-
w domu, w głowie, w sercu mam ciemnię
może mnie wywołasz jak zdjęcie?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Gdy usiadła na niej okrakiem, Kira na moment zapomniała, jak się oddycha. Wszystko zwęziło się do ciepła ciężaru na jej biodrach i tej bezczelnej pewności, jaką Hollis miała w oczach. To spojrzenie mogło podpalić benzynę samą obecnością. I Finch była cholernie pewna, że jeśli zaraz wybuchnie, to tylko przez nią. Bo przecież Lyric powinna okładać ją pięściami i być nieprzytomna od wkurwienia, a zamiast tego siedziała na niej, jakby właśnie wygrała jakiś wyścig życia.
Dłonie Kiry od razu wylądowały na jej biodrach, a potem przesunęły się wyżej, wkradając pod materiał kurtki i bluzy, aż w końcu pokonały ostatnią wasrwtę i znalazły się na nagich plecach pod koszulką. Serce tłukło jej się w klatce piersiowej, próbując się wyrwać. Albo podskoczyć do gardła. Tylko ten idiotyczny narząd nie wiedział, w którą stronę pójść. A kiedy Hollis znowu nachyliła się, pogłębiając pocałunek, Finch mogła przysiąc, że świat przestał istnieć. I znowu ta cholerna pewność, że jak się podda, to przepadnie. Że w tej dziewczynie było coś, co potrafiło rozmontować ją szybciej, niż mechanik wyciągał alternator z jej żółtego Ferrari.
— Jesteś taka… — zaczęła, ale słowa ugrzęzły jej na języku, bo bliskość Lyric była głośniejsza niż wszystkie myśli razem.
Nie zdążyła dokończyć. Wraz z odgłosem syreny policyjnej, napięła się do granic możliwości. Spojrzała w lusterko wsteczne, w którym zamigotały niebiesko-czerwone światła.
— Kurwa — syknęła przez zaciśnięte zęby i odsunęła dziewczynę trochę w tył, żeby móc złapać kierownicę, ale wciąż czuła jej ciężar na udach, co rozsadzała myśli na milion kawałków. — Kurwa, kurwa, kurwa — zacisnęła mocniej palce, poprawiając się nieco w fotelu.
Wcisnęła sprzęgło, wrzuciła bieg i ruszyła z piskiem opon. Szarpnięcie było tak gwałtowne, że Hollis przywarła do niej całym ciałem, a Finch czuła jej oddech na szyi i to, jak zacisnęła mocniej uda wokół jej bioder. Kira stłumiła jęk frustracji, próbując skupić się na drodze, chociaż każda sekunda była testem na jej nerwy, bo światła policyjne były coraz bliżej, a w środku auta ciało Lyric rozpalało ją czerwoności. I nie wiedziała już, czy to przez ten pościg, czy to przez to, że miała ją tak blisko. Teraz musiała zachować kontrolę nie tylko nad Ferrari, ale też nad sobą.
— Trzymaj się — mruknęła, znów zerkając w lusterko. Radiowóz był zbyt blisko. Musiała ich jakoś zgubić.
Najpierw w prawo. Koła zapiszczały, samochód przechylił się, a jego tył zatańczył na wybrukowanej drodze. Potem hamulec ręczny i w tył zwrot. Słyszała, jak Lyric jęknęła cicho, kurcząc się i napierając na nią jeszcze mocniej, co dawało idealne obciążenie. Potem skręt w lewo. Zawracają przez czyjeś podwórka, między koszami na śmieci. I jeszcze ostry manewr między zaparkowanymi furami. Kira przełączyła bieg, zrzuciła obroty, a opona złapała i odbiła w bok. W lusterku światła zbliżają się, ale na chwilę giną za murkiem. Małe zwycięstwo, ale bez gwarancji.
Ferrari wyskoczyło z wąskiej drogi, a potem Kira przemknęła nad torami kolejowymi, jeszcze przed zamknięciem rogatek i przed zbliżającym się pociągiem. Radiowóz za nimi musiał zwalniać, żeby poczekać, aż skład przejedzie, albo poszukać innej trasy.
