ODPOWIEDZ
25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

- dziewięć -


To miał być jakiś nudny, zwyczajny dzień, Lawrence zapisał się specjalnie na jakiś wywiad, jako studencka obstawa, tylko po to, żeby dzisiaj nie musieć iść do prosektorium. Nie spodziewał się, że będzie miał inne zadanie niż przynieś kawę i weź teczkę. Akurat profesor, z którym szedł do CBC Toronto miał chyba ze sto lat, był mądrym człowiekiem, ale według Osbourna nie nadawał się do mediów, między innymi dlatego, że mimo, iż poprawił go już chyba dwadzieścia razy, to on wciąż zwracał się do niego per Lorenzo. A przecież to dwa zupełnie różne inne imiona. Może brzmiały podobnie, ale jednak to nie to samo. Odliczał minuty do tego wywiadu, bo miał nadzieję, że jego profesor zapomniał połowę tego, co miał powiedzieć i skończy się wyjątkowo szybko, liczył na to, bo zaczynało mu się nudzić, to już w kostnicy było więcej rozrywek. Nie miał jednak dzisiaj szczęścia, bo okazało się, że dziennikarz, który miał prowadzić ten cały, pożal się panie boże, wywiad, postanowił się spóźnić i to całą godzinę. Co on miał tu jeszcze robić przez kolejną godzinę? Mógł chociaż wziąć ze sobą jakąś książkę. Profesor prawie usnął, więc nawet nie mógł liczyć na rozmowę z nim, jednak w pewnym momencie wysłał swojego wiernego towarzysza "Lorenzo" po kawę, i tak Lawrence stał przed automatem, który też się na niego uwziął i cały czas wypluwał mu drobniaki. Wyjął portfel i kolejną monetę, a potem następną i następną, ale to nic nie dało. Automat był uparty, a Lawrence coraz bardziej wkurzony, w końcu się zamachnął i kopnął tą górę żelastwa, a w korytarzu rozniósł się huk, na szczęście nikogo tam nie było... No oprócz niej.
- Chyba się zepsuł - rzucił Lawrence drapiąc się po potylicy. A automat zaczął jakoś dziwnie buczeć, co sprawiło, że blondyn od niego odskoczył. Jeśli go zepsuł naprawdę i każą mu za to zapłacić to chyba się powiesi, tego mu tylko brakowało. Ile mógł kosztować taki automat? Na pewno małą fortunę, na pewno tyle co taki biedny student jak on wydaje przez rok, albo dwa.

Yvonne M. Wyatt
27 y/o, 171 cm
dźwiękowiec || CBC Toronto
Awatar użytkownika
Skryta w najgłębszym cieniu – zawsze z boku, na drugim planie, poza ciekawskim, oceniającym spojrzeniem. Ale kiedy się odzywa jej sylwetka rysuje się na nowo, wyłania się z mroku. Beznamiętny głos przebija się przez ciszę, słowa dźgają jak małe igły. Celnie wymierzone, zawsze w punkt. W zmęczonych ślepiach rzadko widać zaciekawienie – jakby szukanie szczęścia w życiu przychodziło jej z trudem. Bo się pogubiła. Zbłądziła, zaufała nieodpowiednim osobom, straciła to co najcenniejsze. Przed twarzą trzyma maskę naśladującą idealne oblicze, ale jeśli przyjrzysz się dokładniej nie przejdziesz obojętnie obok popękanej powłoki. Uważniejszy obserwator zobaczy to, co inni zignorują – prawdę.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkifruit roll-up
postać
autor

