26 y/o, 168 cm
barmanka w emptiness
Awatar użytkownika
zawodowo postanowiła być utrzymanką, przez co utknęła w toksycznym związku bez większych perspektyw na ucieczkę
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Znów było ź l e.
Taka myśl kołatała w jej głowie, odkąd tylko po raz pierwszy spotkała się z głuchym sygnałem w telefonie, kiedy wybrała numer swojej matki.
Bała się. Tak cholernie obawiała się tego, że coś się wydarzyło; że może nim zdąży dojechać na miejsce, jej mamy już nie będzie. Z takimi myślami ciężko było jej się zmierzyć, ponieważ pomimo tego, iż miała świadomość tego, jak poważna choroba ciążyła na jej matce, Signy nie chciała dopuścić do siebie myśli o tym, że nie uda się jej uratować.
Nie dopuszczała do siebie myśli, że nagle mogłaby zostać tu zupełnie sama.
Niewiele myśląc wsiadła w samochód własnego faceta, choć przecież wiedziała, jak bardzo tego nie lubił. Nie miał powodów do obaw, ponieważ kierowcą była nad wyraz dobrym, dlatego Morrow była zdania, że przemawiało przez niego jego wybujałe ego. Po prostu bał się, że była od niego lepsza, a przecież to nie przystoi dziewczynie. Nie w oczach takiego gatunku faceta, jaki reprezentował on.
Nie myślała jednak o konsekwencjach. Nie myślała o tym, jaką burzę w szklance wody wywoła tym, że u k r a d ł a mu samochód. Zależało jej wyłącznie na tym, by czym prędzej dotrzeć do matki i upewnić się, że wszystko było w porządku.
Nim jednak dotarła na miejsce, ona zadzwoniła.
Była cała, zdrowa i bezpieczna, co przyniosło Signy taką ulgę, iż niespodziewanie strąciła telefon pod siedzenie pasażera. Schyliła się po niego i już miała go w dłoniach, kiedy wyprostowała się.
I wtedy zobaczyła rower.
Z całej siły nacisnęła hamulec, ale było za późno. Uderzyła w tylne koło dwuślada, ale nie dostrzegła konsekwencji swojego przewinienia, ponieważ widok zasłoniła jej poduszka powietrzna. Zaklęła pod nosem, kiedy samochód zatrzymał się, ale pomimo tego, iż miała świadomość tego, że na jego karoserii widoczne będą ślady wgniecenia, nie przejęła się tym. Czym prędzej wydostała się z auta, aby sprawdzić, czy osoba, która jechała rowerem, miała się dobrze.
Wszystko w porządku? — zapytała, gdy na pierwszy rzut okiem oceniła, że kobieta, która wylądowała na ulicy ż y ł a. Nie miała się też chyba tak znów najgorzej, a to w tym momencie było dla niej najważniejsze.
Nie odetchnęła jednak z ulgą, tylko przykucnęła przy niej. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, gdy myślała o własnej nieostrożności.

Lynette Miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
32 y/o, 168 cm
fotograf w prywatnym studiu
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

