34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Porsche Galena rozpędzało się do setki w niecałe dwie sekundy, tyle co szybkie spojrzenie w oczy. Teraz też takie posłał Pilar, bo kiedy w tych jej pojawiły się wesoło ogniki, to w tych jego wątpliwości. To nie chodziło o to, że bał się o swoje auto, bardziej o to, że w życiu Galena były pewnego rodzaju świętości, do których nikogo nie dopuszczał i jednym z nich było Porsche, a drugim jego fotel prezesa.
Uśmiechnął się delikatnie, kiedy Pilar powiedziała o tej kolacji. Zaprosił ją i teraz właśnie ją jedli, a mogli siedzieć w jakiejś przytulnej restauracji, a przede wszystkim to zjeść coś dobrego, a nie Carpaccio z cukinii, ile w ogóle to się robi? Co oni najpierw te cukinie musza pozarzynać i wypatroszyć? Dość długo, jak na takie proste warzywo.
Dobrze, że Pilar nie zapytała o tę historię poznania Arthura i Chloe, bo Galen akurat ją znał i była... Kiepska, a nawet smutna, mogłaby popsuć nastrój, chociaż może by ją podkoloryzował, jak całe swoje życie?
Whisky była rzeczywiście niedobra, ale dzisiaj nie chodziło już o to wyczulone podniebienie Wyatta, a raczej o to, żeby się pozbyć Seeleya. No i udało się, a nawet poszło lepiej niż się spodziewał, kiedy zniknęła też Chloe. Szczęście początkującego, chyba.
Oczywiście, że jeden kącik jego ust uniósł się ku górze, kiedy go pochwaliła, bo Galena można by kupić samymi pochwałami, on po prostu ich łaknął jak jakieś dziecko. Tak, bo jako mały chłopiec wcale ich nie dostawał.
Na kolejne jej słowa przewrócił oczami.
- No ale jest gorszy... I mnie szczerze wkurwia. Jak on się na Ciebie gapi, przecież jesteś tutaj ze mną - chyba Galen się trochę za bardzo wczuł w rolę, ale prawda jest taka, że on się po prostu nie umiał niczym dzielić. Trochę umiał pieniążkami wspierając jakieś charytatywne akcje, ale zdecydowanie nie umiał kobietami i uwagą. Na te słowa gdzie ma umieścić podsłuch pokiwał głową i powiódł za nią spojrzeniem. Naprawdę miał wstać, żeby pomóc jej dosięgnąć do obrazu, ale kiedy Pilar tak sprawnie wskoczyła na donicę, to Galen tylko siedział i się na nią gapił. Może nie tak jak Seeley, ale dość intensywnie. Miał tylko nadzieję, że on nie będzie musiał się tak wspinać, w swoim garniturze za kilka tysięcy... Chociaż raz wszedł na drzewo w Armanim, żeby pomóc staruszce ściągnąć kota. No i... sukienka Pilar też pewnie kosztowała kilka, kilkanaście? Patyków.
- Wow... - wyrwało mu się kiedy Pilar do niego wróciła, ale to był chyba podziw do tego jak szybko i sprawnie zadziałała, a nie jakieś wrażenie spowodowane tym widokiem. Chociaż... nie jest to do końca takie pewne.
Kiedy oparła dłonie na jego policzkach, to skupił na niej wzrok, na jej twarzy, ale wcale go to nie uspokoiło, bo już miał milion myśli o tym, że są spaleni, że może Seeley nie jest taki głupi, że już wszystko wie.
Słuchał jej słów, ale docierały do niego jakby w zwolnionym tempie, jakby jego mózg musiał każde jedno odpowiednio przetrawić i odczytać, spojrzenie niebieskich oczu utkwione było w tych jej, ciemnych, błyszczących w świetle tych kryształowych żyrandoli.
- Mam nadzieję, że masz rację - rzucił między tymi słowami, może trochę go uspokoiła, bo oddech zdecydowanie mu się wyrównał. Ale za to serce zaraz zabiło szybciej, kiedy jej język dotknął jego skóry, kiedy przygryzła płatek jego ucha. Tylko, że Wyatt nie wiedział czy spowodowało to to, że była to właśnie ona, czy to, że Seeley wrócił, czy to, że musiał w tej chwili wziąć się w garść i dalej grać. Dobrze, że Galen pod presją, i z tą adrenaliną pulsującą w żyłach, był bardziej produktywny niż normalnie, bo oparł rękę na stole i pochylił się do Pilar bardzo blisko, zawieszając twarz może te kilka milimetrów od jej, czuł jej oddech na swoich wargach, ale wtedy Seeley się odezwał, a Wyatt się odsunął, wywrócił oczami.
- Trochę - powiedział, a na te kolejne słowa chciał odpowiedzieć mu coś zdecydowanie mniej cenzuralnego. Ale przypomniał sobie słowa Pilar i przełknął ślinę, spojrzał na niego unosząc jedną brew.
- Nie mów mi przyjacielu, że po Borabora masz jeszcze za mało wrażeń, bo w to nie uwierzę - nawet się uśmiechnął i nawet nie wywrócił oczami widząc jego rękę na ramieniu Pilar. Podniósł za to szklankę z Gibsonem i wypił dwa spore łyki. Zdecydowanie to było whisky, które dostał od niego.
Kiedy pojawiła się Chloe to Galen uśmiechnął się, jakby rzeczywiście marzył o tym, żeby skosztować tego Carpaccio z cukinii, ale tak naprawdę to pomyślał sobie o jakimś burgerze, albo chociaż o tym hot-dogu.
Gdy Seeley się odezwał, to Wyatt znowu przeniósł na niego wzrok, czyli jednak będą zdjęcia. Nie umknęło jego uwadze to spojrzenie i już nawet otworzył usta, żeby coś powiedzieć, w normalnych warunkach, gdyby to nie była jakaś szopka, a Anita... Pilar, ktokolwiek by to nie był, ale gdyby przyszła tu z nim, to sprowadziłby Seeleya na ziemię. Chociaż... może on po prostu nigdy nie zwracał na to uwagi, a Arthur zawsze podrywał te modelki Wyatta? One wtedy chichotały i posyłały mu jakieś dwuznaczne spojrzenia, a gdy Galen odsyłał je z kwitkiem to... lądowały w śliskich rękach Seeleya? Wbił spojrzenie w talerz, bo trochę go zemdliło, ale ten widok wcale nie sprawił, że zrobiło mu się lepiej, jakieś cieniutkie plasterki cukinii a na nich biały... glut? Piana?
- Wygląda wybornie - rzucił, ale nie sięgnął po widelec tylko po whisky, bo musiał to przepić. Kątem oka zerknął na Pilar, bo chociaż przecież nie znali się jak łyse koniec, to widział na jej twarzy jakiś cień, który wskazywał na to, że ona też jest "zachwycona", musnął palcami pod stołem jej kolano i wzrok przeniósł na Arthura.
- To pokaż te zdjęcia Seeley, nie byłem na Borabora, a zawsze chciałem się tam wybrać, podobno mają rajskie plaże - zachęcił go w końcu, bo może jak się skupią na zdjęciach, to nie będą musieli tego jeść i w końcu wjedzie jakieś danie główne. Chociaż Wyatt się bał co to będzie za kolejny wynalazek.
Seeley pokiwał głową, wpakował do ust cały widelec tej cukinii, a później odezwał się z pełnymi ustami, no kurwa...
- I piękne kobiety Wyatt, naprawdę piękne - znowu zerknął wymownie na Anitę i oblizał z warg ten mus.
Galen nabrał powietrza w płuca, miał się nie odzywać, ale nie potrafił.
- No przecież byłeś tam z piękną kobietą - spojrzał na Chloe, która właściwie wyglądała jak jakiś cień człowieka, grzebała widelcem w talerzu nawet nie patrząc na swojego męża. Uniosła jednak spojrzenie słysząc słowa Galena, a Seeley się skrzywił.
- Tak... - rzucił jakoś tak obojętnie. Wyatt zastanawiał się po co on w ogóle zabiera w takie podróże tę biedną Chloe. Utkwił w niej wzrok, autentycznie było mu jej szkoda, tego też jakoś wcześniej nie zauważył, myślał, że jest naprawdę zakochana w swoim mężu. Seeley się jakoś obruszył, wstał z miejsca i poszedł po pilot, jednym naciśnięciem przyciemnił nieco światła, a drugim sprawił, że z sufitu wysunął się ekran i zawisł gdzieś nad stołem. Tak, kiedy Galen o tym opowiadał to wcale nie przesadzał, Seeley naprawdę miał coś takiego, chyba tylko po to, żeby pokazywać wszystkim te zdjęcia. Włączył dwa pierwsze, ale przesunął je szybko, bo była na nich Chloe okryta szczelnie jakimś wzorzystym pareo.
Zatrzymał na kolejnym, na którym stał on, król i władca, w tych za ciasnych slipach na tle rajskiej plaży. Wyatt aż nabił na widelec plasterek cukinii, żeby zając czymś usta i nie musieć go chwalić, pod stołem za to wbił palec, lekko, w udo Pilar, jakby chciał ją zachęcić, żeby coś powiedziała.
Kolejne zdjęcie i tym razem poza z jedną nogą na jakimś kamieniu - Seeley zdobywca. Następne to już było Seeley macho prężący muskuły. A później z jakąś ładną dziewczyną z ciemną karnacją we wianku z kwiatów, musiała być wyspiarką.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Pilar siedziała wyprostowana, z nogą założoną na drugą, podczas gdy starsza kobieta w akompaniamencie słów Chloe podstawiła jej wielki biały talerz pod nos. Pilar spuściła wzrok, upewniając się, że na twarzy wciąż ma zadowolenie. Przed jej oczami znajdowały się surowe plastry cukinii, ułożone w jakiś krzywy kwiatuszek, a na samym środku jebnięty był w artystycznym nieładzie gnójsos z migdałów. Była głodna, nawet bardzo, ale kiedy tak patrzyła na tą breje, momentalnie poczuła jak odechciewa jej się czegokolwiek. Nic tylko się jeszcze na to zerzygać.
Mam nadzieję, że będzie ci smakować, Anita — Chloe zasiadła naprzeciwko i wbiła pełne nadziei spojrzenie w Pilar. Jej oczy były wręcz zesresowane przed oceną, a palce nerwowo zastukały o brzeg stołu. Kurwa. Trzeba będzie udawać, że smakuje.
