-
Urocza i wesoła Koreanka, trochę pracoholiczka. Uwielbia piec, tańczyć i robi najlepszą kawę w Toronto.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiTrzecia osobaczas narracjiCzas przeszłypostaćautor
A po takich eskapadach zawsze fajnie jest wpaść do tej miłej cukierni, gdzie jest mnóstwo pyszności. Weekend to też czas żniw, bo w samą niedzielę często robi się podobny obrót jak w pozostałe dni tygodnia razem wzięte. Nic też dziwnego, że Jamie z lekką ulgą przekręciła karteczkę "otwarte" na stronę "zamknięte" przy drzwiach. Marzyła tylko o tym żeby wyciągnąć nogi wysoko na kanapie. Nawet nie miała siły iść pod prysznic, chociaż pewnie powinna po takim dniu.
Ale jeszcze były małe obowiązki. Puściła już pracowników do domu, więc sama musiała umyć ekspres do kawy. Na szczęście to nie była aż tak skomplikowana robota, tylko trzeba było chwilę jeszcze postać. Dobrze, że odkryła New Balance, bo przynajmniej tak bardzo nogi nie bolały. Ale mimo wszystko uśmiechała się pod nosem. Lubiła swoją pracę i kontakt z tyloma ciekawymi i miłymi ludźmi. Właściwie codziennie wpadał ktoś znajomy, kto w jej głowie - z braku własnej rodziny i lepszego rozwiązania - stawał się przyjacielem, lub właśnie rodziną. A widok rozmarzonych buziek, po spróbowaniu jej wypieków był nagrodą za fizyczną pracę.
I to w takiej sytuacji, w trakcie czyszczenia ekspresu zastał ją Harold, który pewnie sam wracał z biura firmy prawniczej, w której pracował...
outfit
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Nic więc dziwnego, że zwykle do późnych godzin wieczornych zagrzebany siedział w dokumentach, z uporem maniaka analizując kolejną sprawę, z którą przyjdzie mu się zmierzyć, aby kolejnego dnia jak najlepiej wypaść nie tylko w oczach swojego klienta, ale przede wszystkim sędziego, który przesądzić miał o wyroku, a nierzadko również o jego honorarium.
Wkładał w pracę całego siebie i nie narzekał, ponieważ lubił ją wyjątkowo mocno. Ktoś mógłby stwierdzić, że posiadał niewłaściwe priorytety, skoro nigdy dotąd nawet przez myśl nie przeszło mu, aby poukładać sobie życie w standardowy sposób, ale to nigdy nie było jego aspiracją. Nie potrzebował zobowiązań, ani osoby, która pochłaniałaby zbyt dużo jego wolnego czasu. Jeśli potrzebował fizycznej bliskości, po prostu wychodził na miasto, a kiedy chciał zwyczajnie z kimś porozmawiać, odzywał się do któregoś ze swoich przyjaciół lub znajomych.
Dzisiejsze późne popołudnie, pomimo tego, że sobotnie, wcale nie było wolne od obowiązków. Po tym, jak sporą część dnia spędził w kancelarii, umówiony był na kolację z klientem. Tak, kolację, ponieważ była to kolejna gruba ryba, która liczyła na to, że za sprawą porządnego prawnika uniknie konsekwencji swoich działań. I prawdopodobnie nie myliła się, ale tego dopilnować miał już Harold.
Przed spotkaniem potrzebował drobnego zastrzyku energii, dlatego zdecydował się na p r z e r w ę. Postanowił zajrzeć do kawiarni prowadzonej przez Jamie, choć kiedy pojawił się pod drzwiami, dotarło do niego, że mógł się spóźnić. Mimo to sięgnął do klamki, a kiedy drzwi mimo wywieszonej plakietki otworzyły się, wszedł do środka.
O tej porze powinna być chyba trochę ostrożniejsza.
Zastukał we framugę dla czystej formalności, a później bez słowa pomaszerował w głąb pomieszczenia. Kiedy w końcu jego spojrzenie spoczęło na brunetce, ciut uważniej przyjrzał się temu, czym była zajęta. — Spóźniłem się na kawę? — zapytał i skinął nieznacznie głową w stronę czyszczonego ekspresu. Chyba będzie musiał zadowolić się czymś z baru szybkiej obsługi znajdującego się nieco dalej.
