37 y/o
For good luck!
189 cm
wykładowca na University of Toronto
Awatar użytkownika
Once, if my memory serves me well, my life was a banquet where every heart revealed itself, where every wine flowed.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Garfield Harlow

Mimo że niektórym studentom zapewne nie mieściło się to w głowach, Conrad opuszczał czasem uniwersyteckie mury nie tylko po to, by wrócić późnym popołudniem lub wieczorem do swojego miejsca zamieszkania. Poza aktywnościami związanymi z pełnioną funkcją zdarzało mu się również jak najbardziej brać udział w wydarzeniach towarzyskich, szczególnie w weekendy. Był tym typem człowieka, który wybierał się w wolnym czasie do klubokawiarni, teatrów, opery czy po prostu do kina na aktualnie grany repertuar. Dzisiaj skorzystał za to z dobrodziejstwa światka literackiego i wziął udział w premierze nowej książki dość poczytnej ostatnimi czasy lokalnej autorki.
Ponieważ okazja tego wymagała, trzymał dress code, jednakże szybko pozwolił sobie na porzucenie marynarki na oparciu krzesła i rozpięciu pierwszych dwóch guzików koszuli oraz podwinięciu mankietów. Podczas części formalnej prezentował się należycie, jednakże w tej chwili przeszli już do momentu, w którym większość gości zaczęła tworzyć małe, pogrążone w rozmowie grupki, a kolejne kieliszki szampana rozluźniły lekko atmosferę i sprowadziły na usta rozmówców kilka zabawnych żartów i anegdot. Woodwell nie słyszał w głowie szumu, ale czuł się przyjemnie wyluzowany. Po chwili oddalił się na bok, z dala od dotychczasowych rozmówców, by oprzeć się o filar znajdujący się przy sięgających sufitu oknach prezentujących panoramiczny widok na uroki miejscowej przyrody, w roztargnieniu bawiąc się nóżką trzymanego w dłoni, w większości opróżnionego kieliszka.
Dawno nie miał okazji, by oderwać się od sprawdzania prac. Miał wrażenie, że niedługo zrośnie się z własnym biurkiem – przedmiot, który wykładał, charakteryzował się wyjątkową ilością prac pisemnych. Nie było nic dziwnego w tym, że studenci filologii piszą więcej niż na przykład osoby z kierunków ścisłych, a jednak sprawdzenie wszystkich tych wieży z papieru było niemałym wyzwaniem bardzo angażującym czasowo. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze te natrętne myśli. Na szczęście poza uniwersytetem mógł odpocząć, nawet jeśli nie w towarzystwie książek i koca, to folgując potrzebom ciała i duszy.
Przymknął oczy, czując nagle nadchodzącą senność. Jego uszy wychwytywały szczątkowe rozmowy znajomych oraz nieznajomych zgromadzonych na evencie.
Serniczek
22 y/o
For good luck!
178 cm
Dzielnie studiuje i asystuje w urzędzie miasta
Awatar użytkownika
I can write you a poem but I wanna maed up a story with you
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkipay/pal
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Conrad Woodwell
fit


Garfield nie cierpiał takich wydarzeń, bo nie były o nim. No i też nie dlatego, że nie umiał się zachować. Wręcz przeciwnie, wiedział dokładnie, jak użyć uroku na salonach. Jak uśmiechnąć się w odpowiednim momencie, jak trzymać kieliszek tak, by nie zostawić odcisków palców (dużo tutoriali na TikToku), jak przytaknąć komuś, kto właśnie opowiadał, że jego książki powstają tylko wtedy, gdy dusza płonie. W teorii potrafił wszystko.W praktyce, miał ochotę przewrócić stolik z cateringiem, zrobić viral do sociali i wyjść. Chociaż w tym dniu główne skrzypce grała jego siostra, co go zobowiązywał to pewnego poziomu kultury oraz prezencji.
Miał być tutaj jako rodzina autorki. Siostra błyszczała przy znaczących nazwiskach w branży: w otoczeniu dziennikarzy, ludzi z wydawnictwa i z dwóch aktorów teatralnych, którzy najpewniej nawet nie przeczytali blurba (była to poczytna książka, ale z jaką wartością samą w sobie?). Student nie chciał marnować czasu na tym evencie, media mówią dużo o networking, liczył więc, że może ktoś zapyta, czym on sam się zajmuje, może zagadnie go redaktorka, może rzuci okiem na jego nazwisko, kojarząc jego felietony o kulturze samotności w Stanach, wpływu mikrotrendow z mediów na kształtującą się nowomodę nie tylko już w młodym pokoleniu albo ten jeden artykuł naukowy o ceremonialnych zwyczajach na Karaibach, które są codzienności w ich literaturze i jest to zwyczajnie piękne. Ale zamiast tego, po trzech godzinach, został sprowadzony do roli uroczego dodatku swojej siostry.
