-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Bo W. Larue
Wywróciła oczyma. W mocno przerysowany i teatralny sposób. Nie kazała pozbywać mu się odpowiedzialności, a wyznaczenia pewnych granic. W końcu Natalie nie będzie mogła spędzać u niego całego dnia. W końcu będzie musiała wyjść, zacząć pracować. Nie chodziło jej też o nieobecność brata, jeśli to dziecko nie okazałoby się jego. Chciała jedynie poczucia, w którym wie do czego dąży, zna granicę, które nie powinny być przekraczane. Powinni porozmawiać o tym zawczasu, jak pojawi się dziecko już go nie będzie.
— Wiem, że nigdy nie będziesz, ale masz mieć dziecko. Może pora dojrzeć? — mógłby ją teraz złapać, na tym że zaakceptowała posiadanie przez niego dziecka. Teraz czekała jedynie, aż odrobinę wydorośleje. Stanie się dorosłym, poważnym człowiekiem. Takim, jakim jej brat jeszcze nie był. Dlatego tak bardzo obawiała się każdej zmiany.
— Tak? Oczywiście, że mega ważne! — stwierdziła, zaciskając swoją pięść dosyć mocno. Wzięła głęboki oddech, próbując zastanowić się, co właściwie powinna mu powiedzieć — skoro wasza relacja jest jedną wielką niewiadomą, to czym ona tak właściwie jest? — dla niej kwestie nazewnictwa wydawała się być ważne. Zawsze potrzebowała jakiejś etykietki, by móc uporządkować swoje życie. W ten sposób Larue działała na co dzień. Nigdy nie zastanawiała się, co będzie dalej. Gdy coś zostało jej jasno przedstawione, przestawała analizować na co dzień to w myślach. Ułatwiało jej to funkcjonowanie.
Ominęła temat związany z uzależnieniami. Nie wydawał się jej w tym momencie na tyle istotny. Kiedyś jeszcze go poruszy. U najmłodszej Larue było zasadnicze pytanie: od czego nie była uzależniona.
— No jest całkiem ładne — stwierdziła Sabrina, ale jej w cale to nie obchodziło. Zaczęła zastanawiać się na temat odwyku, używek, narkotyków i tego w jaki sposób mogłaby je zgarnąć od Bo. Była przebiegła w swoich działaniach. Nie zastanawiała się dwa razy, zanim ponownie zaczęła je wykonywać. Kiwnęła głową na temat ich rozmowy. Wypadałoby zrobić ten test. Nawet dla świętego spokoju.
— A cieszyłbyś się, jakbym przyszła z Garrettem i powiedziała, że jestem z nim w ciąży? — dla przypomnienia, typ który ją wyruchał i później zostawił. Niespełniony sporowiec — jakoś wątpię — bez zastanowienia wypiła połowę piwa. W takich sytuacjach nie było dobrej, ani poprawnej odpowiedzi. Wszystko zależało od kontekstu, a Bo powinien zdawać sobie z tego sprawę.
— Mówię Ci, że chciałam popełnić samobójstwo i zaczynasz mnie wyzywać? Wow Bo, z Ciebie to jednak super brat. Weź ty możesz zastanów się, dlaczego — odwróciła się do niego plecami, zaciągając się mocno papierosem. Oczywiście, na każdym kroku musiała spełniać czyjeś oczekiwania. Może faktycznie powinna wtedy skoczyć? Miałaby przynajmniej święty spokój.
Wywróciła oczyma. W mocno przerysowany i teatralny sposób. Nie kazała pozbywać mu się odpowiedzialności, a wyznaczenia pewnych granic. W końcu Natalie nie będzie mogła spędzać u niego całego dnia. W końcu będzie musiała wyjść, zacząć pracować. Nie chodziło jej też o nieobecność brata, jeśli to dziecko nie okazałoby się jego. Chciała jedynie poczucia, w którym wie do czego dąży, zna granicę, które nie powinny być przekraczane. Powinni porozmawiać o tym zawczasu, jak pojawi się dziecko już go nie będzie.
