34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

011.
trigger warning: przemoc, urazy, krew, usiłowanie zabójstwa
Przez całą drogę do Brantford lało jak z cebra, a kiedy dojeżdżały do miejsca zbrodni, w którym seryjny morderca pozostawił kolejne ciało, rozpadało się już na dobre. Tym razem padło na trzydziestosześcioletniego Victora Lifton, lokalnego koronera, który został znaleziony na tyłach starej, opuszczonej posesji na obrzeżach miasta.
Zaylee wysiadł z samochodu, zarzuciła kaptur na głowę i wyciągnęła leżącą na tylnym siedzeniu torbę, podążając śladami Eviny, która już zmierzała w kierunku techników. Nagle złapała się za kieszeń płaszcza i zorientowała się, że paczka papierosów musiała zostać na desce rozdzielczej.
Zaraz przyjdę, nie wzięłam fajek — rzuciła i cofnęła się w gęstwinę, gdzie zaparkowały samochód.
Wiatr, który siekał z ukosa, uspokoił się na chwilę, więc Miller wykorzystała ten moment i sięgnęła do samochodu po paczkę papierosów. Przerzuciła pasek torby przez ramię i od razu spróbowała odpalić jednego, chroniąc go między rękami przed natarczywymi kroplami deszczu.
A chuj by to strzelił — mruknęła pod nosem, ale zapalniczka nie chciała współpracować. Za bardzo padało. Za którymś razem w końcu zadziałała, więc zaciągnęła się porządnie, wpuszczając nikotynę do swoich płuc. Wyprostowała się z zamiarem dołączenia do narzeczonej i reszty zespołu, kiedy usłyszała coś za sobą. Zanim jednak zdążyła zareagować, świat wokół zabłysnął na moment różnokolorowo i zapadła dla niej ciemność. Nawet nie zdążyła poczuć bólu rozbitej głowy. Nogi się pod nią załamały i upadła w błoto, wypuszczając papierosa, który szybko namókł w kałuży i zgasł tak samo, jak jej świadomość.


Poczuła szarpnięcie. Jakieś silne dłonie uniosły ją, wyciągnęły z bagażnika i rzuciły na ziemię jak worek z piaskiem. Upadła na bok, przetoczyła się na plecy i zaczęła kaszleć. Ból głowy spowodował, że omal nie zwymiotowała. Była tak oszołomiona, że nie czuła, kiedy w bok trafiło ją kopnięcie ciężkiego buta. Ból i szok przyszły dopiero gdy straciła oddech i długo nie mogła wciągnąć powietrza do płuc. Przewróciła się na brzuch, lecz to nic nie dało. Z nadludzkim wysiłkiem znowu przewróciła się na plecy. Nad sobą zobaczyła noc. Wreszcie skurcz puścił i ze świstem wciągnęła powietrze.
Ktoś się nad nią pochylił. Skądś znała te czarne oczy.
I co pieprzona dziwko? Już nie jesteś taka harda — wycedził przez zęby, aż w jej kierunki poleciały drobinki śliny zmieszane z kroplami deszcz.
Odsunął się i znowu ją kopnął. Tym razem w biodro. Koszmarny ból rozlał się po jednej stronie ciała. Podobno człowiek może skupić się tylko na dwóch źródłach bólu. Reszta jest stłumiona. Taka była teoria. Ale leżąc teraz na ziemi Zaylee zrozumiała, że to tylko teoria. Bolało ją już dosłownie wszystko. Głowa pulsowała mdlącym bólem, dokuczały żebra, płuca paliły żywym ogniem i jeszcze to biodro. Nie mogła się ruszyć i tylko leżała zdana na łaskę zabójcy.
On gdzieś na chwilę zniknął.
Wykorzystała okazję, żeby się rozejrzeć. Była chyba na szrocie na jakimś placu między budynkami na wprost bramy wjazdowej. Próbowała się podnieść, lecz ból na to nie pozwalał. Deszcz padał jej na twarz i wygrywał żałobną pieśń na blaszanych stertach złomu. Jak mogła być tak nieostrożna? Sama wlazła mu w łapy.
Próbowała przypomnieć sobie, kogo ostatnio sekcjonowała. To był ta kobieta po czterdziestce, która spadła z dachu na swojej własnej posesji. Nie, zaraz. Topielec z rzeki Humber, którego znaleziono przy szrocie. Może nawet przy tym samym?
Zabije ją. No przecież ją tutaj, kurwa, zabije. Utopi w jakimś zbiorniku. W tym stanie nie miała szans się bronić. Trzeba było się z tym pogodzić.
On wrócił i kiedy ciągnął ją za nogi w stronę zadaszonego budynku, spróbowała go kopnąć, ale uchylił się, zanim cios dotarł do jego twarzy. Za słabo i za wolno, a przecież włożyła w to całe swoje siły. W odpowiedzi puścił jej nogi, pochylił się i uderzył ją z otwartej ręki prosto w policzek. Głowa odskoczyła w bok i znowu znalazła się gdzieś w innym świecie.
Ocuciło ją zimno. Otworzyła oczy. Jedno było tak posklejane błotem, że nic przez nie nie widziała. Leżała w jakimś pomieszczeniu pośród śmieci i starych, pobrudzonych smarem szmat.
Żal jej było jedynie swoich bliskich. Myślała o rodzicach i rodzeństwie. A najbardziej z tego wszystkiego żal jej było Eviny. Tęskniła teraz za jej ciepłem. Zapachem. Dotykiem. Pocałunkami. Szalonym seksem.
To jeszcze nie koniec, policyjna kurwo — usłyszała, a ciemna sylwetka przysłoniła wejście do pomieszczenia. Pociemniało jak w grobowcu.
Gdyby nie słaba forma, parsknęłaby pod nosem śmiechem, bo nawet nie była z policji. Ale on przecież dobrze o tym wiedział. A Miller dobrze wiedziała, dlaczego tutaj była.

Evina J. Swanson
Ostatnio zmieniony śr wrz 10, 2025 1:39 pm przez zaylee miller, łącznie zmieniany 1 raz.
