ODPOWIEDZ
26 y/o, 168 cm
barmanka w emptiness
Awatar użytkownika
zawodowo postanowiła być utrzymanką, przez co utknęła w toksycznym związku bez większych perspektyw na ucieczkę
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Gdyby tylko wiedziała, jak skutecznie ukryć ciało, być może kiedyś spróbowałaby go zabić.
Jej codzienność testowała ją do granic możliwości. Sprawdzała, jak wiele była w stanie wytrzymać, zanim w końcu pęknie i dojdzie do wniosku, że więcej nie wytrzyma. Sama była sobie winna, ponieważ to właśnie ona zgotowała sobie taką codzienność. To ona zrezygnowała ze związku, w którym czuła się szczęśliwa, aby zaangażować się w ten, dzięki któremu nie musiała już martwić się o pieniądze.
Nie potrzebowała ich przecież na zachcianki. Chodziło o to, żeby uratować.
To właśnie myśl o tym sprawiała, że nie wywiesiła białej flagi. Nie próbowała szukać drogi ucieczki, bo w ten sposób skazałaby własną matkę na śmierć w cierpieniach. Musiałaby zrezygnować z leczenia, choć ono i tak nie przynosiło skutku, a także z zapasów leczniczej i nie tylko marihuany, która jako jedyna trzymała ją w ryzach. Pomagała jej uśmierzyć ból, który powodowała choroba. I który wcześniej skutkował nocnymi jękami, które Signy słyszała nadal za każdym razem, gdy przymykała oczy.
Marzyła jednak o tym, by w końcu się z tego wyrwać. By zapomnieć o wszystkim, przed czym ugięła się, aby jej pomóc.
A jednak była tutaj. Zaangażowana w kolejną przyklubową awanturę, kolejne wyszarpnięte z jego uścisku ramię, kolejne s p i e r d a l a j rzucone spod pełnego nienawiści spojrzenia. Powoli pękała i żałowała błędów popełnionych w imię większego dobra, które i tak zdawało się nie działać. Nie mogąc wyrwać się z jego sideł na stałe, zrobiła to chociaż chwilowo. Wsiadła do pierwszej lepszej taksówki, w ogóle nie bacząc na to, że po drugiej stronie auta ktoś przed chwilą zrobił dokładnie to samo.
Choć ujrzała go już po otwarciu drzwi, nie zdołało to sprawić, by miała się wycofać.
Jedź gdziekolwiek — rzuciła w stronę taksówkarza, nie próbując nawet pytać swojego towarzysza o to, czy nie miał nic przeciwko pasażerowi na gapę. Przed sekundą poprzysięgła sobie bowiem, że nigdy przenigdy nie pozwoli już na to, by jeszcze kiedykolwiek decydował za nią jakiś facet. — Za twoją trasę też zapłacę — nie spojrzała na niego jednak. Nie chciała, podświadomie czując chyba, jak wielką desperatką musiała być w oczach przechodniów i każdej innej osoby, która miała okazję przyglądać się temu, co przed chwilą rozegrało się pod klubem. O wiele bezpieczniej było utkwić spojrzenie w naderwanym rękawie jej ulubionej bluzki.
Przeklęty dupek nawet to musiał jej zepsuć.

gabe houghton
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
30 y/o, 182 cm
detektyw w wydziale ds. poszukiwań i identyfikacji osób
Awatar użytkownika
their minds rest, but mine never does
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

prologue
the ugliest, most selfish part of me is tired of feeling
responsible for the chasm I feel—like somehow
I have to end it, change it, fill it up.
