32 y/o, 165 cm
hakerka i informatyczka dla Toronto Police Service
Awatar użytkownika
My life was a storm since I was born
How could I fear any hurricane?
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkijakikolwiek
postać
autor

Helena wpisuje linijki formuł z takim zapamiętaniem, że nie odpowiada na wszystkie wiadomości Teddy. Nie tylko musi jednocześnie kopiować dane i szukać sposobu na zneutralizowanie ładunków, ale jednocześnie odpierać próby odzyskania kontroli przez Holdena, który nie chciał dać za wygraną.
Dopiero gdy okazuje się, że przez cały czas mieli kreta w zespole, Peregrine przeklina pod nosem. — Mamy kilku saperów w budynku, czy jesteś w stanie podać jakieś cechy szczególne? Wzrost, postura, cokolwiek? — pyta, a potem niemal rzuca radio na biurko, żeby pospiesznie wrócić do tego tragicznego wyścigu na to, kto szybciej uderzy w odpowiednie klawisze.

Wszystko w twoich rękach.

Krople potu spływają jej po skroniach. Dane IP bomb zostają z sukcesem ściągnięte, ale to tylko plan B; plan, na który najprawdopodobniej i tak nie było już czasu, zwłaszcza jeśli jeden z saperów nigdy nim tak naprawdę nie był. Wszystko było w jej rękach. Musiała dać radę.
Melodia dobiegająca z krótkofalówki robi się coraz głośniejsza; być może Holden ma w ten sposób nadzieję ją rozproszyć – ale Helena jest skupiona, precyzyjna i uparta. Nie ma innej opcji.
W pewnym momencie przestaje słyszeć cokolwiek; huczenie krwi w uszach, stukot klawiszy, szorstkie oddechy, zniekształcone pianiono w krótkofalówce – wszystko znika, jakby świat składał się tylko z czarnych symboli i linijek poleceń.

Gdy wciska ostatni enter, przez chwilę sama nie wierzy w to, co widzi; Holden traci dostęp do swojego własnego programu. Helena może teraz zdalnie wyłączyć każdą z dwudziestu dwóch bomb – nie mieli by szans rozbroić ich wszystkich ręcznie. Ale już nie muszą. Timery zatrzymują się na pięciu minutach do końca odliczania.
Helena wciąga głęboko powietrze; adrenalina wciąż krąży jej w żyłach. Jeszcze nie do końca wierzy w to, że jest bezpieczna.
Udało się — mówi nieprzytomnie, wstając od biurka i wychodząc na korytarz. — Bomby są rozbrojone. Wszystkie dwadzieścia dwie. Ładunki są też na poziomie minus dwa, na parkingu podziemnym dla zarządu. — Jej głos cichy, ale konkretny i spokojny. — Dajcie znać, gdybyście potrzebowali pomocy z wydostaniem się. Na razie wracam do recepcji, żeby odzyskać kontakt z prawdziwymi saperamii rozejrzeć się za tym fałszywym.

Powinno czuć trium, gdy zbiega po schodach na dół. Być może to ta wciąż zapętlona melodia zagłuszająca połączenie z Judy i dowództwem sprawia, że Helena wciąż czuje obecność Holdena.

Gdy wybiega do otwartej przestrzeni recepcji, spodziewa się natychmiast zobaczyć Kurta pytającego o update – ale jedyny ślad po nim to torba z narzędziami. Peregrine rozgląda się za śladami czyjejkolwiek obecności. I znów pluje sobie w brodę za to, że nie wzięła swojej broni.
Skąd mogła wiedzieć?

Powoli podchodzi do szklanych drzwi prowadzących na zewnątrz, uważając na to, by nie odwracać się plecami do otwartej przestrzeni; szarpie za nie. Wciąż są zamknięte.
Coś jest nie tak.
A potem kilka rzeczy dzieje się jednocześnie.
Drzwi na klatkę schodową otwierają się i drużyna strażacka wchodzi do recepcji. Z krótkofalówki Heleny dobiega nieznośny, wręcz bolesny pisk – a zaraz potem rozlega się metaliczny głos zmieniony w modulatorze.
Chciałem cię uprzedzić, Vagabond, ale nie chciałaś się ze mną grać.
Muzyka cichnie, gdy Helena odwraca się w stronę strażaków, na chwilę łapiąc kontakt wzrokowy z Teddy.
KRYĆ SIĘ, KRYĆ SIĘ, KRYĆ... — wrzeszczy w akompaniamencie kolejnego wysokiego pisku – tym razem dochodzącego z urządzenia, którego rozbrajaniem zajmował się wcześniej Kurt.

