-
I want you to hold me
perpendicularly only
A sundial for the gods
we were born - born to failnieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Wraz z nastaniem wieczoru przyszedł chłód. Wróciła więc ze swojego milczącego spaceru, na który poszła niedługo po kolacji, ale zmarzła, w samej tylko koszuli i w krótkich spodenkach. Zwłaszcza przy wodzie było bardzo zimno.
Drzwi zaskrzypiały kiedy weszła do domku, spoglądając krótko w stronę byłego męża, ale wzrokiem szukała bagaży. Zdecydowała się w końcu zajrzeć do torby, którą przygotował Nathaniel, żeby założyć cieplejsze dresy i bluzę. Nawet nie wiedziała, że jakieś jej ubrania zostały jeszcze w domu Nathaniela. Ona za to była pewna, że nie miała w swojej idealnie uporządkowanej szafie niczego, co by do niego należało. Ale czemu miałaby mieć? Nate nigdy nie mieszkał w domu, do którego wprowadziła się pod koniec rozwodu.
Poszła się przebrać do maleńkiej łazienki, odkładając na szafkę swoją koszulę i spodenki, przemyła twarz, poczesała włosy i w bardzo domowym wydaniu, za to z ciężkim sercem i myślami, wróciła do głównego pomieszczenia.
Pierwsze krople deszczu zaczęły się pojawiać na szybach i Diane spojrzała w kierunku okien, lekko brwi marszcząc i naciągając rękawy bluzy.
– Pada? – Pytanie retoryczne i odruchowe, kto z nas kiedyś takiego nie zadał. Dźwięki deszczu w tym uroczym salonie budziły wspomnienia, które starała się od siebie odsuwać. Podeszła do aneksu kuchennego sięgając po czajnik, żeby zagotować wodę na herbatę.
– Mam nadzieję, że nie będzie przez to przerwy w dostawie prądu. – Tak, jak tego jednego weekendu kiedy akurat przyjechali tutaj jedynie w dwójkę, trochę odpocząć od dziecka, trochę od miasta. Z tą różnicą, że to był już październik, było o wiele zimniej, a oni musieli się jakoś zagrzać.
Dobrze, że skupiała wzrok na blacie kuchennym przed sobą, bo na samo wspomnienie mrugnęła trochę za mocno, zaciskając wargi.
Mogło mu o to chodzić? Po to ją tutaj wywiózł? Z sentymentu? Nie byli przyjaciółmi, chociaż on ewidentnie tego chciał. Inna sprawa, że zabierał się za to w nieodpowiedni sposób.
Westchnęła ciężko usiłując się wciągnąć się w wir własnych myśli, których nie powinna była mieć zdecydowanie, nie o nim, nie gdy się z nim rozwiodła. Z powodów, które doskonale znała, a Nathaniel co rusz udowadniał, że była to słuszna decyzja.
– Jaką chcesz? – Zapytała chcąc własnym głosem się rozproszyć, zaglądając do szafki i sięgając po pierwsze z brzegu opakowanie, nawet nie czekając na odpowiedź.
Nathaniel Rourke
Drzwi zaskrzypiały kiedy weszła do domku, spoglądając krótko w stronę byłego męża, ale wzrokiem szukała bagaży. Zdecydowała się w końcu zajrzeć do torby, którą przygotował Nathaniel, żeby założyć cieplejsze dresy i bluzę. Nawet nie wiedziała, że jakieś jej ubrania zostały jeszcze w domu Nathaniela. Ona za to była pewna, że nie miała w swojej idealnie uporządkowanej szafie niczego, co by do niego należało. Ale czemu miałaby mieć? Nate nigdy nie mieszkał w domu, do którego wprowadziła się pod koniec rozwodu.
Poszła się przebrać do maleńkiej łazienki, odkładając na szafkę swoją koszulę i spodenki, przemyła twarz, poczesała włosy i w bardzo domowym wydaniu, za to z ciężkim sercem i myślami, wróciła do głównego pomieszczenia.
