-
Sometimes you think that you want to disappear, but all you really want is to be found.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Ten rok nie różnił się specjalnie od poprzedniego. Przynajmniej dla niej. Dla niektórych, na przykład jej przyjaciela, to miał być o wiele lepszy rok. Ostatni w liceum. Gdzie starszaki już odeszły i nie miało być aż takiego znęcania się… Bo Marvin miał o wiele bardziej przejebane od niej. I chociaż wiele razy go broniła i się za nim stawiała, to zwykle to go nie chroniło. Jak nie tego dnia, to dorywali się do niego innego, lub kiedy nie było jego „małego obrońcy” obok. Dlatego też ten ostatni rok miał być o wiele lepszy.
No ale… jak się okazuje, niewiele miało się zmienić.
Dla Zoe ten ostatni rok miał wiele znaczyć. Teraz miała się przecież wykazać, aby móc się dostać na Harvard. Jako, że nie mogła od razu iść na medycynę, tylko wpierw skończyć inny kierunek studiów z zakresu biologii czy chemii, to wybrała neuroscience, po którym miała starać się o miejsce na medycynie… ale szkoła miała się nie zmienić. I jej głównym celem był właśnie doskonale wszystkim znany uniwersytet. Dlatego ten rok był ważny.
Musiała zrobić wszystko, aby zasłużyć sobie na swoje wymarzone miejsce.
W tym też uczęszczać na zajęcia z wf-u. Te same, na które namówiła swojego przyjaciela. Bo chociaż może nie wyglądała na taką, co lubi sport i aktywność, patrząc na to, że często widziano ją z nosem w książkach, to jednak w sportach wodnych była naprawdę dobra. Szkoda więc, że szkoła takich ich nie proponowała, ale też to było bardziej ryzykowne i urazowe niż taka koszykówka. Nauczyciele nie ryzykowaliby utonięciem. Musiała więc na plaże jeździć na własną rękę. W tak zwanym międzyczasie.
— Nienawidzę w-fu — powiedział Marvin, kiedy po przebraniu się w szatni, spotkał się z nią na wielkiej sali gimnastycznej, gdzie mieli zbierać się wszyscy z klasy, aby zacząć podwójną lekcję z aktywnością fizyczną.
— Daj spokój, to początek roku, nie będzie tak źle — odpowiedziała Zoe, wiążąc sobie na głowie wysokiego kucyka.
— Ta… — mruknął przyjaciel, przelatując spojrzeniem po wszystkich dookoła, zatrzymując się dość podświadomie na członkach drużyny futbolowej, bo część z niej była z nimi w klasie. I to było najgorsze, bo Marvin podświadomie ich nie znosił. Ale miał co do tego dobry powód. — Kross został, to pewnie będzie przejebanie — dodał, wracając spojrzeniem do blondynki. Nie bez powodu miał tytuł „króla szkoły”. A skoro został kolejny rok w liceum, to wciąż był też kapitanem drużyny… więc Marvin uważał, że dalej pewnie miał przekichane, zwłaszcza po tym co się wydarzyło w trakcie wakacji.
Ale może już tego nie pamiętał? Chciał, aby tego nie pamiętał.
— Może nie, może w tym roku już będzie spokój — powiedziała. Może w tym roku wszyscy chcieli po prostu zdać rok, a Krossowi bardziej będzie zależeć na tym, aby po prostu skończyć liceum?
I gdy w końcu wszyscy się zebrali na sali, pojawił się nauczyciel, który wszystkich przywitał, bardziej entuzjastycznie niż powinien. Może on jako jedyny się cieszył na te zajęcia, zwłaszcza, że chyba już miał pomysł na ich dzisiejszą aktywność.
Gra w zbijaka.
— Oh nie… — stęknął Marvin, chyba wiedząc już jak będą wyglądać kolejne dwie godziny zajęć.
— Nie panikuj. — Chociaż może powinien, zważając na to, że połowa ich klasy to w pewnej części nowi członkowie drużyny futbolowej. Może jeszcze jest czas na to, aby zgłosić niedyspozycję?
Evander Kross
No ale… jak się okazuje, niewiele miało się zmienić.
