23 y/o, 171 cm
sprzedaje bilety w fox theatre
Awatar użytkownika
everything i've ever let go of has claw marks on it
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/on, i don't mind
postać
autor

Po pierwsze: nie moja wina, że nie macie psychy na schodki plus dzikie karty. — Tym razem Indigo obruszyła się wystarczająco, żeby nawet podnieść spojrzenie znad kart, które energicznie (i bardzo skrupulatnie) tasowała. Kolorowa talia była wysłużona, pełna zagięć i nietrudno było zgadnąć, że towarzyszyła niejednej wyprawie, czy to nad jezioro, skałki, czy na przypadkowe domówki. Wszędzie. — A po drugie: pierwsze co robię w poniedziałek to dzwonię na infolinię UNO i sobie to wyjaśniamy, raz a porządnie — oznajmiła całkowicie poważnie i uroczyście, bo naprawdę była gotowa w pojedynkę odszukać kontaktu do samej głowy UNO i ustalić, jak dokładnie wyglądały zasady na temat dzikich kart. Gdyby uznała to za konieczne, byłaby gotowa przeprowadzić i napisać całą pracę badawczą na temat gry tylko po to, żeby móc udowodnić, że wiedziała lepiej. Bo wiedziała. Totalnie.
A weź już. — Bryce machnął ręką i pokręcił głową z dezaprobatą zanim niespiesznie dźwignął się na nogi, po czym otrzepał ręce z piachu. — Dobra, idzie...
Aha, bo wiesz, że mam rację? Trzęsidupa — bezceremonialnie weszła mu w słowo, ewidentnie nawet nie biorąc pod uwagę opcji zaczekania na resztę zdania. To nic, że zdążył powiedzieć tylko jedno słowo, w niczym jej to nie przeszkodziło.
Bo jest późno, Caldwell.
Dopiero kiedy odwrócił w stronę Indie telefon i rozświetlony ekran pokazał godzinę, Indie zauważyła, że faktycznie minęło sporo czasu odkąd we czwórkę rozsiedli się nad jeziorem — ona, Lucas, Bryce i jego nowa dziewczyna. We trójkę znali się od dawna, a przy okazji od dawna nie widzieli, bo Bryce dwa lata temu wyprowadził się do Denver i w tym ich pipidówku pojawił się pierwszy raz od dłuższego czasu, w dodatku tylko na kilka dni. Absolutnie rozumiała, dlaczego nie chciał spędzać tu ani dnia więcej (bo ona też), ale doszła do wniosku, że skoro był tu przejazdem i tak krótko, to trzeba było definitywnie i bezlitośnie zniszczyć go w UNO, tak, żeby przez kilka kolejnych lat w Colorado przypadkiem nie zapomniał, kto był (naj)lepszym graczem.
Idziecie? — spytał, pomagając dziewczynie — totalnie zapomniała, jak miała na imię, ale było jej strasznie głupio się przyznać, więc całe popołudnie spędziła strategicznie zwracając się do wszystkich per "ej Ty" — podnieść się z koca.
Po raz pierwszy od dłuższej chwili jej spojrzenie przeniosło się na siedzącego tuż obok Lucasa. Łagodne, wieczorne słońce rozświetlało znajomą twarz, na której zaczęła szukać niewerbalnej odpowiedzi na zadane im pytanie. Mogłaby po prostu od razu odpowiedzieć za siebie, ale w podobnych kwestiach praktycznie zawsze byli zgodni, więc zamilkła na moment, chcąc dać przyjacielowi szansę na udzielenie twierdzącej odpowiedzi, ale przyjęła, że jej brak znaczył, że mogła odpowiedzieć w imieniu ich dwójki. Nie czuła potrzeby dopytywać, czy na pewno. Wiedziała, że tak.
Nie, nie spieszy nam się na dobranockę — odparła więc z szerokim uśmiechem. Nadal było jasno, brzeg jeziora łapał właśnie ostatnie ciepłe promienie słońca, więc grzechem byłoby z nich nie skorzystać. Jeśli o całym zasranym Whitby można było powiedzieć jedną dobrą rzecz, z pewnością musiałby być to fakt, że było tu pięknie, a Silverspring Lake było tylko jednym z licznych przykładów miejsc, które zupełnie szczerze uwielbiała. Błyszcząca tafla, cichy szum wody i cień drzew od lat były częścią ich codzienności i jakoś nie wyobrażała sobie życia, w którym miałoby tego wszystkiego zabraknąć.
Po pożegnaniu się para zniknęła za zakrętem leśnej ścieżki, zostawiając ich dwójkę w ciszy. Chwilowej, rzecz jasna, bo Indie milczała może jakieś szalone pół minuty, zanim obejrzała się za siebie, po czym bez ostrzeżenia zasadziła Lucasowi łokcia prosto w żebro, aby zdobyć jego uwagę (jakby nie było na to lepszych sposobów) i pospiesznie odwróciła się z powrotem w jego kierunku. Dwie sekundy później już była konspiracyjnie pochylona w jego stronę, zupełnie jakby zaraz miała podzielić się najlepiej strzeżonym sekretem w historii ludzkości.
Jezu, Lu, jak ona miała na imię? — spytała ściszonym głosem, tak na wypadek, gdyby znajomi mieli jakimś cudem usłyszeć ją z dystansu. Brwi miała ściągnięte w wyrazie zastanowienia tak głębokiego i przejmującego, że nie powstydziłby się go sam Sokrates. — Bo od jakichś dwóch godzin próbuję sobie przypomnieć i NIE MOGĘ — przyznała się od razu, niezbyt z tego faktu dumna, ale siłą rzeczy odrobinę rozbawiona. — Kurwa, myślisz, że się zorientowała? Oby nie... akurat fajna się wydawała, no nie?

