ODPOWIEDZ
23 y/o, 167 cm
barmanka The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
barmanka, która robi najlepsze drinki w mieście i kręci dupą na barze
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#6
I was saccharine as sugarcane. Tiptoein' on the fence. Chompin' at the bit.
Już dobre kilka minut stała pod drzwiami posiadłości rodziny Lennox. Zastanawiała się czy na pewno była gotowa na wejście do środka. Trochę też nasłuchiwała chcąc się upewnić, że jej ojciec jest na tym wyjeździe, o którym pisali na Twitterze. Nie miała ochoty się z nim spotkać, nie miała ochoty słuchać jego wywyższającego się tonu, że wiedział, że wcześniej czy później wróci z podkulonym ogonem. To był jej ojciec, człowiek dzięki któremu (w jakimś stopniu) pojawiła się na świecie, ale teraz był dla niej osobą, którą najzwyczajniej w świecie nienawidziła. Jako dziecko miała z nim dobre kontakty, które z czasem niestety się pogorszyły, aby w końcu całkowicie się urwały.
Podobnie było z Aurorą, Maddie miała żal do matki, że tak bardzo twardo trzymała stronę męża, że zamiast stanąć po jej stronie wybrała jego. Miłość jednak potrafiła być ślepa. I tak samo jak z ojcem z nią również nie utrzymywała kontaktu kiedy kilka miesięcy temu ojciec kazał spadać jej na drzewo. Młoda Lennox nie pamiętała zbyt wiele z tamtego wieczora, tak jakby działała na autopilocie, a może najzwyczajniej w świecie te wspomnienie zakopała jak najgłębiej się dało.
Westchnęła ciężko i wyciągnęła rękę w stronę klamki, poczuła zimny metal pod opuszkami swoich palców, było to tak samo zimne jak atmosfera panująca w ich rodzinnym domu. Lodowata, zimna i chłodna, to już w lodówce było cieplej.
— Mamo?! — zawołała głośniej wchodząc do środka, jej głos odbił się echem po wielkim marmurowym holu i powędrował najpewniej w najdalsze zakątki domu. Blondynka stała w miejscu, tak jakby czekała na zaproszenie dalej. To był jej rodzinny dom, ale czuła się tutaj zupełnie obco, ciepło domowego ogniska zgasło zanim na dobre zdążyło się rozpalić.
— Gdzie jesteś? — zadała kolejne pytanie w eter i drgnęła wykonując pierwszy krok, a potem kolejny i kolejny kierując się w stronę przestronnej kuchni, tak jak w holu tak i tutaj królował marmur, pomieszczenie było zdecydowanie większe niż powinno. Kiedyś tak wielki dom miał sens, przy takiej ilości dzieci i początkach kariery politycznej ojca kiedy dookoła kręciło się mnóstwo osób, teraz był praktycznie opuszczony. Bo Maddie nawet nie wiedziała czy rodzice dalej mieszkają wspólnie czy co, odkąd wyszła tamtego wieczoru nie wracała tutaj i również się nie kontaktowała.
Madison westchnęła po raz kolejny, nie rozumiała dlaczego traciła czas, mogła wejść, iść do swojej danej sypialni i zabrać walizki, które ponoć czekały na nią spakowane. Jej mama nawet by nie zauważyła, że była i wyszła. Coś ją jednak blokowało. Może chciała zobaczyć mamę? Sprawdzić czy wszystko u niej okej? A może była ciekawa co miała do powiedzenia? Sama nie wiedziała, po prostu stała po .środku kuchni jak słup soli nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić.
Aurora Lennox
izzy
jak mi coś nie będzie pasować dam znać
52 y/o, 177 cm
Prezeska fundacji Nova
Awatar użytkownika
„Za każdym razem, gdy milczę, świat klaszcze. Za każdym razem, gdy mówię, zaczyna się wojna. A mimo to mówię dalej.”
