-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Cassian Lennox
Uwielbiała poranki przed sądem. Stała przygotowana na kolejną rozprawę sądową, czekając na klienta. Cóż, nie miała być to łatwa sprawa. Zabił własną żonę i dziecko. To nie mogło skończyć się dobrze. Z drugiej strony wolała bronić ten rodzaj ludzkiego syfu od pedofilii. Chyba tylko do nich czuła prawdziwy wstręt. Nie była to sprawa, za którą dobrze jej płacono. Została przydzielona z urzędu. Tak, czy siak, miała zamiar postarać się o najmniejszy wymiar kary, bo miała ku temu przesłanki prawne. Nawet za bardzo nie musiała się wyginać.
Może miała za klienta złego człowieka, ale na jego miejscu postąpiłaby podobnie. Często tak jest. To zdarzenia z przeszłości nas kształtują. Od tego człowiek się nigdy nie uwolni. Niestety, była to prawda, przed którą ludzie nie mogli uciekać.
Pewnie i z tego głupiego powodu odezwała się do osoby, która akurat jak ona odpalała właśnie papierosa. Idealny kompan, by nerwy poszły w niepamięć przed trudna rozprawą. Przynajmniej na takiego wyglądał. Trochę starszy, przystojniak, którego mogłaby schrupać od razu. Ciekawe, co tu robił.
— Fajka przed rozprawą to jest to, nie? — zaśmiała, wpatrując się w mężczyznę. Oboje powinni trochę wyluzować. Nie znała go, ale wchodzenie do sali sądowej ze złym mindsetem w głowie, zawsze powodowało problemy. Zresztą jaka była szansa, że rozmawia właśnie z prokuratorem? Żadna — szkoda, że trzeba iść do środka, kiedy słońce produkuje mi witaminę d3 — ciepłe promienia słoneczne dawały piękną scenerię — idealny relaks, przed sprawa. Kawa, fajka i losowa rozmowa przed sądem — odparła, upijając łyk swojej kawy. Odłożyła ją na popielniczkę i zaciągnęła się mocno papierosem — pewnie wyglądam na wariatkę, ale miło poznać jestem Charlotte — wyciągnęła dłoń całkiem zadowolona z siebie. Zawsze lepiej móc postrzępić komuś ryja.
Uwielbiała poranki przed sądem. Stała przygotowana na kolejną rozprawę sądową, czekając na klienta. Cóż, nie miała być to łatwa sprawa. Zabił własną żonę i dziecko. To nie mogło skończyć się dobrze. Z drugiej strony wolała bronić ten rodzaj ludzkiego syfu od pedofilii. Chyba tylko do nich czuła prawdziwy wstręt. Nie była to sprawa, za którą dobrze jej płacono. Została przydzielona z urzędu. Tak, czy siak, miała zamiar postarać się o najmniejszy wymiar kary, bo miała ku temu przesłanki prawne. Nawet za bardzo nie musiała się wyginać.
Może miała za klienta złego człowieka, ale na jego miejscu postąpiłaby podobnie. Często tak jest. To zdarzenia z przeszłości nas kształtują. Od tego człowiek się nigdy nie uwolni. Niestety, była to prawda, przed którą ludzie nie mogli uciekać.
Pewnie i z tego głupiego powodu odezwała się do osoby, która akurat jak ona odpalała właśnie papierosa. Idealny kompan, by nerwy poszły w niepamięć przed trudna rozprawą. Przynajmniej na takiego wyglądał. Trochę starszy, przystojniak, którego mogłaby schrupać od razu. Ciekawe, co tu robił.
— Fajka przed rozprawą to jest to, nie? — zaśmiała, wpatrując się w mężczyznę. Oboje powinni trochę wyluzować. Nie znała go, ale wchodzenie do sali sądowej ze złym mindsetem w głowie, zawsze powodowało problemy. Zresztą jaka była szansa, że rozmawia właśnie z prokuratorem? Żadna — szkoda, że trzeba iść do środka, kiedy słońce produkuje mi witaminę d3 — ciepłe promienia słoneczne dawały piękną scenerię — idealny relaks, przed sprawa. Kawa, fajka i losowa rozmowa przed sądem — odparła, upijając łyk swojej kawy. Odłożyła ją na popielniczkę i zaciągnęła się mocno papierosem — pewnie wyglądam na wariatkę, ale miło poznać jestem Charlotte — wyciągnęła dłoń całkiem zadowolona z siebie. Zawsze lepiej móc postrzępić komuś ryja.
-
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you thoughnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Czasem przechodziły mu przez głowę myśli, że dobrze by było, gdyby już więcej się nie obudził. Pojawiały się w wielu sytuacjach: gdy jadł śniadanie chciał się udławić, gdy ubierał spodnie myślał o powieszeniu się paskiem na żyrandolu, gdy jechał autem powstrzymywał się przed wjechaniem do jakiegoś pobliskiego rowu, nawet gdy wchodził do budynku sądu liczył, że wyskoczy jakiś szaleniec z nożem i trafi go w takie miejsce, że trudno byłoby go odratować. Z drugiej strony nigdy nie powiedziałby na głos, że miał myśli samobójcze, dla niego to było normalnością, czymś takim jak wstawanie lewą nogą dla każdego innego człowieka.
Był fałszywie wykreowaną postacią, przynajmniej takie o sobie miał wrażenie, gdy siedział godzinami nad aktami sprawy, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, bo wtedy najczęściej zauważał, że do niczego się nie nadaje. Później magicznie nagle znajdował rozwiązanie, jego słowa zaczynały mieć sens, gdy wypowiadał się na sali sądowej. Ponadto na codzień robił praktycznie wszystko, nawet występował w mediach, bo w końcu piastował jedno z najważniejszych stanowisk w prokuraturze. Czuł się jak jakaś pierdolona sinusoida, tykająca bomba, która czekała na jeden moment, na wiadomość od szanownego ojca, by zniszczyć cały świat, dokonać masakry, puścić wszystko w niepamięć.