Jamie Park
-
Urocza i wesoła Koreanka, trochę pracoholiczka. Uwielbia piec, tańczyć i robi najlepszą kawę w Toronto.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiTrzecia osobaczas narracjiCzas przeszłypostaćautor
- O matko, ale mnie przestraszyłeś! - powiedziała z wyrzutem, jakby to była jego wina, że nie dopilnowała drzwi, ale zaraz roześmiała się słysząc, jak bezsensownie to zabrzmiało. - Proszę, proszę! Mój ulubiony Garniak...
Przezywała go tak, właściwie od pierwszego momentu, kiedy zjawił się w jej cukierni na kawę i coś słodkiego. Wtedy jeszcze myślała sobie, że jest bucem w drogim garniturze, dla którego nie są ważne żadne ludzkie, przyziemne sprawy, tylko wielka kasa, wielkie biznesy i wielkie korporacje, którym pomagał tuszować katastrofy ekologiczne i niszczenie środowiska. Ale Harry okazał się być bardzo miłym i ciepłym facetem, który potrafił pomóc poradą prawniczą, a czasem, odpowiednio zaszantażowany emocjonalnie, potrafił też pomóc komuś w potrzebie pro bono.
Akurat Jamie nie miała funduszy niczym wielkie korporacje, a wielu z jej sąsiadów miewało problemy, które czasem wymagały porady prawniczej, albo pomocy w rozwiązaniu problemu. Może trochę nadużywała swojego urokliwego wpływu na niego, ale robiła to w dobrej wierze, więc nie poczytywała sobie tego za grzech.
- Dla Ciebie zawsze... Tylko mam prośbę, zamknij zamek w drzwiach, dobrze? Byłam pewna, że o tym pomyślałam. - wspięła się na palce, by sięgnąć na półkę nad ekspresem po wielgachną filiżankę, która właściwie pełniła bardziej funkcję kubka.
Nie było to fortunne ustawienie potrzebnych sprzętów, bo była bardzo niewysoka, ale przynajmniej Harry mógł spojrzeć na kawałek brzucha, biodra i pleców, odsłoniętych przez sweter, który podciągnął się wraz z rękoma szukającymi naczynia.
- Taką, jak lubisz? Czy dzisiaj coś innego? Właściwie to już mogę uruchomić świąteczne kawy. - zaproponowała, po czym zabrała się za przygotowywanie napoju, według wytycznych przyjaciela. -Co tutaj robisz tak późno?
Zapytała, a potem pokiwała głową zachęcając go do wyboru, kiedy on podniósł łakome spojrzenie znad ciastek prezentujących się pysznie i dumnie w gablotce, za szkłem.
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
I przeogromną satysfakcję, ponieważ zdecydowanie nie znosił przegrywać.
Był w stanie poświęcić się tylko dla nielicznych osób, ale nie robił tego nadmiernie. Był bowiem przekonany o tym, że każdy człowiek samodzielnie pracował na to, jak prezentował się jego los. Mógł wyciągnąć znajomych z pewnych tarapatów, ale kiedy nagminnie popełniali ten sam błąd, wolał się w to nie mieszać. Podobnie zresztą, jak nie mieszał się w życia innych ludzi, więc kiedy Jamie zwracała się do niego z problemami sąsiadów, mógł wyłącznie wręczyć jej wizytówkę kogoś, kto rzeczywiście się tym zajmował.
On nie posiadał na takie rzeczy czasu.
Jeśli to czyniło z niego n i e c z u ł e g o, nie zaprzątał sobie tym głowy. Pracował na własny sukces oraz to, żeby któregoś dnia to jego nazwisko znalazło się nad drzwiami kancelarii.
O to samo miał zresztą walczyć dziś, dlatego sobotni wieczór miał spędzić w towarzystwie jednego z poważniejszych klientów. I to wcale nie była dla niego katorga.
— W porządku — odparł, nie mając problemu z tym, aby spełnić jej prośbę. Przekręcił klucz w drzwiach, nawet jeżeli w jego obecności nie powinno pojawić się żadne zagrożenie. — Czarna, standardowo — odpowiedział, nie będąc raczej zbyt dużym fanem słodkiego. Nie lubił wszystkich tych przepełnionych sztucznymi syropami kaw, zwykle stawiając raczej na prostotę. Po cukier również nie sięgał - kawa miała być gorzka i mocna, taką lubił najbardziej.