Kolacja, z której się wymknął, miała w sobie wszystko, czego Gabe najbardziej nie cierpiał – kurtuazyjne rozmowy o statystykach, rozwlekanie wspomnień, które połowa zgromadzonych znała jedynie z opowieści, uniesione kieliszki w dłoniach tych, którzy dawno już zapomnieli, czym naprawdę pachnie praca detektywa i całe mnóstwo gładkich słów, które po prostu wypadało powiedzieć. Spotkanie zorganizowano z okazji wręczenia odznaczeń za długoletnią służbę jednemu z inspektorów; choć był tam bardziej z obowiązku, niż z potrzeby czy ochoty, by się zjawić, nie planował zostać do końca. Pretekst wymyślił z łatwością: miał rano jechać na miejsce, w którym w piątek rano technicy zabezpieczyli teren po pożarze magazynu i przejrzeć raporty ze zdarzenia, zanim ktoś inny zdąży je rozgrzebać. W rzeczywistości chodziło jedynie o to, by urwać się wcześniej, zanim alkohol i przemowy zaczną drażnić go bardziej, niż był w stanie znieść.
Kiedy wsiadł do taksówki, wreszcie poczuł ulgę wynikającą z oderwania się od obowiązku i możliwości powrotu do domu. Nie spodziewał się, że jego spokój potrwa zaledwie kilka sekund. Kiedy nagle otworzyły się drzwi i do środka wsunęła się dziewczyna, westchnął bezgłośnie i zwrócił wzrok w jej kierunku. Nie wyglądała jak ktoś, kto pomylił samochód, ani jak osoba, która ma ochotę na przypadkową przejażdżkę z obcym mężczyzną; jej głos, choć drżący, zabrzmiał stanowczo. Zmierzył ją krótkim spojrzeniem, jakby próbował ocenić, z czym ma do czynienia i choć wiele by mógł powiedzieć o jej desperacji, nie dał po sobie nic poznać. Wyraz jego twarzy pozostawał spokojny, niemal obojętny, jakby takie sytuacje zdarzały mu się częściej, niż w rzeczywistości miały miejsce.
Kierowca zerknął w lusterko, czekając na reakcję. Nie odezwał się od razu, tylko przesunął spojrzenie na mapę z trasą wyświetloną na ekranie. Trzydzieści kilometrów – dość, by portfel tej dziewczyny poważnie to odczuł, jeśli faktycznie zamierzała dotrzymać słowa.
Jesteś pewna, że zamierzasz za to zapłacić? — odezwał się spokojnym, niskim tonem, który nie brzmiał ani złośliwie, ani pobłażliwie – bardziej jak stwierdzenie faktu. Skinął głową w stronę nawigacji, na której kręta kreska prowadziła między budynkami miejskiej dżungli w kierunku Scarborough. Nie brzmiał jak ktoś, kto chciał ją przepędzić: raczej jak człowiek przyzwyczajony do chłodnej oceny sytuacji, który chciał mieć pewność, że naprawdę była gotowa na konsekwencje własnych decyzji.
Kierowca przeniósł spojrzenie to na niego, to na nią, jakby czekał na sygnał, komu właściwie ma podporządkować się w tej dziwnej sytuacji. On z kolei siedział spokojnie, nie wykonując żadnego ruchu w jej stronę. Nie zamierzał jej wyrzucać, po prostu obserwował, jakby próbował wyczytać z naderwanego rękawa i unikania spojrzenia znacznie więcej, niż ona chciałaby zdradzić.

Signy Morrow
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
mother
nie kieruj moją postacią, a poza tym się dogadamy
26 y/o, 168 cm
barmanka w emptiness
Awatar użytkownika
zawodowo postanowiła być utrzymanką, przez co utknęła w toksycznym związku bez większych perspektyw na ucieczkę
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Nie znosiła okazywać słabości. Nie lubiła, kiedy ktoś przyglądał jej się, gdy ona czuła się bezbronna. Od zawsze uchodziła za jedną z tych osób, które nie chciały nikomu innemu oddać kontroli, a jednocześnie dawno nie czuła się tak bezradna. Choroba matki wszystko jej skomplikowała, a wiedząc o tym, że nie poradzi sobie z tym w pojedynkę, Signy zmieniła plan działania.
To z kolei sprawiło, że podjęła k i l k a błędnych decyzji.
