36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Jej odpowiedź była taką, której się spodziewał. Nie musiał być specjalistą, by wiedzieć, co stało w takiej sytuacji za dramatycznym, urwanym że. Ale, chociaż to było sprawą oczywistą, to oczywistością nie było dlaczego. Planował o to zapytać. Navi być może to przeczuwała, a być może był to zwykły zbieg okoliczności, że zanim rozwarł usta, by znaleźć w sobie siłę i głos, aby zadać to krótkie, drążące pytanie, to ona zadała inne. Kompletnie nie na temat, który go interesował.
  I chociaż miał w naturze, że nie odpuszczał, kiedy coś go mocno interesowało, to jednak w tym przypadku zrobił krok w tył. Rozglądając się za okolicznością o wiele lepszą, by poruszyć temat. Nigdy też nie uważał, że jest za późno, aby o czymś porozmawiać. By w miarę rozmowy, jakiś inny temat się przedawniał. Wręcz odwrotnie – lubił wracać do tego, co inni uważali już za zamknięte lub bezpiecznie odsunięte w czasie czy interlokucji.
  Nie był zadowolony z tego, co mu powiedziała o jego stanie, ale nie pokazał tego po sobie. O ile jego umysł w miarę żwawo odzyskiwał swoją sprawność, o tyle jeszcze mógł znieść chwilową lub przedłużającą się nieco niedyspozycję własnego ciała. W przeciwieństwie do niektórych jednostek jego praca opierała się na pracy nie tyle co mięśni a mózgu. Chociaż, nie można było ukryć, że dobrze byłoby móc swobodnie poruszyć ramieniem, by wykonać choćby prosty telefon.
  Ale ciało wymagało czasu, a on zamierzał go uszanować.
  Wstępnie.
  — Nie bagatelizuj swojego zdrowia, Navi — odezwał się, spoglądając na nią. — Potrzebujesz odpoczynku. Porządnego. Zrzucić z siebie zmęczenie. — To brzmiało tak oczywiście. — Nie tylko fizyczne — dodał. I tu miał być pies pogrzebany. Doprze wiedział, że łatwiej było odpychać zmęczenie fizyczne niż psychiczne, a mógł jedynie obstawiać, całkiem słusznie, jak na kogoś, kto zdawał się dobrze rozumieć ludzką psychikę, którą poznawał przez lata, że tego psychicznego to długo od siebie nie odepchnie.
  Było to na pewno zdarzenie o wiele bardziej traumatyzujące, niż nie tak odległe od dziś zdarzenie z kolacji firmowej.
  I domyślał się, że to zmęczenie potęgowały pytania, które powstały w jej głowie, a na które nie mogła znaleźć odpowiedzi sama. Pytania tak oczywiste i pytania, na które znów musiałby odpowiedzieć tak, aby faktycznie nie skłamać – bo nie kłamał, nigdy – ale jednocześnie nie zdradzić prawdy.
  Odebrał swój telefon i sprawdził. Zdawał się pękać w cyberszwach od powiadomień, które zdołały już przyjść.
  — Nie — odpowiedział, początkowo nie odrywając spojrzenia od ekranu urządzenia. Dopiero potem spojrzał na nią. — Nie wołaj jej — doprecyzował, całkowicie świadomie. Słuchał jej od początku, ale zwykłe, pojedyncze „nie” mogło wprowadzić wątpliwość, zwłaszcza przez pytanie, które sama zadała. — Nie odpocznę, kiedy zacznie mi podawać zupki czy inne przeciery. Nie jestem głodny. A to chyba jedyna kobieta w całej Europie, która nie liczy się z moim zdaniem, kiedy przychodzi co do mojego zdrowia. — Brzmiało to jak suchy żart, który nikogo nie bawił. Ale było to autentyczne stwierdzenie. Concetta była zaufaną pracownicą, która służyła jeszcze jego rodzicom, a znała nawet i jego dziadków.
  I pewnie przez tę wiekowość nabrała nieco charakteru i potrafiła postawić się woli Giovanniego, jeśli miało to jakkolwiek wpłynąć źle na jego zdrowie, kiedy ona mogła faktycznie temu zapobiec lub go wyleczyć.
  Niejednokrotnie leżał tu chory, a ona wciskała w niego swoje domowe przepisy. I faktycznie – szybko stawiały go na nogi. Nie powiedziałby, że to dzięki jego organizmowi, bo w Kanadzie, gdy łapało go przeziębienie – choć z rzadka – to trzymało się dłużej.
  Może też przez to, że nie traktował go jakoś szczególnie.
  — Usiądź. Odpocznij. Kto jak kto, ale ty zdecydowanie nie powinnaś być tu na biegu. Miałaś przyjechać tu odpocząć; Już dawno też nie pracujesz dla mnie, więc nie musisz wokół mnie chodzić

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie zamierzała się kłócić z tym, że nie odpoczęła w pełni. Nie był to najlepszy sen jej życia, śpiąc skulona w fotelu, przy jego łóżku, czuwając nad tym kiedy i czy się obudzi, ale ulga, która towarzyszyła jej przebudzeniu nadrabiała wszelkie niedogodności. Teraz, przez to samo uczucie, a także adrenalinę, która wypełniała jej żyły jak tylko dostrzegła, że jest przytomny, na pewno nie będzie mogła zasnąć przez najbliższe godziny. Nie, dopóki nie upewni się w pełni, że jest stabilny, silniejszy i na pewno nic nie zagraża jego zdrowiu. To był… naturalny odruch.
A przynajmniej naturalny dla większości ludzi. Poza nią.