Tak, dokładnie tak, wszystk-
Z głębokich przemyśleń wyrwał go kobiecy głos. Szczerze to nawet nie zauważył, że ktoś z nim stał na tej palarni, może nawet wchodziła w tym samym momencie co on, nie zwrócił uwagi. Uniósł głowę i spojrzał pierw na nią a później na swojego peta, którego trzymał nieodpalonego w dłoni. Wyciągnął z kieszeni spodni zapalniczkę, odpalił i zaciągnął się nim, przenosząc swój wzrok na jej buty. Znów czuł się jakby został wyrwany z rzeczywistości. Ostatnio coraz częściej mu się to zdarzało.
— Ta — odpowiedział na jej słowa krótko. Oparł się wygodniej o barierkę, która stała za nim i spojrzał w jej twarz. Dopiero miał okazję ją przeanalizować, przy czym doszedł do wniosku, że widział ją pierwszy raz. A może już któryś z kolei, ale nie zapadła mu w ogóle w pamięć.
Przewrócił oczami na jej wywód, a właściwie monolog, bo chyba rozmawiała sama ze sobą. Już chciał rzucić krótkim “zawsze tyle pierdolisz?” ale dalej się czuł jakby wystarczyła mu chwila do detonacji. Westchnął i kiwnął głową, jakby potwierdzając jej słowa o słońcu, chociaż w ogóle go to nie interesowało.
Nie był fanem small-talku. Ani w ogóle jakiegokolwiek talku.
— Lennox — mruknął i z niechęcią podał jej swoją dłoń. — Masz teraz rozprawę? — zapytał, próbując ocenić kim ona jest, nazwisko niewiele mu mówiło. Na wariatkę wyglądała - współczuł temu, kto będzie musiał przeprowadzać z nią batalię na sali, bo zagadać pewnie potrafiła na śmierć.
Charlotte Kovalski
Był fałszywie wykreowaną postacią, przynajmniej takie o sobie miał wrażenie, gdy siedział godzinami nad aktami sprawy, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, bo wtedy najczęściej zauważał, że do niczego się nie nadaje. Później magicznie nagle znajdował rozwiązanie, jego słowa zaczynały mieć sens, gdy wypowiadał się na sali sądowej. Ponadto na codzień robił praktycznie wszystko, nawet występował w mediach, bo w końcu piastował jedno z najważniejszych stanowisk w prokuraturze. Czuł się jak jakaś pierdolona sinusoida, tykająca bomba, która czekała na jeden moment, na wiadomość od szanownego ojca, by zniszczyć cały świat, dokonać masakry, puścić wszystko w niepamięć.
Tak, dokładnie tak, wszystk-
Z głębokich przemyśleń wyrwał go kobiecy głos. Szczerze to nawet nie zauważył, że ktoś z nim stał na tej palarni, może nawet wchodziła w tym samym momencie co on, nie zwrócił uwagi. Uniósł głowę i spojrzał pierw na nią a później na swojego peta, którego trzymał nieodpalonego w dłoni. Wyciągnął z kieszeni spodni zapalniczkę, odpalił i zaciągnął się nim, przenosząc swój wzrok na jej buty. Znów czuł się jakby został wyrwany z rzeczywistości. Ostatnio coraz częściej mu się to zdarzało.
— Ta — odpowiedział na jej słowa krótko. Oparł się wygodniej o barierkę, która stała za nim i spojrzał w jej twarz. Dopiero miał okazję ją przeanalizować, przy czym doszedł do wniosku, że widział ją pierwszy raz. A może już któryś z kolei, ale nie zapadła mu w ogóle w pamięć.
Przewrócił oczami na jej wywód, a właściwie monolog, bo chyba rozmawiała sama ze sobą. Już chciał rzucić krótkim “zawsze tyle pierdolisz?” ale dalej się czuł jakby wystarczyła mu chwila do detonacji. Westchnął i kiwnął głową, jakby potwierdzając jej słowa o słońcu, chociaż w ogóle go to nie interesowało.
Nie był fanem small-talku. Ani w ogóle jakiegokolwiek talku.
— Lennox — mruknął i z niechęcią podał jej swoją dłoń. — Masz teraz rozprawę? — zapytał, próbując ocenić kim ona jest, nazwisko niewiele mu mówiło. Na wariatkę wyglądała - współczuł temu, kto będzie musiał przeprowadzać z nią batalię na sali, bo zagadać pewnie potrafiła na śmierć.
Charlotte Kovalski
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Cassian Lennox
Chyba rozpoczęła rozmowę z jakimś krypto kryminalistą. Normalni ludzie szybko wchodzili w jej pogawędki, a trafił się jej jakiś smutas, co uśmiechnąć się nie potrafił. Nie, żeby jej to przeszkadzało. Lubiła swoich klientów. Cassian wyglądał na jednego z nich. Ludzie pod sądem mogli mieć różne humory, ale tylko Ci którzy coś przeskrobali zachowywali się, jakby ktoś miał ich wpakować do trumny. Język faktów mówił sam za siebie.
— Ta? — oczywiście, że uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wybieranie ławników do trudnych spraw okazywało się kluczowe do wyroku w danej sprawie. Miała dobry humor, bo mogła liczyć na całkiem dobrych ludzi. Niektórzy z nich będą potrafili zrozumieć, że kobiety są prawdziwymi szmatami — Poczuj, jak wynurzają się endorfiny. Dobre nastawienie jest najważniejsze, podobnie jak ubiór. Ludzie muszą Cię polubić, nawet jeśli jesteś ławnikiem — momentami zastanawiała się, czy nie obraża losowych ludzi. Mogło się jej to zdarzyć przez przypadek. Tylko czuła wewnętrzną potrzebę udzielenia pozytywnej energii dalej, a ten mężczyzna obok niej wydawał się posępny. Jemu też od życia należała się porządna filiżanka kawy. Tak, by dzień stawał się lepszy za każdym razem, kiedy skrzyżują się im drogi. Jedna dobra rozmowa, a później wymienianie się uśmiechami, by przekazać dobrą energię. Tak, Charlotte była jedną z tych osób, która wierzyła w magiczną umiejętność tworzenia więzi między ludźmi. Szkoda, że nie zdawała sobie sprawy, że przed nią stał jej kolejny przeciwnik.
