-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Sprawa szukania śladów Zachariego Voclaina zajmowała całkiem sporo czasu wolnego Alexis. Nie dlatego, że się nim przejmowała, czy czuła jakieś ponadprzeciętne zobowiązanie do znalezienia go. To Patrick był tym powodem. I to nie z byle błahego zainteresowania nim jako osobą, a z przyczyn dużo bardziej kompleksowych - stopniowo wydobywane informacje na jego temat co rusz nakreślały zupełnie inny obraz, niż z początku w ogóle podejrzewała. Elitarne wyszkolenie, misje w Libanie, Czadzie, Syrii i Somalii, z czego najbardziej zainteresowała ją ta ostatnia. Zaczęła drążyć też kwestię Botswany, jego działania tam, przyczyny wyjazdu. Wciąż brakowało jej dużo elementów układanki, ale wiedziała coraz więcej. Wiedziała nawet, że nie zawsze wykonywał zlecenia "legalne". A to otworzyło całkowicie nowe drzwi źródeł poszukiwania informacji.
Ale nie zaniedbała sprawy, z jaką do niej przyszedł. Pociągnęła za sznurki i rozwinęła swoje wici w kierunku, który został wspomniany na minionym spotkaniu. Jej własne możliwości nie sięgały daleko poza Toronto, ale miała możliwość skontaktowania się z kimś, kto mógł jej zapewnić informacje z Montrealu. Osobiście. Załatwiła spotkanie, umówiła datę i godzinę, a nie chcąc narażać i mieszać w to swojej ochrony, napisała do Voclaina oznajmująco:
Na weekend lecimy do Montrealu. Mam kontakt, który może mieć informacje o Z. Proszę zaopatrzyć się w garnitur. Piątek o 16:15 wylot, widzimy się przy okienku odprawy o 14:30 najpóźniej.
Pominęła kilka istotnych kwestii, jak właśnie brak zabrania ze sobą ochrony i to, że to on miał wcielić się w tę rolę, w ten sposób będzie w stanie uczestniczyć w spotkaniu i przysłuchiwać się wszystkim informacjom. Ale wiadomość to nie była dobra droga przekazu takich rzecz, a na spotkanie nie było czasu, mieli obydwoje zaledwie jeden dzień na przygotowanie do tej podróży.
Na lotnisko przyjechała ponad dwie godziny przed czasem. Ubrana w ciemne, przylegające spodnie jeansowe, wygodną satynową granatową bluzeczkę bez rękawów, wiązaną na szyi, zarzucony na to czary kardigan i niskie obcasy dla wygody podróży, zatrzymała się kawałek od okienka odprawy, nad którym wisiał ekran z wyświetlonym "MONTREAL, check-in 14:15". Nie usiadła. Jedną dłoń wciąż opierała na rączce walizki na kółkach, a w drugiej już trzymała jeden z telefonów i scrollowała powoli, czytając z uwagą kolejne maile. Nie kontrolowała formującej się powoli kolejki, za to kontrolowała czas, bo dokładnie o 14:30 zamierzała stanąć w ogonku do odprawy i miała nadzieję, że Voclain się nie spóźni.
Patrick Voclain
Ale nie zaniedbała sprawy, z jaką do niej przyszedł. Pociągnęła za sznurki i rozwinęła swoje wici w kierunku, który został wspomniany na minionym spotkaniu. Jej własne możliwości nie sięgały daleko poza Toronto, ale miała możliwość skontaktowania się z kimś, kto mógł jej zapewnić informacje z Montrealu. Osobiście. Załatwiła spotkanie, umówiła datę i godzinę, a nie chcąc narażać i mieszać w to swojej ochrony, napisała do Voclaina oznajmująco:
Na weekend lecimy do Montrealu. Mam kontakt, który może mieć informacje o Z. Proszę zaopatrzyć się w garnitur. Piątek o 16:15 wylot, widzimy się przy okienku odprawy o 14:30 najpóźniej.