Zdąża tylko zasłonić twarz i odwrócić się tyłem do urządzenia, zanim siła eksplozji nie podrywa jej do góry.

teddy darling
echo
AI, brak inicjatywy, wątki nierozwijające postaci
30 y/o, 167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Facet miał hełm i kominiarkę, nie wyróżniał się niczym konkretnym — powiedziała Teddy gdy Blaze i RJ próbowali naprzeć na drzwi, ale te ani drgnęły. — Miał może z metr osiemdziesiąt... — urwała, spoglądając na Jetta, żeby mieć jakieś porównanie. — Nie, z metr siedemdziesiąt pięć. Bez hełmu to nawet mniej. Kurdupel.
Kolejne minuty dłużyły się niemiłosiernie i Teddy nie mogła znaleźć sobie miejsca. Prawie wychodziła dziurę na korytarzu na piątym piętrze, zanim znów usłyszała w krótkofalówce głos Heleny. W pierwszej chwili tylko zamrugała, jakby, nie do końca wierzyła w to, co usłyszała. Potem gwałtownie wciągnęła powietrze, z trudem tłumiąc śmiech ulgi.
Wszystkie dwadzieścia dwie? — powtórzyła dla pewności. — Cholera... Dobra robota, Peregrine — pochwaliła ją i w tym samym czasie blokada w drzwiach ustąpiła, a ona wraz z kolegami z jednostki mogła wyjść na klatkę schodową. Wszyscy zbiegli schodami w dół, aż na parter, gratulując sobie wzajemnie, że znów żadne z nich nie zginęło.
Na parterze dostrzegła Helenę, której od razu posłała lekki uśmiech. A później wszystko zadziało się zbyt szybko, żeby w ogóle pomyśleć. Teddy ledwo usłyszała własny oddech, bo najpierw dotarł do niej pisk z krótkofalówki Peregrine, jej spanikowany krzyk, który wbijał się w czaszkę jak gwóźdź, a zaraz po nim donośny wrzask Donovana.
PADNIJ! — wydarł się, rzucając w kierunku filaru. Ktoś szarpnął ją za kurtkę, popychając na bok. To RJ Jolles. Stracili równowagę i oboje wpadli za recepcyjny kontuar. Jej spojrzenie jeszcze raz zderzyło się z oczami Heleny i wtedy Teddy już rozumie, że to wcale nie był koniec. A może właśnie był?
Sekundę później świat eksplodował. Fioletowo-białe światło odbiło się w szybach, które pękły kaskadą iskier. Fala uderzeniowa przygniotła ją do ziemi, coś twardego trąciło ją w ramię, coś ciężkiego spadło na nogi. Potem — cisza. Nie taka prawdziwa, raczej głucha, wypełniona szumem krwi i świstem w uszach.
Otworzyła oczy. Świat był zamazany, pełen ognia i błyskających świateł awaryjnych. Gorące powietrze uderzyło ją w klatkę piersiową jak młot. Darling leżała nieruchomo, nie mając pojęcia, ile sekund minęło. Albo minut? Próbowała złapać oddech, ale każdy wdech był przeszyty dymem. Nagle dostrzegła nad sobą osmoloną twarz Jetta. Jego usta poruszały się szybko, lecz bezdźwięcznie. Teddy zamrugała kilkakrotnie, bo nic nie rozumiała. Nie słyszała. Chciała coś odpowiedzieć, jednak wydobyła z siebie tylko ochrypły, niemy syk. Przyłożyła dłonie do uszu, wyczuwając na nich ciepłą, lepką krew. Puls zadudnił w środku jak bęben. Był wszechobecny, niejednolity i potworny. Podparła się na łokciach, wciąż nie mogąc się podnieść. Coś gniotło jej nogi. Nie coś. Ktoś.
RJ.
Leżał na niej bez ruchu. Starała się go odsunąć, ale nie reagował. Gdy wreszcie wraz z Jettem udało im się go obrócić, zauważyli, że hełm na jego głowie był pęknięty, a odłamki szkła i metalu wbiły mu się głęboko w skroń. Donovan gestykulował, krzyczał coś, wskazując znacząco na wyjście. W uszach wciąż nic. Tylko ten niekończący się szum, który pożarł cały świat. Popatrzyła na niego oszołomiona, na te poruszające się w bezgłośnym rytmie usta, odczytując z nich tylko jedno słowo.
Idziemy.

helena peregrine
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym i jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
32 y/o, 165 cm
hakerka i informatyczka dla Toronto Police Service
Awatar użytkownika
My life was a storm since I was born
How could I fear any hurricane?
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkijakikolwiek
postać
autor

Zamyka oczy, gdy jej ciało podrywa się do góry i przelatuje przez szklane drzwi do przedsionka budynku. Obraca się w locie i ląduje na plecach na usłanej szkłem płytce, a potem przetacza się kilka razy, zanim nie natrafia z impetem na ścianę.

Przez chwilę świat pływa. Peregrine nie do końca pamięta, jak się tu znalazła – wie tylko, że nie może zaczerpnąć tchu. Być może umarła? Przez chwilę nie jest do końca pewna – adrenalina sprawia, że jeszcze nie czuje bólu. Jest tylko intensywne pulsowanie i wysoki pisk w uszach.
To on przywraca ją do rzeczywistości – przypomina sekundę tuż przed eksplozją, kiedy natrafiła spojrzeniem na błękitne oczy Teddy Darling.
Udaje jej się zaczerpnąć powietrze do płuc. Pulsowanie kumuluje się w klatce piersiowej. Lewy bok mrowi chyba najbardziej, ale czuje też mrowienie w dłoniach, ramionach, na plecach...