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

W żaden sposób nie mogła przewidzieć tego kolejnego morderstwa. Oczywiście, już wcześniej morderca udowodnił im, że był w stanie działać naprawdę sprawnie i zabijać ofiary w przeciągu kilku tygodni. Zapewne, gdyby nie to, że każdy zgon wzorował na ostatnich badanych przez ofiary przypadkach to można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że musiał się do tego przygotowywać ze sporym wyprzedzeniem.
Deszcz siekł niemiłosiernie, a to oznaczało jedynie jedno: znowu zatrze im ślady i sprawi, że znalezienie jakiś sensownych dowodów stanie się strasznie upierdliwie. Nie było to jej pierwsze rodeo. Często zmagała się z takimi sytuacjami, ale teraz było to jeszcze bardziej frustrujące niż zwykle.
Wysiadła z auta, gdy tylko zaparkowała na wolnej przestrzeni niedaleko miejsca, gdzie znaleziono zwłoki. Zarzuciła na głowę kaptur kurtki chociaż wiedziała, że z tak zacinającą ulewą na niewiele jej się to zda. Nie pomyliła się w zasadzie, bo już po chwili poczuła jak sięgnięte przez strugi wody włosy zaczynają lepić się jej do twarzy.
Była już w połowie drogi do techników, którzy przywitali ją z daleka gestem uniesionej ręki, gdy dosłyszała krótką uwagę wygłoszoną przez koronerkę, która zapomniała paczki fajek z auta. Momentalnie ściągnęła brwi i odwróciła się, aby na nią spojrzeć z dezaprobatą.
- Serio? Nawet tej chwili nie wytrzymasz? - sapnęła z irytacją, ale zaraz westchnęła zrezygnowana. - Dobra. Leć.
Z ich dwójki to właśnie Evina miała dużo mniejszy problem z nikotyną. Nadrabiała za to jednak piciem. Właściwie przed zejściem się z Miller paliła bardziej sporadycznie, ale teraz często po prostu towarzyszyła narzeczonej, bo przez nią sama nabierała ochoty na papierosa.
Sama ruszyła do techników, którzy na nią czekali. Przywitała się ze stacjonującymi na miejscu funkcjonariuszami uściskiem dłoni po czym została poprowadzona przez pilnującego porządku Barneya Smitha do zwłok, które znaleziono za domem.
- Dostaliśmy zgłoszenie od gościa, który wyszedł na kupę z psem. Natknęli się na denata przypadkiem - tłumaczył jej Smith, który był barczystym brunetem wyższym od niej o przynajmniej głowę. - Chłopaki właśnie kończą go przesłuchiwać. Gość jest całkowicie roztrzęsiony... Zresztą sama zobaczysz.
Nie miała pojęcia, czego właściwie powinna się spodziewać, ale na pewno nie oczekiwała tego, że zobaczy wypatroszonego koronera leżącego w błocie zmieszanym z krwią, która jeszcze przez jakiś czas musiała wyciekać z ciała. Jego klatka piersiowa była otwarta. Żebra wyłamane. W środku brakowało części organów, które mogły się podziewać Bóg jeden wie, gdzie. Właśnie tak Evina mogłaby sobie wyobrażać jak wyglądałyby ofiary z Obcego, gdyby ten przy wyskakiwaniu z ciała rozrywał niemalże cały tors.
Nie dziwiła się zatem, że świadek, który znalazł ciało był tak wstrząśnięty. Swanson okrążyła ciało, chcąc obejrzeć je pod każdym możliwym kątem i przykucnęła obok niego, aby spojrzeć na okaleczoną twarz Victora, na której ktoś wyciął uśmiech z Glasgow. Ich morderca, który zaczynał przecież od duszenia swych ofiar i pozbawiania ich tlenu przechodził w coraz brutalniejsze metody.
- Nie za ciekawy widok, co? - zapytał stojący nad nią Smith, a Evina jedynie przytaknęła krótkim mruknięciem. - W ogóle gdzie do cholery jest Miller?
- Zapomniała fajek z auta. Nie może się bez nich obejść na pięć minut - odpowiedziała obojętnie, ale z każdą kolejną chwilą była świadoma tego, że mija coraz więcej czasu, a Zaylee wciąż nie pojawiała się przy denacie, co było do niej niepodobne.
Uważnie studiowała zarówno ciało jak i jego najbliższe otoczenie chociaż ulewa już zapewne zdążyła zatrzeć wszelkie pomocne ślady, które utonęły w błocie oraz litrach deszczu padającego nieprzerwanie.
- Pani detektyw! - uniosła głowę, gdy tylko dobiegło do niej wołanie młodego funkcjonariusza, który biegł w ich stronę.
Wyprostowała się i spojrzała w jego stronę. Wyglądał na wyjątkowo przestraszonego, a to nie wróżyło najlepiej. Natychmiast poczuła lodowaty dreszcz, który przeszedł ją wzdłuż kręgosłupa.

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Barney prychnął pod nosem na wzmiankę o tym, że doktor Miller nawet przez ułamek sekundy nie potrafiła wytrzymać bez papierosa. Jakim cudem w ogóle mogła palić przy takich widokach? Podejrzewał, że gdyby miała przy sobie kanapkę, ostentacyjnie zaczęłaby ją jeść nad wypatroszonymi zwłokami. To było obrzydliwe. Imponujące, ale obrzydliwe.
Długo jej się schodzi — zauważył, bo technicy już dawno zdołali zabezpieczyć teren. — Ona tak kopci na zapas? Boi się, że ktoś jej podjebie te szlugi? Zaraz deszcz zmyje wszystkie ślady — mruknął z dezaprobatą, naciągając mocniej kaptur na głowę, po czym odwrócił się w kierunku, z którego dobiegł przerażony roztrzęsiony głos. To Christopher Flynn, młoda krew z posterunku w Brantford.
Pani detektyw — powtórzył funkcjonariusz, a ta przebieżka przez błoto sprawiła, że sapnął głośno i pochylił się, podpierając ręce o kolana. — Doktor Miller...
