-
Czego więcej mogę chcieć?
Za rękę
Za nami klub złamanych serc
Za rękę
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjiczas narracjipostaćautor
Choć w tym przypadku to co zostanie tutaj teraz napisane zabrzmi co najmniej dziwnie, randki w ciemno jakoś nigdy nie wpisywały się w ulubiony sport Theo. Dlaczego? Cóż, odpowiedź na to pytanie była w gruncie rzeczy prostsza, niż mogłoby się wydawać. Otóż Norris nie przepadał za nimi, ponieważ w takich chwilach nie miał kontroli na ewentualnymi wydarzeniami. Odkąd tylko pamiętał ciągle ktoś miał nad nim przewagę. Najpierw ojciec, potem dzieciaki w szkole a na końcu zakład karny, nic dziwnego w tym, że czuł się nieswojo, gdy ktoś rzucał mu tego typu wyzwanie. Ale tym razem musiał się przełamać.
Był nowy w mieście, mieszkał tu raptem od dwóch tygodni i nie znał praktycznie nikogo. Ta randka spadła na niego z nienacka. Od słowa do słowa po prostu został na nią umówiony. A co najgorsze. Nie wiedział nic o swojej towarzyszce. Nie miał pojęcia jak wyglądała, ile wiosen liczyła, skąd się wywodziła, ani tym bardziej, czym się na co dzień zajmowała? June - tak podobno miała na imię. Na tę chwilę jemu to wystarczyło. Reszta przecież rozwiąże się sama, gdy w końcu ją pozna, prawda? Nie powinien w coś takiego w ogóle wchodzić. Nigdy, przenigdy.
Czemu więc zgodził się na kolejny pokręcony pomysł jednego ze swych kumpli? Jeśli chłopak miałby być szczery chociażby w stosunku do samego siebie, to zmuszony był przyznać, że po tym wszystkim co ostatnio wydarzyło się w jego życiu, potrzebował chwili wytchnienia. Czegoś na kształt możliwości oderwania się od szarej rzeczywistości, powiewu czegoś świeżego, nowego i ekscytującego. Co tu dużo mówić, Theo kochał sport, a co za tym idzie zastrzyku adrenaliny.
Zaparkował auto nieopodal stojącej pary, która najwidoczniej nie mogła się ze sobą pożegnać. Był ciekawy czy wraz z dzisiejszą dziewczyną również tak skończy, ale natychmiast wybił to sobie z głowy. Nie przyszedł tu żeby szukać miłości, a żeby miło spędzić czas. Pierwsze kroki skierował do drzwi, które prowadziły do restauracji. Kelnerowi podał nazwisko, a ten przyprowadził go do stolika gdzie - o dziwo - czekała już na niego June.
- Cześć, jestem Theo. - Odezwał się tym swoim charakterystycznie niskim głosem, po czym wyciągając dłoń w jej kierunku, przelotnie zmierzył ją wzrokiem, uśmiechając się przy tym iście diabelsko. Podobała mu się, to musiał przyznać. Nigdy nie był w poważnym związku, a ostatnio w ogóle nie miał drugiej połówki. Zatapiając się w jej oczach kompletnie zapomniał o kwiatkach, które zostawił w samochodzie.
- Przepraszam na chwilę.- Mruknął i wyskoczył z knajpy do auta, by chwilę później stać przy kobiecie z powrotem z bukiecikiem, który zakupił na szybko tuż przed przyjazdem na randkę. - Długo na mnie czekasz? Myślałem, że będę pierwszy. - Powiedział, uśmiechając się delikatnie. Nie był pewny pierwsze wrażenie było pozytywne, podniósł wzrok i spojrzał na swoje krzywe odbicie w płytkach na sali. Potargane włosy, jego znał rozpoznawczy, ale dzisiaj gwóźdź do trumny. Zapomniał je ułożyć.