Pominęła kilka istotnych kwestii, jak właśnie brak zabrania ze sobą ochrony i to, że to on miał wcielić się w tę rolę, w ten sposób będzie w stanie uczestniczyć w spotkaniu i przysłuchiwać się wszystkim informacjom. Ale wiadomość to nie była dobra droga przekazu takich rzecz, a na spotkanie nie było czasu, mieli obydwoje zaledwie jeden dzień na przygotowanie do tej podróży.
Na lotnisko przyjechała ponad dwie godziny przed czasem. Ubrana w ciemne, przylegające spodnie jeansowe, wygodną satynową granatową bluzeczkę bez rękawów, wiązaną na szyi, zarzucony na to czary kardigan i niskie obcasy dla wygody podróży, zatrzymała się kawałek od okienka odprawy, nad którym wisiał ekran z wyświetlonym "MONTREAL, check-in 14:15". Nie usiadła. Jedną dłoń wciąż opierała na rączce walizki na kółkach, a w drugiej już trzymała jeden z telefonów i scrollowała powoli, czytając z uwagą kolejne maile. Nie kontrolowała formującej się powoli kolejki, za to kontrolowała czas, bo dokładnie o 14:30 zamierzała stanąć w ogonku do odprawy i miała nadzieję, że Voclain się nie spóźni.
Patrick Voclain
gall anonim
brak ciągłości i spójności, przerost formy nad treścią, bezsensowne umieszczanie setek dialogów na różne niezwiązane ze sobą tematy
-
Były komandos Joint Task Force 2, powrócił do Toronto, aby odnaleźć brata i złoić mu tyłek;nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Patrick nie przepadał za garniturami. Garnitur kojarzył mu się z sądem wojskowym, z trumną przykrytą flagą i z pogrzebami. Ale polecenie Wright nie zostawiało mu wyboru. Garnitur był niezbędny, a to oznaczało, że musiał zrobić coś, czego zwykle unikał – wybrać się do sklepu, przymierzyć marynarkę, a potem schować ją starannie do walizki. Walizka sama w sobie była dla niego dziwnym akcesorium. Odkąd pamiętał, wystarczał mu płócienny worek, w którym mógł zmieścić wszystko: od spodni polowych po amunicję. Garnitur jednak zmieniłby się w nim w wymiętoszoną szmatę.
Przed wyjściem zajrzał jeszcze na tyły domu, gdzie od kręcił się Mruczek – kot, który nie miał pana, a którego Patrick niepostrzeżenie wziął na swoje utrzymanie. Wystawił mu dwie miski – jedną z wodą, drugą z karmą. Głaskać kota nie próbował, to nie była ich relacja. Po prostu zostawił mu jedzenie, stuknął lekko w metalową miskę i odszedł, jakby żegnali się po wojskowemu. Zdążył się do niego przyzwyczaić.
Na lotnisko dotarł kilka minut po czternastej. Ubrany wygodnie: czarne spodnie, granatowa koszulka z krótkim rękawem, lekka kurtka przewieszona przez ramię. Walizka, zamiast znoszonego worka, toczyła się cicho na kółkach. Alexis dostrzegł od razu, stojącą nieco z boku, skupioną na telefonie.
– Pani Wright – rzucił spokojnie w ramach powitania, bardziej z nawyku, niż z potrzeby. Skinął jej lekko głową i bez zbędnych słów ustawił się obok w kolejce do odprawy. Formalności poszły sprawnie. Kilkanaście minut później, gdy wsiedli na pokład, zajął swoje miejsce tuż obok niej. Ona przy oknie, on przy przejściu – idealny układ, dający mu pełną widoczność kabiny i ludzi wokół.
Przez chwilę panowała cisza. Samolot powoli toczył się po pasie, a on milczał, przyglądając się migającym światłom na skrzydle. Dopiero kiedy stewardessa zakończyła prezentację procedur bezpieczeństwa, Patrick odwrócił się w stronę Alexis.
– Co czeka na nas w Montrealu? – zapytał spokojnie, bez zabarwienia w głosie, ale z tą charakterystyczną nutą czujności, która nigdy go nie opuszczała. Z wiadomych względów nie wziął ze sobą broni. Nie zauważył również ochroniarzy, którzy na co dzień towarzyszyli Wright w jej życiu. Byli s a m i. Lubił kontrolę, a zaufanie było czymś, co przychodziło mu z trudem. Chciał mieć plan na przyszłe godziny, dni. Dlatego liczył, że Alexis nie będzie oszczędna w słowach.