Bo nie smakowało. Kiedy tylko Pilar nadziała kawałek na widelec, zamoczyła w sosie i władowała to do ust, jej kubki smakowe zawołały o pomoc. Nie dość, że nie było to wcale przyprawione, to jeszcze smakowało jej trawa pomieszana z piaskiem, bo tak właśnie te orzeszki chrupały pod zębem.
Przepyszne — uśmiechnęła się jednak do Chloe i oblizała nawet usta, cała zadowolona. To zaś ewidentnie spodobało się Arthurowi, bo zamruczał pod nosem, jednak na tyle cicho, by tylko Pilar była w stanie go usłyszeć.
Kiedy rozkładał ten swój fikuśny rzutnik, który w wielkim stylu wyjechał z sufitu, Pilar spojrzała w stronę obrazu, za który chwile temu schowała podsłuch. Rama leżała w identycznym miejscu, a z delikatnej szpary ani trochę nie było widać kabelków. Chociaż gdyby było.. czy Seeley w ogóle zwróciłby na to uwagę? Ten facet sprawiał wrażenie nie zauważać nawet własnej żony, a co dopiero jakiejkolwiek zmiany w wystroju.
Zgodnie z zapowiedzą Galena, zdjęcia z Borabora poszły w ruch — było niewiele ładnych krajobrazów, za to kolosalna ilość fotografii, na których Seeley pręży się w bokserkach. Było też kilka z Chloe, podczas których obejmował ją bardziej jakby musiał niż faktycznie chciał. Trochę jak za dzieciaka, kiedy matka kazała zapozować z rodzeństwem i udawać, że jednak się kochacie.
Pilar na każdym z tych zdjęć nie mogła odciągnąć wzroku od tych smutnych oczu Chloe. Takich odległych, z których uleciało życie. Jak ciężko mogło być tej kobiecie odejść od tego zwyrola? Co musiałoby się stać, by w końcu powiedziała stop? Czy gdyby się dowiedziała, że mężczyzna, z którym dzieliła łóżko, po nocach sprowadzał kobiety w kontenerach, a potem pieprzył je na przetestowanie, umiałaby od niego odejść? A może wiedziała? Pytania w jej głowie mnożyły się z każda sekundą, a złość względem Seeleya rosła w ciele, błądząc w żyłach. Zakręciła się we własnej głowie. Całe szczęście od czego miała Galena i jego dłoń na jej kolanie, która co chwile szczypała nagą skórę Pilar? Tylko, że wybrał sobie na to trochę chujowy moment, bo Stewart akurat była myślami w nieodpowiednim miejscu.
No, faktycznie, piękne te kobiety — odezwała się w końcu. W kilku ruchach poprawiła się na krześle i przysunęła nieco bliżej Galena, by sama umieścić na nim dłoń. A dokładniej na jego udzie. Chciał, żeby gadała? Proszę bardzo. — Ale nijak mają się do tych z Europy — jej ton był nieco bezczelny, pewny siebie, a spojrzenie z rzutnika szybko przerzuciła na Arthura. On również na nią patrzył. Zaciekawiony. I lekko zmieszany.
Tak uważasz?
Tak
I masz rację, Anito — jego spojrzenie zmierzyło ją od czubka głosy do ud i pewnie gdyby potrafił prześwietlać stół, zawędrowałoby aż do jej stóp.
To ja może sprawdzę jak tam danie główne — Chloe wstała od stołu i ruszyła do kuchni, chociaż chyba nikt nie zwrócił na to większej uwagi. A na pewno nie jej mąż.
Powiedz, Arthurze.. — zaczęła na nowo, przechylając delikatnie głowę na bok i korzystając z chwili, w której akurat zostali w trójkę. — Kochałeś się kiedyś z tymi kobietami z Europy? — z początku chciała użyć słowa pieprzyłeś, jednak damie chyba nie wypadało, prawda? Przeniosła dłoń na przedramię Galena, które dotykało jej uda i powolnym ruchem zaczęła muskać jego skórę. Suneła palcami w górę i dół, co jakiś czas używając również paznokci i dałaby przysiąc, że Seeley zapłaciłby wiele, by być teraz na miejscu swojego szefa. — Czy tylko podziwiałeś ich piękno z daleka? — przesunęła sobie dłoń Galena wyżej uda, do miejsca, w którym łączyły się jej nogi. Seeley przyglądał się tym drobnym gestom z głodem w oczach. I chociaż Wyatt siedział cały czas obok, Arthur patrzył tylko na Pilar. A potem uśmiechnął się cwanie i opadł na oparcie krzesła.
A jak myślisz, Anito? — uniósł brwi w oczekiwaniu, a wzrokiem powędrował do tego wielkiego wycięcia na brzuchu Pilar.
Myśle, że nie posmakowałeś prawdziwej Europy.
Tak myślisz?
Tak.
To wiedz.. — tym razem odbił się od oparcia i nachylił nad stołem, opierając łokcie na chłodnym blacie. — Że nie masz racji.
Wiedziała. Wiedziała to aż za dobrze. I kiedy tak patrzył na nią jak zwierze, które byłoby gotowe rzucić się na swoją ofiarę, gdyby tylko lwa nie było za jej plecami, Pilar miała ochotę napluć mu na twarz. A najlepiej wpleść palce w jego włosy i z impetem odbić jego twarz o blat stołu. Sam fakt, że potrafił jawnie przyznać się do tego, że zdradzał swoją żonę na tych zasranych wycieczkach tylko pokazywał, jak wielkim skurwielem był. Wystarczyło go tylko wystarczająco sprowokować.
Dużo ich było?
Dużo.
To które najlepsze? Francuski, Włoszki, Niemki, Pol—
Hiszpanki — przerwał jej wyliczankę bez najmniejszego zastanowienia, malując na twarzy cwany uśmieszek, podczas gdy jego wzrok wędrował z oczu Pilar na dłoń Galena między jej nogami. Pilar natomiast jedyne o czym była w stanie myśleć to Marie. Miała przed oczami jej przestraszoną twarz i każde panicznie wypowiedziane słowo, kiedy opowiadała im, co Seeley z nimi robił. Ten sam człowiek siedział właśnie przed nią i pożerał wzrokiem, a Pilar naprawdę musiała się skupić, by nie napiąć całego ciała w złości, która ogarniała ją od stóp do głów. — I Galen z pewnością się ze mną zgodzi.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Tak wyborne danie, że Galena prawie cofnęło, jak już miał je w ustach, ale przepił whisky. Wtedy nawet mu weszło i zjadł praktycznie wszystko, popijane łychą. Seeley nawet mu dolał, bo butelkę postawił na stole. Tylko, że Galen nie był do końca pewny, czy powinien tyle pić, chociaż w momencie, w którym rozmowa zeszła na te kobiety z Europy stwierdził, że chyba przydałoby mu się jeszcze więcej tego whisky, tak z pół butelki, albo cała. Pił już chyba trzeciego drinka. A do tego Seeley lał porządne porcje.
A to było takie proste zadanie, pochwalić tylko Seeleya na tych zdjęciach, to miała powiedzieć, że Arthur wygląda dobrze, a ona zaczęła o tych Europejkach. Galen nabrał powietrze w płuca i wstrzymał je, a kiedy Chloe powiedziała, że sprawdzi co z daniem głównym, to Wyatt przez chwilę miał ochotę powiedzieć, że pójdzie z nią. Bał się, że Seeley wie, a Pilar go prowokowała. Ale może gdyby wiedział, to nie dałby się tak wodzić za nos? To już dawno by ich wyprosił?
Galen wypuścił z płuc powietrze w momencie, w którym Pilar zapytała Arthura czy kochał się z kobietami z Europy. Doskonale oboje wiedzieli jak było, wiedzieli, że każda ta biedna dziewczyna przeszła przez te śliskie łapy. Galen życzył mu teraz tylko tego, żeby zgnił za kratkami, a Chloe piła za jego pieniądze szampana, tutaj w tym wielkim domu, który cały należałby do niej. Mogłoby tak być, tylko czy Chloe dałaby sobie z tym radę?
Chciał pokręcić głową, żeby Pilar go nie prowokowała, bo ta rozmowa zmierzała w złym kierunku... Chociaż, może w dobrym? Może zaraz się przyzna, że to on stoi za tymi całymi kontenerami? Wtedy chyba Wyatt obsypałby Stewart tymi niebieskimi diamentami! Kupił złotą wannę i sprawił, że kąpałaby się w nich jak w bąbelkach. Tak się tym zaaferował, że kiedy Pilar podsunęła sobie jego rękę między uda, to nawet stęknął, ale w zasadzie pasowało do sytuacji. Zerknął na dół na swoją dłoń, a później na Seeleya, rzeczywiście wyglądał, jakby się miał na nią rzucić, a Wyatta znowu zemdliło, ale nie wiedział czy od całej tej sytuacji, czy tej wybornej kolacji. Nie chciał im przerywać, właściwie co miał powiedzieć, że wszyscy w tym pomieszczeniu doskonale wiedzą, co on robi. Może kiedyś, może już niedługo będą mogli mu to powiedzieć w twarz? Chociaż Galen to najbardziej chciał, żeby po prostu go wsadzili, na sto lat i nie chciał już mieć z nim nic wspólnego.
Hiszpanki - jak Maria. Ciekawe jak ona dawała sobie radę, miała w sobie jakiś taki pierwiastek wspólny z Chloe. Teraz Wyatt widział go dokładnie. Obie bały się tego skurwiela.
- Co? - zapytał, kiedy Seeley wypowiedział jego imię, bo teraz to on się zawiesił. Chwilę zajęło zanim to do niego dotarło.
- Tak. Hiszpanki są... gorące - powiedział, tylko, że sam już nie wiedział, czy ma dalej grać w tę ich grę. Wyżej ręki już podsunąć nie mógł, więc zacisnął palce na jej udzie mocniej (pewnie jutro będzie musiał przeprosić za sianiaki) i przyciągnął ją do siebie, aż jej krzesło szurnęło po podłodze, a ona znalazła się jeszcze bliżej niego, bliżej się nie dało, bo teraz czuła już na pewno jego oddech na szyi i może nawet to serce, które znowu waliło w jego piersi zdecydowanie za szybko, gdzieś za jej plecami. Wyatt zaciągnął się zapachem jej perfum pochylając nad jej ramieniem głowę, były ładne, delikatne, trochę uspokajające, a potem podniósł wzrok na Seeleya.
