
Nie ma jednak odwagi zapytać o swoją rodzicielkę. Niedługo po tym, jak na świat przyszedł jej braciszek, matka zabrała ją z domu tyrana, maluszka zostawiając pod opieką ojca. Elise wielokrotnie pytała matkę, dlaczego nie zabrały też małego Mortiego, ale słyszała tylko, że nie mogły. Prawda jest taka, że kobieta wiedziała, że nie ma żadnych szans z bogatym mężem, jeśli ten zechce wejść z nią na drogę sądową, więc zdecydowała się na ugodę. Ona zabrała córkę, która mężczyźnie była w sumie obojętna. Jemu zostawiła syna, którego chciał wychować na swoją modłę, zrobić z niego godnego dziedzica firmy i fortuny. On, żeby nie wyjść na totalnego sknerę, podzielił się z żoną (już byłą) częścią pieniędzy i zapewnił dostęp do konta, na którym widniała całkiem spora sumka z zaznaczeniem, że cała kwota ma być przeznaczona na edukację, studia i przyszłość Elise. Póki Elise była mała, nie była do końca świadoma istnienia tych funduszy, ale matka dała jej do nich dostęp, gdy ta skończyła 16 lat. Według niej był to wiek, w którym El była już na tyle dorosła, że mogła sama decydować o tym, na co i kiedy przeznaczy pieniądze.
Był to też okres w życiu Elise, w którym ta poszła do szkoły z internatem, gdzie to poznała starszego od siebie chłopaka, który od razu wpadł jej w oko. Nie tylko jej zresztą, bo był jednym z najprzystojniejszych chłopaków w szkole i nie sądziła, że mogłaby mieć u niego jakiekolwiek szanse. Okazało się jednak, że nie tylko zwrócił uwagę właśnie na nią, ale także w dość szermancki, niemal szlachecki sposób zabiegał o jej względy. Zaczęli się spotykać, randkować, byli chyba całkiem słodką parą, ale w końcu młody mężczyzna skończył szkołę i opuścił internat. Zazdrosne koleżanki mówiły jej, żeby nie robiła sobie nadziei, bo ktoś taki jak Dalien nie zaczeka na nią, nie ma nawet takiej opcji... że dopóki ona skończy szkołę, to on zdąży już znaleźć sobie pięć ładniejszych niż ona dziewczyn. Nie miały racji, Dalien nadal zabierał ją na randki, przyjeżdżał po nią swoim autem (ach, te miny zazdrośnic!), a potem odwoził wieczorem przed wyznaczoną godziną powrotu. Wtedy wydawało jej się, że trafiła na idealnego faceta, że złapała srokę za ogon, że będą razem do końca życia...
Los jednak chciał inaczej. Teraz nadchodzą już drugie święta, które spędzi sama z synem. Rozwód nie był łatwą decyzją, ale wiedziała, że konieczną. Gdy wychodziła za niego za mąż, obiecywał jej miłość, wierność i inne tego typu frazesy. Nie pisała się na to, że będzie spędzała wieczory samotnie, że męża nie będzie czasami widywała przez kilka dni lub tygodni, że gdy będzie już wracał, to będzie śmierdział alkoholem i papierosami, że na kołnierzykach jego koszul będzie czasem znajdowała ślady szminki lub włosy innych kobiet. Nie pisała się na życie z kimś, kogo nigdy nie ma.
Początki ich małżeństwa też na to nie wskazywały, bo może Dalien bywał zapracowany, ale nie czuła się przez niego zaniedbywana. W momencie, gdy stracił - w jej mniemaniu - jakiekolwiek zainteresowanie rodziną, a ich wspólny syn przestał się do niego odzywać, wniosła o rozwód. Powiedziała mu w ostatniej rozmowie przed złożeniem dokumentów, że nie potrzebuje męża na papierku, że chce mieć kogoś, kto będzie ją przytulał, dotykał, całował, zabierał na randki, rozmawiał z nią wieczorami, pisał głupawe wiadomości o treści "kocham cię jak stąd dotąd i jeszcze dalej." Dalien nie dawał jej ani jednej z tych rzeczy, nie dawał jej siebie. Miał tylko te swoje tajemnice, zniknięcia i milczenie, które były dla niej równoznaczne z ciosem prosto w plecy.
Od dwóch lat jest rozwódką, ale nie może powiedzieć, że jest szczęśliwa. Nadal szuka swojego szczęścia w miłości, mówiąc sobie w myślach, że przecież nie może być tak, że był jej przeznaczony facet, który w pewnym momencie po prostu umarł, nawet jeśli teoretycznie wciąż żył. Ten Dalien, za którego wyszła, zdecydowanie nie był tym samym, z którym się rozwiodła. Teraz z rzeczy stałych w jej życiu pozostał jej tylko nastoletni syn i praca, w którą wsiąkła całkowicie, próbując zapomnieć o mężczyźnie, który, jak wcześniej myślała, był jej jednym.
Wróciła też do randkowania, mając nadzieję, że spotka jeszcze kogoś, kto będzie w stanie sprawić, że znów poczuje się kobietą potrzebną, chcianą i wartościową.
- Jakiś czas temu odnalazła swojego brata - przez długi czas matka zabraniała jej jakiegokolwiek kontaktu z Mortimerem, chyba w obawie przed byłym mężem.
- Naprawdę ciężko zniosła rozwód i chyba nadal nie do końca się pozbierała.
- Kawę pija zimną, bo zawsze zapomina o niej w trakcie dyżuru.
- Na randkach bywa czarująca, ale zawsze zostawia sobie wyjście awaryjne. Tak na wypadek, gdyby znów zrobiło się zbyt realnie.
- Śmieje się głośniej, niż wypada kobiecie, która nosi w sobie ślady tylu mniejszych i większych tragedii. Śmiech to jej kamuflaż.
- Czasem mówi do zwierząt o rzeczach, których nie umie powiedzieć ludziom. Najwięcej o miłości.
- Wciąż nosi jedną koszulę ex-męża. Oficjalnie jako piżamę. Nieoficjalnie jako ostatni azyl, w którym czuje się bezpiecznie.
