- 
				 Blue screen or Error.exe? Oh well... Blue screen or Error.exe? Oh well... nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Eric od jakiegoś czasu myślał o pójściu na Bingo dla czystego funu - oczywiście, mógł też kupić bingo i skrzyknąć znajomych albo rodzinę ALE jakoś tak zabierał się za to jak pies do jeża, przez co koniec końców - nie spodziewając się, że Lu także będzie chętna - faktycznie miał możliwość wejścia do domu kultury, gdzie odbywały się tygodniowe rozgrywki w tę klasyczną grę. Oczywiście nie mógłby, gdyby nie miał przebrania - bo razem z Lu, uderzali w Bingo dla seniorów a obydwoje byli jeszcze piękni i młodzi. Szczerze? Mega się ucieszył, gdy usłyszał, że Lucky także jest chętna na wspólny wypad, nawet jeśli oznaczało to skołowanie ciuchów, typowych dla starszych osób.
Gdyby byli na Litwie lub w Korei, Stones ogarnąłby wdzianko "pożyczając" od jednego ze swoich dziadków a tak, jedyne co wziął, to stary sweter - z tego co pamiętał, to jego ojciec go miał, bo dziadek mu go kiedyś dał (w sensie dziadek Erica). Na głowę założył czepek bez włosów, dzięki czemu można było pomyśleć, iż Stones był całkowicie łysy. Do brody i pod nos, przykleił sobie sztuczną siwą brodę.
- Już sam nie wiem, co mnie bardziej łaskocze, czy ten sweter, czy ta broda... - powiedział, drapią się po ręce.
- Jak Ci idzie? Mi zostały już tylko spodnie, okulary i... myślę nad czapką. - odparł zgodnie z prawdą. Tak więc, wpierw zgarnął szare spodnie, które po chwili szybko założył - oczywiście nie obyło się bez czarnego paska - a potem, założył okulary zerówki na nos.
- Ta da! Od teraz mów mi dziadku mrozie. - powiedział, poprawiając sobie okulary, bo miał wrażenie, że leżały krzywo oraz wykonując obrót o 360 stopni, by pokazać się z każdej strony.
- Myślisz, że nikt nas nie nakryje? - zapytał, jeszcze raz patrząc na siebie w lustrze.
- W sumie żałuję, że nie kupiłem dłuższej brody, by upodobnić się do Gandalfa z Władcy Pierścieni... - westchnął. Chociaż nie wiem, czy wejście w pelerynie z kapturem oraz fajką wodną byłoby dobrym pomysłem. To przecież był dom kultury a nie Cosplay Con. powiedział do siebie w myślach, siadając w fotelu, gdzie grzecznie czekał, aż Lu skończy swoje przebranie.
- Za mniej więcej piętnaście minut musimy wychodzić. Zamówić taksę czy jedziemy komunikacją? - spytał, bo jemu to było szczerze całkowicie obojętne.
Lucky Martino
- 
				 Forza! Forza! nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
Chociaż cel zdawał się nieomal złowieszczy, Lucky była w doskonałym humorze. Jasne, miała zamiar zepsuć komuś popołudnie, ale samo wykonanie zapowiadało się jak doskonała zabawa. No i tak naprawdę nawet gdyby jakimś cudem się nie udało, to nie traciła nic — zawsze jeszcze mogła spróbować czegoś innego. Za to pomysł wkradnięcia się na bingo dla seniorów w przebraniu, w które nie uwierzyłby nikt o zdrowych zmysłach, bawił ją do łez. Całe szczęście, że pewnie większość uczestników miała problemy ze wzrokiem!
— Mogę ja cię połaskotać, wtedy dylemat się rozwiąże — rzuciła rozbawiona. Jeszcze nie wiedziała, jak dokładnie będzie wyglądał efekt tych przebieranek, ale samo wyobrażenie kumpla w sztucznej łysinie i z doklejoną brodą wywoływało śmiech. Sama nie zamierzała zostawać w tyle; skończyła już skrupulatny makijaż podkreślający zmarszczki, naciągnęła perukę z siwoszarych loczków i powiesiła na szyi okulary na sznurku z kolorowymi koralikami. Garderobę wypożyczyła od babć, od pastelowej bluzki i ręcznie dzierganego swetra aż po spódnicę długa do ziemi. Tylko w buty zaopatrzyła się w lumpeksie, żeby na pewno miały dobry rozmiar, choć wynalazła oczywiście parę najbardziej wygodnych, beznadziejnie brzydkich pantofli, jakie tylko była w stanie znaleźć.