Lucas Miller
Ostatnio zmieniony pt wrz 05, 2025 10:19 pm przez Indie Caldwell, łącznie zmieniany 1 raz.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
leo
wszystko git, ale daj proszę znać przed rozgrywką
23 y/o, 189 cm
pracownik baru w kinie fox theatre
Awatar użytkownika
it's complicated, dude.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Z UNO już tak było, że nie miało kurwa sensu. Bo jak można stworzyć najpopularniejszą grę na świecie, w którą gra każdy, ale być tak rozbieżnym w sprawie zasad? I pragnę tutaj zaznaczyć, że nawet sami twórcy ich nie znali, bo kiedyś napisali na Twitterze, że na kartę plus dwa nie można było położyć kolejnej plus dwójki. Co kurwa? Jaki wtedy byłby sens gry? Gdzie podziałyby się te wszystkie dreszcze emocji w momencie gdy chcesz kogoś udupić, ale nagle okazuje się, że wszyscy dookoła mieli karty dobierania w dodatku takie plus cztery i kończy się na tym, że to ty zgarniasz plus osiemnaście kart? Przecież to właśnie dzięki tej nieprzewidywalności oraz łamanym przyjaźnią ta gra stała się podstawą każdego wypadu oraz imprezy.
Bryce od zawsze nie umiał przegrywać. Jeszcze za małolata, kiedy razem kopali piłę za blokiem i grali w kosza po szkole, a Lucas kopał mu tyłek, ten potrafił rzucić plecakiem na drugi koniec placu, skopać kosz na śmieci lub po prostu uciec do domu w złości, zarzekając się, że to dlatego, że matka woła go na obiad pomimo tego, że wszyscy wiedzieli jak to naprawdę było. Pomimo tego był on najlepszym kumplem Millera. Kimś za kim dosłownie wskoczyłby w ogień, nie zadając nawet jednego pytania. Znali się jak łyse konie, wiedzieli o sobie wszystko i to właśnie może dlatego Bryce ani na moment nie oponował, kiedy Indie odpowiedziała za ich dwójkę. Zamiast tego po prostu złapał spojrzenie Millera i energicznie poruszał brwiami, na co w zamian dostał piękny, wyprostowany środkowy palec, wysoko uniesiony w powietrze przez Lu.
Znikaj stąd, lamusie — na koniec jednak przybyli sobie piąteczki, jak na prawdziwych braci przystało, a następnie dwie postacie zniknęły za piaskową ścieżka, zostawiając Lucasa i Indie samych przy zachodzącym słońcu. Promienie delikatnie osiadały na skórze, przywołując przyjemne mrowienie.
Miller opadł na plecy, rozwalając się plackiem i wzdychając głośno, jakby dopiero teraz mógł się wyluzować i spuścić nieco z tonu. Dziewczyna Bryca była super, jednak w takich sytuacjach człowiek jakoś bardziej się spinał i pilnował, żeby przypadkiem nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Szczególnie kiedy było się Lucasem i miało niewyparzony język oraz zdolność mówienia wszystkiego, co tylko napatoczy się do głowy.
He? — uniósł jedną powiekę, przysłaniając twarz od wciąż nieco rażącego słońca i spojrzał na Caldwell. — Kelly? — spytał, bo w sumie sam nie był pewien. — No chyba, że chcemy się sugerować tym jak do niej mówił Bryce. Wtedy ŻABCIA — ostatnie słowo wypowiedział przesadnie słodko, aż sam się rozbawiając. Normalnie nie miał nic do ludzi, którzy pieszczotliwie mówili do swoich drugich połówek — sam również zwykł to robić — jednak było coś cringowego w stosowaniu tego przy innych. Ta samo tyczyło się zmieniania głosy lub gestów, które w czterech ścianach były maks urocze, a poza… no cóż, nie za bardzo.
Dobrze, że nie ROPUSZKA — dodał po chwili, wciąż rozbawiony sytuacja. — Kurwa, połowa tych pieszczotliwych przydomków to tak naprawdę średnio cool zwierzęta lub inne randomowe rzeczy, tylko zdrobniale — podzielił się swoją najnowszą rozkminą, przyglądając się Caldwell z dołu. — Na przykład takie MYSZKO… nazywasz kogoś M Y S Z Ą? Dziubeńku, koteczku, RYBCIU… — zaczął wymieniać wszystkie najdurniejsze, jakie tylko przyszły mu do głowy, przy okazji wyciągnął łapy przed siebie, łapiąc twarz Indie w dłonie. Tak jej słodził tymi wszystkimi czułymi słówkami, że jeszcze chwila i dziewczyna dostanie cukrzycy.

Indie Caldwell
kasik
Używania AI i brak ciągnięcia fabuły do przodu.
23 y/o, 171 cm
sprzedaje bilety w fox theatre
Awatar użytkownika
everything i've ever let go of has claw marks on it
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/on, i don't mind
postać
autor