Alexis Wright
Przed wyjściem zajrzał jeszcze na tyły domu, gdzie od kręcił się Mruczek – kot, który nie miał pana, a którego Patrick niepostrzeżenie wziął na swoje utrzymanie. Wystawił mu dwie miski – jedną z wodą, drugą z karmą. Głaskać kota nie próbował, to nie była ich relacja. Po prostu zostawił mu jedzenie, stuknął lekko w metalową miskę i odszedł, jakby żegnali się po wojskowemu. Zdążył się do niego przyzwyczaić.
Na lotnisko dotarł kilka minut po czternastej. Ubrany wygodnie: czarne spodnie, granatowa koszulka z krótkim rękawem, lekka kurtka przewieszona przez ramię. Walizka, zamiast znoszonego worka, toczyła się cicho na kółkach. Alexis dostrzegł od razu, stojącą nieco z boku, skupioną na telefonie.
– Pani Wright – rzucił spokojnie w ramach powitania, bardziej z nawyku, niż z potrzeby. Skinął jej lekko głową i bez zbędnych słów ustawił się obok w kolejce do odprawy. Formalności poszły sprawnie. Kilkanaście minut później, gdy wsiedli na pokład, zajął swoje miejsce tuż obok niej. Ona przy oknie, on przy przejściu – idealny układ, dający mu pełną widoczność kabiny i ludzi wokół.
Przez chwilę panowała cisza. Samolot powoli toczył się po pasie, a on milczał, przyglądając się migającym światłom na skrzydle. Dopiero kiedy stewardessa zakończyła prezentację procedur bezpieczeństwa, Patrick odwrócił się w stronę Alexis.
– Co czeka na nas w Montrealu? – zapytał spokojnie, bez zabarwienia w głosie, ale z tą charakterystyczną nutą czujności, która nigdy go nie opuszczała. Z wiadomych względów nie wziął ze sobą broni. Nie zauważył również ochroniarzy, którzy na co dzień towarzyszyli Wright w jej życiu. Byli s a m i. Lubił kontrolę, a zaufanie było czymś, co przychodziło mu z trudem. Chciał mieć plan na przyszłe godziny, dni. Dlatego liczył, że Alexis nie będzie oszczędna w słowach.
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Alexis nie należała do osób tracących czas na bezsensowne, niezobowiązujące rozmowy o pogodzie, czy też na inne neutralne tematy. Nie widziała w tym żadnego celu, tym bardziej jeśli chodziło o relacje typowo profesjonalne. Patrick raczej też nie zdawał się być kimś strzępiącym język dla samego zabijania ciszy. Dlatego po uprzejmym, formalnym przywitaniu, przeszli przez proces odprawy w ciszy. Każe z nich pogrążone było we własnym świecie, mimo że trzymali się razem i blisko. Dla postronnych obserwatorów mogli wyglądać na bardzo dziwną parę, która nie wykazuje zainteresowania sobą nawzajem.
Rzeczywistość była zgoła inna, przynajmniej z punktu widzenia Alexis. Może i nie komunikowała się z Voclain'em, ale nie traciła go z pola widzenia. Obserwowała go kątem oka, analizując przy okazji otoczenie. Dawno nie podróżowała, tym bardziej bez ochrony. Informacje zdobyte na temat swojego towarzysza być może były jednym z argumentów, dla których zabrała go ze sobą na ten wyjazd - w jego interesie było zapewnienie jej bezpieczeństwa, jeśli chciał zdobyć informacje na temat brata. Nie czuła się przy nim bezpiecznie, ale przynajmniej miała podstawę sądzić, że jednak w razie potencjalnych problemów, mógł być przydatny.