Ile razy można słuchać tej samej protekcjonalnej nuty w głosie ludzi, którzy mieli dwa tomiki poezji na koncie i już czuli się jak współcześni prorocy słowa? Zrozumiał, że cokolwiek tu powie, będzie brzmiało jak tło. Nie był nazwiskiem. Był dopiskiem do nazwiska siostry - obrzydliwe.
W końcu odpuścił. Odpiął muchę, przewiesił ją przez kark – niech wisi na znak kapitulacji – i ruszył w stronę barku, żeby dolać sobie trochę wody z bąbelkami. Chłodny gaz przypominały mu, że przynajmniej coś w tym miejscu ma sens. Przesunął spojrzeniem po sali, szukając punktu zaczepienia – czegokolwiek, co nie pachniało pretensją i fałszywym zachwytem.
I wtedy go zobaczył. Oparty o filar, w półcieniu, z kieliszkiem w dłoni, wyglądający, jakby wyszedł prosto z innej bajki. Profesor, mentor, koszmar akademickiej gawiedzi (jego koszmar, bo inny go raczej wyznawali jak w sekcie). W koszuli z rozpiętym kołnierzykiem i podwiniętymi rękawami wyglądał jak ktoś, kto zapomniał o roli, którą zwykle odgrywa. I może dlatego Garfield nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. Oczywiście, że musiał tu być. Oczywiście, że nawet poza uczelnią los wrzucał ich w tę samą przestrzeń. Jakby świat się bawił w jakiegoś literackiego matchmakera. Albo tindera dla opornych, lecz nie mi oceniać Wszechświat.
Garfield uniósł kieliszek, lekko przechylając go w jego stronę z odległości kilkunastu metrów – nie jako toast, raczej jako nieme zaraz do ciebie podejdę. W końcu, jeśli miał spędzić ten wieczór wśród ludzi, którzy i tak nie traktowali go poważnie, to wolał już rozmawiać z kimś, kto przynajmniej potrafił rzucić mu w twarz intelektualną.
Ruszył w stronę Conrada. Krokiem pewnym, choć w środku czuł się jak ktoś, kto właśnie zrzuca z siebie wszystkie konwenanse. Przestał być słodkim chłopcem z koneksjami (a w sumie to bez nich). Znowu był sobą – lekko zgryźliwym, studentem, którego wszyscy słuchali, kiedy mówił na wykładzie. Mówił tj. przerywał prowadzącemu. Tylko jednemu, żeby być dokładnym.
Garfield podszedł powoli, nie spiesząc się, jakby każde kolejne stuknięcie podeszwy o drewnianą posadzkę miało być świadomym wyborem, a nie tylko krokiem. W tłumie wciąż słychać było śmiechy, jazz i odgłosy kieliszków stukających o siebie w geście gratulacji. A jednak, gdy stanął kilka kroków od Conrada, wszystko to jakby się rozmyło. Został tylko profesor, wyglądający jak ktoś zagadkowy i warty zgłębienia. Garfild nigdy wcześniej tak na niego nie umiał spoglądać. Z ciekawością poznania. Z sympatią niepodszytą pogardą do ich akademickich zatargów.
- Ruchasz się czy trzeba z tobą chodzić? - Profesor, choć nie od razu, musiał zareagować, nawet jeśli tylko cieniem uśmiechu. Garfield wychwycił to natychmiast. To był jego ulubiony moment w każdej rozmowie z nim – ten krótki błysk, gdy z poważnego akademika wyłaniał się ktoś… ludzki. Ktoś, z kim można było rozmawiać nie o wartościach etosów czy innych toposów, lecz o wszystkim, co je podważało i należało do profanum. - Kto to powiedział? - Obrócił nagle głowę, jakby wybrzmiałe na głos słowa go oburzyły, a on szukał winnego bluźnierstw niczym innowiercy przed hiszpańską inkwizycją.
Kreskówkomaniak
Sprawdź mnie
37 y/o
For good luck!
