś ktoś mu ją zabierze. Może mężem też był pozornie wzorowym?
— Ktoś mógłby pomyśleć, że czymś ci się dzisiaj naraził — skomentował, dopiero po krótkiej chwili decydując się na to, aby wyciągnąć dłoń po jej kieliszek i wraz ze swoim, który nie był jeszcze całkowicie pusty, odstawić je na stojący nieopodal stolik. Wtedy też wyciągnął ku niej rękę, by mogła podać mu własną i w ten sposób skierować się na parkiet.
Powinna jednak wiedzieć, że wspomnieniem własnego męża uderzyła w czuły punkt i sprawiła, że Carnegie rzeczywiście nie zamierzał się hamować. Przyciągnął ją do siebie i bez cienia krępacji jedną z dłoni ułożył na jej talii, podczas gdy przez jego kręgosłup przemknęło przyjemne mrowienie. — Powinnaś wiedzieć, że świetnie prowadzę — wyszeptał prosto do jej ucha, na krótko po tym, jak dzielącą ich odległość zniwelował do absolutnego minimum. Kłamał, choć mimo to z tańcem radził sobie prawdopodobnie lepiej, niż jakikolwiek inny obecny tutaj facet.
Georgina Gardner
A może, choć tego nigdy nie przyznałby przed samym sobą, przemawiała przez niego wyłącznie zazdrość.
I może to ta zazdrość doprowadziła do tego, że poświęcił nieco więcej uwagi jego żonie. Uwagi, na którą przecież w pełni zasługiwała.
Kącik jego ust wygiął się w uśmiechu, kiedy usłyszał jej odpowiedź. Mimowolnie przez jego umysł przemknęła myśl o tym, że w małżeństwie najpewniej to ona nosiła spodnie - nie wiedział tylko, czy ten scenariusz wydał mu się tak prawdopodobny przez to, jak piorunujące wrażenie sprawiała ona, czy może raczej dlatego, że z jej mężem było wręcz przeciwnie.
— Lubię znać swojego przeciwnika — odparł, co nie było tak dalekie prawdy. Ciężko jednak stwierdzić, czy w ten sposób postrzegał jej męża, który w pewnym sensie stał mu na drodze do rozwinięcia zawodowej kariery w taki sposób, jakiego Harold mógłby sobie życzyć, czy może jednak wynikało to z faktu, że ona sama stanowiła dla niego swego rodzaju zagadkę. Nie sposób bowiem zaprzeczyć temu, że już przy ostatnim spotkaniu przykuła jego uwagę. Dziś także z przyjemnością ją jej poświęcił.
Mógł spróbować wykorzystać to przeciwko jej mężowi. Mógł zechcieć skupić się na niej głównie dlatego, aby to jemu utrzeć nosa, ale gdyby chodziło wyłącznie o to, nie czerpałby z tego tak dużej przyjemności. Do dzisiejszego wieczora nie miał bowiem żadnej gwarancji, że Georgina nie okaże się kolejną atrakcyjną, ale jednak nieszczególnie interesującą panną, która do powiedzenia nie miała nic poza tym, że jej mąż radził sobie świetnie.
Takimi kobietami mężczyźni najwyraźniej nie chcieli się chwalić, a Gardner musiał być wyjątkowo pewny swego, skoro nie obawiał się przyprowadzić jej tu z myślą o tym, że kiedyś ktoś mu ją zabierze. Może mężem też był pozornie wzorowym?
— Ktoś mógłby pomyśleć, że czymś ci się dzisiaj naraził — skomentował, dopiero po krótkiej chwili decydując się na to, aby wyciągnąć dłoń po jej kieliszek i wraz ze swoim, który nie był jeszcze całkowicie pusty, odstawić je na stojący nieopodal stolik. Wtedy też wyciągnął ku niej rękę, by mogła podać mu własną i w ten sposób skierować się na parkiet.