Co doktor Miller? — Smith wszedł mu wpół zdania, ale Flynn dyszał ciężko, próbując złapać oddech. — Na litość boską, wysłów się, człowieku! — ponaglił go, może trochę zbyt ostro, bo chłopaczyna wzdrygnął się niekontrolowanie. Przynajmniej w końcu wyprostował się i zdołał na nich spojrzeć. A w tym spojrzeniu malowało się szczere przerażenie.
Widziałem, jak paliła przy samochodzie, a potem... Zniknęła.
Co ty bredzisz, jak to zniknęła? Przebranżowiła się na magika? — mruknął pod nosem Smith w przekonaniu, że Chrisowi coś się mocno pomieszało.
Była i jej nie ma. Widziałem odjeżdżające auto na rejestracjach Ontario. Pognał w lewo, jakby w stronę Toronto — wyjaśnił, ale ani Smith, ani tym bardziej Swanson już go nie słuchali.
Oboje rzucili się pędem przez błoto w miejsce, gdzie ostatnio widziana była Miller. Drzwi od samochodu otwarte, w kałuży mokry, praktycznie niedopalony papieros, a obok dopiero co napoczęta paczka.
Ja pierdolę — warknął Barney i kiedy zaczął przeczesywać zarośla, kątem oka zerkał na detektyw Swanson, która próbowała dodzwonić się do narzeczonej, co chwilę ponawiając połączenie, jednak telefon koronerki musiał być wyłączony. — Co robimy? — popatrzył na nią, podnosząc wysoko nogi, żeby nie utknąć w gąszczu. — Swanson, co robimy? — powtórzył, po czym podszedł bliżej i chwycił ją za ramię, zmuszając, żeby na niego spojrzała. — Tylko nie panikuj, dobra? — poprosił, mimo własnych złych przeczuć.


W pomieszczeniu panowała ciemność. Definitywnie bolała ją głowa. Wyciągnęła prawą rękę, którą ledwo mogła dostrzec we wszechobecnym mroku i położyła ją sobie na czole. Przez chwilę wydawało jej się, że czuje pod kciukiem lekkie wgniecenie przy skroni, ale kiedy znów przejechał po niej palcami, czaszka była równa i twarda. Gdzieś jestem. Gdzie jestem?
Była w pozycji horyzontalnej i leżała na czymś, co było twarde i zimne. Jak daleko było od ziemi – mogła jedynie zgadywać. Następnie uniosła lekko głowę, żeby rozejrzeć się po swoim otoczeniu. Z jego lewej padała smuga światła, dzięki której zdołał ocenić, że znajdował się w pomieszczeniu o kształcie prostokątnym, pełnym bliżej nieokreślonych mebli i przedmiotów. Innym niż tamto. Garaż?
Wzrok Zaylee padł włącznik światła znajdujący się na ścianie. Zdecydowawszy, że światło rozwieje wiele wątpliwości, ostrożnie przerzuciła jedną nogę przez swoje zimne i twarde legowisko, wymacał stopą równie zimne podłoże, po czym stanęła niepewnie na obu nogach, ale ból biodra od razu dał o sobie znać.
Kurwa — jęknęła, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. — Kurwa — powtórzyła cicho. Nagle zdała sobie sprawę, że była bosa. Miała na sobie koszulę i spodnie, ale nie miała butów.
Dobrnęła do przeciwległej ściany i pstryknęła włącznik, ale nic się nie wydarzyło. Zmrużyła oczy i odczekał chwilę, aż jej wzrok przyzwyczai się do panujących ciemności, a gdy już rzeczywiście zaczęła widzieć jakieś kontury, to jej podejrzenia tylko się potwierdziły. Były w jakimś garażu. Świadczyły o tym ustawione pod jedną ścianą stare opony, zapach benzyny i metalowy stół z narzędziami, na którym wcześniej leżała.
No dalej, myśl — ściągnęła brwi, czego od razu pożałowało, bo w głowie aż jej huczało. — Jesteś na szrocie. Na jebanym szrocie, gdzie zaleziono ciało topielca z rzeki Humber — przytaknęła, dodając sobie otuchy.
Wzięła głęboki oddech. Dobrze. Evina to rozgryzie. Na pewno. Znajdzie jej ciało. To tylko kwestia czasu.
Wzdrygnęła się, kiedy do jej uszu dotarł bliżej niezidentyfikowany dźwięk. Zgrzyt metalowych drzwi. Mężczyzna, który wszedł do środka, wpuścił smugę światła i Zaylee zdążyła dostrzec w oddali wraki samochodów. Czyli faktycznie szrot.
No i co, suko? — zapytał, podchodząc do niej szybkim krokiem. — Myślałaś, że jesteś taka cwana? Że mnie schwytacie, zanim ja dopadnę ciebie? A taka bystra zawsze byłaś, najmądrzejsza na roku — warknął jej prosto w twarz. Miller wyczuła z jego ust alkohol.
Co? — wyrwało jej się, ale w odpowiedzi napastnik złapał ją za materiał koszuli i cisnął o ścianę, a Zaylee poleciała niczym szmaciana lalka.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Doskonale rozumiała jego prychnięcie, bo sama zareagowała podobnie na wieść, że narzeczona zapomniała paczki fajek. Zupełnie jakby nie mogła wytrzymać pięciu minut bez papierosa. Zwykle profesjonalna koronerka całkowicie zapominała o wszystkim, gdy tylko nachodził ją głód nikotynowy.
- Cholera wie. Zwykle tak się nie zachowuje - mruknęła, bo doskonale znała profesjonalizm Miller, która zawsze stawiała pracę na piedestale i dbała o to aby należycie ją wykonywać.
Nie wiedziała czemu zajmowało jej to tak długo. Powinna już wrócić. Nie przypuszczała, aby wieść o śmierci Victora aż tak nią wstrząsnęła, że potrzebowała jeszcze chwili na to, aby się wyciszyć przed zobaczeniem jego zwłok. W końcu przeżyła już Beckera, który był jej ukochanym mentorem. Evina nigdy nie słyszała nic na temat Liftona, co mogłoby tłumaczyć takie zachowaniem.