Dla Zoe ten ostatni rok miał wiele znaczyć. Teraz miała się przecież wykazać, aby móc się dostać na Harvard. Jako, że nie mogła od razu iść na medycynę, tylko wpierw skończyć inny kierunek studiów z zakresu biologii czy chemii, to wybrała neuroscience, po którym miała starać się o miejsce na medycynie… ale szkoła miała się nie zmienić. I jej głównym celem był właśnie doskonale wszystkim znany uniwersytet. Dlatego ten rok był ważny.
Musiała zrobić wszystko, aby zasłużyć sobie na swoje wymarzone miejsce.
W tym też uczęszczać na zajęcia z wf-u. Te same, na które namówiła swojego przyjaciela. Bo chociaż może nie wyglądała na taką, co lubi sport i aktywność, patrząc na to, że często widziano ją z nosem w książkach, to jednak w sportach wodnych była naprawdę dobra. Szkoda więc, że szkoła takich ich nie proponowała, ale też to było bardziej ryzykowne i urazowe niż taka koszykówka. Nauczyciele nie ryzykowaliby utonięciem. Musiała więc na plaże jeździć na własną rękę. W tak zwanym międzyczasie.
— Nienawidzę w-fu — powiedział Marvin, kiedy po przebraniu się w szatni, spotkał się z nią na wielkiej sali gimnastycznej, gdzie mieli zbierać się wszyscy z klasy, aby zacząć podwójną lekcję z aktywnością fizyczną.
— Daj spokój, to początek roku, nie będzie tak źle — odpowiedziała Zoe, wiążąc sobie na głowie wysokiego kucyka.
— Ta… — mruknął przyjaciel, przelatując spojrzeniem po wszystkich dookoła, zatrzymując się dość podświadomie na członkach drużyny futbolowej, bo część z niej była z nimi w klasie. I to było najgorsze, bo Marvin podświadomie ich nie znosił. Ale miał co do tego dobry powód. — Kross został, to pewnie będzie przejebanie — dodał, wracając spojrzeniem do blondynki. Nie bez powodu miał tytuł „króla szkoły”. A skoro został kolejny rok w liceum, to wciąż był też kapitanem drużyny… więc Marvin uważał, że dalej pewnie miał przekichane, zwłaszcza po tym co się wydarzyło w trakcie wakacji.
Ale może już tego nie pamiętał? Chciał, aby tego nie pamiętał.
— Może nie, może w tym roku już będzie spokój — powiedziała. Może w tym roku wszyscy chcieli po prostu zdać rok, a Krossowi bardziej będzie zależeć na tym, aby po prostu skończyć liceum?
I gdy w końcu wszyscy się zebrali na sali, pojawił się nauczyciel, który wszystkich przywitał, bardziej entuzjastycznie niż powinien. Może on jako jedyny się cieszył na te zajęcia, zwłaszcza, że chyba już miał pomysł na ich dzisiejszą aktywność.
Gra w zbijaka.
— Oh nie… — stęknął Marvin, chyba wiedząc już jak będą wyglądać kolejne dwie godziny zajęć.
— Nie panikuj. — Chociaż może powinien, zważając na to, że połowa ich klasy to w pewnej części nowi członkowie drużyny futbolowej. Może jeszcze jest czas na to, aby zgłosić niedyspozycję?
Evander Kross
-
I suck at apologies, so unfuck you...
or whatever.nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Jeśli szukać zajęć, na których czuł się najmocniejszy, to był to oczywiście WF. Z tego przedmiotu akurat nikt nie musiał go prześlizgiwać z klasy do klasy, bo akurat na tych zajęciach był po prostu bardzo dobry. Aby nie powiedzieć, że najlepszy. I pewnie kłamstwem byłoby napisanie, że trener Verendal nie cieszył się na wieść, że Evander zostaje jeszcze na rok. Dla mężczyzny to oznaczało, że wciąż będzie miał mocnego quarterback w szkolnej drużynie, a tak się składało że Riverdale Rams do zeszłego roku było w topce drużyn. Nowy sezon stał jednak pod znakiem zapytania z tego powodu, że większość pierwszego składu ukończyło szkołę średnią i trzeba było ich zastąpić nowym narybkiem.
Nie byli oni oczywiście beznadziejni, nie o to chodziło. Bardziej o fakt, że byli jeszcze nieprzetrenowani dostatecznie w polu. Trudno aby byli, skoro przez większość meczów grzali ławę.
