ODPOWIEDZ
35 y/o
CHRISTMASSY
183 cm
ratuję życie nie tylko w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
święta, święta
i już zaraz znów wakacje
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

# 004
Ten dzień w pracy był męczący. Łatanie jednego kryzysu za drugim pozwalało utrzymywać klarowność myśli, pozostać na jednym torze, prowadzącym ku końcowi zmiany. Tyle że poza kilkoma pierwszymi incydentami, gdzie Michael musiał wyjąć zabawkę z ucha dziecka, podać maskę tlenową spanikowanej zakupoholiczce oraz sok osłabionemu mężczyźnie (wpis w kartotece: uratowany dzięki kanapce), reszta dnia przebiegła wyjątkowo spokojnie. Granatowy scrub nawet nie został poplamiony krwią, co dla Grahama było ewidentnym dowodem na mało emocjonujący dyżur.
Wrócił zmęczony, czy raczej znużony irytującym snuciem się po korytarzach oraz tkwieniem w stanie gotowości i pierwsze co, to wziął prysznic i udał się na drzemkę. Przebudził się momentalnie na dźwięk przychodzącej wiadomości i wpół przytomnym wzrokiem odczytał zapowiedź siostry o rychłych odwiedzinach. Czy znała jego grafik i wiedziała, że będzie dziś wieczór w domu? A może postawiła na łut szczęścia? Graham przestał podważać logikę i doszukiwać się odpowiedzi w ramach własnych myśli. Poruszał się po skąpanym w półmroku domu odziany w szare, dresowe spodnie i prosty t-shirt. Ciepłe, przydymione światło rozświetlało pomieszczenia na parterze, choć trochę łagodząc pustkę na meblach. Przez ostatnią dekadę mieszkał wspólnie z żołnierzami, mając praktycznie zerowe miejsce na jakiekolwiek zbieractwo. Brakowało pamiątek, czy ozdób, a to, co zawierało się w wyposażeniu domu, zostało już krytycznie przez Michaela przetrzebione. Pozbył się wszystkiego, co wyglądało tandetnie, czy przywodziło na myśl irytujące skojarzenia, przez co dom momentami sprawiał wrażenie niezamieszkałego.
Blisko umówionego czasu rozległ się dzwonek do drzwi i Michael zatrzymał się jeszcze w przedpokoju, by upewnić się, że jasne włosy nie noszą już śladu popołudniowej drzemki.
Już myślałem, że się zgubiłaś — przywitał ją w przejściu i wpuścił do środka, tuż po przekroczeniu progu zamykając na moment w ciasnym uścisku. Pachniała mrozem, świeżością swoich perfum i czymś jeszcze, czego w pierwszej chwili nie potrafił nazwać. — Gdzie się szlajałaś? — spytał podejrzliwie, nawet jeśli nie zamierzał prawić jej żadnych morałów — a raczej, zanim zdążył ugryźć się w język. Ruby dochodziła już do trzydziestki, ale w oczach Michaela w dalszym ciągu była młodszą siostrą, wokół której należało roztoczyć opiekuńczy woal.
Czym się dzisiaj trujemy? Whisky, wino, czy może gin, jeśli nie zdążyłaś jeszcze wyplenić z siebie pompatyczności Oxfordu? — sięgnął do żartobliwego tonu, kiedy przeszli oboje do kuchni, by przygotować szkło. — Założyłem, że będziesz głodna, więc zamówiłem sushi z twojej ulubionej knajpy.
Brak umiejętności gotowania przez rodzeństwo Grahamów był dość powszechnie znany. Kiedy się spotykali, jasnym było, że żadne z nich nie będzie niczego pichcić w obawie przed puszczeniem domu z dymem.

