Zaylee Miller pochylała się nad rozłożonymi fragmentami ciała, próbując uporządkować je jak jakieś puzzle. Brakowało głowy.
— Trudno stwierdzić, co było dokładną przyczyną śmierci, ale to chyba mówi samo za siebie — zwróciła się do Eviny, która chwilę wcześnie dyskutowała z technikami. Równie dobrze Daphne Voss mogła zostać zabita w inny sposób, ale nic nie wykluczało, że sprawca po prostu pokroił ją żywcem. — Masz swojego seryjnego — spojrzała na narzeczoną przez ramię, naciągając mocniej lateksowe rękawiczki, żeby sięgnąć po dłoń. Bez placów, palce leżały oddzielnie, ale w komplecie.
Od spotkania z rodzicami Zaylee nie wracały do tematu Sama, chociaż wciąż wisiały mu wspólne oglądanie kolejnych części Gwiezdnych Wojen. Lily Rose, wychowawczyni z domu dziecka, już dzwoniła do nich w tej sprawie, ale goniła je praca i kolejne zabójstwo koronera, dlatego musiały przełożyć spotkanie, na co Miller zareagowała z nieukrywaną ulgą. Obawiała się kolejnej konfrontacji z dziewięciolatkiem, tak, jak unikała poważnej rozmowy z Eviną. Skutecznie odwlekała to, czego nie mogła przecież odkładać do końca świata. To wszystko kumulowało się i skutkowało kolejnymi napięciami i nieporozumieniami, które głównie rozładowały w łóżku. Tylko seks niczego nie załatwiał, a jak już to tylko na chwilę. Powinny w końcu usiąść i wszystko sobie wyjaśnić, ale przecież Zaylee była zbyt uparta i zbyt dumna, żeby wyjść z taką inicjatywą. Potrzebowała czasu, a każde kolejne naciski Swanson wzburzały w niej falę niepohamowanej frustracji.
Evina J. Swanson