Ale wracając – wcale nie musiał nawet chodzić na te zajęcia, bo mógł je na spokojnie zaliczyć przez uczestnictwo w meczach i treningach, ale jednocześnie wychowanie fizyczne wplecione gdzieś w dzień szkolny pozwalało mu odzyskać trochę równowagi. Zwłaszcza tej psychiczne. Bo jak raz nie czuł się jak kompletny tłuk, który nie radził sobie z niczym, tylko był kujonem.
Plan na zajęcia mu odpowiadał – w zasadzie odpowiadałby niezależnie od wyboru dyscypliny (o ile nie byłby to badminton), Mieli grać w zbijaka na pierwszej godzinie a po przerwie pójść na szkolną siłownię. Czyli to było coś, co miał oblatane, a Marvin… No generalnie to chętnie by zobaczył wyciskającego Marvina.
O ile wiedziałby, kim jest Marvin.
Oczywiście na kapitanów drużyn, którzy mieliby naprzemiennie wybierać swój skład, trener bez zawahania wybrał najpierw Krossa, a potem innego z drużyny futbolowej. I oczywiście na początek wybrali tych, którzy z nimi trenowali, dzieląc się nimi. To akurat nie powinno być zaskoczeniem, że obie drużyny wolały mieć jak najwięcej futbolistów po swojej stronie, bo tak naprawdę to chyba oni większość gry robili. Mieli refleks, mieli zamach.
Naturalnie wcześniej trener poinstruował ich, aby nie rzucali zbyt mocno, bo nie chce, żeby kogokolwiek skasowali…
Gdy skończyli się gracze futbolowi, Kross wskazał spośród tłumu nikogo innego jak właśnie Zoe. Wskazał, no oczywiście nie pamiętał, jak jego koleżanka się nazywała. To, że dopiero co mieli projekt z chemii wspólny, na którym popłynął, a potem oferowała mu pomóc, na przyjęcie której był zbyt dumny, to niczego nie zmieniało.
Ale pamiętał ją z widzenia. I być może to niby miała być forma podziękowania za pomoc w projekcie (chociaż i tak wyszło jak wyszło), a być może nie stało za tym nic. Albo mu się spodobała. Kij jeden wiedział.
Reszta wyborów upłynęła szybko, ale Marvin czekał na swoją szansę do samego końca. Samego końca, bo w końcu nie było już nikogo innego, a że wypadało na drużynę Krossa, ten przewrócił tylko oczami i odwrócił się, akceptując swój los.
Rzygciuszka to przecież musiał kojarzyć. To była jednak tegoroczna ikona.
— Dobra, czy ktokolwiek z was umie chociaż trochę grać w tę grę? — spytał, jakże uprzejmie. Oczywiście futboliści nie odpowiadali, bo dla nich to był chleb powszedni. A raczej chleb rozgrzewkowy na treningach. Tylko tam rozgrywali to na znacznie większym polu, aby jednocześnie ćwiczyć celność i przede wszystkim po to, aby nie musieć się miarkować. No i nie grali w to zwykłą piłką, a futbolówką. — Nie próbujecie łapać piłek, bo to się nie uda. Przynajmniej nie, kiedy będą rzucać tamci czterej. W ogóle lepiej by było, żebyście stali z tyłu i po prostu unikali tego. Jest nas dużo, to pewnie będziemy grać z rezerwą i zmieniać się za tych, którzy odpadli. Więc ty — spojrzał na Marvina — przywitaj się od razu z ławką. — Bo już z góry założył, że będzie kiepski. No ale dobrzy gracze nie zostawali na koniec przy wybieraniu. Wystarczyło mu, że kapitan drugiej drużyny nawet na niego nie patrzył, aby wiedzieć, że to kiepski wybór.
Na ławkę oddelegował jeszcze kilka innych osób.
— A ty — spojrzał na Zoe, kalkulując wcześniej skład — grasz dobrze czy jak kolega?
Zoe Avery
Nie byli oni oczywiście beznadziejni, nie o to chodziło. Bardziej o fakt, że byli jeszcze nieprzetrenowani dostatecznie w polu. Trudno aby byli, skoro przez większość meczów grzali ławę.
