2# Izzy Zaleski & Alice Krueger
Wokół panowała wrzawa, pracownicy krzątali się w pośpiechu, goniąc za kolejną sprawą, nie zwracając na mnie uwagi. Znudzona, przymknęłam oczy, rozsiadając na niewygodnym krześle, zmiana pozycji nie przysporzyła memu zmęczonemu ciału nawet grama komfortu. Bardzo dobrze wiedziałam przy którym biurku siedzę, a pozłacana tabliczka z imieniem i nazwiskiem mej oprawczyni, błyszczała złowieszczo z każdym migotaniem niesfornej żarówki. Nie mogłam zdecydować, jakiego rodzaju uczuciami darzyłam Krueger, z jednej strony była niechęć związana z zawodem, jaki wykonuje, z drugiej strony solidarność jajników, nie pozwalała mi jej swobodnie nie lubić - zresztą, mój masochistyczny mózg pragnął tych naszych wymiany zdań i z dwojga złego wolałam trafić na nią, niż na jednego z męskich przygłupów, którzy również tam pracowali.
Gdy siadła przede mną uśmiechnęłam się drapieżnie, znów zmieniając pozycje, teraz wysunięta byłam do przodu w jej stronę, założyłam nogę na nogę, odsłaniając skrawek zakrytego czarnymi rajstopami uda.
- Witaj Alice, - rzekłam spokojnie, z mych warg nawet na chwilę nie znikał uśmiech - Widujemy się zdecydowanie zbyt rzadko, zbyt rzadko - zaznaczyłam wyraźnie, spoglądając w oczy równolatki - już myślałam, że znalazłaś sobie coś lepszego do roboty niż prześladowanie niewinnych obywateli Toronto - gdyby nie kajdanki, których zimna powierzchnia wbijała się w nadgarstki, skrzyżowałabym ręce na wysokości swych piersi, krępowały one jednak ruchy. - Naprawdę, jeśli chciałaś się ze mną zabawić, mam na myśli kajdanki, sznury i tego typu sprawy, mogłaś mnie poszukać, przecież dobrze wiesz, gdzie mieszkam - zakończyłam sugestywnie unosząc jedną brew do góry, chociaż pewnie nie powinnam prowokować byka, machając mu przed oczami czerwoną szmatą.
Alice Krueger