Powinna jednak wiedzieć, że wspomnieniem własnego męża uderzyła w czuły punkt i sprawiła, że Carnegie rzeczywiście nie zamierzał się hamować. Przyciągnął ją do siebie i bez cienia krępacji jedną z dłoni ułożył na jej talii, podczas gdy przez jego kręgosłup przemknęło przyjemne mrowienie. — Powinnaś wiedzieć, że świetnie prowadzę — wyszeptał prosto do jej ucha, na krótko po tym, jak dzielącą ich odległość zniwelował do absolutnego minimum. Kłamał, choć mimo to z tańcem radził sobie prawdopodobnie lepiej, niż jakikolwiek inny obecny tutaj facet.
Georgina Gardner
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Przeciwnika? Brew Gig powędrowała do góry i spojrzała na niego zaskoczona. Ona była jego przeciwnikiem? Czy wręcz przeciwnie i był nim jej mąż, a ona stała się zaledwie pionkiem w tej grze. Przeszło jej to przez myśl… na krótko i bez większego znaczenia. Była znudzona tą imprezą, a może nawet i swoim życiem, więc nawet jeśli miała być tylko częścią partii szachów 5D – z jakiegoś powodu chciała w to iść.
Nawet jeśli skutki mogły być opłakane.
I domyślała się, że takie właśnie będą. Domyślała się jak będzie wyglądała jej rozmowa z mężem w drodze powrotnej do domu, albo gdy położą się już do łóżka. Ba! Postawiłaby przynajmniej kilka dolarów na to, że mężczyzna będzie na nią śmiertelnie obrażony jeszcze następnego dnia rano i może nawet popołudniu jeśli nic innego nie odciągnie jego myśli od minionej imprezy. Słyszała w głowie komentarze o upokorzeniu i o tym, że nie powinna tego robić…
A mimo wszystko chętnie złapała męską dłoń i z szerokim uśmiechem na ustach dała mu się poprowadzić na parkiet i nawet nie drgnęła, gdy jego dłoń spoczęła na jej talii. Jego dotyk był pewny i zaskakująco przyjemny. Nie czuła w nim nic krępującego, czy nieodpowiedniego. Zadarła też lekko głowę, żeby móc mu się przyglądać. Z tej odległości – jakby nie było niewielkiej – mogła mu się dobrze przyjrzeć, skupić się na oczach i szczegółach przystojnej twarzy. Śmieszny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, gdy pochylił się do jej ucha, gdy ciepłem swojego oddechu musnął jej skórę, aż zadrżała.
- Tylko w tańcu? Czy w każdej innej dziedzinie życia również? – odbiła piłeczkę, ciekawa i zdała sobie sprawę, że ani nie powinna zadawać takich pytań, ani nie powinna się tak czuć, jak czuła się teraz w ramionach mężczyzny, któremu zdecydowanie nie była poślubiona – To bardzo pożądana cecha w waszych kręgach. – dodała, a zaraz się zaśmiała kręcąc lekko głową – Waszych… to brzmi jednak źle. Zakładam jednak, że trochę się wszyscy od siebie różnicie. – i nie powinna wsadzać ich wszystkich do jednego worka.
Czuła pod skórą, że nie miał nic wspólnego z mężczyzną, którego nazwisko nosiła. Ba! Z żadnym z nich. Przeczucie? Instynkt? Coś to niewątpliwe było.
Harold Carnegie
Nawet jeśli skutki mogły być opłakane.
I domyślała się, że takie właśnie będą. Domyślała się jak będzie wyglądała jej rozmowa z mężem w drodze powrotnej do domu, albo gdy położą się już do łóżka. Ba! Postawiłaby przynajmniej kilka dolarów na to, że mężczyzna będzie na nią śmiertelnie obrażony jeszcze następnego dnia rano i może nawet popołudniu jeśli nic innego nie odciągnie jego myśli od minionej imprezy. Słyszała w głowie komentarze o upokorzeniu i o tym, że nie powinna tego robić…
A mimo wszystko chętnie złapała męską dłoń i z szerokim uśmiechem na ustach dała mu się poprowadzić na parkiet i nawet nie drgnęła, gdy jego dłoń spoczęła na jej talii. Jego dotyk był pewny i zaskakująco przyjemny. Nie czuła w nim nic krępującego, czy nieodpowiedniego. Zadarła też lekko głowę, żeby móc mu się przyglądać. Z tej odległości – jakby nie było niewielkiej – mogła mu się dobrze przyjrzeć, skupić się na oczach i szczegółach przystojnej twarzy. Śmieszny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, gdy pochylił się do jej ucha, gdy ciepłem swojego oddechu musnął jej skórę, aż zadrżała.