Lyn korzystała z dobrych warunków i przemierzała sobie trasę na rowerze, czyli jak prawie zawsze, gdy nie wybierała komunikacji miejskiej. Miała wpaść do przyjaciółki, by odebrać od niej ciuchy, które jej uszyła na zamówienie. Oczywiście była gotowa do drogi i miała sprawny rower, więc nie przyszło jej na myśl, że coś może się stać. Jeździła od dawna i nawet nie przejechała jeszcze niczego – ani nikt nie przejechał jej – do czasu. Była bardzo ostrożna i nawet nie słuchała muzyki, jak miała w zwyczaju, gdy spacerowała, lub po prostu siedziała w autobusie. Może tylko zajmowała jej głowę myśl o siostrze. Jakoś nie potrafiła sobie wyjaśnić, jak podłym można być człowiekiem, ale to zawsze będzie w jej głowie.
Lynette jechała znaną sobie trasą, więc wiedziała gdzie jechać i na co uważać. Ale tak się zdarzyło, że ktoś w nią wjechał. Upadła na ziemię, rower na nią i wydawało się, że tak się zakończy jej historia, ale nie, leżała sobie ot tak, słysząc jednak wszystko. Czyli nie umarła. Zanim otworzyła oczy, wymknęło się jej z gardła tylko jedno:
- Ja pierdolę… - a potem już ktoś przy niej był. Miała powiedzieć, że to nie do niej, gdyby słyszała, ale jakoś nie umiała się odezwać sensownie. Może przez upadek? Walnęła się w głowę, ale gdy zapytała siebie w myślach o to, jak się nazywa, potrafiła odpowiedzieć, więc chyba nie było aż tak źle. Mimo to nie podnosiła się jeszcze. Trochę jej szumiało w głowie, ale będzie żyć.
Odezwała się do niej nieznajoma, która była obok i Lyn starała się utrzymać z nią kontakt wzrokowy, ale trochę ją zamroczyło, więc mrugała tylko usilnie, a w odpowiedzi wyjąkała krótkie:
- Aha – na razie to tyle, jeśli chodzi o słowa. Starała się podnieść, ale zawadzał jej rower. Jak się w sobie zbierze to wstanie, ale chwilowo lepiej by sobie tak leżała. Dobrze, że nie miała ze sobą aparatu, bo jeszcze by się potłukł i zepsuł. Co tam ona, nie? Sprzęt był drogi. Trzeba mieć priorytety, a ona zdecydowanie pilnowała bardziej tego, niż siebie.
W każdym razie spojrzała na dziewczynę obok siebie i zapytała wprost.
- To twoja robota, tak? – no raczej, bo pamiętała pisk opon i gwałtownego hamowania. Poza tym nikt się tym nie zainteresował, więc było to jasne, że tamta ją stuknęła. Lyn nie brzmiała na wkurzoną, czy coś – po prostu jeszcze dobrze nie ogarnęła sytuacji.
- A wiesz, że masz ładne oczy? – zapytała od rzeczy. – To nie tekst na podryw – wyjaśniła szybko. Ona po prostu dostrzegała więcej w ludziach, bo uwielbiała ich rysować, malować czy fotografować. I tak jej wpadło do głowy, więc powiedziała na głos, co myśli.
- Jesteś fotogeniczna – wyjaśniła. – I tak, uderzyłam się w głowę – dodała, zanim padło jakieś kolejne pytanie. Znowu zamknęła oczy i wydawało się, że odleciała na dobre. A może nie?

Signy Morrow
Angellore / dc: xangellorex
26 y/o, 168 cm
barmanka w emptiness
Awatar użytkownika
zawodowo postanowiła być utrzymanką, przez co utknęła w toksycznym związku bez większych perspektyw na ucieczkę
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Setki przekleństw przemknęły przez jej umysł w momencie, w którym zdała sobie sprawę z tego, że tym, w co uderzyła, bynajmniej nie był przydrożny pachołek. Gdyby ktoś ją o to zapytał, nie byłaby w stanie określić, która z nich zawiniła bardziej. Nie potrafiła powiedzieć, czy rowerzystka, jak jej się wydawało, rzeczywiście pojawiła się znikąd, czy jednak ten felerny wypadek był wyłącznie wynikiem jej nieostrożności. Wiedziała natomiast, że nie chciała zrobić nikomu krzywdy.
Z faktem, że jednak do tego doszło, czuła się koszmarnie.
W duchu modląc się o to, żeby wypadek sprzed chwili nie okazał się opłakany w skutkach, czym prędzej pognała w stronę poszkodowanej kobiety. Na pierwszy rzut okiem wyglądało to tak, jakby stłuczka okazała się całkiem nieszkodliwa, ale przecież miała pełną świadomość tego, że widoczne rany wcale nie musiały okazać się jedynym skutkiem wypadku. Dziewczyna, w którą wjechała, potrzebowała prawdopodobnie konsultacji z lekarzem. Ba, Signy potrzebowała tego dla własnego spokoju, bo gdyby zostawiła ją tutaj bez pomocy, prawdopodobnie nie byłaby w stanie sobie tego wybaczyć.
No… tak — wiedziała, że było dość ciemno, ale mimo to miała wrażenie, iż po oczach biła czerwień, która wkradła się teraz na jej policzki. Paliła się ze wstydu, a choć nie było to przyjemne uczucie, to jednak nie nim powinna się teraz przejmować. W pierwszej kolejności powinna zadbać o komfort osoby, na którą ściągnęła to nieszczęście. — Może lepiej nie wstawaj? — zasugerowała, nawiązując do jej wcześniejszych ruchów. Te, swoją drogą, odrobinę ją zaniepokoiły. Nie miała pojęcia, czy były efektem szoku, czy może wynikały jednak z poważniejszego urazu, do którego to ona doprowadziła. Mimowolnie rozejrzała się dookoła, jednak od krawężnika dzieliła ich spora odległość, a to sugerowało, że jej o f i a r a nie powinna mieć raczej wstrząśnienia mózgu.
Stuprocentową pewność straciła jednak w momencie, w którym usłyszała jej późniejsze stwierdzenie.
Za jego sprawą Signy zamrugała gwałtownie, nie będąc pewną, czy przypadkiem się teraz nie przesłyszała. — Czekaj… co? — zapytała, nieco zdezorientowana. W którym momencie przeszły od dyskusji o wypadku do debaty o fotografiach? Czuła się trochę tak, jakby to ona uderzyła się w głowę. — Zresztą, nieważne. Jak się czujesz? Może trzeba zadzwonić po karetkę… albo chociaż pojechać do lekarza? — sama chyba preferowałaby to drugie rozwiązanie, choć jednocześnie obawiała się wsiadać ponownie za kierownicę, ponieważ całe to zdarzenie sprawiło, że czuła się kosmicznie zestresowana. Nie było więc żadnej gwarancji, że dowiozłaby je do szpitala w całości, a przecież jeszcze tego brakowało, żeby po drodze owinęły się wokół jakiegoś drzewa.