Powoli przypomina sobie, jak poruszać swoimi kończynami. A potem działa już instynktownie – wstaje i powolnym, chwiejnym krokiem idzie tam, gdzie ostatni raz widziała Darling i pozostałych strażaków. Musi sprawdzić, czy nic im się nie stało. I musi im pomóc, musi...
Zatacza się lekko, a gdy podtrzymuje się białej kolumny, zostawia na niej plamę krwi. Dopiero w tym momencie uświadamia sobie, że z jej lewego boku, tuż nad biodrem, wystaje kawałek szkła. Ma też szkło przyklejone do poznaczonych zadrapaniami dłoni, do ubrania, ma szkło nawet we włosach, a jej ubranie powoli przesiąka krwią. Rejestruje to z dziwną obojętnością, a potem odpycha się od kolumny i kontynuuje wędrówkę, biorąc drżące, płytkie oddechy, z których każdy potęguje uczucie mrowienia w klatce piersiowej.

Najpierw zauważa Jetta, a gdy widzi jego wyraz twarzy, zatacza się znowu, tym razem lądując twardo na kolanach, i nawet wtedy wciąż próbuje się podnieść – a gdy to się nie udaje, kontynuuje na klęczkach, uparcie brnąc przez zasypaną szkłem podłogę. Musi zobaczyć, że nic im nie jest. Albo pomóc, musi im pomóc.
Przecież wszystko było w jej rękach.

Zanim udaje jej się dokończyć wędrówkę, pomieszczenie wypełnia się ludźmi; widzi nosze, pasy odblaskowego materiału. Ktoś pochyla się nad nią i coś mówi – chyba o coś pyta – ale ponad piskiem przebija się tylko zniekształcony bełkot. Helena marszczy brwi, gdy ta osoba odwraca się i pokazuje na kogoś. Gdy Peregrine próbuje znów się podnieść, przytrzymują ją w miejscu.
Zostaw — mówi; jej własny głos też jest tylko bełkotem, który z trudem opuszcza jej gardło. — Zostaw! Daj mi... zobaczyć — sama odwraca wzrok w kierunku, do którego cały czas zmierzała. Gdy wciąż nie jest w stanie dostrzec Darling, wzbiera w niej panika. W przypływie desperacji sięga do krótkofalówki, którą wciąż ma w kieszeni płaszcza. Nie jest nawet pewna, czy działa, ale to ostatnie, co przychodzi jej do głowy; nawet nie pomyślała o tym, że nie usłyszy odpowiedzi. — Teddy? Odezwij się. Od... biór.

teddy darling
echo
AI, brak inicjatywy, wątki nierozwijające postaci
30 y/o, 167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Szła chwiejnie, potykając się o gruz i śliskie od wody kafelki, które namokły od wody z systemu gaśniczego i węży strażackich, kiedy inne jednostki próbowały ugasić wzbierające płomienie. Czuła, jak Jett trzyma ją mocno za ramię, prowadząc w stronę światła, ale to jak przez sen. W ustach miała smak pyłu i krwi. Głowa pulsowała w rytm własnego serca i chociaż wokół panował istny chaos, ona dalej nic nie słyszała. Ani syren, ani krzyków, ani trzasku ognia. Tylko ta niema pustka, która dudniła w czaszce jak w beczce.
Spojrzała na Donovana, który coś mówił. Mogło się zdawać, że nawet bardzo wyraźnie, ale ona tylko pokręciła głową. Jego usta poruszały się za szybko. Znów przycisnęła dłonie do uszu, tylko to niczego nie naprawiło — cisza była dusząca.
I wtedy przypomniała sobie o krótkofalówce. O Helenie. Zatrzymała się nagle i wyrywała z uścisku Jet­ta. On odwrócił się do niej, coś tłumacząc. Albo tak jej się wydawało. Teddy sięgnęła do pasa, ale tam pozostał tylko pusty klips. Wybuch wyrwał jej urządzenie z ręki.
Spróbowała zawrócić, jednak Donovan chwycił ją za kurtkę i ciągnął dalej. Światło z zewnątrz stawało się jaśniejsze, a dym coraz rzadszy. Darling zaczęła stawiać opór, znowu chciała się wyrwaćć i nawet krzyknęła. Tylko jej własny głos brzmiał dziwnie głucho, jak przez wodę.
Helena mogła wciąż tam być. Mogła potrzebować pomocy. Poza tym jak mogli stąd po prostu wyjść, skoro trzeba najpierw znaleźć Blaze'a i RJ'a?
Jett ruszył przodem, dalej trzymając ją za rękaw. Nagle zatrzymał się tak gwałtownie, że Darling wpadła na jego plecy. Dopiero wtedy dostrzegła, że ktoś wyłonił zza fragmentu zwalonej ściany, zderzając się z Donovanem barkiem.
To Peregrine. Żywa. Tylko oczy miała rozbiegane, a policzek umazany smugą krwi. Teddy poczuła, jak coś ściska ją w środku. Ulga i złość pomieszały się ze sobą tak bardzo, że nie umiała tego rozdzielić. Reakcja Jetta była natychmiastowa. Ściągnął brwi, a usta ułożyły się w słowa, których Darling nie słyszy, ale rytm wydawał się znajomy.
Krzyczał.
Widziała jego drżące palce, które wskazywały na Helenę, a potem gdzieś w głąb recepcji — tam, gdzie został RJ. On zrobił krok w przód, wymachując rękami. Krzyczał coraz bardziej — Teddy poznała to po ruchu barków i grymasie na twarzy. Kiedy wypowiedział imię Jollesa, jego usta ułożyły się w czysty gniew.
Darling podeszła bliżej, żeby złapać Jetta za rękę i odciągnąć go na bok, ale nie miała tyle siły.
Przestań — powiedziała, ale nawet nie wiedziała, czy faktycznie wypowiedziała to słowo. Spojrzała ze zdezorientowaniem na Peregrine, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, o czym dokładnie rozmawiali i co poszło nie tak.