— Wiem, że nigdy nie będziesz, ale masz mieć dziecko. Może pora dojrzeć? — mógłby ją teraz złapać, na tym że zaakceptowała posiadanie przez niego dziecka. Teraz czekała jedynie, aż odrobinę wydorośleje. Stanie się dorosłym, poważnym człowiekiem. Takim, jakim jej brat jeszcze nie był. Dlatego tak bardzo obawiała się każdej zmiany.
— Tak? Oczywiście, że mega ważne! — stwierdziła, zaciskając swoją pięść dosyć mocno. Wzięła głęboki oddech, próbując zastanowić się, co właściwie powinna mu powiedzieć — skoro wasza relacja jest jedną wielką niewiadomą, to czym ona tak właściwie jest? — dla niej kwestie nazewnictwa wydawała się być ważne. Zawsze potrzebowała jakiejś etykietki, by móc uporządkować swoje życie. W ten sposób Larue działała na co dzień. Nigdy nie zastanawiała się, co będzie dalej. Gdy coś zostało jej jasno przedstawione, przestawała analizować na co dzień to w myślach. Ułatwiało jej to funkcjonowanie.
Ominęła temat związany z uzależnieniami. Nie wydawał się jej w tym momencie na tyle istotny. Kiedyś jeszcze go poruszy. U najmłodszej Larue było zasadnicze pytanie: od czego nie była uzależniona.
— No jest całkiem ładne — stwierdziła Sabrina, ale jej w cale to nie obchodziło. Zaczęła zastanawiać się na temat odwyku, używek, narkotyków i tego w jaki sposób mogłaby je zgarnąć od Bo. Była przebiegła w swoich działaniach. Nie zastanawiała się dwa razy, zanim ponownie zaczęła je wykonywać. Kiwnęła głową na temat ich rozmowy. Wypadałoby zrobić ten test. Nawet dla świętego spokoju.
— A cieszyłbyś się, jakbym przyszła z Garrettem i powiedziała, że jestem z nim w ciąży? — dla przypomnienia, typ który ją wyruchał i później zostawił. Niespełniony sporowiec — jakoś wątpię — bez zastanowienia wypiła połowę piwa. W takich sytuacjach nie było dobrej, ani poprawnej odpowiedzi. Wszystko zależało od kontekstu, a Bo powinien zdawać sobie z tego sprawę.
— Mówię Ci, że chciałam popełnić samobójstwo i zaczynasz mnie wyzywać? Wow Bo, z Ciebie to jednak super brat. Weź ty możesz zastanów się, dlaczego — odwróciła się do niego plecami, zaciągając się mocno papierosem. Oczywiście, na każdym kroku musiała spełniać czyjeś oczekiwania. Może faktycznie powinna wtedy skoczyć? Miałaby przynajmniej święty spokój.
gall anonim
Płonąca planeta
-
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkitakpostaćautor
Zamyślił się kiedy Sabrina powiedziała to - może pora dojrzeć, bo łatwo się to mówi, ale to nie jest wcale taki prosty proces, zwłaszcza dla kogoś takiego jak Bo. Niby był dorosły, praca, samochód, mieszkanie, odpowiedzialność jeśli chodzi o jego Galerię, ale właśnie... Ta odpowiedzialność kończyła się zanim wchodził w progi swojego mieszkania, albo zanim jechał gdzieś w dziką podróż. W jego świecie były rzeczy, które za bardzo nie nadawały się dla dzieci, które po prostu jasno dyskryminowały go ze statusu - dojrzałego.
- To nie jest takie proste Brina... - rzucił marszcząc nos - do tego się chyba nie dochodzi w dwa dni... Ja nawet nie wiem czy my do tego dojdziemy w dziewięć miesięcy, ale może kiedyś tak - westchnął. Bo Natalie może była trochę bardziej ogarnięta od niego, ale też nie nazwałby jej idealnym materiałem na matkę. Ale czy wszyscy ludzie, którzy mieli dzieci od razu byli w tej dziedzinie mistrzami? Chyba ważne było, żeby się po prostu postarać.