— W sumie to jestem gotowa — zasygnalizowała, upychając już tylko swoje rzeczy do wyszywanej koralikami torebki. Przerwała, żeby podnieść spojrzenie na Erica, a potem zanieść się gromkim śmiechem. — Wyglądasz jak swój własny dziadek! — O ile tylko przymrużyło się lekko powieki i nie zwracało zbyt wiele uwagi na detale. No ale przecież nie szli na ten konkurs po to, żeby rzucać się w oczy.
— Myślę, że jeśli nie będziemy specjalnie zwracać na siebie uwagi, to mamy szanse. — Może wystarczy zająć miejsca z tyłu i nie wchodzić w niepotrzebne konfrontacje z innymi uczestnikami, żeby nie zaczęli się nimi za mocno interesować. Ktoś by w końcu mógł zauważyć młodzieńcze buźki pod przebraniem albo rozpoznać, że nie zachowują się wystarczająco starczo. Ale to nie było zmartwienie na teraz.
— Za Gandalfa to się możesz przebrać na konwent, teraz próbujemy wtopić się w tłum — przypomniała, ale i tak rozbawił ją ten pomysł. Może powinni się kiedyś wybrać na zjazd dla geeków? Też brzmiało jak całkiem niezła zabawa.
— Możemy pociąć autobusem. Zobaczymy, czy ktoś nam ustąpi miejsca — zaśmiała się. Wątpiła, żeby ich kostiumy mogły być aż tak skuteczne, ale z drugiej strony... nie przekonają się, dopóki nie sprawdzą.
Eric Stones
- 
				 Blue screen or Error.exe? Oh well... Blue screen or Error.exe? Oh well... nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
- Wiesz co, myślę, że powinniśmy mieć wpiętą jakąś kamerkę i to nagrać, by potem gdy wrócimy do domu, obejrzeć. Tylko musiałaby być to bardzo mała kamera... i nie wiem gdzie umieszczona, bo na pewno nie w widocznym miejscu. - tak, tego nie przemyślał ale już i tak było za późno na takie rzeczy.
- W sumie możesz, to przy okazji sprawdzimy, czy wszystko trzyma się tak jak powinno. - powiedział, zastanawiając się, czy Lu faktycznie go połaskota, czy tak po prostu rzuciła taką propozycję, by ostatecznie się wycofać. Czy miał łaskotki? Owszem. Stopy były jego czułym punktem, o którym niewiele osób wiedziało - ale spokojnie, miał skarpetki, więc jedyną odsłoniętą częścią ciała, była szyja No chyba, że jakimś cudem udałoby jej się dostać do moich pach. spokojnie, przed założeniem podkoszulka i swetra, użył całkiem sporo dezodorantu Choć ciekawe czy wytrzymał po spotkaniu z zapachem szafy.
Parsknął śmiechem, gdy usłyszał do kogo był podobny.
- Dzięki. Za to Ty mogłabyś grać swoją babcię. - powiedział z uśmiechem, przyglądając się przyjaciółce, lustrując ją od dołu do góry. By mieć pamiątkę, stanął obok i zrobił zdjęcie swoim telefonem - ba, kilka zdjęć z różnymi pozami, poważnymi oraz niepoważnymi.
- Myślę, że powinniśmy dostać Oscary. Albo ogólnie jakąś nagrodę za wierne odzwierciedlenie swoich dziadków. - dodał, wyobrażając sobie, jak nagle zostają odczytane ich imiona wraz z nazwiskami, przed ogromną publicznością, a po dotarciu na scenę, otrzymują nagrodę w kategorii "Oscar za najlepszą charakteryzację genealogiczną". Zszedł ze sceny i wrócił do rzeczywistości, gdy usłyszał słowa Lucky.
- Racja. Po prostu nie wychodźmy z ról a będzie dobrze. - stwierdził, czując lekki stresik - czuł się tak, jakby właśnie miał występować przed totalnie nieznajomymi ludźmi, którzy będą ich oceniać albo nawet i wytykać palcami. Pamiętaj, bolą Cię kolana i kręgosłup. powtarzał sobie.
- Zapamiętam to i gdy jakiś będzie się zbliżał, to Ci o tym przypomnę... choć pewnie po drodze, wpadnie mi kilka innych pomysłów na przebranie. - odparł, doskonale wiedząc, że w sumie oprócz Gandalfa, to na już miał kilka innych pomysłów - jednym z nich, był Spiderman albo żołnierz ze Squid Game (ostatnio nawet widział go na promce i był bardzo blisko kliknięcia "kup teraz".
- Jeszcze jedno.. udajemy parę, czy idziemy jako przyjaciele? - spytał by mieć pewność, jak się do Lu zwracać oraz w jaki sposób zachowywać.
Eric skinął głową, zgadzając się na wybór transportu; tak więc grzecznie zaczął iść w stronę przystanku, (oczywiście upewniając się, że Lucky szła obok). Po dotarciu na przystanek, usiadł na ławeczce przystankowej - bo przecież "nie miał siły stać".