— Całkiem ładne imię —rzuciła, poszukując uśmiechu na twarzy rozmówcy. Chyba trafił się jej prawdziwy kocur pechowiec — tak, ale możemy o tym nie rozmawiać? — spytała, próbując ostudzić zapędy rozmówcy. Rozmawianie przed sądem o sądzie powodowało falę nieszczęść. Wtedy zawsze coś musiało się wykrzaczyć — czuję, że zapeszam wtedy sprawę. Kiedy zacząłeś palić, Lennox? — próbowała znaleźć jakąkolwiek łączącą ich sprawę. Jeśli nie rozmowa o pogodzie, to o uzależnieniu powinna być skuteczna — albo co właściwie lubisz? Bo na pewno nie rozmawiać — zaśmiała się pod nosem, oczekując na reakcję ze strony mężczyzny.
Chyba rozpoczęła rozmowę z jakimś krypto kryminalistą. Normalni ludzie szybko wchodzili w jej pogawędki, a trafił się jej jakiś smutas, co uśmiechnąć się nie potrafił. Nie, żeby jej to przeszkadzało. Lubiła swoich klientów. Cassian wyglądał na jednego z nich. Ludzie pod sądem mogli mieć różne humory, ale tylko Ci którzy coś przeskrobali zachowywali się, jakby ktoś miał ich wpakować do trumny. Język faktów mówił sam za siebie.
— Ta? — oczywiście, że uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wybieranie ławników do trudnych spraw okazywało się kluczowe do wyroku w danej sprawie. Miała dobry humor, bo mogła liczyć na całkiem dobrych ludzi. Niektórzy z nich będą potrafili zrozumieć, że kobiety są prawdziwymi szmatami — Poczuj, jak wynurzają się endorfiny. Dobre nastawienie jest najważniejsze, podobnie jak ubiór. Ludzie muszą Cię polubić, nawet jeśli jesteś ławnikiem — momentami zastanawiała się, czy nie obraża losowych ludzi. Mogło się jej to zdarzyć przez przypadek. Tylko czuła wewnętrzną potrzebę udzielenia pozytywnej energii dalej, a ten mężczyzna obok niej wydawał się posępny. Jemu też od życia należała się porządna filiżanka kawy. Tak, by dzień stawał się lepszy za każdym razem, kiedy skrzyżują się im drogi. Jedna dobra rozmowa, a później wymienianie się uśmiechami, by przekazać dobrą energię. Tak, Charlotte była jedną z tych osób, która wierzyła w magiczną umiejętność tworzenia więzi między ludźmi. Szkoda, że nie zdawała sobie sprawy, że przed nią stał jej kolejny przeciwnik.
— Całkiem ładne imię —rzuciła, poszukując uśmiechu na twarzy rozmówcy. Chyba trafił się jej prawdziwy kocur pechowiec — tak, ale możemy o tym nie rozmawiać? — spytała, próbując ostudzić zapędy rozmówcy. Rozmawianie przed sądem o sądzie powodowało falę nieszczęść. Wtedy zawsze coś musiało się wykrzaczyć — czuję, że zapeszam wtedy sprawę. Kiedy zacząłeś palić, Lennox? — próbowała znaleźć jakąkolwiek łączącą ich sprawę. Jeśli nie rozmowa o pogodzie, to o uzależnieniu powinna być skuteczna — albo co właściwie lubisz? Bo na pewno nie rozmawiać — zaśmiała się pod nosem, oczekując na reakcję ze strony mężczyzny.
-
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you thoughnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nienawidził żadnego rodzaju rozmów, nie były mu do niczego potrzebne. Nie chciał poznawać, nie potrzebował znajomości, był jedynym statkiem w swoim oceanie. Przestał spoglądać na ludzi już nawet pod względem tego, czy coś z nich może wyciągnąć, czy będzie miał jakąś korzyść. Po prostu nie znosił się uzewnętrzniać. A może był cholernym smutasem.
Mruknął coś pod nosem, chyba chcąc podkreślić swoje “ta”, które powtórzyła. Zaciągnął się papierosem, próbując wsłuchać się w jej słowa, ale niekiedy miał wrażenie, że nic nie rozumie z tego zlepku, który wychodził z jej ust. Potrzebował dłuższej chwili, by do niego cokolwiek dotarło. Chyba potrzebował kawy, mocnej, czarnej.
— Widzę, że masz bardzo dobry humor — stwierdził to, co obydwoje widzieli. Miał wrażenie, że ją zaraz rozniesie energia i dobre nastawienie, zaleje cały świat, wszyscy będą pozytywni i nie będzie już w ogóle potrzebny na tym świecie. Może powinni ją poświęcić dla dobra ogółu, by nastała utopia?
Prychnął cicho na jej pochwałę i uniósł nawet kącik ust. Udało się jej, wykrzesała z niego chociaż na chwilę krzywy uśmiech. Najwidoczniej go w ogóle nie znała, albo udawała, by nie wyjść na idiotkę. Wiele było możliwości, ale obstawiał to pierwsze, nie mogła być aż tak słodko-pierdząco-głupiutka, w końcu chyba była adwokatką, nie miał stuprocentowej pewności. Gorzej jeżeli była oskarżoną i uciekła spod czyjejś kontroli. Psychiatrycznej na przykład. Szansa była mała, minimalna, ale nie niemożliwa.
Kiwnął głową na jej słowa i zaciągnął się ponownie. Potwierdziła, że nie była zbiegiem, a miała zasiąść po tej gorszej stronie na sali sądowej. Powstała w nim nowa obawa, od dziś będzie się codziennie modlił, by na nią nie wpaść. Nie był osobą wierzącą a miał zamiar się tego trzymać bardziej rygorystycznie niż codziennego biegania.
— Kilkanaście lat temu, na studiach — odpowiedział krótko, trochę wbrew sobie. Miała w sobie coś hipnotyzującego albo może to ta jej gadatliwość sprawiła, że nie był w stanie jej całkowicie olać. I nawet odzywał się więcej niż zazwyczaj, rozwiązała mu język. — Lubię grać na fortepianie. I wygrywać.
Znów uśmiechnął się, tym razem trochę lepiej niż wcześniej i skończył prędko swojego papierosa. Wrzucił go do śmietnika, który stał niedaleko nich.
— A ty, koleżanko Charlotte?