To zaś doprowadziło ją do miejsca, w którym znajdowała się teraz. Do miejsca, w którym ciężko pracowała nad stłumieniem poczucia wstydu, które ogarnęło ją w chwili, w której przekroczyła próg taksówki. Domyślała się bowiem, że co najmniej jedno ze spojrzeń, które teraz powędrowały w jej kierunku, mogło być świadkiem sprzeczki, która rozegrała się przed klubem. Mogło być świadkiem jej u p a d k u.
Ostatecznie były to jednak dwie zupełnie obce jej osoby. Ktoś, kogo więcej nie spotka już na swojej drodze, i kto zapomni o jej istnieniu już kolejnego ranka. Dlaczego więc sama miałaby się tym przejmować?
Usłyszawszy pytanie, nie odpowiedziała od razu. Chwilę po tym, jak przeniosła spojrzenie na ekran nawigacji i być może odrobinę pożałowała własnej impulsywności, sięgnęła po pas bezpieczeństwa, który zapięła. W ten sposób chciała podkreślić, że nie zamierzała się wycofać. Ten sygnał został zresztą poprawnie odczytany przez taksówkarza, ponieważ już moment później Signy poczuła, że samochód powoli ruszał. Od tej decyzji nie było już odwrotu.
Zapłacę — odezwała się, za punkt honoru obierając sobie najwyraźniej udowodnienie tego, jak bardzo była słowna. Zresztą, to też nie tak, że nie mogła sobie na to pozwolić. Pracując jako barmanka nie zarabiała może kroci, jednak jej partner, pomimo tego, jak agresywny i zawzięty bywał, nie szczędził jej kasy. A choć znaczną jej część przeznaczała na chorobę matki, miała ją również dla siebie. Ot, przywilej umawiania się z osiłkiem, który lubił mieć przy sobie kogoś, kto dobrze wyglądał.
Tym jednak była już wyraźnie zmęczona. Dusiła się w tej relacji, dlatego stopniowo pozwalała na to, by puszczały jej nerwy. Wiedziała jednak, że znajdowała się w sytuacji, która miała zmusić ją do tego, by ostatecznie wrócić. Musiała zrobić to z podkulonym ogonem i udać, że wszystkiego żałowała.
Ale nie dzisiaj. Dzisiaj po prostu potrzebowała odpocząć.
Coś w tej sytuacji sprawiało jednak, że nie potrafiła. Nie umiała tak po prostu oprzeć głowy o szybę i uciec daleko myślami, bo spodziewała się czegoś innego. Być może kolejnej awantury i wypchnięcia jej za drzwi? Było to przecież coś, do czego była przyzwyczajona, więc fakt, że ktoś podchodził do niej ze spokojem, gdy sama zachowywała się irracjonalnie, najwyraźniej wprawiał ją w zakłopotanie.

gabe houghton
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
30 y/o, 182 cm
detektyw w wydziale ds. poszukiwań i identyfikacji osób
Awatar użytkownika
their minds rest, but mine never does
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Obserwował kątem oka, jak zapinała pas. Drobny gest był wykonany z taką szybkością, że dał mu odczuć jakby krył za sobą coś więcej, niż tylko kwestię bezpieczeństwa – jak deklaracja, że podjęła decyzję i bez względu na to, co powie (lub nie powie) nie zamierzała się wycofać. Próbował wyłapać cokolwiek z mowy jej ciała: ze sposobu, w jaki ściskała klamrę, dało się odczytać napięcie, ale nie skomentował tego; nie należał do ludzi, którzy mieli w zwyczaju dopowiadać cudze intencje na głos. Jedynie obserwował, analizował. Jego praca nauczyła go, że czasem lepiej pozwolić ciszy wykonać za człowieka połowę roboty.
Zapłacę. Krótkie, twarde, jakby bardziej chciała zapewnić samą siebie, niż jego samego. W pewnym sensie nawet poczuł się nieswojo: coś mu podpowiadało, że gdyby wiedziała, do jakiej taksówki wsiada, wybrałaby ostatecznie inny samochód. Jednocześnie, nie mogła niczego wiedzieć, a echo desperacji, którą słyszał w jej głosie znał aż za dobrze, choć osobiście przyzwyczaił się chować własną pod grubą warstwą obojętności. Zmarszczył lekko brwi, ale nie dlatego, że jej nie wierzył: bardziej uderzył go cały absurd tej sytuacji.