Ruby J. Graham
space cadet
28 y/o
For good luck!
164 cm
Doktorantka Biologii University of Toronto
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracji3 os
czas narracji
postać
autor

Ruby musiała przyznać, że pomimo powrotu do rodzinnego miasta, wciąż przyzwyczajała się do życia w Kanadzie. Jakby na to nie spojrzeć, jedną trzecią swojego życia spędziła w Oksfordzie – tam mieszkała i prowadziła codzienne życie. Z jednej strony od lat nie była w domu, a odkąd zaczęła swoje doktoranckie studia, niemalże mieszkała w laboratorium. Nie żeby jej obecne życie wyglądało jakoś inaczej…
Wiesz, że każdy telefon ma GPS w dzisiejszych czasach? – odpowiedziała, wystawiając język, który szybko schowała. Od tygodni obiecywała, że wpadnie, jeśli uda jej się wyrwać z laboratorium, ale czas mijał i mijał, aż w końcu została zmuszona wziąć przynajmniej dzień lub dwa wolnego. Nie mając zbyt wiele do powiedzenia, zgodziła się – czuła, że inaczej zwyczajnie zmienią zamki w jej laboratorium, żeby ją zmusić do odpoczynku.
Nigdzie się nie szlajałam. Chyba że szlajaniem nazywasz to. – Wskazała na niewielką papierową torbę, w której znajdowały się dwa brownie i dwie jagodowe babeczki. Stała w kawiarni wpatrująć się w witrynę trochę za długo nie mogąć się zdecydować co wziąść. Spojrzała przelotnie na brata, kierując się za nim do środka domu. Mimo że spojrzenie było krótkie, dało Ruby dużo do przemyślenia. Mimo dzielącego ich wieku wyglądał całkiem w porządku, zmienił się od ostatniego spotkania, i to na korzyść. Jej umysł zaczął podsuwać myśli, że powinna częściej odzywać się do rodzeństwa, że powinna to… powinna tamto… Gdy w końcu się zatrzymali, przełączyła się z powrotem w tryb słuchania.
Och… wino może być. A Oksford zostaw w spokoju! Mojej kolekcji herbat i miłości do nich nigdy mi nie odbierzesz! – odpowiedziała żartobliwie. Wiedziała, że Michael nie miał nic złego na myśli – oboje zwyczajnie próbowali odnowić rodzinne więzi, szczególnie teraz, gdy wszyscy spotkali się na tych samych starych śmieciach.
Założyłeś słusznie. – rzuciła szybko, a jej wzrok powędrował do sushi. – Moja dusza należy do nauki… ale również do sushi. – dodała poważnym tonem, wcale nie żartując. – Ach! Zanim znowu zapomnę – ta papierowa torba ma coś słodkiego, idealnego po sushi. – zakończyła, zdejmując skórzaną kurtkę i buty. Ruby nie lubiła się jakoś specjalnie wystrajać – na co dzień chodziła w ciemnych jeansach, T-shircie i płaszczu laboratoryjnym. To nie oznaczało, że jej poczucie stylu nie istniało – istniało, tylko… ona wolała je ignorować.
Usiadła przy stoliku i czekała na brata. Gdy do niej dołączył, wzięła pierwszy kęs sushi. – Co się stało pomiędzy wami? – zaczęła. – Znaczy, tobą a Danielle? Nie chciałam pytać na odległość, więc pytam teraz. Nie musisz wyksztuszać z siebie eseju. – powiedziała na jednym oddechu, po czym sięgnęła po salmon nigiri, które niemalże z prędkością światła wylądowało w jej ustach. Domyślała się, że temat, który właśnie poruszyła, nie był najlżejszego kalibru, ale była ciekawa. Lubiła Danielle i uważała, że razem z Michaelem pasowali do siebie. W przeciwieństwie do niej, znaleźli siebie i wyglądało, że jest dobrze pomiędzy nimi. Naprawdę powinna więcej rozmawiać z bratem, a nie tylko siedzieć w laboratorium. Kolejna myśl, jaka wpadła jej do głowy, była cichą nadzieją, że w lodówce brata znajduje się więcej sushi.