- Jeszcze nie wiem. Ty to byś wszystko chciała wiedzieć od razu. Na razie po prostu chcemy spróbować, okej? - dla Bo to nie było takie proste, że wszystko się od razu dało nazwać, a zresztą... Ile obrazów ma po kilka nazw, bo są różne interpretacje, i ten jego związek, nie związek, próba z Nat, też jeszcze były nie do końca przeanalizowane. Na razie to było pró-bo-wa-nie, co w ogóle z tego będzie.
- Jak się określimy, to będziesz pierwsza, która się dowie - podsumował, bo jednak znał Sabrinę, ona lubiła etykietki, nazywać rzeczy po imieniu, a nie zastanawiać się czy to będzie Uporczywość Pamięci, czy Miękkie Zegary, jak u Dalego.
Jeszcze chwilę popatrzył w niebo, akurat napił się piwka, ale wtedy Brina wypaliła z tym Garretem, a Bo aż parsknął i się zakrztusił, uderzył się pięścią w splot słoneczny.
- Jezu Brina, dlaczego mówisz o tym dupku? Odzywał się do Ciebie? - zerknął na nią podejrzliwie, opowiadała o nim, więc wiedział o co chodzi. Bo był pacyfistą, ale gdyby spotkał go na mieście, to mógłby mu obić gębę, Budda by mu przyklasnął.
- Jakie w ogóle samobójstwo? Oszalałaś? Nie mów mi takich rzeczy! - znowu zmarszczył brwi i wyglądał dość srogo, a potem stanął nad Sabriną, a te prawie dwa metry to była naprawdę duża różnica między nimi - jeśli sobie nie radzisz, to trzeba było przyjść do mnie, albo do Courtney, do babci, albo do swojego lekarza... - rzucił i pokręcił głową, bo on czasami nie wiedział jak jej pomóc. Chciał najbardziej na świecie, tylko jak to zrobić, kiedy Sabrina była jak chodzący dynamit. Wybuchała nagle, a on nie mógł być cały czas obok, a teraz jak pojawi się dziecko, to może z tym być jeszcze gorzej.
Oparł jej rękę na ramieniu.
- Nie jesteś sama, masz nas. Jak znowu będziesz mieć TAKIE GŁUPIE myśli, to zawsze możesz przyjść do mnie - zacisnął palce mocniej na jej ramieniu, żeby się do niego odwróciła. Znowu pokręcił głową, bo jemu się to w niej po prostu nie mieściło. Samobójstwo - ludzie tak bardzo chcą żyć, a nie czasami nie mogą, a ktoś na własne życzenie chciałby to skończyć? Surrealizm - poziom Frida Khalo.
- No a co mam cię za to głaskać po główce? Autodestrukcja to najgorsza rzecz jaką możesz sobie robić Brina, jeśli nie umiesz sobie z tym poradzić, to musisz to z kimś przepracować - dodał jeszcze poważnym tonem. Bo nie umiał jej podejść psychologicznie, on hołdował życie, całym sobą. A to co powiedziała go wkurzyło, może poczuł się trochę winny? A przede wszystkim to poczuł, że jakby się jej udało, to serce by mu chyba pękło na pół.
Sabrina B. Larue
- To nie jest takie proste Brina... - rzucił marszcząc nos - do tego się chyba nie dochodzi w dwa dni... Ja nawet nie wiem czy my do tego dojdziemy w dziewięć miesięcy, ale może kiedyś tak - westchnął. Bo Natalie może była trochę bardziej ogarnięta od niego, ale też nie nazwałby jej idealnym materiałem na matkę. Ale czy wszyscy ludzie, którzy mieli dzieci od razu byli w tej dziedzinie mistrzami? Chyba ważne było, żeby się po prostu postarać.
- Jeszcze nie wiem. Ty to byś wszystko chciała wiedzieć od razu. Na razie po prostu chcemy spróbować, okej? - dla Bo to nie było takie proste, że wszystko się od razu dało nazwać, a zresztą... Ile obrazów ma po kilka nazw, bo są różne interpretacje, i ten jego związek, nie związek, próba z Nat, też jeszcze były nie do końca przeanalizowane. Na razie to było pró-bo-wa-nie, co w ogóle z tego będzie.
