Zaylee wysiadł z samochodu, zarzuciła kaptur na głowę i wyciągnęła leżącą na tylnym siedzeniu torbę, podążając śladami Eviny, która już zmierzała w kierunku techników. Nagle złapała się za kieszeń płaszcza i zorientowała się, że paczka papierosów musiała zostać na desce rozdzielczej.
— Zaraz przyjdę, nie wzięłam fajek — rzuciła i cofnęła się w gęstwinę, gdzie zaparkowały samochód.
Wiatr, który siekał z ukosa, uspokoił się na chwilę, więc Miller wykorzystała ten moment i sięgnęła do samochodu po paczkę papierosów. Przerzuciła pasek torby przez ramię i od razu spróbowała odpalić jednego, chroniąc go między rękami przed natarczywymi kroplami deszczu.
— A chuj by to strzelił — mruknęła pod nosem, ale zapalniczka nie chciała współpracować. Za bardzo padało. Za którymś razem w końcu zadziałała, więc zaciągnęła się porządnie, wpuszczając nikotynę do swoich płuc. Wyprostowała się z zamiarem dołączenia do narzeczonej i reszty zespołu, kiedy usłyszała coś za sobą. Zanim jednak zdążyła zareagować, świat wokół zabłysnął na moment różnokolorowo i zapadła dla niej ciemność. Nawet nie zdążyła poczuć bólu rozbitej głowy. Nogi się pod nią załamały i upadła w błoto, wypuszczając papierosa, który szybko namókł w kałuży i zgasł tak samo, jak jej świadomość.
Poczuła szarpnięcie. Jakieś silne dłonie uniosły ją, wyciągnęły z bagażnika i rzuciły na ziemię jak worek z piaskiem. Upadła na bok, przetoczyła się na plecy i zaczęła kaszleć. Ból głowy spowodował, że omal nie zwymiotowała. Była tak oszołomiona, że nie czuła, kiedy w bok trafiło ją kopnięcie ciężkiego buta. Ból i szok przyszły dopiero gdy straciła oddech i długo nie mogła wciągnąć powietrza do płuc. Przewróciła się na brzuch, lecz to nic nie dało. Z nadludzkim wysiłkiem znowu przewróciła się na plecy. Nad sobą zobaczyła noc. Wreszcie skurcz puścił i ze świstem wciągnęła powietrze.
Ktoś się nad nią pochylił. Skądś znała te czarne oczy.
— I co pieprzona dziwko? Już nie jesteś taka harda — wycedził przez zęby, aż w jej kierunki poleciały drobinki śliny zmieszane z kroplami deszcz.
Odsunął się i znowu ją kopnął. Tym razem w biodro. Koszmarny ból rozlał się po jednej stronie ciała. Podobno człowiek może skupić się tylko na dwóch źródłach bólu. Reszta jest stłumiona. Taka była teoria. Ale leżąc teraz na ziemi Zaylee zrozumiała, że to tylko teoria. Bolało ją już dosłownie wszystko. Głowa pulsowała mdlącym bólem, dokuczały żebra, płuca paliły żywym ogniem i jeszcze to biodro. Nie mogła się ruszyć i tylko leżała zdana na łaskę zabójcy.
On gdzieś na chwilę zniknął.
Wykorzystała okazję, żeby się rozejrzeć. Była chyba na szrocie na jakimś placu między budynkami na wprost bramy wjazdowej. Próbowała się podnieść, lecz ból na to nie pozwalał. Deszcz padał jej na twarz i wygrywał żałobną pieśń na blaszanych stertach złomu. Jak mogła być tak nieostrożna? Sama wlazła mu w łapy.
Próbowała przypomnieć sobie, kogo ostatnio sekcjonowała. To był ta kobieta po czterdziestce, która spadła z dachu na swojej własnej posesji. Nie, zaraz. Topielec z rzeki Humber, którego znaleziono przy szrocie. Może nawet przy tym samym?
Zabije ją. No przecież ją tutaj, kurwa, zabije. Utopi w jakimś zbiorniku. W tym stanie nie miała szans się bronić. Trzeba było się z tym pogodzić.
On wrócił i kiedy ciągnął ją za nogi w stronę zadaszonego budynku, spróbowała go kopnąć, ale uchylił się, zanim cios dotarł do jego twarzy. Za słabo i za wolno, a przecież włożyła w to całe swoje siły. W odpowiedzi puścił jej nogi, pochylił się i uderzył ją z otwartej ręki prosto w policzek. Głowa odskoczyła w bok i znowu znalazła się gdzieś w innym świecie.
Ocuciło ją zimno. Otworzyła oczy. Jedno było tak posklejane błotem, że nic przez nie nie widziała. Leżała w jakimś pomieszczeniu pośród śmieci i starych, pobrudzonych smarem szmat.
Żal jej było jedynie swoich bliskich. Myślała o rodzicach i rodzeństwie. A najbardziej z tego wszystkiego żal jej było Eviny. Tęskniła teraz za jej ciepłem. Zapachem. Dotykiem. Pocałunkami. Szalonym seksem.
— To jeszcze nie koniec, policyjna kurwo — usłyszała, a ciemna sylwetka przysłoniła wejście do pomieszczenia. Pociemniało jak w grobowcu.
Gdyby nie słaba forma, parsknęłaby pod nosem śmiechem, bo nawet nie była z policji. Ale on przecież dobrze o tym wiedział. A Miller dobrze wiedziała, dlaczego tutaj była.
Evina J. Swanson