- 
				 karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Nie wiedziała, co powinna myśleć, ale pomimo świadomości tego, jak irracjonalne były jej podejrzenia, ona nadal podążała tą ścieżką. Nadal coś popychało ją ku przeczuciu, że Jacob nie mówił jej całej prawdy; że coś rzeczywiście było w jej podejrzeniach, a ona sama nie popadła w jakąś dziwną paranoję.
Ale przecież nie mogła zapytać go o to wprost.
Nie wiedziała też, dlaczego próbowała tak kurczowo trzymać się tej myśli. Z Davidem łączyła ją przecież zaledwie przelotna historia, w dodatku na tyle wstydliwa, iż nie powinna wracać do tych wspomnień z szacunku do koleżanki, która przeszło rok temu została wdową. Jakaś jej część chciała więc uwierzyć, że robiła to dla niej. Że to właśnie dla swojej przyjaciółki chciała szczęśliwego zakończenia, a tym bez wątpienia byłaby wiadomość o tym, że jej mąż żył i miał się całkiem dobrze.
Ale jeśli tak było, dlaczego, u licha, ją zostawił?
W tej chwili po raz pierwszy pomyślała o tym, że mężczyzna, którego miała za tak dobrego męża i ojca, mógł wcale im nie być. Jeśli rzeczywiście stał przed nią, oznacza to, że pozwolił swojej żonie uwierzyć w to, że tragicznie zginął, a to było zbyt poważnym kłamstwem. W połączeniu ze zdradą, której oboje dopuścili się lata temu, tworzyło to sieć niewybaczalnych wręcz kłamstw.
Czy ona naprawdę chciała być w to zamieszana? Czy naprawdę chciała być tą, która odkryje ewentualną prawdę?
A może chodziło wyłącznie o to, że miała przed sobą faceta, który przypominał jej pewien element jej własnej przeszłości i chciała przekonać się o tym, czy nie smakował przypadkiem tak samo?
Uśmiechnęła się wesoło, kiedy usłyszała te nagłe wytłumaczenia. Gdyby w jej głowie nie kotłowało się tak wiele wątpliwości, uznałaby to najpewniej za całkiem urocze. — Chcesz powiedzieć, że z kobietami spotykasz się tylko w miejscach publicznych? — zapytała, unosząc jedną brew ku górze. Żartowała, wcale nie mając zamiaru zaciągnąć go dziś do własnego mieszkania.
Nie chodziło jednak o to, że tego nie chciała. Był atrakcyjny, całkiem w jej typie, choć Bronte nie przywykła do jednorazowych i rozwijających się tak szybko znajomości. Naszła ją jednak myśl o tym, że mogła potrzebować nieco więcej czasu, aby poukładać sobie wszystko w głowie. Mogła potrzebować go na to, aby ochłonąć i sprawdzić, czy przeczucie, które wywoływał w niej teraz, towarzyszyć jej będzie również nazajutrz.
Chciała też przekopać się przez jego stare zdjęcia.
— Umowa stoi. Odstawisz mnie do domu, a później wrócisz do siebie — zgodziła się, wzruszając nieznacznie ramieniem. Tylko niby co, u diabła, miała robić tu przez kolejną g o d z i n ę?
Jacob Brown
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor
Rozbudziło to bardzo niekomfortowe, palące uczucie gdzieś pod mostkiem, leniwie i groźnie wspinające się w górę klatki piersiowej. Uśmiechnął się krzywo, skonfliktowany pomiędzy tym, co zaczynało coraz bardziej nachalnie kotłować się w jego głowie, a potrzebą zachowania fasady normalnego faceta ze stacji benzynowej, przypadkowego i w żaden sposób nie wyróżniającego się dla Bronte.
Bardzo chciał wierzyć w to, że to wszystko to jeden bardzo wielki i niewygodny zbieg okoliczności i jedynie jego własne paranoje. Niestety nie był w stanie samego siebie przekonać, że to nic takiego i pozostał nierozpoznany. Jedyne co mógł robić, to iść w zaparte, wypierać się i uparcie powtarzać, że jest Jacobem. Trzymać się tego kurczowo.
Nawet nie miał wyjścia, taki miał układ z policją.
- Zabrzmi to bardzo smutno, jeśli powiem, że tak? Przynajmniej do czasu. - Starał się podążyć za tym żartem, ale kulawo mu to wyszło i sam siebie w ogóle nie odebrał jako zabawnego. Podrapał się po brodzie i spojrzał na chwilę za okno, rozpaczliwie w myślach błagając którykolwiek z przejeżdżających pojazdów o podjechanie do dystrybutora.
Nie sądził, że Bronte zgodzi się czekać tę godzinę, w okolicy nawet nieszczególnie było co robić. Mogłaby pójść do sklepu z materiałami podłogowymi obok stacji, ale po co? Spacer po osiedlu znajdującym się za stacją? KFC po drugiej stronie Kipling Avenue? Pogoda wcale nie zachęcała do przechadzek bez celu. Równie dobrze mogłaby sama wsiąść w taksówkę i pojechać do domu, to nie, obydwoje wkopali się w tę sytuację.
- Nie mam za bardzo możliwości zaproponować ci jakiegokolwiek miłego spędzenia tej godziny, ale może masz chociaż ochotę na herbatę? Albo kawę? Ja stawiam. - Brawo, Jake, wspinasz się na wyżyny gościnności i flirtu, proponując kobiecie ze swojej przeszłości napój z automatu na swój koszt.