Arthur oblizał szybko wargi, było w tym coś wężowego. A potem odsunął swoje krzesło i wstał, zerwał się na równe nogi właściwie. Spojrzenie miał jakieś dzikie i teraz gapił się na Pilar z taką intensywnością, że gdyby nie Wyatt, to by się chyba na nią rzucił.
- Muszę wam... - i było widać na jego twarzy, że myśli o czymś gorączkowo - pokazać co przywiozłem z Borabora, jest na górze, w sypialni - powiedział opierając ręce na stole i pochylając się w kierunku brunetki. Galen zmrużył oczy, na co on do cholery liczył? Bo jak na jakiś trójkąt, to, to jest najwyższa pora, żeby się wycofać, poddać i może nawet iść odsiedzieć swoje.
- Co? - zapytał Wyatt. Odruchowo, ale poczuł, że udo Pilar pod jego palcami drgnęło. Przecież chciała tam założyć podsłuch, chyba lepszej okazji nie będzie. Na pewno nie będzie, a samej jej tam nie puści.
- To jest posążek, ale nie widziałeś takiego Wyatt - Galne już sobie to wyobraża, posążek z Borabora, który ustawił na górze w sypialni, ciekawe. Trochę liczył, że wróci Chloe, ale ona pewnie mordowała tofu, żeby zrobić im pieczeń, czy coś w ten deseń. Więc wstał powoli od stołu, a potem wyciągnął rękę do Pilar. Mocno ścisnął jej palce, mocniej niż powinien. Na pewno.
Seeley wyszczerzył się w obleśnym uśmiechu i ruszył pierwszy w kierunku schodów. Szli kilka kroków za nim, a Galen na końcu trzymając przed sobą Pilar, więc wystarczyło, że znowu pochylił nad jej uchem, żeby mógł do niego szepnąć.
- To się źle skończy... - miał jakieś dziwne przeczucia, a kiedy wchodzili po tych wysokich, bajecznych schodach to Wyatt nawet ani razu nie zerknął na pośladki Pilar zarysowane pod tą ciemną sukienką. Dopiero kiedy stanęli na piętrze, a Seeley wystrzelił jak z procy, żeby otworzyć przed nimi drzwi swojego królestwa, to Wyatt pociągnął delikatnie za rękę Pilar. Pierwszy raz w życiu czuł się jakby to on wkraczał do jakiejś jaskini lwa, albo gorzej, do jakiejś groty zboczeńca, bo przecież Seeley nie był lwem, tylko jakimś napalonym oblechem.
Często bywał w tym domu, ale po raz pierwszy na piętrze, po raz pierwszy przy drzwiach sypialni, czuł się zdecydowanie dziwnie. Jeszcze mogli się cofnąć.
Seeley otwierał już drzwi i gestem ręki zapraszał ich do środka. Do skrytej w półmroku sypialni, z ogromnymi drzwiami i... czerwonymi ścianami w fikuśne wzory. Kurwa, czy te ściany naprawdę wyglądały jak w tym burdelu?

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Pilar czuła się okropnie. I to nie było nawet w jednym stopniu spowodowane tą obrzydliwą sałatką z cukinii i rzygów (chociaż może trochę?), a rozmową, jaką prowadziła ze Seeleyem. Bo to już nawet chuj z tym udawaniem zainteresowania, czy dłonią Galena między jej nogami (to akurat była ta przyjemna część), ale gdy tak słuchała, jak przedmiotowo wypowiadał się o kobietach wiedząc, co z nimi robił, coś w środku niej się skręcało. Bo może i Pilar nie była obsesujną feministką, ale była przede wszystkim wrażliwa na krzywdę innych. W końcu właśnie dla tych słabszych i skrzywdzonych dołączyła do policji. Żeby łapać takich zwyroli jak on i wsadzać ich na długie lata za kratki. Czasami czuła za dużo i pozwalała emocjom przejmować jej głowę, jednak przez te wszystkie lata nauczyła się panować nad tym wszystkim z zewnątrz. Wiec chociaż wszystko w środku nią targało, ona siedziała na tym pieprzonym krześle z wysoko wypiętą piersią i odważnym spojrzeniem, które kusiło zwyrola.
I skusiło.
Bo kiedy Arthur zerwał się z krzesła, Pilar dosłownie wstrzymała oddech. Powietrze zrobiło się gęste, a przez jej myśli pędziło już ponad setka scenariuszy, co mogło się teraz wydarzyć. Nic więc dziwnego, ze automatycznie wolną dłonią sięgnęła za siebie, do torebki zawieszonej o oparcie krzesła. Była gotowa na nawet tak skrajną ewentualność, jak wyciągnięcie broni. Tylko że Seeley wcale nie rzucił się na żadne z nich. Zamiast tego zaproponował …oglądanie figurki?
Co, kurwa?
Pilar zmarszczyła brwi i zamrugała. Będą oglądać figurkę? W jego sypialni? Poczuła ucisk na udzie. Kątem oka spojrzała na Galena — był równie zaskoczony i może nawet trochę przerażony, co mogło jasno sugerować, że tego typu zachowanie zdecydowanie nie było przewidziane w normalnym programie tych kolacji. Może Wyatt miał racje, kiedy mówił, że coś było nie tak, a ona wmówiła mu paranoje? Może. Ale teraz już i tak nie było odwrotu. Dołączyli do tego teatrzyku i teraz musieli dograć spektakl do końca, niezależnie od tego, jak miały się potoczyć.
Chętnie zobaczymy — Pilar posłała w stronę Arthura grzeczne spojrzenie, a dłońmi szybko odszukała tą Galena na swoim udzie. Zaciskał ją tak mocno, że jeszcze chwila i zrobią jej się krwiaki na nodze zanim wyjdą z tego domu. Chociaż może akurat to podjarałoby Seeleya jeszcze bardziej, skoro lubił pobite kobiety. Znowu chciała się skrzywić na własne myśli, jednak zamiast tego wstała z krzesła i pozwoliła wziąć się za rękę.
A co z Chloe? — odezwała się jeszcze przed stromym schodami, prowadzącymi na piętro. — Nie czekamy na nią? — bo chyba wypadało? Przecież nawet oni w tym domu grali małżeństwo i Arthur powinien chociaż w małym procencie udawać zainteresowanie własną żoną.
Nie ma takiej potrzeby — odpowiedział, jakby szczerze mial ją gdzieś i zaczął wdrapywać się po schodach. — Zawoła nas, kiedy główne danie będzie gotowe.
Z tym argumentem nie miała już zamiaru dyskutować. Skoro aż tak obojętna mu była, nie było sensu naciskać. Weszła na schody, czując za sobą ciało Galena. Szedł blisko, nawet bardzo, a jego dłoń spleciona była z palcami Pilar w mocnym uścisku. Jej myśli na krótką chwilę skupiły się na tym dotyku. Było w tym wszystkim coś …naturalnego. Większość gestów zdawała się przychodzić sama, bez przymuszenia. I gdyby tak się nad tym dłużej zastanowić, Pilar wcale nie czuła się przytłoczona — co więcej — czuła się bezpieczna. Ufała mu. Chociaż nie powinna. I właśnie ta jedna spleciona dłoń była najpewniejszym elementem tej gry.
Sypialnia Seeleya znajdowała się na końcu krótkiego korytarza, zaraz po prawej stronie. Gospodarz pędził przed nimi żwawym krokiem, jakby trzymał tam co najmniej najcenniejszą rzecz tego świata. Ale kto wie, może Zgroza miała racje i faktycznie był to jakiś bożek płodności, z wielkim chujem na czole, waty miliony.
Uchylił przed nimi drzwi, a kiedy weszli do środka Pilar aż musiała się w końcu skrzywić. Jego jaskinia wygladała jak kolejny pokój z burdelu w Quebec: ściany pokrywała wzorzasta czerwień, a lampy skręcone były na trzydzieści procent swojej mocy. Nawet meble były jakieś takie…przesadnie egzotyczne? Nie wyglądało to dobrze. Ciekawe jak Chloe spało się w takiej czerwonej klatce.
Wybaczcie bałagan — Arthur w końcu się odezwał, a Pilar uniosła wysoko brew. Jaki bałagan? Przecież to miejsce lśniło, łóżko było starannie zaścielone i nawet futrzane kapcie przy ramie ustawione były milimetr do milimetra w równej odległości od siebie. Żeby bylo tam jeszcze czyściej, ktoś chyba musiłby osobiście zlizać resztki kurzu z podłogi. — Jak się podoba? — minęło kilka sekund, nim zorientowała się, że mówił do niej.
Przytulnie — mruknęła, posyłając mu zadowolony uśmiech, podczas gdy ciało przechyliło się nieznacznie do tyłu, opadając na klatkę piersiową Galena. Oczywiście nie uszło to uwadze Arthura, który przyglądał się temu z dziwną zachłannością.
Proszę podejdzie bliżej — zachęcił ich gestem ręki, wskazując na wąską, oświetloną gablotkę po drugiej stronie pokoju. — Tutaj jest cała moja kolekcja.. — ale Pilar już go nie słuchała. Zupełnie jak na dole zaczęła rozglądać się po meblach i ścianach o idealne miejsce, w którym możnaby podłożyć podsłuch. I chociaż było ich naprawdę spoko, tak największym problemem był fakt, że Seeley nie odrywał od niej wzroku. A na pewno nie do tego stopnia, by mogła swobodnie wyjąć urządzenie i starannie go gdzieś podłożyć. Zostałą więc tylko jedna opcja — musiał to zrobić Galen.
Gablotka z figurkami choć z daleka wydawała się mała, tak z bliska faktycznie przybierała na wrażeniu. Pięter było cztery, na każdym po pięć figurek. Każda z nich była idealnie wykończona i gdyby nie fakt, że należały do Seeleya, Pilar pokusiłaby się o stwierdzenie, że były piękne.
Arthur zaczął od wprowadzenia. Opowiadał dlaczego zaczął je zbierać oraz skąd miał pierwsze z nich. Co chwile wskazywał na coś palce, więc Pilar podeszła jeszcze krok bliżej, jakby jej zainteresowanie było tak ogromne, że chciała mieć miejsce w pierwszym rzędzie, podczas gdy Wyatt został tuż za nią.
