Praca w sądzie była odpowiedzialna, chwilami ciężka i męcząca, ale też pouczająca. Nie dałaby rady zamienić tego co właśnie osiągała na coś innego, banalnego czy też wręcz przyziemnego. Bycie kimś, wyrażanie i przemawianie za ofiary.. czasami i też tą gorszą stronę - winnych, dawało jej nieco tlenu, kopa motywacyjnego. Była kimś, kto pomagał i kto dawał nadzieje, równie ważna jak policjant czy lekarz. Jak więc mogłaby się zachować gdy obiecała wygraną, a poległa? Ten dzień był kiepski, był wręcz srogo do dupy, gdy już podczas picia kawy, musiała się przebrać w coś innego. Na co dzień decydowała się na bardziej odważne kreacje, na coś co wyraźnie podkręcało jej kobiece walory. Do sądu jednak musiała założyć coś skromniejszego, ale równie eleganckiego. Jeden z jej ulubionych zestawów, komplet o chorej wartości, szczęśliwy amulet - musiała zrezygnować z niego przez własną głupotę. To był pierwszy strzał, konsekwencja losu i toru jaki miała wybrany na ten dzień, to niepowodzenie, które przygniotło ją jak długo już nic innego. Kiepskie argumenty oraz igła, która została dźgnięta przez adwokata po drugiej stronie, to wszystko złączyło się w kiepską całość. Tego dnia przegrała, po raz pierwszy od dawna, po złotej passie, która ustawiała jej karierę na piedestale. Ktoś powiedział, że nie ma serii bez porażki, ale dla niej było to istotne i ważne, akurat w chwili w której aktualnie się znajdowała. Miała plany i nadzieje, chciała sama otworzyć wkrótce swoją kancelarię, nie mogła zatem pozwolić sobie na spadek w procentach skuteczności, wygranych spraw na sali sądowej. Przybiło ją to gdy wróciła do domu, do pustego i zimnego betonu, czterech ścian, które stały tu wciąż w momencie gdy z niej uleciało nieco radości, pogody ducha. Nie chciała być dzisiaj sama, ale z drugiej strony kiepskim byłoby pokazywać słabość, tą jej wrażliwą stronę komukolwiek, kto nie był jej bliski. Wybrała się więc w podróż dla uwolnienia myśli, dla odprężenia się i wyłączenia. Wybrała TO miejsce, bliskie jej sercu, połączone z plażą i oddalone od zgiełku centrum, serca Toronto. Wokół miły park oraz alejki, dostęp do plaży oraz najzwyklejsza buda z chamskimi hamburgerami, które rzecz jasna pamiętała. W to miejsce bowiem zabierała w sumie tylko najbliższych, dzieliła się nim niechętnie i tylko w momencie gdy czuła, że druga strona jest tego godna. W to miejsce zabierała tylko ludzi bliskiej jej sercu.
Zostawiła swój samochód gdzieś w pobliżu, zbierając się w stronę budy z jedzeniem, bo czemu by nie? Za dzisiaj należało jej się trochę tłustego i niezbyt zdrowego jedzenia, to taka forma terapii na dziś. Jutro w końcu znów stanie przed lustrem i będzie pewna kolejnej rozprawy, kolejnej wygranej. Przyłoży się.
Teraz? Postawiła na typowego cheesburgera, coś na wskroś przypominającego tańszą wersje znanej sieciówki z pod złotego łuku. Ruszyła w dróżkę, przemierzając trasę którą znała na pamięć i którą pamiętała by wciąż nawet z zamkniętymi oczami. Krążyła aż dotarła do punktu widokowego, gdzie zatrzymała się aby podziwiać zachód słońca, wpatrywać się w plażę usłaną gdzieś nieco poniżej, aby się wyciszyć. I w teorii w duchu marzyła aby nie przypałętał się tutaj nikt, aby miała tą chwilę dla siebie ale jak widać... los chciał inaczej. Wciskając końcówkę burgera do ust, obróciła się nieco w prawo i to był jak widać błąd. — KURWA MAĆ.. — wulgaryzmy były jej domeną, ten kto ją znał chyba nie wyobrażał sobie, że mogła zachowywać się w sądzie, że umiała je trzymać na wodzy jak kowboj lejce konia. No ale mniejsza o to, jej wzrok był przeszywający, a gość który "przerywał" jej te chwilę relaksu był kimś kogo pewnie nie spodziewała się spotkać prędko, ba! Facet o takiej posturze? Ciężko go przegapić przemykając ulicami miasta. A jednak! Pierdolony Karrion Mercer. Facet, któremu oddała kiedyś serce, a potem tego żałowała bo jego kręcił chyba bardziej boks niż poważny, mądry i rozsądny związek dwójki dorosłych ludzi.
— Co Ty tu robisz? Podobno wyjechałeś, hmm? — zapytała i wcale nie była w tym delikatna, ale... to była aura tego dnia, który faktycznie powinien się już kurwa skończyć. Rozumiała wszystko, ale w momencie gdy chciała chwili dla siebie, gdy była po kiepskim dniu to akurat musiał pojawić się ON, niebywałe.
Karrion Mercer