Odpowiedź dostała jednak w momencie, gdy młody funkcjonariusz w końcu się wysłowił. Na chwilę Swanson poczuła się jakby ją zamroczyło. Żołądek skręcił się jej jakby nagle ktoś ścisnął jej całe wnętrzności lodowatą łapą. Niby była świadoma tego, co się dzieje, ale wszystko docierało do niej jakby przytłumione i niewyraźne. Jednak stało się to, czego tak bardzo się obawiała od ostatnich paru tygodni, gdy zyskała pewność, że mają do czynienia z seryjnym.
Nie miała do końca pewności czy jej umysł działał z opóźnieniem czy może pracował na najwyższych obrotach, starając się wszystko przetworzyć oraz zrozumieć. Wiedziała tylko tyle, że Zaylee znajdowała się w niebezpieczeństwie i musiała działać. Dlatego też wraz ze Smithem pognała w kierunku wcześniej zaparkowanego auta.
Nie było jej. Szlag jasny. Evina instynktownie sięgnęła po telefon, aby do niej zadzwonić. Wiedziała, że Miller przestawiła go na wibracje. Robiła to ilekroć ruszały do pracy, aby dźwięk dzwonka im nie przeszkadzał. Przy odrobinie szczęścia może udało jej się zachować smartfona, ale wiedziała, że na to były nikłe szanse. Weszła nawet w aplikację, która pomagała namierzyć urządzenie. Choć domyślała się, że to zostało zniszczone przez porywacza.
- Puszczaj, kurwa - warknęła, wyrywając się z uścisku Barneya, gdy tylko ten złapał ją za ramię. - Nie panikuję. Muszę pomyśleć!
Z boku mogło to wyglądać nieco inaczej po tym jak dreptała w pobliżu auta, starając się cokolwiek wypatrzeć, ale w takich kałużach wody nie dało się dostrzec śladów ciągnięcia ciała.
Zatrzymała się. Położyła dłonie na dachu samochodu i odetchnęła głęboko, starając się uspokoić. Może nie było widać drżenia jej rąk, ale w środku czuła się cała rozedrgana. Pochyliła się jeszcze odrobinę w stronę pojazdu, niemal opierając się o niego czołem po czym spojrzała na młodego policjanta.
- Blachy. Pamiętasz cały numer? Chcę namierzyć tego skurwysyna tak szybko jak to możliwe - oświadczyła zaskakująco spokojnym głosem, który brzmiał chłodniej niż zacinający deszcz. - Jedzie do Toronto. Jej telefon ostatnio logował się pięćset metrów stąd przy drodze prowadzącej do miasta...
Coraz lepiej szło jej skupianie się na konkretnych zadaniach. Musiał po prostu przekierować swoje myśli do analizowania aktualnej sytuacji i szukania konkretnych rozwiązań.
- Nic jej nie zrobi... Na razie nie... - powiedziała jeszcze do siebie, wysilając mózg, aby przypomnieć sobie to jaki był ostatni przypadek, który badała Miller.
Odkąd ich seryjny grasował w okolicy rozmawiały o tym niezwykle często. Może i nie wypowiadały tego na głos, ale nie chodziło o zwykłe zainteresowanie pracą koronerki. Były to rozmowy przeprowadzane na wypadek gdyby.
- Utopi ją - oświadczyła w końcu z zaskakującą szczerością i wsiadła zręcznie do auta, nie zwracając uwagi na Smitha, który szybko dopadł do drzwi od strony pasażera, aby nie pozwolić jej odjechać samej. - Dwa dni temu miała topielca. Przydybał ją zanim zbadała Victora, żeby ten nie stał się jej najnowszym przypadkiem.
Tak jak podejrzewała. Nie lubił bisów. Ona z kolei musiała pomyśleć nad tym, które miejsce było dla niego odpowiednie do tego, aby odebrać w nim żywot Miller.
Wycofała gwałtownie z miejsca, w którym się zatrzymała. Przez chwilę obawiała się, że utknie w błocie, bo czuła jak auto zapadło się podmokłej ziemi. W końcu jednak szarpnęło i ruszyło w kierunku pobliskiej ulicy. Nie zważała zupełnie na ograniczenia prędkości. Musiała dotrzeć na czas, a jeśli spóźni się choćby sekundę to oskóruje tego skurwysyna żywcem i nikt jej przed tym nie powstrzyma...

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Z boku faktycznie wyglądało o to inaczej. Smith widział wyraźnie, że Swanson cała chodziła. Gdyby mogła, to wyszłaby z siebie i stanęła obok, ale najwyraźniej wydeptywanie ścieżki w błocie pomagało jej zebrać myśli. Z kolei on sam miał pustkę w głowie. Nie miał pojęcia, dokąd seryjny morderca mógł zabrać Miller, nawet jeśli od początku działał według pewnego schematu.
Stojący obok młody funkcjonariusz, kompletnie przemoczony od zacinającego deszczu, zerkał na nich niepewnie, a kiedy Evina zwróciła się do niego z pytaniem, aż podskoczył w kałuży i pokiwał twierdząco głową.
Tak! — powiedział, marszcząc nieznacznie brwi. — Początek to XBN dwa, zero... — tutaj urwał i zacisnął usta w wąską linię. — Ostatnia cyfra to trzy albo dziewięć.
To trzy czy dziewięć? — warknął w jego kierunku Barney.
Albo trzy, albo dziewięć — wymamrotał Chris Flynn. — Zaczyna się ściemniać, coraz mocniej leje i... — ponownie przerwał pod wpływem ostrzegającego spojrzenia Smitha. Za dużo mówił. — Trójka albo dziewiątka.
Barney westchnął To i tak tylko dwie kombinacje, a nie kilkanaście. O ile Flynn czegoś nie przekręcił. Odwrócił się w kierunku Swanson i chciał zaproponować, że zaraz wyśle numer rejestracyjny do odpowiednich osób, ale ona już wsiadała do samochodu.