Ale wracając – wcale nie musiał nawet chodzić na te zajęcia, bo mógł je na spokojnie zaliczyć przez uczestnictwo w meczach i treningach, ale jednocześnie wychowanie fizyczne wplecione gdzieś w dzień szkolny pozwalało mu odzyskać trochę równowagi. Zwłaszcza tej psychiczne. Bo jak raz nie czuł się jak kompletny tłuk, który nie radził sobie z niczym, tylko był kujonem.
Plan na zajęcia mu odpowiadał – w zasadzie odpowiadałby niezależnie od wyboru dyscypliny (o ile nie byłby to badminton), Mieli grać w zbijaka na pierwszej godzinie a po przerwie pójść na szkolną siłownię. Czyli to było coś, co miał oblatane, a Marvin… No generalnie to chętnie by zobaczył wyciskającego Marvina.
O ile wiedziałby, kim jest Marvin.
Oczywiście na kapitanów drużyn, którzy mieliby naprzemiennie wybierać swój skład, trener bez zawahania wybrał najpierw Krossa, a potem innego z drużyny futbolowej. I oczywiście na początek wybrali tych, którzy z nimi trenowali, dzieląc się nimi. To akurat nie powinno być zaskoczeniem, że obie drużyny wolały mieć jak najwięcej futbolistów po swojej stronie, bo tak naprawdę to chyba oni większość gry robili. Mieli refleks, mieli zamach.
Naturalnie wcześniej trener poinstruował ich, aby nie rzucali zbyt mocno, bo nie chce, żeby kogokolwiek skasowali…
Gdy skończyli się gracze futbolowi, Kross wskazał spośród tłumu nikogo innego jak właśnie Zoe. Wskazał, no oczywiście nie pamiętał, jak jego koleżanka się nazywała. To, że dopiero co mieli projekt z chemii wspólny, na którym popłynął, a potem oferowała mu pomóc, na przyjęcie której był zbyt dumny, to niczego nie zmieniało.
Ale pamiętał ją z widzenia. I być może to niby miała być forma podziękowania za pomoc w projekcie (chociaż i tak wyszło jak wyszło), a być może nie stało za tym nic. Albo mu się spodobała. Kij jeden wiedział.
Reszta wyborów upłynęła szybko, ale Marvin czekał na swoją szansę do samego końca. Samego końca, bo w końcu nie było już nikogo innego, a że wypadało na drużynę Krossa, ten przewrócił tylko oczami i odwrócił się, akceptując swój los.
Rzygciuszka to przecież musiał kojarzyć. To była jednak tegoroczna ikona.
— Dobra, czy ktokolwiek z was umie chociaż trochę grać w tę grę? — spytał, jakże uprzejmie. Oczywiście futboliści nie odpowiadali, bo dla nich to był chleb powszedni. A raczej chleb rozgrzewkowy na treningach. Tylko tam rozgrywali to na znacznie większym polu, aby jednocześnie ćwiczyć celność i przede wszystkim po to, aby nie musieć się miarkować. No i nie grali w to zwykłą piłką, a futbolówką. — Nie próbujecie łapać piłek, bo to się nie uda. Przynajmniej nie, kiedy będą rzucać tamci czterej. W ogóle lepiej by było, żebyście stali z tyłu i po prostu unikali tego. Jest nas dużo, to pewnie będziemy grać z rezerwą i zmieniać się za tych, którzy odpadli. Więc ty — spojrzał na Marvina — przywitaj się od razu z ławką. — Bo już z góry założył, że będzie kiepski. No ale dobrzy gracze nie zostawali na koniec przy wybieraniu. Wystarczyło mu, że kapitan drugiej drużyny nawet na niego nie patrzył, aby wiedzieć, że to kiepski wybór.
Na ławkę oddelegował jeszcze kilka innych osób.
— A ty — spojrzał na Zoe, kalkulując wcześniej skład — grasz dobrze czy jak kolega?
Zoe Avery
-
Sometimes you think that you want to disappear, but all you really want is to be found.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Nie miała większego problemu z wf-em, chociaż typowym sportowcem w szkole nie można było ją nazwać. Nie była częścią drużyny futbolowej, nie biegała, nie reprezentowała szkoły na zawodach czy olimpiadach, które nie dotyczyły chemii czy biologii, ale ze względu na to, że była aktywna fizycznie, tylko nie w szkolnych murach, to nie miała większego problemu z zadaniami na ćwiczeniach. Umiała się nawet wspiąć po linie, ale nie robiła tego na czas. Nie mówiąc też o tym, że nie latała z pomponami na każdym meczu, aby skakać w krótkich spódniczkach przed publicznością w rytm muzyki. Miało to podobno zagrzewać do dalszej walki, ale… stawiała sto dolarów, że większość ludzi przychodziła, aby popatrzeć na ładne dziewczyny w obcisłych strojach.