— W porządku? — odchyliła nieznacznie głowę, aby spojrzeć na Hollis, choć podejrzewała, że właśnie przyprawiła ją o co najmniej trzy zawały i jeden udar.
lyric hollis
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona jejtyp narracji3osczas narracjiprzeszłypostaćautor
I faktycznie w tej jednej chwili, kiedy jej serce biło w zastraszającym tempie, a klatka piersiowa łapała resztki oddechu, Lyric faktycznie to czuła. To życie warte grzechu. Tylko co z takiego grzechu, który nawet nie dostaje spełnienia, bo wszechświat miał na nie już inne plany? Gdzie jakaś nagroda za podjęcia ryzyka, kiedy w następnej sekundzie już ściga ich policja?
Kurwa.
Jak oni w ogóle się tu znaleźli? Przecież Finch z taką pewnością mówiła, że ich zgubiła. No chyba kurwa jednak nie za bardzo, skoro teraz siedzieli im na ogonie.
Hollis była przekonana, że Kira ją zepchnie, jakimś sposobem zrzuci ze swoich nóg, by móc prowadzić to przeklęte Ferrari. Jej, kurwa, niedoczekanie. Bo nie dość, że Kira wcale tego nie zrobiła, to jeszcze w następnej sekundzie kazała się jej trzymać trzymać i odpaliła samochód, ruszając z piskiem opon.
TRZYMAĆ KURWA CZEGO?!
Serce podeszło jej do gardła, gdy w tylnej szybie zobaczyła jak radiowóz zaczyna się oddalać, a parcie wywołane rozpędzeniem samochodu dosłownie WBIŁO Lyric w ciało Kiry. Przyspawało ją do niej w taki sposób, że nawet gdyby Hollis chciała się odsunąć, nie byłaby w stanie. I jeśli głupia myślała, że to przy pocałunkach brakowało jej powietrza w płucach, to teraz naprawdę go straciła.
Auto nie zwalniało ani na moment, wchodząc w kolejne zakręty, a Lyric jak ten ostatni debil, trzymała się fotela razem z Kirą w środku tego uścisku. Dosłownie wbijała paznokcie w skórzaną tapicerkę, nie dbając o to, ile Finch będzie musiała zapłacić za naprawę. O ile w ogóle przyjdzie jej cokolwiek naprawiać, bo przecież wciąż istniała szansa, że lada moment się rozpierdolą.
Błagam nie zabij nas, zaklinała ją w myślach, bo jej usta nie potrafiły ułożyć się w złamane słowo. Jedynie płytki oddech osadzał się na nagiej szyi Kiry, podczas gdy biodra Lyric co jakiś czas mimowolnie podskakiwały przy najmniejszej nierówności na drodze i lądowały z impetem na tych Finch. I Hollis już sama nie wiedziała, czy te prądy wstrząsające jej ciałem i dreszcze biegające po kręgosłupie to był efekt szybkiej jazdy, czy może jednak tej niespodziewanej bliskości dwóch ciał. Tej adrenaliny, która nagle rozlałą się po całym jej ciele. Chyba odbierając jej rozum.
I chwała kurwa Bogu, że nie widziała tego przejazdu kolejowego, bo jeszcze wydarłaby się głośno, a takto tylko w tylnej szybie widziała, jak radiowóz jest zmuszony zatrzymać się przed opadającym szlabanem.
Na pytanie czy wszystko było w porządku, Lyric nawet na milimetr nie odchyliła się w tył. Trwała wciąż przyspawana do ciała Kiry, z twarzą schowaną w jej szyi, otulona tym przyjemnym zapachem kobiecych perfum.
— Nie, kurwa. Nie jest — w końcu się odezwała, z tymi ustami przyspawanymi do ciała Kiry, przez co każde wypowiedziane słowo równało się z muśnięciem jej nagiej skóry. Tylko, że Lyric nawet nie pomyślała, że może to działać jakkolwiek rozpraszająco na kierowcę. Czy może jednak wiedziała i po prostu była pierdolnięta? Poczuła jak Kira przekręca głowę, jakby chciała na nią spojrzeć.