189 cm
wykładowca na University of Toronto
Awatar użytkownika
Once, if my memory serves me well, my life was a banquet where every heart revealed itself, where every wine flowed.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Garfield Harlow

Conrad na początku nie wychwycił wśród morza stukających o posadzkę obcasów, brzęczącej biżuterii, szumu rozmów i wspólnie wznoszonych toastów zbliżających się nieuchronnie kroków. Nie miał zresztą podstaw do podejrzeń, że ktokolwiek spróbuje do niego podejść. Mimo że znał parę głośnych nazwisk w światku wydawniczym, przed chwilą były one zajęte jeszcze rozmową z ważniejszymi od niego gośćmi, a poza tym na evencie przebywała masa osób, więc szansa na zostanie zaczepionym była dość niska. Raczej nikt nie powinien również próbować socjalizować się z nim na siłę – jego obecna postawa, odejście na bok i przymknięte oczy wysyłały do innych gości jasny sygnał, że potrzebuje chwili na osobności.
Była jednak w życiu profesora jedna osoba, która zawsze łamała wyznaczone tabu.
Drgnął, słysząc znajomy głos, na dodatek tak blisko. Czuł, że niedługo wykształci się u niego odruch Pawłowa – nie wiedział tylko, czy będzie to gęsia skórka związana z bliskością chłopaka, czy też nerwowe podskakiwanie i chęć zniknięcia, zanim postawi mu szereg niewygodnych pytań przed pełnym audytorium. Z pewnością Garfield wywoływał u niego szybsze bicie serca, jednakże z powodu jakich emocji, tego już nie wiedział.
Zgodnie z badaniami, ciało nie było w stanie rozróżnić zakochania od stresu. Conrad nie pamiętał już, jak wytłumaczyć dokładnie ten proces z perspektywy medycznej – jedynie przez mgliste wspomnienia przemykały mu w myślach słowa adrenalina, noradrenalina i dopamina – jednakże czytał wcześniej, że w niebezpiecznych sytuacjach można błędnie uznać, że z inną osobą łączy nas więcej, niż w istocie, jedynie przez reakcje ludzkiego organizmu. Trudny do rozróżnienia błąd poznawczy.
Zanim zdążył w pełni pojąć implikacje związane ze swoją reakcją, mimowolnie poczuł kształtujące się w rozbawionym uśmiechu kąciki ust. Prawie równie szybko, jak się pojawiły, postarał się jednak przywołać je do porządku. Jego odruchy były jednak lekko opóźnione przez spożyty dotychczas alkohol.
Nie był bynajmniej pijany, jednakże znajdował się w stanie, w którym procenty rozluźniały mięśnie i język, mimo że mowa nie plątała się jeszcze, a względna równowaga ciała pozostawała zachowana.
-Ach, Harlow. – Otworzył oczy, co nie było jednak takim dobrym pomysłem, ponieważ zaraz poczuł się oślepiony wyglądem chłopaka, który uosabiał w tym momencie nonszalancką elegancję rodem z fashion weeku. By doprowadzić myśli do porządku i przygotować się lepiej do kontaktu wzrokowego, ponownie postanowił zatopić się w ciemnościach, spuszczając powieki. Starał się wyglądać na znudzonego, mimo że poczuł już pierwsze skutki szybciej płynącej w żyłach krwi. - Mogłem się spodziewać po powitaniu. Cóż to za upadek obyczajów, kiedyś przynajmniej stawiało się najpierw drinka. Zapytałbym, czy nauczyłeś się tego tekstu w przedszkolu, ale to oznaczałoby, że mamy zdemoralizowanych pięciolatków, a to trudna wizja rzeczywistości.
Serniczek
22 y/o
For good luck!
178 cm
Dzielnie studiuje i asystuje w urzędzie miasta
Awatar użytkownika
I can write you a poem but I wanna maed up a story with you
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkipay/pal
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Conrad Woodwell


Chłopak powinien od razu pożałować, że do niego podszedł. Nastrój, i tak już balansował na granicy chłodnej chęci do najebania się w trzy dupy, a wyjścia z wydarzenia po angielsku ku smutkowi siostry. A humor teraz zdawał się opaść jeszcze niżej — jakby powietrze między profesorem a Garfildem zawsze gęstniało, nie z emocji, lecz z ciężaru wszystkiego, co między nimi jest niedopowiedziane. Co też tłoczyło się jak jad żmii w żyłach. Choć, czy da się zejść z nastrojem poniżej zera? To już zależało od dziedziny nauk, w której przyszło nam obcować.
Mimo pierwszej, negatywnej reakcji profesora, Harlow w duchu się ucieszył. Ktoś - poza jego siostrą - był szczery w stosunku do jego osoby, co stanowiło diametralną, miłą i odmienną sytuację. Ktoś obdarzył go szczerością nie z kurtuazji, nie z obowiązku, ale tak po prostu. Bez tych wszystkich ładnych słów, którymi obudowywano ciasny gorset półsłówek na literackich bankietach. W pewien sposób student wręcz został wybity z rytmu tym nadmiarem szczerości, zapominając po co w ogóle Cornada chciał teraz zaczepiać. Mówiąc A, musiał jednak powiedzieć B. W tym wypadku bardziej zrobić, gdyż siły przerobowe na względnie przyjemne gadki opuściły chłopaka.