- Oby zaraz coś przy... - nie dokończył, bo w tym momencie akurat przyjechał autobus.
- O. A to niespodzianka. - rzucił, wchodząc do środka za Lu. Jakiś młodzieniec nagle wstał, a Eric z całych sił próbował się nie zaśmiać.
Lucky Martino
- 
				 Forza! Forza! nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
Nie było jej za to szkoda prowokacji, bo każde, nawet drobne wyzwanie to była woda na jej młyn. Nie trzeba jej było powtarzać dwa razy, zaraz doskoczyła do kolegi, wciskając palce w boczki i pod żebra, szukając odpowiednio łaskotliwego miejsca. W akompaniamencie własnego chichotu popróbowała przez chwilę, zanim uznała tę karę za nieodpowiedni dobór słów za wystarczającą.
— Nic nie odpadło — stwierdziła z uznaniem, odsunąwszy się na odległość wyciągniętych ramion, oceniając uważnym okiem stan przebrania. Wszystko trzymało się nadal na swoim miejscu, co bardzo dobrze świadczyło o jakości podjętych przygotowań. Oby tylko przetrwały tez próbę czasu.
Zapozowała grzecznie do zdjęć, przypomniawszy też że chce je dostać, po czym poprawiła ułożenie swetra i raz jeszcze sprawdziła, czy siwa peruczka dobrze się trzyma. Spędziła nad nią sporo czasu, ale wyglądała dzięki temu bardziej realistycznie, chociaż całkowicie zmieniała wygląd Lucky. Nie poznawała się w lustrze i nawet nie do końca potrafiła uwierzyć, że tak mogłaby wyglądać za kilkadziesiąt lat. Może dlatego, że nigdy nie zrobiłaby sobie loczków, ale akurat tylko taka fryzura była na stanie w sklepiku z kostiumami.
— Tak, Nagroda Akademii za charakteryzację już na pewno się nam należy — potaknęła wesoło. Na występ aktorski czas miał przyjść już lada moment, to była zresztą ta trudniejsza część — przekonać widownię, nie wypaść z roli i umknąć niezauważonymi, akcja przypominała bardziej akcję szpiegowską niż projekt artystyczny. Brakowało jeszcze tylko spuszczania się na linie pomiędzy czujnikami laserowymi.
— Można zrobić też coś nowego, jestem za. — Bo ostatecznie paradowanie po konwencie w przebraniu własnej babci byłoby zabawne, jednak nie aż tak wybitne, by nie pokonał tego żaden inny pomysł. Już same postaci z popkultury stanowiły tak liczną bazę, że nie sposób wybrać jednej, a przecież równie dobrze można się było pokusić o jakiś bardziej abstrakcyjny lub metaforyczny koncept. Decyzja mogła się okazać o wiele trudniejsza niż wykonanie.
— Oj skarbie — odezwała się, ewidentnie rozbawiona, wypróbowując przy okazji zmodulowany nieco głos mający przypominać zmęczoną życiem staruszkę. — Dopiero co mieliśmy czterdziestą trzecią rocznicę, zapomniałeś? — Wyszczerzyła się wesoło, pogrzebała chwilę w przepastnej torebce i wyciągnęła pudełeczko, do którego wcześniej w domu zapakowała trochę biżuterii — zarówno swojej własnej, jak i zdobytej niedawno po taniości. Wybrała jeden z prostych, złotych pierścionków, na nią z pewnością za duży, po czym podała go Ericowi. — Powinien pasować, ale i tak lepiej nie pokazywać rąk za bardzo. — w końcu bez charakteryzacji mogły okazać się zdradliwe, gdyby ktoś się przyjrzał i zauważył, że skóra jest nieco trochę zbyt gładka jak na emerytów. Co jednak pełny kostium, to pełny kostium! Sama też zaopatrzyła się w ozdobę przypominającą obrączkę, a na koniec dopięła w uszy klipsy ze sztucznych perełek.
Charakteryzacja musiała być naprawdę wybitna, skoro ledwo zdążyli znaleźć się w autobusie, a już jakiś przypadkowy podróżujący dał się nabrać. Lucky stłumiła śmiech, podziękowała i zajęła miejsce, zmuszając się do patrzenia przez okno, żeby nie było za bardzo po niej widać rozbawienia. Uspokoiła się z trudem, odliczając kolejne przystanki, zanim nadszedł moment wysiadania. Pilnowała się jak mogła, żeby nie wychodzić z roli nawet wtedy, kiedy przechodzili kawałek ulicą do odpowiedniego budynku.