Kurwa mać — syknął, dopadając do drzwi od strony pasażera. — Co ty wyprawiasz? Wiesz w ogóle, dokąd jedziesz? — wysyczał przez zaciśnięte zęby, w pospiechu zapinając pasy. — Jesteś pewna? — zapytał, kiedy Evina wspomniała o tym, że ostatnim denatem doktor Miller był topielec. — Jakie jest prawdopodobieństwo, że tym razem postąpi tak samo? Gość zjawił się w miejscu zbrodni, na terenie otoczonym przez policję. Sporo ryzykował i teraz miałby zagrać tak oczywiście? Ja pierdolę — Barney przytrzymał się deski rozdzielczej, przypadkowo otwierając schowek, który domknął kolanem. — Zwolnij trochę, Swanson, bo nas zabijesz — dodał, gdy detektywka wchodziła w ostry zakręt i wyjechała na główną drogę. — Gdzie zapierdalamy, co? — dopytał, wysyłając numer blach do dyżurujących na posterunku policjantów, żeby mogli sprawdzić, na czyje nazwisko był zarejestrowany pojazd. — Dobra, Swanson, gdziekolwiek nas wywozisz, nie możemy tam jechać sami. Trzeba wezwać posiłki.
Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej, a deszcz nie dawał za wygraną. Bębnił o dach samochodu, rozpłaszczał się na przedniej szybie, utrudniając widoczność i rozmywając strumienie świateł jadących naprzeciwko aut. Telefon Smitha wydał charakterystyczny dźwięk informujący o nadejściu nowej wiadomości.
Sprawdzili te numer — poinformował i zerknął na Swanson. — Właścicielem pojazdu jest niejaki...


Caleb Foster — wychrypiała Zaylee, kiedy mężczyzna przykucnął przy niej i ściągnął z twarzy usmoloną smarem chustę.
Czyli jednak mnie pamiętasz — syknął, przekrzywiając głowę na bok. — No proszę, kto by pomyślał? Byłem przekonany, że nie widziałaś niczego, poza czubkiem własnego nosa.
Miller otarła wierzchem dłoni stróżkę krwi, która spływała jej z kącikiem ust. Po tym, jak napastnik pchnął ją na ścianę, na dokładkę wymierzył jej cios w twarz. Nie pięścią, ale i tak rozwalił jej wargę, która pulsowała i zaczęła szybko puchnąć.
Oczywiście, że pamiętała Fostera. Był z nią na roku na Uniwersytecie w Ottawie. Zawsze trochę z boku, raczej lubiany przez rówieśników, ale wykładowcy nie mieli dla niego litości. Był po prostu słabym studentem. Nie głupim, ale niewystarczająco inteligentny, żeby poradzić sobie na kierunku medycznym. Na przedostatnim roku został oblany ze ponad połowy zajęć, w tym ze wszystkich przedmiotów wykładanych przez Harlanda Beckera. Nigdy nie skończył studiów.
To jest twoja zemsta? — spojrzała na niego spod zmrużonych powiek. — Mordujesz wszystkich, którzy uprzykrzyli ci życie? — zapytała, a Foster odpowiedział jej kpiącym uśmiechem. W jego oczach czaiło się zło. Wyglądał jak pozbawiona hamulców, krwiożercza bestia. — A ja? — przyciszyła głos. — Dlaczego akurat ja?
Byłaś ulubienicą Beckera, a gość mnie ujebał na amen — warknął, a potem odchrząknął i splunął na bose stopy Zaylee. — Nie wiem, co miałaś w sobie, czego nie miałem ja. Perfekcyjna panna Miller — prychnął, popychając ją, a ona przywarła plecami do zimnej, betonowej ściany.
Zaylee wiedziała, co takiego miała w sobie, czego nie miał Caleb Foster, ale jak nierozsądne byłoby wypowiedzenie tego na głos?

Evina J. Swanson
Ostatnio zmieniony śr wrz 10, 2025 1:02 pm przez zaylee miller, łącznie zmieniany 1 raz.
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Trudno było jej utrzymać całkowity spokój. Była roztrzęsiona, ale starała się w pełni skupić na zadaniu, które miała przed sobą. Tym razem nie chodziło o jakiegoś przypadkowego koronera. Chodziło o Zaylee, a dodatkowo im szybciej zaczną działać tym większe szanse na to, że uda im się ją uratować. Musiała zatem zrobić, co w jej mocy.
Czuła narastającą frustrację, gdy młody funkcjonariusz zatrzymał się przy ostatniej cyfrze z rejestracji. Powinna być wdzięczna za to, że i tak zapamiętał tak dobrze numery, ale na razie nie potrafiła się zdobyć na podobne emocje. Nie teraz. Przez jej żyły płynęła czysta adrenalina, która napędzała ją do czynienia czegokolwiek.
- Tak, jestem tego, kurwa, pewna, Barney - warknęła, wchodząc w zdecydowanie zbyt ostry zakręt bez redukowania biegów. - Rozmawiałyśmy o każdym jej jebanym przypadku. Właśnie na wypadek czegoś podobnego.
Na początku Miller nie traktowała tego całkowicie poważnie. Obie starały się udawać i wmówić sobie, że tak naprawdę nic jej nie grozi, ale gdzieś w głębi wciąż czaiła się myśl, że co jeśli faktycznie pewnego dnia zostanie ofiarą mordercy koronerów.
- To seryjny. Oni się nie wyłamują ze swoich schematów. Zmienia metody działania zależnie od przypadku, ale zawsze postępuje tak samo: zabija bazując na ostatniej sekcjonowanej ofierze - odpowiedziała Smithowi, wyprzedzając jadącego przed nimi srebrnego sedana.
Zacisnęła usta w wąską linię. Ani myślała zwolnić. Nie w momencie, gdy liczyła się dla niej każda sekunda. Dlatego właśnie też nie chciała czekać na jakiekolwiek posiłki. Nic nie wskazywało na to, żeby ich zabójca posiadał wspólników. We dwójkę powinni jakoś dać sobie z nim radę.- Opuszczony szrot nad rzeką. Tam znaleziono tego topielca. Sprawdzę to miejsce w pierwszej kolejności. Możesz wysłać ludzi w podobne miejsca. Ja nie zamierzam czekać - odpowiedziała, gdy tylko mężczyzna dalej dopytywał o to gdzie właściwie chce się udać.