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiOn, jego
postać
autor

003. From doe-eyеd girl to prodigal daughter

Wiedziałam, że przyjdzie. Była moją córką, a pewne więzi, choć pourywane i zakurzone przez jakiś czas milczenia, nie znikają. Po prostu chowają się w najciemniejszych kątach serca i czekają. A ja... czekałam. Choć może lepszym słowem byłoby, że przygotowywałam się. Do tej rozmowy, do tego spotkania i do tego spojrzenia, którego się bałam, choć przecież nie powinnam.
Wstałam wcześnie, jak zawsze. Słońce dopiero nieśmiało zaglądało przez ogromne okna sypialni, a ja już siedziałam przy stole w kuchni, obracając w palcach filiżankę z czarną herbatą. Kawa nie wchodziła w grę. Dziś potrzebowałam ciszy, a nie pobudzenia. Potrzebowałam czegoś, co mnie ukoi, a nie rozedrga jeszcze bardziej.
Poszłam na górę. W łazience poprawiłam makijaż. Włożyłam pomarańczową sukienkę z dużym dekoltem i złoty pierścionek po matce. Paznokcie, jak zawsze, były pomalowane na złoto. Ten kolor był moją zbroją. Kiedy nie miałam siły krzyczeć, to złoto na moich dłoniach mówiło za mnie. W lustrze zobaczyłam kobietę, która potrafi występować przed kamerami, przemawiać do tłumów i siadać naprzeciw ludzi, którzy chcieli ją zniszczyć. Ale dziś nie byłam żadną z nich. Dziś byłam, a nawet musiałam być matką. Tylko i aż.
Zeszłam na dół i jeszcze raz spojrzałam na salon. Te ściany znały więcej kłamstw niż słów prawdy. Nie chciałam, żebyśmy rozmawiały tutaj. Tutaj dźwięk naszych głosów odbijałby się jak echo po pustych komnatach, jak kiedyś odbijały się nieobecne odpowiedzi na ważne pytania. Zamiast tego rozsunęłam zasłony w kuchni i otworzyłam okno. Wpuściłam trochę świeżego powietrza. Potrzebowałam świeżości, a nie marmuru i martwej elegancji.
Zegar na ścianie odmierzał minuty. Z każdą kolejną czułam, że moje serce zaczyna bić szybciej. Nie ze strachu, czy z niepewności, tylko z czegoś głębszego i bardziej osobistego. Może z tęsknoty, której nawet nie chciałam wcześniej nazwać? Nie wiem. Wiedziałam tylko, że nie chcę tego zmarnować.
Kiedy usłyszałam dźwięk drzwi, moje ciało spięło się instynktownie. Nie ruszyłam się jednak. Wiedziałam, że jeśli wybiegnę do niej od razu, to ją spłoszę. A ja nie chciałam, żeby uciekła. Jej głos poniósł się przez hol, uderzając we wspomnienia, które zbyt długo trzymałam za zamkniętymi drzwiami.
Wzięłam głęboki oddech. Czułam, jak dłonie mi drżą, więc wsunęłam je za plecy, zaciskając palce na nadgarstkach, by nie zdradzić nerwów. Usłyszałam jej kroki. Słyszałam, jak wchodzi do kuchni. Odwróciłam się powoli, nie spiesząc się i pozwalając sobie na moment zebrania myśli. Spojrzałam na nią. Zobaczyłam dorosłą kobietę, a jednocześnie tę samą dziewczynkę, która kiedyś siadała przy tym stole i marudziła, że herbata jest za gorąca. Tę, która zasypiała na moich kolanach i tę, która nauczyła mnie, że miłość potrafi ranić mocniej niż nienawiść. - Maddie - powiedziałam cicho, ale pewnie. - Czekałam na ciebie. Chciałabyś się czegoś napić?