Kochanie, zobacz tą — ruchem głowy wskazała figurkę, o której akurat mówił Seeley, podczas gdy dłonią przyciągnęła Galena do siebie, by przyległ do jej ciała, zawieszając głowę nad jej ramieniem. I kiedy tak stali jak jeden organizm, Pilar ponownie tego wieczoru złapała jego rękę i ostrożnie przesunęła po swoim ciele, by po chwili wedrzeć się pod materiał sukienki. Z przyśpieszonym biciem serca nakierowała go na podwiązkę i przycisnęła męską dłoń do skóry. To musiało mu wystarczyć. Musiał zrozumieć, że to on będzie w obowiązku podłożenia podsłuchu, podczas gdy ona będzie rozpraszać Seeleya.
…no i w końcu nasza gwiazda wieczoru — wskazał na największą z figurek, a jego oczy się zaświeciły. Kto by pomyślał, że taki zwyrol ma jeszcze jakieś inny hobby niż prowadzenie burdelu. — To tiki bora, duch pokusy. Według lokalnych jest to duch, który „przychodzi, kiedy człowiek za bardzo wie, czego chce” — wyjaśnił, wbijając aż zbyt przeszywające spojrzenie w Pilar. Przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. — A ty, Anito, wiesz czego chcesz?
Tylko się nie porzygaj. Tylko się nie porzygaj.
Chciałabym.. — zaczęła spokojnie, kątek oka zerkając na Galena, który wciąż stał za nią, jakby dalej próbował się zebrać, by zrobić cokolwiek lub wciąż myślał, gdzie powinien zostawić urządzenie. No to niech lepiej myśli szybciej, bo zaraz będzie do tego jedyna taka szansa. — Chciałabym zobaczyć to wielkie łóżko — wypowiedziała to spokojnie, chociaż oczy Seleeya aż zapłonęły. Pilar miała jego całą atencje. — Wydaje się bardzo wygodne. I jest większe niż to u Galena. Czy miałbyś coś przeciwko, gdybym j—
Ależ skąd! — nawet nie dał jej dokończyć. Z otwartą ręką wskazał na drugą część pokoju i ruszył w jego stronę tuż obok Pilar.
A ona.. cóż. Przewróciła jeszcze mentalnie oczami i przy okazji przeprosiła przyszłą Pilar za to, co miała zamiar zrobić.
Wygląda naprawdę imp.. — nie dokończyła, bo z chwilą, w której jej noga stanęła na czerwonym, puchatym dywanie, a raczej udała, że się o niego POTKNĘŁA, ciało Stewart poleciało do przodu. W locie oczywiście przypadkowo łapiąc za koszulę Seeleya i biorąc go ze sobą. Może gdyby miała w sobie więcej gracji, wyczekałaby do momentu, w którym mogli wylądować na łóżku, ale podłoga wydawała się idealna dla tego zwyrola, a dla Pilar nie robiło to żadnej różnicy. Najważniejszym było, że runęli razem na ziemie, a Pilar znalazła się na nim.
No, Wyatt, teraz albo nigdy.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Galen wolał te burdelowe pokoje, tam przynajmniej była jakaś przestrzeń, było czym oddychać, a w sypialni Seeleya powietrze zdawało się stać w miejscu, było ciężkie, przesycone jakimiś takimi dziwnymi wibracjami. Wszystko tutaj wyglądało źle, wszystko się ze sobą gryzło, może jedynie te figurki przykuwały wzrok, ale to ich wyeksponowanie jak w muzeum, na tle tej czerwonej ściany...
Wyattowi zrobiło się niedobrze, ale nie wiedział czy to wina wymieszania kilku drinków z cukinią pod pierzynką z migdałowych bełtów, czy przez to miejsce. A może przez połączenie tego i tego? Nie rozglądał się, starał się bardziej skupić na tym, żeby znaleźć okazję do założenia podsłuchu. Liczył, że zrobi to Pilar.
Ona miała to zrobić, a on na spokojnie w gabinecie, na sam koniec... Ale przecież Seeley nie odrywał od niej wzroku. Galen myślał o tym, że mógłby to skończyć, coś mu powiedzieć, przerwać to, powinien to zrobić. Zrobiłby to już dawno, w jakiś bardziej... normalnych warunkach? Ale teraz kiedy zabrnęli już tak daleko, kiedy te jebane figurki prosiły się o to, żeby na jednej z nich podłożyć podsłuch. Może na tej metalowej, w kształcie jakiejś muszli, gdzieś tam w środku. Kto będzie tam zaglądał? Albo może na lampie, która je oświetlała? Nie miał pojęcia, które miejsce będzie lepsze. Pilar z tym obrazem zrobiła to tak naturalnie. A ona stał przed tą gablotą, tuż za jej plecami i słuchał Seeleya jak opowiadał o swoich zbiorach.
- Yhm… Bardzo ciekawa - powiedział na tę figurkę, którą pokazała mu Pilar, przysunął się bliżej, teraz na pewno czuła jak serce wali mu w piersi jak szalone, a ciepły nierówny oddech muska jej odkryte ramię. Przesunął ręką po jej talii, po biodrze, pod materiał sukienki, a kiedy wyczuł pod palcami te podsłuchy ukryte pod podwiązką, to doskonale wiedział co ma zrobić. Przełknął ślinę, zawahał się. Na moment przysunął policzek do jej szyi, znowu zaciągnął się zapachem perfum, tylko, że w tym momencie to chyba nie była żadna gra, a bardziej gest, który miał mówić, nie wiem czy potrafię? A jednak wsunął palec pod materiał podwiązki, wyjął jeden podsłuch i schował go w dłoni.
Nabrał w płuca powietrze, kiedy Seeley pokazywał im ostatnią figurkę.
- Czy to kość słoniowa? Mógłbym ją... dotknąć? - zapytał, a Seeley tylko na moment przeniósł wzrok z Pilar, na Galena. Podniósł do góry szybę gabloty.
- Wiedziałem, że zrobi na Tobie wrażenie - rzucił tylko, a kiedy Wyatt zrobił krok do przodu, żeby przyjrzeć się figurce, to sam zwrócił się do Anity z tym pytaniem, czy wie czego chce. Galen już nie za bardzo zwracał uwagę na to co dzieje się za jego plecami, bo trzymał w palcach ten posążek z kości słoniowej, ciężki i wysoki, ale bez metalowych elementów, więc chyba się nie nadawał, a poza tym gdyby położył podsłuch pod nią byłoby go widać. Muszla, albo lampa... Muszla może zakłócać akustykę. Nagra się szum, a nie rozmowy. Kiedy usłyszał za plecami ten łoskot, to nawet się nie obejrzał, może dała mu w twarz? Powaliła go jednym ciosem. Należałoby mu się. Sięgnął do tych wąskich lamp, które oświetlały eksponaty, a podsłuch umieścił ostrożnie w jej wnętrzu. Nawet się schylił, żeby sprawdzić, czy go nie widać, ale chyba wyglądało to dobrze, miał tylko nadzieję, że dobrze też będzie słychać. Przejechał palcami po szybie, cienkie szkło, nic specjalnego, bardziej ozdoba, niż jakaś faktyczna ochrona. Nie stłumi dźwięku, nawet jeśli Seeley ją zamknie.
Dopiero po chwili się odwrócił. Jego spojrzenie opadło na plecy Pilar. Z jednaj strony chciał jej pogratulować gry aktorskiej, Seeley był chyba w siódmym niebie i na pewno nic nie zauważył, bo wpatrzony był teraz bardzo intensywnie w dekolt Anity, który znalazł się na wysokości jego oczu. Z drugiej współczuł, że musiała go dotknąć. Z trzeciej... miał jakieś bardzo mieszane uczucia i chętnie dałby mu w ryj. Odchrząknął i zrobił krok w ich kierunku.
Już miał wyciągnąć rękę do Pilar, może coś powiedzieć, coś w stylu uważaj Anito, ale wtedy do sypialni zajrzała Chloe.
W jednej chwili zrobiła się blada jak ściana, kiedy zobaczyła swojego męża na dywanie, a na nim... tą piękną Anitę. Ale tę właśnie, która przyszła tutaj na kolację z Galenem Wyattem. Spojrzała na Wyatta tak, jakby nie dowierzała temu co widzi, co tutaj się właściwie dzieje. A Galen nie wiedział, czy ma w tej sytuacji wziąć jej stronę, oburzyć się, czy może Anity, albo Seeleya, z którym miał się jeszcze napić whisky w gabinecie?
- Co tu się dzieje? - rzucił najpierw jakby oburzony, a później kiedy zrobił jeszcze krok w ich kierunku to sam zaczepił butem o dywan udając, że się potyka - potknęłaś się? Nic Ci nie jest skarbie? - zapytał i rzeczywiście teraz złapał ją za rękę, żeby ściągnąć ją z Seeleya. Zerknął na Chloe, dobrze, że była taka naiwna, bo twarz jej odrobinę złagodniała. Galen objął Pilar ramieniem i zmierzył ją jakimś takim troskliwym spojrzeniem.
- Nic sobie nie zrobiłaś? - dopytał i nawet na chwilę oparł dłoń na jej policzku, lekko i... czule.
Seeley nie zdążył się jeszcze zebrać z dywanu, bo chyba był trochę w szoku. A Wyatt stanął nad nim, chciałby na niego napluć, albo go kopnąć. Ale zamiast tego to wyciągnął do niego rękę i pomógł mu wstać.
- Dobrze, że ją złapałeś Arthurze - on nigdy do niego nie powiedział po imieniu, ale teraz pierwszy raz... zważając na to, że uratował jego partnerkę przed jakimś złamaniem. Galen cały czas zastanawiał się, czy ktoś to kupi, ale poszło chyba lepiej niż się spodziewał, bo Chloe zapiszczała.
- Ojejku, Anitko nic ci nie jest? - i spojrzała na Pilar przejęta, na swojego męża nie patrzyła wcale. Za to Seeley posłał Galenowi jakiś taki uśmiech, jakby mu dziękował. Może nie szanował swojej żony, ale jednak... nie potrzebował chyba takich afer, zwłaszcza, że nie zjedli jeszcze nawet kolacji.
Wsadź sobie w dupę ten uśmiech - pomyślał Wyatt, ale go odwzajemnił. Zwrócił się do przejętej Chloe.
- Nic jej nie będzie... - kątem oka zerknął na Pilar, a później zwrócił się znowu do blondynki - jestem taki głodny... Co będziemy jeść Chloe? - żona Seeley przeniosła na niego wzrok i troszkę jakby się ożywiła, bo znowu była w swoim żywiole nowoczesnej gospodyni, która wymyśla super kreatywne i zdrowe potrawy.
