ODPOWIEDZ
27 y/o, 185 cm
rezydent w centre for addiction and mental health
Awatar użytkownika
i aim to be lionhearted, but my hands still shake, and my voice isn’t quite loud enough
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

001.
Obrócił się na krześle w gabinecie, wzdychając ciężko. Miał do wypełnienia mnóstwo kartotek pacjentów w systemie, ale przed chwilą jedna z pielęgniarek przyszła do niego, aby przekazać mu, że szuka go detektyw. W czasie swojej rezydentury Heath zdążył się już przyzwyczaić do tego, że ścieżki jego szpitala i stróżów prawa zaskakująco często się ze sobą krzyżują, za czym nie przepadał, bo odciągało go to od jego obowiązków i — przede wszystkim — pacjentów, którzy byli tutaj najważniejsi. Jednocześnie rozumiał, że ci ludzie wykonują po prostu swoją pracę, więc tak naprawdę nie pozostawało mu nic innego, jak tylko pomóc mężczyźnie, który chciał się z nim widzieć. Pomieszczenie opuścił jednak z pewnym ociąganiem się i ruszył do recepcji, gdzie detektyw miał na niego czekać.
Widok, który zastał na miejscu, bardzo go zaskoczył, co zresztą znalazło swoje odzwierciedlenie na jego twarzy, choć w pracy starał się nie pokazywać przesadnie emocji. W tym przypadku byłoby to jednak wręcz niemożliwe, bo stał przed nim Gabe we własnej osobie. Oczywiście, że się go tutaj nie spodziewał, co pewnie było wzajemne. Ostatnim razem widzieli się jakby w innym życiu, ale Heath nigdy o nim nie zapomniał, tym bardziej że miesiącami czekał na jakikolwiek znak od niego, odkąd dał mu swój numer. I może było to cholernie naiwne z jego strony, ale naprawdę sądził, że Gabe do niego oddzwoni. Myślał, że… cóż, tamtego dnia myślał o wielu rzeczach, tak właściwie, ale na pewno nie przewidywał, że po raz kolejny spotkają się w takich okolicznościach.
Dzie… — Niestety zaczął już mówić, zanim zdążył się zorientować, że Gabe jest Gabe’em. Wziął głęboki wdech. Był przecież w swoim miejscu pracy i musiał zachowywać się profesjonalnie. Jednocześnie nie zamierzał udawać, że to pierwszy raz, kiedy widzi mężczyznę stojącego przed nim, bo oboje dobrze wiedzieli, że wcale tak nie było. — Cześć — przywitał się, uśmiechając się lekko. Nie do końca wiedział, jak się zachować, ale nie zamierzał być negatywnie nastawiony. Przecież to, że on coś poczuł, wcale nie musiało oznaczać, że tak samo było w jego przypadku i nie miał prawa się o to złościć. — W czym mogę pomóc? — zapytał łagodnie. Pomyślał, że później będą musieli przejść w jakieś bardziej prywatne miejsce, bo jego rozmowa z detektywem na środku korytarza dla nikogo nie mogła być komfortowa.

gabe houghton
30 y/o, 182 cm
detektyw w wydziale ds. poszukiwań i identyfikacji osób
Awatar użytkownika
their minds rest, but mine never does
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

one
the law of gravity applies to memories too
Nie spodziewał się niczego szczególnego, wchodząc do szpitala. Był zmęczony, znużony tym, że pacjent, którego ślad próbowali odtworzyć, zdawał się rozpływać w powietrzu i nie miał ochoty tu być, jeśli miał być szczery. Jego codzienność ostatnimi czasy miała niewiele wspólnego z dawnymi wizjami, które snuł o swojej pracy; w rzeczywistości większość spraw przypominała żmudne bieganie od drzwi do drzwi, szukanie fragmentów faktów, skrawków informacji, które często i tak prowadziły donikąd. Dlatego i teraz nie oczekiwał niczego więcej, jak tylko kolejnego nazwiska w raporcie, suchej odpowiedzi, że ktoś nic nie widział i mało przydatnego profilu pacjenta, który od dawna mógł już być zupełnie inny.
Początkowo w rejestracji nikt nie wiedział nawet, z kim był umówiony, a pielęgniarki chodziły od gabinetu do gabinetu, by ustalić, kto miał rozmawiać z detektywem. Czuł zawoalowaną niechęć między ich życzliwymi uśmiechami i niby dyskretnymi zerknięciami w jego stronę – przez chwilę wierzył nawet, że za chwilę usłyszy, że nikt nie ma dla niego czasu, ale tak się nie stało. Po kilkunastu minutach czekania wreszcie poproszono go i wskazano gabinet, do którego ruszył bez przesadnego entuzjazmu. Bez kłopotania się czytaniem nazwiska na drzwiach, po prostu zapukał i nacisnął klamkę, nim ktokolwiek zdołał odpowiedzieć.
Spodziewał się zobaczyć podstarzałego, zmęczonego życiem człowieka; kiedy jednak spojrzał na twarz mężczyzny, poczuł, jak całe powietrze ucieka mu z płuc. Było coś absurdalnego w tym, że od razu go poznał – w sekundzie, jakby miesiące ciszy między nimi nigdy nie upłynęły.
Zamarł, bo nie miał przygotowanej żadnej reakcji. Zaskoczenie, które go otuliło, szybko przemieniło się w mieszankę czegoś znacznie trudniejszego do ukrycia: poczucia winy, którego dawno już nie czuł. Nigdy nie zadzwonił. Nigdy nie napisał. Nosząc numer w portfelu jak przypadkowy świstek papieru, stwierdził przed sobą, że i tak nic by z tego nie było, zatem nie było powodu zaprzątać sobie głowy. A teraz, stojąc z nim twarzą w twarz, czuł, jak wszystko w co wierzył traci sens w ułamku sekundy.
Heath — wyrwało mu się ciszej, niż planował. Imię, które smakowało znajomo, ale jednocześnie niezręcznie, zważywszy na to, że stali w środku recepcji, wśród obcych ludzi… Odchrząknął, zbyt szybko prostując plecy, zbyt sztywno ukrywając dłonie w kieszeniach płaszcza.
Przez moment chciał dodać coś więcej – może przeprosić, może wytłumaczyć, że tamto milczenie nie było o nim, tylko o nim samym, o jego chaosie, o strachu. Ale nie mógł. Zamiast tego poczuł, jak w gardle rośnie mu ta nieprzyjemna gula, która sprawiała, że trudno mu było się skupić.
Przyszedłem w sprawie jednego z waszych pacjentów — powiedział już chłodniej, niemal zawodowo, jakby chciał tym jednym zdaniem zasłonić całą swoją bezbronność sprzed chwili. Tylko spojrzenie, które powędrowało ku Heathowi na odrobinę zbyt długo zdradzało, że musiał bardzo mocno pilnować się, by utrzymać emocje na wodzy.

heath macguaire
mother
nie lubię, gdy gry nie trzymają się kupy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Centre for Addiction and Mental Health”