helena peregrine
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym i jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
32 y/o, 165 cm
hakerka i informatyczka dla Toronto Police Service
Awatar użytkownika
My life was a storm since I was born
How could I fear any hurricane?
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkijakikolwiek
postać
autor

Udaje jej się podnieść, gdy tylko strażak przestaje jej pilnować. Uparcie kontynuuje swoją wędrówkę, chociaż z każdym krokiem coraz mocniej zaczyna czuć swoje urazy. Nawet płytkie oddechy powodują rwący ból. Helena ma przemożną ochotę wyciągnąć fragment szkła ze swojego boku, ale wie, że nie powinna; automatycznie chwyta się za bok, drugą rękę wyciągając w stronę ściany.
A potem ich zauważa.

Najpierw zalewa ją ulga; na widok Teddy automatycznie bierze głębszy oddech ulgi i natychmiast krzywi się z bólu. Żyje. Krwawi, ale jest w pionie, więc nie może być przecież tak źle? Chce dowiedzieć się wszystkiego: czy wszyscy są cali? Gdzie pozostali strażacy? Czy widzieli Kurta? Albo chociaż osobę, która podszywała się za sapera? Ale zanim zdąża zdecydować się na jedno pytanie, Jett Donovan otwiera usta. I chociaż nie rozumie wszystkiego, co mówi, sam wyraz jego twarzy sprawia, że oddech Peregrine zamiera, a ona musi mocniej chwycić się ściany.

Pierwsze słowa, które docierają do niej w pełni:
Przez ciebie RJ nie żyje.
Czuje się, jakby spadała. Gdyby nie ściana, być może faktycznie by upadła, bo natychmiast zaczyna kręcić jej się w głowie.
Bo to prawda – to była jej wina. Powinna była to przewidzieć; powinna była znaleźć w systemie fail-safe, przez który doszło do detonacji. Powinna była siedzieć w serwerowni, dopóki odliczanie się nie skończyło, zamiast próbować ścigać fałszywego sapera. Albo przynajmniej nie sugerować zespołowi strażaków, że są już bezpieczni, zanim nie upewniła się, że zagrożenie minęło.
Słyszała przecież tę pierdoloną muzyczkę. I zdążyła doświadczyć chorego poczucia humoru Holdena. Powinna była wiedzieć, że jeszcze z nimi nie skończył.
Nie broni się, kiedy Donovan miesza ją z błotem. Podnosi głowę dopiero, kiedy ten pyta: — I co, nie masz nawet nic do powiedzenia? — ewidentnie rozjuszony pozornym brakiem reakcji, bo twarz Peregrine zastyga w neutralnym wyrazie. I nawet nie jest w stanie spojrzeć mu w oczy – ani spojrzeć na Teddy, która łapie mężczyznę za rękę i zachrypniętym głosem prosi, żeby przestał. Boi się, że zobaczy w nich to, co Jett miał wypisane na twarzy. Wściekłość. Oskarżenie. Rozczarowanie.

Robiłam, co mogłam — mówi w końcu z nienaturalnym spokojem. W jej głosie nie ma przekonania, bo sama nie wierzy w to, co mówi. W myślach odtwarza każdą wpisaną linijkę kodu; błędy wynikające z pośpiechu i nieuwagi. Mogła zrobić więcej. Wszystko było w jej rękach – i to spierdoliła. Przez nią RJ nie żyje. I kto wie, czy tylko on.
Ta myśl sprawia, że robi najmniej taktowną z możliwych rzeczy. — Widzieliście Kurta? — pyta.