- Polędwiczki z seitanu w sosie porto z figami i puree z topinamburu - powiedziała na jednym wydechu. Galen nawet nie umiał tego powtórzyć. Polędwiczki z seitanu? Puree z topinamburu? Mimo to się uśmiechnął i gestem dłoni zasugerował wyjście z sypialni.
- Brzmi wybornie, sama na to wpadłaś? - zapytał, Chloe ruszyła przodem, a on za nią. Po drodze opowiadała mu o tym daniu, że seitan to jej najnowsze kulinarne odkrycie.
Seeley ruszył gdzieś z tyłu za Pilar, jeszcze po drodze, kiedy z nią zrównał, to rzucił do niej.
- Galen to jest jednak naiwny... Ale ja widzę jak Ty na mnie patrzysz Anito.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Był ciężki. Kurwa, jaki on był ciężki. Kiedy wpadła na ten genialny pomysł, by udać potknięcie i pociągnąć go ze sobą w dół, zapomniała pomyśleć, co będzie już po tym, jak wylądują na podłodze. W pierwszej chwili poczuła ukłucie w ramieniu, gdy nie w pełni wylądowała na jego ciele, jednak zamiast skupić się na nieprzyjemnym bólu, przytrzymała ciało Arthura, udając zakłopotanie. Próbowała wierzgać się na tyle, by przysłonić ciałem cokolwiek, co właśnie robił Galen. O ile cokolwiek robił. Kurwa, miała nadzieje, że robił. Bo kiedy tylko jej wzrok skupił się na tym, co miała na dole, Seeley wpatrywał się w nią z takim zadowoleniem, jakby właśnie wcale nie pierdolnął z impetem o parkiet. I wtedy przez głowę Pilar przeszła taka kusząca myśl, jakby tak przez przypadek go udusić? Tak złapać w nieodpowiednim miejscu przy wstawaniu. Na przykład ucisnąć z dwóch stron szyi, gdzie przebiegają tętnice szyjne. Tak czysto przypadkowo. Mózg przestaje otrzymywać tlen i osoba traci przytomność w kilka–kilkanaście sekund. Kuszące. Tylko czy to faktycznie rozwiązało by cały problem? Czy śmierć Seeleya naprawdę cokolwiek by zmieniła? Chociaż nie było jeszcze żadnych dowód, Pilar śmiała twierdzić, że za tym wszystkim zapewne stał ktoś o wiele bardziej wpływowy niż marny dyrektor logistyczny. Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że Arthur był jedynie pionkiem w tej całej rozgrywce i jego odejście wcale nic by nie zmieniło. Co więcej, całe to rozmieszczanie podsłuchu poszłoby na marne, a śledztwo wróciło do stanu wyjścia bez żadnych poszlak. Cóż, czyli jednak Seeley będzie musiał dożyć kolejnego dnia. S z k o d a.
Patrzył na nią, jakby był gotowy rozerwać tą sukienkę, która miała na sobie w pół, wzdłuż lini przecięcia na nodze i robić z nią rzeczy, które Pilar w żadnym stopniu nie miała zamiaru dopuścić do swojego umysłu. Nie wiedziała na jakim etapie planu był Galen, ale nie mogła już dłużej leżeć na tym zwyrolu. Drgnęła, i to był błąd. Jej podbrzusze w ułamku sekundy poczuło twardość, wbijającą się w materiał sukienki, a surowa cukinia z migdałowym gównem w momencie podeszła jej do gardła. No kurwa, no nie. Całe szczęście sekundę póżniej Galen już zbierał ją z podłogi. I dobrze. Bo obrzygałaby wszystko jak leci.
Nic mi nie jest — rzuciła szybko, nawet bez większego namysłu. Dopiero po chwili, kiedy Wyatt ją objął poczuła nieprzyjemne pulsowanie w okolicy ramienia. — Trochę się tylko poobijałam — przycisnęła źródło bólu i posłała swojemu facetowi szczery uśmiech. Wiadomo, że w głównej mierze pytał się po publikę i pewnie nie za bardzo obchodził go stan Pilar, a jednak zobaczyła w tych jego niebieskich oczach faktyczną troskę. A to zaś rozlało jakiejś bliżej nieokreślone ciepło w okolicy klatki piersiowej Stewart. Bo mało ludzi się o nią troszczyło. Zawsze była ze wszystkim sama. I jakoś tak zrobiło jej się miło.
A potem spojrzała na Seeleya i wszystko co miłe i przyjemne, prysnęło w ułamku sekundy. Do tego dopiero po jakimś czasie zobaczyła Chloe w progu drzwi. Spoglądała na nią ze strachem w oczach i Pilar aż zastanowiła się, czy był on spowodowany zazdrością, czy może jednak tym, że bała się, że jej mąż coś zrobił kobiecie, z którą dzisiejszego wieczoru pojawił się Galen. Bo przecież wiedziała, jaki był. Z całej ich trójki, ona wiedziała najlepiej.
Polędwiczki ze śmietaną brzmią świetnie — skinęła grzecznie głową w stronę Chloe, a ta zachichotała nagle, że aż musiała przykryć usta dłonią, jak prawdziwa dama.
Polędwiczki z s e i t a n u, kochana — mówiła rozbawiona, wymachując rękami. — To taki produkt wysokobiałkowy, otrzymywany z glutenu pszennego — wyjaśniła, chociaż Pilar przestała słuchać już na słowie wysokobiałkowy. I chociaż za nic ją to nie obchodziło, miło było chociaż przez chwilę zobaczyć Chloe uśmiechniętą. Tak dla odmiany. Ciekawe jak często się uśmiechała w tym domu. Ciekawe, czy w ogóle kiedykolwiek było tu dobrze i kolorowo.
I co tam jeszcze było? Puree z imbiru? — to już powiedziała specjalnie, zaczepiając kobietę i faktycznie zadziałało. Na jej twarzy ponownie zawitało przelotne rozbawienie.
Topinamburu, Anitko — spojrzała na nią ciepło. — To inaczej słonecznik bulwiasty. Takie warzywo korzeniowe przypominające ziemniaka, ale z lekko orzechowym, delikatnie słodkim smakiem. Na pewno ci zasmakuje
Jestem o tym przekonana — tak jak była przekonana o tym, że Galen Wyatt co niedziele chodził do kościoła, a w soboty serwował jedzenie na stołówce dla bezdomnych i mył kible. Takie właśnie było prawdopodobieństwo że to żarcie jej zasmakuje. A jednak uśmiechnęła się grzecznie i pozwoliła jej zejść po schodach w towarzystwie Galena.
Sama ruszyła tuż za nimi, przyglądając się bezczelnie jego sylwetce i zachodząc w głowę, czy zdążył założyć podsłuch, kiedy głos Seeleya wybrzmiał za jej uchem. Wzdrygnęła się, a następnie spojrzała na niego przelotnie.
Nie wiem o czym mówisz, Arthurze — to właśnie była jej odpowiedź na jego zaczepkę. Dwuznaczne zdanie, które na dobrą sprawę można było interpretować na różne sposoby. I z tym go zostawiła. Przyśpieszyła kroku, by dogonić w jadalni Galena i Chloe, po czym zasiadła do stołu, nie zwracając na niego uwagi.
Jak można się było spodziewać polędwiczki z gówno-glutenu w sosie srorto z figami i puree z rzygów nie było najsmaczniejszym daniem, chociaż Pilar musiała przyznać, że siadło jej bardziej niż to nieszczęsne carpaccio z cukinii. Zjadła pół talerza i jak na prawdziwą modelkę przystało, grzecznie odmówiła reszty, bo trzeba liczyć kalorie.
Seeley pokazał jeszcze kilka zdjęć, opowiedział coś o tybetańskich mnichach, a potem wspomniał Galenowi o jakimś transporcie belek, z czego Pilar nie zrozumiała ani słowa. Zresztą nie musiała, bo ona w międzyczasie zajęła się rozmową z Chloe na temat najnowszej kolekcji Stelli McCartney o której Pilar przeczytała podczas porannego śniadania, przygotowując się do tego wypadu. Jak się szybko okazało, Chloe OCZYWIŚCIE miała kilka jej sukienek z tej kolekcji i nawet ręcznie podpisaną dedykację na jednej z metek, którą obiecała przynieść i pokazać Anicie jak tylko wszyscy skończą jeść.
No cóż — Seeley odchrząknął w końcu, gdy jego żona tak kwiczała z ekscytacji przy jego uchu. — To już chyba czas, Galenie, by zostawić nasze piękne panie na moment i udać się na stronę, porozmawiać o biznesach — potarł dłonie, jakby chciał je ogrzać, a Pilar aż się wyprostowała. To jedno, pojedyncze zdanie zainteresowało ją bardziej niż dwadzieścia na temat mody, które wypowiedziała Chloe. Dobrze. To była ich szansa.
Spojrzała na Galena, jakby samym spojrzeniem chciała dam u znać, że da sobie radę. Wiedziała, że da. Już wiele razy tego wieczoru oraz podczas wizyty w Quebec udowadniał, że potrafił. I chociaż tym razem po raz pierwszy miało nie być przy nim Pilar, musiał to jakoś ogarnąć.
Bawcie się dobrze — odkręciła się na krześle, frontując go całym ciałem i przysunęła się delikatnie do jego twarzy. Jedną dłoń umieściła na jego klatce piersiowej, a drugą na policzku, po czym podsunęła usta tuż pod jego lewe ucho. — Będzie dobrze — wyszeptała najciszej jak tylko potrafiła, po czym złożyła na jego policzku czuły, przedłużony pocałunek. Czuła pod dłonią, jak waliło mu serce. I szczerze? Chciałaby móc zrobić coś, by go nieco uspokoić, ale na tamten moment, było to jedyne, co mogła mu dać.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Galen nie wiedział wcale co to jest ten seitan i zdecydowanie wolałby zjeść te polędwiczki ze śmietaną, ale chyba jednak nie tym razem. Chloe kiedyś opowiadała mu, że nie jedzą mięsa, dlatego Seeley zawsze opychał się nim na służbowych wyjazdach i kolacjach. Spojrzał na Pilar przelotnie, z jakimś takim uśmiechem, bo to była miła odmiana, że Chloe się ożywiła, kiedy tak im opowiadała o wysokobiałkowym czymś tam, to zdawała się zupełnie inną osobą. Może rzeczywiście odżyłaby w tej willi, gdyby Seeley z niej zniknął? Może wtedy gotowałaby sobie te wegańskie dania, stroiła w piękne sukienki i żyła... bez oprawcy gdzieś za plecami. Bez strachu, który przechodził wzdłuż kręgosłupa, gdy tylko jej mąż, a właściwie kat, podnosił głos.