— Patrz kurwa przed siebie — skarciła ją w sekundę, znowu zatapiając usta w jej szyi. — Bo jeszcze nas rozjebiesz, a mi nawet życie nie będzie miało kiedy mignąć przed oczami, bo nie będę widziała, kiedy to dokładnie nastąpi — dodała z jakimś takim wyrzutem, bo jedyny widok jaki miała to włosy Finch (co w sumie nie było aż takie złe) i widok przez tylną szybę, który mógł przyprawiać o odruch wymiotny.
kira finch
-
w domu, w głowie, w sercu mam ciemnię
może mnie wywołasz jak zdjęcie?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Pociąg z długim na kilkadziesiąt wagonów składem powstrzymał radiowóz od dalszego pościgu, ale Finch nie zamierzała zwalniać, bo znowu stałyby się łatwym celem. Zacisnęła dłonie na kierownicy, aż pobielały jej knykci, a silnik zawarczał pod maską, czekając na sygnał do kolejnej, szaleńczej ucieczki.
— Powinnam cię zignorować — powiedziała, żeby zaraz znów skupić wzrok na drodze. — Trzeba było się wtedy nie zatrzymywać — prychnęła pod nosem, już bardziej do siebie, niż do niej.
Nie planowała się rozbijać. Na niektóre sytuacje człowiek nie miał wpływu, ale Finch ufała swoim umiejętnościom. I chcąc nie chcąc, teraz Hollis też musiała jej zaufać. Była na nią skazana. Zwłaszcza kiedy tak siedziała na niej okrakiem podczas wchodzenia w kolejny zakręt.
Żwir sunął pod kołami, smugi świateł z pobliskich latarni odbijały się w nieco wilgotnym asfalcie, a nocne, październikowe powietrze wdzierało się do wnętrza samochodu przez uchyloną szybę. Lyric trzymała się zagłówka, a Kira czuła, jak uda dziewczyny zaciskały się na jej biodrach przy każdym gwałtowniejszym ruchu kierownicą. I to doprowadzało ją do istnego szału. Samochód zarzuciło na kolejnym łuku, a Hollis jeszcze mocniej przywarła do ramienia Finch.
— Gdybyś usiadła normalnie, może bym mogłabym trochę zwolnić — zasugerowała, ale wcale nie chodziło o prędkość. Chodziło o to, że przy tych podskokach na wyboistej trasie jej podbrzusze po prostu wariowało przez ogarniające ciepło.
Droga wspinała się teraz łagodnie pod górę, serpentyną w stronę ciemnych wzgórz. Im dalej od autostrady, tym ciaśniejsze zakręty, mniej latarni, więcej cienia, w którym mogły się ukryć. Ale też coraz dalej od miasta.
Gdzieś w oddali zawył wiatr, a żółte Ferrari zanurkowało ku dolinie. Światło reflektorów odbiło się w tafli jeziora. Powietrze stało się chłodniejsze i niosło zapach mokrej ziemi i oleju z przegrzanego silnika. Kira mocniej docisnęła pedał gazu. Silnik nie oponował, prowadząc je głębiej w stronę ciemnego lasu. Gwiazdy ustąpiły zwisającym nisko gałęziom.
— Mówiłam, że cię nigdzie nie wywiozę, ale nie dałaś mi wyboru — rzuciła, zatrzymując samochód w zaroślach na wprost jeziora, po czym zgasiła silnik. — Możesz już ze mnie zejść — zasugerowała. Ale nie musisz, dodała w myślach.
lyric hollis
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona jejtyp narracji3osczas narracjiprzeszłypostaćautor
Światła radiowozu już na dobre zniknęły w tylnej szybie, zupełnie jak panorama miasta, którą teraz przykryły wysokie drzewa. Nawet latarnie w pewnym momencie przestały pojawiać się tak często i droga na tyłach samochodu zrobiła się dość mroczna. Całe szczęście i Kira w czasem zwolniła nieco nogę z gazu i prowadziła z normalną prędkością. Lyric powoli rozluźniła mięśnie, chociaż wciąż trwała w jakiejś gotowości, tak w razie czego, gdyby nagle Finch znowu coś odjebało w tej
— Zejdę z ciebie, jak się w końcu zatrzymasz — bo prawda była taka, że Lyric za nic jej już nie ufała. Przez moment dała się ponieść chwili, dała się oszukać tej złudnej adrenalinie, która łaknęła ciała Kiry, jej pocałunków i chaotycznego dotyku. Ale prawda była taka, że nic z tego nie powinno mieć miejsca. Nie wspominając już o tym, że gdyby nie to, ten drugi pościg wcale nie miałby miejsca.