Ma wrażenie, że gdyby nie obecność Darling, Jett dopuściłby się w tym momencie rękoczynów.

teddy darling
echo
AI, brak inicjatywy, wątki nierozwijające postaci
30 y/o, 167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Stała obok, próbując złapać oddech. Fakt, że nic nie słyszała, coraz bardziej ją stresował. Widziała każdą emocję na twarzach innych i te emocje zaczęły udzielać się także jej. Jett zrobił krok w stronę Heleny, a Teddy próbowała wcisnąć się między nich. Podniosła ręce na wysokości ramion, żeby odciągnąć kolegę, ale ten zaparł się tak mocno, że niemal ją odepchnął. Spojrzała na Peregrine. Twarz miała bladą, a wargi nieco rozchylone. Jej wzrok powędrował w bok, potem w kierunku podłogi, a potem znowu do Donovana. Każdy gest mówił jedno: że to jej wina i ona o tym wie.
Darling ponownie szarpnęła Jetta za ramię, a on zatrzymał się na moment i w końcu na nią spojrzał. W oczach miał wściekłość wymieszaną z bólem. I wtedy zza ciężkiej zasłony dymu, chwiejnym krokiem wyłonił się Blaze Young, cały w kurzu i sadzy. Jego mundur był porwany w kilku miejscach, krwawił od skaleczeń, a oko miał częściowo opuchnięte. Mimo to nawet w takim momencie płynęła z niego ten spokój wynikający z doświadczenia. Donovan natychmiast odwrócił się w jego stronę, a Teddy odsunęła się trochę na bok, obserwując całą scenę niczym film bez dźwięku. Ale to, co zobaczyła, uderzyło ją mocniej niż wszystkie odgłosy świata, których nie mogła usłyszeć. Jett wpadł w ramiona Younga i objął go mocno. Jego całe ciało, od ramion aż po stopy zadrżały, jakby ktoś potrząsał nim od środka. Darling dostrzegła te ruchy i poczuła we własnych kościach, że to nie gniew — to łzy. Jett płakał. I w tej wszechobecnej ciszy Teddy zrozumiała jedno: RJ nie żyje.
Ktoś musi was obejrzeć — Blaze popatrzył na Helenę ponad ramieniem kolegi. — Dasz radę wyprowadzić stąd Teddy? — zapytał, wskazując podbródkiem na strażaczkę.
Teddy chyba nie słyszy — odezwał się Donovan, pospiesznie ocierając twarz wierzchem brudnej dłoni.
Nie słyszy? — powtórzył po nim Young i zerknął na Darling, która wyglądała na kompletnie zdezorientowaną. Bo właśnie tak się czuła.
Myślałem, że jest w szoku, ale wydaje mi się, że po prostu nie słyszy.
To na pewno chwilowe — odparł Blaze z tym swoim stoickim spokojem. — Hej, Tedds — podszedł do Darling i ujął jej twarz w swoje ręce. — Wszystko będzie dobrze — powiedział na tyle wyraźnie, żeby mogła odczytać to z ruchu jego ust.
Teddy wzięła głęboki oddech i skinęła tylko głową.
Zabierajcie się stąd, Peregrine — polecił Jett. — Musimy znaleźć kapitana. Przy okazji dowiemy się, czy ktoś widział tego zamachowca, który podawał się za sapera. Damy znać, jak natrafimy na Kurta.
Po tych słowach ruszyli w przeciwną stronę, czego Darling zupełnie się nie spodziewała. W pierwszym odruchu chciała z nimi iść, ale wtedy poczuła chwyt na przedramieniu. I niby miała świadomość, że Helena dalej tutaj była, ale jej widok sprawił, że Teddy popatrzyła na nią, jakby zobaczyła ją pierwszy raz w życiu.

helena peregrine
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym i jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
32 y/o, 165 cm
hakerka i informatyczka dla Toronto Police Service
Awatar użytkownika
My life was a storm since I was born
How could I fear any hurricane?
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkijakikolwiek
postać
autor

Chyba wolałaby, żeby Darling odsunęła się i pozwoliła Jettowi dać upust wszystkim emocjom; może poczułaby się chociaż odrobinę lepiej, gdyby Donovan po prostu jej przypierdolił. Zamiast tego obserwuje, jak ten rosły facet, który jeszcze przed chwilą parował z wściekłości, wpada w ramiona Younga i łka.
Peregrine nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić. Rozpiera ją poczucie winy i porażki. I chyba nigdy w życiu nie czuła się gorzej, bo dotychczas nawet w swoich najniższych momentach nie doprowadziła do czyjejś śmierci. Ledwo trzyma się w ryzach – być może już teraz by się rozpadła, gdyby Blaze nie dał jej zadania – wyprowadzić Teddy. Helena kiwa słabo głową w odpowiedzi na jego pytanie i zaciska mocniej dłoń na ścianie, słuchając reszty ich wymiany.
Teddy nie słyszy. Serce Peregrine bije trochę szybciej, gdy kieruje wzrok na strużki zaschniętej krwi na szyi strażaczki, ale nawet ją trochę uspokaja prezencja Younga, który twierdzi, że to chwilowe. Musi trzymać się tej myśli, żeby nie upaść.

Zatrzymuje Darling w miejscu, chwytając ją za przedramię, a gdy ta kieruje na nią spojrzenie, Helena mimowolnie cofa dłoń jak oparzona. Jednak to teraz czuje się gorzej, niż kiedykolwiek, bo w wyrazie pociemniałych od emocji, niebieskich oczu strażaczki być może nie ma wściekłości i oskarżenia, ale nie ma też śladu po tym, jak patrzyła na nią do tej pory. To ciepło, które wcześniej tak bardzo Helenę przerażało – zdaje sobie nagle sprawę z tego, że bała się go właśnie dlatego, że może zniknąć. I być może były tylko na jednej randce, ale ten brak uderza w miejsca, które bolały już od bardzo dawna.
Przechodzi ją nieprzyjemny, zimny dreszcz.
Na chwilę odwraca wzrok na swoje oblepione pyłem buty. Chciałaby uniknąć spoglądania na Teddy, ale musi odwrócić się w jej stronę, żeby zrozumiała, gdy Helena mówi: — Chodźmy. Musi obejrzeć cię ratownik.