Samochód powoli nabierał prędkości. Wciąż siedział oparty wygodnie, z pozornie spokojnym spojrzeniem utkwionym w ciemności rozlewającej się za szybą. W pewnym sensie dla niego cała ta sytuacja była bez znaczenia: kierowca przyjął to, co się wydarzyło bez zbędnych komentarzy i po prostu rozpoczął podróż w kierunku Livingston Road. W środku jednak czuł lekkie drżenie, jakby niepokój, który odzywał się zawsze wtedy, gdy los niespodziewanie wpychał mu na drogę innych ludzi. Bo przecież nie była zwykłą pasażerką; nikt bez powodu nie wpadał do cudzych taksówek z impetem i nie deklarował, że zapłaci za przejazd, byle tylko kierowca ruszył z miejsca, w którym się znajdowali.
Jak chcesz — odezwał się w końcu, nie zerkając nawet w jej kierunku. Ton miał spokojny i cichy, jakby przeciął nim tę chwilową ciszę tylko po to, by nie dać jej wrażenia, że testował ją dłużej, niż było trzeba. Nie próbował dopytywać ani drążyć. Był ciekaw – to naturalne – ale wiedział, że czasem ludzie sami wypuszczają z siebie więcej, jeśli nie są do tego zachęcani.
Kiedy jednak obrócił spojrzenie w kierunku szyby po przeciwnej stronie, by zerknąć na migający baner, jego wzrok natrafił na naderwany rękaw jej bluzki. Mógł się domyślać. Miał w głowie dziesiątki podobnych obrazów, z miejsc, które oglądał w przeszłości i żaden nie kończył się dobrze. Zacisnął szczękę, ale powstrzymał się od komentarza. Nie jego sprawa, powtarzał w myślach, choć jakaś część niego – ta mniej zdyscyplinowana – buntowała się przeciw temu milczeniu, jakby niewiedza sprawiała mu jakiś dyskomfort.
Jedźmy przez Kingston Road — zwrócił się do kierowcy, kiedy zamierzał właśnie zjechać na lewoskręt. Nie wiedział, czy współpasażerce będzie to odpowiadać, ale miał ochotę na podróż wzdłuż wybrzeża.

Signy Morrow
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
mother
nie kieruj moją postacią, a poza tym się dogadamy
26 y/o, 168 cm
barmanka w emptiness
Awatar użytkownika
zawodowo postanowiła być utrzymanką, przez co utknęła w toksycznym związku bez większych perspektyw na ucieczkę
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Była zbyt zdenerwowana, by chociaż przez sekundę racjonalnie zastanowić się nad tym, dokąd zmierzała taksówka. Usilnie ignorowała również fakt, że po zakończeniu tej części przejazdu, po której samochód miał opuścić jej towarzysz, urządzenie wskazujące cenę pokazywać będzie niebotyczną kwotę. Wszystkie te kwestie Signy ignorowała usilnie, ponieważ w chwili obecnej zależało jej przede wszystkim na tym, aby odjechać spod klubu.
Chciała przynajmniej na chwilę uciec jak najdalej od osoby, do której była uwiązana, choć już od pewnego czasu zaczynała czuć, jak bardzo jej to ciąży.
Postąpiła więc wbrew wszelkiej logice i przytaknęła. Zdecydowała się pokryć koszty zarówno swojej, jak i jego podróży, aby choć przez moment zyskać spokój. Nie oponowała też, kiedy z ust blondyna wyrwała się instrukcja co do dalszej jazdy. Pobieżnie zerknęła tylko w jego kierunku, a później wlepiła spojrzenie w szybę, przez chwilę zastanawiając się nad tym, czy po drodze miał coś do załatwienia, czy zwykle miewał takie kaprysy, a może po prostu zdecydował się wykorzystać fakt, że trafił dziś na jakiegoś szaleńca, który miał zamiar pokryć koszty jego podróży.