Dlatego kiedy tylko auto w końcu się zatrzymało, w samym centrum jebanego NICZEGO, Lyric w końcu odkleiła się od ciała Finch. Dopiero wtedy spojrzała w jej szare oczy z bliska i na moment się zawahała. Bo chociaż głowa podpowiadała jedno, tak ciało wcale nie chciało się ruszać. Chciało zostać. Chciało ponownie posmakować tych pełnych, słodkich ust, które teraz miała tak blisko..
— No skoro tak ładnie mnie prosisz — mruknęła zaraz w jej usta, a następnie leniwie zebrała się z jej kolan, przy okazji dłonią pocierając o jej wewnętrzną część uda, oczywiście zupełnie przypadkowo.
— Będziemy tu chwile stały? Świetnie — spytała i sama sobie na to pytanie od razu odpowiedziała. Skończyła już ze słuchaniem się Finch. Nie dość, że wywiozła ją chuj wie gdzie, przyprawiła Lyric o zawał, to jeszcze mieszała w głowie. Hollis potrzebowała powietrza. Potrzebowała się uspokoić — oddech jak i to szalejące niespokojnie serce. — Idę zapalić — oznajmiła i nawet nie czekając na reakcje blondynki, wyszła z auta, trzaskając drzwiami.
Ruszyła w stronę jeziora, przy okazji sięgając do kurki. Całe szczęście miała przy sobie jeszcze kilka papierosów, bo inaczej musiałaby prosic Finch. Weszła na niewielką, kamienną plaże i przysiadła na jednym z większych kamieni. Odpaliła fajkę i wbiła spojrzenie w spokojną taflę.
kira finch
-
w domu, w głowie, w sercu mam ciemnię
może mnie wywołasz jak zdjęcie?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
A potem kolejne prychnięcie wydobyło się z jej ust, gdy Lyric znalazła się blisko jej ust, prowokując, ale nic nie dając w zamian. Zsunęła się z kolan, nagle będąc taka wielce posłuszna i wyszła z samochodu, zostawiając Finch ze ściskiem w podbrzuszu, które domagało się czegoś więcej. Przez chwilę siedziała, patrząc przez szybę, jak Hollis oddala się i przysiada na kamieniu, odpalając papierosa. I dopiero kiedy sama zdołała się otrząsnąć z jej bliskości, Kira pchnęła drzwi od strony kierowcy i wysiadła, wciągając przez nos chłodne, październikowe powietrze, które pachniało lasem i z każdym krokiem w stronę jeziora robiło się coraz chłodniejsze.
— Wiesz, że mogłabym cię teraz tutaj zostawić? — zapytała, sięgając do skórzanej kurtki sportowej po paczkę papierosów. Lyric musiała o tym wiedzieć. Wystarczyło, żeby Finch odpaliła silnik i cofnęła samochód na wysypaną żwirem drogę. Odpaliła fajkę, zaciągnęła się nią porządnie, po czym wypuściła dym nosem. — Nie oczekuję żadnych podziękowań, ale w sumie to byłoby całkiem miłe — dodała z łobuzerskim uśmiechem. Jakiego rodzaju miałaby to być wdzięczność, to już pozostawiała to inwencji twórczej Hollis. Może byłyby tak miłe, jak te pocałunki na dachu klubu? Albo te sprzed kilkunastu minut, kiedy tak zachłannie wpijały się w swoje usta, sapiąc ciężko między jednym a następny pocałunkiem?
Sięgnęła po jeden z kamyków i cisnęła nim w kierunku jeziora, a ten podskoczył kilkakrotnie na tafli, żeby zaraz zatonąć w odmętach jeziora. Tej nocy papieros smakował jakoś inaczej, bo Kira dalej czuła na wargach posmak Lyric.