Gdy razem ze strażaczką podąża w stronę wyjścia – na tyle szybko, na ile pozwala jej szkło wbite w ciało – nie może przestać myśleć o tym, że być może znalazłaby ostrzeżenie na tym pieprzonym pendrivie wcześniej, gdyby nie poznała Teddy; gdyby nie postanowiła wziąć wolnego dnia, by móc spędzić z nią wieczór i poranek. Gdyby nie rozpraszała się na myśl o kobiecie, nie dała zawrócić sobie w głowie.
Wygląda na to, że życie Darling byłoby dużo lepsze, gdyby nigdy nie poznała Peregrine.

Są już prawie przed wyjściem, gdy Helena odwraca się nagle w stronę Teddy – na tyle gwałtownie, że zatacza się lekko, krzywi i łapie za bolesny bok.
Przepraszam. Wiem, że to wszystko to moja wina — mówi, a potem bierze drżący wdech. — Znajdę go, Teddy. Przysięgam. — Na jej twarzy maluje się determinacja, gdy wypowiada ostatnie słowo. Jest jej nawet łatwiej ze świadomością, że być może Darling nawet nie zrozumie, co mówi Helena – może nawet nie obchodzi jej zamachowiec, który stworzył dla nich tę pieprzoną grę. Tego nie jest pewna, ale jest pewna jednego – choćby to miała być ostatnia rzecz, którą zrobi, znajdzie Holdena.

teddy darling
echo
AI, brak inicjatywy, wątki nierozwijające postaci
30 y/o, 167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Niechętnie, ale pozwoliła poprowadzić się w stronę wyjścia, którym był duży otwór, jaki pozostał po obrotowych drzwiach. A gdy Helena przystanęła nagle, Teddy również zatrzymała się w miejscu, trochę jak sparaliżowana. W jednej chwili jej ciało napięło się, a mięśnie stwardniały. Obróciła głowę z opóźnieniem i spojrzała na Peregrine. I wtedy coś się w niej przestawiło. Coś drobnego, ale Helena musiała to zauważyć, bo w jej oczach nie było współczucia, ani tym bardziej ciepła. Za to pojawiła się pustka, która krzyczała głośniej niż jakikolwiek gniew.
W jej wnętrzu wciąż coś dzwoniło. Ciche, przeciągłe iiiiii, które nie ustąpiło nawet teraz kiedy powietrze stało się nieco chłodniejsze. Czuła, jak wszystko wokół niej lekko faluje — korytarz, ściany, nawet postać Heleny, jakby nie była całkiem realna.
Darling uniosła rękę, chcąc dać jej znać, żeby nic więcej nie mówiła. Nie musiała słyszeć, żeby zrozumieć sens jej poprzednich słów.
Przepraszam.
Wina.
Znajdę go.

Tyle odczytała z ust Heleny — i to wystarczyło.
Nie była tylko pewno, co bolało bardziej: słowa, których nie słyszy, czy to, że Helena wypowiedziała je z taką pewnością, jakby chciała udowodnić, że miała jeszcze prawo decydować o czymkolwiek. Bo nie miała. Nikt już nie miał. RJ zginął, Blaze ledwo mógł utrzymać się na nogach, a Jett był w rozsypce. Ona sama czuła się, jak coś w niej obumiera z każdą kolejną minutą.
W końcu zdołały wyjść przed dymiący budynek. Tutaj świat dalej był stłumiony. Żadnych odgłosów kroków, żadnych krzyków, tylko ten głuchy, niekończący się wysoki, cienki szum, który można porównać do wbijanej w środek czaszki igły. Na zewnątrz dopadli do nich medycy, którzy od razu pociągnęli je w kierunku zaparkowanej nieopodal kartki. Teddy przysiadła we wskazanym miejscu, tuż obok Peregrine, która chyba chciała dokądś iść, ale nie dostała pozwolenia. Ratownicy przesuwali się w tle jak zjawy — Darling widziała ich gesty, ruchy ust i błyski latarek diagnostycznych, którymi sprawdzili reakcję jej źrenic. Ktoś się nad nią pochylił. Dłoń dotknęła jej ramienia, potem szyi.
Wtedy coś nagle pękło. Jakby szkło roztrzaskało się od wewnątrz. Najpierw przyszło uderzenie dźwięku: trzask metalu, kroki i pojedyncze głosy. Z początku odległe, jak przez gęsty filtr. Potem nagle wszystko wróciło z taką siłą, że Teddy aż zacisnęła mocno powieki.
Słyszysz mnie? — ostry dźwięk wpadł jej prosto do ucha.
Wokół wszystko dźwięczy: syk radiostacji, trzask ognia, echo uderzeń. Zmysły powróciły tak gwałtownie, że nie mogła tego znieść. Darling chwyciła się za głowę, jakby chciała powstrzymać ten nagły napór świata. Kiedy ratownik znów się nad nią pochylił, dotarło do niej, że naprawdę słyszała. Ale wcale nie czuła ulgi.
Słyszę — wychrypiała, a w jej głowie jej własny głos dalej brzmiał obco. Zerknęła na Helenę, która patrzyła gdzieś w bok, może na własne dłonie, a może po prostu unikała jej wzroku.
I wtedy zrozumiała, jak cienka była ta iluzja, że można coś zatrzymać na dłużej niż chwilę — że mogła naprawdę wpasować się w czyjeś życie, które od lat składa się głównie z ognia i syren alarmowych.
Coś zacisnęło się w jej wnętrzu. Chciałaby coś powiedzieć, ale nie wiedziała co. Dlaczego? brzmiało zbyt prosto. Jak mogłaś? — zbyt osobliwie. Więc siedziała, patrzyła na Peregrine, pozwalając, żeby złość, którą trzymała w sobie, osiadła na dnie jak popiół.
Przecież to przez nią RJ nie żyje.
Ale też przez nią Teddy pozwoliła sobie na chwilę zapomnieć, że świat nie daje za darmo takich przerw na złudne szczęście.
Ratownik znów zapytał, czy coś słyszy.
Teddy odpowiedziała automatycznie, że tak.
Ale to nieprawda — wciąż nie słyszała nic, nie tak naprawdę. Ani wycia syren, ani głosu Heleny, ani tego, co krzyczało w niej samej.