Michael Graham
PIERNICZEK!
35 y/o
CHRISTMASSY
183 cm
ratuję życie nie tylko w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
święta, święta
i już zaraz znów wakacje
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Czy ty sugerujesz, że mam cię śledzić? Nie masz dziesięciu lat, bym sprawdzał każdy twój krok — prychnął na odczepne, bo w istocie nawet nie wpadł na pomysł, by otwierać aplikację i śledzić każdy krok młodszej siostry. W żadnym wypadku jej nie ganił, zdawał sobie sprawę z jej ciasnego grafiku i tak już przepełnionego mnogością zadań, więc kiedy zapowiedziała przybycie, nie pilnował szczególnie zegarka.
Przygarnął papierową torbę i zajrzał do jej wnętrza, uśmiechając się kącikiem ust.
No dobrze, jesteś rozgrzeszona — przyznał z teatralnym westchnieniem, przechodząc do kuchni. — Życie byłoby niepełne bez deseru — przytaknął, choć nie był typem, który opychał się słodkościami, niemniej czekolada w brownie kusiła przyjemnym zapachem.
Herbatę jestem w stanie zrozumieć, ale gin, to jakaś abominacja. — Pokręcił głową, choć w sumie to nie tak, że pałał pogardą do tego trunku. Rzadko sięgał po alkohol, najchętniej w towarzystwie, bo samemu, to dość smutny, żałosny widok, z którym wolał się nie utożsamiać. Wyjął z szafki dwa kieliszki i upewnił się jeszcze, który rodzaj wina siostra preferuje. Do dyspozycji było pół barku, białe, czerwone, wytrawne i słodkie, a także zakupiona specjalnie pod sushi choya.
Oh nieźle, widzę, że nie próżnujesz — stwierdził, ściągając mocno jasne brwi. — Czy ktoś ci mówił, że delikatność nie jest twoją mocną stroną? — Zasiadł przy stole, czując, jak całe ciało się machinalnie spina. — Po prostu się rozeszliśmy. Nie łączą nas żadne uczucia, plany na życie też mamy różne, to zwyczajna kolej losu, że ludzie schodzą się i rozchodzą. — Nie wmawiał jej żadnych kłamstw, a częstował półprawdą. Miłość nigdy ich ze sobą nie wiązała, to była czysta umowa partnerska, mająca przynieść obu stronom konkretne korzyści. Danielle udało się zdobyć obywatelstwo, ich historyjka o wspólnym życiu zdała egzamin, pozwolili wierzyć całemu światu, że to prawda. John i Dorothy także byli zadowoleni, mając poczucie, że ich syn jest na dobrej drodze ku byciu porządnym obywatelem, jak i przyszłym ojcem. Święty spokój trwał przez kilka lat, lecz nie było sensu nadal tego ciągnąć, kiedy Graham wrócił do kraju bez planu kolejnego wyjazdu. — Nadal się przyjaźnimy — to kolejna prawda, której nie zamierzał jej odmówić, jednocześnie miał poczucie, że w jakiś sposób pocieszy Ruby. — Nie będzie więc zrywania kontaktu, czy unikania, udawania, że tak naprawdę się nie znamy. — Zauważył, że siostra zdążyła się z Danielle zaprzyjaźnić. Były sobie bliskie, lecz Michael nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo. Czy rozmawiały już ze sobą o tym, dlaczego małżeństwo Grahamów się zakończyło? Czy Danny zamierzała mówić wszystkim otwarcie o prawdziwych powodach? Michael nie czuł się z tym komfortowo, bynajmniej teraz, kiedy nie zdążył się jeszcze oswoić. Miał inne sprawy na głowie, przekreśloną przyszłość w wojsku, świeżo zagojoną ranę na ramieniu i współpracowniczkę w szpitalu, z którą nie miał pewności, czy nie pójdzie jeszcze na noże. Uświadamianie rodziny, że okłamywał ich w tak istotnej w życiu kwestii, nie leżało na szczycie priorytetów.
Czy mam zamówić więcej? — spytał, wskazując brodą na tackę z rolkami sushi. Sam dopiero sięgał po pierwszy kawałek, ale Ruby sprawiała wrażenie, jakby nie jadła od tygodnia.