— Lecim z tematem — mruknęła sama do siebie, prowadząc przez drzwi do ośrodka i dalej za tabliczką ze strzałką, która wszystkim chętnym do udziału wskazywała, iż sesja bingo odbywać się będzie w pobliskiej sali na parterze. To był ostatni moment na odwrót, ale nie było mowy, żeby miała teraz stchórzyć.
Eric Stones
- 
				 Blue screen or Error.exe? Oh well... Blue screen or Error.exe? Oh well... nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Zaraz jednak przestał rozkminiać o kamerce, ponieważ Lucky zaczęła go łaskotać Mogłem jednak powiedzieć... żeby odpuścić sobie... sprawdzenie. pomyślał, próbując się jakoś osłaniać, lecz słabo mu wychodziło.
- Uff. - odparł, gdy już mógł normalnie odpowiadać, udając, że ociera pot z czoła dłonią.
- To oznacza, że mamy szansę na dłużej zostać w przebraniach. - dodał, naprawdę czując pewnego rodzaju ulgę i radość, ponieważ gdyby jednak coś postanowiło odpaść, musiałby ponownie doklejać, albo rozważyć użycie innego kleju, ponieważ wychodziłoby na to, iż ten był zwyczajnie za słaby.
Po wykonaniu pamiątkowych zdjęć Lu nie musiała długo czekać, ponieważ Eric praktycznie od razu wysłał je jej na Instagramie (czy tam messie, choć mess psuł jakość, dlatego pewnie ostatecznie padło na insta). Stones parsknął śmiechem podczas przeglądania wykonanych chwilę wcześniej foteczek.
- Zgadzam się. Gdybyśmy jej nie zdobyli, uznałbym konkurs za ustawiony i oszukany. - powiedział, chociaż czasami gdy oglądał Oscary lub Grammy, to zastanawiał się, czy te wydarzenia faktycznie nie były już ustawione, bo jego zdaniem, niektórzy nie powinni otrzymać nagrody, która należała się komuś innemu.
- To super. Pomyślimy i koniec końców, na pewno wymyślimy coś fajnego. - rzucił, bo był tego pewien, że jeśli chodziło o konwent, to prędzej czy później dojdą do porozumienia w kwestii kostiumów. Skoro nie kłócili się co do przebrania za swoich dziadków, to Eric podejrzewał, że podobnie będzie, gdy będą rzucać pomysłami dotyczących przebrań na konwent.
- A to nie była czterdziesta piąta? - spytał, mrużąc oczy, próbując nieco zmienić głos by zbliżyć się do barwy staruszka, a potem wziął od Lu pierścionek.
- Zaczekaj.. - powiedział, i nim Lu założyła pierścionek wykonał gest, by mu go dała, ponieważ sam chciał go jej założyć, a on swój dał dziewczynie, by założyła na jego palec. Przez chwilę podziwiał pierścień.
- Pasuje idealnie. - naprawdę pasował, aż Stones był pozytywnie zaskoczony - nie spodziewał się takiego dodatku.
- Więc pewnie często będę je miał w kieszeniach... chociaż przy grze w bingo, jedna na pewno będzie ciągle na widoku.. - odparł, bo przecież będzie musiał kłaść na planszy bloczki (czy co to tam się kładzie), gdy wypadnie numer, który będzie akurat posiadał.
Skinął głową, słysząc słowa Martino.
- Dajmy z siebie wszystko. - aczkolwiek przy grze w Bingo należało być po pierwsze szybkim, po drugie mieć czujne oko Zabawne w sumie, że starsi ludzie w to grają. powiedział do samego siebie, zajmując miejsce przy stoliku, przed sobą mając planszę z numerkami - więc nie, Eric się nie wycofał, ba! Nie mógł się doczekać, aż zacznie się pierwsza runda.
- Powodzenia kochanie. - powiedział do Lucky, posyłając jej uśmiech. Frekwencja była całkiem niezła, lecz mimo to, kilka miejsc było wolnych.
- Ciekawe, czy wszystko dziś będzie zajęte. - rzucił w sumie do siebie, ponieważ dopiero po chwili dotarło do niego, że powiedział to na głos a nie w myślach.
Lucky Martino
- 
				 Forza! Forza! nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
Tego artystycznego kunsztu powinno jednak wystarczyć na dobrą zabawę podczas jakiegoś konwentu, a pomysł wymyślenia jakiejś wspólnej koncepcji również spotkał się z entuzjastyczną zgodą Lucky. Jak razem pogłówkują, to na pewno wyjdzie im z tego coś ciekawego — podobnie jak teraz, gdy od właściwie niewielkiego, niewinnego pomysłu powstała cała rozwinięta akcja na miarę Mission: Impossible. Wyglądało na to, że będzie niezła frajda, a pewnie i sporo improwizacji. Przygoda jak się patrzy!