June Harrison
-
baby it’s cold outside
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Naturalnie, trochę się denerwowała. Trochę bardziej niż przed innymi randkami, bo o swoim towarzyszu na ten wieczór nie wiedziała właściwie nic. To chyba pierwszy raz, gdy zdecydowała się spotkać z kimś zupełnie „w ciemno”, bez przeprowadzenia wcześniej choćby jednej, krótkiej rozmowy. Totalny nieznajomy. Było to na swój sposób ekscytujące, ale sprawiało też, że czuła się nieco niepewnie. Umówił ich ze sobą wspólny kolega, któremu June ufała na tyle, by dać zielone światło w kwestii wyboru - zarówno odpowiedniego kandydata, jak i miejsca spotkania. Może sprzykrzyło mu się już słuchanie wiecznych narzekań Harrison na to, że w Toronto nie ma już fajnych facetów, którzy nie byliby już dawno zajęci, a przy tym byli emocjonalnie dostępni.
Theo - bo tak właśnie miał mieć na imię mężczyzna - podobno dopiero co pojawił się w mieście i szukał nowych znajomości. Tyle informacji jej wystarczyło. Albo raczej musiało wystarczyć, bo kumpel nie chciał za bardzo wdawać się w szczegóły, próbując wmówić June, że może im mniej będzie na tym etapie wiedziała, tym lepiej, a o wszystko co ją będzie interesowało, będzie mogła zapytać już bezpośrednio u źródła.
Nie spodziewała się fajerwerków ani nawet tego, że po tym wieczorze zapoznawczym, zdecydują spotkać się ponownie. Liczyła jedynie na to, że spędzi miło czas w czyimś towarzystwie, bo szczerze mówiąc, miała już serdecznie dość typowych dla siebie, samotnych, piątkowych wieczorów.
To tylko kolacja.
Próbowała uspokajać się w myślach, gdy przed wyjściem nakładała biżuterię, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. W drodze do restauracji natomiast, uświadomiła sobie, że zupełnie zapomniała zapytać chociażby o to ile Theo miał lat, a wydawało jej się to dość istotną kwestią. Pozostało jej tylko mieć nadzieję, że nie okaże się sfrustrowanym starszym panem ani też totalnym gówniarzem.
Na miejsce dotarła jako pierwsza, co w sumie ani trochę jej nie zdziwiło, bo była do bólu punktualna, a w dodatku tego dnia, w obawie, że stanie się coś niespodziewanego, w efekcie czego się spóźni, opuściła mieszkanie dużo wcześniej niż początkowo planowała. Siedząc już przy stoliku, starała się rozluźnić, choć z minuty na minutę stresowała się coraz bardziej, co ciężko było już utrzymać pod kontrolą.
Restauracja miała ładne wnętrze - eleganckie, ale bez przesady i zadęcia. Czekając, June rozglądała się uważnie, zapamiętując co zamawiali ludzie wokół niej i zastanawiając się jakie tematy mogłaby poruszyć, a jakie ma omijać szerokim łukiem oraz o co powinna zapytać swojego towarzysza.
Drzwi restauracji nagle się otworzyły, a wzrok policjantki natychmiast skupił się na młodym mężczyźnie stojącym w wejściu. Przyciągał uwagę, zapewne nie tylko jej, ale i reszty przedstawicielek płci pięknej w lokalu. Był atrakcyjny - na tyle, że June obserwowała go z nutką nadziei w oczach na to, że to właśnie na niego czekała.
Gdy podszedł do stolika, grzecznie wstała, by się przywitać.
— June, miło mi — odpowiedziała z promiennym uśmiechem, podając mu dłoń. Przez ten krótki moment, patrzyli na siebie bez słowa, tak jakby oboje oceniali sytuację. Theo był atrakcyjnym mężczyzną i na pierwszy rzut oka, zrobił na Harrison dobre wrażenie. Wysoki, dobrze zbudowany, ubrany odpowiednio do okazji. Miał piękny uśmiech - serdeczny, ale też lekko łobuzerski, a przy tym elektryzujące spojrzenie. Włosy, delikatnie kręcone i potargane wiatrem, tylko dodawały mu uroku.
Co jest, do cholery?