- Jak się określimy, to będziesz pierwsza, która się dowie - podsumował, bo jednak znał Sabrinę, ona lubiła etykietki, nazywać rzeczy po imieniu, a nie zastanawiać się czy to będzie Uporczywość Pamięci, czy Miękkie Zegary, jak u Dalego.
Jeszcze chwilę popatrzył w niebo, akurat napił się piwka, ale wtedy Brina wypaliła z tym Garretem, a Bo aż parsknął i się zakrztusił, uderzył się pięścią w splot słoneczny.
- Jezu Brina, dlaczego mówisz o tym dupku? Odzywał się do Ciebie? - zerknął na nią podejrzliwie, opowiadała o nim, więc wiedział o co chodzi. Bo był pacyfistą, ale gdyby spotkał go na mieście, to mógłby mu obić gębę, Budda by mu przyklasnął.
- Jakie w ogóle samobójstwo? Oszalałaś? Nie mów mi takich rzeczy! - znowu zmarszczył brwi i wyglądał dość srogo, a potem stanął nad Sabriną, a te prawie dwa metry to była naprawdę duża różnica między nimi - jeśli sobie nie radzisz, to trzeba było przyjść do mnie, albo do Courtney, do babci, albo do swojego lekarza... - rzucił i pokręcił głową, bo on czasami nie wiedział jak jej pomóc. Chciał najbardziej na świecie, tylko jak to zrobić, kiedy Sabrina była jak chodzący dynamit. Wybuchała nagle, a on nie mógł być cały czas obok, a teraz jak pojawi się dziecko, to może z tym być jeszcze gorzej.
Oparł jej rękę na ramieniu.
- Nie jesteś sama, masz nas. Jak znowu będziesz mieć TAKIE GŁUPIE myśli, to zawsze możesz przyjść do mnie - zacisnął palce mocniej na jej ramieniu, żeby się do niego odwróciła. Znowu pokręcił głową, bo jemu się to w niej po prostu nie mieściło. Samobójstwo - ludzie tak bardzo chcą żyć, a nie czasami nie mogą, a ktoś na własne życzenie chciałby to skończyć? Surrealizm - poziom Frida Khalo.
- No a co mam cię za to głaskać po główce? Autodestrukcja to najgorsza rzecz jaką możesz sobie robić Brina, jeśli nie umiesz sobie z tym poradzić, to musisz to z kimś przepracować - dodał jeszcze poważnym tonem. Bo nie umiał jej podejść psychologicznie, on hołdował życie, całym sobą. A to co powiedziała go wkurzyło, może poczuł się trochę winny? A przede wszystkim to poczuł, że jakby się jej udało, to serce by mu chyba pękło na pół.
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Bo W. Larue
— Masz na to dziewięć miesięcy brat, chociaż teraz już pewnie trochę mniej — skwitowała krótko Sabrina, lustrując brata wzrokiem. Dlaczego on cały czas jej nie doceniał? Dlaczego nie widział jej troski? Mogła zadawać trudne pytania, ale zanurzone były one w coś, co nazywało się troską. Trudno ukrytą, a jednak widoczną gołym okiem.
— Ale to chcecie spróbować jako para, jako rodzice, jako kumple, czy jako przyjaciele? — dopytywała dalej Sabrina, a jej buzia wydawała się nie zamykać nawet na krótki moment. Tak mało czasu, a tak wiele pytań, na które trzeba było poznać odpowiedzi. Wzięła głęboki oddech, zastanawiając się nad tym, co właściwie powinna powiedzieć. Tyle że nie wiedziała. Trudno było jasno stwierdzić, co dokładnie jej doskwierało. Troska o brata była wymieszana z obawą przed jakimikolwiek zmianami. Tego nie dało się już ukryć.
Na kolejne stwierdzenie Bo jedynie kiwnęła głową. Oczywiście, że będzie pierwsza. Była w końcu jego ulubioną siostrą i to bez dwóch zdań!