Garfild przybrał na twarz szpetny uśmiech, nieładny, pełen kpiny i błysku kogoś, kto doskonale wie, że przekracza granicę dobrego smaku. Przechylił lekko głowę w bok, jak dorosły patrzący na dziecko, które właśnie użyło nieprzystającego do swojego wieku słowa, jak Baba ghanoush. Potem zrobił krok do przodu. I kolejny. Stanął na palcach, aby Cornad nie czuł tej swojej przewagi wzrostu. Studenta motywowała zuchwałość, jak przedszkolaka zdobywającego wysoki mebel, wysiłek zaś sprawiał, że ciało Garfilda niemal drżało i ten w formie asysty, pozwolił sobie oprzeć cały swój ciężar o odkryte przedramię profesora. Dłoń przyległa na mężczyznę lekko, niemal jak ze strachem przy obcowaniu z prawdziwym kryształem, opuszki palców studenta gładko przeczesywały włosy na ręku profesora, a sam Garfild przez moment nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ich oddechy wymieszały się ze sobą, tworząc słodki akompaniament milczenia.
Patrzył mu w oczy ze spojrzeniem, które niosło w sobie ciężar burzy, jakby już coś miało wylecieć w ust Garfilda, ciężkie niczym piorun przed uderzeniem ulewy. A ten jedynie wyjął z rąk profesora kieliszek preoseco, czy innego obrzydlistwa dla starych, poważnych ludzi.
- Mogę poczekać aż postawi mi pan następny - puścił oczko, jak cwaniaczek, oszukujący kujonkę na pracę domową w Hight Scool Movie z lat dwutysięcznych. Potem się odsunął. Kilka metrów, w stronę okna i stanął tam, z kieliszkiem uniesionym na wysokości ust, wyczekując moment aż jeden ktoś będzie na niego patrzył, a ten w spokoju skończy zawartość kieliszka jednym haustem.
Kreskówkomaniak
Sprawdź mnie
37 y/o
For good luck!
189 cm
wykładowca na University of Toronto
Awatar użytkownika
Once, if my memory serves me well, my life was a banquet where every heart revealed itself, where every wine flowed.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Garfield Harlow

No proszę, ten lekceważący, wkurzający uśmiech – to było coś, co Conrad znał bardzo dobrze i do czego przywykł. Mimowolnie rozluźnił się trochę, dopiero teraz zauważając, że po usłyszeniu głosu Garfielda lekko się spiął – czyżby z zaskoczenia, a może jednak z innych powodów? W końcu kto spodziewałby się go na tym evencie. Co on tu w ogóle robił? Nie żeby nie mógł tu być, ale profesor nie potrafił jakoś dopasować swojego buntowniczego studenta do otoczki wydarzenia, tych wszystkich ważnych ludzi w światku wydawniczym i kulturalnym, którzy głównie zjawili się tutaj z dość przyziemnych pobudek, w szczególności związanych z pokazaniem się. Mimo wszystkich komentarzy Woodwella rzucanych do chłopaka, nie sądził, by można mu było przypisać takie cechy. Harlow mimo wszystko uosabiał dla niego wolność i asertywność, na które sam nie mógł sobie pozwolić, a które były tak cholernie pociągające.
Miał już dodać od siebie coś więcej, gdy jego rozmówca zbliżył się do Conrada na zupełnie niestosowną odległość, co więcej – inicjując kontakt skórny. Może, gdyby nie spożył żadnego alkoholu, uniknąłby tej sytuacji, robiąc szybki unik, ale było już za późno na co gdyby. Czuł fakturę palców chłopaka na skórze przedramienia, wdychał w nozdrza jego zapach, obserwował z bliskości jego oczy. I ani przez chwilę nie pomyślał o komisji etyki czy uniwersytecie – być może była to wina zmiany otoczenia, podobnie jak ludzie na urlopie są o wiele bardziej skłonni na szaleństwa, nie zważając na konsekwencje związane z przygodnymi romansami czy folgowaniem swojemu apetytowi. Albo może wypił o jeden łyk prosecco za dużo. W każdym razie przez te kilka przeciągających się sekund nie znalazł dobrej riposty, która pozwoliłaby mu ocalić dumę.