No ale jakoś sobie radziła. Chyba by się załamała, jeśli ze wszystkich przedmiotów w szkole, to właśnie wf byłby jej kulą u nogi, z której miałaby tróję. Nie była to tak wysoka ocena co by chciała, może była jakaś szansa aby ją podciągnąć, ale… wtedy musiałaby się zapewne wykazać na jakichś zawodach czy w jakiś inny sposób, aby nauczyciel się ugiął. A na to się nie zanosiło. Musiała więc nadrobić w innych przedmiotach, aby jej średnia była odpowiednio dobra.
Może to ona powinna wziąć też korepetycje. Z wychowania fizycznego.
Nie spodziewała się wybrania gdzieś na początku, bo jak wiadomo - pierwsi szli ci, którzy coś znaczyli. Którzy byli dobrzy, sprawni. Drużyna futbolowa była oczywistym i najlepszym wyborem na początku, dlatego chłopaki rozeszli się jak świeże bułeczki. Później stawiała, że pójdą te pojedyncze cheerleaderki, które mieli w klasie, ale… tak się nie stało.
Właśnie była w trakcie rozmowy z Marvinem, a raczej - uspokajaniem go, że to tylko zajęcia i jakoś je przeżyje, kiedy poczuła na sobie spojrzenie. Wielu ludzi. A potem szturchnięcie swojego kolegi, który głową wskazał jej kapitanów drużyn. Przeniosła wzrok na Krossa, w zaskoczeniu, że wybrano ją na takim etapie, ale bez słowa skierowała się w stronę „swojej drużyny”, pozostawiając Marvina samego na placu boju.
Chłopak chyba też był zaskoczony.
Nie był jednak zdziwiony tym, że nie został, jako jedyny, wybrany do samego końca. Jak co zajęcia, zwłaszcza jeśli wybierała drużyna futbolowa. Marvin nie był zbyt dobry jeśli chodziło o sporty, bo był nieco… łamagą. I miał dwie lewe nogi. Często obrywał, nie miał siły fizycznej i dobrej koordynacji ruchowej, chociaż się starał. Nienawidził zajęć z wf-u, a teraz? Teraz pewnie będzie przeklinał, że dał się namówić na ponowne zapisanie.
O tyle dobrze, że trafił do drużyny Zoe. Z drugiej strony, była to drużyna Evandera, więc…
Na pytanie Krossa, ich super kapitana, po prostu skrzyżowała ręce na piersi, oglądając się po reszcie. Gracze oczywiście uśmiechali się dumnie pod nosem, wyraźnie pewni siebie i rozbawieni czymś, co tylko ich bawiło. Inni coś tam przytaknęli. Widać było kompletną różnicę w zachowaniu Króla Szkoły, jeśli chodziło o teraźniejsze zajęcia, a… całą resztę, zwłaszcza chemię. Tam się starał nie wychylać i siedział cicho, a tutaj? Emanował wręcz pewnością. I bardzo szybko wdał się w przydzieloną mu rolę kapitana.
Wysłuchała jego wskazówek, a Marvin z jakiegoś powodu przykleił się do jej boku, jakby nie chcąc samemu zostać zauważony. Ale Kross go widział. I niemalże od razu posadził na ławkę rezerwowych. I szczerze? Chyba nie mógł chcieć niczego więcej. O wiele lepiej się czuł tam, niż na sali, gdzie byłby głównym celem. On to wiedział. W zasadzie wszyscy wiedzieli.
Przeniosła wzrok na Evana z Marvina, który coś do niej mówił, ale urwał w pół słowa.
— Umiem rzucać piłką — odpowiedziała. Może nie miała takiej sprawności jak gracze futbolowi i nie napierdalała piłką, że ta leciała z prędkością stu kilometrów na godzinę, ale chociaż jako takiego cela miała. I wydawało jej się, że była też na tyle zwinna, aby omijać lecące w jej stronę piłki. W końcu nie pierwszy raz już w to grali.
Ale czy to było wystarczające?