Ten seitan okazał się jednak nie być najgorszy, chociaż... może robotę zrobiło porto w sosie? Albo może w ogóle to whisky, które Galen popijał cały czas do kolacji? Nawet już nie mógł zliczyć ile szklanek wychylił, chyba za dużo. Co najmniej o jedną, bo w pewnym momencie przestał w ogóle słuchać o czym mówi Seeley. Coś o tybetańskich mnichach, albo wazach, albo dzbanach? Do czego to w ogóle się tyczyło? Chyba do tego, że Seeley był takim dzbanem. A Galen rzeczywiście się zawiesił skoro z Borabora przenieśli się do Tybetu, ciekawe co było po drodze. Przestał nawet patrzeć na te zdjęcia, ale to ostatnie z mnichami i Seeleyem mu mignęło, trochę wyglądało jak zmontowane w paintcie, ale Wyatt nic nie powiedział. Zjadł za to wszystko, chyba nawet pietruszkę, którą to danie było ozdobione, więc Chloe była zachwycona.
Dopiero kiedy Arthur powiedział coś o transporcie belek, to Galen naprawdę starał się na nim skupić. Chociaż fakty łączył jakoś wolniej, ale zważając na to, że Seeley też nie był najbystrzejszy to doszli do porozumienia. A nawet wywiązała się z tego jakaś dyskusja na temat gęstości stali przywiezionej z Europy, a tej z Azji.
Kiedy Arthur zaproponował, żeby poszli porozmawiać o interesach do gabinetu, to Galen w pierwszej chwili chciał zapytać, że jak to, przed deserem, ale zaraz sobie pomyślał, że deser na pewno będzie równie wyborny, co reszta kolacji, może jakaś tektura w sosie z marakuji, albo pudding z pomidora, nie, chyba jednak przeżyje to odejście od stołu bez deseru. Już miał wstać, ale trochę się ociągał, a kiedy Pilar odwróciła się do niego, to w ogóle opadł plecami na oparcie krzesła. Serce waliło mu zdecydowanie zbyt szybko, ale nie wiedział czy to już wina alkoholu, który rozrzedził krew, czy tego co ma za chwilę zrobić, a może... Pilar? A może połączenie tego wszystkiego razem?
Miał nadzieję, że będzie dobrze, bo do tej pory było. Dziwnie, ale dobrze, dwa podsłuchy mieli założone w newralgicznych punktach domu. Został jeden, ten którego był taki pewny. Który przecież miał być najłatwiejszy w porównaniu do reszty, już nawet wiedział gdzie go założy, co mogło pójść nie tak?
Przełknął ślinę, kiedy usta Pilar dotknęły jego policzka i chociaż wiedział, że to jest tylko gra to jakoś tak... trochę go to pokrzepiło. Trochę sprawiło, że może rzeczywiście był pewniejszy, że da radę. Wyatt wstał, ale się zachwiał, zdecydowanie za dużo whisky, zacisnął palce na oparciu krzesła Pilar. Na moment, bo potem nabrał głęboko w płuca powietrze, musnął palcami odkryte ramię Stewart i poszedł za Seeleyem do gabinetu.

Nie było ich dokładnie dwadzieścia trzy minuty. Bo potem do jadalni wpadł Wyatt, a ta jego nieskazitelna koszula była jakaś taka rozwalona pod szyją, nawet chyba brakowało w niej jednego guzika.
- Wychodzimy - warknął Galen zerkając w kierunku Pilar. Był zły, widać to było w jego oczach, które nagle z tej ciepłej barwy rajskiego oceanu przybrały jakiś taki chłodny, lodowy kolor. Oddychał ciężko. A na rękawie i dłoni miał ślady krwi. Chloe aż pisnęła na jego widok, ale Wyatt posłał jej krótkie spojrzenie.
- Wybacz Chloe... - a potem odwrócił się na pięcie i skierował do drzwi wejściowych. Nie czekał nawet na Pilar, ale liczył, że wyjdzie za nim. Kiedy wyszła do holu, to jeszcze mogła zobaczyć Seeleya w drzwiach gabinetu, ta jego śnieżnobiała koszula była teraz cała we krwi, rękę przykładał do rozkwaszonego nosa. Kiedy Chloe go zobaczyła, to stanęła na środku holu jak wryta, z jednej strony pewnie wiedziała, że powinna ruszyć do swojego męża i go opatrzeć, z drugiej oczy aż jej zabłyszczały gdy to zobaczyła, a może nawet wyobraziła sobie, że jutro on będzie ukrywał sińce pod podkładem zamiast niej. A może w ogóle wyląduje na pogotowiu i będzie się tłumaczył, że upadł, tak jak zawsze kazał to robić Chloe?
Galen zszedł szybko po schodach, chociaż w pewnym momencie się potknął i zatrzymał gdzieś w połowie, bo wywinąłby orła, wtedy on musiałby się tłumaczyć na pogotowiu, że upadł. Że upadli sobie razem z Seeleyem, tylko może nie zupełnie tak, jak Pilar.
Stanął na dole koło samochodu i zaczął grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu kluczyków, chociaż zawsze chował je do jednej kieszeni, ale nie mógł się za bardzo na tym skupić, adrenalina wymieszana z whisky krążyła w żyłach. W końcu je znalazł i najpierw rozpędził się, żeby usiąść za kierownicą, ale dotarło do niego, że przecież nie był w stanie prowadzić. Za dużo wypił... I to pewnie przez to go walnął, na pewno.
Kiedy Pilar go dogoniła, to rzucił jej kluczyki, a sam okrążył samochód i wsiadł do niego bez słowa, od strony pasażera. Jakoś dziwnie siedziało się na tym fotelu, jakby wcale nie był na swoim miejscu. Ale sięgnął po pas, żeby go zapiąć. Dopiero teraz rozmasował knykcie prawej ręki, na których były ślady krwi. Mógł go walnąć mocniej, albo lżej... Nie, zdecydowanie mocniej. Całą tą pierdoloną kolację sobie na to zbierał.
Tylko czy założył podsłuch?
Dobre pytanie.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Siedziała na wykwintnej kanapie z jakiejś bliżej nieokreślonej skóry. Niby Chloe jeszcze chwile temu tłumaczyła jej co to za materiał oraz dlaczego był taki niesamowity, ale Pilar wcale jej nie słuchała. Oglądając przyniesione przez nią sukienki od Stelli McCartney, myślami wciąż była przy Galenie. Nie potrafiła skupić się na niczym innym, niż zachodzeniu w głowę jak mu szło, czy wszystko było okej i czy udało mu się podłożyć podsłuch. Może nie ma okazji, bo Seeley nie spuszcza z niego spojrzenia? Może potrzebuje pomocy? Przez jej myśli przebiegło kilka potencjalnych pomysłów, jak wykurzyć Arthura z gabinetu chociaż na moment, żeby Galen mógł spokojnie podłożyć urządzenie. Może gdyby zrzucić coś ciężkiego, wybiegłby zobaczyć co się stało? Albo gdyby Pilar weszła tam bez ostrzenia, oznajmiając, że muszą już wracać bo jej babka miała śmiertelny wypadek? Opcji było wiele i Stewart naprawdę musiała walczyć sama ze sobą, by żadnego z tych planów nie zastosować przedwcześnie. Musiała zaufać Galenowi. Musiała wierzyć w to, że spokojnie sobie poradzi. I trochę wierzyła, jednak jako osoba, która zawsze musiała załatwiać wszystko sama, ciężko było jej tak po prostu oddać dobro sprawy w ręce obcej osoby. Chociaż gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to Wyatt już jakiś czas temu przestał być dla niej taki obcy. Pomimo tego, że sama przed sobą to wypierała.
…i właśnie ta nowa wersja została wykonana z light forest‑friendly viscose yarn. Wiesz, to jest wiskoza pochodząca z lasów. Jest niesamowicie wygodna — Chloe wyniosła w górę kolejną sukienkę, do której przypisana była całą historia i konkretna mieszanka materiałów, bo jak to już Pilar zdążyła się dowiedzieć przez te dwadzieścia minut: materiał po absolutna podstawa, Anito.
Jest śliczna — uśmiechnęła się, podchodząc bliżej i łapiąc w palce ten wyjątkowy materiał. Faktycznie kompletnie inaczej zachowywał się w palcach niż jej tanie sukienki, które miała w szafie.
Może chcesz ją przymierzyć? — spytała, a oczy aż się jej zaświeciły. — Anito, naprawdę nie przyjmuję odmowy. Możesz ją nawet spróbować na twoją sukienkę, jest wystarczajaco opinająca. Tylko trzeba spuścić te ramiączka.. — nawet nie dała Pilar dość do głosu i zaprotestować. Po prostu podeszła bliżej i wolną dłonią złapała za materiał czarnej sukienki, którą podarował jej Galen. — Ale masz gładziutką skórę — uśmiechnęła się przy tym delikatnie, a Pilar nagle naszła ochota zapytać o tą jej. O te siniaki, które chowała pod kolorową apaszką. Dowiedzieć się, dlaczego wciąż z nim była. Chloe wydawała się naprawdę dobrą i ciepłą kobietą, która po porostu podjęła w życiu jedną złą decyzję, jaką było zakochanie się w tym dupku i gwałcicielu. Może gdyby tak..
Nie dokończyła nawet pomyśleć, nim cokolwiek zrobiła, bo drzwi na końcu korytarza otworzyły się z impetem, a sekundę później w pokoju stanął Galen. Oczy Pilar w ułamku sekundy otworzyły się szeroko, a serce zatrzymało jakiekolwiek funkcje życiowe. Przejechała wzrokiem po jego twarzy, rozerwanym kołnierzu, a kiedy spojrzenie padło na krew, zamarła.
Kurwa.
Czyli jednak coś poszło nie tak.
I może gdyby Pilar faktycznie była Anitą, a nie funkcjonariuszką policji, zaczęłaby z przejęciem wypytywać się co się stało nim gdziekolwiek za nim ruszy. Ale nie była. Zamiast tego nawet nie spojrzała na Chloe. Podbiegła do krzesła, zerwała z oparcia swoją torebkę i ruszyła do wyjścia. Kątem oka zdążyła jeszcze spojrzeć w głąb korytarza, a kiedy zobaczyła w nim Seeleya z rozjebaną twarzą ale o własnych nogach, odetchnęła z ulgą. Dobrze. Przynajmniej nie doszło do żadnego morderstwa.