Charlotte Kovalski
Mruknął coś pod nosem, chyba chcąc podkreślić swoje “ta”, które powtórzyła. Zaciągnął się papierosem, próbując wsłuchać się w jej słowa, ale niekiedy miał wrażenie, że nic nie rozumie z tego zlepku, który wychodził z jej ust. Potrzebował dłuższej chwili, by do niego cokolwiek dotarło. Chyba potrzebował kawy, mocnej, czarnej.
— Widzę, że masz bardzo dobry humor — stwierdził to, co obydwoje widzieli. Miał wrażenie, że ją zaraz rozniesie energia i dobre nastawienie, zaleje cały świat, wszyscy będą pozytywni i nie będzie już w ogóle potrzebny na tym świecie. Może powinni ją poświęcić dla dobra ogółu, by nastała utopia?
Prychnął cicho na jej pochwałę i uniósł nawet kącik ust. Udało się jej, wykrzesała z niego chociaż na chwilę krzywy uśmiech. Najwidoczniej go w ogóle nie znała, albo udawała, by nie wyjść na idiotkę. Wiele było możliwości, ale obstawiał to pierwsze, nie mogła być aż tak słodko-pierdząco-głupiutka, w końcu chyba była adwokatką, nie miał stuprocentowej pewności. Gorzej jeżeli była oskarżoną i uciekła spod czyjejś kontroli. Psychiatrycznej na przykład. Szansa była mała, minimalna, ale nie niemożliwa.
Kiwnął głową na jej słowa i zaciągnął się ponownie. Potwierdziła, że nie była zbiegiem, a miała zasiąść po tej gorszej stronie na sali sądowej. Powstała w nim nowa obawa, od dziś będzie się codziennie modlił, by na nią nie wpaść. Nie był osobą wierzącą a miał zamiar się tego trzymać bardziej rygorystycznie niż codziennego biegania.
— Kilkanaście lat temu, na studiach — odpowiedział krótko, trochę wbrew sobie. Miała w sobie coś hipnotyzującego albo może to ta jej gadatliwość sprawiła, że nie był w stanie jej całkowicie olać. I nawet odzywał się więcej niż zazwyczaj, rozwiązała mu język. — Lubię grać na fortepianie. I wygrywać.
Znów uśmiechnął się, tym razem trochę lepiej niż wcześniej i skończył prędko swojego papierosa. Wrzucił go do śmietnika, który stał niedaleko nich.
— A ty, koleżanko Charlotte?
Charlotte Kovalski
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Cassian Lennox
Trafił się jej pochmurny typ. Nawet takim ludziom trzeba w odpowiednim momencie rozchmurzyć niebo w głowie. Taką osobą wydawała się być momentami Lotte. Bezlitosna na sali sądowej, ale bardzo empatyczna poza nią. Chyba że ktoś mocno stąpnął jej na odcisk. Wtedy zmieniała się w wersję prosto z sali sądowej. Nie spodziewała się, że ta relacja przetrwa dłużej niż dziesięć minut zwykłej rozmowy.
— Tak jest — odparła z szerokim uśmiechem. W końcu dzisiaj miała pokazać, jak upokarzająca dla mężczyzny potrafi być przemoc kobiety wobec niego. Przemoc domowa była trudnym zagadnieniem, ale czego nie mogłaby obronić, to doda odrobinę emocji, by ludzie zrozumieli. Poza tym ładnym ludziom jest łatwiej zdobywać sympatie innych — zawsze trzeba mieć, gdy rozpoczyna się coś nowego — dziś z kolei miała zmierzyć się z innym prokuratorem. Nie znała na ten moment typa. Nigdy nie robiła researchu przed salą sądową. Wolała wpierw samodzielnie go ocenić własnymi oczami, by później móc zabrać z jego dłoni zwycięstwo. Miało w sobie coś, co ułatwiało jej rozpracowanie innych ludzi.
— I w jaki sposób? Kumpel Cię namówił? — próbowała wyciągać z niego garściami, póki tylko mogła. Widziała ten uśmiech, aż sama uśmiechnęła się szerzej. W końcu nie mogli być wrogami, skoro zaczęli się docierać, prawda? — mnie przyjaciółka i paliłyśmy razem po studencku. To były czasy. Wróciłabym do nich — aż się rozmarzyła, przypominając sobie tamte szalone czasy pełne beztroski i imprezowania. Pracowała ciężko, ale miała wokół siebie pełno ludzi dobrej woli — dobrze grasz? — pianiści mają długie palce. Od taki randomowy fakt, przez który zaczęła prosić losy, by mężczyzna na przeciwko niej nie był kryminalistą, ani prokuratorem. Mieliby całkiem ładne dzieci — o, to też lubię. Rzadko nie dostaję tego, czego chcę — aż zaciągnęła się papierosem, by finalnie móc wyrzucić niedopałek do śmietnika. Teraz została już tylko kawa, by z idealnym przygotowaniem wejść w rozprawę.
— Chodzić w prawo, a nie lewo — rzuciła żartem, licząc na zrozumienie go ze strony Lennoxa — a poza tym jestem nudną typową kobietą, lubiącą gotować gołąbki, przeklinać w innym języku, kawę i pić stanowczo za drogie wino — coś musiało ich łączyć. Pewnie kawoszem nie był, skoro przyszedł nieprzygotowany do sądu. Tu zawsze wszystko długo trwało.
Trafił się jej pochmurny typ. Nawet takim ludziom trzeba w odpowiednim momencie rozchmurzyć niebo w głowie. Taką osobą wydawała się być momentami Lotte. Bezlitosna na sali sądowej, ale bardzo empatyczna poza nią. Chyba że ktoś mocno stąpnął jej na odcisk. Wtedy zmieniała się w wersję prosto z sali sądowej. Nie spodziewała się, że ta relacja przetrwa dłużej niż dziesięć minut zwykłej rozmowy.