Gra miała się wkrótce rozpocząć, bo trener już się pytał czy wybrano pierwszy skład. Druga drużyna wydawała się być gotowa.
Evander Kross
No ale jakoś sobie radziła. Chyba by się załamała, jeśli ze wszystkich przedmiotów w szkole, to właśnie wf byłby jej kulą u nogi, z której miałaby tróję. Nie była to tak wysoka ocena co by chciała, może była jakaś szansa aby ją podciągnąć, ale… wtedy musiałaby się zapewne wykazać na jakichś zawodach czy w jakiś inny sposób, aby nauczyciel się ugiął. A na to się nie zanosiło. Musiała więc nadrobić w innych przedmiotach, aby jej średnia była odpowiednio dobra.
Może to ona powinna wziąć też korepetycje. Z wychowania fizycznego.
Nie spodziewała się wybrania gdzieś na początku, bo jak wiadomo - pierwsi szli ci, którzy coś znaczyli. Którzy byli dobrzy, sprawni. Drużyna futbolowa była oczywistym i najlepszym wyborem na początku, dlatego chłopaki rozeszli się jak świeże bułeczki. Później stawiała, że pójdą te pojedyncze cheerleaderki, które mieli w klasie, ale… tak się nie stało.
Właśnie była w trakcie rozmowy z Marvinem, a raczej - uspokajaniem go, że to tylko zajęcia i jakoś je przeżyje, kiedy poczuła na sobie spojrzenie. Wielu ludzi. A potem szturchnięcie swojego kolegi, który głową wskazał jej kapitanów drużyn. Przeniosła wzrok na Krossa, w zaskoczeniu, że wybrano ją na takim etapie, ale bez słowa skierowała się w stronę „swojej drużyny”, pozostawiając Marvina samego na placu boju.
Chłopak chyba też był zaskoczony.
Nie był jednak zdziwiony tym, że nie został, jako jedyny, wybrany do samego końca. Jak co zajęcia, zwłaszcza jeśli wybierała drużyna futbolowa. Marvin nie był zbyt dobry jeśli chodziło o sporty, bo był nieco… łamagą. I miał dwie lewe nogi. Często obrywał, nie miał siły fizycznej i dobrej koordynacji ruchowej, chociaż się starał. Nienawidził zajęć z wf-u, a teraz? Teraz pewnie będzie przeklinał, że dał się namówić na ponowne zapisanie.
O tyle dobrze, że trafił do drużyny Zoe. Z drugiej strony, była to drużyna Evandera, więc…
Na pytanie Krossa, ich super kapitana, po prostu skrzyżowała ręce na piersi, oglądając się po reszcie. Gracze oczywiście uśmiechali się dumnie pod nosem, wyraźnie pewni siebie i rozbawieni czymś, co tylko ich bawiło. Inni coś tam przytaknęli. Widać było kompletną różnicę w zachowaniu Króla Szkoły, jeśli chodziło o teraźniejsze zajęcia, a… całą resztę, zwłaszcza chemię. Tam się starał nie wychylać i siedział cicho, a tutaj? Emanował wręcz pewnością. I bardzo szybko wdał się w przydzieloną mu rolę kapitana.
Wysłuchała jego wskazówek, a Marvin z jakiegoś powodu przykleił się do jej boku, jakby nie chcąc samemu zostać zauważony. Ale Kross go widział. I niemalże od razu posadził na ławkę rezerwowych. I szczerze? Chyba nie mógł chcieć niczego więcej. O wiele lepiej się czuł tam, niż na sali, gdzie byłby głównym celem. On to wiedział. W zasadzie wszyscy wiedzieli.
Przeniosła wzrok na Evana z Marvina, który coś do niej mówił, ale urwał w pół słowa.
— Umiem rzucać piłką — odpowiedziała. Może nie miała takiej sprawności jak gracze futbolowi i nie napierdalała piłką, że ta leciała z prędkością stu kilometrów na godzinę, ale chociaż jako takiego cela miała. I wydawało jej się, że była też na tyle zwinna, aby omijać lecące w jej stronę piłki. W końcu nie pierwszy raz już w to grali.
Ale czy to było wystarczające?
Gra miała się wkrótce rozpocząć, bo trener już się pytał czy wybrano pierwszy skład. Druga drużyna wydawała się być gotowa.
Evander Kross