— Wjechałam przez PRZYPADEK, ale naprawdę to był przypadek, w dupę moim autem i strzeliłam z liścia —dlatego o nim mówiła. Całkiem niedawno wpadła na niego i musiała skorzystać z okazji. Nawrzucała mu, a on za to jej. Można było powiedzieć, że wyszli w tym wszystkim na zero. Choć Sabrinie ciężko było się do tego przyznać. Dalej gdzieś daleko jej nastoletnie serce biło w jego stronę. Nawet jeśli wykorzystał ją dla seksu, a gdy się pozbierał zostawił jak niezbyt wygodna zabawkę.
— Gdyby nie Aiden to bym skoczyła, po naszym ostatnim spotkaniu — w jej oczach dało się zobaczyć prawdę. Była skłonna do tego skoku, gdyby nie ten słodki autysta, który postanowił ją od tego odciągnąć. Dla niej sprawa wydawała się prosta jak słońce. Bo zniszczył jej życie. Na żadną zmianę nie była przygotowana, a teraz jeszcze wmawiał, że wszyscy byliby zdruzgotani. Gówno prawda. Pozbyliby się swojego największego problemu — w tamtym momencie nie chciałam widzieć żadnego z Was. Skoro tak się zmieniasz, to zaraz nie będzie dla mnie miejsca w twoim życiu — wycedziła Sabrina, patrząc na brata ponownie wściekłym wzrokiem. Była jak dzikie zwierzę w tym momencie. Jeden krótki zły ruch, a ucieknie, nie zastanawiając się nawet, czy się nie zgubi.
— Nie przyjdę do Ciebie, jak tam będzie ta nędzna typiara — wycedziła Sabrina, niejako przyznając się do tego, że spotkała się już z Natalie. Nie cierpiała ją każdą komórka swojego ciała. To ona zabrała jej ukochanego brata — na pewno lepiej krzyczeć. Nawet tępy dziadzie nie spytałeś, dlaczego... — głos mimowolnie się jej załamał. Nie rozumiała, dlaczego to zawsze wina leżała po jej stronie.
— Masz na to dziewięć miesięcy brat, chociaż teraz już pewnie trochę mniej — skwitowała krótko Sabrina, lustrując brata wzrokiem. Dlaczego on cały czas jej nie doceniał? Dlaczego nie widział jej troski? Mogła zadawać trudne pytania, ale zanurzone były one w coś, co nazywało się troską. Trudno ukrytą, a jednak widoczną gołym okiem.
— Ale to chcecie spróbować jako para, jako rodzice, jako kumple, czy jako przyjaciele? — dopytywała dalej Sabrina, a jej buzia wydawała się nie zamykać nawet na krótki moment. Tak mało czasu, a tak wiele pytań, na które trzeba było poznać odpowiedzi. Wzięła głęboki oddech, zastanawiając się nad tym, co właściwie powinna powiedzieć. Tyle że nie wiedziała. Trudno było jasno stwierdzić, co dokładnie jej doskwierało. Troska o brata była wymieszana z obawą przed jakimikolwiek zmianami. Tego nie dało się już ukryć.
Na kolejne stwierdzenie Bo jedynie kiwnęła głową. Oczywiście, że będzie pierwsza. Była w końcu jego ulubioną siostrą i to bez dwóch zdań!
— Wjechałam przez PRZYPADEK, ale naprawdę to był przypadek, w dupę moim autem i strzeliłam z liścia —dlatego o nim mówiła. Całkiem niedawno wpadła na niego i musiała skorzystać z okazji. Nawrzucała mu, a on za to jej. Można było powiedzieć, że wyszli w tym wszystkim na zero. Choć Sabrinie ciężko było się do tego przyznać. Dalej gdzieś daleko jej nastoletnie serce biło w jego stronę. Nawet jeśli wykorzystał ją dla seksu, a gdy się pozbierał zostawił jak niezbyt wygodna zabawkę.