helena peregrine
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym i jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
32 y/o, 165 cm
hakerka i informatyczka dla Toronto Police Service
Awatar użytkownika
My life was a storm since I was born
How could I fear any hurricane?
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkijakikolwiek
postać
autor

Ratownik musi rzucić jej ostre, ostrzegawcze spojrzenie, żeby Peregrine posłusznie usiadła i pozwoliła się sobą zająć. Pozwala obracać swoimi kończynami, zaświecić latarką w oczy. Ledwo dociera do niej, co ratownik mówi na temat jej obrażeń: wstrząśnienie mózgu, dużo powierzchownych skaleczeń, jedna poważna rana — ponad tymi słowami przebija się ciche słyszę, dzięki któremu Peregrine oddycha odrobinę lżej. Niewielka różnica w perspektywie całego dnia — ale zawsze to jakieś dobre wieści.
Helena przez chwilę próbuje przekonać ratownika, żeby wyciągnął z niej to szkło, zszył ją szybko i puścił do domu, ale ten posyła jej tylko kolejne ostre spojrzenie i stabilizuje szklany odłamek. Będzie musiała pojechać do szpitala, bo nie wiadomo, jak głęboka jest jej rana. Sądząc po rozmiarze fragmentu wystającego z jej boku — mogła być całkiem spora.

Czuje na sobie spojrzenie Darling i długo nie potrafi na nie odpowiedzieć. Chciałaby odejść — znaleźć Judy, ustalić plan działania. Bo ten psychopata wciąż gdzieś tam jest, i wyglądało na to, że upatrzył sobie Peregrine na policyjną mysz, którą będzie wodził za nos — tylko dlatego, że znalazła jego pieprzona zagadkę. Czułaby się lepiej, gdyby przynajmniej mogła robić cos innego, niż siedzieć pod wibrującym pustką spojrzeniem.
Bierze głęboki wdech — na tyle, na ile pozwalają na to obite żebra.
Będziesz tylko na mnie patrzeć? Nic nie powiesz? — pyta cicho. Jej głos jest bezbarwny i zachrypnięty — sama nie poznaje jego brzmienia. Wolałaby, żeby Teddy, podobnie jak Jett, dała upust wszystkim emocjom. Wolałaby, gdyby krzyczała. A najbardziej chciała, żeby ktoś jej po prostu przypierdolił.
Dopiero po kilku sekundach podnosi wzrok na Darling. Jej spojrzenie jest zgaszone, jakby zasnute mgłą — Peregrine czuje obrzydzenie do samej siebie, gdy myśli o tym, że to ona stłumiła iskrę życia, którą wcześniej zawsze odnajdywała w spojrzeniu strażaczki. Ta myśl zaciska się jak imadło na jej żołądku. Tak samo jak ta, że jeszcze niedawno RJ gwizdał na nie, gdy Helena pocałowała Teddy pod remizą.
Popełniła błąd za błędem, a pierwszym z nich było pozwolenie sobie na poczucie nadziei, która teraz ulatuje z niej jak ciepłe powietrze z balonu. Peregrine faktycznie czuje się trochę, jakby pikowała w dół; może to wstrząśnienie mózgu?

