- 
				 karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Bronte nie znosiła samochodów. Nie lubiła ich częściowo dlatego, że sama nie potrafiła prowadzić, ale również przez to, jak często powodowały korki. Poruszanie się po Toronto w godzinach szczytu było przeogromną męczarnią i sprawiało wrażenie, jak gdyby trwało godzinami, ale mimo to stawiała na tę opcję, zamiast korzystać z komunikacji miejskiej.
Pal licho ekologię. Nie była w stanie znieść tego tłoku, zaduchu, a nierzadko też i osób, które za nic miały cudzą przestrzeń osobistą. Taksówka wydawała się więc o wiele lepszą opcją. Nie i d e a l n ą, ale mimo wszystko lepszą.
Kiedy kierowca oznajmił, że musiał zatankować, Bronte głośniej wypuściła powietrze. Nie miała innego wyjścia, jak przystać na tę opcję, ponieważ z pustym bakiem i tak nie odwiózłby ją na miejsce. Droga była jednak na tyle męcząca, iż postanowiła właśnie w tym miejscu podziękować swojemu kierowcy, aby po jego odjeździe mimochodem znaleźć kolejnego. To zaś oznaczało, że dla zachowania pozorów musiała zakręcić się po stacji benzynowej, której z oczywistych powodów nie była stałym bywalcem.
Dzwoneczek przy drzwiach oznajmił, że przekroczyła próg niewielkiego sklepiku połączonego ze stacją, a ona pomaszerowała prosto między regały. Nieco więcej uwagi poświęciła tym, na których znajdowały się samochodowe zapachy, kilka z nich biorąc w dłoń, aby je ocenić. Wąchała właśnie coś, co przypominało lawendę, kiedy jej spojrzenie spoczęło na dziwnie znajomej postaci.
W pierwszej chwili pomyślała, że to tylko w r a ż e n i e. Dziwne podobieństwo, które nie było aż tak nieprawdopodobne, skoro nie widziała go twarzą w twarz. Spotkanie Davida w takim miejscu wydawało się nierealne nie tylko dlatego, że całe życie mieszkał w innym mieście.
Nie było możliwe głównie przez to, że niemal rok temu gościła na jego pogrzebie.
Mimo to dziwny dreszcz przemknął przez jej kręgosłup. Odłożyła na półkę trzymaną dotychczas zawieszkę, a później rozpoczęła grę w podchody. Udając, że jej uwaga pozostawała skupiona na zawartości sklepikowych półek, przesunęła się nieco bliżej mężczyzny, aby przyjrzeć mu się z mniejszej odległości.
Czuła się tak, jakby z w a r i o w a ł a.
Odchrząknęła cicho, zatrzymując się tuż przy regale, na którym on teraz coś rozkładał. — Przepraszam — odezwała się, zwlekając chwilę w oczekiwaniu, aż na nią spojrzy. — Chyba potrzebuję pomocy — dodała, po czym koniuszkiem języka zwilżyła dolną wargę.
Miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi, a jednocześnie czuła się, jak skończona idiotka. Takie rzeczy nie zdarzały się przecież naprawdę, więc czego tak właściwie oczekiwała? Na to nie potrafiła sobie odpowiedzieć.
Jacob Brown
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor
Dzień, jak co dzień.
Pomimo natężonego ruchu na drogach, przez samą stację nie przewijało się aż tak wiele osób. Jake pobrał opłatę za tankowanie, nie wdając się z taksówkarzem w zbędną konwersację o niczym, po czym wrócił do wykładania towaru na regał z przekąskami. Kiedy dzwoneczek przy drzwiach oznajmił wejście kolejnego klienta, spojrzał jedynie w strategicznie umieszczone lustro mające ułatwiać pracownikom kontrolę. Jedyne co mógł stwierdzić z tak odczytywanego obrazu, to kolor włosów i płeć. Widząc, że blondynka nie kieruje się do kasy, pozostał w swoim miejscu, jedynie nieco zwalniając dotychczas wykonywaną czynność na rzecz nieco uważniejszej obserwacji.