Kelly... — powtórzyła zamyślona, powoli, próbując ustalić, czy aby na pewno brzmiało to właściwie. — A nie było tam jakiegoś n? Kenny? Jak Kennedy? — zaczęła zastanawiać się na głos, zaaferowana co najmniej tak, jakby jej prawdziwe imię było im do czegokolwiek potrzebne. To nic, że jej zaangażowanie w temat trwało mniej-więcej tyle, ile przyjacielowi zajęło dokończenie zdania, a zapomniała o nim jeszcze szybciej, niż o imieniu dziewczyny Bryce'a. — ŻABCIU — stęknęła głośno zanim zachichotała, rozbawiona tym zwrotem pewnie trochę bardziej niż powinna.
Absolutnie rozumiała genezę tych cukierkowych przezwisk, ale nie wyobrażała sobie w podobny sposób mówić do swojej drugiej połówki, nie mówiąc o tym, że podobne zwroty brzmiałyby komicznie (jak nie idiotycznie) obok standardowego niewybrednego słownictwa Indie. Nigdy nawet nie przemknęło jej przez myśl, jak absurdalne były niektóre z tych słów, ale nie potrzebowała dużo czasu na namysł i natychmiast zgodziła się z obserwacją Lucasa.
Nie, czekaj, bo totalnie masz rację — potwierdziła od razu, z pasją kiwając głową w wyrazie swojej pełnej i całkowitej zgody. — No bo czemu akurat żabcia? Co to niby znaczy, co? — spytała go bezpośrednio jakby szczerze oczekiwała, że miał te dywagacje w jej imieniu rozwiązać. Nie miała okazji usłyszeć potencjalnej odpowiedzi, bo tradycyjnie rozpędzony umysł zaraz pognał do kolejnej, pierwszej lepszej myśli. — Ej, a wiedziałeś, że są żaby, które krzyczą? — rzuciła bez zastanowienia, podekscytowana możliwością podzielenia się swoją zupełnie bezużyteczną wiedzą. — I nie dość, że potrafią się drzeć, to jeszcze nazwy mają zajebiste. Jest żaba rycząca, żaba śmieszka, żaba zwinka... — zaczęła wyliczać beztroskim tonem, a przerwała sobie tylko dlatego, że nie miała jeszcze okazji wystarczająco dobitnie wyrazić, jak durne były według niej nawet te bardziej powszechne zdrobnienia, więc czuła się zobowiązana, aby w tym celu wrócić do tematu.
Skupiona na rozmowie i bardzo zajęta tymi szalenie poważnymi rozkminami, spojrzenie miała bezmyślnie utkwione w podmywanym przez łagodne fale brzegu jeziora, ale nie było żadnych wątpliwości co do tego, że wciąż słuchała uważnie, bo kolejne słowa Lucasa skwitowała natychmiastowym, rozbawionym chrząknięciem. Z ust już miało wypaść kolejne kilka przykładów, które chciała dołączyć do jego listy, z tygrysku i misiu na czele, ale zanim zdążyła podzielić się swoimi typami do rankingu najgłupszych przezwisk, znów zgubiła wątek, tym razem trochę inaczej niż dotąd.
Różnica była taka, że tym razem wina wcale nie leżała po stronie jej chaotycznej natury. Nie wynikało to z tego, że nagle zstąpiła na nią nowa, bardziej ekscytująca myśl; powodem nie był też jej przeważnie krótki zakres uwagi, bo ostatnie kilka minut spędziła akurat względnie skoncentrowana. Z rytmu tak skutecznie wybił ją niespodziewany dotyk — gapiąc się w mokry piasek w zamyśleniu, w ogóle nie zarejestrowała wyciąganych w jej kierunku dłoni, a chociaż ani trochę nie spodziewała się ich na swojej twarzy, nawet nie drgnęła, gdy znalazły sobie na niej miejsce. Poza tym, w teorii nie istniał żaden powód, dla którego miałaby drgnąć, bo takie i podobne gesty w przypadku ich dwójki były na porządku dziennym. W teorii.
W praktyce było... dziwnie? Oficjalnie wszystko było w porządku, niezmienne, wręcz dobre, ale z jakiejś przyczyny Indie spędziła co najmniej kilka ostatnich tygodni męczona trudnym do odparcia poczuciem, że może jednak coś było inaczej niż zazwyczaj. Nie stało się zupełnie nic, w związku z czym musiała założyć, że po prostu sobie wymyślała i było jej z tym poczuciem trochę, kurwa, niewygodnie, bo zaczynało wbrew jej woli rzutować na rzeczywistość. Może to właśnie dlatego spojrzenie wymknęło się spod kontroli i odrobinę zbyt gwałtownie przeniosło się na twarz Lucasa, a potem zdradziło ją podwójnie, kiedy zamiast spojrzeć mu w oczy odwróciła je równie niespokojnie. Liczyła, że był to łatwy do przegapienia detal, do czego sama dołożyła się między innymi tym, że po prostu kontynuowała, nie zatrzymując się nawet na sekundę.
Kurwa, tylko nie DZIUBEŃKU — zaoponowała stanowczo z zdegustowanym wyrazem twarzy. Z każdym słowem krzywiła się tylko bardziej i bardziej, choć na jej twarzy niezmiennie widniał również uśmiech. — Weź, bo się zaraz porzygam przecież — jęknęła dramatycznie, przy okazji machając ręką jakby go odganiała. W międzyczasie jej wzrok zaczął błądzić po powierzchni koca w poszukiwaniu rzuconej gdzieś paczki petów. Nie pamiętała, czy wcześniej należały do niej, czy do Lucasa, ale realnie nie miało to większego znaczenia, bo przeważnie i tak kończyło się na tym, że paczki stawały się komunalne. — Ty, pysiulku misiulku, nie masz czasem pod dupą naszych fajek? Bo się rozjebałeś jak Zeus na Olimpie i teraz nigdzie ich nie widzę — poskarżyła się Millerowi z niezadowoloną miną, po czym doszła do wniosku, że po prostu trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce, więc zaraz sama zaczęła go bezczelnie pchać na bok, a co. Przecież logiczne, że skoro miał tupet nie zareagować natychmiast, to należało mu w tym pomóc, albo lepiej, wyręczyć. Jedyny kłopot był taki, że przy jej gabarytach ciężko było rzeczywiście cokolwiek zdziałać, ale nie wyglądało na to, żeby miała z tego powodu sobie darować.