- Tylko w tańcu? Czy w każdej innej dziedzinie życia również? – odbiła piłeczkę, ciekawa i zdała sobie sprawę, że ani nie powinna zadawać takich pytań, ani nie powinna się tak czuć, jak czuła się teraz w ramionach mężczyzny, któremu zdecydowanie nie była poślubiona – To bardzo pożądana cecha w waszych kręgach. – dodała, a zaraz się zaśmiała kręcąc lekko głową – Waszych… to brzmi jednak źle. Zakładam jednak, że trochę się wszyscy od siebie różnicie. – i nie powinna wsadzać ich wszystkich do jednego worka.
Czuła pod skórą, że nie miał nic wspólnego z mężczyzną, którego nazwisko nosiła. Ba! Z żadnym z nich. Przeczucie? Instynkt? Coś to niewątpliwe było.
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwiskonieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Nie pomyliłaby się zbyt mocno zakładając, że w tej grze stanowić miała wyłącznie rolę pionka. Z drugiej jednak strony, czy w ten sam sposób nie powinien czuć się Harold? Kiedy poprosiła go na parkiet, nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że ona także próbowała wycelować w swojego męża. Jakiekolwiek były jej pobudki, starała się osiągnąć ten sam efekt, na którym zależało szatynowi, dlatego nie zamierzał jej odmawiać.
Inną kwestią było natomiast to, że za sprawą zaledwie krótkiej chwili rozmowy zdołała sprawić, że zwyczajnie ją polubił.
Znów też nie był w stanie nadziwić się temu, co robiła przy takim facecie, jakim był Gardner, skoro sama miała znacznie więcej do zaoferowania. Była atrakcyjna, śmiała i najwyraźniej miała też sporo do powiedzenia, co czyniło z niej imponującą kobietę. Taką, która rzeczywiście była w stanie przykuć uwagę Harolda, a to do tej pory nie udało się wielu paniom.
Nie udało się też żadnej z tych, które do tej pory gościły w jego umyśle. Tak, w umyśle, ponieważ do serca żadna nie zdołała nawet trafić.
Teraz jednak, choć wydawać by się mogło, że za priorytet obierze sobie uprzykrzenie życia jej mężowi, Carnegie pozostawał całkowicie skupiony na kobiecie, którą trzymał w swych ramionach. Bez zbędnego skrępowania zawiesił spojrzenie na jej oczach, nie kryjąc też uśmiechu, który zagościł na jego twarzy w chwili, w której usłyszał jej pytanie. — Nie powiedziałbym, że wiele mam z nimi wspólnego — stwierdził bez cienia zawahania. Nie czuł się częścią tej ekipy, na pewno nie względem wszystkich, co może też nie czyniło z niego perfekcyjnego pracownika. Nie zawsze grał drużynowo, nie uważając jednak, by którykolwiek z jego współpracowników miał okazać się większym altruistą. Na pewno nie był nim Gardner, który z niejasnych przyczyn osiągnął tak wiele, robiąc absolutne minimum. Zdaniem Harolda nie potrafił nawet tego.
A jednak mu się udało.
Poprawił dłoń spoczywającą na ciele brunetki, niby to przypadkiem jeszcze pewniej zamykając ją w swych ramionach. Zrobił to jednak zaledwie na ułamek sekundy, bo już chwilę później zdecydował się na wykonanie obrotu, po którym szybko przyciągnął ją do siebie tak, by tym razem to plecami oparła się o jego klatkę piersiową. — Ale tak, w innych aspektach radzę sobie równie świetnie, chociaż zakładam, że o tym twój mąż raczej nie opowiada w domu — co nie było niczym dziwnym. W oczach Harolda jej mąż dostrzegał wyłącznie czubek własnego nosa.
Co z tego, że on robił dokładnie to samo?
Georgina Gardner
Inną kwestią było natomiast to, że za sprawą zaledwie krótkiej chwili rozmowy zdołała sprawić, że zwyczajnie ją polubił.