Dopiero kiedy weszła na drugi koniec tej samej alejki, w której przebywał, spojrzał w jej kierunku i o mało nie upuścił trzymanych trzech paczek Doritos. Krew w żyłach ścięła się momentalnie, a lodowaty dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa spiął ciało w sposób bardzo nieprzyjemny.
Szybko odwrócił głowę, pospiesznie wciskając trzymane opakowania na regał.
Nie widział Bronte od... nawet nie był w stanie powiedzieć ile dokładnie minęło. Na pewno ponad rok, bo przecież właśnie tyle oficjalnie jest martwy. Wiedział, że mieszka w Toronto, więc istniało ryzyko, że ich drogi kiedyś się skrzyżują, niezależnie od tego, że to przecież ogromne miasto. Nie był na to gotowy, mimo że przebiegało mu to przez myśl, kiedy musiał przemieścić się poza okolicę swojego wynajmowanego mieszkanka i pracy.
Zagryzł mocniej zęby i zignorował zimną kroplę potu spływającą po karku, kiedy kroki wyraźnie zbliżyły się i po chwili usłyszał znajomy głos.
Nie uciekał, nie miał nawet dokąd, nie było innego pracownika żeby na niego zrzucić zajęcie się klientką. Musiał to wziąć na klatę, mając nadzieję, że jednak go nie rozpozna. Zmienił fryzurę, zapuścił brodę, poza tym miał na sobie typowe spodnie i polówkę pracownika stacji z przyczepioną plakietką "Hi, my name is JACOB."
Wstrzymując oddech odwrócił głowę i uśmiechnął się uprzejmie, mimo że wewnątrz cały drżał z rosnącej paniki, że mógł zostać rozpoznany. To mogłoby wielce skomplikować... wszystko.
- Dzień dobry. Jasne, w czym trzeba pomóc? - Starał się celowo obniżyć głos, chociaż nigdy nie ćwiczył modulacji w celach brzmienia jak ktoś inny. Wewnętrzne spięcie zdecydowanie mu w tym przeszkodziło, wprowadzając lekkie drżenie niepewności w samo powitanie. Przy odrobinie szczęścia, może zostanie to odebrane jako nerwowość w obecności ładnej kobiety. Po cichu właśnie na to liczył, starając się nie dać porwać paranoi zaciskającej się na gardle niczym żelazna, zimna dłoń.
Bronte Rosenthal-Murray
- 
				 karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
To imię nawet do niego pasowało i być może było jego własnym? Kiedy wykonała tych kilka kroków w jego stronę i w końcu się przed nim zatrzymała, ogarnęła ją jeszcze większa fala niepewności. To, co podejrzewała jeszcze przed chwilą, nie miało przecież sensu. Dave nie mógł tak po prostu chodzić po tym świecie i pozwolić swojej żonie uwierzyć, że zginął w tak tragicznych okolicznościach. Nie mógł osierocić kilkuletniego dziecka, aby później wyjechać kilkaset mil dalej, by tam wieść życie pod zupełnie innym nazwiskiem. Nie pasowało jej to do niego, ponieważ miała go za jednego z tych porządnych facetów.
Poza tym j e d n y m razem.
Wciągnęła głębiej powietrze i przemknęła spojrzeniem po jego twarzy. Czy rzeczywiście była aż tak podobna do tego, co pamiętała sprzed lat? Nie miała żadnej gwarancji, bo choć wyglądał podobnie, minęło przecież sporo czasu, odkąd widzieli się po raz ostatni. Skłonna byłaby więc uwierzyć, że to wyobraźnia płatała jej figle.
Coś innego mówiły jej jednak jego oczy. Jednego wieczora miała okazję w nich zatonąć. Zatracić się w spojrzeniu, którym pożerał ją, kiedy zostali sami. Teraz wydawało jej się, że miała okazję znów to w nim zobaczyć. Że może za tą maską rzeczywiście krył się mężczyzna, który teoretycznie nie powinien już chodzić po tej ziemi.