Nie jest pewna, czy Teddy miała zamiar odpowiedzieć na jej pytanie, czy nie — może Helenie jedynie wydawało się, że usta rozchylają się lekko, jakby właśnie znalazła odpowiednie słowa. Nie dowiaduje się, czy faktycznie tak było, bo w ich kierunku nadbiega postawna, ciemnoskóra kobieta, której ciemne oczy, podobnie jak te Peregrine, ciemnieją widmem porażki.
Peregrine… — mówi ochryple Judy, zatrzymując się obok nich. Rzuca pobieżne spojrzenie na Darling, zapewne szybko wyczuwając napiętą atmosferę między kobietami. Wzdycha, podpierając się pod boki. — Cóż, piknik to to nie był. Ale gdyby nie ty, byłoby dużo gorzej. Nie słuchałam, kiedy mówiłaś o tym Buszującym w zbożu. Mam wrażenie, że Cię zawiodłam. — Emocjonalne przemówienia nie są jej specjalnością.
Helena kręci głową.
Daj spokój, Judy.
To moja wina, że mieliśmy tak niewiele czasu.
Judy, przestań, naprawdę…
Helena — przerywa jej ostro, a Peregrine unosi na nią wzrok z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, bo Judy nigdy wcześniej nie zawołała na nią inaczej, niż po nazwisku. — Zostałam odsunięta od sprawy. Będziesz pracować z innym detektywem. — Judy prostuje się sztywno, zaciskając mocno zęby.
Kurwa — mamrocze tylko informatyczka.
Patrzą na siebie ze zrozumieniem. Obie czują się podle. Obie obwiniają się o śmierć strażaka i zniknięcie sapera. A gdy Helena wyjdzie ze szpitala, zapewne wylądują razem przy barze, zapijając swoje sumienia.
Pokrzepiająca myśl.

Gdy Judy odchodzi, Helena z pewnym opóźnieniem znów odwraca się w stronę Teddy. Przygląda się jej uważnie, ale zanim może między nimi zajść do jakiejkolwiek wymiany, wraca ratownik.
Jedziemy — werdyktuje.

teddy darling
echo
AI, brak inicjatywy, wątki nierozwijające postaci
30 y/o, 167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Słuch powrócił nagle. Nie stopniowo, nie łagodnie — jakby ktoś po prostu wcisnął przycisk i odkręcił świat z powrotem. W pierwszej chwili to był tylko szum. Potem pojawiły się pojedyncze dźwięki, w tym stuk narzędzi o asfalt, w których przebierali ratownicy i rozmowy o rannych. A w tym wszystkim Helena. Teddy słyszała jej głos — zachrypnięty, zmęczony, całkowicie bezbarwny — i to przyniosło więcej bólu niż ulgi. To absurdalne, ale Darling myślała o tym, że jeszcze kilka dni temu widziała tę twarz oświetloną miękkim światłem lampki nocnej na antresoli w swoim lofcie i nie potrafiła wyzbyć się z głowy tego obrazu. Chciałaby coś powiedzieć, cokolwiek, ale język przykleił jej się do podniebienia.
Słowa Judy ledwo do niej dotarły. Ich znaczenie zrozumiała dopiero po chwili, bo mózg musiał przepchnąć przez siebie każdą sylabę, zanim coś w końcu zaskoczyło.
Judy została odsunięta od sprawy.
A gdy Peregrine zaklęła pod nosem, Teddy zamknęła oczy. Na sekundę. Ale to wystarcza, żeby znów zobaczyć go jeszcze przed wybuchem — RJ z tym przeklętym uśmiechem, który zawsze poprzedzał kłopoty. Zawsze powtarzał, że nic go nie ruszy. Że złego diabli nie biorą.
Nawet nie wiem, co mam ci powiedzieć — mruknęła cicho. Nie było w tym złości, tylko autentyczne zmęczenie. Nie pierwszy raz ktoś z ich jednostki umierał na służbie. W ich zawodzie takie rzeczy się zdarzały i nikt nie miał na to wpływu. Tylko przecież Helena zapewniła, że udało jej się rozbroić ładunki wybuchowe. Że już po wszystkim.
Kiedy ratownik oznajmił, że pora ruszać, Teddy drgnęła, wyrwana z dziwnego letargu. Gestem ręki nakazał im wsiąść do karetki, więc ruszyła pierwsza, przytrzymując się framugi, bo poczuła, jak nogi się pod nią uginają. Jakby wciąż była tam, pod tym sufitowym gruzem. Siadała naprzeciwko Peregrine i po raz pierwszy od wybuchu pozwoliła, żeby coś spłynęło jej po policzku. Może łza, może tylko brudna smuga potu. Nie miała już siły tego ukrywać.
Ambulans ruszył. Ratownik, który został z nimi na tyłach, podłączył im opaski uciskowe, sprawdził puls, po czym podyktował przez radio, że wiezie do szpitala Mount Sinai dwie ranne, ale stabilne ofiary zdarzenia. Przez całą drogę Darling patrzyła tylko na swoje dłonie. Jej skóra pod paznokciami była czarna od sadzy, a między palcami widniała linia zaschniętej krwi. Nie była pewna czyjej. Nawet nie zanotowała, kiedy ratownik odkrył wbity odłamek szkła w jej ramieniu (najpewniej tego samego, który utkwił w skroni RJ-a), ani kiedy karetka zahamowała gwałtownie pod szpitalem.
koniec
helena peregrine
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym i jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
ODPOWIEDZ

Wróć do „Canadian Imperial Bank of Commerce”