Lynette Miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
32 y/o, 168 cm
fotograf w prywatnym studiu
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

Lyn potrzebowała chwili, by zebrać myśli. Już sprawdziła czy wie, kim jest. I pamiętała, co robiła, stąd jej dziwna reakcja, która pozornie nie ma sensu.
- Jestem fotografem – wyjaśniła, a może sama powiedziała to sobie, by się w tym utwierdzić? Nie była pewna, jaki był główny powód, w każdym razie czuła się nieźle, chociaż bolące miejsce dawało o sobie znać.
- Nie, nie – odparła szybko na pytanie dziewczyny. – Nie chcę lekarza – oznajmiła. Może i ten powinien ją zobaczyć, ale nie miała sił na odpowiadanie na skomplikowane pytania i bardzo by się hamowała przed tym, by nie zacząć przeklinać przy nim. Lyn może i była nieśmiałą osobą, ale równocześnie miała dość bogaty słownik i nie zawsze mówiła grzecznie.
- Będzie dobrze – zapewniła, chociaż nadal nie za bardzo szło jej podniesienie się z drogi.
- Pomożesz? – zapytała wprost. – Jeśli będę tu leżeć, ktoś może wezwać pomoc lub policję, a tego zdecydowanie nie chcę – odparła bardziej przytomnie.
Miała nadzieję, że nic jej nie jest, chociaż trochę się poobijała. Podniosła rękę do miejsca, w którym bolała ją głowa (a nie miała kasku, chyba najwyższy czas go kupić), ale poza bólem i chyba rosnącym guzem, nic jej nie było. Żadnej krwi nie zaobserwowano, ot trochę przywaliła, ale że zasłoniła się ręką szybko, upadek nie był aż tak poważny.
- Jeśli dobrze pójdzie, to zostanie między nami – naprawdę chciała, żeby nikt się nie zjawił i dał im święty spokój. Jakoś się dogadają, chyba.
Lyn nie była kierowcą, bo bardzo się bała, że kogoś przejedzie. Właśnie dlatego nigdy nie poszła na kurs prawa jazdy, bo zwyczajnie ją to przerastało. Nie chciała nigdy być w takiej sytuacji jak teraz, dlatego domyślała się, że mocno się wystraszyła ta dziewczyna. Wypadki chodzą po ludziach i nigdy nie wiesz, co ci jest pisane. Może i nie była zła, ale zaniepokojona już tak. Wcale nie tym, że tamta kiepsko prowadzi, ani nie tym, że ona się poobijała. Raczej tym, że po prostu bała się tego, co mogą zrobić przypadkowi gapie. Naprawdę nie chciała zainteresowania zdarzeniem.
Miller była po prostu osobą, która długo nie potrafiła się gniewać na ludzi. Nie była szczęśliwa z powodu tego zdarzenia, to oczywiste, ale starając się wczuć w sytuację, po prostu pomyślała, że sama nie byłaby lepsza i jej też mogło się przydarzyć coś takiego. Poza tym dziewczyna też była uczciwa – mogła odjechać, a jednak została z nią i sprawdziła, czy wszystko z nią dobrze. Doceniała to, naprawdę.