— No wiesz co? Po tylu latach nie pamiętać o rocznicach to już wstyd! — udała niezwykle groźną i oburzoną, zanim rozbawienie wygrało i zaśmiała się na głos. Tym bardziej chichrała się jak głupia podczas tej zaimprowizowanej „wymiany obrączek”, prawie jak na takiej prawdziwym, rocznicowym odnowieniu przysięgi. Jej dziadkowie od strony mamy naprawdę coś takiego zorganizowali nie tak dawno i doskonale pamiętała, jak urocza była to chwila.
— Jak ci się podoba to go zatrzymaj, na mnie nie pasuje — zaproponowała. — A na tobie ładnie leży. — Wyglądał bardzo odpowiednio, no i jakby miał się dobrze trzymać, więc na pewno lepiej by mu było z nowym właścicielem. Co prawda pewnie nie będą się z tymi niby-obrączkami za bardzo afiszować, z powodów które już przytoczyła, ale i tak miło było mieć przeczucie, że dopracowali wszystkie możliwe szczegóły.
— Byle nie wygrała ta flądra Estelle — mruknęła, parodiując też sposób, w jaki jej babcia zawsze tytułowała nielubianą znajomą. Ledwie zajęli miejsce przy stoliku, wypatrzyła staruszkę jakieś dwa rzędy dalej. To, że była obecna, wystarczało Lucky — zamierzała wygrać i zepsuć babie popołudnie, a do tego dobrze się przy tym bawić.
— Powodzenia, skarbie — odgryzła się, tłumiąc chichot. Nie powinna jej aż tak bawić ta cała maskarada, a przynajmniej nie w momencie w którym ktoś mógłby faktycznie zwrócić na nich uwagę i odrobinę zbyt skrupulatnie przyjrzeć się tej dwójce.
— Hm, kto to wie? Jakoś nie umiem sobie wyobrazić, żeby ludzie się zabijali o miejsca tutaj. — Wzięła do ręki marker służący do zakreślania liczb i przysunęła planszę nieco bliżej, żeby mieć dobry widok. W przeciwieństwie do klasycznych, hazardowych rozgrywek w bingo, tutaj obowiązywała zasada równości — każdy stolik dostawał tylko jedną kartę na daną rundę, a ostateczny wynik sumowało się dopiero po dziesięciu kolejkach i ewentualnie rozstrzygało przy pomocy jednej, dodatkowej kolejki w przypadku remisu. Do wygrania i tak nie było nic wyjątkowego, jakiś symboliczny drobiazg, ale z jakiegoś powodu możliwość rywalizacji ściągnęła tu tych wszystkich ludzi. Za kilka minut wszyscy skupią się na wysłuchiwaniu losowanych liczb, dopóki ktoś nie zdobędzie odpowiedniej kombinacji, i tak w koło Macieju.
Na razie wydawało się mało porywające, ale kto wie? Może jak spróbują, to okaże się naprawdę wciągające?
Eric Stones
- 
				 Blue screen or Error.exe? Oh well... Blue screen or Error.exe? Oh well... nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
- Co proszeee?! Że niby JA NIE PAMIĘTAM? - zmrużył oczy, wskazał teatralnie na siebie, a zaraz potem skrzyżował ręce na piersiach.
- Otóż doskonale pamiętam moja droga. Proszę mi tu kitów nie wciskać. - dodał, kręcąc głową, lecz nie wytrzymał zbyt długo tj. nie dał rady zbyt długo udawać poważnego, dlatego po kilku sekundach również wybuchnął śmiechem.
- Wyczuwam niezłą komedię. - rzucił, gdy już przestał się śmiać.
Słysząc, że mógł zatrzymać pierścionek, uniósł wzrok na Lucky jakby chciał doszukać się czegoś na jej twarzy, co świadczyłoby o tym, iż mówiła nie na serio.
- Naprawdę? W sensie, naprawdę mogę go zatrzymać? Nie będziesz go potrzebować? Ani nikt Ci bliski? - spytał, by po prostu mieć pewność, bo nie zakładał zatrzymywania biżuterii, ale jeśli Lu faktycznie nie darzyła sentymentem tego pierścienia ani nie był dla niej jakoś szczególnie ważny, to w sumie nie widział przeszkód, by go oddawać. Mógł udawać, że jest Frodem Bagginsem (albo Bilbo).
- Mój skaaarb. - powiedział, próbując brzmieć jak słynny Golum, ale koniec końców kaszlnął, więc scena odgrywania smigola nie wyszła mu najlepiej.
Parsknął znowu śmiechem, zastanawiając się, czy na bingo faktycznie uczęszczała takowa osoba, czy Lucky wymyśłiła to imię na poczekaniu.