— Co namalowałaś w porcie? — zapytała, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że dziewczyna spierdalała przed policją jak nienormalna, to chyba wątpliwe, że wcześniej zdołała sfotografować swoje dzieło. A już ustaliły, że to jednak nie była kolejna podobizna Finch, nad czym ta oczywiście strasznie ubolewała. W końcu dalej twierdziła, że jej twarz powinna zdobić ściany wszystkich budynków w Toronto.
Nie oczekiwała, że Hollis podzieli się z nią tą tajemnicą, ale z drugiej strony nie widziała powodu, dla którego miałaby tego nie zrobić. Aha, może dlatego, że Kira zajebała jej samochód. To akurat byłoby całkiem logiczne.
lyric hollis
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona jejtyp narracji3osczas narracjiprzeszłypostaćautor
Nie wiedziała, co myśleć.
Z jednej strony chciała ją zatłuc. Serio. Przynajmniej nie było tutaj żadnych gapiów i jebanych ochroniarzy, którzy potem składaliby przeciwko niej zaznania, że przecież WIDZIELI, co było stekiem bzdur, a z drugiej zaś strony jakby na to nie spojrzeć, Kira naprawdę jej dzisiaj pomogła. A przecież wcale nie musiała. I chyba to właśnie, ta niepotrzebna bezinteresowność, mieszała Lyric najbardziej w głowie.
Słyszała gdzieś za plecami, jak kamienie trzeszczą pod ciężarem butów, a już po chwili Finch była obok. Lyric ponownie zaciągnęła się papierosem i w milczeniu obserwowała, jak ta zbiera z ziemi kilka kamieni, a potem puszcza kaczki, które pod osłoną nocy znikały szybciej niż normalnie.
Nie odpowiedziała jej od razu. Przeczekała jeszcze kilka chwil, kilka buchów i dopiero podniosła spojrzenie do jej twarzy.
— A jednak nie zostawiłaś — zauważyła. Bo Kira już po raz kolejny tego dnia zarzekała się, że MOGŁA ją zostawić i WCALE nie musiała jej pomagać, a przecież jednak to zrobiła. Więc albo miała problem z byciem konsekwentną, albo naprawdę bardzo chciała usłyszeć od Lyric jakieś słowa pieprzonej wdzięczności.
I może coś tam faktycznie się jej należało?
Westchnęła głośno i spojrzała na jej profil.
— Dziękuję — odezwała się w końcu, kończąc fajkę. A kiedy Kira w końcu na nią spojrzała, Lyric wbiła spojrzenie w jej szare (chociaż teraz prawie czarne) oczy. — Nie musiałaś tego robić, a jednak zrobiłaś. Dziękuję — chciała przeprosin? Proszę, kurwa, bardzo. Może jeszcze będzie je chciała też na papierze? Z jakimiś ładnymi naklejkami i kurwa ręcznie robionym rysunkiem? Bo jakoś aż za bardzo interesowały ją te pracę Hollis, biorąc pod uwagę fakt, że ZNOWU pytała o to jej graffiti. Tylko tym razem może faktycznie usłyszy odpowiedź? Przecież i tak były tu same. Plus kilka komarów, które latało nad wodą.
— Robiłam pracę o twoim starym — odezwała się po chwili, po czym podwinęła filter między paznokciami i wystrzeliła nim prosto do jeziora. — A taki tam kawałek o braku sprawiedliwości wobec pozycji władzy — wzruszyła ramionami, wbijając spojrzenie w wodę.
Milczała przez moment, a potem ponownie się odezwała.
— Mam przejebane, Kira. Ty i twój ojciec naprawdę zgotowaliście mi piekło. Aż tak ci zależy, żebym wylądowała za kratkami? — w końcu na nią spojrzała. — To wystarczyło mnie kurwa zostawić tej zasranej policji.
kira finch
-
w domu, w głowie, w sercu mam ciemnię
może mnie wywołasz jak zdjęcie?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Uśmiechnęła się pod nosem. Cholera, mogła ją zostawić. I to dwukrotnie podczas jednego wieczoru. A jednak tego nie zrobiła. Czy to był jakiś przejaw altruizmu? Być może. Albo po prostu zwykły ludzki odruch, bo wbrew pozorom, Kira nie była takowych pozbawiona i miała czasem przypływ empatii. Dlatego, kiedy zobaczyła uciekającą przed policją dziewczynę, zboczyła z trasy, z początku w ogóle nie wiedząc, z kim będzie mieć do czynienia. I kiedy okazało się, że to była Lyric, nie odjechała z piskiem opon. To znaczy, odjechała, ale z nią na miejscu pasażera. A później też nią, ale na swoich kolanach.