Pierwsze krople deszczu zaczęły się pojawiać na szybach i Diane spojrzała w kierunku okien, lekko brwi marszcząc i naciągając rękawy bluzy.
– Pada? – Pytanie retoryczne i odruchowe, kto z nas kiedyś takiego nie zadał. Dźwięki deszczu w tym uroczym salonie budziły wspomnienia, które starała się od siebie odsuwać. Podeszła do aneksu kuchennego sięgając po czajnik, żeby zagotować wodę na herbatę.
– Mam nadzieję, że nie będzie przez to przerwy w dostawie prądu. – Tak, jak tego jednego weekendu kiedy akurat przyjechali tutaj jedynie w dwójkę, trochę odpocząć od dziecka, trochę od miasta. Z tą różnicą, że to był już październik, było o wiele zimniej, a oni musieli się jakoś zagrzać.
Dobrze, że skupiała wzrok na blacie kuchennym przed sobą, bo na samo wspomnienie mrugnęła trochę za mocno, zaciskając wargi.
Mogło mu o to chodzić? Po to ją tutaj wywiózł? Z sentymentu? Nie byli przyjaciółmi, chociaż on ewidentnie tego chciał. Inna sprawa, że zabierał się za to w nieodpowiedni sposób.
Westchnęła ciężko usiłując się wciągnąć się w wir własnych myśli, których nie powinna była mieć zdecydowanie, nie o nim, nie gdy się z nim rozwiodła. Z powodów, które doskonale znała, a Nathaniel co rusz udowadniał, że była to słuszna decyzja.
– Jaką chcesz? – Zapytała chcąc własnym głosem się rozproszyć, zaglądając do szafki i sięgając po pierwsze z brzegu opakowanie, nawet nie czekając na odpowiedź.
Nathaniel Rourke
firtula
nie decyduj za moją postać bo mnie pojebie
-
I don't understand what you're gonna do, I followed the rules, I took the abuse. I don't understand where you're coming from. I down all our pills.
I love you the most.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Po zjedzeniu zabrał wszystkie rzeczy do środka, grilla zgasił i wstawił do pod altankę, z nadzieją, że zajmie się nim jutro. Bo dużo rzeczy było do zrobienia, między innymi porządne umycie go, bo dzisiaj zrobił to powierzchownie, byleby było na czym zrobić obiad, bo konał z głodu. Domek nie znajdował się bardzo daleko od Toronto, ale był to dobry kawałek, a skoro nie zatrzymywali się nigdzie po drodze, a Nathaniel słynął z niejedzenia śniadań, toteż dosłownie umierał a żołądek grał walca.
Resztę nieruszonego, upieczonego jedzenia odłożył na talerz i postawił go na jednym z blatów, wiedząc, że któreś z nich pewnie później zgłodnieje. Zazwyczaj nie jadł po nocach, starał się dbać o linię, ale wyjazd taki jak ten był idealnym powodem, dla którego mógł zerwać z dobrymi nawykami. Poza tym trudno było mu się oprzeć widząc pieczone ziemniaki, które wręcz rozpływały się w ustach.
Kiwnął głową, gdy Diane wróciła ze spaceru i chociaż obstawiał, że raczej nie pojawi się z powrotem w domu, to nie był bardzo w szoku. Niby wiedział, że zrobiłaby wszystko aby wrócić do Toronto i kopnąć go w dupę, ale nie miała możliwości, bo musiałaby iść przez las z pół godziny, później kolejne by dojść do sensownej drogi i tam szukać kogoś, kto chciałby ją podwieźć. Była zdesperowana, ale chyba nie do tego stopnia, aby wybierać się na taką podróż, gdy na dworze się ściemniało.