Znów też nie był w stanie nadziwić się temu, co robiła przy takim facecie, jakim był Gardner, skoro sama miała znacznie więcej do zaoferowania. Była atrakcyjna, śmiała i najwyraźniej miała też sporo do powiedzenia, co czyniło z niej imponującą kobietę. Taką, która rzeczywiście była w stanie przykuć uwagę Harolda, a to do tej pory nie udało się wielu paniom.
Nie udało się też żadnej z tych, które do tej pory gościły w jego umyśle. Tak, w umyśle, ponieważ do serca żadna nie zdołała nawet trafić.
Teraz jednak, choć wydawać by się mogło, że za priorytet obierze sobie uprzykrzenie życia jej mężowi, Carnegie pozostawał całkowicie skupiony na kobiecie, którą trzymał w swych ramionach. Bez zbędnego skrępowania zawiesił spojrzenie na jej oczach, nie kryjąc też uśmiechu, który zagościł na jego twarzy w chwili, w której usłyszał jej pytanie. — Nie powiedziałbym, że wiele mam z nimi wspólnego — stwierdził bez cienia zawahania. Nie czuł się częścią tej ekipy, na pewno nie względem wszystkich, co może też nie czyniło z niego perfekcyjnego pracownika. Nie zawsze grał drużynowo, nie uważając jednak, by którykolwiek z jego współpracowników miał okazać się większym altruistą. Na pewno nie był nim Gardner, który z niejasnych przyczyn osiągnął tak wiele, robiąc absolutne minimum. Zdaniem Harolda nie potrafił nawet tego.
A jednak mu się udało.
Poprawił dłoń spoczywającą na ciele brunetki, niby to przypadkiem jeszcze pewniej zamykając ją w swych ramionach. Zrobił to jednak zaledwie na ułamek sekundy, bo już chwilę później zdecydował się na wykonanie obrotu, po którym szybko przyciągnął ją do siebie tak, by tym razem to plecami oparła się o jego klatkę piersiową. — Ale tak, w innych aspektach radzę sobie równie świetnie, chociaż zakładam, że o tym twój mąż raczej nie opowiada w domu — co nie było niczym dziwnym. W oczach Harolda jej mąż dostrzegał wyłącznie czubek własnego nosa.
Co z tego, że on robił dokładnie to samo?
Georgina Gardner
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Właściwie nawet nie potrafiła powiedzieć, co było impulsem. Co sprawiło, że w tak… okrutny sposób postanowiła zagrać na nosie własnego męża. To, że ignorował? To, że od dłuższego czasu nie miał dla niej… no właśnie – czasu? Że ich udane małżeństwo zeszło na dalszy plan, a ona coraz częściej odnosiła wrażenie, że gdyby miał wybierać swojego ulubionego Philipsa – wybrałby własnego teścia ponad żonę. Już dawno nie stanowili zgranego duetu. Oni kontra reszta świata. Jej obecność na dzisiejszej imprezie również była zbędna… nie chciała pełnić roli kwiatka przy garniturze.
Tak, rozmowa z Haroldem była pstryczkiem w nos. Taniec z nim był już ewidentnym przekroczeniem granicy. Oczywiście, że wzbudzili zainteresowanie. Nawet jeśli w ich ruchach nie było nic nieprzyzwoitego to jednak dla kogoś z boku wyglądało to dość jednoznacznie i nie było wątpliwości, że sprawiało im to przyjemność. A przecież każdy obecny na tej sali wiedział kim była Georgina. I nie tylko ona narażała się na plotki.
Obróciła się i wpadła w jego ramiona. Przylgnęła do niego ciasno i cieszyła się, że oświetlenie w pomieszczeniu było bardzo… gustowne. Nie było aż tak jasno, żeby ktoś więcej poza ewentualnie Haroldem mógł zauważyć, że jej policzki delikatnie się zarumieniły. Nawet na moment jednak nie straciła rytmu, w którym się poruszała.