Nawet nie zauważył, jak Harlow wyciągnął mu z dłoni kieliszek z alkoholem i sam go dokończył. Nerwy profesora ledwo wytrzymały widok poruszającego się na tle białej wieży gardła chłopaka jabłka Adama. Woodwell, boże, ogarnij się.
- Następny? Masz w ogóle wystarczająco lat, żeby go spożywać? – zapytał zaczepnie, wyciągając rękę, by zabrać chłopakowi pusty kieliszek. Odłożył go na tacę przechodzącego kelnera. Doskonale wiedział, że Garfield miał więcej niż dziewiętnaście lat, ale odezwał się w nim dość niedojrzały głos, który chciał postawić na swoim i zdobyć punkt w tej wymianie zdań. - Co tu w ogóle robisz?
Serniczek
22 y/o
For good luck!
178 cm
Dzielnie studiuje i asystuje w urzędzie miasta
Awatar użytkownika
I can write you a poem but I wanna maed up a story with you
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkipay/pal
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Conrad Woodwell


Zacznijmy od tego, co Garfildowi się nie spodobało. Chyba będzie to jedna rzecz, tak dla zasady: bo jak to profesor mógł tak po prostu odstawić pusty kieliszek na tace kelnera? Tak nieco bez docenienia trudnej pracy. Student zmarszczył brwi w kierunku oddalającego się kelnera, jak ojciec karcący dziecko za przyklejenia rzepa jakiejś dziewczynce bez jej wiedzy na placu zabaw.
- Następny, jeśli mamy chęć kontynuować tę rozmowę - wyznał to z lekkością latawca porwanego przez morski wiatr. Tylko, że zamiast mierzyć się z Conradem na spojrzenia to wpatrywał mu się w ten jeden guzik koszuli, którego całym sobą pragną go pozbawić, a którego moralność zabraniała mu dotykać. Garfild pragnął go palcami, które jeszcze przed chwilą cieszyły się smakiem jego skóry. Mógłby go rozpiąć. Mógłby, gdyby nie to natrętne, bezczelne poczucie moralności, które wbijało pazury w jego kręgosłup i szeptało, że publiczne rozbieranie profesora to nie to samo co nieszkodliwe podziwianie jego sylwetki spod materiału. Jedno to cieszyć się sylwetką wyzwoloną zza krat materiału, drugie - rozbierać kogoś mocno, publicznie. Niemniej Garfild zdawał się w ogóle nie przejmować tym, że jego wzrok błądził na profesorze zbyt długo. Tym, że stali zbyt blisko. Tym, że chciałby położyć głowę na jego ramieniu, wyjść na teras widokowy i dopiero po czasie powiedzieć mu czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie?
- Albo następny, jeśli mam odpowiedzieć na te pytanie - i tym razem w jego tonie nie było nic z poprzedniej zadziorności. Jedynie zmęczenie, takie co spływa w dół ciała jak sanki z trakcie zimy, ale bez radosnych okrzyków. Ramię Garfilda drgnęło delikatni, co można było uznać za przypadek. A jednak zdradzało wiele: nie miał siły pójść po alkohol, nie miał ochoty go pić, nie miał odwagi przyznać się, czemu zaczepianie profesora sprawia mu taką radość.
Kreskówkomaniak
Sprawdź mnie
37 y/o
For good luck!
189 cm
wykładowca na University of Toronto
Awatar użytkownika
Once, if my memory serves me well, my life was a banquet where every heart revealed itself, where every wine flowed.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Garfield Harlow

- A mamy taką chęć? – Conrad sam nie był pewny, czy nie powinien stąd zwiewać, zanim chłopak wpadnie na coś głupiego – albo nie, zanim sam nie wpadnie na coś głupiego. Jeśli miałby wybrać jakiś dzień na walkę z Wielką Pokusą, to nie byłoby to dziś. Miał w krwiobiegu alkohol, który, chociaż nie szumiał mu jakoś bardzo w głowie, na pewno jakoś działał. Poza tym było tu pełno ludzi, z których część znał. Nie po to przez tyle lat pracy akademickiej opierał się ujawnienia swojej orientacji poza wąskim kręgiem wtajemniczonych osób (najczęściej również zamieszanych w proceder), żeby ktoś palnął głupio w rozmowie przy winie innemu akademikowi, że Conrad Woodwell na przyjęciu w dniu takim a takim w miejscu takim a takim stał za blisko chłopaka takiego a takiego, szczególnie że Conrad miał świadomość, że zapewne nie jest jedynym wykładowcą, którego Garfield wybrał sobie na cel. Student ewidentnie miał już taki sposób bycia, że lubił wkurzać grono dydaktyczne. Nie sądził, by był tym jednym, niechlubnym wyjątkiem od reguły, mimo że chciałby być
Stop. Jego myśli znowu zabłądziły. Czyli pierwsza oznaka spożycia alkoholu już się pojawiła, bo zazwyczaj nie gubił tak szybko wątku. Musiał się ogarnąć, najlepiej w taki sposób, by nie ośmieszyć się w żaden sposób przed Harlowem. Chłopak grał na jego dumie i poczuciu godności niczym na cymbałkach, mimo że próbował ignorować prowokacje. Łatwo powiedzieć.
