ODPOWIEDZ
28 y/o, 185 cm
Blade against the rain, carving out your name
Awatar użytkownika
I don't want no one to feel your body after me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

after the silence
Years have reshaped us, leaving only traces of who we were.
Yet in this moment, the past feels close enough to touch.
  Wystarczyło kilka odwiedzin w prywatnym przedszkolu i pokaźna suma pieniędzy przekazana wraz z opłatą z góry za trzy miesiące, aby Rose otrzymała miejsce w grupie tygrysków dużo szybciej, niż inne dzieci, wpisane na listę oczekujących. Wiedział, że dla Rose tak nagła przeprowadzka, nowa sytuacja, otoczenie, obce dzieci, to wszystko na pewno było dużym obciążeniem, ale córka była dzielna i pozytywnie nastawiona do zmian, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Na pewno czuła, że atmosfera bywała chwilami napięta, ale zarówno Pablo, jak i Edward starali się, żeby nie obarczać jej sprawami dorosłych.
  Rivera odwiózł Eddiego do studia tatuażu, a potem pojechał z kilkulatką do przedszkola i odprowadził ją, upewniając się, że zabrali wszystko na jej pierwszy dzień. Rose miała za sobą adaptację przedszkolną, więc pożegnanie nie trwało długo, chociaż mężczyzna przedłużył przytulenie, bardziej sam tego potrzebując. Patrzył na swoje dziecko jeszcze przez chwilę, obserwując jak wita się z przedszkolanką i podchodzi do jednego ze stolików z pudełkiem śniadaniowym, a potem ruszył się, na odchodne przypominając jeszcze kierowniczce, że nikt poza nim i Edwardem nie ma prawa odebrać Rose i o każdej próbie ma natychmiast zostać poinformowany.
  Ostatnio był jeszcze bardziej wyczulony na każdy najmniejszy gest, okazując czułość Eddiemu i Rose jeszcze bardziej, niż zwykle, zdając sobie sprawę przy każdym rozstaniu, nawet na zaledwie kilka godzin, że może to być ostatni raz, kiedy ich widzi. Zawsze żył w napięciu, mniejszym lub większym. martwiąc się o coś lub o kogoś. Tragiczna śmierć Marii, matki Rose, boleśnie przypomniała mu, że to samo może spotkać i każdą inną bliską mu osobę. W każdej chwili.
  Zaparkował na parkingu podziemnym, jak najbliżej miejsca pracy Milo. Odpalił szluga w wyznaczonym do palenia miejscu i naciągnął kaptur czarnej bluzy na głowę, wciągając dym do płuc, jednocześnie rozglądając się uważnie, bo trudna sytuacja nie zwalniała go z bycia czujnym i przygotowanym na wszystko, wręcz przeciwnie.
  Wyciągnął dłoń z papierosem nad kosz z popielniczką i strzepnął popiół, wodząc wzrokiem po tablicy przedstawiającej rozkład podziemnych uliczek targowych oraz reklamy, a potem sprawdził ile znajduje się wyjść ewakuacyjnych i wyjazdów z tego parkingu. Zdusił peta na metalowej obręczy śmietnika, wsunął dłonie do kieszeni i ruszył powolnym krokiem do jednego z wyjść i przeszedł przez zaniedbany korytarz, pokryty kurzem i pajęczynami, z którego wyszedł na jedną z podziemnych ulic. Była szeroka, a z obu stron ciągnęły się rzędy sklepów, restauracji, warsztatów i innych lokali, było chaotycznie i kolorowo, chociaż o tej porze, kiedy wszyscy zdążyli już zjeść śniadanie i dojść do pracy, stosunkowo spokojnie.
  Był tu już kilka razy, żeby rozeznać się po otoczeniu i rzucić okiem na lokal, w którym pracował jego młodszy brat. Informację o miejscu pracy znalazł na jego koncie na Instagramie, więc nie włożył w te poszukiwania jakiegoś wielkiego wysiłku. Wcześniej, kiedy ten był jeszcze w rodzinie zastępczej, trochę mu zajęło, aby go namierzyć, ale później wszystko szło już z górki, szczególnie odkąd chłopak zaczął udzielać się w sieci. Wyglądało na to, że młody ułożył sobie życie i radził sobie całkiem nieźle, co było akurat bardzo pozytywnym akcentem.
  Podszedł bliżej wejścia do Simply Fix It, rozejrzał się jeszcze ukradkiem, po czym wszedł do środka, wybierając moment, w którym nie było klientów. Niepostrzeżenie obrócił tabliczkę z otwarte na zamknięte i jak gdyby nigdy nic ruszył do zagraconej lady, nasłuchując odgłosów dobiegających zza jednego z niedużych regałów. Pablo oparł się o drewniany blat, pokryty smarem, klejem i czymś, czego nie potrafił nazwać, bokiem i bez zniecierpliwienia czekał, aż Milo wyłoni się zza półek i do niego podejdzie. W końcu usłyszał irytujący dźwięk dzwonka nad drzwiami.
  Przesunął kciukiem po swojej dolnej wardze i nabrał powietrza przez nos, wbijając wzrok w twarz młodego chłopaka z kręconymi włosami, który właśnie się do niego zbliżał. Ostatni raz widzieli się wiele lat temu. Jeden był wtedy dzieckiem, drugi wchodził w wiek nastoletni, wszystko było inne. Obaj się zmienili i gdyby Pablo nie widział jego aktualnych zdjęć w sieci, to być może w ogóle by go nie poznał, gdyby minęli się gdzieś w tłumie.
  一 Cześć 一 odezwał się swobodnie, rezygnując z oficjalnego dzień dobry czy zwracania się na Pan. Uniósł powoli dłoń i zsunął kaptur z głowy, pociągając przy tym krótko nosem. 一 Szukam prezentu dla męża. Lubi vintage, jakiś fajny sprzęt. Chcę mu zrobić niespodziankę, ale sam kompletnie się na tym nie znam 一 przyznał, przyjmując na twarz lekki uśmiech i odrobinę fałszywego poczucia winy. Jedyną prawdziwą informacją było to, że ma męża, ale nie miał z powodu kłamstw jakichś wielkich wyrzutów. Od czegoś musiał przecież zacząć, a na pewno nie chciał zaczynać z grubej rury.