Coś jednak podpowiadało jej, że nie chodziło o to ostatnie.
Zdołała trochę się rozproszyć. Zagłuszyć myśli, które wcześniej odbijały się w jej umyśle echem tak głośnym, iż nie sposób było je zignorować. Już wcześniej miała wrażenie, że potrzebowała tylko chwili czasu, aby wyprzeć z pamięci wydarzenia tego wieczora, dlatego z każdą kolejną sekundą emocje coraz bardziej opadały. Nie poczuła się d o b r z e, bo tak nie miała poczuć się już nigdy. Nie tak długo, jak życiu jej matki zagrażała rychła śmierć, a ona sama dusiła się przy boku kogoś, kto poza pieniędzmi nie oferował jej realnego wsparcia.
Z natłoku własnych myśli wyswobodziła się dopiero, kiedy samochód zatrzymał się na miejscu. Odruchowo już zerknęła w stronę nawigacji, która wskazywała dotarcie do miejsca docelowego. Podróż minęła jej zadziwiająco szybko, a choć sama miała kontynuować ją dalej, powietrze wpadające przez uchyloną szybę zachęciło ją do tego, by kontynuować ją w inny sposób.
Przejdę się dalej — oznajmiła, odpinając własny pas. Nie dodając nic więcej, otworzyła drzwi i wydostała się z samochodu, nie zamierzając jednak ignorować zobowiązania, którego wcześniej się podjęła. Obeszła taksówkę i przystanęła przy oknie znajdującym się po stronie kierowcy. — Ile? — zapytała, przeszukując własną torebkę w poszukiwaniu portfela jeszcze przed tym, jak z ust taksówkarza padła konkretna kwota.
Jeśli zaś on zamierzał się z nią o to sprzeczać, nie odpuściła. Odkąd wprowadziła do własnego życia tak wiele chaosu, coraz częściej czuła, że nad niczym nie miała kontroli, a przecież w przeszłości tak bardzo lubiła stawiać na swoim.
Przynajmniej pod tym względem nic a nic się nie zmieniło.

gabe houghton
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
30 y/o, 182 cm
detektyw w wydziale ds. poszukiwań i identyfikacji osób
Awatar użytkownika
their minds rest, but mine never does
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Z początku nawet nie zorientował się, że droga minęła tak szybko – zbyt zajęty własnymi myślami, które wciąż krążyły wokół obrazu naderwanego rękawa i determinacji wymalowanej na jej twarzy dokładnie tym samym pędzlem, którego dzieła widział już wiele razy w swoim życiu. Zbyt wiele razy. Milczał, pozwalając, by prędkość i delikatny szum powietrza wpadającego przez nieznacznie rozsunięte okno całkowicie oplótł go. Wbrew pozorom, takie momenty były mu potrzebne: obca obecność, od której nie oczekiwał niczego i która nie oczekiwała nic od niego. Schody pojawiały się jednak, kiedy zaczynał nadmiernie analizować cudze sytuacje, zupełnie jak teraz.
Kiedy samochód wyhamował, zerknął na ekran nawigacji – to było jego miejsce docelowe. Zanim jednak zdążył się odezwać, dziewczyna już odpięła pas i poinformowała, że dalej przejdzie się pieszo. Obserwował, jak wysiada, a w jego głowie pojawiło się krótkie pytanie, czy rzeczywiście wie, dokąd zmierza, czy po prostu potrzebowała wrażenia, że znów ma nad czymś kontrolę, ale nie zadał go na głos.
Gdy obiegła taksówkę i stanęła przy oknie kierowcy, akurat wysiadł z auta po tej samej stronie. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, ale nie dlatego, by przyspieszyć rozliczenie – bardziej po to, by dać kierowcy sygnał, że to on zapłaci za swoją część. Widział determinację w jej spojrzeniu i słyszał ją w głosie, gdy zapytała o kwotę. Był pewien, że jeśli pozwoli, pokryje całość, ale wbrew jej wcześniejszej deklaracji nie miał zamiaru korzystać z czyjejś desperacji.