Czuł, że zaraz wybuchnie. Spojrzenie Garfielda zdawało się go prowokować, prowadzić działania zaczepne w rejonie jego klatki piersiowej i gardła, zupełnie jak drapieżnik który wypatrzył wśród wysokiej trawy swoją ofiarę. Conrad nie należał jednak wcale do roślinożerców, sam miał ostre kły. Konwenanse stanowiły jednakże linię wybiegu, której jako oswojony drapieżca nie mógł przekroczyć.
- Nie zamierzam ograniczać twojego spożycia alkoholu poza uniwersytetem. Tylko nie jestem pewien, czy mają tu cokolwiek poza prosecco albo szampanem. Nie wiem, czy ci to odpowiada.
Woodwell sam był już zmęczony. Próbował już dwa razy wyjaśnić z Garfieldem, o co chodzi, skąd zachowanie jego słuchacza. Chłopak odpowiadał, ale równie dobrze mógłby nie powiedzieć nic. Ostatnim razem mówił, że gardzi wykładaniem literatury w sposób, który w sposób popularyzatorski zbytnio ją upraszcza. Conrad nadal uważał jednak, że było to pomówienie. Miał swój sylabus i starał się go zrealizować, ale dla Garfielda coś zawsze było zbyt uproszczone, zbyt popularne, zbyt sztampowe, zbyt stare, za mało nastawione na otwartą interpretację, za mało idące z duchem czasu… Tylko że trzeba byłoby się kierować wyjątkowo dużą dawką złej woli, żeby winę w tym wszystkim przypisywać Conradowi. Na litość boską, to była literatura klasyczna, a także młodzi ludzie uczący się absolutnych podstaw. Czy naprawdę zasłużył sobie na te wszystkie uszczypliwe uwagi i wprowadzanie chaosu na zajęciach, a teraz również zaczepianie w czasie wolnym?
Serniczek
22 y/o
For good luck!
178 cm
Dzielnie studiuje i asystuje w urzędzie miasta
Awatar użytkownika
I can write you a poem but I wanna maed up a story with you
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkipay/pal
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Conrad Woodwell


Garfild uniósł brodę nieznacznie, jakby chciał lepiej złapać ostrość na twarzy Conrada, choć tak naprawdę robił to tylko po to, by dać sobie pretekst do przesunięcia języka po własnej dolnej wardze. Nie potrafił nawet udawać, że słucha — nie w sposób, w jaki profesor mógłby oczekiwać. Słowa Conrada rozbijały się o niego jak delikatne fale, kojące, powtarzalne, ale mało istotne wobec samej obecności mówiącego.
I właśnie w tym momencie Garfild przegryzł ostentacyjnie wargę. Nie agresywnie. Nie przesadnie. Tak, jak robi to ktoś, kto absolutnie wie, że obserwator - o ile patrzy - nie powinien tego ignorować. Z każdym ułamkiem sekundy to drobne, pozornie niepotrzebne działanie przecięło powietrze jak żyletka. Chwilę później chłopak wziął powietrze bardzo powoli, jakby nim smakował, zaciągając się przy tym zapachem profesora
Wpatrywał się w niego nie jak w autorytet. Bardziej jak w zagadkę, której wreszcie można dotknąć, przyjrzeć się z bliska, nacisnąć na krawędzie i sprawdzić, gdzie ukryta jest wajcha otwierająca drogę do zabawy.
Ale w pewien sposób Conrad nie był dla studenta wyzwaniem — takim fizycznym. Garfild nie widział wątpliwości. Wiedział, że gdyby tylko naprawdę chciał, potrafiłby podejść na tyle blisko, by profesor zapomniał o wszelkich zasadach, jakie kiedykolwiek głosił na swoich wykładach. Jedno zbliżenie. Jedno przełamanie dystansu. Jedno zderzenie ich męskiej energii.
Ale to nie ciało robiło z Conrada trofeum. Prawdziwy pociąg rodził się gdzie indziej.