— Gdyby nie Aiden to bym skoczyła, po naszym ostatnim spotkaniu — w jej oczach dało się zobaczyć prawdę. Była skłonna do tego skoku, gdyby nie ten słodki autysta, który postanowił ją od tego odciągnąć. Dla niej sprawa wydawała się prosta jak słońce. Bo zniszczył jej życie. Na żadną zmianę nie była przygotowana, a teraz jeszcze wmawiał, że wszyscy byliby zdruzgotani. Gówno prawda. Pozbyliby się swojego największego problemu — w tamtym momencie nie chciałam widzieć żadnego z Was. Skoro tak się zmieniasz, to zaraz nie będzie dla mnie miejsca w twoim życiu — wycedziła Sabrina, patrząc na brata ponownie wściekłym wzrokiem. Była jak dzikie zwierzę w tym momencie. Jeden krótki zły ruch, a ucieknie, nie zastanawiając się nawet, czy się nie zgubi.
— Nie przyjdę do Ciebie, jak tam będzie ta nędzna typiara — wycedziła Sabrina, niejako przyznając się do tego, że spotkała się już z Natalie. Nie cierpiała ją każdą komórka swojego ciała. To ona zabrała jej ukochanego brata — na pewno lepiej krzyczeć. Nawet tępy dziadzie nie spytałeś, dlaczego... — głos mimowolnie się jej załamał. Nie rozumiała, dlaczego to zawsze wina leżała po jej stronie.
gall anonim
Płonąca planeta
-
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkitakpostaćautor
Bo nie był pewny, czy to dziewięć miesięcy im wystarczy, to się tak wydawało, dość, długo, ale kiedy człowiek przez ponad trzydzieści lat życia jest nieodpowiedzialny, to dojście do tego może zająć trochę dłużej niż dziewięć miesięcy, no ale trudno, będzie się starał. Spojrzał na Sabrinę i westchnął ciężko, czuł, że ona robi to z troski, na swój pokręcony sposób, ale z drugiej strony czuł, że to było takie dokładanie mu jeszcze trosk. Wzruszył ramionami.
- Na razie jako rodzice? Przyszli rodzice... Nie wiem Sabrina, zobaczymy co tego wyjdzie - Bo tak podchodził do życia, zobaczymy co z tego wyjdzie, nie określał z góry zasad, reguł, a tym bardziej nazw, po prostu brał to co przyniesie los. Tym razem też zamierzał, a może kosmos sprawi, że zakochają się w sobie od nowa? Albo może oni się nadal kochają, a tylko musza to odkryć? A może dziecko sprawi, że się pokochają, albo znienawidzą? Mogło wydarzyć się wszystko, tyle różnych scenariuszy. Larue na nic się z góry nie nastawiał, po prostu gotowy przyjąć to co szykuje dla niego przeznaczenie.
Zmarszczył brwi słuchając o Garrecie, nie trawił tego gościa, a jeszcze do tego stłuczka.
- Skasowałaś znowu auto? - zapytał, bo już sobie wyobraził rachunek od mechanika, który będzie musiał pokryć, ale po chwili złagodniał - trzeba było jeszcze mu dać kopa w jaja - stwierdził w końcu i nawet uśmiechnął się delikatnie. Bo był pacyfistą, ale jednak jak ktoś mu zaszedł za skórę, to jego pacyfistyczne postawy się po prostu chowały.
- Musisz przyprowadzić kiedy do nas tego Aidena - powiedział spokojnie, na pewno o nim opowiadała, ale chyba go nie poznali. A może powinni mu podziękować, że ogarnia Sabrinę?
Na jej kolejne słowa wywrócił oczami.
- A czy kiedykolwiek było tak, że nie było dla Ciebie miejsca w moim życiu? Czy kiedyś w ogóle było coś ważniejszego od was? - zapytał, ale znał odpowiedź, bo nie było, bo Bo już jako dzieciak to opiekował się siostrami, kiedy ich babka miała te swoje zloty czarownic, albo kiedy poświęcała się sztuce. Później też, całe swoje życie im pomagał, jednej i drugiej. On naprawdę nie był ich bratem tylko z nazwiska, tylko kochał je obie.
