-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
- Wie? - uniósł pytająco brew - Tak jak wiedziała, że zaliczy to pierwsze kolokwium? - uśmiechnął się do niej łobuzersko wypominając jej pewną sytuację.
Doskonale pamiętał jaka była pewna siebie. Wpierw powiedziała mu otwarcie, że się z nim nie prześpi, a później uważała, że nie zagnie swojego profesora. Oczywiście nie chodziło wtedy o jego przedmiot. On po prostu dogadał się z wykładowcą i wziął na siebie jedną z grup, które miały odpowiedzieć na pytania z tego kolokwium. Grupę, w której była Mara i cóż... Jakby nie patrzeć był profesorem, znał się na rzeczy, więc tak bardzo jak się broniła, nie mogła się przygotować na jego pytania. Czy grał fair? W żadnym wypadku, ale to też część jego uroku. Zawsze osiągał to czego pragnął. Za wyjątkiem kobiety opierającej się obok niego o barierki.
Jeszcze to jak na niego teraz patrzyła. Nie powinna. Oboje o tym wiedzieli. To nie był już jedynie niewinny flirt. Ta intensywność nie była spowodowana którąś z jego wypowiedzi. Podążał za jej wzrokiem, który spoczywał na jego ustach. Wiedział, co to znaczy. Nie mogła patrzeć tak na niego te kilka lat temu? A raczej dać się ponieść temu, co czuła teraz? Mogliby być w zupełnie innym miejscu. Oboje. Najgorsze było to, że ona nie była mu obojętna. Nie powinna istnieć dla niego już żadna inna kobieta prócz jego narzeczonej, a tymczasem jej siostra wybudzała w nim właśnie te zakazane emocje. Bo wyobrażał sobie jakby to było złapać ją za biodra, posadzić na tej barierce i wpić się w jej usta. Nie... Wiedział jakby to było. Pytaniem pozostawało czy byłoby tak dobrze jak myślał, czy jeszcze lepiej.
- Mhm... Piersi już sprawdziłem, więc teraz pora na tyłek. - uśmiechnął się do niej łobuzersko i bez żadnych skrupułów pozwolił właśnie by jego wzrok zsunął się na jej pośladki gdy się odwróciła, co więcej nawet pozwolił się na tym złapać robiąc jedynie minę pod tytułem - i co z tym zrobisz?
To byłą jednak ostatnia miła wymiana między nimi. Przyszłą pora wrócić do rzeczywistości, która przecież wcale nie była taka szara. Jego przyszła żona też jest cholernie atrakcyjną dziewczyną. Wżeniał się nawet w jej rodzinę, więc będą ze sobą spędzać coraz więcej czasu. I to właśnie będzie problematyczne. Więc zasiadając przy ich rodzinnym stole nie czuł się do końca fair. Oczywiście odpowiadał na wszystkie pytania jej rodziców, uśmiechał się kiedy trzeba, a nawet okazywał trochę czułości swojej partnerce jak na dobrego narzeczonego przystało, chociaż nagle za to czuł się trochę winny wiedząc, że Mara siedzi na przeciwko niego. To nie powinno mieć znaczenia, a jednak gdzieś w głębi serca jednak miało.