W tym jebanym intelekcie.
W sposobie mówienia profesora, jakby każde zdanie miało być ostatecznym argumentem, a przy tym zupełnie nie zauważał, że Garfild słucha go tylko po to, by szukać szczelin — tych subtelnych miejsc, w których profesor odsłaniał za dużo. Jakby jego umysł był starą, potężną księgą pełną tajemnic, a Garfild znalazł dopiero pierwszą stronę. To właśnie to przyciągało go najbardziej. Nie urok (trochę). Nie ton głosu (ale może też). Nawet nie zakazany charakter tej dynamiki (bo się przyzwyczaił).
- Mów do mnie tak bo lubię słów twoich smak - i załóżmy, że to jest cytat z jakiegoś pięknego erotyku Safony czy innego autorytetu, a nie z polskiej piosenki, ale tylko to mi tu na razie pasuje. - Przez jedno słowo, chcę czuć wstyd, zawstydzony, tak jak owoc - stanął na palcach, aby wspiąć się na poziom Conrada i szepnąć mu do uszka- chciałbym się napić z twoich ust - cały drżał, mówiąc to. Może ze strachu, a może ze śmiałości, którą w sobie znalazł. A być może dygotał z podniecenia.
Ze stresu dłonie mu zesztywniały, czuł w niech niepokojący chłód. Zorientował się dopiero, kiedy leniwym gestem przesunął po materiale koszuli Wzwódwell'a, kończąc na jego dłoniach. W tym czasie też się od niego już odsunął, a zamaszysty gest miał być tęskny i zapraszający do podróży w nieznane. Garfild odszedł kilka kroków i obrócił się do profesora plecami, jednak szedł powoli, aby ten miał czas nadrobić krokiem bez wzbudzania podejrzeń. I tak Harlow zamówił przyciskiem windę, aby pojechać w zakamarki tarasu widokowego, bo na pewno była tu winda i jakieś osamotnione miejsce bez ludzi ze środowiska. Garfild nie chciał robić kariery na kimś, jeśli już to wolałby i tak siostrę.
Kreskówkomaniak
Sprawdź mnie
37 y/o
For good luck!
189 cm
wykładowca na University of Toronto
Awatar użytkownika
Once, if my memory serves me well, my life was a banquet where every heart revealed itself, where every wine flowed.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Garfield Harlow

Hm, najwidoczniej mieli chęć kontynuować tę rozmowę. Albo właśnie nie formę konwersacji, tylko coś zupełnie innego, o wiele groźniejszego, ale również bardzo przyjemnego. Conrad czuł, jak krew szybciej krąży mu w żyłach, obserwując kolejne niezbyt dyskretne sygnały wysyłane przez chłopaka. Być może sam był źródłem tej rosnącej dosłowności w ich kontaktach – wcześniej nie reagował na jakiekolwiek próby, uznając, że albo sobie dopowiada, albo są to jedynie drobne prowokacje ze strony Garfielda, żeby zagrać mu na nosie, a być może znaleźć na niego również jakieś haki, których student mógł nie być do końca pewien. Teraz mimowolnie zastanawiał się, czy jednak się nie mylił. Reakcje Woodwella brały się z głównie z obawy, a nie z logicznej analizy. Nie zastanawiał się, jaki interes miałby Harlow w zdemaskowaniu profesora, a przede wszystkim czy byłby do tego zdolny. Dopóki istniało ryzyko, a stosunki między nimi nie układały się całkowicie poprawnie, zakładał najgorsze, mimo że obiektywny obserwator wysnułby zapewne zupełnie odmienne wnioski. Teraz jednak, w obliczu takiego kuszenia, jego wola topniała w zatrważającym tempie. Być może – oprócz alkoholu we krwi – wpływała na to również zupełnie inna atmosfera sytuacji, brak otaczających ich murów uniwersytetu, które przypomniałyby Conradowi o obowiązkach. Ludzie wyjeżdżający na wakacje często pozwalają się porwać atmosferze, zapominając o rodzinnych zobowiązaniach. W tym przypadku było podobnie – kolejna cegiełka do muru powodów, dla których dokonywanie zupełnie innych wyborów przychodziło mu dzisiaj o wiele prościej niż dotychczas.
Nie pomagał również wzrok Garfielda, jego gesty, wysyłane sygnały. Daleko było Conradowi do Jezusa, jednakże równie dobrze mógłby znajdować się na pustyni. Czuł się gorąco w swojej poluzowanej koszuli, a alkohol nie gasił pragnienia. Obawiał się zresztą wypić kolejny kieliszek, obawiając się, że straci wtedy resztki jakiejkolwiek posiadanej dotąd kontroli. Nie potrzebował jednak procentów, by całkowicie pozbyć się hamulców. Wystarczył sam Harlow i jego recytacja.