Gdy wyszła z domu, w pierwszej chwili uderzył ją chłodny podmuch wiatru. Nie miała jednak czasu ani miejsca w głowie na to, czy było jej zimno. Ruszyła przed siebie, zbiegła po schodach i już miała krzyczeć do Wyatta, by nawet nie próbował wsiadać za kółko, ale w ostatniej chwili zauważyła, że zawraca i zajmuje miejsce pasażera.
Zbiegła ze schodów, złapała kluczyki i nim przednie lampy Porche zdążyły się w pełni rozświetlić, Pilar już wciskała gaz, z piskiem opon odjeżdżając z posiadłości. Nic nie mówiła. O nic nie pytała. Nie miała pojęcia o co poszło, ani co właśnie robił Seeley, a na pewno nie chciała ryzykować, że jakoś będzie próbował ich zatrzymać. A to zaś wcale nie było takie trudne. Wystarczył jeden celnie oddany strzał w oponę i mogliby wracać na deser.
Jechała przed siebie, czując, jak serce próbuje wyskoczyć z klatki piersiowej. I już sama nie wiedziała, czy było to spowodowane całą sytuacja, wielką niewiadomą, czy może jednak szybkością, z jaką Porche sunęło po opuszczonej ulicy. Wszystko działo się tak szybko. Kurwa, nawet nie zdążyła poprawić tych ramiączek, z których Chloe ją ogołociła.
Przejechała kilka dobrych kilometrów, a następnie zjechała bez ostrzenia w ciemną uliczkę, prowadząc do rezerwatu przyrody. Zahamowała mocno. Dobrze, że Wyatt miał na sobie pasy, bo wyleciałby przez przednią szybkę bez dwóch zdań.
Wciąż bez słowa wysiadła z samochodu i okrążyła auto, otwierając drzwi od strony pasażera.
Wysiadaj — jej głos był stanowczy i pewny siebie. Po słodkiej i czarującej Anicie nie zostało już ani śladu. — Szybciej — szarpnęła go delikatnie za tą koszulę, którą i tak miał chyba do wyjebania, a kiedy w końcu stanął przed nią, chwiejąc się na boki, Pilar jednym ruchem pchnęła go na maskę.
Nic ci nie jest? Coś cię boli? — ujęła jego twarz w dłonie i zaczęła się mu przyglądać. A to wcale nie było takie proste, bo światło dawały jedynie długie reflektory Porche i samotna latarnia, która znajdowała się kilka metrów dalej. Obejrzała jego głowę, szyję, a następnie ramiona i klatkę piersiową. Musiała się upewnić, że nic mu nie było, zanim w ogóle zacznie dopytywać co się stało. Oddech miała cały roztrzepany, a nerwy zszargane, chociaż starała się tego wcale nie pokazywać. Gdyby coś mu się stało.. już z pewnością straciłaby odznakę. I może trochę też po ludzku, przejęła się jego stanem. Może.
Okej — odetchnęła z ulgą, gdy już skończyła go obmacywać i szukać wszelkich ran i urazów, których nie znalazła. — A teraz mów, co tam się stało — złapała jego rękę i uniosła w górę, tak żeby oboje mogli sobie popodziwiać te zakrwawione rękawy i kompletnie pozdzieraną skórę. — Uderzyłeś go? Czemu? Kurwa, Galen, mów do mnie, co zrobił? — ponaglała go, przysuwając się coraz bliżej, jakby chciała wywrzeć na nim presje. Rozumiała, ze był pijany i w szoku, ale nie będzie mu w stanie pomóc, dopóki nie zacznie się z nią komunikować. — I błagam powiedz mi, że miałeś chociaż autentycznie dobry powód — zajrzała w te jego niebieskie oczy, które w półmroku wydawały się błyszczeć bardziej w kolorach granatu niż błękitu. Te Pilar zaś były intensywne i ciemne, patrzyły na niego trochę błagalnie, podczas gdy jej klatka piersiowa wciąż unosiła się energiczniej, niż faktycznie powinna. W środku wszystko w niej wrzało.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Coś poszło zdecydowanie nie tak, ale też coś poszło tak...
A przynajmniej według Wyatta tak poszło, bo jakby na to spojrzeć z punktu widzenie Arthura Seeleya...

Galen Wyatt ten pierdolony dupek, który miał wszystko, znowu zażyczył sobie Gibsona, jego kurewskie podniebienie paniczyka nie tolerowało innego whisky, a przecież Montreal Ember było droższe, na pewno lepsze. Pachniało wybornie, jak perfumy A-ni-ty. Jednak Galen Wyatt nie dość, że był tak naiwny, że nie widział jak jego dupa patrzy na jego dyrektora logistycznego, to nie miał też za grosz wyczucia smaku. A do tego zachwycał się tym gównem przygotowanym przez Chloe. Siedział w jego gabinecie, kiedy Arthur Seeley wyszedł przynieść z piwniczki whisky, ostatnią butelkę, schowaną na taką okazję, kiedy ten pożal się bożę książę, się tutaj zjawi. Musiał się zjawić, bo to był ich mały rytuał, Galen Wyatt nie był taki światowy, on tylko dobrze grał. Udawał wszystko przed tymi kobietami, a one były jeszcze głupsze niż on, ale nie ANITA.
Anita była gorąca, tylko dlaczego przyszła tutaj z głupim Galenem Wyattem.
- No i jak się pierdoli? Wygląda jakby była w tym dobra. A może byśmy mogli ją brać razem, co Wyatt? Myślę, że byłaby zadowolona, ona chyba lubi takie akcje... - i wtedy pierdolony Galen Wyatt go walnął. Krew najpierw uderzyła do głowy, prosto w skronie, jakby miała je rozsadzić, a potem poszła nosem.


Teraz jeszcze Galen wycierał tę krew jakąś chusteczką, którą znalazł w schowku, to była krew Seeleya, ale też trochę jego, trochę zdarł sobie kostki, bo uderzył go w nos i zęby. Miał tylko nadzieję, że nie dostanie od tego jakiejś choroby, z takim Seeleyem to nigdy nie wiadomo. Zaczął się nad tym poważnie zastanawiać, może powinien jechać na pogotowie i się zaszczepić, powiedzieć, że ugryzł go jakiś zwyrodnialec? Ale czy tam mają szczepionki na zwyroli? Antyzwyrolizna?
Kiedy nim szarpnęło, to wbił spojrzenie w Pilar, i wcale nie chodziło o to, że poczuł jak pas wbija mu się w obojczyk.
- Porsche - przypomniał jej, bo może zapomniała, że ma pod stopą prawie tysiąc koni mechanicznych. TYSIĄC.
Kiedy wysiadła to odpiął pas, bo stwierdził, że on też może się przewietrzyć, odetchnąć świeżym powietrzem. Chociaż przecież to powietrze koło domu Seeleya wcale nie było świeże, za blisko miasta. Było takie znośne, ale chłodne.
Gdy Pilar go szarpnęła to wygramolił się z tego auta, ale zachwiał się, a potem wylądował na masce. Porsche było w zasadzie wygodne, a przede wszystkim to było tak ładnie wypolerowane, że nawet w ciemności błyszczało. Przepiękny samochód.
- Jezu A... Pilar... - jęknął, gdy tak zaczęła go macać, ręką sięgnął do jej nagiego ramienia, żeby oprzeć na nim palce, żeby ją trochę od siebie odsunąć. Ale finalnie to ta jego ręka zjechała niżej po jej ramieniu, zatrzymał ją w zgięciu jej łokcia. Westchnął ciężko i spuścił wzrok w jej dekolt, ale tak naprawdę to w niego nie patrzył, bo się zastanawiał nad tym czy coś go boli. Ręką może, ale bardziej to chyba...
- Boli mnie dusza, że musieliśmy przez to przejść, i boli mnie to, że Chloe teraz musi mu nadskakiwać, ale mam nadzieję, że zatamowała mu krwotok tamponem i tak go zawiozła do szpitala - stwierdził, bo sobie to wyobraził Seeleya czekającego na SORze z tamponem w nosie. No ładny widok, od razu człowiek czuje się jakoś lepiej. Galen się czuł średnio, więc kiedy Pilar szarpnęła jego rękę, to ją wyrwał i oparł jej... na czole.
- Jakbyś tam była to byś też mu jebnęła, albo nawet mogłabyś go zabić. Umiesz zabijać w trzy sekundy Pilar? - zapytał i zabrał rękę. Poprawił się na samochodzie, bo już prawie na nim leżał cofając się, kiedy Stewart się do niego przysuwała. Wyprostował się i znalazł bardzo blisko niej, tylko, że trochę mu się kręciło w głowie, no i jakoś tak ciężko było utrzymać równowagę, więc chciał się jej złapać, ale dotknął tylko końcówkami palców tej jej nagiej skóry na brzuchu i jego spojrzenie spadło na jej talię.
- Boże, nie jest Ci zimno? - bo chyba było, skóra na jej brzuchu była chłodna, więc Wyatt rozpiął marynarkę i już miał jej ją dać. Ale ona wtedy zaczęła pytać czy go uderzył i czy miał powód i coś tam i coś tam. Dużo słów.
Dużo jej było, teraz w głowie Galena. Pilar Stewart.
Podrapał się po policzku.
- To był świetny powód, ale właściwie... To mało było dzisiaj powodów, żeby go walnąć? Już za samą Chloe i to jak ją traktował powinien dostać, a to co powiedział o Anicie - zmrużył oczy i wbił spojrzenie niebieskich tęczówek w te jej ciemne, ale trochę błyszczące od tych wątłych świateł. Tak nawet lepiej byłoby mu na niej złapać ostrość.
- Sama byś go walnęła - stwierdził finalnie, a potem sięgnął do kieszeni marynarki, do jednej i do drugiej. Ale były puste, ta w środku też.
- Nie wiem gdzie są papierosy - powiedział ze smutną miną. W zasadzie Galen Wyatt nie palił papierosów, czasem, rzadko, może jak był pijany, albo bardzo poruszony. A dzisiaj był i to, i to. Znowu sięgnął do jej pasa, do tej nagiej strony, na której teraz ułożył palce pewniej, ale tylko po to, żeby ją od siebie odsunąć. I wtedy mu się przypomniało, że miał jej dać marynarkę. Zdjął ją i włożył jej na ramiona.