— Tak jest — odparła z szerokim uśmiechem. W końcu dzisiaj miała pokazać, jak upokarzająca dla mężczyzny potrafi być przemoc kobiety wobec niego. Przemoc domowa była trudnym zagadnieniem, ale czego nie mogłaby obronić, to doda odrobinę emocji, by ludzie zrozumieli. Poza tym ładnym ludziom jest łatwiej zdobywać sympatie innych — zawsze trzeba mieć, gdy rozpoczyna się coś nowego — dziś z kolei miała zmierzyć się z innym prokuratorem. Nie znała na ten moment typa. Nigdy nie robiła researchu przed salą sądową. Wolała wpierw samodzielnie go ocenić własnymi oczami, by później móc zabrać z jego dłoni zwycięstwo. Miało w sobie coś, co ułatwiało jej rozpracowanie innych ludzi.
— I w jaki sposób? Kumpel Cię namówił? — próbowała wyciągać z niego garściami, póki tylko mogła. Widziała ten uśmiech, aż sama uśmiechnęła się szerzej. W końcu nie mogli być wrogami, skoro zaczęli się docierać, prawda? — mnie przyjaciółka i paliłyśmy razem po studencku. To były czasy. Wróciłabym do nich — aż się rozmarzyła, przypominając sobie tamte szalone czasy pełne beztroski i imprezowania. Pracowała ciężko, ale miała wokół siebie pełno ludzi dobrej woli — dobrze grasz? — pianiści mają długie palce. Od taki randomowy fakt, przez który zaczęła prosić losy, by mężczyzna na przeciwko niej nie był kryminalistą, ani prokuratorem. Mieliby całkiem ładne dzieci — o, to też lubię. Rzadko nie dostaję tego, czego chcę — aż zaciągnęła się papierosem, by finalnie móc wyrzucić niedopałek do śmietnika. Teraz została już tylko kawa, by z idealnym przygotowaniem wejść w rozprawę.
— Chodzić w prawo, a nie lewo — rzuciła żartem, licząc na zrozumienie go ze strony Lennoxa — a poza tym jestem nudną typową kobietą, lubiącą gotować gołąbki, przeklinać w innym języku, kawę i pić stanowczo za drogie wino — coś musiało ich łączyć. Pewnie kawoszem nie był, skoro przyszedł nieprzygotowany do sądu. Tu zawsze wszystko długo trwało.
-
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you thoughnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
W tym momencie nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek wymieni z nią więcej niż jedno zdanie, nawet jeśli kiedykolwiek przetną się w sądzie. Mógł teraz skorzystać, odwrócić swoje myśli od tego, co miał wcześniej, nie wybuchnąć i dać jej to, co chciała, czyli rozmowę. Byłaby fajną dziewczyną, gdyby jej się czasem jadaczka zamykała, przeszło mu przez głowę, ale on nie był typem człowieka, który wiąże się z kimkolwiek, to było po prostu niemożliwe. Jego życie toczyło się wokół tego, że powinien być sam, nawet jeśli chodziło tylko o kwestię jego zawodu. Prokuratorzy mieli przykre życie osobiste, często niebezpieczne, a mu nie zależało na tym, by komuś jeszcze robić pod górkę. Nie chciał, aby ktoś musiał cierpieć przez to, że pracuje. Nie był bezdusznym skurwysynem.
— Ciekawe podejście — skwitował, bo nawet nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Niekoniecznie chyba chciał wiedzieć czym jest dla niej “coś nowego”, które miała rozpocząć. Nie powiedziała sama z siebie, a on nie zamierzał dociekać. Dlatego rozmowy z nim były bezsensowne i sprawdzały się tylko wtedy, gdy druga strona miała słowotok. Tak jak teraz.
— W sumie nawet nie pamiętam, chyba szukałem po prostu czegoś, co mi pomoże na tamten moment, a nie chciałem pchać się w dragi. — Nie potrafił tego dokładnie odtworzyć, po prostu pewnego dnia wstał, poszedł do sklepu i kupił papierosy. Nikt nie musiał go namawiać. Wszyscy mówili, że jakoś to pomaga, a narkotyki były tym złem, po które sięgają słabi, wmawiając sobie, że to jakieś rozwiązanie. On też szukał pomocy, ale nie chciał obrać ścieżki, która mogłaby go skreślić. Był zbyt skupiony na sukcesie, by wszystko zaprzepaścić. Papierosy były legalne i, w jego oczach, bezpieczne.
— Pewnie dobrze, dawno tego nie robiłem, nie mam czasu — rzucił cicho, szukając jakiegoś wytłumaczenia. Mówienie, że jest się zapracowanym było jego ulubioną wymówką, którą stosował przy każdej możliwej sytuacji, szczególnie wtedy, gdy wypadało jakieś spotkanie rodzinne. Lubił fortepian, lubił taką muzykę, ale nawet i jeśli posiadał instrument w domu to czuł jakiś opór. Teraz jedynie pełnił funkcję łapacza kurzu.
Spojrzał na nią lekko skonsternowany, nie wyczuwając żartu, ale nie przejął się tym. Po prostu od razu po tym uniósł kącik ust, nie pokazując po sobie, że jakkolwiek przejął się tą sytuacją. Uniósł lekko lewą rękę do góry i spojrzał na swój zegarek, wybiła ostatnia możliwa chwila na wypicie kawy, której zdecydowanie potrzebował.
— Bardzo miło mi się z tobą rozmawia, ale goni mnie czas — mruknął cicho. Nie wiedział czy ma sobie po prostu pójść czy jakoś powinien się żegnać. Nie lubił przesadnej bliskości, a z drugiej strony nie był typem, który się nad tym zwykle zastanawiał. Charlotte wzbudziła w nim jakieś pozytywne emocje, może dlatego poczuł potrzebę poinformowania jej. Albo nie chciał by ta rozmowa tak głupio się kończyła. — Może jeszcze kiedyś wspólnie zapalimy razem papierosa.
Charlotte Kovalski
— Ciekawe podejście — skwitował, bo nawet nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Niekoniecznie chyba chciał wiedzieć czym jest dla niej “coś nowego”, które miała rozpocząć. Nie powiedziała sama z siebie, a on nie zamierzał dociekać. Dlatego rozmowy z nim były bezsensowne i sprawdzały się tylko wtedy, gdy druga strona miała słowotok. Tak jak teraz.