s z e ś ć.
don't need a metaphor for you to know I'm miserable
Miał być jakiś wywiad, dlatego przygotowywała wszystko od rana. Kawę i rogala z automatu złapała w locie – upiła zaledwie kilka łyków i zadowoliła się jednym czy dwoma kęsami, bo na więcej nie było czasu. Nie była spóźniona, ale tego dnia musiała rozstawić cały sprzęt sama. I oczywiście sprawdzić czy wszystko jest dobrze nastawione – żeby dźwięk był rejestrowany w najwyższej jakości, żeby wszystko się nagrywało i żeby była ustawiona odpowiednia głośność wraz z charakterystyką brzmieniową.
Na uszach miała wielkie słuchawki. Stojąc przy jednej z konsolek stale sprawdzała każdy najmniejszy detal. Przesuwała palcami kolejno po pokrętłach, kilkukrotnie testowała nagrywanie, odtwarzanie dźwięków, by ostatecznie upewnić się jeszcze co do samego działania sprzętu. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko jest rozstawione w odpowiedni sposób, a technologia nie była wadliwa w żaden sposób.
Od reżysera dostała wcześniej też rozpiskę projektu, bo choć wywiad miał być na żywo to musiała go jeszcze nagrać i odpowiednio zmontować dźwięk, żeby później można było go wrzucić na Spotify i media w formie podcastu. Już wcześniej ustaliła jaki sprzęt i techniki nagraniowe powinny zostać użyte. Małe mikrofony przyczepiane do ubrań były już gotowe – czekały tylko na gości i gospodarza programu.
Nigdy nie interesowała się kto przychodzi – chyba że wszyscy wokół o tym gadali. W pracy raczej koncentrowała się na tym żeby ogarnąć to co ma do ogarnięcia i dopiąć wszystko na ostatni guzik. Tym razem nie było inaczej – była tak skupiona na swojej robocie, że jako ostatnia dowiedziała się o tym, że wywiad zostaje trochę przesunięty, bo ma się spóźnić dziennikarz. Całe szczęście, że pozostali goście dzisiejszego dnia byli na miejscu i można było łatwo zamienić miejscami punkty programu.
No nic, przynajmniej uda mi się dojeść śniadanie.
Zdjęła z głowy te wielkie słuchawki, odłożyła je delikatnie na specjalny stojak i wyszła ze studia prosto do ciemnego korytarza. Był długi i skąpo oświetlony, w niektórych miejscach przydałoby się go doświetlić i zamontować dodatkowe lampy, ale chyba wszyscy pracownicy przyzwyczaili się już od tej sennej atmosfery. Tylko tym razem na korytarzu nie było nikogo znajomego – trochę dalej, przy automacie stał ktoś zupełnie jej nieznany. Chyba nie została zauważona od razu, dlatego ruszyła przed siebie powolnym krokiem.
„Chyba się zepsuł.”
Nie, działa. Przeżył chyba więcej niż CBC — uspokoiła go, stając tuż obok. — Monety trzeba wsuwać powoli, trochę bardziej z prawej strony. Czasami trzeba uderzyć z boku, bo się zacina w trakcie wydawania napojów w puszcze i pakowanych przekąsek. Ewentualnie można użyć tego piętro niżej, bo działa bez zarzutów.
Wyjęła z kieszeni kilka monet, które od razu wcisnęła w otwór. Dokładnie tak jak wcześniej mówiła. Automat je przyjął, choć towarzyszące temu dźwięki można było nazwać przeraźliwymi.
Na co masz ochotę? — zapytała, czekając na jego decyzję. I wtedy też po raz pierwszy mu się dokładniej przyjrzała. Od razu przeszedł przez nią dziwny dreszcz, jakby przyłapano ją na gorącym uczynku. Wydawał się dziwnie znajomy, ale w pierwszej chwili nie potrafiła dopasować tej twarzy do żadnej konkretnej osoby, którą poznała. — Yvonne — rzuciła tylko, podejrzewając, że zaraz pozna również jego imię i wszystko się wyjaśni.