Gdyby wiedział, że i tak kopnie go w dupę i zostawi tutaj samego bez możliwości powrotu to może bardziej by się tym zainteresował. Teraz nie myślał o takich rzeczach, leżał na kanapie i czytał książkę, a raczej próbował skupić się na słowach, bo jakoś litery nie sklejały mu się w słowa. Jedną kartkę czytał już czwarty raz. Chyba książki kryminalne mu nie leżały.
— Prawdopodobnie — odpowiedział jej i uniósł wzrok na sufit, wsłuchując się w dźwięk. Nie musiał podnosić się, by wyjrzeć przez okno, padało na milion procent. Mruknął potwierdzając swoje słowa i powrócił do strony pięćdziesiątej, którą dalej męczył.
— Agregat chodzi. — Byłby debilem, gdyby nie upewnił się, że agregat działa. Kiedyś go nie mieli i często zdarzało się tak, że brakowało prądu. Znajdowali się w samym środku lasu, nie potrzebna była burza, by coś przestało działać. Kupił ten niezwykle potrzebny sprzęcik z dwa lata temu, a gdy przyjechali to upewnił się, że wszystko z nim w porządku. Ale może los miał dla nich inne plany.
Po chwili przeniósł wzrok na nią, obserwując jak stoi ubrana w bluzę i dresy, które znalazł gdzieś w szafie, bo zostały po ostatnim praniu. Zapomniała ich odebrać w trakcie rozwodu to w końcu po takim czasie wróciły do właścicielki. Zamruczał zastanawiając się jaką herbatę chciał, skoro pytała. Mógł wypić, mu się robić nie chciało.
— Pomarańczową z miodem — rzucił w końcu, po chwili i zmrużył oczy, widząc, że sięgnęła po najbliżej stojące opakowanie, które nie było tym, na które miał ochotę. Przymknął dosłownie na sekundę oczy i w myślach machnął ręką. Ważne, że dostanie jakąkolwiek herbatę.
Byleby mu cyjanku nie dorzuciła.
Diane Anderson
Resztę nieruszonego, upieczonego jedzenia odłożył na talerz i postawił go na jednym z blatów, wiedząc, że któreś z nich pewnie później zgłodnieje. Zazwyczaj nie jadł po nocach, starał się dbać o linię, ale wyjazd taki jak ten był idealnym powodem, dla którego mógł zerwać z dobrymi nawykami. Poza tym trudno było mu się oprzeć widząc pieczone ziemniaki, które wręcz rozpływały się w ustach.
Kiwnął głową, gdy Diane wróciła ze spaceru i chociaż obstawiał, że raczej nie pojawi się z powrotem w domu, to nie był bardzo w szoku. Niby wiedział, że zrobiłaby wszystko aby wrócić do Toronto i kopnąć go w dupę, ale nie miała możliwości, bo musiałaby iść przez las z pół godziny, później kolejne by dojść do sensownej drogi i tam szukać kogoś, kto chciałby ją podwieźć. Była zdesperowana, ale chyba nie do tego stopnia, aby wybierać się na taką podróż, gdy na dworze się ściemniało.
Gdyby wiedział, że i tak kopnie go w dupę i zostawi tutaj samego bez możliwości powrotu to może bardziej by się tym zainteresował. Teraz nie myślał o takich rzeczach, leżał na kanapie i czytał książkę, a raczej próbował skupić się na słowach, bo jakoś litery nie sklejały mu się w słowa. Jedną kartkę czytał już czwarty raz. Chyba książki kryminalne mu nie leżały.
— Prawdopodobnie — odpowiedział jej i uniósł wzrok na sufit, wsłuchując się w dźwięk. Nie musiał podnosić się, by wyjrzeć przez okno, padało na milion procent. Mruknął potwierdzając swoje słowa i powrócił do strony pięćdziesiątej, którą dalej męczył.
— Agregat chodzi. — Byłby debilem, gdyby nie upewnił się, że agregat działa. Kiedyś go nie mieli i często zdarzało się tak, że brakowało prądu. Znajdowali się w samym środku lasu, nie potrzebna była burza, by coś przestało działać. Kupił ten niezwykle potrzebny sprzęcik z dwa lata temu, a gdy przyjechali to upewnił się, że wszystko z nim w porządku. Ale może los miał dla nich inne plany.