Signy Morrow
Angellore / dc: xangellorex
26 y/o, 168 cm
barmanka w emptiness
Awatar użytkownika
zawodowo postanowiła być utrzymanką, przez co utknęła w toksycznym związku bez większych perspektyw na ucieczkę
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

W pierwszej chwili naprawdę nie wiedziała, o co tak właściwie chodzi. Była niesamowicie zmieszana, jednak to może niekoniecznie wynikało z tego, że słowa brunetki były pozbawione sensu. Prędzej chodziło o to, że Signy była przyzwyczajona do innego rodzaju reakcji. Kiedy popełniała błąd, większość osób, jakie znajdowały się teraz w jej życiu, zwyczajnie wybuchały złością. Nie robiła tego wyłącznie jej matka, zatem kiedy doprowadziła do wypadku, spodziewała się raczej tego, że osoba, która padła jego ofiarą, zgromi ją złowrogim spojrzeniem, a później też obdarzy kilkoma niewybrednymi epitetami. Gdy do tego nie doszło, była w sporym szoku.
Ten zmalał nieco, kiedy Lynette wyjaśniła jej, skąd tak właściwie wzięły się te komentarze. Wtedy jednak zalała ją nowa fala niepokoju. — Jezus maria, mam nadzieję, że nie wiozłaś ze sobą aparatu — odezwała się i odruchowo już omiotła najbliższą okolicę spojrzeniem, aby czym prędzej rozwiać własne wątpliwości. Nie dostrzegła nigdzie roztrzaskanego sprzętu, ale może wcale nie powinna czuć się spokojna? Nie oznaczało to przecież, że brunetka nie ukryła go gdzieś, a on nie został zniszczony. Wtedy jeszcze musiałaby jej go odkupić, a przecież i bez tego była kompletnie spłukana.
Niepokojącą wydawała jej się natomiast reakcja brunetki na wspomnienie o lekarzu. Signy posłała jej wówczas pytające spojrzenie, ale nie powiedziała nic. Przynajmniej do momentu, w którym wspomniała policję. — O ile nie jesteś poszukiwana listem gończym, to chyba raczej ja powinnam się nimi martwić — stwierdziła, już moment później prostując się, aby wyciągnąć do niej dłoń i pomóc jej wstać. — Tylko ostrożnie — poprosiła, naprawdę mając nadzieję, że brunetce nic nie będzie.
I nie, nie wynikało to wyłącznie z obawy o to, że sama mogłaby ponieść jakieś konsekwencje.
Nie puściła jej od razu, chcąc w ten sposób upewnić się, że kiedy dziewczyna sama stanie na nogach, chwilę później ponownie nie wyląduje na ziemi. Mając pewność, że tak się nie stanie, Morrow cofnęła się o krok. — Jesteś pewna, że ktoś nie powinien tego obejrzeć? Nie dbam o policję. Wiem, że to moja wina i z mandatem jakoś sobie poradzę, ale raczej wolałabym nie martwić się tym, czy dożyjesz do rana — wyjaśniła swój punkt widzenia. Nie zamierzała też przejmować się nieco skrzywionym rowerem, bo ten z łatwością można było odkupić, a choć Morrow nie zarabiała kroci, na pewno byłaby w stanie sprostać temu wyzwaniu. — Wiem, że nie wypadłam jak najlepszy kierowca, ale mogę podrzucić cię do lekarza — zapewniła, chcąc nie tylko zapewnić jej niezbędną pomoc, ale też nieco uspokoić własne sumienie. Na samą myśl o tym, co mogła jej zrobić, czuła atakujące ją wyrzuty sumienia.