Nie zważała wcale na to na gwałtownie hamujące pojazdy czy klaksony. Wiedziała, że dla innych kierowców była w tej chwili szaleńcem, który stwarza zagrożenie w ruchu, ale chciała jak najszybciej dotrzeć na odpowiednie miejsce, aby sprawdzić czy faktycznie ich morderca przetrzymywał tam Miller.
- Chwila... Caleb Foster? - dopytała, a kiedy Barney pokiwał głową to zacisnęła mocniej palce na kierownicy. - Skurwysyn. Gadałam z nim przed paroma dniami. Nie miałam jeszcze czasu, aby go odpowiednio prześwietlić. Pewnie domyślił się, że go zwęszyliśmy i postanowił uderzyć tam, gdzie boli.
Dla niej to była desperacja. Podejmował ogromne ryzyko tylko po to, aby móc zrealizować swój projekt. Nie miała pojęcia ile osób miał na swojej liście i czy faktycznie Zaylee była na niej następna, ale możliwe było, że działania Swanson mogły przyspieszyć cały ten proces.
W końcu jednak po trasie, która zdawała się trwać wieczność zjechała z ulicy w utwardzoną drogę, która prowadziła na szrot. Modliła się o to, aby faktycznie było to odpowiednie miejsce.

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Fakt, że Swanson i Miller rozmawiały o wszystkich przypadkach tej drugiej, nieco go zaskoczył. Dziwna tematyka na randkę. Niby powinno to wydawać się dość normalne w związku detektywki z koronerką, ale Smith nie do końca rozumiał, dlaczego nie konwersowały o niczym przyjemniejszym. Zresztą czas pokazał, że jakkolwiek były przygotowane na wypadek podobnej sytuacji, nie uchroniło doktor Miller przed niebezpieczeństwem.
Czyli faktycznie ją utopi — powiedział ponuro Barney, ale zaraz spotkał się z ostrzegawczym spojrzeniem Eviny. — To znaczy, planuje ją utopić. Ale dlaczego miałby zrobić to nad tą samą rzeką? Mówiłaś, że nie lubi powtórek — zauważy, po czym wysłał wiadomość do kilku zastępcy komendanta, aby wysłał ludzi w podobne miejsca, gdzie znajdują się szroty w pobliżu wody. Ale nie tylko, bo przecież ciało zawsze można przewieźć.
Smith musiał przytrzymywać się czegoś za każdym razem, kiedy Swanson gwałtownie wyprzedzała inne pojazdy albo hamowała w najmniej spodziewanych momentach. Już miał ją uczulić, że jeśli tak będzie gnała, to faktycznie wpierdolą się zaraz na czołówkę albo rozbiją o przydrożne drzewo, ale wiedział, że Evina nic by sobie z tego nie zrobiła. Była jak w transie.
Gdzie ciebie zaboli — zauważył, zresztą całkiem słusznie. Ale za uprowadzeniem Miller na pewno kryło się coś więcej. Bo nie dość, że była narzeczoną detektywki, która pracowała nad seryjnym mordercą, to była w grupie podwyższonego ryzyka ze względu na swoją profesję. Pytanie, czy gdyby Zaylee nie pracowała jako koronerka, to czy seryjny nie zdecydowałby się na podobny ruch w ramach utarcia Swanson nosa? A może Miller miała w przeszłości kontakt ze sprawcą?
Kiedy Evina zjechała z asfaltu w boczną drogę, prowadzącą do szrotu wzdłuż rzeki, Barney rozejrzał się po zagęszczonym terenie. Deszcz zmywał za nimi ślady opon, a koła co jakiś czas ślizgały się po błocie. W końcu przejechali przez otwartą bramę i znaleźli się pośród dziesiątek samochodów czekających na rozłożenie na części albo zezłomowanie. Smith podszedł do przyciemnionej budki, w której powinien dyżurować dozorca. I faktycznie dyżurował, ale zanim ktoś udusił go żyłką wędkarską.
Swanson — mruknął Smith; jedną ręką sięgnął po broń, a drugą wyciągnął z kieszeni latarkę, po czym skierował strumień światła na stróżówkę, gdzie cieć patrzył w ich kierunku dużymi, martwymi oczami. Barney rozejrzał się po placu, ale nie dostrzegł nigdzie w pobliżu samochodu o zidentyfikowanych numerach rejestracyjnych, który należał do Caleba Foresta. — Garaże — wskazał głową na budynek, w którym mieściło się sześć par blaszanych, odsuwanych drzwi. Za którymić z nich mogła być Miller.

Deszcz padał gęsto, tworząc na ziemistej ścieżce lustrzane kałuże. Zaylee szła boso, przemoczona do suchej nitki. Ręce miała związane z tyłu, a Foster trzymał ją mocno, prowadząc w kierunku betonowego mostu. Jego chwyt był twardy, nie pozostawiał miejsca na opór, a każdy krok przypominał jej, że jest całkowicie bezbronna. W tych ciemnościach droga zdawała się nie mieć końca.
A więc to już? — zapytała Miller, pewnie niepotrzebnie. Mokre włosy kleiły jej się do twarzy i wchodziły do oczu. Utykała na lewą nogę ze względu na bolące żebro, a przy każdym oddechu żebra piekły ją niemiłosiernie. W ustach czuła posmak krwi od rozciętej wargi. — Po prostu mnie zrzucisz? — zerknęła w kierunku rozpostartą nad rzeką konstrukcję. Nie był do główny most łączący wschodnią i zachodnią część miasta. Bardziej wiadukt, pod którym rozciągały się stare, dawno nieużywane tory, a pod nim płynęła rzeka Humber.
Spodziewałaś się bardziej spektakularnej śmieci, prawda? — zakpił Foster, pchnięciem zmuszając ją do podkręcenia tempa. Zaylee nadepnęła na coś ostrego. To chyba było szkło i właśnie rozcięła sobie stopę. Syknęła od nosem. — Przykro mi Miller, że akurat wczoraj napatoczył ci się taki nudy przypadek. Samobójca skaczący z mostu. Mogłem zostawić cię na później, ale deszcz mi dzisiaj sprzyjał. Nie wiem, czy nadarzyłaby się lepsza okazja — oznajmił, jeszcze mocniej zaciskając palce na jej przedramieniu.