Gdy jej siostra w końcu nie mogła już wytrzymać i obwieściła światu dobrą nowinę nie obserwował reakcji jej rodziców. Spoglądał na kobietę siedzącą naprzeciwko. Chciał wyłapać każdy najdrobniejszy szczegół. Czy będzie szczęśliwa? Zawiedziona? Zazdrosna? Znów robił nie to co trzeba. Jednak w tym momencie właśnie to interesowało go najbardziej.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
- To był cios poniżej pasa- posłała mu swoje nieco groźne spojrzenie na wspomnienie tamtego dnia, gdy załatwił ją w tak cwany sposób. Wykorzystał swoją pozycję, aby zagrać jej na nosie i oczywiście, że się wtedy wściekła. Ale to też ją zmotywowało, aby do poprawki się przygotować znacznie lepiej. Tak, żeby nie dać mu znowu możliwości, aby ją zagiąć. Więc ostatecznie jego ruch sprawił, że jej wiedza stała się znacznie bogatsza, a złość dosyć szybko minęła. Tak jak teraz, gdy jej groźnemu spojrzeniu towarzyszył lekki uśmiech. Nigdy nie potrafiła się na niego długo gniewać. Nawet jeżeli nie zawsze się zgadzali i momentami prowadzili zażarte dyskusje, to rzecz w tym, że to właśnie z nim chciała je prowadzić. Dlatego, kiedy zniknął z jej życia, w jej sercu pojawiła się tęsknota za nim, z czasem przykryta żalem.
Nie sądziła, że pomimo trzymanej urazy, wciąż będzie wyzwalał w niej takie namiętne emocje. Mimo, że doskonale pamiętała jak się odciął i wiedziała, że jest zajęty i to przez jej siostrę, która znajduje się kilka metrów obok nich, to i tak nie potrafiła odsunąć od siebie tych wszystkich myśli. Nie potrafiła przestać go pożądać. A może najzwyczajniej na świecie nie chciała? Jakby była swoim własnym terapeutą, co by właśnie sobie powiedziała? Chyba faktycznie to psychologowie najbardziej potrzebują terapii. Bo jeszcze na koniec dołożyła kolejny powód kręcąc tymi biodrami z pewną satysfakcją, gdy zauważyła, że faktycznie jego wzrok tam powędrował. Tak, była zadowolona, że nie był obojętny całkowicie na jej wdzięki. Widziała to w jego spojrzeniu, w jego uśmiechu. Niewiele się zmieniło przez te lata.
Przynajmniej tak sądziła, dopóki prawda nie uderzyła ją tak mocno w twarz. Zmieniło się wiele. Cholernie wiele. Jej siostra nie była jedną z wielu jego studentek, które poleciały na jego urok. Jadł przecież obiad w ich domu poznając rodzinę swojej dziewczyny. Uśmiechał się i był taki czuły… Mara próbowała jak mogła nie patrzeć w ich kierunku. Głowa jej latała na boki bądź była utkwiona w talerzu, byleby nie patrzeć jak mężczyzna, który był jej przyjacielem. Mężczyzna, od którego chciała coś więcej, okazuje czułość innej kobiecie. Cholera, nawet nie sądziła, że jest zdolny do takich gestów.
A już tym bardziej nie spodziewała się, że jest w stanie się oświadczyć. Arthur Llewellyn mężem? To niemożliwe. To wieczny kawaler uganiający się za każdą krótką spódniczką. A jednak tak bardzo się pomyliła. I to znowu w swoim życiu. Kolejny raz w stosunku do mężczyzny, który nie był jej obojętny. Akurat miała chwycić kieliszek z winem, gdy jej siostra obwieściła tą jakże radosną nowinę. Momentalnie, wręcz instynktownie spojrzała od razu na Arthura i to w nim utkwiła swoje spojrzenie. Wpatrywała się wprost w jego tęczówki, skoro i on nie odrywał od niej swojego spojrzenia. Jej ręka zamarła na nóżce od kieliszka, którego nie była w stanie nawet unieść. Po prostu patrzyła się przed siebie ze wzrokiem pełnym szoku, niedowierzania, niezrozumienia, ale także bólu. Czemu wieść o tym, że jej siostra jest zakochana i wychodzi za mąż ją boli? Czemu zamiast się uśmiechać, podejść do siostry i ją przytulić, wpatruje się w jej narzeczonego tak jakby właśnie ją spoliczkował tą nowiną?