Lucas Miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
leo
wszystko git, ale daj proszę znać przed rozgrywką
23 y/o, 189 cm
pracownik baru w kinie fox theatre
Awatar użytkownika
it's complicated, dude.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Może i są — wyprężył się zadowolony, słysząc pytanie Indie i jeszcze bardziej zasłonił ciałem miejsce, w którym leżały ich rzeczy. Ogólnie był człowiekiem kulturalnym (głównie dla tych, co go nie znali), jednak przy Caldwell zapominał nawet znaczenie tego słowa. Ironiczna wredota natomiast wypływała z niego litrami. I problem w tym, że biedaczek nic nie mógł na to poradzić. No bo co mógł zrobić, kiedy on tak bardzo lubił się z nią droczyć? — Ale nie dowiesz się tego, dopóki nie uraczysz mnie najsłodszym i najbardziej urokliwym zdrobnieniem, jaki słyszał ten świat — postawił wyzwanie, finalizując to wszystko wielkim, szerokim, cwaniackim uśmieszkiem, podczas gdy spojrzenie lawirowało sobie bezczelnie po całej jej twarzy.
Było coś takiego ostatnio między nimi, że te wszystkie sarkastyczne wymiany zdań jakimś dziwnym cudem działały na działo bardziej niż kiedyś. Czasami przywoływały przyjemny dreszczyk, niekiedy nawet i serce zabiło jakoś mocniej. I chociaż Lucas notorycznie tłumaczył to sobie czystym przypadkiem, na który nie powinno się zwracać uwagi, tak kompletnie podświadomie szukał tego w kółko i w kółko na nowo. Troche jak ćpun, który raz zaznał świetnej fazy i teraz nie potrafił nie brać, mając proszek na wyciągnięcie ręki. Szukał tej adrenaliny, tych niedopowiedzianych słów, przedłużonych spojrzeń i gęstszego powietrza. Czy oczekiwał z tego coś więcej? Raczej nie, ale samo wystawianie się na tego rodzaju próbę było jego nowym uzależnieniem.
Może i się porzygasz — wzruszył ramionami, przeciągając lewą rękę za plecy i macając grunt. W pierwszej chwili jedna co wyczuł to kilka kopek piasku, czapkę z daszkiem i butelkę wody, jednak po chwili faktycznie natrafił na kanciaste, prostokątne pudełko. — Ale przynajmniej będziesz mogła sobie zapalić — machnął nimi w powietrzu. Oczywiście na odpowiednie odległości, żeby Indie przypadkiem nie mogła sobie przeskoczyć i złapać ich ot tak. To popsuło by przecież całą zabawę, ale czymś potrzebował ją przekonać. I szczerze? Miał nadzieje, że złami się dość szybko, bo sam miał ochotę sobie zapalić.
No dalej. C Z E K A M — podjudzał jeszcze bardziej, chowając paczkę pod dłonią, na której następnie podparł się i odchyli nieco w tył. Zachodzące słońce powoli chowało się za horyzont, ludzi na plaży szwendało się coraz mniej i nawet ciepłe powietrze robiło się o wiele bardziej znośne. Taką porę dnia lubił najbardziej. Ten moment, w którym świat powoli kładł się do snu, a na polu bitwy pozostawali tylko ci najsilniejsi, albo i ci, którzy po prostu przestali już oglądać dobranocki.

Indie Caldwell
kasik
Używania AI i brak ciągnięcia fabuły do przodu.
23 y/o, 171 cm
sprzedaje bilety w fox theatre
Awatar użytkownika
everything i've ever let go of has claw marks on it
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/on, i don't mind
postać
autor

Wymalowane na twarzy Indie niezadowolenie natychmiast zmieniło się w najprawdziwsze oburzenie, gdy Lucas zaczął domagać się opłaty za dostęp do fajek, w dodatku takiej — z gniewną miną wbiła w niego pełne dezaprobaty spojrzenie, po czym pokręciła głową jak rozczarowany rodzic, wzdychając ciężko. Pierwotnie to właśnie tak zamierzała wymusić na nim zwrot paczki, gotowa na oskarowy występ w roli zbyt dojrzałej na takie ekscesy, ale plan posypał się jeszcze zanim zaczęła wdrażać go w życie, gdy okazało się, że jednak nie potrafiła nie podjąć się rzuconego wyzwania. Każdy, kto spędził w towarzystwie Indigo więcej niż piętnaście minut byłby w stanie zauważyć, że podjudzenie jej nie wymagało większego nakładu pracy, ale Miller wiedział doskonale, jak zrobić to najlepiej i najszybciej.
Nie dowiem? — spytała przygaszonym tonem, dla dramaturgii przybierając najsmutniejszą minę, na jaką tylko było ją teraz stać. Niestety, nie był to najbardziej udany popis jej zdolności aktorskich, bo wbrew wszystkiemu uśmiech sam wpraszał się na twarz, a włożone w zachowanie pełnej powagi starania spływały na niczym.
Na tym etapie już dobrze wiedziała, że nie było opcji, że miał się na to nabrać, więc dość szybko zdecydowała się porzucić ten plan. Zamiast tego spróbowała skorzystać z elementu zaskoczenia — nawet nie zastanowiła się dwa razy zanim praktycznie rzuciła się w kierunku przyjaciela, usiłując mu te pety po prostu bezczelnie wyrwać, oczywiście nieskutecznie. Jako nałogowy palacz normalnie byłaby już prawdziwie poirytowana, ale nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że jakoś wyjątkowo łatwo i szybko zapominała teraz o niby dość naglącej potrzebie zapalenia. Frustracja zaczynała przybierać dziwny, nieznajomy kształt, mieszała się z ekscytacją i z jakiejś przyczyny wcale nie skłaniała do szybkiego ulegnięcia.
Czeka to Twoja stara aż się z nią w końcu umówię, błaga mnie już od lat — odbiła bez najmniejszego zawahania, a kiedy tylko zauważyła, że Lucas otworzył usta, żeby coś powiedzieć, dodała pospiesznie: — i zanim odpowiesz, chciałabym tylko przypomnieć, że jestem sierotą. — Po takim konwersacyjnym szach-mat nie mogła nie uśmiechnąć się szeroko, dobrze wiedząc, że podobne przypomnienie działało porównywalnie do karty postój, blokując możliwość powiedzenia "chyba Twoja" albo jakiegokolwiek innego wariantu tej klasycznej odpowiedzi. Grupa ludzi, w których towarzystwie Indie dobrowolnie poruszała temat rodziny była naprawdę niewielka; niedziwne było więc to, że lista osób, przy których potrafiła z niego żartować zawsze była dramatycznie krótka i składała się tylko z tych najbardziej zaufanych. I była taka szansa, że to nie wujek, nie siostra, a właśnie Lucas był na tej liście pierwszy. — Tak myślałam — rzuciła triumfalnie po kilku sekundach ciszy, zadowolona, że chociaż w tym zakresie mogła uznać się za zwycięską, nieważne, że w niczym to nie pomagało i ani trochę nie przybliżało do celu.
Zmuszona do wtórnego rozważenia potencjalnych planów akcji, zamilkła na moment, w tym czasie uważnie przyglądając się przyjacielowi. Identyczny widok Indie oglądała już setki albo i tysiące razy, zapamiętując — jak sądziła — wszystkie szczegóły, ale te musiały magicznie się mnożyć, bo za każdym razem dopatrywała się innego, nowego detalu. Tym razem był to sp... w sumie to nieważne.
Starczy, że już raz powiedziałam na głos “pysiulku misiulku” — odezwała się w końcu. — O, patrz, teraz aż dwa razy. Masz jeden w gratisie, nie ma za co — oznajmiła, po czym znów wyciągnęła do Millera otwartą rękę, oczekując, że zaraz znajdą się w niej te upragnione fajki. — A teraz, kurwa, poproszę — zażądała grzecznie, wcześniej jeszcze racząc go cukierkowym uśmiechem.