Lynette Miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
32 y/o, 168 cm
fotograf w prywatnym studiu
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

Dziewczyna natychmiast zapewniła, że dużej szkody – poza jej małym obiciem – nie było. Na szczęście sprzęt był bezpieczny w domu (o ile nie przyjdzie jakiś złodziej, oczywiście).
- Nie mam go ze sobą – odpowiedziała. Dla Lyn sprzęt był jak dziecko, dbała o nie i starała się, by miał jak najlepsze warunki – czyli zero przygód. Czasem warto się było poświęcić dla sztuki, ale gdyby tak się zdarzyło, że miałaby go teraz ze sobą, byłoby źle, naprawdę. I pal licho jej stan, ważniejszy był aparat.
- Nie jestem, nie jestem – zapewniła. – Jestem absolutnie zwyczajnym i nudnym człowiekiemktóry ma problemy z kontaktami z innymi ludźmi, ale o tym można by już napisać jakiś esej. Lynette nie ufała ot tak każdemu, kogo spotka. Wiedziała jednak, że nie chce tu na dokładkę policji, bo byłoby tylko dłużej, więcej gadania i nieprzyjemności. Owszem, uderzyła się i tak dalej, ale przecież takie rzeczy się zdarzają i zwyczajnie nie chciała, żeby ktoś ucierpiał, tym bardziej, że przecież żyła i jej rower chyba też nie ucierpiał za mocno.
Z pomocą dziewczyny podniosła się i wpierw jęknęła, bo trochę jej się zakręciło w głowie, ale na szczęście nie straciła równowagi.
- Będzie dobrze – podsumowała. Kiedy jednak padły słowa o pomocy medycznej, pokręciła głową, ale… jej słowa zaprzeczyły temu gestowi.
- Właściwie to może i tak zrobić? – nie była pewna, ale dla świętego spokoju, może to było najlepsze wyjście. Obie się chyba uspokoją, kiedy lekarz stwierdzi – o czym była przekonana Lyn – że naprawdę wszystko jest w najlepszym porządku i po prostu więcej się wystraszyła, niż ucierpiała.
- No niech będzie – miała nadzieję, że dalsza droga obędzie się bez wypadków i nerwów.
- Pojedziemy do lekarza, a potem o tym zapomnimy, co? – nie była pamiętliwa, to raz, a dwa – naprawdę nie chciała być dla kogoś problemem. Lyn była tak niegroźną osobą i jak najbardziej pokojowo nastawiona do każdego, że naprawdę nie chciała tego ciągnąć. Nie ucierpiała jakoś szczególnie, to i nie będzie ciążyć na sumieniu komuś innemu, nawet jeśli wina była po jej stronie.
- Chyba obie mamy dzisiaj pecha – zauważyła. – Ale to nic, jak mawiają: co nas nie zabije, to wzmocni. A ja zainwestuję w dobry kask. Nie przejmuj się, żyję i mam się nieźle – starała się nawet uśmiechnąć. Cała Lyn – nawet w nieszczęściu zachowywała pogodę ducha. Była albo mocno stuknięta, albo sama jednak przywaliła mocniej, niż jej się wydawało. Tak naprawdę była dość specyficzną osobą i widziała świat swoim własnym sposobem i w różnych barwach. Bycie problemem dla innych to jej największe przekleństwo, bo nie lubiła, kiedy ktoś martwił się o nią lub przez nią.
- Zapakujemy rower jakoś i możemy jechać – powiedziała, naprawdę trzymając się pewniej na nogach. Może nawet uda jej się zrobić równie dobrze kilka kroków przed siebie. Jeden, dwa, trzy… i się tylko lekko zachwiała raz, więc był to dobry znak.