I wtedy usłyszała jego głos.
Być może nieco zmieniony, ale jednocześnie tak bardzo podobny do tego, którym tamtej nocy szeptał jej do ucha czułe słowa. Po jej plecach momentalnie przemknął dreszcz, będący najpewniej efektem mieszanki wstydliwych, ale jednocześnie wyjątkowo przyjemnych wspomnień oraz obawy o to, że jej podejrzenia mogły stać się prawdą. Gdy o tym pomyślała, raz jeszcze zganiła się w myślach za to, w jakich kategoriach spoglądała na niego do tej pory. Dlaczego myślami uciekała właśnie w stronę ich wspólnych chwil, zamiast skupić się na tym, co było najważniejsze?
Na jego r o d z i n i e.
Z myślą o przyjaciółce, która jeszcze niedawno wypłakiwała jej się do telefonu, Bronte postanowiła zaryzykować. Nie w sposób na tyle otwarty, aby dać mu szansę na unik. Nie mogła przecież otwarcie zapytać go o to, czy przypadkiem przed rokiem nie udał martwego, by uciec z Montrealu. Zresztą, dlaczego miałby to zrobić?
— Szukam kogoś — odezwała się po chwili. Uważnego spojrzenia nie odrywała od jego twarzy, chcąc wyczytać z niej choćby cień reakcji wskazującej na to, że mogła mieć rację. Chyba naprawdę upadła na głowę. — Ma na imię David — dodała, zawieszając wzrok na jego oczach. Jeśli rzeczywiście miała w sobie coś z dziennikarki, powinna coś dostrzec. Powinna zauważyć to, co chciał przed nią ukryć.
Rzecz w tym, że cała ta sytuacja wydawała jej się tak niewiarygodna, iż niczego nie była już pewna.
Jacob Brown
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor
Szuka Davida.
To było zbyt precyzyjne, żeby mogło być przypadkowe. Za dużo szczegółów składało się na to, żeby uznać to za kompletny przypadek. Rozpoznała go? Próbowała go podejść? Nie była pewna? Niby David to popularne imię, Bronte miała prawo znać całe grupy Davidów, ale czemu szukała jednego akurat tutaj?
A może wpadał znowu w paranoje, które zdarzały mu się niestety zbyt często? Ale w tym wypadku miał bardzo realne podstawy do obaw!
Drgnięcie dłoni zamaskował poprawieniem kilku paczek przekąsek. Nerwowo zacisnął mocniej szczęki, co skryło się pod brodą, której kiedyś nie nosił w ogóle. Dziękował w tej chwili psychologowi za sugestię, że dobrze by było radykalnie zmienić styl i wygląd, to da mu poczucie większego bezpieczeństwa i maski. Tylko że w tej chwili nie było wystarczające, bo natknął się na kogoś, kto autentycznie mógł go rozpoznać.
Ale nie mógł wyjść z "roli", nie mógł się zdradzić z taką łatwością, musiał zachować pozory do końca, twardo obstawiając przy swojej tożsamości nawet, jakby mu w twarz zarzucała kłamstwo.
Uprzejmy uśmiech zamienił na lekkie niezrozumienie.
- Nie pracuje u nas David. Może chodzi o inny punkt Petro-Canada? Inny najbliższy jest przy Dixon Road, niecałe dwa i pół kilometra stąd. - Odwrócił się w pełni w kierunku rozmówczyni, żeby nie sprawiać wrażenia, jakby się chował. - Mogę zadzwonić i zapytać, czy tam pracuje i czy jest na zmianie. - Wskazał kciukiem za siebie, na kasę, gdzie znajdował się służbowy telefon.
W myślach już błagał opatrzność, żeby zesłała mu ratunek w postaci innego klienta, któremu będzie musiał poświęcić uwagę w celu pobrania opłaty za tankowanie. A najlepiej stado klientów. Chyba jeszcze nigdy nie miał takiej sytuacji, gdzie chciał, żeby sklep wypełnił się tłumem ludzi.