— W sumie nawet nie pamiętam, chyba szukałem po prostu czegoś, co mi pomoże na tamten moment, a nie chciałem pchać się w dragi. — Nie potrafił tego dokładnie odtworzyć, po prostu pewnego dnia wstał, poszedł do sklepu i kupił papierosy. Nikt nie musiał go namawiać. Wszyscy mówili, że jakoś to pomaga, a narkotyki były tym złem, po które sięgają słabi, wmawiając sobie, że to jakieś rozwiązanie. On też szukał pomocy, ale nie chciał obrać ścieżki, która mogłaby go skreślić. Był zbyt skupiony na sukcesie, by wszystko zaprzepaścić. Papierosy były legalne i, w jego oczach, bezpieczne.
— Pewnie dobrze, dawno tego nie robiłem, nie mam czasu — rzucił cicho, szukając jakiegoś wytłumaczenia. Mówienie, że jest się zapracowanym było jego ulubioną wymówką, którą stosował przy każdej możliwej sytuacji, szczególnie wtedy, gdy wypadało jakieś spotkanie rodzinne. Lubił fortepian, lubił taką muzykę, ale nawet i jeśli posiadał instrument w domu to czuł jakiś opór. Teraz jedynie pełnił funkcję łapacza kurzu.
Spojrzał na nią lekko skonsternowany, nie wyczuwając żartu, ale nie przejął się tym. Po prostu od razu po tym uniósł kącik ust, nie pokazując po sobie, że jakkolwiek przejął się tą sytuacją. Uniósł lekko lewą rękę do góry i spojrzał na swój zegarek, wybiła ostatnia możliwa chwila na wypicie kawy, której zdecydowanie potrzebował.
— Bardzo miło mi się z tobą rozmawia, ale goni mnie czas — mruknął cicho. Nie wiedział czy ma sobie po prostu pójść czy jakoś powinien się żegnać. Nie lubił przesadnej bliskości, a z drugiej strony nie był typem, który się nad tym zwykle zastanawiał. Charlotte wzbudziła w nim jakieś pozytywne emocje, może dlatego poczuł potrzebę poinformowania jej. Albo nie chciał by ta rozmowa tak głupio się kończyła. — Może jeszcze kiedyś wspólnie zapalimy razem papierosa.
Charlotte Kovalski
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Cassian Lennox
— Trzeba manifestować dobro, wtedy ono Ciebie spotyka. Serio, to działa. Powinieneś spróbować — szkoda, że manifestacja Cassiana o niespotykaniu Kovalski musiała szybko spalić na panewce. Skoro przez najbliższy czas będą widywali się na rozprawach sądowych. Widocznie nie uwierzył w to wystarczająco. Psychologia potwierdziła samospełniającą się przepowiednię. Także trzeba mocno nastawić się na cel, jeśli marzenia miały zostać spełnione. Charlotte nie wierzyła, że uda się jej wygrać sprawę, ale wywalczyć kilka lat mniej już tak.
— I pomogło? Czy płacisz za całkiem bezsensowny nałóg? Bo u mnie chyba to drugie, czuję jakbym wypalała bezsensownie pieniądze — próbowała, jak mogła znaleźć jakikolwiek moment zaczepienia. Przy takim rozmówcy było jej zdecydowanie trudniej niż sama się spodziewała. Większość ludzi płynęła jej rytmem, a on z jakiegoś niezidentyfikowanego problemu stanowił dla niej wyzwanie, któremu bała się stawić czoło. Albo nie miała wystarczająco dużej liczby czasu.
— A powinieneś. Nasze pasje sprawiają, że człowiek chce żyć — odparła, wpatrując się w niego z zaciekawieniem — na moment odstaw pracę, zagraj, a potem do niej wróć. Będziesz bardziej efektywny. Najlepszy pracownik to ten szczęśliwy. — faaaakty, szczęśliwy człowiek to zadowolony człowiek. Musiał to przyznać, nawet sam przed sobą. Życzyła mu szczerze tych szczęśliwych chwil przy pianinie. Kiedy człowiek jest przy pasji, życie wygląda inaczej. Jest bardziej poukładane.
— Jasne, to do zobaczenia — rzuciła, patrząc na odchodzącego mężczyznę. W duchu czuła, że jeszcze się spotkają. Cóż, zostało jej dopicie kawy i mogła zmierzać na losowanie ławników. To musiała być idealna rozprawa. Walczyła o ofiarę przemocy w domu, która wzięła o jeden środek za dużo. Była niepoczytalna, ale zdawała sobie sprawę, w jaki sposób prokuratura będzie chciała to ugryźć.
— Dzień dobry, cudownie jest rozpocząć losowanie ławników. Prawda, panie proku— — zaczęła, wchodząc na salę sądową. Miała nadzieję na rozchwianie zachowania prokuratora jej osobą, a tu proszę, kolega palacz stał przed nią — nie spodziewałam się akurat pana prokuratora — odpowiedziała grzecznym tonem, mniej podekscytowanym, kładąc swoją torbę na stolik.
— Trzeba manifestować dobro, wtedy ono Ciebie spotyka. Serio, to działa. Powinieneś spróbować — szkoda, że manifestacja Cassiana o niespotykaniu Kovalski musiała szybko spalić na panewce. Skoro przez najbliższy czas będą widywali się na rozprawach sądowych. Widocznie nie uwierzył w to wystarczająco. Psychologia potwierdziła samospełniającą się przepowiednię. Także trzeba mocno nastawić się na cel, jeśli marzenia miały zostać spełnione. Charlotte nie wierzyła, że uda się jej wygrać sprawę, ale wywalczyć kilka lat mniej już tak.
— I pomogło? Czy płacisz za całkiem bezsensowny nałóg? Bo u mnie chyba to drugie, czuję jakbym wypalała bezsensownie pieniądze — próbowała, jak mogła znaleźć jakikolwiek moment zaczepienia. Przy takim rozmówcy było jej zdecydowanie trudniej niż sama się spodziewała. Większość ludzi płynęła jej rytmem, a on z jakiegoś niezidentyfikowanego problemu stanowił dla niej wyzwanie, któremu bała się stawić czoło. Albo nie miała wystarczająco dużej liczby czasu.