Maddie Lennox
Patrik Flair
Nie przepadam za zaborczymi osobami oraz takimi, które cztery razy dziennie poganiają o pisanie postów ;)
23 y/o, 167 cm
barmanka The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
barmanka, która robi najlepsze drinki w mieście i kręci dupą na barze
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Ciągle stała w jednym i tym samym miejscu, tak jakby bała się ruszyć, jakby najmniejszy dźwięk miał przyciągnąć łowcę, który polował na zwierzynę, a ona właśnie się tak czuła Chociaż był to jej rodzinny dom, miejsce, w którym powinna czuć się dobrze i bezpiecznie sprawiał, że żołądek wiązał jej się w supeł, w gardle ugrzęzła gula, której nie umiała przełknąć. Gdyby te ściany umiały mówić opowiedziałyby historię rodziny Lennox, nie tą słodką i piękną jaką opowiada ojciec przy każdej możliwej kampanii, tą prwadziwą, słodkogorzką prawdę.
Drgnęła dopiero na dźwięk swojego imienia, chociaż głos był cichy zimny marmur odbijał go niemalże echem. Blondynka powoli odwrociła się w stronę swojej matki nie dość bezczelnie zmierzyła ją swoim spojrzeniem od stóp do głów. Na jej usta cisnęło się ciche prychnięcie kiedy dostrzegła, że Aurora wyglądała dokładnie tak samo jak zawsze, jak przykładna żona polityka, która błyszczy przy jego boku jak tofeum, którym sama Maddie nigdyś była. Idealnie dopasowana suknia, idealny makijaż i upięcie włosów, tak jakby żywcem wyszła z jakiejś okładki magazynu dla kobiet w jej wieku.
— Nie, dziękuję. — odparła, drżącym i zachrypniętym głosem, musiała odkaszlnąć aby jakoś doprowadzić go do porządku. Uniosła lewą rękę i odgarnęła kosmyk zagubionych włosów za ucho.
— Przyszłam tylko po swoje rzeczy, chciałabym zdążyć podrzucić je do domu przed swoją zmianą w pracy. — odpowiedziała zgodnie z prawdą. To nie tak, że nie chciała spędzić z nią czasu, trochę ze nią tęskniła, ale gdzieś tam z tyłu głowy miała myśl, że wyjazd jej ojca nie był prawdziwy, albo, że plany się zmieniły i lada moment pojawi się w domu. Młoda Lennox nie miała ochoty i siły go widzieć, nie po tym jak ją potraktował, jak stojąc w tym samym miejscu co ona pokazał jej drzwi i kazał się wynosić. Chociaż temtego dnia młoda dziewczyna uniosła się honorem i pewnością siebie to czuła się tak jakby ojciec uderzył ją w policzek. Wypiął się jej tylko dlatego, że chciała robić w życiu coś innego niż on jej zaplanował, niż oni jej zaplanowali.
Tantego wieczoru jej matka nie stanęła też w jej obrobie i o to miała do niej wielki żal, ale chociaż z drugiej strony...Maddie nie dziwiła jej się, bo kim była jak nie żoną swojego męża? Jako matka powinna bronić swoje dziecko, ale to tutaj tak nie działało, nie w tej rodzinie.
— Z resztą, nie chciałabym wpaść na ojca i słuchać, że nie jestem tutaj mile widziana. — w końcu się odezwała, a w jej głosie kryła się nienawiść i odrobina bólu. Tak jak powiedział stary Lennox, on nie miał już córki, takie samo zdanie miała Maddie, nie miała już ojca. Całe szczęście nic nie straciła, bo on nigdy nie był tym najlepszym na świecie ojcem, był człowiekiem w garniturze dla którego liczyła się tylko i wyłącznie polityka.
— Gdzie są moje walizki? — dodała pierwszy raz od kilku miesięcy spoglądając na twarz oraz oczy swojej rodzicielki. Tak jakby szukała w nich czegoś co sprawi, że zostanie chociaż na pięć minut, coś co sprawi, że usiądzie z dupą przy marmurowym blacie i napije się głupiej szklanki wody.
Szukała powodu, pretekstu, który da jej matka. A może najzwyczajniej w świecie chciała usłyszeć jej prośbę aby została, bo za nią tęskniła?
Aurora Lennox
izzy
jak mi coś nie będzie pasować dam znać
ODPOWIEDZ

Wróć do „#101”