- Nawet jej nie znasz - rzucił, bo on wcale nie miał pojęcia, że się spotkały - Nat jest dobra, na pewno byś ją polubiła - dodał, a później znowu utkwił spojrzenie w Sabrinie - to dlaczego? - zapytał i czekał, aż mu wszystko wyjaśni, bo on teraz to już nie rozumiał kompletnie nic. Sabrina była jak... jakby właśnie zjadł grzyby i one zaczynały się wczytywać w jakimś nieodpowiednim momencie, dużo chaosu, coś przyjemnego w tle i jakaś taka psychodela dookoła, że w pewnym momencie nie wiesz już nawet jak się nazywasz.
Sabrina B. Larue
- Na razie jako rodzice? Przyszli rodzice... Nie wiem Sabrina, zobaczymy co tego wyjdzie - Bo tak podchodził do życia, zobaczymy co z tego wyjdzie, nie określał z góry zasad, reguł, a tym bardziej nazw, po prostu brał to co przyniesie los. Tym razem też zamierzał, a może kosmos sprawi, że zakochają się w sobie od nowa? Albo może oni się nadal kochają, a tylko musza to odkryć? A może dziecko sprawi, że się pokochają, albo znienawidzą? Mogło wydarzyć się wszystko, tyle różnych scenariuszy. Larue na nic się z góry nie nastawiał, po prostu gotowy przyjąć to co szykuje dla niego przeznaczenie.
Zmarszczył brwi słuchając o Garrecie, nie trawił tego gościa, a jeszcze do tego stłuczka.
- Skasowałaś znowu auto? - zapytał, bo już sobie wyobraził rachunek od mechanika, który będzie musiał pokryć, ale po chwili złagodniał - trzeba było jeszcze mu dać kopa w jaja - stwierdził w końcu i nawet uśmiechnął się delikatnie. Bo był pacyfistą, ale jednak jak ktoś mu zaszedł za skórę, to jego pacyfistyczne postawy się po prostu chowały.
- Musisz przyprowadzić kiedy do nas tego Aidena - powiedział spokojnie, na pewno o nim opowiadała, ale chyba go nie poznali. A może powinni mu podziękować, że ogarnia Sabrinę?
Na jej kolejne słowa wywrócił oczami.
- A czy kiedykolwiek było tak, że nie było dla Ciebie miejsca w moim życiu? Czy kiedyś w ogóle było coś ważniejszego od was? - zapytał, ale znał odpowiedź, bo nie było, bo Bo już jako dzieciak to opiekował się siostrami, kiedy ich babka miała te swoje zloty czarownic, albo kiedy poświęcała się sztuce. Później też, całe swoje życie im pomagał, jednej i drugiej. On naprawdę nie był ich bratem tylko z nazwiska, tylko kochał je obie.
- Nawet jej nie znasz - rzucił, bo on wcale nie miał pojęcia, że się spotkały - Nat jest dobra, na pewno byś ją polubiła - dodał, a później znowu utkwił spojrzenie w Sabrinie - to dlaczego? - zapytał i czekał, aż mu wszystko wyjaśni, bo on teraz to już nie rozumiał kompletnie nic. Sabrina była jak... jakby właśnie zjadł grzyby i one zaczynały się wczytywać w jakimś nieodpowiednim momencie, dużo chaosu, coś przyjemnego w tle i jakaś taka psychodela dookoła, że w pewnym momencie nie wiesz już nawet jak się nazywasz.
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Bo W. Larue
— To jako przyszli rodzice nie musicie mieszkać razem — oh, ona to będzie upierała się przy tym do usranej śmierci. Skoro nie byli nawet partnerami, a ona tak mieszała mu w życiu, a właściwie w jego mieszkaniu bo przede wszystkim to widziała Sabrina. Zobaczyła też Natalie, która wcale nie zrobiła na niej dobrego wrażenia. Nie miała zamiaru przyznawać tego Bo na campingu. Później mu wypomni, że ta jego dziunia przekracza granicę, których nie powinno się przekraczać.