Zapłacę połowę — odezwał się spokojnie, nachylając się lekko w stronę kierowcy, by podać mu banknoty. Nie było w jego tonie ani sprzeciwu, ani żadnej wyższości, jedynie proste stwierdzenie, że ta część należy do niego. Zerknął przy tym kątem oka na dziewczynę, bardziej jak ktoś, kto chce upewnić się, że usłyszała i nie będzie o to dalej walczyć, niż jak ktoś gotów wdawać się w przepychanki.
Zatrzymał się na moment, zanim zdążył skręcić w swoją ulicę. To nie był jego problem – powtarzał to sobie w myślach jak mantrę, próbując zniwelować ciężar, który czuł w żołądku. Widział jednak zbyt wiele nocy, które kończyły się źle dla osób zbyt pewnych, że poradzą sobie same. Jej sylwetka przy taksówce wyglądała na drobną, a on... nie chciał, by historia potoczyła się w nieodpowiednim kierunku. Czuł, że zostawiając ją tu, w (prawdopodobnie) obcej dzielnicy, zafunduje samemu sobie kilka godzin niepokoju, a zostając, wejdzie w coś, co nie powinno w ogóle go dotyczyć.
Przez chwilę wahał się więc, stojąc z rękami wsuniętymi w kieszenie. Poczuł znajomy smak lekkiej irytacji, która zawsze w końcu nadchodziła, gdy zawodowe odruchy wkradały do jego prywatnego życia. Chciał odwrócić się i po prostu odejść, a jednak instynkt podpowiadał, że jeszcze przez kilka sekund powinien mieć ją w zasięgu wzroku. Jakby to dawało mu złudzenie, że wciąż ma wpływ na to, co wydarzy się dalej.
Masz dokąd pójść czy przyjechałaś tutaj tylko dlatego, że jechałem w tym kierunku? — spytał, kiedy kierowca taksówki zasunął szybę i mogli usłyszeć dźwięk spuszczanego hamulca ręcznego. Nie był pewien, co zrobić, kiedy mu odpowie, ale z jakiegoś powodu wyczekiwał tej odpowiedzi.

Signy Morrow
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
mother
nie kieruj moją postacią, a poza tym się dogadamy
26 y/o, 168 cm
barmanka w emptiness
Awatar użytkownika
zawodowo postanowiła być utrzymanką, przez co utknęła w toksycznym związku bez większych perspektyw na ucieczkę
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Poczucie kontroli było czymś, czego Signy od dawna nie posiadała. Straciła je prawdopodobnie w chwili, w której jej matka zaczęła podupadać na zdrowiu, a ona sama usilnie zaangażowała się w walkę o to, by w końcu zyskać świadomość tego, z czym tak naprawdę się mierzyły. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że wróg był tak silny, a ona sama zaś tak słaba, iż nie zdoła stawić mu czoła.
Nie wiedziała również, że w tamtym momencie prawdopodobnie po raz ostatni miała poczuć, czym tak właściwie była kontrola.
Nie znaczy to jednak, że nie lubiła stawiać na swoim. Robiła to właśnie w tak prostych momentach, aby choć na ułamek sekundy poczuć, że na coś jeszcze miała wpływ. Z tego samego powodu dziś wyrwała się z potrzasku, jakim był trwający od kilkunastu miesięcy związek. Ten sam, w którym brakowało realnego uczucia, a głównym jego fundamentem była względna stabilność finansowa, której Signy potrzebowała, by opłacić leczenie matki. W tamtym momencie też po raz pierwszy złamała sobie serce, świadomie rezygnując ze związku, który pielęgnowała od młodzieńczych lat.
I który miał być tym na zawsze.
Podniosła na niego spojrzenie, gdy usłyszała to proste stwierdzenie. Prawdopodobnie powinna była się go spodziewać, ale mimo to potrzebowała chwili, by rozważyć własną reakcję. W pierwszym odruchu skłonna była zaprotestować, jednak prędko zdała sobie sprawę z tego, iż nie miało to najmniejszego sensu.