Signy Morrow
Angellore / dc: xangellorex
26 y/o, 168 cm
barmanka w emptiness
Awatar użytkownika
zawodowo postanowiła być utrzymanką, przez co utknęła w toksycznym związku bez większych perspektyw na ucieczkę
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Gdyby spojrzała na tę sytuację z boku, być może rzeczywiście doszłaby do wniosku, że miała k o s m i c z n e g o pecha. Teraz jednak, mając świadomość tego, na jak ugodową osobę trafiła, Signy doszła do wniosku, że miała raczej nieziemskie szczęście.
Odetchnąć z ulgą miała jednak dopiero, kiedy od kogoś znającego się na rzeczy usłyszy, że nie było powodu do obaw, a dziewczyna, którą przypadkiem potrąciła, rzeczywiście miała być cała i zdrowa.
Uniosła jedną brew ku górze, a później tylko nieznacznie wzruszyła ramionami. Zapewnienie o tym, że Lynette nie miała na pieńku z prawem, w pełni wystarczyło jej do tego, by wyparła tę kwestię z własnej podświadomości. Zresztą, wystarczył jeden rzut okiem na brunetkę, aby stwierdzić, że nie wyglądała na szczególnie groźną. Signy natomiast przed chwilą udowodniła, że z ich dwójki to ona była w stanie wyrządzić większe szkody. — Nie mogę zagwarantować, że to się uda, ale mogę obiecać, że spróbuję — odparła, kiedy brunetka wspomniała o zapominaniu o całym tym zajściu. To bez wątpienia byłoby wygodne, ale czy aby na pewno realne?
Nawet teraz, kiedy na krótką chwilę przymykała powieki, nie była w stanie wyrzucić z pamięci widoku roweru, który wjeżdżał jej pod koła.
Nie sądziła, by kiedykolwiek miała o tym zapomnieć.
Widzę, ale… To i tak nie zmienia faktu, że powinnam była być ostrożniejsza — wspomniała, bo choć naprawdę cieszyły ją zapewnienia w kwestii tego, że Lynette miała się dobrze, to jednocześnie nie miało to sprawić, że Signy rzeczywiście tak po prostu pozbędzie się wyrzutów sumienia.
Pod wieloma względami mogła sprawiać wrażenie takiej, która niczym się nie przejmuje, jednak nie potrafiła być obojętna na cudzą krzywdę, a już na pewno nie umiała zignorować tego, że to ona za nią odpowiadała.
I chyba też całkowicie poturbowała jej ten nieszczęsny rower, z czego zdała sobie sprawę zaraz po tym, jak przeniosła na niego spojrzenie. — To pewnie nie jest składak, co? — zapytała, mimowolnie zastanawiając się nad tym, jak ma wepchnąć to ustrojstwo do samochodu. Zanim jednak ruszyła w jego kierunku, jej uwagę przykuło to, w jaki sposób brunetka się zachwiała. — Może wsiądź do auta, a ja jakoś się tym zajmę? Wolałabym, żeby nie zakręciło ci się w głowie, bo nie jestem pewna czy zdołam zawlec później do środka i rower i ciebie — ostrzegła rzetelnie, jednocześnie wiedząc, że wpakowanie ich do środka byłoby wówczas jej najmniejszym problemem.
Pochyliła się nad jednośladem i podniosła go, powoli prowadząc w kierunku bagażnika. — Zapłacę za naprawę. Albo odkupię ci nowy, jeśli okaże się, że ten nie nadaje się do dalszej jazdy — zadeklarowała, ponieważ przynajmniej tyle mogła zrobić w obliczu tego, jak wiele sprawiła kłopotów.
I nie, w tej kwestii zdecydowanie nie miała przyjąć sprzeciwów.

Lynette Miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
32 y/o, 168 cm
fotograf w prywatnym studiu
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