- Na pewno nie wygra. Zobaczysz. - odpowiedział, próbując brzmieć jak dziadek i chcąc pokrzepić swoją towarzyszkę, klepiąc ją lekko po ramieniu choć czy ona faktycznie potrzebowała pokrzepienia? oto było pytanie.
Uśmiechnął się do Lu, gdy usłyszał od niej miłe słowa, choć gdyby byli sami, to już w każdym kącie sali rozbrzmiewałby jego śmiech. Ciekawe jak długo da radę utrzymywać pokerową twarz W sumie mogłem wziąć okulary przeciwsłoneczne...
- Dziękuję. - odpowiedział. Fakt, ciężko było sobie wyobrazić walki MMA wagi starszej tutaj, tylko z drugiej strony, Eric doskonale pamiętał starsze osoby w akcji, gdy w sklepie były jakieś promocje...
- Ciekawe czy dziś będziemy świadkami jakiegoś starcia. Oby tylko krzesłami nikt nie rzucał. - bo agresorów nie brakowało (i choleryków też). No ale cóż, co ma być to będzie. Stones przybył tu dla funu i zabawy, a najwyżej wyjdzie poraniony i swoim wnukom będzie mógł opowiadać, że brał udział w bitwie po bingo.
Miejsca z minuty na minutę się zapełniały, a osobą, która losowała i odczytywała poszczególne cyferki, był młody mężczyzna Pewnie jakiś wolontariusz, albo wnuk któregoś z tychże dziadków.
Oczywiście prowadzący najpierw powitał wszystkim i wyjaśnił zasady gry oraz kiedy należało krzyczeć bingo. Stones miał ochotę pospieszyć gościa ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że przecież po pierwsze, nigdzie się nie spieszył, a po drugie, faktycznie niektórzy mogli po raz pierwszy brać udział w tej grze.
Eric szybko przejechał wzrokiem po leżącej przed nim karcie. Przed zaczęciem wykonano rundę testową, a dopiero po niej ruszyła maszyna i zaczęła się prawdziwa zabawa.
- Mamy jakąś oszukaną tę kartę... kto to w ogóle rozdawał... - mruczał pod nosem, słysząc jak inni krzyczą i zakreślają cyferki, a u nich nic.
Gdy przez mikrofon padło pięćdziesiąt cztery, Eric aż uderzył w stół z tych emoji.
- MAMY! - krzyknął, zakreślając numerek i posyłając swoim sąsiadom uśmiech mówiący Ale o co Wam chodzi?
Lucky Martino
- 
				 Forza! Forza! nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
— Tak, ty nie pamiętasz — odgryzła się ponownie. — I nie wiem jakim cudem w ogóle dotarliśmy do ponad czterdziestu i jeszcze się nie nauczyłeś, że żona ma zawsze rację!
No przecież argument nie do podważenia, chociaż pewnie nie tak imponujący w wymowie, gdy już od połowy zdania dławiła się własnym śmiechem. Kiedy dookoła zjawi się publiczność, będzie musiała wziąć się w garść i lepiej pilnować emocji, żeby braki w umiejętnościach aktorskich nie przysporzyły im zanadto kłopotów. Jeśli by spalili swoją przykrywkę zbyt wcześnie, to mimo wszystko, będzie trochę szkoda.
Za to przynajmniej jeśli będzie trzeba taktycznie uciekać, to na bank biegają szybciej niż pozostali uczestnicy gry.
— A ty co, nie jesteś bliski? Zatrzymaj go, serio — powtórzyła, nieco poważniej nawet, żeby jej przekonanie co do własnej decyzji nie pozostawiało żadnego pola do wątpliwości. Po co miałaby szukać kogoś innego do obdarowania błyskotką, której sama nie potrzebowała? Nie wiadomo nawet, czy ktokolwiek byłby chętny, a tak to od razu mogła zaimplementować koledze prezent i było od razu wiadomo, że mu pasuje. Czy to nie idealnie skuteczna logika? Martino czasem plątała wątki jak szalona, ale w gruncie rzeczy nie lubiła niepotrzebnego utrudniania prostych sytuacji.
Z całych sił powstrzymywała się od machania nogami pod stołem albo niecierpliwego podskakiwania na krześle, gdy już wymienili się pobożnymi życzeniami szczęścia. Nie mogła się doczekać, aż zacznie się zabawa, choć pewnie nie wypadało zachowywać się jak dzieciak w oczekiwaniu na gwiazdkowe prezenty — no i chyba nie pasowałoby to do statecznej babuni, jaką właśnie starała się odgrywać. Co prawda nigdy nie należało skreślać seniorów w kwestii ukrywanej głęboko wewnątrz energii, ale może przejawialiby ją niekoniecznie w ten sam sposób, co podekscytowana przygodą studentka.