Ona cię znajdzie.
Kto?
Dobrze wiesz kto — mruknęła cicho Zaylee.
Ta twoja suka? — Caleb Foster wydał z siebie zduszony śmiech. — Nie żartuj sobie. Rozmawiała ze mną dosłownie trzy dni temu. Stała ze swoim seryjnym twarzą w twarz i nic. Jeśli mnie znajdzie to długo po tym, jak będzie martwa.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nijak nie mogły się przygotować na coś takiego. Mogły rozmawiać o minionych sprawach, ale nigdy nie miały pojęcia kiedy i gdzie dokładnie mógłby uderzyć seryjny. Jak widać nie miał naprawdę żadnego strachu w sercu skoro postanowił uderzyć w biały dzień i porwać Miller tuż sprzed nosa policji. Evina mogła jedynie przeklinać samą siebie, że nie kazała jej jednak zostawić tych fajek w spokoju i przejść nad ciało Liftona.
- To naśladowca, Barney - przypomniała mu, ale funkcjonariusz mógł nie być dokładnie zapoznany ze sprawą. - Zabija koronerów w ten sam sposób w jaki zginęli ich ostatni sekcjonowani. Siebie samego jednak by nie naśladował.
Właśnie dlatego działał jeszcze zanim Victor stał się ostatnim przypadkiem badanym przez Miller. Dzięki temu nie musiał drugi raz robić dokładnie tego samego. Może i jego działalność bazowała na odtwarzaniu dzieła innych osób, ale powtarzanie po sobie mijało się raczej z celem.
Nie była dumna z tego jak pędziła przed siebie. Wiedziała, że dawno powinna stracić prawo jazdy z tym ile już pogwałciła zasad ruchu drogowego, ale była to wyjątkowa sytuacja. Chodziło o ludzkie życie. W dodatku takie, które było dla niej niezwykle istotne.
- To brzmi personalnie - stwierdziła, ale nie potrafiła stwierdzić jak bardzo personalne to było.
Możliwe, że jej zainteresowanie po prostu przyspieszyło pewien naturalny proces, a może faktycznie przez to, że zainteresowała się Fosterem to sprawiła, że ten obrał za cel konkretną koronerkę, z którą była związana. Nie znała go. Nie wiedziała, co dokładnie mu siedziało w głowie, ani jak dokładnie dobierał ofiary z otoczenia lekarzy sądowych.
Po zjechaniu w okolice szrotu nigdzie nie udało jej się dostrzec pojazdu, który odpowiadałby opisowi tego jakim poruszał się ich podejrzany. Przytaknęła jednak na słowa Smitha, bo wyglądało na to, że moderca mógł zaparkować w jednym z garaży, które mieściły się niedaleko rzeki.
Zatrzymała się w pewnym oddaleniu od budynku. Zaciągnęła ręczny i przeładowała broń, którą miała cały czas w kaburze przy boku po czym spojrzała na Barneya, który wciąż nie opuścił auta. Musieli współpracować czy tego chciał czy nie.
- W bagażniku mam łom i nożyce do metalu. Weź coś. Zacznę sprawdzać od lewej. Ty weź te z prawej i spotkamy się na środku - poleciła po czym wysiadła z pojazdu.
Możliwe, że drzwi do wybranego garażu były zamknięte, ale nie miała problemu z tym, aby forsować je po kolei. O ile rzecz jasna przyniosłoby to jakiś skutek.

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Z polecenia Swanson otworzył bagażnik i wyciągnął z nich narzędzia. Deszcze jednak sprawił, że Smith musiał zrzucić z siebie okrycie wierzchnie, które tylko mu ciążyło i ograniczało ruchy. Zostawił kurtkę na tylnym siedzeniu i pognał w kierunku budynku, a kiedy byli już przy drzwiach, podał Evinie nożyce, a sam wziął łom i skierował się do pierwszego garażu z prawej strony.
Wsunął płaski koniec łomu między ramę a blachę garażowych drzwi. Metal zaskrzypiał nieprzyjemnie, gdy z całej siły naparł ramieniem. Zatrzask puścił z suchym trzaskiem, a ciężkie wrota uchyliły się, wpuszczając do środka światło jedynej zamontowanej na placu latarni. Sam Barney poświecił jeszcze latarką, czy niczego nie przeoczył. Regał wypełniony kluczami, płyny samochodowe i stara opona. Nic poza tym.
U mnie nic! — zawołał, próbując przebić się przez dudniący o blaszany dach deszcz. Ruszył do drugiego garażu, upewniwszy się wcześniej, czy Swanson nie potrzebuje pomocy.
Tu zamek okazał się twardszy. Smith kilkakrotnie uderzył, aż w końcu metal ustąpił, rozpraszając echo po pustym szrocie. Drzwi odchyliły się z trzaskiem, a wnętrze rozświetlił jego latarkowy snop. Czekała tam sterta namokniętych kartonów. Pachniało wilgocią i olejem. Ale tutaj też nie było śladu po samochodzie Fostera. Ani po doktor Miller.
Trzecie drzwi poddał się szybciej niż poprzednie. Jakby ktoś ich nie domknął. Na podłodze, tuż przy ścianie leżało kilka starych, umazanych smarem szmat, a po przeciwległej stronie stał stół z porozrzucanymi narzędziami. Pod nim smuga świeżej krwi. Smith musiał dobrze oświetlić pomieszczenie, żeby dopiero po dłuższej chwili dostrzec ciśnięte w kąt obuwie.
Evina! — przywołał do siebie detektywkę, a kiedy ta wyszła z siądnięto garażu Barney wskazał na czarną parę butów. — To Miller? — dopytał, starając się nie oświetlać betonowej posadzki w miejscu, gdzie widniała szkarłatna plama. — Jej tutaj nie ma — powiedział i kiedy Swanson przyglądała się obuwiu, on przy pomocy łomu i nożyc uporał się z ostatni łańcuchem, który był dodatkowym zabezpieczeniem.
W środku nie było ani kurzu, ani rupieci — zamiast tego, na środku stał czarny samochód o numerach XBN209, przykryty jedynie cienką plandeką. Smith zaczął grzebać przy bagażniku, czym tylko uruchomił alarm.