— Mój stary nie jest wyjątkowo urodziwy — stwierdziła, co akurat nie było prawdą, bo zarówno ojciec, jak i matka Finch byli pięknymi ludźmi. Przynajmniej wizualnie, bo w środku byli brzydcy i zepsuci. W końcu po kimś Kira musiała mieć tę niesamowitą urodę. — Gdybyś nie zostawiła bazgrołów na szybach Toronto Sun, nie musiałabyś mówić teraz o niesprawiedliwości — zauważyła, zaciągając się papierosem.
Sama była sobie winna. Mogła po prostu odpuścić i puścić wszystko w niepamięć. Ale nie, Hollis wolała iść w zaparte, bo ubzdurała sobie, że Finch ukradła jej samochód. I miała rację, ale nie miała wystarczających powodów, żeby tak sądzić. I chyba nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, z kim zadarła i kim był wspomniany wcześniej ojciec Kiry.
Dopaliła papierosa, cisnęła go pod nogi i przydeptała butem, ukrywając gdzieś pomiędzy drobnymi kamieniami. Miała świadomość, że rujnowała jej życie. Tylko nie miała pojęcia, czego barmanka z The Shop teraz oczekuje, mówiąc o tym głośno.
— Piekło? — powtórzyła z lekkim parsknięciem. — Nie wygłupiaj się, Lyric. Nikt cię w nic nie wjebał. To ty — urwała, spoglądając na nią z ukosa. — Ty zgotowałaś sobie piekło. Po co się w to pchałaś, co? — zapytała, z myślą o niszczeniu budynku redakcji. — Trzeba było siedzieć cicho.
Ostatnie słowa pewnie dawały do myślenia. Kira wciąż nie powiedziała wprost, że brała udział w kradzieży czerwone Chevroleta, ale przez to zdanie przenikała jakaś aluzja. Tylko Finch nie została złapana za rękę, więc przyznanie się teraz do czegokolwiek oznaczałoby strzał w kolano.
Odwróciła głowę i utkwiła spojrzenie w spokojnej tafli jeziora. Przez chwilę wpatrywała się w nią, nic nie mówiąc, aż w końcu ponownie popatrzyła na Hollis.
— Daj m chociaż jeden powód, dla którego powinna wycofać oskarżenia — powiedziała, nie spuszczając z niej wzroku. Była skłonna to zrobić, o ile Lyric zdoła to dobrze uargumentować i przekonać ją do swoich racji. Musiał być to jednak naprawdę dobry powód.
lyric hollis
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona jejtyp narracji3osczas narracjiprzeszłypostaćautor
Chociaż może nie do końca?
— Siedzieć cicho?! — odwróciłą się w jej stronę i wbiłą spojrzenie w szare oczy o wiele bardziej intensywnie niż wcześniej. W tych Lyric zdecydowanie widać było gniew, bo to właśnie on zalewał całe jej ciało od góry do dołu, kiedy słuchała tych bredni. — Kurwa, Finch, ciekawe jak cicho ty byś siedziała, gdyby tobie ktoś zajebał to żółciutkie Ferrari — machnęła ręką w stronę zaparkowanego auta, chociaż kiedy tak wodziła spojrzeniem po jej twarzy, doszła do dość szybkich wniosków. — Ah no tak, co ja gadam, ty byś sobie pewnie po prostu sprawiła nowe — albo sprawiłby je jej tatuś. Na pewno wiedział, że jego córka się ściga. Skoro w kilka godzin potrafił się dowiedzieć wszystkiego o Lyric i nawet odkryć miejsce, w którym trzyma wszystkie swoje farby, z pewnością własną rodzinę miał pod jeszcze większą lupą. — Tylko słuchaj, ale uważaj, bo może to być dla ciebie szok społeczny… nie każdy ma dzianych starych. Nie u każdego się przelewa. Nie każdy może sobie kupić nowe auto. A już na pewno nie każdy ma jebane dwadzieścia koła zasranej kaucji, żeby nie zostać wsadzonym do więzienia — na to ostatnie zerwała się z miejsca i kopnęła w ten żwir pod nogami. Kilka kamyków poleciało do przodu, wpadając niezdarnie do jeziora, podczas gdy Lyric przeszła się kawałek w stronę wody. Potrzebowała uspokoić ten napływ złości, która teraz rozlewała się po całym ciele wraz z krwią, płynącą w żyłach.