Bronte Rosenthal-Murray
- 
				 karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Wiedziała bowiem, jak irracjonalnie to brzmiało. Stała pośrodku stacji benzynowej i wpatrywała się w oczy obcego człowieka, próbując doszukać się w nim osoby, która przed dwunastoma miesiącami została pochowana. Dlaczego? Czemu nagle wpadła na to, że coś mogło jej tu nie pasować, choć historia, którą opowiedziała jej jego żona składała się w spójną całość?
Nie miała podstaw, by w to wątpić, zatem nie miała również podstaw, by widzieć w nim kogoś, kim nie był.
Mimo to nie była w stanie pozbyć się myśli, że wydawał się dziwnie znajomy.
— Nie, nie. Chodziło mi na pewno o to miejsce, więc… Jesteś pewien? Może przedstawił się jakimś pseudonimem? — dopytała po chwili, a jej spojrzenie już jakby odruchowo powędrowało w stronę jego plakietki.
Domyślała się, jak to wyglądało. Z jego perspektywy musiała sprawiać wrażenie nieźle szurniętej, ale mimo to zdecydowała się to kontynuować. Wyszła bowiem z założenia, że nie miała tu nic do stracenia, ponieważ on ostatecznie mógł być wyłącznie przypadkowym facetem, przed którym się wygłupi. I którego najpewniej nie spotka nigdy więcej, bo skoro sama nie posiadała samochodu, nie miała powodów, aby raz za razem pokazywać się na stacji. Może też wcale nie będzie chciała?
Odwróciła się do niego bokiem i na krótką chwilę skupiła uwagę na zawartości jednej z półek. Mogła sprawiać wrażenie, jak gdyby odpuściła sobie, ale nic bardziej mylnego. Moment później ponownie zerknęła na bruneta, decydując się na to, by dla odmiany zagrać nieco inną kartą. — Nie wpadliśmy już kiedyś na siebie? — zapytała, znów odwracając się w jego stronę. Tym razem przestudiowała spojrzeniem jego twarz odważniej. — Mam wrażenie, że skądś się znamy. Jesteś stąd? — dopytała, a na jej usta wkradł się łagodny uśmiech.
Próbowała go podejść, mając nadzieję, że to, co robiła, rzeczywiście przyniesie zamierzony skutek.
Jacob Brown
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor
Nie był Davidem. David zginął rok temu. Złapał się tej myśli kurczowo, jakby podświadomie obawiał się, że może jednak o tym zapomni. Wspomnienia z dawnego życia ożyły dużo gwałtowniej i wyraźniej, niż mógłby przypuszczać.
Zmarszczył lekko brwi i przymrużył oczy, chcąc sprawić wrażenie zastanawiania się nad jej pytaniem. Nie od razu odpowiedział, odliczył w myślach powoli do trzech. Dopiero po tym westchnął z rezygnacją i pokręcił głową lekko, jakby mentalne wertowanie współpracowników nie przyniosło rezultatów, na które liczyła.
- Nie, wszyscy pracownicy noszą plakietki z imieniem, polityka firmy nie pozwala na używanie pseudonimów. Żaden David nie mógł się tu w ten sposób ukryć. - Tylko on. I wiedziała o tym tylko policja. Naprawdę miał nadzieję, że to grono osób świadomych nie powiększy się o Bronte, bo to nie tylko skompromitowałoby jego przykrywkę, ale mogłoby zagrozić jej samej, oraz - co gorsza - zostawionej za sobą rodzinie.
Wzruszył nieznacznie ramionami i wykorzystał jej chwilowe odwrócenie uwagi, żeby samemu schować się za pozorami ponownego skupienia na pracy. Wyłożył kilka kolejnych paczek Doritos na regał, wyrównał, poprawił cenę wetkniętą za plastikową, przezroczystą listwę i schylił się po kolejne pudełko innych przekąsek do wyłożenia. Kątem oka wciąż obserwował stojącą obok blondynkę. Nie krył się z tym tak do końca, jakby nie patrzeć, była tuż obok, a on nadal był w pracy, zobowiązany do obsługi klienta nawet, jeśli w tej chwili chciał być po drugiej stronie miasta.
