

••• bez problemu odnajduje się za kierownicą każdego samochodu, również z manualną skrzynią biegów, dodatkowo posiada uprawnienia na jazdę z przyczepą i motocykl, choć z tego ostatniego nigdy nie skorzystał po zdaniu egzaminu
••• umie co nieco pomajsterkować przy autach i rozpoznać przyczynę niejednego stukania, chrzęszczenia, rzężenia i innego cośmituniegrania
••• nieźle mówi po hiszpańsku; zna też trochę język niemiecki i podstawy włoskiego
••• robi zaskakująco dobre naleśniki, pankejki, omlety, frittaty oraz jajecznice, także z niecodziennymi dodatkami — jak na przykład fasolka szparagowa albo brokuł
••• przez niektórych może być postrzegany jako przesadnie pewny siebie i zarozumiały; prawdą jest, że zdarza mu się zadzierać nosa za wysoko
••• łatwo zapomina o rzeczach, które uzna za mało istotne — a należy wspomnieć, że nieraz błędnie klasyfikuje sprawy ważne jako nieważne
••• boi się koni, co jednak do tej pory udawało mu się ukrywać przed światem
••• nigdy nie radził sobie dobrze z pracami jakkolwiek artystycznymi i kreatywnymi; interpretacja tekstów literackich także nie jest jego mocną stroną, podobnie jak szeroko pojęte dostrzeganie niedosłownej głębi treści, obrazów, zdarzeń
— Wiem. Przecież słyszałem, jak cię dzisiaj przedstawiali.
— Och, no tak…
Uśmiech na dziewczęcej buzi, wcześniej promienny, nagle zgasł. Przez śniadą cerę przebił delikatny rumieniec; mimikę objęło zakłopotanie, tym bardziej oczywiste, że spojrzenie Sonii uciekło do boku, jakby chciało znaleźć tam wyjście z nieoczekiwanie kłopotliwej sytuacji.
Cardana natomiast z jakiegoś powodu zatkało.
— Okej, to ja w takim razie-… — Zaczęła się odsuwać.
— Nie, nie, czekaj. — W niekontrolowanym odruchu złapał ją za przedramię. Ciemne oczy uniosły się z powrotem na jego twarz, zdezorientowane, niepewne. Zaraz puścił jej rękę; nie oddaliła się już. — Ja… To było… słabe, przepraszam. Jestem Cardan.
— Cześć, Cardan.
Znowu się uśmiechnęła. On zrobił to samo.
— Więc… jak ci się tu podoba? W nowej szkole, w nowym miasteczku?
Nigdy nie widział ładniejszej dziewczyny — może dlatego najpierw zgłupiał, gdy się do niego odezwała.
Nigdy nie widział ładniejszej dziewczyny — ale wcale nie dlatego później oszalał na jej punkcie.
Cardan poprzedniego wieczoru nie spędził w żaden szczególny sposób — poszedł spać jeszcze przed fajerwerkami, bo nie był w nastroju do świętowania Sylwestra; prawdę mówiąc nie był w nastroju do żadnego świętowania niezmiennie od Halloween. Nie zniósł dobrze rozstania z Sonią. Nie rozumiał go. Chodziło przecież tylko o durną imprezę, na którą nie chciał iść, bo następnego dnia jego drużyna grała ważny mecz, a na którą Sonia poszła finalnie sama, obrażona. Mogli to sobie wyjaśnić, przegadać — nie musiała przez to na następny dzień z rozhisteryzowaniem przekreślać ich kilkuletniego związku i ucinać z nim kontaktu. Ona jednak odrzucała konsekwentnie każdą próbę rozmowy, unikała go. W końcu musiał to zaakceptować — co nie znaczyło, że był z tym pogodzony.
— Jesteś tam?!
— Już, już idę! — odkrzyknął, podnosząc się ociężale z kanapy. Chwilę później za drzwiami ujrzał Mary, sąsiadkę Sonii z akademika. Akademik znajdował się zaledwie dwie przecznice od jego mieszkania. — Mary? Co się stało…?
Mary była blada jak kartka. Zaczerwienione białka i lśniące od strużek łez policzki tym bardziej nie zwiastowały niczego dobrego.
— Cardan, Sonia, ona-…
Wybuch szlochu powstrzymał kolejne słowa, a dla Cardana czas boleśnie zwolnił...
...a potem jego świat całkowicie stanął w miejscu — na kolejne minuty,
godziny,
dni,
tygodnie,
miesiące…
Wyraz twarzy Teda Lawrence’a pozbawiony był wyrzutu, mężczyzna wyglądał raczej na zatroskanego. Nie tylko on przyzwyczaił się do myśli, że Cardan, odkąd porzucił studia w Toronto i wrócił do rodzinnego domu, już tu zostanie; że wyprowadzi się najdalej do mieszkania po drugiej stronie niedużego miasta. Sam Cardan do niedawna myślał tak samo.
— To nie tak, przecież wiesz… Zresztą to też nie tak, że nie będę wracać.
Prawda była jednak taka, że wizja regularnego wracania do domu — choć droga zajmowała poniżej trzech godzin — wydawała mu się w dziwny sposób bolesna. W tym miasteczku
Chciał od nich uciec na dobre.