Potarł dłonią kark, nieco nadwyrężony przez popołudnie spędzone nad stosem dokumentów. — Mam spotkanie z klientem za godzinę, a skoro przed nim nie wypada sięgać po alkohol, pomyślałem o kawie — wyjaśnił, wzruszając niedbale ramionami. Przysunął sobie jedno z kawiarnianych krzeseł i wygodnie się na nim rozsiadł. — Byłem pewien, że będziesz mieć tu jeszcze gromadę klientów — co najwyraźniej było mylnym założeniem, a w takich godzinach większość osób nie pijało jednak kawy.
Cóż, nie byłaby to pierwsza kwestia, w której Harold był raczej wyjątkiem.
Jamie Park
-
Urocza i wesoła Koreanka, trochę pracoholiczka. Uwielbia piec, tańczyć i robi najlepszą kawę w Toronto.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiTrzecia osobaczas narracjiCzas przeszłypostaćautor
Na pewno chciałaby w nim widzieć kogoś takiego: może jeszcze się nie odnalazł, jako ten prawnik, który obok robienia kasy pomagałby też innym bezinteresownie, ale kiedyś na pewno to zrozumie. A czy była to prawda, czy tylko marzenie ściętej głowy, no to już nie zależało od Jamie.
Niemniej musiała sobie stworzyć własną bajeczkę o facecie, który naprawdę jej się podobał. Bo inaczej, dlaczego miałaby polubić w ten sposób jakiegoś garniaka? Czasem racjonalizujemy sobie całkowicie emocjonalne decyzje i zachowania. Właśnie to zrobiła Jamie widząc w Haroldzie kogoś, kim nie był. Wyidealizowała go sobie.
Jamie z uśmiechem przygotowywała kawę, ciesząc się całym procesem. Kiedy jest duży ruch nie ma czasu na to, żeby delektować się dźwiękiem mielonych ziaren ani zapachem jaki wtedy powstaje. Nie ma czasu na cały rytuał, który jest równie kojący, jak pierwsze łyki kawy. Przemieszanie zmielonych ziaren, potem ubicie ich i wstawienie kolby do ekspresu. I wreszcie ten specyficzny dźwięk pracującej maszyny, oraz pierwsze krople spienionego jeszcze płynu, który skapywał do filiżanki.
Podwójna porcja godna wielkiego kubka, jaki miała zamiar mu zaserwować. Chwila moment i filiżanka stała na ladzie tuż przed nim. Trochę szkoda, że bez mleka. Lubiła je pienić, a potem rysować na piance obrazki. Ale Harry był twardym facetem. Kawa powinna być czarna i gorzka, trochę jak jego dusza. Sam żart wypowiedziany w głowie Jamie sprawił, że zachichotała pod nosem.
- Enjoy! - powiedziała, wpadając mu w słowo, kiedy opowiadał o swoich planach. - I przyszedłeś po kawę specjalnie do mnie? Przyznaj się, po prostu byłam po drodze. Gdzieś tutaj masz biuro?
Zapytała ciekawie, odwracając się z powrotem do ekspresu, żeby go w końcu umyć. Z uśmiechem na twarzy wróciła do swoich zajęć, dalej słuchając go i od czasu do czasu rzucając na niego spojrzenie.
- Nie... Cukiernie mają obłożenie przed i po obiedzie. Wieczorami już mało kto zamawia kawę. Restauracje wygrywają no i kluby nocne. Idziecie na kolację w jakieś ciekawe miejsce? Stresujesz się? Wyglądasz na spiętego.
Harold Carnegie
-
trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
A przecież tam właśnie pragnął się znaleźć.