Zdążył jedynie otworzyć fabrycznie sklejony karton pełen batoników, zanim Bronte odwróciła się ponownie w jego kierunku. Nie zrobił tego samego, uparcie zajmując się swoją praca, ale przekręcił nieco głowę, żeby móc spoglądać na nią z uprzejmym zauważaniem jej obecności. Nie ignorował jej.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że w głębi wiedział, że wcale nie mógłby jej tak całkiem zignorować, choć zapewne powinien. Tak jak powinien być bardziej przygotowany na taką sytuację, bo jednak ryzyko skrzyżowania się ich ścieżek zawsze istniało.
Spiął się na to pytanie trochę wyraźniej niż wcześniej. Odłożył trzymany batonik na kupkę, w pośpiechu szukając w głowie drogi ucieczki. Mógł kłamać, stworzyć historię podkreślającą prawdopodobieństwo ich wcześniejszego spotkania, ale czy to na pewno odniosłoby skutek? Mógł też trochę odwrócić kota ogonem, zmienić podmiot rozmowy z siebie, na nią. Popatrzył na nią uważniej, przesunął spojrzeniem w dół jej sylwetki i znowu do twarzy, jakby oceniał prawdopodobieństwo ich wcześniejszego spotkania.
- Na pewno pamiętałbym to spotkanie. - Pomimo spięcia, uśmiechnął się do niej z założenia bardziej przychylnie i z zainteresowaniem, już nie tylko uprzejmie. Tak, jakby podobało mu się na co patrzy, co też wcale fałszem nie było. Odchrząknął i niby w spłoszeniu na moment spojrzał na trzymane w dłoni pudełko i znowu na nią. - Tak, mieszkam w okolicy. Ale wiesz co, masz rację, wyglądasz znajomo... - Kolejny uśmiech, bardziej czarujący, bardziej w kierunku zainteresowania, może nawet nieśmiałego flirtu. Zupełnie nagle przyszło mu na myśl, że mógł przecież wykorzystać jej profesję do zagrania podobnymi kartami. Skoro już mowa o odwracaniu kota ogonem, to przynajmniej miał podstawy rozpoznać ją nawet jako Jacob, mieszkaniec Toronto od urodzenia, zwykły i szary człowiek z Rexdale.
Bronte Rosenthal-Murray
- 
				 karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Może po prostu w pełni nie pogodziła się z jego śmiercią? Teraz jak gdyby mimowolnie podążyła myślami w tamtym kierunku, zastanawiając się nad tym, jak tak właściwie ją przeżyła. Odejście Davida było dla niej ogromnym szokiem, jednak nie opłakiwała go tak intensywnie, jak robiła to jego żona. Bronte już pewien czas temu wycofała się i złapała konieczny dystans, zawstydzona tym, że w chwili słabości zdradziła własną przyjaciółkę. Odsunęła się od niego tak bardzo, jak było to możliwe, aby jej własne uczucia nie doszły do głosu.
Pozwoliła im umrzeć, zanim w ogóle się rozwinęły, ale mimo to jego śmierć dotknęła również ją. Nie był jej obojętny - nie za sprawą bliższych zażyłości, ale zwykłej, ludzkiej sympatii. Lubiła go przecież, a on miał przed sobą całe życie, więc jak mógł tak po prostu odejść?
Nie umiała tego zaakceptować, przez co teraz w obcym człowieku doszukiwała się właśnie jego.
Tylko czy rzeczywiście była w stanie znaleźć między nimi tak wiele różnic?
Wypuściła głośniej powietrze, chwilę po tym dając za wygraną. Nie mogła tak kurczowo trzymać się historii o Davidzie, ponieważ w oka mgnieniu wyszłaby na wariatkę. Mogła natomiast zrobić coś innego - poszperać trochę na jego temat i upewnić się, że nie miała paranoi. Tak, ten pomysł wydawał się naprawdę dobry i odrobinę ją uspokoił. Do tego stopnia, że była w stanie skupić się na dalszej rozmowie.