- Niewiele opowiada o kolegach z pracy… – kusiło ją dodać, że w ostatnim czasie w ogóle niewiele opowiada, ale jednak ugryzła się w język. Nie zamierzała się żalić pierwszej napotkanej osobie, która mogła chcieć jej słuchać – lub ewentualnie nie miała innego wyjścia! – Myślę, że teraz może się to zmienić. – rzuciła przekornie, a kącik ust drgnął jej wymownie w rozbawieniu, gdy w oczywisty sposób nawiązała do ich małego parkietowego popisu. Gardner mógł jej to wytknąć przy najbliższej okazji i wspomnieć o tym z kim miała do czynienia. Właściwie… ciekawiło ją to.
- Więc czego mogę się od niego o tobie dowiedzieć? - w co mogła uwierzyć, a w co absolutnie nie? Wolała poznać prawdę u samego źródła.
Harold Carnegie
Tak, rozmowa z Haroldem była pstryczkiem w nos. Taniec z nim był już ewidentnym przekroczeniem granicy. Oczywiście, że wzbudzili zainteresowanie. Nawet jeśli w ich ruchach nie było nic nieprzyzwoitego to jednak dla kogoś z boku wyglądało to dość jednoznacznie i nie było wątpliwości, że sprawiało im to przyjemność. A przecież każdy obecny na tej sali wiedział kim była Georgina. I nie tylko ona narażała się na plotki.
Obróciła się i wpadła w jego ramiona. Przylgnęła do niego ciasno i cieszyła się, że oświetlenie w pomieszczeniu było bardzo… gustowne. Nie było aż tak jasno, żeby ktoś więcej poza ewentualnie Haroldem mógł zauważyć, że jej policzki delikatnie się zarumieniły. Nawet na moment jednak nie straciła rytmu, w którym się poruszała.
- Niewiele opowiada o kolegach z pracy… – kusiło ją dodać, że w ostatnim czasie w ogóle niewiele opowiada, ale jednak ugryzła się w język. Nie zamierzała się żalić pierwszej napotkanej osobie, która mogła chcieć jej słuchać – lub ewentualnie nie miała innego wyjścia! – Myślę, że teraz może się to zmienić. – rzuciła przekornie, a kącik ust drgnął jej wymownie w rozbawieniu, gdy w oczywisty sposób nawiązała do ich małego parkietowego popisu. Gardner mógł jej to wytknąć przy najbliższej okazji i wspomnieć o tym z kim miała do czynienia. Właściwie… ciekawiło ją to.
- Więc czego mogę się od niego o tobie dowiedzieć? - w co mogła uwierzyć, a w co absolutnie nie? Wolała poznać prawdę u samego źródła.
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwiskonieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Zawsze kierował się tym, w czym dostrzegał własną k o r z y ś ć. Wykonywał kroki, które mogły zaprocentować czy to w pracy, czy w życiu prywatnym. Nie sposób nie zauważyć, że w ciągu minionych lat skoncentrowany pozostawał przede wszystkim na tym pierwszym. Każdą wolną chwilę poświęcał zawodowym zobowiązaniom, z uporem maniaka pracując nad tym, aby być jak najlepszym.
W momencie, w którym zyskiwał takie przeświadczenie, na jego drodze stanął ten cholerny Gardner.
Stał się solą w jego oku głównie dlatego, że wszystko przychodziło mu z zadziwiającą łatwością. Ledwie pojawił się w firmie, a już moment później stał się jej częścią w bardziej oficjalny sposób. Tego kroku Harold w ogóle nie rozumiał, ponieważ na to miejsce było wielu innych kandydatów. Był też przede wszystkim o n, choć jednocześnie wierzył, że nie dotknęłoby go to tak bardzo, gdyby przynajmniej rolę wspólnika starego Philipsa objął ktoś k o m p e t e n t n y. O mężu Georginy tego zaś nie dało się powiedzieć.
Należało jednak oddać mu to, że posiadał całkiem dobry gust, co Carnegie spostrzegł już poprzednim razem. Jego żona była nie tyle atrakcyjna, co zwyczajnie intrygująca, dlatego Harold poświęcał jej teraz uwagę ze szczerą przyjemnością. Nie bawił się jej kosztem i nie próbował wykorzystać jej po to, aby utrzeć jej mężowi nosa.
A może inaczej: robił to, jednak miał wrażenie, że ona oczekiwała od niego dokładnie tego samego. Byli więc ze sobą kwita.
