To miał być jakiś nudny, zwyczajny dzień, Lawrence zapisał się specjalnie na jakiś wywiad, jako studencka obstawa, tylko po to, żeby dzisiaj nie musieć iść do prosektorium. Nie spodziewał się, że będzie miał inne zadanie niż przynieś kawę i weź teczkę. Akurat profesor, z którym szedł do CBC Toronto miał chyba ze sto lat, był mądrym człowiekiem, ale według Osbourna nie nadawał się do mediów, między innymi dlatego, że mimo, iż poprawił go już chyba dwadzieścia razy, to on wciąż zwracał się do niego per Lorenzo. A przecież to dwa zupełnie różne inne imiona. Może brzmiały podobnie, ale jednak to nie to samo. Odliczał minuty do tego wywiadu, bo miał nadzieję, że jego profesor zapomniał połowę tego, co miał powiedzieć i skończy się wyjątkowo szybko, liczył na to, bo zaczynało mu się nudzić, to już w kostnicy było więcej rozrywek. Nie miał jednak dzisiaj szczęścia, bo okazało się, że dziennikarz, który miał prowadzić ten cały, pożal się panie boże, wywiad, postanowił się spóźnić i to całą godzinę. Co on miał tu jeszcze robić przez kolejną godzinę? Mógł chociaż wziąć ze sobą jakąś książkę. Profesor prawie usnął, więc nawet nie mógł liczyć na rozmowę z nim, jednak w pewnym momencie wysłał swojego wiernego towarzysza "Lorenzo" po kawę, i tak Lawrence stał przed automatem, który też się na niego uwziął i cały czas wypluwał mu drobniaki. Wyjął portfel i kolejną monetę, a potem następną i następną, ale to nic nie dało. Automat był uparty, a Lawrence coraz bardziej wkurzony, w końcu się zamachnął i kopnął tą górę żelastwa, a w korytarzu rozniósł się huk, na szczęście nikogo tam nie było... No oprócz niej.
- Chyba się zepsuł - rzucił Lawrence drapiąc się po potylicy. A automat zaczął jakoś dziwnie buczeć, co sprawiło, że blondyn od niego odskoczył. Jeśli go zepsuł naprawdę i każą mu za to zapłacić to chyba się powiesi, tego mu tylko brakowało. Ile mógł kosztować taki automat? Na pewno małą fortunę, na pewno tyle co taki biedny student jak on wydaje przez rok, albo dwa.
Yvonne M. Wyatt