Chwile milczała, szczególnie Kira zapytała o ten jeden powód, dla którego powinna odwołać oskarżenia. Jakby kurwa Lyric nie dała jej ich już wystarczająco, jakby Finch nie rozumiała, że to przecież ONA tą kradzieżą rozpoczęła ta serie niefortunnych zdarzeń i kradzież była o wiele większym występkiem niż jebane graffiti. Ale na to już nikt nie patrzył. Bo przecież nie było dowodów. I taka to była właśnie walka z wiatrakami.
— To było auto po moim tacie — odezwałą się w końcu po dłuższej przerwie. Nie patrzyła na Kire, nawet nie drgnęła, trwając w bezruchu, ze wzrokiem wbitym w horyzont. — Zginął kilka lat temu w wypadku. A dokładniej został potrącony przez samochód, który postanowił sobie za dużo zapierdalać na prostej drodze. Matka wypierdoliła i sprzedała wszystkie jego rzeczy. To auto, to było jedyne, co po nim miałam — chciała odpowiedzi? Proszę kurwa bardzo. Ale jeśli tylko spróbuje znowu powiedzieć, że to wszystko wina Lyric, Hollis w sekundę się odwinie i jej przypierdoli. Już bez jakichkolwiek ogródek.
kira finch
-
w domu, w głowie, w sercu mam ciemnię
może mnie wywołasz jak zdjęcie?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Czuła emanującą z Hollis złość i wcale nie mogła dziwić się takiej reakcji. Sama patrzyłaby na nią z nienawiścią, gdyby zapierdoliła jej samochód. Ale pewnie skończyłoby się tak, jak właśnie wspomniała — Finch po prostu kupiłaby sobie nową furę. Miała pieniądze. Własne, zarobione w uczciwej pracy, a także te z nielegalnych wyścigów. Zawsze też mogła liczyć na wsparcie nadzianych starych i bogatych dziadków. Żółte Ferrari nie miało żadnej wartości sentymentalnej, po prostu było szybkim autem, dzięki któremu mogła pod osłoną nocy śmigać po ulicach Toronto. Jeśli nie ten samochód, to inny.
Ale kiedy dziewczyna wspomniała o swoim nieżyjącym ojcu, coś się w niej poruszyło. Nie wiedziała do końca, co to było, ale poczuła dziwny ścisk gdzieś pod żebrami. Dokładnie w miejscu, gdzie powinno znajdować się serce. A może to właśnie oznaczało, że Kira Finch jednak miała serce. Albo przynajmniej coś na jego wzór.
— Przykro mi — powiedziała cicho, nie spuszczając wzroku z twarzy Hollis, w której odbijało się słabe światło, wiszącego ponad ich głowami księżyca. No bo co miała więcej powiedzieć? Że wie, gdzie był jej Chevrolet? Że ludzie to jednak mieli najebane, że tak zapierdalali jak nienormalni, kiedy sama wcale nie była od nich lepsza? — Jutro wycofam oskarżenia, jeśli to może w czymś pomóc. Moim starym się nie przejmuj — oznajmiła, bo akurat w tej kwestii Paul Finch nie miał zbyt wiele do gadania. On i tak tylko pomagał swojej córce. Zresztą jak zawsze, kiedy pakowała się w jakieś beznadziejne sytuacje. — Mam nadzieję, że uda ci się odzyskać samochód — dodała, bo chociaż historia Lyric należała do tych wyjątkowo smutnych i pewnie gdyby opowiedziałaby ją w jakimś programie typu Mam Talent, to od razu przeszłaby dalej, nawet jeśli nie posiadała żadnych zdolności. Mimo to nie mogła powiedzieć jaj prawdy.