Przyjemny zapach perfum uderzył w jego nozdrza, kiedy zderzyła się z jego klatką piersiową. Nie spieszył się z odsunięciem jej w kolejnym obrocie, choć zrobił to jeszcze zanim zdecydował się na odpowiedź. Ta zaś mogła być tylko jedna.
— Pewnie powiedziałby ci, że jestem dupkiem — podsumował tę kwestię wzruszeniem ramion. Musiałaby być ślepa, aby nie zauważyć, że Carnegie nie darzył jej męża sympatią i dokładnie tak musiało działać to w drugą stronę. Nie była to więc w pełni obiektywna ocena, choć nie sposób stwierdzić, że mijała się z prawdą. — Mógłby też wspomnieć, że nie umiem odpuszczać i nie zadowalają mnie półśrodki, ale on pewnie nie zaliczyłby tego do kategorii zalet — wyjaśnił, ponownie przyciągając ją trochę bliżej. — Mam jednak jedną wadę. Kompletnie nie znam się na sztuce — kąciki jego ust wygięły się w zadziornym uśmiechu.
Tę kwestię mógł jednak naprawić z jej niewielką pomocą.
Georgina Gardner
W momencie, w którym zyskiwał takie przeświadczenie, na jego drodze stanął ten cholerny Gardner.
Stał się solą w jego oku głównie dlatego, że wszystko przychodziło mu z zadziwiającą łatwością. Ledwie pojawił się w firmie, a już moment później stał się jej częścią w bardziej oficjalny sposób. Tego kroku Harold w ogóle nie rozumiał, ponieważ na to miejsce było wielu innych kandydatów. Był też przede wszystkim o n, choć jednocześnie wierzył, że nie dotknęłoby go to tak bardzo, gdyby przynajmniej rolę wspólnika starego Philipsa objął ktoś k o m p e t e n t n y. O mężu Georginy tego zaś nie dało się powiedzieć.
Należało jednak oddać mu to, że posiadał całkiem dobry gust, co Carnegie spostrzegł już poprzednim razem. Jego żona była nie tyle atrakcyjna, co zwyczajnie intrygująca, dlatego Harold poświęcał jej teraz uwagę ze szczerą przyjemnością. Nie bawił się jej kosztem i nie próbował wykorzystać jej po to, aby utrzeć jej mężowi nosa.
A może inaczej: robił to, jednak miał wrażenie, że ona oczekiwała od niego dokładnie tego samego. Byli więc ze sobą kwita.
Przyjemny zapach perfum uderzył w jego nozdrza, kiedy zderzyła się z jego klatką piersiową. Nie spieszył się z odsunięciem jej w kolejnym obrocie, choć zrobił to jeszcze zanim zdecydował się na odpowiedź. Ta zaś mogła być tylko jedna.
— Pewnie powiedziałby ci, że jestem dupkiem — podsumował tę kwestię wzruszeniem ramion. Musiałaby być ślepa, aby nie zauważyć, że Carnegie nie darzył jej męża sympatią i dokładnie tak musiało działać to w drugą stronę. Nie była to więc w pełni obiektywna ocena, choć nie sposób stwierdzić, że mijała się z prawdą. — Mógłby też wspomnieć, że nie umiem odpuszczać i nie zadowalają mnie półśrodki, ale on pewnie nie zaliczyłby tego do kategorii zalet — wyjaśnił, ponownie przyciągając ją trochę bliżej. — Mam jednak jedną wadę. Kompletnie nie znam się na sztuce — kąciki jego ust wygięły się w zadziornym uśmiechu.
Tę kwestię mógł jednak naprawić z jej niewielką pomocą.
Georgina Gardner
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Nie trzeba było być geniuszem, żeby zorientować się, że Carnegie nie przepadał za jej mężem. Ciekawiło ją to! Skłamałaby jakby powiedziała, że nie i że było jej to zupełnie obojętne. Gardner rzadko rozmawiał z nią o znajomych z pracy… chociaż może lepszym stwierdzeniem byłoby współpracownikach. A jeszcze lepszym, że ostatnio w ogóle rzadko z nią rozmawiał. Ciekawie więc było poznać ten konflikt, albo po prosty dynamikę tej relacji – z drugiej strony. W ten sposób poniekąd poznawała też swojego męża w sposób w jaki nigdy nie miała okazji. Interesujące.