Gdyby nie wszystko, co przeżył, to uznałby, że niżej upaść się nie da.
Bronte Rosenthal-Murray
- 
				 karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej karierowiczka z przypadku, która wybiła się na nazwisku faceta, który jej mężem był dosłownie przez kilka sekund; zapowiada pogodę i rozprawia na banalne tematy w lokalnej telewizji śniadaniowej nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Jej może nieco wścibska, ale z pewnością też po prostu dociekliwa natura nie pozwalała jej rozegrać tego inaczej. Nie mogła powiedzieć, że posiadała intuicję, która nigdy jej nie zawodziła.
Czasami zdarzało jej się przejechać na tym, do czego popychało ją pierwsze przeczucie, jednak mimo to nigdy nie zrezygnowała z możliwości zweryfikowania tego. A tym razem chodziło przecież o coś, co mogło okazać się kluczowe dla jej dobrej przyjaciółki.
Co zresztą miała do stracenia? Spróbowała przekalkulować to na szybko i doszła do wniosku, że mogła utracić wyłącznie własną godność i to jedynie w oczach faceta, którego najpewniej nigdy więcej nie zobaczy na oczy. Ich drogi nie musiały przecież skrzyżować się ponownie, a nawet gdyby, wciąż pozostawała jej możliwość uciekania na drugą stronę ulicy i udawania, że z kimś ją pomylił.
Nie byłby to przecież pierwszy mężczyzna, którego unikała w ten sposób.
Zaryzykowała zatem, postanawiając jeszcze przez godzinę pozostać w miejscu, w którym do roboty miała dosłownie n i c. Zdała sobie z tego sprawę dopiero, kiedy
Nim jednak powiedziała coś więcej, pochyliła się i wyciągnęła paczkę chrupek z kartonu, który on do tej pory rozpakowywał. — Ale pod warunkiem, że napijesz się ze mną — dodała po chwili, po czym odłożyła chrupki na właściwą półkę. — A ja ci pomogę, żebyś szybciej się z tym uwinął — i nie, nie zamierzała przyjmować ewentualnych sprzeciwów. Jeśli był tym, kogo podejrzewała, powinien znać ją dostatecznie dobrze, aby wiedzieć, że sprzeczanie się z nią nie miało większego sensu, ponieważ Bronte była uparta bardziej niż niejeden osioł.
Nierzadko też dopinała swego, zatem podejrzewając, że mógł nie być tym, za kogo się podawał, rzeczywiście mogła stanowić dla niego zagrożenie.
Jacob Brown
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkipostaćautor
Jedyne czym mógł się teraz poratować, żeby jednak nie chodziła jak przyczepiona do jego nogawki, to sam fakt bycia w pracy. Nie mógł przestać pracować, a w tej chwili dodatkowo miał motywację, żeby znaleźć sobie jakieś nawet bezsensowne zajęcia.
Wskazał niby od niechcenia w kierunku monitoringu, w każdym rogu i nad kasą znajdywały się kamery.
- Nie mogę pozwolić klientce wykonywać mojej pracy. Mój przełożony z pewnością nie zrozumiałby argumentu "sama chciała". - Owszem, wiedział jak bardzo uparta potrafiła być Bronte, pamiętał to bardzo dobrze. I tak jak kiedyś uznawał ten jej upór za całkiem zabawny i może nawet w pewnym stopniu uroczy, tak teraz było to cholernie kłopotliwe. Nie powinien nawet wypijać z nią kawy, ale już prędzej był skłonny zaryzykować właśnie to, niż beztroskie układanie paczek Doritos i orzeszków ziemnych ramię w ramię.
Schylił się, żeby powkładać puste pudełka jedno w drugie, a te wciąż nie do końca opróżnione odsunąć nieco na bok.
- To jaką kawę pijasz o tej porze? Mamy opcję bezkofeinowej. - Wykonał sugestywnie kilka kroków w kierunku automatu z kawą. , który znajdował się blisko wejścia, zaraz przy stolikach strefy gastro. - Skoczę tylko po drobne, mam nadzieję, że nie jesteś tym typem, co celowo zagaduje, żeby ostatecznie uciec z połową towaru. - Głupi żart, bardzo głupi. Sam się z niego zaśmiał, wiedząc, że wcale nie było to śmieszne. Ale nie był w stanie zdobyć się na nic lepszego, chwytał się pierwszej lepszej przelatującej myśli.
Tak jak powiedział, tak na chwilę faktycznie wyszedł na zaplecze, gdzie oparł się plecami o ścianę i kilkakrotnie, panicznie głęboko odetchnął. Starał się uspokoić walące serce i to lodowate wrażenie zalewające całe ciało, ściskające żołądek i klatkę piersiową. Odrzucił pudełka niedbale gdzieś na podłogę, później jakoś się z tego wytłumaczy. Nie mógł przecież zostawić Bronte samej zbyt długo, bo faktycznie mógłby wpaść przez to w kłopoty, a jednak zdążył polubić tę swoją pracę. Wygrzebał ze swojego plecaka portfel, wyjął z niego trochę drobniaków i wrócił, kierując się od razu do miejsca, gdzie czekała jego nieoczekiwana towarzyszka wieczoru.
- Okej, odradzam wybór spienionego mleka, smakuje dużo gorzej. - Jak się jeszcze okaże, że zaczną śmieszkować nad podłą kawą z automatu, to Jake uzna ten dzień za jakiś paradoks i błąd matrixa.
Bronte Rosenthal-Murray

 
				