Psia mać — syknął, a otwarta klapa ujawniła płaszcz koronerki, a jego kieszeni stłuczony telefon. — Zaraz to wyłączę — zapewnił, zbijając łokciem boczną szybę, żeby móc pogrzebać przy zabezpieczeniu.

Ze szrotu, który leżał kilkaset metrów od rzeki, wyrwał się dźwięk alarmu. Nie tłumiły go żadne ściany ani ulice, a w otwartej przestrzeni brzmiał jeszcze głośniej i rozciągał się po całym krajobrazie. Syrena rwała powietrze w nierównych seriach, wwiercając się w uszy i niosąc echem po wodzie.
A może już cię namierzyła — odezwała się z Zaylee z lekkim uśmiechem pod nosem, jednak szybko tego pożałowała, bo Foster kopnął ją pod kolano. Noga ustąpiła pod ciężarem ciała, a ona poleciała do przodu, tracąc równowagę. Ręce instynktownie złapały grunt, uderzając o mokrą ziemię, a woda i błoto rozprysły na boki.
Zamknij się — wysyczał przez zaciśnięte zęby i znów chwycił ją za ramię, ciągnąć po błotnistej drodze w stronę mostu. Brud oblepiał jej twarz, nogi i ubranie. Deszcz padał teraz mocniej, a szum kropli mieszał się z chrzęstem jego stóp na grząskiej ziemi i odległym wyciem alarmu.
Zaylee co chwila zaczepiała o nierówności drogi, gałęzie i kamienie. Silne ręce napastnika nie pozwalały jej się ani wyrwać, ani podnieść. Zapętlony, przerywany dźwięk niosący się w powietrzu ucichł tak nagle, jak się pojawił.
Nikt cię tu nie znajdzie — mruknął zimnym, zadowolonym głosem.
Miller nie bała się śmierci. Bała się, że jej bliscy sobie z tym nie poradzą. Pomyślała o rodzeństwie. Nie powinna być dla nich aż taka surowa. Po chwili myśli przeszły na rodziców. A nie mówiłem, słowa ojca rezonowały jej w uszach, mieszając się z szumem rzeki i chlupotem kałuż. A jej matka? Przecież ona tego nie przeżyje.
Nikt po ciebie nie przyjdzie — te słowa brzmiały jak wyrok.
W głowie Zaylee pojawiła się Evina — jej uśmiech, czułe dłonie, śmiech, który tak uwielbiała. Miłość do narzeczonej była jedynym, co pozwalało jej nie opaść całkowicie w bezradności. Kurwa, jak ona kochała tę kobietę. Wyobrażała sobie, jak Swanson rusza na poszukiwania, zdeterminowana i nieustępliwa. Ta świadomość dodawała jej sił.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Chwyciła podawane jej przez Smitha narzędzia i od razu ruszyła do pierwszego z garaży, aby nożycami przeciąć kłódkę, która blokowała drzwi. Miała nadzieję, że to faktycznie wystarczy do tego, aby dostać się bez problemu do środka. Pierwszy garaż mieścił w sobie kilka kartonowych pudeł i stary rower. Nic nadzwyczajnego. Zignorowała więc go, gdy tylko zlustrowała wzrokiem całe wnętrze.
Kolejny garaż, do którego udało jej się dostać po pewnym mocowaniu z zamknięciem. Niestety i tym razem nie znalazła nic poza pokrytymi kurzem meblami warsztatowymi oraz prostymi narzędziami. Z każdą mijającą chwilą czuła jak buzuje w niej coraz większy strach o to, że jednak się pomyliła lub było już za późno.
Trzeci garaż również nie mieścił w sobie niczego szczególnie interesującego. Kolejny raz kilka szpargałów, które nie przedstawiały sobą zupełnie żadnej wartości, a o których właściciel mógł zapomnieć, biorąc pod uwagę ilość kurzu ora pajęczyn. Zaraz jednak dobiegł do niej głos Barneya.
Natychmiast zjawiła się tuż obok niego, aby przyjrzeć się temu, co znajdowało się w garażu, który otworzył Smith. Miała rację. Jednak byli w dobrym miejscu. Zaylee musiała być tu jeszcze chwilę temu.
- To jej - potwierdziła, wchodząc głębiej do garażu.
Widziała też krew. Świeżą. Wystarczająco, aby jednak dać odrobinę nadziei. Kucnęła, aby spojrzeć na kałużę i spróbować dostrzec jakieś ślady mogące świadczyć o tym, gdzie Miller mogłaby zostać przeniesiona. Gdyby nie ten cholerny deszcz to zapewne mogłaby ją jakoś wyśledzić.
Zjeżyła się jak tylko usłyszała wyjący nagle alarm i prawie podskoczyła w miejscu. Zgromiła wzrokiem Smitha, ale przytaknęła mu, ufając w to, że szybko się z tym upora. Najgorsze było w tym jednak nie to ile hałasu narobili a to, że otwarcie bagażnika nie dało im praktycznie nic. Choć znaleźli nieco zakarwawionych narzędzi, które musiały mu pomóc w patroszeniu Liftona.
- To na nic - warknęła i wyszła przed garaż.
Musiała to wszystko przemyśleć. Ruszyła ku wodzie. Morderca musiał zabrać ją gdzieś w pobliżu. Niestety wciąż zacinający deszcz, ograniczał jej pole widzenia i nie pozwalał na to, aby miała zbyt dobry obraz na świat. Chociaż gdzieś w tle zamajaczył pewien kształt.
- Barney! Wiadukt! - krzyknęła w jego stronę, gdy tylko zorientowała się w tym, co ma przed sobą.
To mogło być tam, a nawet jeśli to może jednak uda im się stamtąd zyskać lepszy widok. Być może nawet pomimo warunków uda im się dostrzec coś przydatnego w okolicy. Nie zamierzała odpuszczać. Była zdeterminowana, aby nie tylko uratować narzeczoną, na której zależało jej bardziej niż na kimkolwiek innym, ale też na tym, aby dorwać skurwysyna, który odważył się ją tknąć.

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”