Po chwili przeniósł wzrok na nią, obserwując jak stoi ubrana w bluzę i dresy, które znalazł gdzieś w szafie, bo zostały po ostatnim praniu. Zapomniała ich odebrać w trakcie rozwodu to w końcu po takim czasie wróciły do właścicielki. Zamruczał zastanawiając się jaką herbatę chciał, skoro pytała. Mógł wypić, mu się robić nie chciało.
— Pomarańczową z miodem — rzucił w końcu, po chwili i zmrużył oczy, widząc, że sięgnęła po najbliżej stojące opakowanie, które nie było tym, na które miał ochotę. Przymknął dosłownie na sekundę oczy i w myślach machnął ręką. Ważne, że dostanie jakąkolwiek herbatę.
Byleby mu cyjanku nie dorzuciła.
Diane Anderson
astrid (enigmatycznosc)
musisz się bardzo postarać
-
I want you to hold me
perpendicularly only
A sundial for the gods
we were born - born to failnieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Agregat chodzi uspokoiło ją tylko odrobinę, na pewno mniej, niż powinno takie zapewnienie, ale wszystko dlatego, że miała do Nathaniela i tak już mocno ograniczone zaufanie, które dzisiaj wyjątkowo nadszarpnął. I na ten moment nawet nie widziała perspektyw jak miałby je odbudować.
Dlatego bardziej w to, że agregat chodzi, uwierzyła, że tylko tak powiedział, aby uśpić jej czujność, a w rzeczywistości wcale go nie sprawdził po przyjeździe. To byłoby bardzo w jego stylu.
Dlatego jakąkolwiek odpowiedź na to zachowała dla siebie, już mając zalewać wrzątkiem saszetki z herbatą, kiedy postanowiła jednak wyszorować kubki. Pomimo, że nie były brudne, ale Diane ze swoimi zaburzeniami obsesyjno kompulsywnymi prawie walczyła w tej kuchni o życie, żeby nie zacząć jej porządnie sprzątać.
Musiała sobie powtarzać, że to tylko kilka godzin. To tylko kilka godzin i już jej tu nie będzie.
Przetarła kubki czystym ręcznikiem, wrzuciła z powrotem do nich torebki z herbatą, która nie była pomarańczowa tylko pierwsza-z-brzegu-earlgreyowa i wlała wrzątku.
Miód na pewno tutaj mieli, więc zajrzała do spiżarki, po raz kolejny zaciskając wargi w cienką linię kiedy zobaczyła jak wszystkie słoiki były zakurzone.
Z głodu zdecydowanie by tutaj nie umarli, ale gdyby naprawdę nastąpił kryzys Diane miałaby problem, żeby nie wykorzystać zapasu czystej wody na wycieranie wszystkiego z kurzu.
To tylko. Kilka godzin.
Sięgnęła po słoik z miodem i jęknęła cicho, kiedy poczuła pod palcami sypką warstwę kurzu, zamknęła ostrożnie drzwi spiżarki, żeby reszta brudu nie wzniosła się w powietrze i odstawiła słoik z miodem do zlewu, żeby go najpierw umyć.
Przeszedł jej przez myśl pomysł, żeby tu przyjechać w któryś dzień urlopu i wszystko dokładnie wysprzątać, jednocześnie na ten moment nie była w stanie stwierdzić czy będzie do tego zdolna po tym, jak znalazła się tutaj wbrew własnej woli.
Dźwięk odkręcanego słoika przeciął na chwilę powietrze, które zaraz po tym wypełniły delikatne brzęknięcia łyżeczki o szklane ścianki kubków, kiedy Diane mieszała herbatę próbując roztopić scukrzony miód.