Lawrence B. Osbourne
-
gracz =/= postać; wydłużanie postów na siłę; szanuję granice innych, więc wszystko do dogadania.
25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Ta senna atmosfera udzieliła się też Lawrencowi, kiedy słuchasz radio w samochodzie, to masz wrażenie, że tam musi tętnić życie, muzyka, wywiady, prowadzący, którzy głosem potrafili budować napięcie, albo zniszczyć je w jednej sekundzie. Te żarty, dźwięki, prawie czuło się, że atmosfera jest tam żywa jak nigdzie indziej.
Dzisiaj była grobowa, prawie taka jak w prosektorium. Chociaż trzeba wspomnieć, że w prosektorium było czasem weselej, jak Cynthia kazała mu wyjść i wrócić dopiero, kiedy przestanie nawijać. Dzisiaj Osbourne nie miał w ogóle do kogoś otworzyć ust. Ten profesor nie był wcale skoro do rozmowy, jakby żył we własnym świecie. Z jednej strony to nawet dobrze, bo Lawrence nawet nie wiedziałby o czym z nim rozmawiać, z drugiej, miał odrobinę dość.

Na dokładkę jeszcze ten automat, który w zasadzie był podobny do tego z uczelni, może... miał tylko ze sto lat więcej. Blondyn tez poczuł się jakby postarzał się o sto lat, kiedy się z nim męczył. Nie mógł nawet rzucić, że trochę techniki i człowiek się gubi, bo to stare pudło wyglądało, jakby w środku siedziała jakaś mała kobietka i robiła kawę, a później ją wydawała. Może dzisiaj się zbuntowała, albo zaspała?
Z jednaj strony odczuł ulgę, kiedy jakaś dziewczyna stanęła obok niego, z drugiej bał się, że zaraz zrzuci na niego tę całą awarię. Mógł nie kopać tego pudła... Ale może tego akurat nie zauważyła?
Zerknął na nią kątem oka, najpierw na profil, całkiem przyjemny, łagodny, nie jak kogoś, kto zaraz każe mu płacić za niszczenie sprzętu.
- Zaraz... - zaczął i odwrócił się do niej - powinna być jakaś instrukcja, monety z prawej strony, powoli, a na koniec puknąć z boku - uniósł jedną brew, bo w życiu by nie zgadł, na uczelni jak automat się zacinał to trzeba było szybko wrzucać monety, a później go kopnąć. Najwidoczniej co automat, to... trzeba było wyczuć odpowiednie traktowanie. Lawrence podrapał się po karku zerkając na dziewczynę.
- Pracujesz tutaj? - zapytał trochę głupio, ale opcje były dwie, albo tutaj pracowała, albo była zaklinaczką automatów. Lawrence nie odrywał od niej spojrzenia, była ładna, ale to też chyba nie było do końca to, po prostu miał dziwne wrażenie, że skądś ją zna.
- Kawa z mlekiem - powiedział od razu, ale zaraz zasłonił ręką te numerki, żeby nie mogła nic wybrać - albo poczekaj... - powiedział mrużąc na moment powieki - może red bull, zaszaleję - uśmiechnął się delikatnie i zabrał dłoń. Kiedy usłyszał jej imię, to uniósł do góry jedną brew. Znał dwie Yvonne w swoim życiu, jedna z nich była pielęgniarką w przychodni, do której chodził jako dzieciak, a z drugą siedział czasem w ławce w liceum. Zaczął się dziwnie przyglądać jej twarzy.
- Yvonne Wyatt? - zapytał w końcu, pamiętał jej nazwisko doskonale, a to wszystko za sprawą tych konkursów przedmiotowych, w których rywalizowali, jak sprawdzał listę to szukał wzorkiem swojego nazwiska, a później zaraz jej. Nie za bardzo wiedział co ma jej powiedzieć, bo może ona akurat nie pamiętała go wcale?
- Ja Lawrence Osbourne - wydukał w końcu i wyciągnął do niej rękę. A może powinien ją poklepać po ramieniu? Jak się wita starych znajomych, których nie widziało się tyle lat? Lawrence nie do końca wiedział.


Yvonne M. Wyatt
ODPOWIEDZ

Wróć do „CBC Toronto”