Ciężko powiedzieć.
— Jeśli będzie rzucanie krzesłami, to nie waż się mnie powstrzymywać — mruknęła, rozbawiona. Wzięcie udziału w bójce ze staruszkami? To brzmiało tak abstrakcyjnie, że aż nie mogła się powstrzymać od pełnego entuzjazmu komentarza. Choć oczywiście, gdyby przyszło co do czego, to raczej nie spieszyłaby się żeby bić emerytów meblami. Mimo wszystko, trochę głupio, nieważne jak bardzo zaszliby jej za skórę.
Uwaga Lucky zyskała nowy poziom, kiedy w końcu mogła ją skupić nie na oczekiwaniu, ale na wydarzeniach. Prowadzący zabawę wytłumaczył zasady, a w moment później już należało wspiąć się na wyżyny koncentracji. Kolejne liczby padały sprawnie, regularnie i... niecelnie. Zaczynała się już zastanawiać, czy nie ma problemów ze wzrokiem albo ze słuchem, bo żadnego z wyczytywanych numerków nie widziała na karcie przed sobą. Mieli aż takiego pecha? Zaczynała powoli wątpić, czy w ogóle zdołają coś zaznaczyć w tej rozgrywce, zanim w końcu nie padła kolejna liczba. Była w takim szoku, że aż podskoczyła na dźwięk wesołego okrzyku kolegi.
— No już już, spokojnie, to jeden numerek — szepnęła, rozbawiona tą niezwykle entuzjastyczną reakcją. W obecnej kolejce byli już pewnie skazali na porażkę, tym bardziej więc taki wybuch radości wydawał jej się przeuroczy. Cóż, podobno trzeba się cieszyć nawet z najmniejszych sukcesów!
Eric Stones
- 
				 Blue screen or Error.exe? Oh well... Blue screen or Error.exe? Oh well... nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Eric przewrócił teatralnie oczami, nie próbując odbijać piłeczki, ponieważ prawdopodobnie trwałoby to dopóki nie opuściliby mieszkania. Poza tym, Lucky wystosowała argument, który faktycznie ciężko było przebić. Aż przez chwilę miał scenę, gdzie jego rodzice się kłócili, dopóki nie padł jakiś mocny argument albo któreś nie miało siły ciągnąć dalej sprzeczki.
- Oj nie wiem, nie wiem... ale ogólnie bardzo szybko zleciały te lata... mam wrażenie, jakby nasz ślub był wczoraj. - powiedział, unosząc głowę, jakby właśnie przenosił się wspomnieniami do ich "ślubu".
- Ach no tak... złota zasada. Kobieta ma zawsze rację a jak nie ma, patrz punkt wyżej. - westchnął głośno - oczywiście nie zgadzał się z tym, ale zaraz jednak coś jeszcze sobie przypomniał, o czym świadczył jego wyraz twarzy.
- Ej... to mamy Rubinową Rocznicą Ślubu, zwaną też Rubinowymi Godami. - sam nie wytrzymał gdy wypowiedział "godami", dlatego wybuchnął śmiechem. Gody kojarzyły mu się ze zwierzętami (szczególnie ptakami) i wiosną. Szczególnie w pamięci miał pawie, które wydawały charakterystyczne odgłosy, by zwabić samicę.
Stonesa przez krótką chwilę zamurowało, bo kompletnie nie spodziewał się ani takiej stanowczości, ani usłyszenia takich słów, po których zrobiło mu się jakby nieco cieplej tam w środku.
- Chodziło mi o bliższych ode mnie. - wyjaśnił cicho, jakby chciał, by tylko Lu go usłyszała.
- Dziękuję, serio. To bardzo miłe. - dodał zaraz, posyłając przyjaciółce ciepły uśmiech i przekręcając pierścień na palcu jakby chciał sprawdzić, że faktycznie go tam ma. Oczywiście planował się jakoś odwdzięczyć, tylko jeszcze nie wiedział jak.
No ale pewnie pomyśli nad tym, gdy wróci do domu, bo po chwili jego myśli koncentrowały się na innych rzeczach oraz słowach.
Słysząc odpowiedź Lu, parsknął śmiechem (a nawet opluł sobie rękę) bo wyobraził sobie taką scenę.
- Obiecuję Cię nie powstrzymywać. - odparł, kładąc sobie rękę na sercu, jakoby poświadczyć tymże gestem, iż w przypadku bitwy, będzie mogła swobodnie brać w niej udział.
- A potem pojedziemy do szpitala, chociaż... jak będziesz robiła dobre uniki, to jest szansa, że nie będzie to konieczne. - dodał całkowicie poważnie, chociaż zastanawiało go, ile starszych osób tu zgromadzonych, faktycznie dałoby radę podnieść i rzucić krzesłem. Co innego, gdyby chodziło o ringo. W sumie...