Być może to była ta kropla, która przeważyła szalę. Mimo prowadzenia licznych literackich dyskusji, profesor nie znajdował się co do zasady w sytuacjach, gdy poezja byłaby przywoływana dla niego. To nie było jedynie suche uniwersyteckie skorzystanie z prawa cytatu, lecz akt zauroczenia, który zadziałał na niego skuteczniej niż wszystkie gesty. Woodwellowi zabrakło tchu w piersi, a jego zazwyczaj jasny umysł zachmurzył się, otulony miękką, mleczną mgłą, przysłaniającą zdrowy rozsądek. Musiał powstrzymywać się, by nie ruszyć od razu za chłopakiem, uspokoić kroki…
Patrzył na zmieniający się jednostajnie numer piętra. Kiedy wiedział już, na którym poziomie znajduje się Harlow, sam wcisnął przycisk przywoływania windy i poczekał, aż drzwi się otworzą. Rozejrzał się szybko po korytarzu, zauważając wyjście na taras widokowy. Ciężko było nie przyśpieszyć kroku, zbliżając się do celu. Przez przeszkloną ścianę widział sylwetkę Garfielda. Poza nim, taras był opuszczony.
Po wyjściu na taras złapał chłopaka za rękę i zaciągnął w kąt za donicami z roślinnością. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, przycisnął go plecami do ściany, trzymając go za przedramiona. Pochylił się do przodu, czując oddech Harlowa na skórze.
- Mam cholernie dość – zadeklarował, po czym bezceremonialnie wpił się w usta studenta.
Serniczek
22 y/o
For good luck!
178 cm
Dzielnie studiuje i asystuje w urzędzie miasta
Awatar użytkownika
I can write you a poem but I wanna maed up a story with you
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkipay/pal
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Conrad Woodwell


Pocałunek z Conradem nie uderzył w Garfilda jak grom z jasnego nieba, bo grom jest nagły, ostry i parzy. To było raczej jak zanurzenie w wodzie o idealnej temperaturze, na którą ciało czekało zbyt długo. Jak poczucie, że wreszcie znalazł się tam, gdzie miał być od początku, w słodkim uniesieniu, które niosło jego ciało. Przy kimś, kto zwykle nosił się jak konkret, zasada i rygor, a teraz całował tak, jakby chciał to wszystko rozłamać na jego ustach.
Ten po­ca­łu­nek pach­niał jak roz­gry­zio­na ło­dy­ga maku, czer­wo­no po­sy­pał się z warg - za­kwitł. W mięk­kim wgłę­bie­niu dło­ni, kie­dy się wspiął się na pal­ce - dzwo­nił - w doj­rza­łej dłoni mężczyzny. Lecz wtedy nie było ich ich, bo zniknęli w złotym pocałunku*
Garfild oddał pocałunek bez wahania, wciągając mężczyznę jeszcze bliżej siebie. Drgnął cały, jakby coś w nim puściło — ostatni hamulec, ostatni opór, ostatnia myśl, że przecież nie wypadało. Dłonie, które wcześniej zesztywniały od stresu, teraz zaczęły żyć własnym życiem. Jedna powędrowała do boku profesora, zsuwając się po materiale koszuli tak wolno, jakby badała topografię ciała, które od miesięcy malował nago w swojej wyobraźni. Druga przesunęła się wzdłuż jego szyi, odnajdując linię żuchwy i zatrzymując się na niej z miękkością, która aż kontrastowała z dusznym napięciem między nimi.
Serce waliło mu jak oszalałe, rumieniec zalewał jego twarz wraz z nieśmiałością i chęcią eksploracji. Uniósł spojrzenie ku profesorowi, nie dla weryfikacji tej chwili, lecz dla samej przyjemności patrzenia na dojrzałe piękno autorytetu. Powinien czuć się teraz jak zdobywca, a miał wrażenie, że jest lichą zdobyczą.
- Czego masz dość? - Przysunął się bliżej, powoli, z intencją, która nie potrzebowała głosu, jakby pragnienie mogło stać się formą komunikatu. Wsunął palce pod materiał spodni przy biodrze Conrada, zaczepiając o niego z taką pieczołowitością, że każdy centymetr tej drogi zdawał się mieć znaczenie.

*za Poświatowską
Kreskówkomaniak
Sprawdź mnie
ODPOWIEDZ

Wróć do „Pan Pacific Hotel”