- Gratulacje - w końcu z siebie wydusiła zerkając przelotem na siostrę, a gdy rodzina zaczęła wstawać, by ich uścisnąć, uznała to za świetny moment, by się ulotnić.- Pójdę przygotować deser- dodała szybko wstając wraz z kieliszkiem w ręce i nie patrząc już w kierunku państwa młodych, pomknęła do kuchni. Jednak zamiast wyłożyć ciasto, wyjęła kolejną butelkę wina, którym od razu napełniła swój kieliszek. Od razu przechyliła całość, jakby miało jej to pomóc odnaleźć się w tej popieprzonej sytuacji. Nalała sobie kolejny kieliszek, lecz tym razem po prostu oparła się dłońmi o blat i przymknęła oczy próbując znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły , by się uśmiechnąć i pójść im pogratulować. Bo tak wypada, prawda? Nawet jeżeli ta wiadomość ją w pewien sposób rozdarła.
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
O wiele większe wyrzuty sumienia powinno spowodować to, co robił potem. Tak ostentacyjne wpatrywanie się w tyłek siostry swojej narzeczonej? To było karygodne. Jeszcze gorsze było to, że żadne z nich w danym momencie nie czuło się z tym źle. Ona kołysała dla niego biodrami, za które chciał ją złapać przecież już tyle razy. On dawał jej odczuć, że nie jest mu kompletnie obojętna. Nie jest tylko rodziną. Nadal jest w jego oczach kobietą. Kobietą, którą nadal chętnie by zdobył. Kiedyś tak, można było powiedzieć, że chciał ją po prostu zaliczyć, jednak po tych kilku latach znajomości pragnął ją zdobyć. Posiąść, a nie tylko się z nią przespać. Wtedy był to dla niego przełom. Wieczny kawaler, który nie znał takiego pojęcia jak związek, czy relacja zapragnął budzić się przy jednej osobie, chodzić z nią spać i najchętniej spędzać jeszcze większość dnia. Niestety tylko to ostatnie było im od czasu do czasu dane.
Siedząc z nimi przy rodzinnym stole czuł się dziwnie. Trochę fałszywie. Oczywiście dla kogokolwiek innego był tym samym czarującym facetem, którego poznały obie siostry, lecz może Mara była w stanie dostrzec bardzo subtelne sygnały świadczące o tym, że nie czuł się przy tym stole całkowicie swobodnie. Potrafił okazać swojej narzeczonej czułość, zagadać jej rodziców. Przecież nie odkochał się w kilka minut. A jednak nawet mając pod ręką kobietę, którą kochał, ciężko było mu oderwać wzrok od tej, która kiedyś mu uciekła. Uciekła, a teraz bardzo prawdopodobnie będzie z nim związana na całe życie. Czy tak będą wyglądać każde święta? Każda okazja do spotkań? To wszystko nie miało tak wyglądać.
Obwieszczenie szczęśliwej nowiny również miało być... No właśnie. Szczęśliwe. Jego narzeczona na pewno się cieszyła. Rodzice byli zaskoczeni, lecz gdy pierwszy szok już z nich zszedł również udało im się uśmiechnąć, ucieszyć. Przytulić ich wszystkich. Jedyną osobą, która nie wyglądała na szczęśliwą była Mara. Nie był w stanie jednoznacznie powiedzieć o co jej dokładnie chodziło. Minęły w końcu lata odkąd się widzieli i oboje byli innymi ludźmi, ale wiedział jedno. To nie jest mina zadowolonej kobiety. Nie podeszła nawet im pogratulować, przytulić ich i tak naprawdę nie był do końca pewien dlaczego. Przecież nigdy nie chciała od niego niczego więcej, prawda? Mieli być tylko przyjaciółmi. Dała mu to jasno do zrozumienia już na samym początku ich relacji. Więc dlaczego teraz nie była szczęśliwa będąc związana z nim na dekady?
Wymienił jeszcze kilka uprzejmości z nową rodziną, pocałował swoją narzeczoną i przeprosił wszystkich mówiąc, że pójdzie pomóc jej siostrze z deserem. Wszedł za nią do kuchni. Opierając się o framugę patrzył tylko jak zeruje pierwszą lampkę wina i nalewa sobie następną. Dla kurażu?