Ona zaś nie miała siły na to, by ciągnąć kolejną bezsensowną sprzeczkę, dlatego wywiesiła białą flagę. Z własnej torebki wygrzebała portfel, a z niego połowę kwoty podanej przez taksówkarza. Zastosowała się do jego życzenia.
Poprawiła ramiączko torebki, gotowa do tego, by obrócić się na pięcie i odejść. Przejawy uprzejmości nie były tym, czym miała zamiar zawracać sobie teraz głowę. Zresztą, nie uważała też, że mogły być one szczere. Musiał być przecież jak wszyscy inni. Pytał, bo tak wypadało.
Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? — zapytała, po czym nieznacznie wzruszyła ramionami. Jakkolwiek wyglądały jej zamiary, to nie było jego zmartwieniem. Nie znał jej, przebył z nią wyłącznie krótką drogę w taksówce, w trakcie której nie zamienili ze sobą nawet słowa. No, za wyjątkiem tych krótkich ustaleń, które i tak nie miały większego znaczenia. Nie były też powodem, dla którego jej los miałby stać się dla niego istotny.
Nie był przecież nawet dla jej własnego c h ł o p a k a.
Dam sobie radę, jeśli to cię martwi — zapewniła, a na jej ustach wymalowało się coś na kształt uśmiechu. Nie krył się w nim jednak nawet gram radości, a ktoś, kto znał ją dobrze lata temu, prawdopodobnie nie uznałby go za szczery. Głównie dlatego, że Signy wcale się nie starała. Dlaczego miałoby zależeć jej na tym, aby wypaść wiarygodnie w oczach kogoś, kogo prawdopodobnie i tak nigdy już nie zobaczy?

gabe houghton
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
30 y/o, 182 cm
detektyw w wydziale ds. poszukiwań i identyfikacji osób
Awatar użytkownika
their minds rest, but mine never does
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Nie był przyzwyczajony do tego, by ktoś odpowiadał mu w ten sposób. Zazwyczaj ludzie, z którymi miał do czynienia, albo szukali w jego pytaniach ukrytego znaczenia albo natychmiast zaczynali tłumaczyć się ze wszystkiego, jakby sam ton jego głosu wymagał obrony. Zwłaszcza w pracy: tam często uchodził za poważniejszego, niż był w rzeczywistości i siłą rzeczy budził jakiś respekt... nie żeby tego szukał, jednak ona zdawała się serwować mu idealne przeciwieństwo tego, do czego przywykł, kiedy tak po prostu wzruszyła ramionami, niby luźno i zwyczajnie, jakby nie obchodziło jej, co sobie pomyśli. I może właśnie to sprawiło, że przez moment nie wiedział, co z tym zrobić. Z tym wszystkim, z tą chwilą i z nią.
Nie powiedziałby tego na głos, ale w chwili obecnej nie wyglądała na kogoś, kto rzeczywiście miał dać sobie radę – nie w tym stanie, nie o tej porze i nie tutaj, na ulicy, gdzie on sam czasami obawiał się chadzać po zmroku. Miał ochotę poinformować ją o zagrożeniach, poprosić, by nie ryzykowała, a może nawet zaoferować dalszą pomoc, ale nie chciał, by zabrzmiało to jak litość. W jego świecie to słowo miało posmak protekcjonalności, a niczego nie znosił bardziej. Dlatego, zamiast mówić to, co faktycznie myślał, wypuścił z siebie westchnienie i zerknął na ną ponownie.
Nie, właściwie nie ma. — Zaczerpnął powietrza głośno, jakby chciał odgonić od siebie ton, który mimowolnie stawał się zbyt miękki. — Po prostu nie chciałbym jutro dowiedzieć się z porannego raportu, że ktoś wpadł w kłopoty parę przecznic stąd.
Uśmiech, którym go obdarzyła, nie przekonał go ani na sekundę. Widział w nim coś z mechanicznego grymasu, tego samego, którym ludzie próbują przykryć zmęczenie, niepokój, czasem wstyd. I właśnie to, ta ledwo uchwytna rysa na powierzchni sprawiła, że znów poczuł to irytujące napięcie. Czuł, jak jego własny rozsądek zaczyna się z nim spierać – jeden głos kazał mu odejść, drugi szeptał, że jeśli teraz ją zostawi, będzie widział tę scenę w głowie jeszcze długo po powrocie do mieszkania.