Omiotła jego sylwetkę spojrzeniem, a później nieznacznie przygryzła policzek od środka. Sugestia, którą jej zaserwował sprawiła, że w jej umyśle zapaliła się czerwona lampka. To nie mógł być David. On nie próbowałby z nią flirtować.
— Powinieneś zapamiętać to — stwierdziła, a na jej usta wkradł się łagodny uśmiech. Chciała go sprawdzić; chciała przetestować własne przeczucie, a żeby to zrobić, najlepiej było mieć na niego oko. — Bronte — przedstawiła się chwilę po tym, jak wyciągnęła w jego stronę dłoń. Była teraz wyjątkowo skołowana, ale jakaś jej część miała chyba nadzieję, że nawet ten przelotny dotyk będzie w stanie powiedzieć jej coś więcej na jego temat.
Przestąpiła z nogi na nogę, po raz ostatni kalkulując w głowie wszystkie za i przeciw. — Zwykle nie jestem tak bezpośrednia… Chociaż nie, właściwie to jestem. Co robisz jutro wieczorem? — zapytała, posyłając mu dość wymowne spojrzenie.
Nie wiedziała, czy był to dobry pomysł, ale dlaczego tak właściwie miała nie spróbować? Nawet jeżeli ponosiła ją wyobraźnia i nie miała do czynienia z elementem własnej przeszłości, co z tego? Był przecież naprawdę przystojnym facetem. Mogła tak po prostu się z nim umówić.
Jacob Brown
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor
Zestresowało go to, że umysł w tak szczeniacki sposób podsunął mu obrazy i towarzyszące im odczucia, bardzo nieodpowiednio do okoliczności i ogółu jego sytuacji życiowej. Lekka zmarszczka pojawiła się na moment na czole, jak z jej dłoni przeniósł zmieszane spojrzenie na jedną z kamer monitoringu. Wiedział, że nikt na nich nie patrzy bezpośrednio, nie obserwuje i nie kontroluje na żywo, ale w razie potrzeby nagrania mogły zostać odtworzone. Nie czuł się komfortowo nawet z tak nic nie znaczącym dotykiem.
Ale nie chciał być też w pełni niemiły, a żadne zasady miejsca pracy nie zabraniały uścisku ręki klienta wdzięcznego za pomoc. Mógłby zignorować tę wyciągniętą dłoń, olać to, być tym niemiłym typem z benzyniaka... ale dla Bronte nigdy nie potrafił być niemiły. Nawet jeśli Davida już dawno nie było, to pozostały sentyment, tlący się pod nerwami i paniką, był prawdziwy.
- Jake. - Uścisnął jej dłoń krótko, pospiesznie. Miał nadzieję, że odbierze to jako męską nerwowość w obecności ładnej kobiety, która potencjalnie mogła mu się podobać. I od razu wrócił do zajęcia rąk wykładanymi produktami, żeby mieć wymówkę. Mimo to nie odwrócił od niej uwagi, jedynie mały procent przekładając na to, co przecież powinien robić jako pracownik stacji. Wciąż miał nadzieję, że szybko im ktoś przerwie, bo rozmowa zaczynała schodzić na niebezpieczne tory.
Nawet jeśli sam podjął strategię flirtu, to nie miał w zamiarze robić żadnych planów z tym związanych. Żelazna, głodna dłoń paniki znowu zacisnęła się na klatce piersiowej, utrudniając oddychanie. Przełknął nerwowo i uśmiechnął się nieznacznie, mając nadzieję, że jednak wygląda to uprzejmie, a nie jakby właśnie stał nad przepaścią, w którą ktoś kazał mu skoczyć.