- Ej Lu, chodź porzucamy potem ringo. - mówił serio. Nie wiedział jeszcze gdzie, ale naprawdę naszła go ochota porzucać czymś do celu.
Jasne, może i zareagował zbyt impulsywnie, dlatego zaczął prowizorycznie kaszleć, by zatuszować tym swój poprzedni krzyk. Widząc zmartwione spojrzenia, dał znać kciukiem, że wszystko było okej.
- Lepszy jeden niż żaden... Oby to był początek dobrej pas... - nie dokończył, ponieważ odczytywany był kolejny numerek. Westchnął, bo znowu odczytano nie widniejący na ich karcie numerek. Następny natomiast już był. Stones wskazał go palcem, by Lucky mogła tym razem (wedle uznania) zakreślić, podkreślić lub przekreślić. Kolejne odczytanie wywołało ponowną radość u Erica, który krzyknął:
- Mamy! - i zakreślił trzydzieści dwa w kółko.
Lucky Martino
- 
				 Forza! Forza! nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
— Taka piękna ceremonia... aż się wzruszyłam — udała również, że wraca wspomnieniami do nieistniejącego ślubu i nawet otarła z kącików oczu wyimaginowane łzy. Z pewnością byłaby to niezwykle ujmująca scena, gdyby tylko istniała naprawdę.
— Rubinowe? A my nie mamy żadnego rubinu. Bez sensu — zachichotała. Z rubinów to mogliby się pokusić co najwyżej o jabłko z tak nazwanej odmiany, kojarzyła przynajmniej, że takowe istnieją. Lata rozwiązywania krzyżówek wiązały się właśnie z tym, z szerokim zasobem zupełnie losowej wiedzy, której i tak nie można za bardzo wykorzystać do niczego innego. No chyba, że spotkało się ludzi, którzy lubią ciekawostki — wtedy mogła imponować nimi jak szalona.
— A, hm. Rozumiem. — Spoważniała nieco i może wręcz nieco zmieszała, co rzadko jej się zdarzało. Może powiedziała to co myśli trochę zbyt bezpośrednio, może w trochę zbyt dosłowny sposób. Ale fakty były dokładnie takie, że swoich przyjaciół uznawała za bliskich, równych temu, co większość ludzi stosuje w relacjach z rodziną. Sama Lucky do krewnych nie miała aż takiego przywiązania, z nielicznymi wyjątkami, a to właśnie ci wybrani znajomi wydawali jej się zawsze jakoś tak... ważniejsi. W końcu ich żadne więzy krwi ani powinowactwa nie zmuszały do tego, by pozostawać w życiu Martino, a więc tym bardziej chciała doceniać ich obecność.
— No, już, nie ma sprawy — dodała zaraz, żeby przyjąć podziękowanie i nie rozwlekać już tego dłużej, tym bardziej że za tak prosty, spontaniczny gest naprawdę nie było trzeba takiej wielkiej wdzięczności. Przecież chyba każdy na jej miejscu zachowałby się tak samo, oddając dobrowolnie coś, czego i tak nie potrzebuje.
Nie zamierzała za to oddawać zwycięstwa, czy to w grze czy w rzutach krzesłami. Nastawienie miała ewidentnie bojowe, więc gdyby w bingo dało się wygrać samą tylko siła woli, Lucky należałaby do faworytów konkursu. Niestety, lwia część rozgrywki pozostawała wyłącznie w rękach losu.
— Ej, to brzmi fajnie! — przyznała, a w oczach ukrytych za grubymi okularami zabłysły iskierki entuzjazmu. To byłaby o wiele lepsza gra! W ringo przynajmniej można porzucać i ma się jakiś wpływ na wynik, zamiast polegać tylko na farcie. Gdyby nie fakt, że obiecała sobie pokonać Estelle, wyszłaby z sali nawet natychmiast.
Poklepała kolegę po ramieniu w pokrzepiającym geście, kiedy kolejna wyczytana liczba znów okazała się dla nich skuchą. Najwyraźniej pierwsza runda, jak pierwszy naleśnik, musiała być do wyrzucenia. Ewidentnie im się nie poszczęściło, a wnioskując po zachowaniu pozostałych uczestników, byli z tego powodu w tyle. Kiedy bowiem padł kolejny numerek, ten który szczęśliwie mogli zaznaczyć — co zrobiła niezwłocznie — staruszek z sąsiedniego stolika zgłosił bingo.
— No nie zaczynamy z wysokiego C — mruknęła, na wpół zawiedziona na wpół rozbawiona. Prowadzący przeszedł po sali, rozdając nowe karty z numerami, by można było zacząć kolejną turę.
Eric Stones

 
				