Wypuścił z siebie długie, zmęczone westchnienie, a potem ponownie uniósł wzrok.
Nie wątpię, ale... ostrzegam, to nie jest zbyt ciekawa okolica. Ani zbyt bezpieczna — zaczął ostrożnie, jakby sam nie spodziewał się tych słów, które właśnie płynęły z jego ust. — Mam wolną kanapę, gdybyś zmieniła zdanie — dodał po chwili, z lekkim uniesieniem brwi. Miał nadzieję, że zabrzmiało to jak luźna propozycja, a nie próba ratunku, bo przecież ustalił już sam ze sobą, że nie ma zamiaru nad nikim się litować. Ani nad nią, ani nad sobą.

Signy Morrow
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
mother
nie kieruj moją postacią, a poza tym się dogadamy
26 y/o, 168 cm
barmanka w emptiness
Awatar użytkownika
zawodowo postanowiła być utrzymanką, przez co utknęła w toksycznym związku bez większych perspektyw na ucieczkę
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Choć sama wykazywała się nią od najmłodszych lat, tak naprawdę nie znosiła wszelkich przejawów t r o s k i. Tak naprawdę nie znała chyba jej prawdziwej definicji, wszelkie tego przejawy klasyfikując raczej jako l i t o ś ć, której nie cierpiała jeszcze bardziej.
Nic więc dziwnego, że zamierzała odrzucić każdą propozycję, która tego wieczora padłaby z jego ust. Zamierzała robić tak, aby samej sobie udowodnić, że nie musiała być od nikogo zależna. Wiedziała, jak wielką bzdurą było to pod względem finansowym, jednak w tym jednym aspekcie łatwo było jej przymknąć na to oko, ponieważ działała w ten sposób w znacznie ważniejszym celu. Robiła to, aby przynieść ukojenie swojej matce.
Szkoda tylko, że w którymś momencie przestało to przynosić jakikolwiek skutek.
Nie była to prawdopodobnie reakcja, którą chciał w niej wywołać, jednak jego późniejsza propozycja sprawiła, że Signy roześmiała się wesoło. Nie kpiąco - nie próbowała go wyśmiać. Nie sposób było jednak nie dostrzec tutaj pewnej ironii.
Zanim cokolwiek powiedziała, zaplotła za ucho niesforny kosmyk włosów. — Nie dostrzegasz ironii? — zapytała, po czym nieznacznie wręcz przekrzywiła głowę na bok. — Mówisz mi o niebezpieczeństwach w okolicy, a później proponujesz mi swoją kanapę? Zupełnie obcej osobie? Dlaczego to miałoby być dobre rozwiązanie? — zapytała, wbijając w niego uważne spojrzenie.
Być może mogła odwrócić się na pięcie i odejść, zająć się własnymi sprawami, ale wówczas najpewniej wróciłaby myślami do tego, przed czym tak desperacko starała się dzisiaj uciec. Rozmowa z nim pod pewnymi względami wydawała się dość orzeźwiająca.
Proponujesz to każdej dziewczynie, na którą wpadniesz? — dopytała po chwili. Nie sprawiał wrażenia kogoś, ze strony kogo powinna czuć się zagrożona, zatem jedynym, o co go teraz podejrzewała, był raczej kompleks b o h a t e r a. Rzecz w tym, że Signy mówiła wcześniej całkiem poważnie. Ona naprawdę nie uważała się za jego zmartwienie i nie dostrzegała powodów, dla których on miałby ponosić za nią jakąkolwiek odpowiedzialność. Nie musiał robić tego, bo tak wypadało. Jakkolwiek miał potoczyć się ten wieczór, ona naprawdę była w stanie o siebie zadbać.
A przynajmniej w to starała się wierzyć.

gabe houghton
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Dzielnica Mieszkalna”