- W przeciwieństwie do dzisiaj, jutro wieczorem siedzę w pracy. Od dwudziestej drugiej, do szóstej rano. - Rozłożył lekko ręce w geście bezradności i nieznacznie wzruszył ramionami. - Nocna zmiana. - Nie była to bezpodstawna wymówka, naprawdę pracował. I poczuł dziwną ulgę, że faktycznie mógł się tym wyratować z sytuacji, do której nie chciał przypadkiem doprowadzić. - A w pracy powinienem pracować. - Pochylił się nieznacznie w jej kierunku, zniżając głos do konspiracyjnego pół-szeptu, jednocześnie lekkim skinieniem wskazując kamerę. Nie ważne było w tej chwili, że nie byli obserwowani. Bronte tego nie wiedziała, mógł więc się tym zasłonić, sugerując, że nawet jakby się tu pojawiła, to nie mógłby poświęcać jej za dużo uwagi. I że teraz tez nie powinien tego robić.
Tymi słowami, trochę niefortunnie wyraził jakiś poziom zainteresowania jej osobą. Bo czy jeśli nie byłby zainteresowany, to podkreślałby, że w pracy się pracuje, a nie robi inne rzeczy? Czy nie zasugerował tymi słowami, że chciałby, ale nie powinien?
I czy - zdając sobie sprawę dopiero teraz - nie przyznał, że dzisiejszy wieczór ma wolny?
Bronte Rosenthal-Murray
- 
				 karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Choć nie zawsze jej sposób postępowania można było wyjaśnić przy pomocy logiki, to jednak nie sposób zarzucić jej tego, że była całkowicie odklejona od rzeczywistości. Bronte nie należała bowiem do grona osób, które w każdym aspekcie życia doszukiwały się teorii spiskowych, które nierzadko nie miały większego sensu. Starała się nie szukać problemów na siłę tam, gdzie ich nie było.
Teraz jednak czuła się z samą sobą inaczej. Nie była w stanie pozbyć się myśli, że postępowała głupio, irracjonalnie, a jej podejrzenia czyniły z niej osobę bliską szaleństwa. Jakaś jej część cieszyła się również z tego, że jej rozmówca nie potrafił czytać jej w myślach, ponieważ w obliczu tego bez wątpienia wziąłby ją za wariatkę. I może wcale aż tak bardzo by się nie pomylił?
Nie była jednak w stanie pozbyć się wrażenia, że coś w tym wszystkim było nie tak. Wydawał jej się dziwnie znajomy, a podobieństwa, które w nim dostrzegała, nie były drobnostkami, które łatwo mogłaby wytłumaczyć. Nie były jednak czymś, co dawało jej stuprocentową pewność względem tego, że miała do czynienia z mężczyzną, którego znała ze swojej przeszłości. Nie miała żadnej gwarancji, że umysł nie płatał jej figli, ponieważ jakaś jej część najwyraźniej nie pogodziła się ze śmiercią Davida.
Naprawdę nie wiedziała, co powinna myśleć.
Uśmiechnęła się łagodnie, choć na jej twarz wkradł się również cień zmieszania wywołany tym, jak prędko uciekł przed jej dotykiem. Może więc rzeczywiście miał coś do ukrycia, a może po prostu nie czuł się komfortowo z faktem, że obca kobieta osaczała go w miejscu pracy. Znów przemknęło jej przez myśl, że mogła wychodzić na w a r i a t k ę.
Cień rozczarowania wkradł się na jej twarz, gdy wspomniał o zajętym kolejnym wieczorze. Dopiero po chwili przetrawiła jego słowa na tyle, aby przykuć większą uwagę do tego, o czym wspomniał wcześniej. Koniuszkiem języka zwilżyła dolną wargę, a zanim się odezwała, przelotnie przygryzła jeszcze wnętrze policzka. — W takim razie o której kończysz? — zapytała, omiatając go spojrzeniem od góry do dołu. Starała się brzmieć beztrosko - jak zwykle wtedy, kiedy rzeczywiście próbowała się z kimś u m ó w i ć. W jego przypadku chciała jednak coś jeszcze rozszyfrować. — Przydałaby mi się podwózka do domu — dodała po chwili, nieznacznie przechylając głowę na bok.