— Od razu skasowałam — prychnęła, wywracając oczami — wgniotłam mu trochę zderzak, szczerze wolałabym je skasować — dodała z niewinnym uśmiechem na twarzy. Aureolka niemalże od razu zabłysnęła jej nad głową, jakby nie było nic lepszego na świecie. Jeśli chodziło o Garretta w jej rodzinie panowały jasne zasady, nie lubimy typa. Z tego była dumna, choć pewnie ostrzegali ją przed nim od samego początku, sama musiała się na nim dość dotkliwie przejechać — strzeliłam mu plaskacza — nie pamiętała za co, dlaczego i jak to się finalnie stało. Za to samej sobie przybiłaby w tym momencie piąteczkę. Tak o klaskając w obie dłonie.
Zmarszczyła brwi na wspomnienie Aidena. Kręcił się z nią od małego w galerii babki. Musieli się znać z jej rodzeństwem. On był zawsze tym bardziej odpowiedzialnym, za którym można było iść dalej.
— Tak, skoro Natalie stwierdziła, że odbierze mnie z aresztu, nie mówiąc o tym Tobie. Nie mogła Cię przecież obudzić — prychnęła. Sabrina zawsze źle znosiła zmiany, ale ta była dla niej najbardziej dotkliwa. Pogryzłby się w tym aucie, gdyby nie pasy bezpieczeństwa. Larue nie była z tego dumna. Nie miała o czym mówić. Tylko to zabranie jej części połączenia z rodzeństwem dość mocno ją zabolało. — w tym waszym idealnie, sterylnym życiu nie ma dla mnie miejsca, skoro wyrzucasz wszystko co szkodliwe — w końcu powiedziała to głośno. Bała się tych słów. Jej zdaniem miały całkiem spore znaczenie, a... bała się atakować Bo.
— To jako przyszli rodzice nie musicie mieszkać razem — oh, ona to będzie upierała się przy tym do usranej śmierci. Skoro nie byli nawet partnerami, a ona tak mieszała mu w życiu, a właściwie w jego mieszkaniu bo przede wszystkim to widziała Sabrina. Zobaczyła też Natalie, która wcale nie zrobiła na niej dobrego wrażenia. Nie miała zamiaru przyznawać tego Bo na campingu. Później mu wypomni, że ta jego dziunia przekracza granicę, których nie powinno się przekraczać.
— Od razu skasowałam — prychnęła, wywracając oczami — wgniotłam mu trochę zderzak, szczerze wolałabym je skasować — dodała z niewinnym uśmiechem na twarzy. Aureolka niemalże od razu zabłysnęła jej nad głową, jakby nie było nic lepszego na świecie. Jeśli chodziło o Garretta w jej rodzinie panowały jasne zasady, nie lubimy typa. Z tego była dumna, choć pewnie ostrzegali ją przed nim od samego początku, sama musiała się na nim dość dotkliwie przejechać — strzeliłam mu plaskacza — nie pamiętała za co, dlaczego i jak to się finalnie stało. Za to samej sobie przybiłaby w tym momencie piąteczkę. Tak o klaskając w obie dłonie.
Zmarszczyła brwi na wspomnienie Aidena. Kręcił się z nią od małego w galerii babki. Musieli się znać z jej rodzeństwem. On był zawsze tym bardziej odpowiedzialnym, za którym można było iść dalej.
— Tak, skoro Natalie stwierdziła, że odbierze mnie z aresztu, nie mówiąc o tym Tobie. Nie mogła Cię przecież obudzić — prychnęła. Sabrina zawsze źle znosiła zmiany, ale ta była dla niej najbardziej dotkliwa. Pogryzłby się w tym aucie, gdyby nie pasy bezpieczeństwa. Larue nie była z tego dumna. Nie miała o czym mówić. Tylko to zabranie jej części połączenia z rodzeństwem dość mocno ją zabolało. — w tym waszym idealnie, sterylnym życiu nie ma dla mnie miejsca, skoro wyrzucasz wszystko co szkodliwe — w końcu powiedziała to głośno. Bała się tych słów. Jej zdaniem miały całkiem spore znaczenie, a... bała się atakować Bo.
gall anonim
Płonąca planeta