Kira miała ochotę sięgnąć po jeszcze jednego papierosa, ale zamiast tego spojrzała wymownie w kierunku zaparkowanego między drzewami Ferrari.
— Chodź — rzuciła, wciskając ręce w kieszeni i zaczęła stąpać tyłem we wspomniane miejsce. — Podrzucę cię gdzieś do miasta — zaproponowała i podejrzewała, że jednak dziewczyna skorzysta z jej oferty. Znajdowały się pośród niczego, do centrum było ze dwadzieścia kilometrów, żaden uber nie zapuściłby się w te rejony, a ona przecież nie miała swojego samochodu.
lyric hollis
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona jejtyp narracji3osczas narracjiprzeszłypostaćautor
Przecież tego typu zwierzenia nawet nie leżały w naturze Lyric. Nigdy. Nigdy nie mówiła, co leży jej na sercu, nigdy nie narzekała na to, że jej źle czy smutno. Była wręcz nienaganna w udawaniu, że wszystko było w należytym porządku. A jednak tu się wydawała. I po co? Żeby dać kirze satysfakcję, że nie tylko zapierdoliła jej auto, to jeszcze do tego wszystkiego, że trafiła prosto w czułe miejsce Hollis? Że ta zdobycz, do której ciągle nie chciała się przyznać znaczyła dla Lyric więcej, niż mogło się wydawać?
A może jednak liczyła na pewne zrozumienie? Żeby może jakby powiedziała je prawdę, opowiedziała o Marku, że może to sprawiłoby, że Finch wycofa oskarżenia? Nim Kira się odezwałą, Lyric już zdążyła skarcić się w myślach i nazwać idiotką, że w ogóle pomyślała, że cokolwiek z tego mogło się faktycznie spełnić. A jednak kiedy tuż obok niej wybrzmiało krótkie przykro mi, Hollis otworzyła szeroko oczy. Nawet jakieś przypadkowe prychnięcie wydarło się z jej gardła, bo jakoś w pierwszej chwili nie chciało się jej wierzyć, że Finch nagle znalazła swojego zgubione dobre serce.
— No na pewno — pokręciła głową, kompletnie nie przyjmując tego udawanego współczucia. Tylko że już po chwili ona oznajmiła, że wycofa oskarżenia i to już sprawiło, że Hollis energicznie przekręciła głowę w jej stronę. — Jaja sobie ze mnie robisz? — ściągnęła brwi. Nie mogła jej wierzyć. Pewnie była to tylko jakaś kolejna zagrywka, która miała na celu wpierdolenie Lyric w jeszcze większe gówno. A jednak w szarych oczach Kiry widniała pewna szczerość i współczucie. Czy naprawdę istniała szansa, że mogła je wycofać?
— Dzięki — tylko tyle mogła jej powiedzieć. Na nic więcej nie było ją stać, bo przecież wciąż jej nie ufała. Prawdziwie podziękować mogła jej dopiero, kiedy Finch te oskarżenia faktycznie wycofa. O ile jej ojciec w ogóle jej na to pozwoli. Bo przecież ten człowiek wiedział WSZYSTKO. Kurwa, wiedział nawet, gdzie Hollis trzymała swoje spraye na drugim końcu miasta, a co dopiero na jakim etapie jej sprawa sądowa jego własnego dziecka. Prawda była taka, że wszystko mogło się jeszcze wypierdolić. I znając szczęście Lyric, było to nawet bardziej niż prawdopodobne.
— Okej — skineła głowa, na tą propozycje podwózki do miasta. Jeszcze tego by brakowało, żeby Kira zostawiła ją tu pośrodku niczego. Tutaj to pewnie nawet taksówki nie dojeżdżały. — Do Greektown — poprosiła już w samochodzie, kiedy zapinała pas bezpieczeństwa na miejscu pasażera. — I błagam poniżej stu dwudziestu — dodała jeszcze, gdy silnik żółtego Ferrari wybrzmiał dookoła, płosząc kilka ptaków, śpiących przy wodzie.