Lucas Miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
leo
wszystko git, ale daj proszę znać przed rozgrywką
23 y/o, 189 cm
pracownik baru w kinie fox theatre
Awatar użytkownika
it's complicated, dude.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

No nie wiem… — zawahał się, mrużący oczy i przyglądając się jej uważnie po tym, jak niby spełniła jego życzenie. — Takie to trochę było na odpierdol — dodał zgodnie z prawdą, sam w sumie nie wiedząc, czy był gotowy zaakceptować taki obrót spraw. W końcu miała go uraczyć jakimiś miłymi słówkami, przepełnionymi cringem, a nie jechać po jego matce w dodatku bez dania Millerowi jakiegokolwiek manewru na odpowiedź. Jasne, to nie wina Caldwell, że nie miała rodziców i tego tematu Lucas raczej nigdy sam nie poruszał. Przyjmował po prostu te obrony riposty na jakie pozwała sobie Indie, stroniąc od datowego komentarza, by przypadkiem nie przekroczyć granicy dobrego smaku.
A jak już tak o smaku mowa, czułe słówka, które RZEKOMO miały opuścić usta Caldwell niby to zrobiłī ale w tym samym czasie oplecione były ewidentnym przymusem (co w sumie nie mijało się bardzo z prawdą, ale to przecież nie o to w tym chodziło). Dlatego Lucas odchylił się na moment, chowając za sobą paczkę fajek i malując na twarzy wielkie zadumanie, zastanawiał się, czy Indie w ogóle sobie zasłużyła.
Masz szczęście, że też chce mi się palić — odezwał się w końcu, wyjmując jednego z papierosów i umieszczając go sobie w ustach, po czym podrzucił paczką przed siebie. — Chociaż uważam, że stać cię na więcej, Caldwell. I to co tutaj przed chwilą pokazałaś było mocnym dwa na dziesięć. D W A. Nawet nie słabym trzy — wyjaśnił wszystko, podkreślając swoje niezadowolenie, a następnie odpalił fajkę i przeniósł ogień tuż nad końcówkę pęta należącego do Indie.
Słońce już powoli chowało się za horyzont. Resztki ciepłych promieni delikatnie osiadały na otwartych skrawkach ich ciał, a Lucas na moment zadumał się na tym jak to było, że lato nie mogło trwać wiecznie. Bo gdyby istniał taki uniwers, w którym możnaby zatrzymać czas, zdecydowanie wybrałby momenty jak te, by po prostu trwać w nich o wiele dłużej niż krótkie chwile, które po jakimś czasie ulotnią się jak dym z wypalonego papierosa.
Wiesz, że dzisiaj ma być noc spadających gwiazd? — oznajmił po chwili, dzieląc się faktem, który przeczytał tego ranka gdzieś w internecie, po czym spojrzał na swoją towarzyszkę. — Chyba zarwiemy nockę co, Caldwell? — uniósł kąciki ust ku górze, pozwalając by tuż obok wyłoniły się głębokie dołeczki. Ciotka powiedziała mu kiedyś, że gdy faktycznie szczerze się uśmiechał, było ich dwa razy więcej niż przy tych wymuszonych sympatiach. Cóż, może i nie miał przy sobie lustra, żeby je policzyć, jednak na pewno dwoiły się i troiły, bo Lucas nigdy jeszcze nie widział spadających gwiazd, a zdecydowanie byłoby to na jego bucket list, gdyby faktycznie takową miał.
Zróbmy zakład — podniósł się pozycji siedzącej, otrzepując brudne od piachu przedramiona i ściągając tym samym ostatniego bucha z ledwo żarzącego się kiepa. — Kto pierwszy zobaczy gwiazdę, wymyśla jakieś zadanie — zaproponował, a może bardziej i oznajmił, stawaiając ją trochę przed faktem dokonanym. Chociaż zawsze mogła przecież zrezygnować. — To jak będzie? — uniósł dłoń w powietrze, umieszczając ją pomiędzy ich ciałami, a następnie rzucił Indie wyczekujące spojrzenie.