W końcu z obiema herbatami ruszyła w kierunku sofy, kładąc naczynia na stoliku i sama usiadła na fotelu, zerkając na Nathaniela.
– Powiedz mi prawdę. Dlaczego mnie tu wywiozłeś? – Podciągnęła nogi na fotel, opierają kubek na jednym kolanie.
– Nie chciałeś tu być sam? Czy mnie nie chciałeś zostawić na naszym osiedlu jak wyjedziesz? O co chodzi?
Nathaniel Rourke
Dlatego bardziej w to, że agregat chodzi, uwierzyła, że tylko tak powiedział, aby uśpić jej czujność, a w rzeczywistości wcale go nie sprawdził po przyjeździe. To byłoby bardzo w jego stylu.
Dlatego jakąkolwiek odpowiedź na to zachowała dla siebie, już mając zalewać wrzątkiem saszetki z herbatą, kiedy postanowiła jednak wyszorować kubki. Pomimo, że nie były brudne, ale Diane ze swoimi zaburzeniami obsesyjno kompulsywnymi prawie walczyła w tej kuchni o życie, żeby nie zacząć jej porządnie sprzątać.
Musiała sobie powtarzać, że to tylko kilka godzin. To tylko kilka godzin i już jej tu nie będzie.
Przetarła kubki czystym ręcznikiem, wrzuciła z powrotem do nich torebki z herbatą, która nie była pomarańczowa tylko pierwsza-z-brzegu-earlgreyowa i wlała wrzątku.
Miód na pewno tutaj mieli, więc zajrzała do spiżarki, po raz kolejny zaciskając wargi w cienką linię kiedy zobaczyła jak wszystkie słoiki były zakurzone.
Z głodu zdecydowanie by tutaj nie umarli, ale gdyby naprawdę nastąpił kryzys Diane miałaby problem, żeby nie wykorzystać zapasu czystej wody na wycieranie wszystkiego z kurzu.
To tylko. Kilka godzin.
Sięgnęła po słoik z miodem i jęknęła cicho, kiedy poczuła pod palcami sypką warstwę kurzu, zamknęła ostrożnie drzwi spiżarki, żeby reszta brudu nie wzniosła się w powietrze i odstawiła słoik z miodem do zlewu, żeby go najpierw umyć.
Przeszedł jej przez myśl pomysł, żeby tu przyjechać w któryś dzień urlopu i wszystko dokładnie wysprzątać, jednocześnie na ten moment nie była w stanie stwierdzić czy będzie do tego zdolna po tym, jak znalazła się tutaj wbrew własnej woli.
Dźwięk odkręcanego słoika przeciął na chwilę powietrze, które zaraz po tym wypełniły delikatne brzęknięcia łyżeczki o szklane ścianki kubków, kiedy Diane mieszała herbatę próbując roztopić scukrzony miód.
W końcu z obiema herbatami ruszyła w kierunku sofy, kładąc naczynia na stoliku i sama usiadła na fotelu, zerkając na Nathaniela.
– Powiedz mi prawdę. Dlaczego mnie tu wywiozłeś? – Podciągnęła nogi na fotel, opierają kubek na jednym kolanie.
– Nie chciałeś tu być sam? Czy mnie nie chciałeś zostawić na naszym osiedlu jak wyjedziesz? O co chodzi?
Nathaniel Rourke
firtula
nie decyduj za moją postać bo mnie pojebie
-
I don't understand what you're gonna do, I followed the rules, I took the abuse. I don't understand where you're coming from. I down all our pills.
I love you the most.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Mógł wziąć książkę inną niż kryminalne, chociaż kochał całym sercem Agathę Christie to ta, którą trzymał w rękach mu totalnie nie leżała. Może to też nie był odpowiedni moment na czytanie takich rzeczy i rozkminianie sensu fabuły, kiedy na głowie miał też inną sprawę, znacznie poważniejszą. Miał nadzieję, że urlop dobrze mu zrobi, w końcu potrzebował czegoś, co zatrzyma go od siedzenia w aktach, ale Diane nie pomagała.