Stała w osłupieniu, nie do końca pewna tego co się właściwie stało. Theo ulotnił się jeszcze szybciej niż się tam pojawił, ale na szczęście tylko na chwilę, zanim jeszcze zdążyła wymyślić setki czarnych scenariuszy i powodów jego nagłego zniknięcia. Kwiaty. Zapomniał o kwiatach. To lekkie roztargnienie wydało się jej słodkie, ujmujące i w jakiś sposób dodało jej otuchy, bo mogło być dowodem na to, że nie tylko ona stresowała się tym spotkaniem.
— Tylko chwilkę — małe kłamstwo, ale po pierwsze, nie chciała, by miał przez to wyrzuty sumienia, a po drugie - sama się na to czekanie skazała, przychodząc do restauracji o wiele za wcześnie, czego też wstydziła mu się wyznać.
— Dziękuję za kwiaty, są śliczne — powiedziała, odkładając bukiecik na stół. Pomyślała, że to miłe i szczerze mówiąc - w dobie tindera i szybkich numerków - rzadko już niestety spotykane.
Zaczęli od typowej gadki o pogodzie, po czym przeszli na temat jedzenia, gdy przeglądali już kartę dań. June poleciła mu kilka naprawdę dobrych knajp w Toronto, nim kelner zdążył do nich podejść.
Nie było niezręcznie, czego tak bardzo się obawiała. Nie czuła się też już spięta.
Przez chwilę nawet pomyślała, że może jednak to nie będzie totalna katastrofa.
theo norris
-
Czego więcej mogę chcieć?
Za rękę
Za nami klub złamanych serc
Za rękę
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegotyp narracjiczas narracjipostaćautor
- Cieszę się, że ci się podobają.- Odparł spokojnie, choć serce wciąż biło mu szybciej niż zwykle. - Wybierałem w pośpiechu, więc to raczej zasługa florystki niż moja. - Uśmiechnął się lekko, a potem rumieniec na jego policzkach prawie go poparzył. Niepotrzebnie to mówił, mógł milczeć i tylko kiwnięciem głowy podziękować za komplement. Westchnął, gdzieś tam w środku. Nie był nauczony randek, zazwyczaj ich unikał, bo nie wychodziły tak jakby sobie tego życzył.
Usiedli naprzeciw siebie. Theo odsunął lekko krzesło, poprawił mankiet koszuli, po czym chwycił menu, choć chyba bardziej dla zajęcia rąk niż z realnej potrzeby. Miał wrażenie, że palce mu lekko drżą.
Przez krótki moment panowała cisza, trochę nawet niezręczna, ale na szczęście to ona pierwsza się odezwała. Jak to zazwyczaj bywało najpierw musieli obgadać pogodę, bo przecież ta w Toronto potrafiła być kapryśna. Theo jednak był przyzwyczajony do zimna, bo przecież urodził się w miasteczku, gdzie śnieg był normalnym zjawiskiem. Potem obgadali dania główne i restauracje. Okazało się, że June znała miasto jak własną kieszeń, potrafiła z pasją opowiadać o restauracjach, które odwiedziła. Sam podziękował jej za polecenie kilku miejsc, w tym - podobno - wspaniałej burgerowni i maleńkiego bistro z francuską kuchnią. Napięcie stresu z minuty na minutę zamieniało się w swobodę, co Theo przyjął z wyraźną ulgą.
- Widzę, że jest tu dosyć spory wybór. Trudno się zdecydować, prawda? - Spojrzał na June spod karty, a włosy lekko opadły mu na twarz. Nigdy nie potrafił ich do końca ułożyć, żyły swoim życiem. - Właściwe nie wiem czemu to robię. Zawsze kończy się tak samo. Wybieram coś co wygląda dobrze, a potem żałuję, że nie wziąłem tego, co zamówiła druga osoba. - Wystarczył jeden uśmiech kobiety, by cała jego nieśmiałość nagle się ulotniła. Rzadko kiedy przychodziło mu to z taką łatwością, a przede wszystkim, aż tak szybko.
Nagle podszedł do nich kelner, a Norris musiał przyznać przed samym sobą, że nawet dobrze karty nie przestudiował. Cały ten czas był wpatrzony w June, co nieco go zdziwiło, bo przecież z początku chciał tylko odbębnić tą randkę i wrócić do domu. Gdy tylko zamówił pierwsze danie z brzegu, momentalnie wrócił do kontaktu wzrokowego ze swoją towarzyszką.