Indie Caldwell
kasik
Używania AI i brak ciągnięcia fabuły do przodu.
23 y/o, 171 cm
sprzedaje bilety w fox theatre
Awatar użytkownika
everything i've ever let go of has claw marks on it
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/on, i don't mind
postać
autor

Jak na odpierdol, jak się przecież pięknie postarałam? — oburzyła się w reakcji na krytykę Millera, wpatrzona w niego z pretensją i niezadowolonym grymasem na twarzy. — Jestem prawie pewna, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy powiem coś takiego, więc powinieneś mi być wdzięczny za możliwość udziału w takim historycznym momencie, dziękuję bardzo — prychnęła w wyrazie (wcale nie) głębokiej frustracji, po czym pokręciła głową z dezaprobatą, chcąc wyrazić, jak bardzo rozczarowana była niedocenieniem jej ciężkiej pracy.
Kolejne słowa Lucasa skwitowała już tylko ściągniętymi sceptycznie brwiami, nie odzywając się na wypadek, gdyby przyszło mu do głowy trzymać jej wymarzonego papierosa jako zakładnika jeszcze dłużej; dopiero kiedy podrzucona przez przyjaciela paczka wylądowała w jej rękach, mogła w spokoju wystosować swoją szczerą opinię na ten temat. Nikt o nią nie prosił, ale przecież nie mogła tego tak zostawić i nie wybronić się przed stawianymi jej zarzutami.
Może i stać — powtórzyła tym samym tonem, którym uraczył ją kilka minut wcześniej, naśladując nawet charakterystyczne wzruszenie ramion, z którym to zrobił. — Następnym razem będziesz musiał poprosić ładniej, żeby się dowiedzieć — poinformowała z uśmiechem, jednocześnie pochylając się odrobinę aby ułatwić Lucasowi odpalenie jej peta, za co podziękowała krótkim skinieniem głowy.
Cisza, w której na moment pogrążyła się plaża była najprzyjemniejszą możliwą formą milczenia, taką, której Indigo wcale nie czuła potrzeby zapełniać byle słowotokiem aby czuć się z nią w pełni komfortowo. Mogłaby próbować zrzucić to na fakt, że po ponad dekadzie spędzonej w niemalże nierozłącznym duecie z Lucasem, prędzej czy później musiało zacząć brakować tematów i wówczas ta cisza stawała się nieunikniona, ale doskonale wiedziała, że kompletnie mijało się to z prawdą, bo tematów nie brakowało. Nigdy. Potrafili w nieskończoność rozdrabniać się nad najgłupszymi rzeczami, więc ten spokój był nabyty, wyjątkowy i w jej przypadku — nadzwyczajny. Inna sprawa, że raczej niewiele trzeba było, aby ukrócić taki chwilowy stoicyzm, bo już samo hasło "zakład" spotkało się z natychmiastowym ożywieniem ze strony Indie — bystre spojrzenie odkleiło się od horyzontu i momentalnie przeniosło na Lucasa, plecy wyprostowały nieznacznie, a jej głowa przechyliła z zaciekawieniem, gdy czekała aby usłyszeć szczegóły oferty. Nie to, żeby co do własnej odpowiedzi miała jakiekolwiek wątpliwości; zakład zamierzała przyjąć niezależnie od jego warunków, więc finalnie nie potrzebowała żadnego czasu na namysł i błyskawicznie złapała za wyciągniętą rękę przyjaciela.
Stoi — potwierdziła najpierw słownie, a zaraz potem solidnym uściskiem dłoni, cały czas uważnie przyglądając się Millerowi. Oczywiście, nie czerpała jakiejkolwiek zwłoki i natychmiast zaczęła zastanawiać się nad potencjalnym zadaniem, chcąc dać sobie wystarczająco czasu na znalezienie adekwatnego wyzwania. Największym problemem okazała się adekwatność właśnie, bo szybko zauważyła, że w sumie to nie wiedziała, co należało rozumieć przez zadanie, wszak było to pojęcie na tyle szerokie, że mogło znaczyć dosłownie cokolwiek. Mimika i ton Lucasa nie były żadną podpowiedzią, ale nie zamierzała pytać — ustalenie jakichkolwiek zasad byłoby niczym innym jak zbędnym ograniczaniem własnej wyobraźni. — Tylko mam nadzieję, że wymyślisz coś ciekawszego niż konkurs na słodkie słówka — rzuciła przekornie z dziarskim uśmiechem, a zdanie dokończyła cmokając cukierkowym tonem: — mój Ty cukiereczku.
Nie miała żadnego dobrego powodu, aby tak mocno chcieć ten zakład zwyciężyć, ale nie byłaby sobą, gdyby na moment nie uczyniła tego swoim największym priorytetem. Wgapiona bacznie w niebo starała się dzielić swoją uwagę równo pomiędzy wypatrywaniem gwiazd a opracowywaniem zadania dla Lucasa, ale realnie skoncentrowana była tak krótko, że aż prawie wcale, bo rozproszyły ją własne myśli i przemożna potrzeba podzielenia się nimi. Klasycznie.
Podobno Mars jest w retrogradacji — poinformowała, chcąc odwzajemnić się namiastką bezużytecznej wiedzy, wykopanej, rzecz jasna, na Instagramie, a tak konkretnie to na jej ulubionym peju z astrologicznymi memami. Obserwowała ich co najmniej kilkadziesiąt, w tym też tych bardziej rzeczowych, bo pacierza i porządnego porannego horoskopu nigdy nie odmawiała, ale swoją biegłość w temacie zawdzięczała tym najdurniejszym postom. Tym samym, którymi dla sportu potrafiła spamować numer Lucasa, kiedy miał czelność robić coś innego i nie odpisywać na jej wiadomości. — Chuj mi to mówi, tak szczerze mówiąc, ale w tygodniowym horoskopie było, że to będzie dla zodiakalnych ryb czas ogromnych transformacji, więc zakładam, że to coś istotnego — wyjaśniła zaraz, bo pasjonowała się konkretnie (i wyłącznie) zodiakalnymi głupotami, a nie nauką i ruchami planet. Nieważne po jakiej orbicie przemieszczał się teraz Mars, ale bardzo ważne, że ezoteryczne szmatławce wróżyły jej na dziś wyśmienity humor i ważne decyzje. — Na razie największą transformacją ostatnich kilku dni była wymiana płotu na ranczu, bo sąsiad zrobił Tokyo Drift traktorem prosto w naszą bramę, ale okej — rzuciła z rozbawieniem, wzruszając ramionami. W tym wszystkim zachowywała należytą czujność, starając się jak najuważniej obserwować niebo w poszukiwaniu spadającej gwiazdy, ale jakoś nie potrafiła sobie odmówić tych rzucanych Lucasowi raz po raz spojrzeń.