Ruby J. Graham
space cadet
28 y/o
For good luck!
164 cm
Doktorantka Biologii University of Toronto
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracji3 os
czas narracji
postać
autor

Ja niczego nie sugeruję, jedynie zaznaczam, że jeśli kiedykolwiek czy gdziekolwiek bym się zgubiła, mogę użyć GPS w telefonie – rzuciła w odpowiedzi do brata. Oczywiście, że nie miała zamiaru, by ją śledził; jeszcze tego by brakowało, żeby chodził za nią krok w krok. W sumie byłoby to nawet zabawne, gdyby nie było tak bardzo uciążliwe… prawdopodobnie dla nich obojga. Widząc reakcję na zawartość torebki, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech dumy. Co jak co, ale zawsze była zadowolona ze swoich wyborów – nie miało znaczenia jakich: czy to zawodowych, życiowych, czy takich, w których brat aprobował wybór smakołyków.
Nie przepadam za ginem, szczególnie smakowym więc w TYM cię rozumiem. Jak dodasz do niego cokolwiek innego niż colę, smakuje okropnie, ale zwykły gin z tonikiem przejdzie. Choć to nie jest coś, co wybrałabym w pierwszej kolejności – dodała, stając w obronie ginu, nie jakoś specjalnie, ale tak wyszło. Będąc w UK, czasami zdarzało jej się wypić jeden czy dwa, szczególnie w młodzieńczych latach, gdy dopiero zaczynała tam studiować. Później już jej przeszło i nie brała wszystkiego, co wpadło jej w ręce, tylko dlatego, że miało alkohol.
Gdy zadała pytanie odnośnie Danielle, zdawała sobie sprawę, że prawdopodobnie powinna być delikatniejsza, jednak Ruby będąc Ruby nigdy nie grzeszyła tą zdolnością w konwersacjach. Pamięta, że odkąd zaczęła składać zdania i myśleć za siebie, była właśnie taka… dosłowna. Co myślała, wychodziło prosto z jej ust, bez żadnego filtru. Co prawda starała się uważać w niektórych sytuacjach lub – gdy wiedziała, że nie będzie w stanie się powstrzymać, kiedy otworzy usta – trzymała je zamknięte na klucz i siedziała cicho. Czasami jej opinie nie były warte zaczynania wojny, a była bardziej niż zdolna do tego.
Skoro tak uważasz – mruknęła, słysząc jego odpowiedź, która nijak ją satysfakcjonowała. Wydawała się wyćwiczona i Ruby czuła, że coś w tej układance nie pasowało. Może gdyby była tu dłużej, byłaby w stanie ocenić sytuację o wiele lepiej niż na podstawie tego, co miała obecnie. W niemal całym okresie trwania małżeństwa Michaela Ruby pociła się nad swoim PhD w laboratorium pół świata dalej. – To dobrze, bo bardzo przepadam za Danielle i chyba bym ci nie darowała, gdyby nagle zniknęła. Co mi przypomina, muszę do niej później zadzwonić! – dodała, kończąc temat. Nie chciała i nie zamierzała już wałkować brata w tej kwestii; wątpiła, czy cokolwiek innego z niego wyciągnie, a nie lubiła, gdy ludzie się powtarzali bez sensu. Nic bardziej i szybciej nie powodowało jej wewnętrznej złości niż bezsensowne powtórki.
YES PLEASEEEE! – zawołała wesoło z ustami pełnymi sushi. Dla niej było to najlepsze, co istniało na świecie, i pewnie tak było. Ruby żyła w dużej mierze na krakersach, małych paczkach chrupek i energetykach, które spożywała w zdecydowanie zbyt dużej ilości – i była tego boleśnie świadoma. Szczególnie podczas pobytu w Oxfordzie. Teraz minimalnie ograniczyła ilość, choć i tak było to o wiele więcej, niż powinna. Takie nawyki ciężko naprawić, a co dopiero zniwelować, szczególnie przy jej godzinach pracy i tym, ile czasu spędza w laboratorium czy bibliotece. Jej mieszkanie bardziej przypominało wygórowany hotel niż miejsce, w którym człowiek przebywa większość czasu. Co innego dom Michaela, który wydawał się jej całkiem gościnny i taki… domowy. Pomimo pracy w szpitalu i pewnie podobnych godzin pracy, Michael zdawał się bywać w domu częściej niż ona sama – ale mogła się mylić, oczywiście.
Tak w ogóle… to opowiadaj o sobie, cokolwiek. Uzupełnij moje dane – co się działo, jak mnie nie było – rzuciła, siadając wygodniej i chwytając czerwoną butelkę wina. – Otworzysz? – dodała, rzucając bratu „puppy face” i wyciągając butelkę do niego po pomoc.

Michael Graham
PIERNICZEK!
ODPOWIEDZ

Wróć do „#23”