Tym razem to ona nie pomyślała o tym, jak niefortunnie mogło to zabrzmieć, a przecież to nie tak, że zapraszała go na nocną schadzkę. Wbrew temu, co mogło się wydawać, nie była aż tak łatwa,
Jacob Brown
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor
Tylko czy w ogóle powinno go to dziwić? Może i nie znał Bronte nie wiadomo jak dobrze, ale na ile ją znał, to było to przynajmniej trochę w jej stylu. I nie było istotnym to, że nie widzieli się sporo czasu, a jeszcze przed jego "śmiercią" ich kontakt bardzo rozluźnił się po bardzo pochopnie podjętych decyzjach, sowicie zakrapianych alkoholem, żalem, smutkiem i sympatią.
Odchrząknął i nerwowo, zbyt pospiesznie spuścił spojrzenie na trzymane w dłoni pudełko z batonikami, szukając w nich jakiegoś ratunku. To nie tak, że nie miał wyjścia z tej sytuacji, bo było bardzo łatwe i klarowne, ale odezwało się w nim coś zupełnie innego.
Troska.
Podniósł na nią spojrzenie, trochę przepraszające. Starał się za wszelką cenę ukryć spięcie, bo mimo że powinien uciekać jak najdalej od niej, to tkwił w tym samym miejscu i dawał się wciągać tym ruchomym piaskom pozorów.
- Jedyna podwózka, jaką mogę zaoferować, to taka taksówką. Nie mam samochodu. - Wzruszył lekko ramionami, z jakiegoś powodu czując się z tym źle, było mu... wstyd? Dzięki bogu to był doskonałą wymówką do nie podążenia ścieżką flirtu. Skoro nie miał jak ją odwieźć, to ta propozycja mogąca znaczyć zarówno więcej, jak i mniej od samych wypowiedzianych słów, niknęła w świetle stawiającym go poza kręgiem stereotypowych mężczyzn, których przypadkowa kobieta zaprosiłaby do siebie do domu.
Spojrzał na zegarek i ponownie na Bronte.
- Kończę za godzinę. Jeśli chcesz towarzystwa na podróż taksówką, to w tym mogę pomóc. - Głupio było mu to proponować, ale ta tląca się w głębi sympatia i troska nie pozwalały mu zostawić jej w potrzebie. Chciał, żeby bezpiecznie wróciła do domu (i przy okazji mógłby się dowiedzieć gdzie mieszka, żeby na przyszłość tej dzielnicy unikać), bo może i Toronto było miastem bezpiecznym, to męska duma aktywowała się w tej chwili w najmniej korzystny dla niego sposób. Równie dobrze mogła go uznać za desperata chwytającego się tej propozycji, jakby rozbudziła w nim jakieś nadzieje na coś więcej, niż sama podwózka.
Uniósł wolną rękę w geście mającym podkreślić jego niewinność. jakby chciał odsunąć od siebie potencjalne podejrzenia.
- Bez żadnych podtekstów! Odstawimy cię pod wskazany adres i tą samą taksówką wrócę do siebie. - Po co się z tego tłumaczył? Nie powinien w ogóle przejmować się tym, co o nim pomyśli! Może nawet lepiej by było, jakby jednak pomyślała, że jej niefortunnie dobrane słowa odebrał jak zaproszenie, wtedy sama wycofałaby się z dalszej rozmowy i... argh, miotał się sam w swojej głowie i nie wiedział co i dlaczego robi. Zaskoczyła go swoja obecnością, zaskoczyła go pytaniem o Davida, zaskoczyła go chęcią dalszej rozmowy. Pierwszy raz od roku był w sytuacji potencjalnie niebezpiecznej dla jego bezpieczeństwa i nie wiedział jak zareagować.
A to wszystko dlatego, że to właśnie Bronte mogła być tą, która go zdemaskuje.
Bronte Rosenthal-Murray

 
				