Lyn pokiwała głową i w sumie przez kolejnych kilka chwil milczała jak zaklęta. Analizowała sobie w głowie to, co się wydarzyło i chociaż ucierpiała i jej rower także, wcale nie czuła złości. Przestraszyła się, owszem i zdecydowanie nie była sobą, jednak wiedziała, że nie może być wściekła. I ta troska (lub wyrzuty sumienia dziewczyny) naprawdę ją wzruszyła.
- Większość osób miałoby to gdzieś – zauważyła. – I cieszę się, że nie jesteś jedną z takich osób. To naprawdę pozwala mi chociaż trochę uwierzyć w drugiego człowieka – powiedziała, po czym odetchnęła głęboko i już miała powiedzieć coś jeszcze, ale nie zrobiła tego.
Pokręciła głową w sprawie roweru, nie był byle jakim. W końcu musiała się jakoś przemieszczać i jak już kupiła swój jednoślad, to był porządny.
Posłusznie wsiadła za to do samochodu. Nie chciała się tam przewrócić i sprawić problem. Nie jest to też winą nieznajomej, że Lyn cierpiała na fobię społeczną i często nie potrafi się dogadać lub wyrazić siebie wprost. Czasem bała się nawet samej siebie.
- Zgoda – powiedziała, nie chcąc się wykłócać czy coś. Mogła się zgodzić na takie wyjście, bo było uczciwe i w tej sytuacji naprawdę pasowało się dogadać.
Nie chciała być problemem, ale jednak musiała przyznać, że skoro ona zawiniła, musi jakoś naprawić to, co zrobiła. Lynette była uczciwą i poczciwą osobą, dlatego nie wykłócała się za bardzo. Ona nie była w stanie chować urazu na dłużej, przeważnie przechodziło jej po kilku minutach, no chyba, że to było coś bardzo niedobrego. A tym razem nie potrafiła, bo przecież każdemu mogło się zdarzyć coś takiego i nie znał człowiek dnia, ani godziny, gdy z ofiary sam stanie się tym, który dopuścił się wykroczenia.
- Dziękuję, że się przejmujesz – odparła. – Nie każdy by tak zareagował – ile to osób zwiewało i nie interesowało się tym, co się działo z poszkodowanymi. Naprawdę ten gest bardzo ujął Lynette, która wiarę w ludzie traciła z każdym rokiem coraz bardziej. Tym razem miała powód do tego, by się ucieszyć, nawet jeśli nie czuła się najlepiej.
- Doceniam to – może nie było to aż takie ważne, ale chciała jakoś przekazać, że nie chowa urazy. Ludzie przecież byli różni, a ta dziewczyna nie bała się podjąć odpowiedzialności. Miłe.

Signy Morrow
Angellore / dc: xangellorex
26 y/o, 168 cm
barmanka w emptiness
Awatar użytkownika
zawodowo postanowiła być utrzymanką, przez co utknęła w toksycznym związku bez większych perspektyw na ucieczkę
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Nie wiedzieć czemu, poczuła się dziwnie z a k ł o p o t a n a.
Nie przywykła bowiem do żadnych pochwał, więc kiedy Lynette zwróciła uwagę na to, że jej zachowanie było nie tyle prawidłowe, ale nawet wyróżniające się na tle innych, policzki Signy oblały się żywym rumieńcem. Zawstydziła się, co również było dla niej swego rodzaju nowością. Nie była przyzwyczajona do tego rodzaju emocji, dlatego nie umiała sobie z nimi poradzić. Czym prędzej zapragnęła pozbyć się ich, co na szczęście stało się o wiele łatwiejsze, kiedy została sam na sam z rowerem brunetki.
Jedynym problemem było to, jak cholernie ciężko było go zapakować.
Szarpała się z nim kilka, może nawet kilkanaście minut, jednak nie była w stanie ułożyć jednośladu tak, aby całkowicie zmieścił się w bagażniku. Ilekroć się do tego przymierzała, jakaś jego część wystawała poza maskę, co uniemożliwiłoby jej zamknięcie. Signy kilkakrotnie zaklęła pod nosem, jednak w porę przypomniała sobie, że przecież tylne siedzenia można było złożyć. Trochę zajęło jej przypomnienie sobie tego, w jaki sposób powinna tego dokonać - nie był to przecież jej samochód, jednak w końcu odniosła sukces. Wcisnęła rower do środka, po czym zamknęła bagażnik i obeszła auto, aby usiąść wygodnie na fotelu pasażera.
Rozchyliła usta, aby zaprotestować, ale wtedy zdała sobie sprawę z tego, że mimo wszystko Lynette miała sporo racji. — To prawda, ale… Cholera, nawet nie umiem sobie wyobrazić tego, jak bardzo musiałabym mieć poprzestawiane w głowie, żeby tak po prostu cię tam zostawić — przyznała całkiem szczerze. Nie była ideałem i bez wątpienia wiele można było jej zarzucić, jednak najwyraźniej nie to, że zostawiłaby w potrzebie osobę, którą ona sama naraziła na niebezpieczeństwo.
Zresztą, moje sumienie też by na tym ucierpiało. Na pewno nie przespałabym reszty nocy — dlatego najlepszym rozwiązaniem wydawało się dostarczenie brunetki do miejsca, w którym ktoś sprawdziłby jej stan zdrowia i zapewnił je, że wszystko było w porządku. — To trochę kiepskie okoliczności, ale… Signy — przedstawiła się, wyciągając w jej stronę dłoń jeszcze zanim zdecydowała się ruszyć z miejsca wypadku. Po uruchomieniu samochodu nie zamierzała odrywać dłoni z kierownicy, bo przecież już dość dobitnie udowodniła, jak opłakany w skutkach może być brak ostrożności podczas jazdy.

