Miewała lepsze momenty. Choć niewiele jadła i prawie nie spała, to bywały dni, kiedy w jej oczach pojawiała się dawna zadziorność, a na ustach cisnął się sarkazm.  To wtedy można było z nią porozmawiać swobodniej, usłyszeć kilka ironicznych uwag i poczuć, że naprawdę słucha, bo była obecna. To były niezwykle cenne chwile, przypominające samej Zaylee, że pod warstwą obaw i zmęczenia, wcale nie znikła. Coraz częściej wracała do swoich nawyków — przewracała oczami na byle drobiazg albo z udawaną powagą droczyła się z Eviną, posyłając jej bezczelne uśmiechy. 
Wyjęła butelkę z lodówki, otworzyła ją przy pomocy otwieracza i podała piwo siostrze. Sama nalała sobie do szklanki pomarańczowego soku i zajęła miejsce przy stole, naprzeciwko Lyn. Zdawała sobie sprawę, z czym od lat zmagała się Lynette. Znała jej zachowania oraz paniczny lęk przed ludźmi. Zawsze starała się ją wspierać, choć czasami wydawało jej się, że siostra wzbrania się przed pomocą, a każdy dzień to dla niej kolejna walka o przetrwanie. Zaylee nie mogła sobie pozwolić, żeby strach zawładnął jej życiem i wiedziała, że miejsce, w którym utkwiła, było przejściowe. Potrzebowała chwilę czasu, żeby w pełni znów stać się sobą, wrócić do pracy i w końcu zacząć planować ze Swanson ślub. To były priorytety, na których skupiała swoje myśli, kiedy wyobraźnia próbowała ją zmylić.
— 
Daleko mi do bycia okej— parsknęła pod nosem. Fizycznie ciało zaczęło się goić. Siniaki bledły, żebra się zrastały. Właściwie kiedy miała na sobie bluzę i dresy, nie było w ogóle widać, że była pokiereszowana. Może jedynie delikatne rozcięcie na górnej wardze zdradzało, że cokolwiek miało miejsce, ale i on goiło się bez zarzutów. 
— Ale jest coraz lepiej, naprawdę. Nie chcę, żebyście się martwili. Mama wydzwania do mnie po pięć razy dziennie. Możesz jej szepnąć słówko, żeby nie przesadzała? Mnie w ogóle nie słucha — pokręciła głową z udawanym niedowierzaniem. Miała świadomość, że rodzice zachodzili w głowę, jak się czuła. Nawet ojciec, choć dalej miał pretensję do Zaylee, że wpakowała się w takie bagno. Nie mówił o tym głośno, ale wystarczyło na niego spojrzeć, żeby wiedzieć, co myśli. 
Doceniała, że siostra nie wierciła jej dziury w brzuchu i dała jej przestrzeń. To samo toczyło się ich braci. Rozumieli, że potrzebowała czasu, jednocześnie uspokoiła ich zapewnieniami, że gdyby coś się działo, na pewno da im znać. 
— 
Dobrze cię widzieć — oznajmiła z lekkim, choć szczerym uśmiechem. Też tęskniła, nawet jeśli nie wyrażała tego słowami. Za to umiała to pokazać gestem, dlatego sięgnęła po dłoń siostry i zacisnęła na niej palce. — 
Mów, co u ciebie. Jak w pracy? Otrzymałaś jakie fantastyczne zlecenia? — spojrzała na nią pokrzepiająco. Zresztą Zaylee sama potrzebowała, żeby rozmawiać o czymkolwiek, byle to odciągnęła jej myśli od niewłaściwych kierunków. 
Lynette Miller