- Mieszkasz tutaj od zawsze? Czy tak jak ja jesteś tu, bo coś cię zmusiło? - Zapytał po chwili. Powiadają, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, więc jeśli tak jest to Theo ma tam już zarezerwowany apartament. Miał tylko nadzieję, że ona nie jest równie wścibska i że ich wspólny znajomy przemilczał fakt, że Norris kiedy siedział w więzieniu. To mogłoby całkowicie zniszczyć ich miło zapowiadający się wieczór.
- Ja jestem z miasta, gdzie czas płynie wolniej. Każdy się zna, jeśli nie z imienia to chociaż z widzenia. Nikt do nikąd nie pędzi, nie śpieszy się, cieszą się chwilą. Tu jest inaczej. - Spojrzał po sali na twarze innych osób. Wiele razy, będąc w jakimś nowym miejscu, myślał o tym czemu większość z nich nie ma na twarzy uśmiechu. Pracują od rana do wieczora, nie spojrzą za siebie, bo ciągle patrzą w przyszłość i na konto bankowe. Więzienie nauczyło go wiele, ale najbardziej tego, że trzeba cieszyć się nawet jednym promykiem słońca.
Z zamyślenia wyrwała go cicha muzyka, odwrócił głowę i zobaczył jak starszy pan gra na fortepianie. No pięknie, nie dość, że to ich pierwsza randka w dosyć ekskluzywnej restauracji to jeszcze z romantyczną muzyką. W jednej chwili z tego pewnego siebie mężczyzny zamienił się w chłopca, który prosił, by tylko June nie poprosiła o taniec.
- Brakuje tylko skrzypków i miejsca na parkiecie. - Powiedział jakby od niechcenia i momentalnie pojawiła sie kobieta ze smyczkami. Ewidentnie się nad nim znęcali, albo była to zaplanowana akcja prowadząca Theo do wewnętrznego zniszczenia.
Spojrzał na kobietę z niepewnym uśmiechem. Niektóre pary wstawały na dźwięk muzyki, a jemu zrobiło się niezręcznie. Nie potrafił tańczyć, ale też nie chciał wyjść na sztywniaka. Był rozdarty.
June Harrison
-
baby it’s cold outside
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Zasługa florystki? Jesteś chyba zbyt skromny. Tak czy inaczej, doceniam to — mruknęła, uśmiechając się przy tym pod nosem delikatnie i przyglądając się mu przez chwilę uważnie. Zerknęła jeszcze raz przelotnie na bukiecik i zaraz znów wróciła spojrzeniem na jego twarz. Pomyślała, że Theo mógłby jeszcze bardziej zapunktować chyba tylko tym, gdyby to on sam zebrał kwiaty na jakiejś łące, ale wiedziała, że to już
Z reguły potrafiła dobrze czytać ludzi, choć chyba lepiej radziła sobie z tym w pracy, niżeli w życiu prywatnym, bo nie zauważyła zbyt dużo znaków, które mogły sugerować, że czuł się zakłopotany, czy wręcz zawstydzony. Dostrzegła, że był lekko spięty, ale uznała, że to normalne - może on też nie miał w zwyczaju chodzić na randki w ciemno? Delikatne drżenie jego dłoni kompletnie jej umknęło, widziała natomiast jak poprawiał mankiety koszuli, ale przecież nie musiał to być wcale nerwowy odruch. Nie zamierzała pytać o to wprost, by w razie czego nie pogorszyć sytuacji, ale wpadła na pomysł jak mogła dodać mu nieco otuchy, jeśli rzeczywiście zjadały go nerwy.
— Musisz mi wybaczyć, jeśli przypadkiem palnę coś głupiego. Trochę się denerwuję, to mój pierwszy raz — przyznała, lekko nachylając się nad stolikiem w jego stronę, tak jakby zdradzała swój największy sekret — To znaczy, pierwszy raz kiedy spotykam się z kimś kogo zupełnie nie znam! — doprecyzowała zaraz, zdając sobie sprawę jak absurdalnie mogło zabrzmieć to pierwsze zdanie. Spojrzała na niego, lekko rozbawiona i uniosła brew, tak jakby chciała powiedzieć: „Widzisz? Już plotę głupoty!”.