- Czyli Lakefieldowie piją wino na deser? - zagaił z lekkim uśmiechem zwracając na siebie uwagę - Brzmi jak tradycja za którą warto wypić. - uśmiechnął się szerzej pokazując swoją pustą lampkę.
- Uparła się, że to ona wam powie. - to brzmiało całkiem jak przeprosiny.
Nie był jej nic winien, lecz gdyby mógł, powiedziałby jej wcześniej. Musiał jednak uszanować wolę swojej narzeczonej jak na dobrego, przyszłego męża przystało.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Nie sądziła, że tego wieczoru coś mogłoby ją jeszcze bardziej zaskoczyć. Że mogłoby wypalić dziurę w sercu, które sklejała przez ostatnie miesiące. Wiadomość o zaręczynach była jednak tym punktem zapalnym, który całkowicie ją zmiótł. Momentalnie wywołał w niej chaos emocji. Nie była w stanie zapanować nad gonitwą myśli czy tempem w jakim bije jej serce. Tego było za dużo, cholernie za dużo. Dlatego musiała stamtąd uciec, jak najszybciej i najchętniej jak najdalej. Na razie jednak ukryła się w kuchni licząc na to, że będzie miała dłuższą chwilę dla siebie, gdy wszyscy w jadalni będą się zachwycać nowiną. Ona też powinna tam być i ściskać swoją siostrę, ale nie potrafiła. To było dla niej zbyt ciężkie.
Podniosła szybko głowę słysząc jego głos, ale poza tym się nie ruszyła. Jeżeli chce wina, to niech sam sobie je naleje, ale ona teraz czuła wobec niego… żal? Złość? Zawód? - A kto inny miałby? Ty się ode mnie przecież odciąłeś- rzuciła z wyraźną irytacją w głosie w jego kierunku. Nie była w stanie od razu uporządkować wszystkiego, co ich zaręczyny w niej wywołały. Sama była zaskoczona swoją reakcją, ale przy nim bardzo często nie poznawała samej siebie. Przy nim czuła się inaczej, ale jednocześnie tak naturalnie. Nawet skrywając przed nim swoje prawdziwe uczucia, którymi go darzyła, to on sprawiał, że czuła się po prostu sobą. Mogła być tą Marą czasami nieco złośliwą, żartującą, a momentami nawet fałszując, gdy akurat leciała jej ulubiona piosenka. Dlatego część jej żalu była spowodowana tym, że jej nie powiedział. Nie zadzwonił, nie napisał czy nawet dzisiaj jeszcze przed kolacją, gdy byli sam na sam. Flirtował z nią i gapił się na jej tyłek mając NARZECZONĄ za ścianą? Tak, była na niego zła. Ale za wszelką cenę nie chciała mu okazać jak wielką moc ma jego osoba na nią .
- Przepraszam, to przez ten niedawny rozwód. Wszystkie wspomnienia wróciły- dodała zaraz uciekając wzrokiem, żeby nie dostrzegł, że to kłamstwo. Chodziło o to, że niedługo będzie na ślubie, ale nie miało to dla niej znaczenia większego, że to jej siostra zmienia stan cywilni. Chodziło o to, że to on to robi.- Powinnam już iść. Przekaż im proszę, że dostałam pilny telefon od pacjenta i musiałam wyjść. Jeszcze raz gratulacje- powiedziała dosyć szybko nie dając mu możliwości powiedzenia czegokolwiek czy odwodzenia ją od decyzji. W międzyczasie wypiła zawartość kieliszka i przemknęła tuż obok niego, nie obrzucając go nawet spojrzeniem. Bała się spojrzeć mu w oczy. W tym momencie bała się tak wielu własnych emocji.
Koniec
Arthur Llewellyn