Oderwała spojrzenie od widoku za oknem i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku, dopiero teraz skupiając swoją uwagę otwarcie na Patricku. Napotkała jego niebieskie oczy bliżej, niż się spodziewała. Nie odsunęła się, bo nawet jeśli w niefizyczny sposób poczuła wyraźnie jego obecność, to nie uległa tej specyficznej energii człowieka o silnym charakterze. Przyjrzała mu się badawczo, zanim odpowiedziała. Nie wyglądał na zdenerwowanego, ale też nie sprawiał wrażenia zrelaksowanego. Niby zachował neutralny ton wypowiedzi, ale jego postawa zdradzała jego czujność - sylwetka wciąż w dużym stopniu zwrócona w kierunku przejścia, ramię potencjalnie rozluźnione oparte o podłokietnik, ale jednak z palcami lekko zaciskającymi się na jego końcu.
- Spotkanie inwestorów i bankiet. Jedna z niewielu okazji do spotkania grubych ryb biznesu z całego kraju. - Miała świadomość, że mogli napotkać tam na kogoś z mniej lub bardziej legalnej działalności w Toronto, ale to była jedyna możliwość spotkania konkretnych osób, które mogły zapewnić informacje. - Porozmawiamy o tym na miejscu. - Nie chciała wdawać się w szczegóły odnośnie weekendu, samolot nie był na to najlepszym miejscem. Nie mieli tu prywatności, a jednak dyskrecja była wciąż podstawą wszelkich kroków podejmowanych w sprawie. Dla podkreślenia swoich słów, wyciągnęła z torebki tablet i poświęciła podróż skupieniu się na pracy.
Do hotelu dojechali wynajętym prywatnym samochodem z kierowcą. Alexis nie oszczędzała na luksusie, zarezerwowała dla nich apartament dwupokojowy Le Mount Stephen. Nie spodziewała się jednak, że w pięciogwiazdkowym hotelu ktoś pomiesza rezerwacje, bo już przy rejestracji w recepcji okazało się, że przypisano im suite z jednym dużym łóżkiem. I nie było możliwości zmiany, bo przez maksymalne obłożnie nie dysponowano żadnym apartamentem spełniającym oczekiwania. Ostatecznie obiecano postarać się załatwić dodatkowy materac i w ramach przeprosin i rekompensaty dostali voucher do wykorzystania w mieszczącym się w hotelu centrum wellness, na jedną z ich instalacji: masaż terapeutyczny, pielęgnacja twarzy lub sesja w spa. Ponadto otrzymali możliwość nieodpłatnego korzystania z dostępnego menu w Bar George, restauracji dostępnej w hotelu, przez cały swój pobyt.
Po wjechaniu na ostatnie piętro hotelu, weszli do dwupiętrowego suite z tarasem. Alexis przyjrzała się krytycznie wnętrzu typowemu dla katalogu dizajnerskiego o pięciogwiazdkowych hotelach. Wyglądała tak, jakby szukała czegoś, co mogło być potencjalnym zagrożeniem.
- Myślę, że ze względu na specyfikę tego wyjazdu, możemy przejść do bardziej nieformalnej formy współpracy, panie Voclain. - Dopiero po skończeniu zdania spojrzała na Patricka i po kolejnej sekundzie wyciągnęła w jego kierunku otwartą dłoń. - Alexis. - Nie robiła tego prawie nigdy, nie mieszała profesjonalizmu z towarzyskimi kontaktami. Ale patrząc na to, że mieli spędzić te parę dni niemalże cały czas razem, odrobina poufałości mogła być przydatna. Jakby nie patrzeć, powinni zaufać sobie trochę więcej, skoro mieli spać pod jednym dachem, oddzieleni jedynie schodami prowadzącymi na pięterko do części sypialnianej.
Patrick Voclain
Rzeczywistość była zgoła inna, przynajmniej z punktu widzenia Alexis. Może i nie komunikowała się z Voclain'em, ale nie traciła go z pola widzenia. Obserwowała go kątem oka, analizując przy okazji otoczenie. Dawno nie podróżowała, tym bardziej bez ochrony. Informacje zdobyte na temat swojego towarzysza być może były jednym z argumentów, dla których zabrała go ze sobą na ten wyjazd - w jego interesie było zapewnienie jej bezpieczeństwa, jeśli chciał zdobyć informacje na temat brata. Nie czuła się przy nim bezpiecznie, ale przynajmniej miała podstawę sądzić, że jednak w razie potencjalnych problemów, mógł być przydatny.