Milo Rivera
Myre
Nie lubię kierowania moją postacią, chyba że zostanie to wcześniej dogadane. Nie gram z AI.
23 y/o, 170 cm
Student/Złota Rączka w PATH
Awatar użytkownika
Don't try me. I'm the kindest rude person You'll ever meet.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiwhatever
postać
autor

Poniedziałki zawsze kojarzyły mu się z dostawami i zamieszaniem, dezorganizacją i Lianem spóźniającym się o parę godzin, proszącym o alibi. W przeciwieństwie do wielu innych osób i powszechnej opinii, jakoby ten dzień tygodnia był z góry naznaczony jakąś trafnością, Milo wcale w to nie wierzył. Wierzył natomiast w nieuchronność nadchodzących obowiązków i w to, że chcąc nie chcąc, będzie zmuszony wyjść poza strefę napraw i zająć się papierkologią.
Właśnie dlatego nienawidził poniedziałków.
Jedynym plusem tych dni była mniejsza aktywność klientów (większość przychodziła jednak bliżej weekendu, jakby dopiero wtedy łapali oddech i przypominali sobie o rzeczach niezwiązanych z pracą) przez co miał więcej czasu na śledzenie z wypiekami na twarzy stron z komponentami, zamawianie ich i katalogowanie, aby wszystko miało swoje miejsce jak już kurier rzucał mu paczkę pod nogi.
No nienawidził tego pryszczatego pierdolca.
Dzień był deszczowy, rano Toronto zaatakowała gęsta mżawka z rodzaju tych, co nie formowały się w większe krople, lecz tych, które wisiały w powietrzu i oblepiały człowieka zaraz po wyjściu spod dachu. Milo po paru krokach czuł się tak, jakby wciągnął na grzbiet świeżo wypraną bluzę i jeansy, co to nie zdążyły jeszcze doschnąć.
Nienawidził tego uczucia na skórze.
Ale były plusy: przynajmniej nie był skazany na przemykanie cichcem przez korytarz własnego mieszkania, bo od kiedy Dylan przeniósł się do wolnego pokoju i przyszło im dzielić przestrzeń na porządku dziennym, Rivera czuł się tam jak w więzieniu. I nie chodziło o to, że go nie lubił. Przeciwnie, lubił aż za bardzo i na tym właśnie polegał problem.
Lubił swoją pracę tak długo, jak polegała ona na grzebaniu w elektronice, projektowaniu nowych układów i od czasu do czasu spaleniu czegoś albo z przypadku (rzadziej) albo dla funu (zdecydowanie częściej).
Dzwonek nad drzwiami rozwrzeszczał się na cały sklep, a Milo, który właśnie przeprowadzał delikatną operację polegającą na podgrzewaniu starej cyny i odklejaniu mikroprocesora od płyty głównej westchnął z irytacją, tak, że pewno słychać go było w części przeznaczonej dla klientów. No szlag by trafił tego, kto akurat w tym momencie musiał wpierdolić się tu z butami.
Wyłączył lutownicę, odłożył dyszę na widełki, pęsetką puścił swojego pajączka na cieniutkich miedzianych nóżkach i choć nie ruszył się z miejsca od razu, przez bardzo wymowną minutę nasłuchiwał i patrzył krzywo w stronę drzwi prowadzących z zaplecza za ladę. Może, jeśli tylko wmówi to sobie dostatecznie mocno, delikwent się zniecierpliwi i da mu święty spokój?
A za chuj, jak stanął tak stał i chyba oczekiwał obsługi.