— A powinieneś. Nasze pasje sprawiają, że człowiek chce żyć — odparła, wpatrując się w niego z zaciekawieniem — na moment odstaw pracę, zagraj, a potem do niej wróć. Będziesz bardziej efektywny. Najlepszy pracownik to ten szczęśliwy. — faaaakty, szczęśliwy człowiek to zadowolony człowiek. Musiał to przyznać, nawet sam przed sobą. Życzyła mu szczerze tych szczęśliwych chwil przy pianinie. Kiedy człowiek jest przy pasji, życie wygląda inaczej. Jest bardziej poukładane.
— Jasne, to do zobaczenia — rzuciła, patrząc na odchodzącego mężczyznę. W duchu czuła, że jeszcze się spotkają. Cóż, zostało jej dopicie kawy i mogła zmierzać na losowanie ławników. To musiała być idealna rozprawa. Walczyła o ofiarę przemocy w domu, która wzięła o jeden środek za dużo. Była niepoczytalna, ale zdawała sobie sprawę, w jaki sposób prokuratura będzie chciała to ugryźć.
— Dzień dobry, cudownie jest rozpocząć losowanie ławników. Prawda, panie proku— — zaczęła, wchodząc na salę sądową. Miała nadzieję na rozchwianie zachowania prokuratora jej osobą, a tu proszę, kolega palacz stał przed nią — nie spodziewałam się akurat pana prokuratora — odpowiedziała grzecznym tonem, mniej podekscytowanym, kładąc swoją torbę na stolik.
-
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you thoughnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Czasem próbuję takich rzeczy, ale nigdy się nie sprawdzają. — Wzruszył ramionami. Zdarzało mu się w duchu o coś błagać, ale zwykle z opłakanym skutkiem - zamiast uniknąć problemu, ściągał go na siebie. Tak było i tym razem. Jeszcze nawet nie zdążył poprosić losu, by trzymał Charlotte z dala od jego sali sądowej, a już wyglądało na to, że właśnie zamierzała się tam pojawić. Typowe dla niego, szczęście w nieszczęściu, bogowie go nienawidzili.
— Pomaga — mruknął na jej słowa. Kiedyś też miał wrażenie, że popadł w coś, o czym opowiadała kobieta, ale trwało to chwilę. Taki etap przejściowy chyba każdego uzależnienia. Aktualnie nie mógł narzekać, może prócz tego, że okropnie śmierdział papierosami i częściej oddawał garnitury do czyszczenia chemicznego. Nie wyobrażał sobie siebie z tymi nowymi wynalazkami w postaci e-papierosów a na woreczki nikotynowe był za słaby, tutaj ewidentnie chodziło o sam rytuał palenia, który sprawiał mu przyjemność.
Kiwnął głową, gdy zaczęła swój kolejny wywód tym razem o grze na fortepianie; na pewno miała rację, ale nie chciał chyba jej dopuścić do siebie. Czuł jakiś dziwny opór przed powrotem do grania, a nie potrzebował tego do większej efektywności, dawał z siebie sto procent, zawsze. Przytaknął jej raz lub dwa, byleby jak najszybciej zakończyć ten temat - pomimo że sam uchylił rąbka tajemnicy czuł się niezwykle niekomfortowo, a nie znosił wychodzić ze swojej bezpiecznej strefy. Wyciągnęła z niego zbyt wiele, ale właśnie taki wpływ miała na niego jej gadatliwość.
Po jej pożegnaniu zrobił krok w tył, prędko przeszedł przez drzwi budynku i skierował się do swojego pokoju, gdzie mógł jeszcze wypić kawę. Do sprawy przygotowany był perfekcyjnie, doskonale wiedział co chce mówić i jakie zarzuty podnosić, nie zamierzał dopuścić do żadnego złagodzenia wyroku. Miał złe przeczucie, ale zdecydował się je ignorować, bo… przecież i tak nie miał czym się przejmować.
Gdy wszedł do sali sądowej nie rozglądał się za bardzo, nie witał się z nikim, korzystał z ostatniej chwili, gdzie nie naskakują na niego ludzie, reporterzy czy inne kanalie. Oczy miał wbite w swój telefon, który leżał na stosie akt, czytając ostatnie notatki do całej rozprawy. Nie badał wzrokiem strony przeciwnej, jedynie powędrował do swojego miejsca i pozbył się balastu. Po poprawieniu czarnej togi uniósł głowę słysząc ten sam wkurwiający głos.
— Miło mi poznać, Pani Mecenas — odparł i podszedł w jej kierunku, grzecznościowo wyciągając dłoń, aby mogła ją uścisnąć. Na ten moment (i na całą rozprawę) zdecydował się usunąć z myśli wszelką prywatę, którą podzielili się kilka minut temu na palarni. Wtedy mógł dać się jej omamić, tutaj byli zupełnie innymi ludźmi. Work-life balance, czy jak to szło.
Charlotte Kovalski
— Pomaga — mruknął na jej słowa. Kiedyś też miał wrażenie, że popadł w coś, o czym opowiadała kobieta, ale trwało to chwilę. Taki etap przejściowy chyba każdego uzależnienia. Aktualnie nie mógł narzekać, może prócz tego, że okropnie śmierdział papierosami i częściej oddawał garnitury do czyszczenia chemicznego. Nie wyobrażał sobie siebie z tymi nowymi wynalazkami w postaci e-papierosów a na woreczki nikotynowe był za słaby, tutaj ewidentnie chodziło o sam rytuał palenia, który sprawiał mu przyjemność.
Kiwnął głową, gdy zaczęła swój kolejny wywód tym razem o grze na fortepianie; na pewno miała rację, ale nie chciał chyba jej dopuścić do siebie. Czuł jakiś dziwny opór przed powrotem do grania, a nie potrzebował tego do większej efektywności, dawał z siebie sto procent, zawsze. Przytaknął jej raz lub dwa, byleby jak najszybciej zakończyć ten temat - pomimo że sam uchylił rąbka tajemnicy czuł się niezwykle niekomfortowo, a nie znosił wychodzić ze swojej bezpiecznej strefy. Wyciągnęła z niego zbyt wiele, ale właśnie taki wpływ miała na niego jej gadatliwość.