Lynette Miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
32 y/o, 168 cm
fotograf w prywatnym studiu
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

Poznała już tyle typów ludzi, że naprawdę nagle poczuła wiarę w drugiego człowieka. To bardzo rzadkie zjawisko, ponieważ Lyn cierpiała na fobię społeczną, a to naprawdę bardzo komplikowało życie i normalne funkcjonowanie.
- Cieszę się z tego, że miałam szczęście w nieszczęściu – powiedziała wprost, po czym nawet udało jej się trochę uśmiechnąć. Jeśli ona tak zareagowała, to naprawdę nie miała żalu i cieszyła się z tego, że nareszcie nikt jej nie olał i nie zostawił samej sobie.
- Nie wszyscy są w takich sytuacjach uczciwi, co bardzo mnie boli. No ale świat już taki jest, nikt i nic tego nie zmieni, dlatego poważnie mówię, że nie jestem zła czy coś. Poza tym, co by mi dało wydzieranie się na ciebie, hmm? – nie musiała odpowiadać.
- Nic. Pobiłybyśmy się, albo wytargały się za włosy i tyle by było. Zdecydowanie nie jestem zwolenniczką agresywnych metod działania. Wystarczy już tego na świecie – czy potrafiła się bić? Jasne, ale czy chciała? Nie. Nauczyła się bronić, ale była pokojowo nastawiona do ludzi, chyba, że ktoś sam ją atakował celowo. Lyn była osobą dość specyficzną i często cierpiała w samotności, ale najważniejsze było to, że była zupełnie nieszkodliwa.
Kiedy dziewczyna wyciągnęła ku niej rękę, Lyn uścisnęła ją delikatnie.
- Lynette – odpowiedziała, podając w zamian swoje imię. – Ale wszyscy mówią mi po prostu Lyn, więc śmiało możesz używać tej formy – wyjaśniła. Nawet wolała, gdy się jej mówiło krótszą formą, jakoś tak czuła się wtedy milej.
Nie bała się pojechać z Signy, bo czuła, że naprawdę ta będzie uważać i nie kusić losu. Zresztą byłby to niezły pech, gdyby stało się coś jeszcze – odpukać.
- Nie martw się, jestem pewna, że nic mi nie jest i nie będę ci ciążyć na sumieniu. Czasami od takich historii zaczynają się ciekawe znajomości – zauważyła i naprawdę tak pomyślała. – Oczywiście wszystko zależy od tego, czy jeszcze na siebie wpadniemy, ale mam szczęście do ludzi i wiele osób spotykałam ponownie. Nie każdy mnie pamiętał, ale mam naprawdę dobrą pamięć do twarzy. Często ludzie wyrzucają z umysłu obrazy, które im się kojarzą źle lub wydają nieważne. A ja tak nie potrafię – powiedziała, będąc pewną, że nawet po długim czasie poznałaby Signy i mogła o niej coś powiedzieć.
- Niby Toronto jest wielkim miastem, ale czasami wpada się na tych samych ludzi. Ja to nazywam przeznaczeniem, chociaż nie każdy w to wierzy i mówi na to zbiegi okoliczności.


Signy Morrow
Angellore / dc: xangellorex
ODPOWIEDZ

Wróć do „Porzucone”