- Poczekaj - zarządził, a sam zajrzał do samochodu i sięgnął do schowka, znalazł papierosy, zawsze je tam woził, taką awaryjną paczkę, białych marlboro, brakowało mu tylko zapalniczki. Ciekawe czy Porsche ma zapalniczkę, jak ma tysiąc koni, to może ma też zapalniczkę?
Ale Wyatt jednak tego nie sprawdził, tylko zamknął drzwi i oparł się o nie i wyjął jednego papierosa z paczki. Połamał go na trzy części i jeden wpadł mu za koszulę, a drugi na ziemię, a trzeci, chyba ten z ustnikiem, miał między zębami.
- Co to są kurwa za papierosy - mruknął, ale zaraz wskazał na Pilar palcem - sprawdź w wewnętrznej kieszeni - bo tam miał podsłuch. Ciekawe, czy on tam był, czy go nie było?
Nie było...
Bo go bardzo zręcznie podłożył, kiedy wysłał Seeleya po whisky, za taką metalową szufladą z sejfem pod biurkiem, idealne miejsce, gdzie nikt nie zajrzy przez następne... sto lat może?

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Pilar kiedy bywała na misjach, bardzo często potrafiła wyłączyć wszelkie emocje i zająć się jedynie pracą. Umiała ustawić focus na cel i trochę po trupach zrobić wszystko, by to osiągnąć. Przez większość czasu wychodziło jej to świetnie, jednak ta cała sprawa… sama nie wiedziała, naprawdę mieszała z jej głową. Te wszystkie kobiety, handel, Galen. Nie wiedziała nawet kiedy tak bardzo się zaangażowała. A uświadomiła to sobie dopiero, kiedy tak stojąc przed pijanym Wyattem, autentycznie zmartwiła się, że coś mogło mu się stać. Chyba nawet więcej, niż to sobie wyobrażał. Przecież skoro Seeley współpracował z mafią lub innymi gangusami, z pewnością miał w swoim gabinecie broń. A skoro miał broń, zapewnię też umiał z niej strzelać. A skoro umiał nią strzelać, istniało prawdopodobieństwo, że przecież faktycznie mógł jej użyć. A gdyby jej użył… Wyprostowała się i zajrzała mu w oczy.
Głupi jesteś, wiesz? — nawet szturchnęła go w ramię. Mocno. Aż go wygięło trochę do tyłu i sama musiała go przytrzymać, bo jeszcze by się chłopak wziął wypierdolił. — Mogło ci się coś stać — znowu chciała go uderzyć, ale się powstrzymała. Zamiast tego spojrzała na niego gniewnie, ściągając brwi do środka. Galen zachował się wyjątkowo nieodpowiedzialnie. Ale z drugiej strony, nie mogła oczekiwać od niego chłodnej głowy i myślenia przyczynowo-skutkowego. Nie przeszedł żadnego szkolenia. Był po prostu facetem, który został oszukany przez zaufanego sobie człowieka, bo w sumie nie wiedziała, czy Galen naprawdę miał go za przyjaciela. Nigdy o tym nie rozmawiali. Jednak przecież nie tylko Seeley zdradził go jako pracownik ale przede wszystkim był prawdziwym potworem, który krzywdził kobiety. Obok takich rzeczy nie dało się przejść obojętnie.
Kiedy tak stał tuż przed nią i opowiadał o tym jak boli go dusza, Pilar tylko patrzyła. W milczeniu obserwowała go uważnie i kurwa chociaż starała się utrzymać gniewną twarz, po prostu, po ludzku nie mogła. NIe zauważyła nawet kiedy jej wzrok złagodniał, a kąciki ust drgnęły do góry.
Galena Wyatta boli… dusza? — prychnęła. Delikatnie, ledwie widocznie, ale prychnęła. Nawet na moment uniosła twarz do ust, by przysłonić rozbawienie, chociaż Galen z łatwością mógł wyczytać to z jej oczu. Tak powiedziała jej kiedyś opiekunka w sierocińcu, że wszystko można było wyczytać z tych ciemnych oczu. — Na bolącą duszę niestety nie jestem w stanie nic poradzić. Nie nakleimy na to plasterka — wzruszyła ramionami, a następnie przyłożyła dłoń do jego klatki piersiowej w miejsce, w którym znajdowało się jego serce. Bo kto by pomyślał, że Galen miał je tak wielkie? Że w tym całym świecie luksusu i modelek, faktycznie ruszała go krzywda innych, ludzi jak Chloe, którzy utknęli w nieszczęśliwych związkach? Cóż, na pewno nie Pilar, kiedy pierwszy raz odwiedziła go w Northex. Ba, to co myślała o nim wtedy, a teraz było niczym niebo a ziemia. I Pilar sama już nie była pewna, czy to tak dobrze.
A ludzi umiem zabijać nawet w sekundę — tą odpowiedź na jego pytanie akurat wyszeptała, jakby była to jakaś wielka tajemnica. Chociaż nie była. Stewart umiała się bić, umiała strzelać, znała czułe punkty na ciele człowieka. Kurwa, nawet gdyby miała przy sobie tylko długopis, doskonale wiedziałaby w które miejsce powinna wbić, żeby ktoś się wykrwawił. Może i nie było się czym chwalić, ale przynajmniej umiała o siebie zadbać. I z pewnością (a nawet bardzo chętnie) poradziłaby sobie z Seeleym, gdyby tylko naszła taka potrzeba.
Galen jak widać też całkiem dobrze sobie poradził. I chociaż twierdził, że miał do tego dobry powód, Pilar jakoś nie chciało się w to wierzyć. Bo ewidentnie działał pod wpływem chwili i nie myślał o konsekwencjach.
Chcesz mi powiedzieć, że pobiłeś go, bo źle traktował swoją żonę? — znowu zajrzała w te jego granatowe oczy, trochę z niedowierzaniem. — A jak ty to sobie teraz wyobrażasz? Że w poniedziałek będziecie ze sobą pracować jak gdyby nigdy nic? Co jeśli zgłosi to na policje, że go zaatakowałeś? Kurwa, Galen, ty już i tak jesteś na celowniku, po co dokładać sobie problemów? — nie miała do niego pretensji. To nie było miejsce na żale. Jednak chciała co nieco uświadomić mu, że decyzje, które podjął mogły mieć mało kolorowe skutki. Bo gdyby Arthur faktycznie złożył skargę, Pilar niewiele mogłaby pomóc. Miał na ciele chodzące ślady pobicia i własną żonę na świadka, która z pewnością opowiedziałaby na komisariacie wszystkie kłamstwa świata, byleby zadowolić swojego męża. A gdyby jeszcze wziąć pod uwagę sytuacje z kontenerami i fakt, że Galen wciąż był podejrzanym numer jeden, mogłoby się to wszystko na grzywnie nie skończyć.
Wykonała kilka kroków w tył, gdy tak wbijał palce w jej skórę i ją od siebie odpychał. Nawet chciała mu powiedzieć, że wcale nie potrzebowała tej cholernej marynarki, jednak szybko doszła do wniosku, że za ten czas co się z nim o to pokłóci, łatwiej będzie po prostu ją przyjąć. I dopiero gdy jej nagie ramiona otuliło ciepło materiału, Pilar zrozumiała jak zimno jej było. A więc posłała mu jedynie przepełnione wdzięcznością spojrzenie i z odpowiedniej odległości obserwowała jak szuka papierosów. Grzebał i grzebał w tym schowku, aż Stewart miała zaproponować, że może ona rzuci okiem, ale wtedy je znalazł.
Paczka Marlboro błyszczała w jego dłoni, a w środku znajdowało się kilka ostałych fajek. I pomyślałby człowiek, że już teraz pójdzie tylko z górki. Że odpali jednego i zapali sobie w spokoju. Nic bardziej mylnego. Bo kurwa nawet najlepszy scenarzysta by tego nie wymyślił, że można było rozwalić peta na trzy, zasypać sobie ciuchy tytoniem i jeszcze skończyć z samym filtrem w ustach. Pilar zamrugała. I jak tu kurwa się na niego gniewać?
Poczekaj, to nie tak — pokręciła głową z niedowierzaniem i przysunęła się bliżej, żeby wyciągnąć mu z ust ten samotny filter. Zabrała mu też fajki z ręki i pchnęła lekko na bok, by odsunął się od drzwi. — Zrób mi miejsce — sama szybko zanurkowała do auta, zaglądając do schowka, z którego Galen przed chwilą wyciągnął fajki. No bo skoro były tam papierosy, to powinna być też i zapalniczka. I faktycznie była. Gdzieś pomiędzy papierkami a mandatami za parkowanie na miejscach dla inwalidów. Pilar prychnęła jedynie na ten widok i wróciła do Wyatta, zatrzaskując drzwi do Porsche.
Wyciągnęła jednego papierosa z paczki i umieściła go sobie w ustach. W całości. Nie posypanego na trzy. A następnie odpaliła zapalniczkę i przystawiła ją do końcówki fajki. Żarzący się tytoń wydał charakterystyczne syknięcie, gdy Pilar ściągnęła bucha, a następnie wbiła spojrzenie w Galena.
Trzymaj — jeszcze raz się zaciągnęła, mocno, aż dym rozprowadził się po całych płucach, a potem złapała za filter i przysunęła go do ust Galena. — Tylko nie zrób sobie krzywdy, co — poprosiła grzecznie, bo chociaż palenie papierosa wcale nie wydawało się tak TRUDNYM zajęciem, w obecnym stanie Wyatta chyba można się było wszystkiego po nim spodziewać. Paczkę z pozostałymi fajkami schowała do kieszeni jego marynarki razem z zapalniczką. I dopiero wtedy przypomniała sobie o jeszcze jednej ważnej rzeczy.
Podłożyłeś podsłuch? — zanim zdążył odpowiedzieć, bezczelnie przejrzała jego wszystkie kieszenie. Te z zewnątrz jak i te w środku. Nic w nich nie było. A to mogło znaczyć tylko dwie rzeczy: albo mu się udało, albo zgubił go gdzieś podczas szarpaniny. Ta druga opcja spowodowała, że Pilar cała się spięła. — Czy zgubiłeś go jak spuszczałeś Seeleyowi łomot?

Galen L. Wyatt
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”