Nie znaczy to jednak, że nie dostrzegał w swoim zachowaniu pewnych prawidłowości, które większość ludzi z jego najbliższego otoczenia uznałaby za niepoprawne. Nie dbał jednak o to, ponieważ wychodził z założenia, że nikt nie przeżyje życia za niego, zatem dlaczego miałby przejmować się cudzym zdaniem? W gronie najbliższych znajomych mógł natomiast liczyć na zrozumienie, a tego na swój sposób potrzebował. Rozumiały go jednak wyłącznie równie
— Właściwie to tak, to tylko jakieś dwie przecznice — przyznał i wzruszył niedbale ramionami. Gdyby nie fakt, że jej kawiarnia znajdowała się stosunkowo blisko, na pewno nie gnałby na złamanie karku przez całe miasto do lokalu, który prowadziła, skoro od spotkania biznesowego dzieliła go zaledwie godzina. Jamie znajdowała się jednak pod ręką, a po całym dniu spędzonym na skupieniu w pracy Harold najwyraźniej potrzebował zamienić kilka słów z kimś, kto nie będzie równie pogrążony w prawniczym bełkocie, jak on.
Potrzebował nieco odpocząć, dlatego wstąpił tutaj przed nadchodzącym spotkaniem. To jednak nie znaczy, że od niego myślami uciekał. — Nie, to tylko spotkanie z klientem — więc czym miałby się stresować? Planował omówić z nim to, jak sam widział prowadzenie jego sprawy oraz wysłuchać ewentualnych sugestii, które później i tak zamierzał zignorować. Była to jedna z tych rzeczy, których Carnegie szczerze nie znosił - kiedy ktoś mówił mu, jak powinien wykonywać własną pracę, zupełnie tak, jakby sam w ogóle się na tym nie znał.
Nie bez powodu miał za sobą tak pokaźną listę wygranych spraw.
— Pewnie pójdziemy do George. Mój szef sugeruje tę restaurację wszystkim klientom, żeby sprawdzić czy rzeczywiście mają kasę — rzucił, choć w tej kwestii mógł akurat się zgrywać. — Byłaś tam kiedyś? — zapytał, ściągając ku sobie brwi. Nie miał pojęcia, czy obracała się w tego typu miejscach, ponieważ nigdy jej w podobnym nie spotkał.
Jamie Park
-
Urocza i wesoła Koreanka, trochę pracoholiczka. Uwielbia piec, tańczyć i robi najlepszą kawę w Toronto.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiTrzecia osobaczas narracjiCzas przeszłypostaćautor
- Och, jakiż z Ciebie komplemenciarz... - powiedziała z przekąsem, ale tylko delikatnym, który mógł sugerować to, że się droczyła.
Nawet kontem oka rzuciła na niego, żeby zobaczyć, jak zareaguje i czy wejdzie z nią w tę grę.
- George, wow! Fancy that! - pokiwała głową z uznaniem, puszczając wodę przez kolbę, żeby przepłukać ją z proszku, którym ją zasypała.
Chwilę potem skupiła się na przecieraniu ekspresu czystą ściereczką.
-Nie, nigdy mi się nie udało. Wiesz... Większość czasu jednak pochłania cukiernia. A jak mam już wolną chwilę... - to co? No właśnie Jamie, co takiego robisz, jak masz wolną chwilę?
Inszą inszością było to, że pewnie nie byłoby jej nigdy stać na to, żeby pójść do takiej restauracji. Ale akurat ten świat wielkich pieniędzy nie imponował jej tak bardzo. Zdecydowanie bardziej wolała popływać po jeziorze żaglówką, albo pojechać gdzieś na biwak. Przeżyć jakąś przygodę. Gotować na ognisku, albo zjeść najlepszego burgera w danym mieście, czy chociaż pizzę. Niemniej, taka kolacja degustacyjna, gdzie podanie jest równie ważne, a nawet ważniejsze niż smak, mogłoby być bardzo ciekawym doświadczeniem.
- To nie jest tak, że Wasza kancelaria płaci za kolację klientom? Jako taki sposób na zdobycie i dopieszczenie tegoż? - zapytała ciekawie.
Z jej perspektywy kolacje biznesowe służyły właśnie zdobyciu klienta, albo partnera i po to się właśnie zabierało ich do takich drogich miejsc, do których pewnie sami z siebie by nie poszli, bo i po co?
- No cóż, na pewno będziesz fantastyczny! - odwróciła się, kończąc swoją pracę, wystarczyło teraz przygasić lekko światła i tyle. - Spieszysz się, czy chcesz posiedzieć?
Niestety, praca rzeczywiście była w tym wypadku ważniejsza, więc Harold musiał się zbierać. Na pewno spotkanie było bardzo udane i Harold miał klientów w garści.
(zt.)
Harold Carnegie