Czy nazwałby go dupkiem? Kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, bo teraz już potrafiła to sobie wyobrazić. Jeszcze przed paroma chwilami zanim weszli na parkiet? Niekoniecznie. Teraz? Prędzej.
Zaśmiała się jednak w głos, gdy wspomniał o swojej wadzie, która w rzeczywistości wadą nie była – Ciężko się na niej znać… tak naprawdę możesz poświęcić jej większość swojego życia, a nadal trudno z pełnym przekonaniem stwierdzić, że się zna. – wzruszyła lekko ramionami – Można znać style, nurty, historię, artystów, wartość rynkową, ale samą sztukę? – pokręciła lekko głową, bo zdecydowanie nie. Przynajmniej ona miała w sobie na tyle dużo pokory, że nie potrafiłaby powiedzieć, że znała się na wszystkim, co ze sztuką się wiązało. A była dobra w swojej pracy! Też nie zadawalały jej półśrodki i nie umiała odpuszczać. Uśmiechając się do niego swobodnie i jednocześnie sunąc spojrzeniem po jego twarzy, przyglądając mu się uważnie, zabawne… bo czuła się przy tym zaskakująco swobodnie – Zdecydowanie lepiej jest ją czuć. A to na pewno potrafisz… albo coś ci się podoba albo nie, albo wzbudza w tobie jakieś emocje albo nie. Spróbuj tak na nią spojrzeć. Za dwa tygodnie organizuję wystawę… przekażę przez Sophie zaproszenia dla ciebie.
Zaproponowała to zupełnie swobodnie i bez najmniejszego podtekstu. Ba! Zamierzała mu wręczyć dwa zaproszenia, gdyby zamierzał przyprowadzić swoją randkę – bo może nie zapraszał jej na służbowe imprezy, ale nie podejrzewała, że mógł być sam. No i jednocześnie nie wpadła na szalony pomysł by przekazywać je przez Gardnera… dziewczyna w recepcji kancelarii zdecydowanie lepiej się do tego nadawała.
Harold Carnegie
Czy nazwałby go dupkiem? Kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, bo teraz już potrafiła to sobie wyobrazić. Jeszcze przed paroma chwilami zanim weszli na parkiet? Niekoniecznie. Teraz? Prędzej.
Zaśmiała się jednak w głos, gdy wspomniał o swojej wadzie, która w rzeczywistości wadą nie była – Ciężko się na niej znać… tak naprawdę możesz poświęcić jej większość swojego życia, a nadal trudno z pełnym przekonaniem stwierdzić, że się zna. – wzruszyła lekko ramionami – Można znać style, nurty, historię, artystów, wartość rynkową, ale samą sztukę? – pokręciła lekko głową, bo zdecydowanie nie. Przynajmniej ona miała w sobie na tyle dużo pokory, że nie potrafiłaby powiedzieć, że znała się na wszystkim, co ze sztuką się wiązało. A była dobra w swojej pracy! Też nie zadawalały jej półśrodki i nie umiała odpuszczać. Uśmiechając się do niego swobodnie i jednocześnie sunąc spojrzeniem po jego twarzy, przyglądając mu się uważnie, zabawne… bo czuła się przy tym zaskakująco swobodnie – Zdecydowanie lepiej jest ją czuć. A to na pewno potrafisz… albo coś ci się podoba albo nie, albo wzbudza w tobie jakieś emocje albo nie. Spróbuj tak na nią spojrzeć. Za dwa tygodnie organizuję wystawę… przekażę przez Sophie zaproszenia dla ciebie.
Zaproponowała to zupełnie swobodnie i bez najmniejszego podtekstu. Ba! Zamierzała mu wręczyć dwa zaproszenia, gdyby zamierzał przyprowadzić swoją randkę – bo może nie zapraszał jej na służbowe imprezy, ale nie podejrzewała, że mógł być sam. No i jednocześnie nie wpadła na szalony pomysł by przekazywać je przez Gardnera… dziewczyna w recepcji kancelarii zdecydowanie lepiej się do tego nadawała.
Harold Carnegie