Oderwała spojrzenie od widoku za oknem i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku, dopiero teraz skupiając swoją uwagę otwarcie na Patricku. Napotkała jego niebieskie oczy bliżej, niż się spodziewała. Nie odsunęła się, bo nawet jeśli w niefizyczny sposób poczuła wyraźnie jego obecność, to nie uległa tej specyficznej energii człowieka o silnym charakterze. Przyjrzała mu się badawczo, zanim odpowiedziała. Nie wyglądał na zdenerwowanego, ale też nie sprawiał wrażenia zrelaksowanego. Niby zachował neutralny ton wypowiedzi, ale jego postawa zdradzała jego czujność - sylwetka wciąż w dużym stopniu zwrócona w kierunku przejścia, ramię potencjalnie rozluźnione oparte o podłokietnik, ale jednak z palcami lekko zaciskającymi się na jego końcu.
- Spotkanie inwestorów i bankiet. Jedna z niewielu okazji do spotkania grubych ryb biznesu z całego kraju. - Miała świadomość, że mogli napotkać tam na kogoś z mniej lub bardziej legalnej działalności w Toronto, ale to była jedyna możliwość spotkania konkretnych osób, które mogły zapewnić informacje. - Porozmawiamy o tym na miejscu. - Nie chciała wdawać się w szczegóły odnośnie weekendu, samolot nie był na to najlepszym miejscem. Nie mieli tu prywatności, a jednak dyskrecja była wciąż podstawą wszelkich kroków podejmowanych w sprawie. Dla podkreślenia swoich słów, wyciągnęła z torebki tablet i poświęciła podróż skupieniu się na pracy.
Do hotelu dojechali wynajętym prywatnym samochodem z kierowcą. Alexis nie oszczędzała na luksusie, zarezerwowała dla nich apartament dwupokojowy Le Mount Stephen. Nie spodziewała się jednak, że w pięciogwiazdkowym hotelu ktoś pomiesza rezerwacje, bo już przy rejestracji w recepcji okazało się, że przypisano im suite z jednym dużym łóżkiem. I nie było możliwości zmiany, bo przez maksymalne obłożnie nie dysponowano żadnym apartamentem spełniającym oczekiwania. Ostatecznie obiecano postarać się załatwić dodatkowy materac i w ramach przeprosin i rekompensaty dostali voucher do wykorzystania w mieszczącym się w hotelu centrum wellness, na jedną z ich instalacji: masaż terapeutyczny, pielęgnacja twarzy lub sesja w spa. Ponadto otrzymali możliwość nieodpłatnego korzystania z dostępnego menu w Bar George, restauracji dostępnej w hotelu, przez cały swój pobyt.
Po wjechaniu na ostatnie piętro hotelu, weszli do dwupiętrowego suite z tarasem. Alexis przyjrzała się krytycznie wnętrzu typowemu dla katalogu dizajnerskiego o pięciogwiazdkowych hotelach. Wyglądała tak, jakby szukała czegoś, co mogło być potencjalnym zagrożeniem.
- Myślę, że ze względu na specyfikę tego wyjazdu, możemy przejść do bardziej nieformalnej formy współpracy, panie Voclain. - Dopiero po skończeniu zdania spojrzała na Patricka i po kolejnej sekundzie wyciągnęła w jego kierunku otwartą dłoń. - Alexis. - Nie robiła tego prawie nigdy, nie mieszała profesjonalizmu z towarzyskimi kontaktami. Ale patrząc na to, że mieli spędzić te parę dni niemalże cały czas razem, odrobina poufałości mogła być przydatna. Jakby nie patrzeć, powinni zaufać sobie trochę więcej, skoro mieli spać pod jednym dachem, oddzieleni jedynie schodami prowadzącymi na pięterko do części sypialnianej.
Patrick Voclain
gall anonim
brak ciągłości i spójności, przerost formy nad treścią, bezsensowne umieszczanie setek dialogów na różne niezwiązane ze sobą tematy