Z czasem zaczęła odczuwać, że napięcie maleje, a Theo coraz bardziej swobodnie z nią rozmawiał. Przeglądając kartę, wymienili się opiniami na temat każdego dania, jakie restauracja miała w ofercie, co w sumie i tak nie bardzo pomogło obojgu w podjęciu decyzji. Cóż, June nie miała pojęcia, że w czasie, gdy ona była zajęta dokładnym studiowaniem składników każdej potrawy, mężczyzna wolał przyglądać się właśnie jej.
— Zdecyduję się chyba na to bezmięsne risotto — powiedziała w końcu pewnie, wskazując na odpowiednią pozycję w karcie — Wegetarianką nie jestem, ale wygląda to naprawdę dobrze, nie sądzisz? — dodała, w końcu znów unosząc na niego wzrok. Słuchając go z uwagą, przytaknęła, szeroko się uśmiechając — Umówmy się tak, że jeśli moje danie rzeczywiście spodoba ci się bardziej, to się wymienimy, zgoda? — zaproponowała, chcąc zachęcić go do podjęcia decyzji, bo kątem oka widziała już jak kelner zbliżał się do ich stolika. Po złożeniu zamówienia, od razu wrócili do rozmowy i trzeba przyznać, że Harrison ucieszyła się z tego, że nie musiała jako jedyna jej podtrzymywać. Theo od razu przejął nieco pałeczkę, pytając o to skąd pochodziła i sam opowiedział co nieco o swoim rodzinnym mieście.
— Minęło już dziesięć lat od mojej przeprowadzki tutaj, choć w sumie to od zawsze czułam, że to moje miejsce. A pochodzę z Kingston, to jakieś trzy godziny drogi stąd. Nie jest to malutka mieścina, ale zdecydowanie mniejsza niż Toronto — wyjaśniła i zrobiła krótką pauzę, zastanawiając się nad kolejnym pytaniem — Powiedzmy, że moje dziecięce marzenia mnie do tego zmusiły — odpowiedziała dość tajemniczo, być może celowo nie wyjawiając wszystkiego od razu. Było coś ekscytującego w tym, że póki co bardzo mało wiedzieli na swój temat. Nie zamierzała go okłamywać, czy specjalnie zatajać jakichkolwiek informacji, po prostu nie chciała przesadnie trajkotać tylko o sobie - pozwalała, by wszystko płynęło naturalnie, swoim własnym tempem.
Otwierała już usta, by zapytać o to czym się zajmował, ale nagle coś przykuło jego uwagę. Natychmiast podążyła wzrokiem tam gdzie on i uśmiechnęła się delikatnie do własnych myśli, słysząc łagodne dźwięki fortepianu. Po jego słowach, na widok skrzypaczki, trudno jej było powstrzymać parsknięcie śmiechem, choć to może niegrzeczne. Zasłoniła na chwilę usta, próbując się opanować, bo pomyślała, że mógł jeszcze zachcieć miliona dolarów, skoro jego słowa okazywały się szybko tak bardzo prorocze!
— Theo, czy to jakiś pokręcony sposób na to, by zaprosić mnie do tańca? — przechyliła lekko głowę, spoglądając wprost w tęczówki swojego towarzysza. I gdy myślała, że mu pomaga, pogrążyła go jeszcze bardziej. Widząc pary wstające od stolików i kierujące się w stronę parkietu, trochę im nawet pozazdrościła. Nie zamierzała się jednak wyrywać jako pierwsza. Skoro chciał zatańczyć, to musiał wykazać chociaż troszeczkę inicjatywy!
Tyle, że on wcale nie chciał, prawda?
— Może i racja, zaraz pewnie podadzą nam nasze dania… — szepnęła i spuściła wzrok z lekko zrezygnowanym westchnieniem, odbierając jego nagłe milczenie jako niezbyt śmiałą odmowę.
Theo Norris