Po jej pożegnaniu zrobił krok w tył, prędko przeszedł przez drzwi budynku i skierował się do swojego pokoju, gdzie mógł jeszcze wypić kawę. Do sprawy przygotowany był perfekcyjnie, doskonale wiedział co chce mówić i jakie zarzuty podnosić, nie zamierzał dopuścić do żadnego złagodzenia wyroku. Miał złe przeczucie, ale zdecydował się je ignorować, bo… przecież i tak nie miał czym się przejmować.
Gdy wszedł do sali sądowej nie rozglądał się za bardzo, nie witał się z nikim, korzystał z ostatniej chwili, gdzie nie naskakują na niego ludzie, reporterzy czy inne kanalie. Oczy miał wbite w swój telefon, który leżał na stosie akt, czytając ostatnie notatki do całej rozprawy. Nie badał wzrokiem strony przeciwnej, jedynie powędrował do swojego miejsca i pozbył się balastu. Po poprawieniu czarnej togi uniósł głowę słysząc ten sam wkurwiający głos.
— Miło mi poznać, Pani Mecenas — odparł i podszedł w jej kierunku, grzecznościowo wyciągając dłoń, aby mogła ją uścisnąć. Na ten moment (i na całą rozprawę) zdecydował się usunąć z myśli wszelką prywatę, którą podzielili się kilka minut temu na palarni. Wtedy mógł dać się jej omamić, tutaj byli zupełnie innymi ludźmi. Work-life balance, czy jak to szło.
Charlotte Kovalski
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Cassian Lennox
— Próbowałeś w to kiedykolwiek uwierzyć? — była wręcz pewna, że nie. Szybkim okiem oceniła go jako realistę. Zdawał sobie sprawę z zasad, które są na ziemi i nie wierzył w żadne magiczne mechanizmy. Pewnie miał ją za wariatkę przy okazji. W ten sposób oceniłaby go Charlotte — bez tego nie da rady — odparła, trudząc się na niewielki uśmiech. Czuła, że mężczyzna zjadał ją energetycznie. Nie była w stanie tego pojąć, ale wydawał sie być... nudny. Trochę taki chodzący Grinch, ale psuł poza świętami.
— No okej, dla mnie cenniejsze są te rozmowy pod wpływem nałogu — na przykład takie rozmowy jak te, które właśnie odbywają — ciekawych ludzi można poznać w ten sposób — albo swoich największych wrogów. Szczerze? Pewnie z tego powodu wpadła w nałóg. Najciekawsze rozmowy, czy dyskusje wychodziły właśnie palaczom. To są fakty. Bardziej intrygująca część ludzi znikała, a wtedy zostawali sami nudziarze.
Skoro Charlotte ciągnęła do ludzi nie było w tym nic dziwnego, że to utrwalało pewne schematy. Tak już się nauczyła. Na papierosie trzeba rozmawiać, inaczej jest on stracony.
Wraz z trafieniem na salę sądową, Kovalski spoważniała. Trafiła się niesamowita zbieżność losu, że rozmawiała przed chwilą z prokuratorem.
— Czyli Lennox to nie było prawdziwe imię — odpowiedziała, unosząc delikatnie kąciki swoich ust. Chwilę później wrócili do wybierania ławników. Najważniejszej kwestia dnia nie trwała długo. Wybór ławników poszedł szybko. Na sam koniec Lotte postanowiła jeszcze podejść do Cassiana — Nie mamy żadnych bezstronnych ławników, więc możemy przesunąć wszystko za tydzień, prawda? —decyzja już zapadła. Na szczęście dosyć szybko i mogli ruszyć do domu — Do zobaczenia panie prokuratorze — a w jej głowie zostanie, tylko pan prokurator pianista. Nic innego już nie zagrało w jej głowie. Za to finalnie mogła dowiedzieć się, kim jest ten prokurator smutas, gdy wyszła z sądu. Powrót za tydzień.
z/t x 2
— Próbowałeś w to kiedykolwiek uwierzyć? — była wręcz pewna, że nie. Szybkim okiem oceniła go jako realistę. Zdawał sobie sprawę z zasad, które są na ziemi i nie wierzył w żadne magiczne mechanizmy. Pewnie miał ją za wariatkę przy okazji. W ten sposób oceniłaby go Charlotte — bez tego nie da rady — odparła, trudząc się na niewielki uśmiech. Czuła, że mężczyzna zjadał ją energetycznie. Nie była w stanie tego pojąć, ale wydawał sie być... nudny. Trochę taki chodzący Grinch, ale psuł poza świętami.
— No okej, dla mnie cenniejsze są te rozmowy pod wpływem nałogu — na przykład takie rozmowy jak te, które właśnie odbywają — ciekawych ludzi można poznać w ten sposób — albo swoich największych wrogów. Szczerze? Pewnie z tego powodu wpadła w nałóg. Najciekawsze rozmowy, czy dyskusje wychodziły właśnie palaczom. To są fakty. Bardziej intrygująca część ludzi znikała, a wtedy zostawali sami nudziarze.
Skoro Charlotte ciągnęła do ludzi nie było w tym nic dziwnego, że to utrwalało pewne schematy. Tak już się nauczyła. Na papierosie trzeba rozmawiać, inaczej jest on stracony.
Wraz z trafieniem na salę sądową, Kovalski spoważniała. Trafiła się niesamowita zbieżność losu, że rozmawiała przed chwilą z prokuratorem.
— Czyli Lennox to nie było prawdziwe imię — odpowiedziała, unosząc delikatnie kąciki swoich ust. Chwilę później wrócili do wybierania ławników. Najważniejszej kwestia dnia nie trwała długo. Wybór ławników poszedł szybko. Na sam koniec Lotte postanowiła jeszcze podejść do Cassiana — Nie mamy żadnych bezstronnych ławników, więc możemy przesunąć wszystko za tydzień, prawda? —decyzja już zapadła. Na szczęście dosyć szybko i mogli ruszyć do domu — Do zobaczenia panie prokuratorze — a w jej głowie zostanie, tylko pan prokurator pianista. Nic innego już nie zagrało w jej głowie. Za to finalnie mogła dowiedzieć się, kim jest ten prokurator smutas, gdy wyszła z sądu. Powrót za tydzień.
z/t x 2