-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Wkroczył do środka z dłońmi w kieszeniach ciemnej kurtki narzuconej na białą koszulę. Pod pachą i granatową marynarką miał pistolet, który jednak nie rzucał się w oczy przesadnie - ot, jeśli się przyjrzało, to człowiek mógł ewentualnie zauważyć, że jest tam nieduże wybrzuszenie. Paisley zresztą doskonale o nim wiedziała, bo przecież nie raz już widziała broń u brata.
Przeczesał włosy palcami i rozejrzał się trochę niepewnie, czekając, aż ktoś się pojawi w polu jego widzenia. W zakładzie - jak zapewne zwykle - panowała cisza i ogólnie grobowa atmosfera, za którą Dalien nie przepadał. Nie lubił tego przytłaczającego poczucia, że tu wszędzie jest śmierć, że ludzie tu płaczą i żegnają bliskich. W prosektoriach się tak nie czuł - tam po prostu miał do czynienia ze zwłokami, bez tej całej ciężkiej otoczki przymusu bycia przygnębionym i niesamowicie współczującym. Trup to trup - on potrafił dużo powiedzieć, ale z żywymi, którzy pozostawali i żegnali takiego trupa Dalien wolał nie rozmawiać.
- Dzień dobry, przyjechałem do Paisley - odezwał się do człowieka, który przyszedł go przywitać, trzymając w dłoniach jakieś broszury: zapewne szykował się do rozmowy z potencjalnym klientem, któremu trzeba opchnąć jak najlepsze (czytaj: najdroższe) trumny, urny, kwiatki, sratki i inne niesamowicie korzystne dla zakładu opcje - Jest może teraz w pracy?
Mina człowieka nieco zrzedła. Nie musiał kojarzyć Ellisa, bo ten stosunkowo rzadko się tu pojawiał; po krótkiej wymianie zdań mającej na celu ustalenie, czego Dalien chce, człowiek zniknął za drzwiami mówiąc, że zaraz zawoła Paisley. Ellis tymczasem usiadł na jednym z krzesełek, wciąż z rękami wciśniętymi w kieszenie.
Paisley Flores