Zamiast czytać, trzymał książkę wysoko, ale obserwował wszystko co robiła. Zauważył, że herbata była nie ta, ale nie miał zamiaru się kłócić, wypiłby każdą, byleby była ciepła i rozgrzewająca. Nie komentował jej manii sprzątania, doskonale wiedział, że musiała to wszystko zrobić, taka była z tą całą swoją pedantyczną czystością. Wypadałoby, aby w któryś dzień przyjechali tutaj posprzątać, bo szkoda było zabierać Lily do aż tak brudnego domku. Co dał radę sprzątnąć to zrobił sam, odpajęczył na tyle, na ile mógł, ale pewnie znalazłoby się jeszcze więcej niepłacących lokatorów.
— Dlaczego mówisz to, jakbym cię porwał? — odpowiedział na jej pytanie i złożył książkę, a następnie położył na swoim torsie.
Wbił w nią swój wzrok i uniósł brew. Nie porwał jej w końcu, sama wsiadła w samochód, on zrobił jej przecież niespodziankę. Na pewno potrzebowała posiedzieć bez internetu, ciągłych telefonów z pracy, powinna mu dziękować. Taka była jego wersja wydarzeń.
Podsunęła mu to, czego sam by nie wymyślił, dlatego po prostu kiwnął głową. Mógłby kombinować, w końcu zauważyłaby, że kłamie i jego wersja w ogóle się nie klei w całość. To co powiedziała było najlepszym wytłumaczeniem, które dotąd usłyszał. Uniósł się z kanapy i podszedł do blatu, by sięgnąć po swoją herbatę. Pomimo gorącego kubka przeniósł ją na stolik i usiadł z powrotem.
— Tutaj dosłownie nic nam nie grozi, a ja miałbym daleką drogę — dodał po chwili i wzruszył ramionami. — I tak pewnie tutaj długo nie będę, za dużo myślę o pracy.
Diane Anderson
Zamiast czytać, trzymał książkę wysoko, ale obserwował wszystko co robiła. Zauważył, że herbata była nie ta, ale nie miał zamiaru się kłócić, wypiłby każdą, byleby była ciepła i rozgrzewająca. Nie komentował jej manii sprzątania, doskonale wiedział, że musiała to wszystko zrobić, taka była z tą całą swoją pedantyczną czystością. Wypadałoby, aby w któryś dzień przyjechali tutaj posprzątać, bo szkoda było zabierać Lily do aż tak brudnego domku. Co dał radę sprzątnąć to zrobił sam, odpajęczył na tyle, na ile mógł, ale pewnie znalazłoby się jeszcze więcej niepłacących lokatorów.
— Dlaczego mówisz to, jakbym cię porwał? — odpowiedział na jej pytanie i złożył książkę, a następnie położył na swoim torsie.
Wbił w nią swój wzrok i uniósł brew. Nie porwał jej w końcu, sama wsiadła w samochód, on zrobił jej przecież niespodziankę. Na pewno potrzebowała posiedzieć bez internetu, ciągłych telefonów z pracy, powinna mu dziękować. Taka była jego wersja wydarzeń.
Podsunęła mu to, czego sam by nie wymyślił, dlatego po prostu kiwnął głową. Mógłby kombinować, w końcu zauważyłaby, że kłamie i jego wersja w ogóle się nie klei w całość. To co powiedziała było najlepszym wytłumaczeniem, które dotąd usłyszał. Uniósł się z kanapy i podszedł do blatu, by sięgnąć po swoją herbatę. Pomimo gorącego kubka przeniósł ją na stolik i usiadł z powrotem.
— Tutaj dosłownie nic nam nie grozi, a ja miałbym daleką drogę — dodał po chwili i wzruszył ramionami. — I tak pewnie tutaj długo nie będę, za dużo myślę o pracy.
Diane Anderson
astrid (enigmatycznosc)
musisz się bardzo postarać