Joder 一 sapnął podkurwiony, że przeszkadza mu się przy tak wymagającym skupienia zabiegu, zamknął mocno oczy, aż zobaczył pod powiekami plamy i wyjątkowo niechętnie odsunął się od roboczego blatu.
Typ był wyższy co najmniej o dwie głowy od niego (co już się nie spodobało, jakby nie liczyć samego faktu, że nieznajomy w ogóle się tu pojawił), gapił się jak sroka w gnat (i to też go drażniło, bo na litość boską, wiedział, że jest utytłany na przodzie koszuli, ale nie przychodził tu żeby wyglądać) i do tego jeszcze przylazł bez jakiegokolwiek konkretu. Innymi słowy, ulubiony sort klienta nie tylko na poniedziałek, na kiedykolwiek.
Stanął za ladą, oparł obie dłonie o krawędź blatu i wsparł się o niego całym swoim niezbyt imponującym ciężarem. Chodziło wyłącznie o efekt.

Aha 一 podsumował krótko, lakonicznie i bez entuzjazmu. 一 No to wysepka z tym... tym tam, sto jeden prezentów na rocznicę jest koło Taco Bell, me vale.
I couldn't care less doskonale oddawało wyraz twarzy, jakim Rivera emanował w tym momencie i to w każdym języku, żywym czy wymarłym. Z jakiegoś powodu mężczyzna sterczący między regałami nie budził w nim zaufania, pewnikiem Milo nie powierzyłby mu nawet czajnika, więc tylko z tego powodu nie pożegnał się i nie wrócił do swoich krzemowych skarbów na zapleczu. Zamiast tego obserwował go uważnie celowo unikając unoszenia spojrzenia. Miał problem z utrzymywaniem tak bezpośredniego kontaktu wzrokowego, dlatego częściej patrzył ludziom na buty i dłonie.
Dlaczego ten człowiek tak go wkurwiał?
Nie rozumiał skąd to nieprzyjemne uczucie zimna i cierpnięcia na karku, a ścisk w żołądku też nie kojarzył mu się z poranną porcją płatków Kapitana Cruncha. Coś było nie tak, nie wiedział tylko co.

Nie lepiej byłoby zajrzeć do sklepu z antykami? 一 podsunął ostrożnie, ważąc słowa na końcu języka. To, że mężczyzna nie opuścił sklepu pomimo dość szorstkiego nawet jak na Milo powitania już budziło podejrzenia, więc należało ostrożnie zbadać teren. Jedna dłoń Rivery dyskretnie osunęła się pod blat, gdzie palcami wyczuł scyzoryk. Dopiero go wyczyścił, wymienił kilka śrubek i naoliwił mechanizm, a chociaż kusiło by mocno ścierną pastą polerską usunąć wyżłobione na rączce P, to nadal dało się je wyczuć pod opuszką.
Jego szósty zmysł od dawna milczał, mniej więcej od czasów, kiedy Estella zgarnęła go z ulicy i wyprowadziła jako tako na ludzi, nie mniej, Milo wciąż miał w sobie to zdziczenie charakterystyczne dla osób, które pół życia spędziły w ruchu i były zdane same na siebie. Teraz się rozbudziło, trąciło zaspaną intuicję i kazało czekać.



Pablo Rivera-Sahin
default (dc: default_1010)
Please be kind ❤
ODPOWIEDZ

Wróć do „Path”