Lucas Miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
leo
wszystko git, ale daj proszę znać przed rozgrywką
23 y/o, 189 cm
pracownik baru w kinie fox theatre
Awatar użytkownika
it's complicated, dude.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

No halo, wymiana płotu to przecież też wielka zmiana. Nie wiem, o czym mówisz — prychnął rozbawiony, kręcąc głową z niedowierzaniem. Lucas raczej miał mało bojaźliwą głowę, jeśli chodziło o rzeczy przekroju horoskopów. Raczej uważał, że w dzisiejszych czasach to większość i tak generował już Chat GPT i jeszcze bardziej mijały się prawdy niż za starych czasów, kiedy to w gazetkach pisało się tak obszerne przewidywania jak coś się stanie, a potem człowiek potykał się na chodniku i tłumaczył to sobie tym, że było to zapisane w gwiazdach i tak miało być. Miller widział w tym wielkie farmazony, ale nigdy też nie oceniał ludzi, którzy faktycznie w nie wierzyli. Kurwa, on kiedyś dałby sobie rękę uciąć, ze święty mikołaj jest prawdziwy i co? Teraz chodziłby bez ręki.
A co mówią o Byku? — zainteresował się, bo skoro Indie już była tak oczytana, mogłaby równie dobrze podzielić się co nieco wiedzą z dobrym kolegą. — Jakieś wielkie zmiany? Finansowe na przykład? Bo zbieram cały czas na nowy samochód ale przy hajsie jaki aktualnie zarabiam, pewnie uzbieram na niego może za dziesięć lat. A skoro robota nie pomaga, to może by tak gwiazdy się zlitowały? — wyciągnął teatralnie dłonie przed siebie i skierował je ku niebu, jakby był gotowy błagać wszechświat o trochę gotówki. Chociaż z drugiej strony było to trochę dziwne, bo to tak jakby żebrał? Ale nie do końca? W każdym razie nie liczył chłopaczyna na nagłą jałmużnę z nieba. Ale za to — i można było to uznać chyba jako jakiś znak — zauważył migoczące światełko, nadchodzące z daleka.
MAM! — krzyknął, pokazując Indie w którą stronę powinna patrzeć. — Spadającą gwiazda — wydusił z pełnym zachwytem. Bo może i trwało to niecałe dwie albo trzy sekundy, jednak sposób, w jaki śmignęła na niebie był powodem do ekscytacji i podziwu. W końcu nie codziennie człowiek mógł oglądać tego typu anomalie na niebie. Poza tym, trochę było to jednak zastanawiające, że pojawiła się akurat w momencie, gdy Lucas praktycznie wysyłał petycję do wszechświata o zastrzyk gotówki.
Czy to znaczy, że teraz dostanę te pieniądze na auto? — rzucił z krzywym uśmiechem, doskonale świadomy, jak absurdalnie to brzmi. Ale hej, gdyby jutro na jego koncie magicznie pojawiło się kilka tysięcy, absolutnie nie zamierzałby narzekać. — Chociaż pewnie twoje memowe horoskopy powiedzą, że energia planety wspiera wydatki w strefie marzeń, ale tylko jeśli podzielę się z tobą połową — dodał jeszcze, odwracając głowę w jej stronę z miną, która wręcz prosiła się o zaczepną ripostę. W międzyczasie już myśląc nad zadaniem, jakie jeszcze tego dnia da Caldwell do wykonania.

Indie Caldwell
kasik
Używania AI i brak ciągnięcia fabuły do przodu.
23 y/o, 171 cm
sprzedaje bilety w fox theatre
Awatar użytkownika
everything i've ever let go of has claw marks on it
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/on, i don't mind
postać
autor

