Katar zaczął niepozornie, ale szybko zmienił się w nieustanne kapanie i zatkany nos. Gardło piekło przy każdym oddechu, a kaszel wstrząsał jego ciałem jak gwałtowny skurcz. W dodatku policzki płonęły mu nienaturalnym rumieńcem, do czego przyczyniała się podwyższona temperatura. I jeszcze ten ból mięśni, który na pewno nie miał żadnego związku z jazdą na rowerze pod górkę czy w błocie.
Po tym wszystkim Ernie nie miał już wyboru i musiał wziąć wolne. Organizm domagał się odpoczynku, a każdy poranek tylko utwierdzał go w tym, że powrót do normalnego rytmu dnia był niemożliwy. Może i na początku próbował udawać, że to chwilowe przeziębienie, że wystarczy gorąca herbata i jeden spokojny wieczór, ale objawy nie mijały. Dlatego musiał poinformować szefa, czyli swojego tatę, że potrzebuje kilku wolnych dni, żeby dojść do siebie, a ktoś musi go zastąpić w dostawach na trasie między Ottawą a Toronto.
Przez większość dni leżał zawinięty w koc, z kubkiem herbaty parującym na stoliku obok, i pozwalał, aby czas przeciekał mu między palcami. Kiedy gorączka trochę puszczała, sięgał po pilot i włączał seriale. Czasem były to lekkie sitcomy, przy których nie musiał myśleć, a czasem kryminały wciągające tak bardzo, że zapominał o bolącym gardle i kaszlu. Najwięcej jednak oglądał meczów baseballu. Zasypiał przy komentatorskich głosach, budził się w trakcie kolejnych inningów, a w chwilach lepszego samopoczucia, emocjonował się tak bardzo, że krzyczał na ekran, jakby zawodnicy mogli go usłyszeć. Między jednym odcinkiem a kolejnym meczem zdarzało mu się przysnąć, z głową opartą o poduszkę i kocem zsuniętym na podłogę. Sen mieszał się z obrazami z telewizora: twarze aktorów, stadionowe światła, deszcz z tamtej wyprawy, chłód jeziora i twarz Mio, którą ratował z wody.
Mio Richardson

 
				
 
									 
				