Nic o finansach, ale Słońce ma napięty aspekt z Uranem czy cośtam cośtam, więc w tym tygodniu Byki powinny działać świadomie i ostrożnie, żeby nie przegapić żadnych istotnych kwestii — poinformowała na jego życzenie, nie potrzebując nawet czasu na przypomnienie sobie dokładnej treści przeczytanych kilka dni wcześniej prognoz. To nie tak, że Indie czytała je w całości, bo nie potrafiłaby teraz nawet zgadnąć, co na ten tydzień wróżono na przykład koziorożcom, ale ostatnio może akurat zdarzyło jej się parę razy sprawdzić, co było (albo właśnie nie było) pisane zodiakalnym bykom. Z ciekawości, oczywiście. — Na przykład sp......adającej gwiazdy, ale nie miała okazji dokończyć, bo przerwał jej triumfalny krzyk i ekscytacja Lucasa, bardzo zresztą zaraźliwa, bo Indie nie zdążyła nawet pomyśleć dwa razy, zanim idąc jego śladem wydarła się w odpowiedzi: — GDZIE NIBY!?
Natychmiast zadarła brodę i podniosła spojrzenie na niebo, w ostatniej chwili łapiąc migoczące na sklepieniu światło, zanim przygasło i zniknęło na dobre. Jeszcze przez moment gapiła się w punkt, w którym rozpłynął się gwiezdny blask, zupełnie jakby spodziewała się, że miał się okazać czymś innym, na przykład helikopterem ratownictwa górskiego, ale miganie faktycznie ustało i wieczorne niebo znów stało się spokojne.
Ty, kurwa, rzeczywiście — skwitowała szczerze zaskoczona, z lekkim niedowierzaniem zerkając na Millera. Zdążyła już przyjąć, że wypatrzenie takiego ewenementu zajmie im długie godziny, o ile w ogóle, więc bardziej niespodziewane od jego nagłej wygranej było tylko to, że przyszła mu z taką łatwością. I prędkością. — Miałam się kłócić tak dla zasady, ale nawet nie mogę — przyznała żartobliwie, najwyraźniej już pogodzona z faktem, że tego osiągnięcia akurat podważyć nie mogła, nieważne jak bardzo chciała. Dotąd jedyną przyzwoitą opcją był gaslighting i wkręcenie przyjacielowi, że niczego nie widziała i na pewno mu się wydawało, ale swoją pierwszą reakcją skutecznie odebrała sobie tę możliwość, więc równie dobrze mogła już całkiem złożyć broń, przynajmniej w tym jednym zakresie.
Huh? Na auto? Jakie auto? — powtórzyła po nim głęboko skonfundowanym tonem, ściągając brwi i kręcąc krótko głową w wyrazie dezaprobaty oraz oburzenia. — Miller, ja pierdolę, żadne auto — żachnęła się, gestykulując przy tym teatralnie, tak na wypadek, gdyby przekaz nie był wystarczająco czytelny. — To znaczy, że JUTRO musisz zagrać w totolotka, zgarnąć kilka milionów, kupić prywatny odrzutowiec i zabrać mnie nim na Bora Bora — wyjaśniła, a właściwie poleciła z przekonaniem, stanowczo, zupełnie jakby była to najbardziej oczywista rzecz i odpowiedź na świecie. Śmiertelnie poważny wyraz twarzy miał być idealnym dopełnieniem tego jakże dobitnego wyrazu wielkiego oburzenia, ale gdzieś po drodze niezadowolony grymas przekształcił się z powrotem w łagodny uśmiech. — Ale ponieważ moje memowe horoskopy ostatnio powiedziały mi, że powinnam otwierać się na nowe możliwości, to mogę ewentualnie zgodzić się też na Tahiti, Arubę albo Fiji, więc to już jak tam sobie będziesz chciał — oznajmiła uroczyście, informując o kredycie wielkiej łaski, który jakże wspaniałomyślnie zgodziła się mu udzielić. Nie musząc już tak uważnie obserwować nieba, zamiast gwiazdom, wnikliwie przyglądała się teraz Lucasowi, tłumacząc to chęcią i próbami odgadnięcia, jakim zadaniem zamierzał ją uraczyć. — No i co, wymyśliłeś już, czy do jutra tak będziemy siedzieć?

Lucas Miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
leo
wszystko git, ale daj proszę znać przed rozgrywką
23 y/o, 189 cm
pracownik baru w kinie fox theatre
Awatar użytkownika
it's complicated, dude.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Gdzie tylko chcesz, Caoldwell — odezwał się z lekkim uśmiechem, kręcąc głową na boki. Jak ta dziewczyna to robiła? Czy znała go aż tak dobrze, że wiedziała, że Miller zabrałaby ją nawet na drugi koniec świata? W sumie nie miałby nic przeciwko. Od zawsze czuł się dobrze w towarzystwie Indie. Potrafili się razem śmiać tak długo jak potrafili też ze sobą milczeć. A tego akurat nie miało się z każdym. Zazwyczaj jakakolwiek cisza w rozmowie oznaczała niezręczność i brak dalszych tematów, człowiek zakręcał się wtedy we własnej głowie, desperacko poszukując czegokolwiek. Z Indie nigdy się tak nie czuł. Potrafili godzinami wpatrywać się błękitne niebo, śmigające w powietrzu liście, popchane nagłym podmuchem wiatru, czy chociażby podziwiać jezioro, które w połączeniu z zachodem słońca tworzyło niepowtarzalny krajobraz. — Tylko może nie na za długo. Bo jeszcze będę cię miał dość i co wtedy? — dodał zaczepnie, poprawiając rozwiane przez chłodny wiatr włosy. Nie miał pojęcia jak długo siedzieli już na tej plaży, jednak odkąd przyszli tu w większym gronie miejsce zdążyło się nieco przeludnić. Teraz jedynie pojedyncze osoby przebiegały wzdłuż lini wody, a liznę rozmowy zastąpił jedynie delikatny szum fal rozpijających się o brzeg.
— Biorąc pod uwagę, że pewnie nie jest to JEDYNA spadającą gwiazda, jaką dzisiaj złapię… — zastanowił się na moment. — Trzeba zacząć od czegoś lajtowego, żebyś mi tutaj nie uciekła w podskokach — i to nawet nie tak, że sądził, iż Indie miała słaby wzrok, ale jednak uważał się za tego o wiele bardziej spostrzegawczego. A przynajmniej tak postanowił sobie wmawiać.
Poprawił się na kocu, a z torby leżącej obok wygrzebał po browarze dla każdego z nich. Co prawda nie były już tak chłodne i przyjemne na języku jak te, które pili kilka godzin temu, ale przecież nie będą zostawiać tych ostatnich dwóch butelek na pastwę losu. Szczególnie w tak piękną, gwieździstą noc.
Dobra— zwinnym ruchem otworzył zapalniczką pierwszą butelkę i podał ją Indie. — Twoim zadaniem będzie… — przeciągnął celowo, żeby trochę ją podrażnić, jednocześnie otwierając swojego browara i ściągając pierwszy łyk. — …zadzwonić do pierwszego z brzegu zakładu pogrzebowego i zapytać, czy robią zniżki dla stałych klientów — wydusił w końcu. Głupie? Głupie. Ale przecież nikt nigdy nie powiedział, że Lucas Miller miał równo pod sufitem, podczas gdy w rzeczywistości zatrzymał się na mentalności dwunastolatka. Uśmiech, który mu przy tym towarzyszył, był mieszaniną czystej satysfakcji i absolutnego braku wstydu. — Ale nie tak na sucho. Musisz się przedstawić, no wiesz, powiedzieć, że chcesz zrobić rezerwację na przyszły miesiąc, tak na wszelki wypadek i dopytać, czy mogą dorzucić jakieś gratisy w ramach lojalnościowego programu .


Indie Caldwell
kasik
Używania AI i brak ciągnięcia fabuły do przodu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ W czasie”