Musiała jednak przyznać mu rację, że psychicznie również była zmęczona. Zmęczona strachem, który odczuwała odkąd tylko ich auto zaczęło tańczyć po śliskiej drodze. Przerażeniem, gdy zostawiała go samego w aucie i tym samym uczuciem, które nią targało, kiedy została postrzelona po raz pierwszy w życiu, a potem pojmana. Zmęczona adrenaliną, przeżyciami, a potem zdejmującą ulgą. Jebany roller coaster emocjonalny.
Z tego też powodu nie była w stanie tak po prostu zasnąć.
Jestem dużą dziewczynką, panie Salvatore. Poradzę sobie ze zmęczeniem — odpowiedziała. Doceniała, że w swój specyficzny dla siebie sposób się… troszczył? Nie, to nie było to. Dbał o nią, temu nie mogła zaprzeczyć, bo pokazywał to swoimi czynami wielokrotnie na przestrzeni czasu, niemniej w dalszym ciągu uczyła się tego na jakich zasadach działał jego umysł, a także emocje, które miały być w pewien sposób przytłumione.
Wiedziała jednak, że to mu nie wystarczy.
Wkrótce się położę, obiecuję — zapewniła. Miała wrażenie, że sama i tak nie zaśnie, dopóki zmęczenie nie będzie na tyle mocne, aby po prostu wyłączyć jej organizm i świadomość samoistnie. Gdyby się położyła teraz, to by po prostu myślała. O tym co się stało, dlaczego się stało. Kto to był, co chciał osiągnąć. Była inteligentna. Potrafiła łączyć kropki, ale nawet ona potrzebowałaby dowodów oraz wskazówek, których nie miała. Mogła wymyślać swoje własne teorie spiskowe powiązane z jego posadą, bo przecież nie byłby to pierwszy zamach na jego życie. Wtedy, w restauracji, gdy była świadkiem pierwszej strzelaniny, także doszło do konfrontacji różnych… korporacji. A przynajmniej tak jej wtedy powiedział.
Czy to dalej był ten sam konflikt? Ci sami ludzie?
Nie zamierzał teraz o to pytać. Nie, kiedy dopiero się przebudził, był jeszcze słaby i potrzebował czasu, aby wrócić do pełni sił. Zachowywała swoje przemyślenia dla siebie. Przynajmniej teraz.
Zatrzymała się w pół kroku, gdy usłyszała jego stanowczy ton. Odwróciła głowę w jego kierunku nieco zaskoczona. Szybko jednak zrozumiała dlaczego miała nie powiadamiać starszej, nieco nadgorliwej kobiety. Z tego też powodu uniosła delikatnie kąciki ust wyżej.
I chyba jedyna, której uchodzi to na sucho — powiedziała, zerkając w jego kierunku. Concetta była bardzo sympatyczna, ale nawet kiedy nie chciała jej pomocy, to i tak ją przyjmowała, bo kobieta miała w sobie nie tylko urok, ale też… siłę perswazji. No i nie przyjmowała „nie” za odpowiedź, kiedy chciała pomóc. — W porządku — odetchnęła. — Chociaż to kupi panu może dodatkowe pół godziny, zanim sama tu nie przyjdzie. — Bo była przekonana, że służka wkrótce się pojawi, jak nie po to, aby sprawdzić czy Navi już się nie obudziła, to po to, aby dopilnować, że woda jest na swoim miejscu, kroplówka wciąż spływa, a maszyny nie pikają w niepokojącym rytmie.
Była jak opiekuńcza matka, której nie miała. I o którą nikt nie prosił.
Faktem było, że przyjechała tu odpocząć. Sądząc jednak po wydarzeniach z poprzedniego wieczora, raczej minie trochę czasu, zanim ponownie się poluzuje i poczuje bezpiecznie. Teraz, jak się okazywało, nawet jazda samochodem z Giovannim u boku taka nie była.
Od dawna też nie robię tego z obowiązku, panie Salvatore — powiedziała, wracając na swoje miejsce, na fotelu przy jego łóżku. Zerknęła pobieżnie na końcówkę kroplówki, która wciąż powoli skapywała, zaraz wracając spojrzeniem do mężczyzny. — Poza tym, nie było tego w zakresie moich prac. Zapamiętałabym jakbym w umowie miała coś o postrzałach. — Jak nie jego, to własnych.

Giovanni Salvatore
36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   To była kwestia czasu, zanim zaczną pojawiać się pytania. Navi miała intelekt i lotny umysł, dlatego mu imponowała i dlatego też zagościła w jego życiu na dłużej, niż którakolwiek kobieta dotychczas.
   Sytuacja była niewygodna, bo wiedział, że korporacyjne potyczki nie powinny sprowadzać się do innych krajów, do losowych zamachów na samochód wracający po kolacji; wiedział, że to nie byłoby coś, co by kupiła w pełni i bez mrugnięcia okiem. Bez zadawania dodatkowych, niewygodnych pytań lub bez decyzji, że sama znajdzie odpowiedź.
   Szczerze – gdyby miał wybierać, wolałby niewygodne pytania, a nie jej śledztwo na własną rękę. Był niemalże urodzony, aby radzić sobie z niewygodnymi pytaniami, aby naginać rzeczywistość swoją i cudzą do własnej woli. Nie mógł jednak konkurować z bezwzględnymi dowodami, a gdyby te doprowadziły Navi do prawdy, to cóż – stanąłby przed moralnym wyborem. Sentyment czy zasady.
   A znając go, przecież ze stuprocentową pewnością wybrałby zasady i podyktowane przez nie egzekucję.
   — Sprawdzę to — odpowiedział, co mogło nawet nieść znamiona groźby, ale podszytej miękkim żartem. Nie miał nawet fizycznej możliwości, by faktycznie to zrobić. Nie czuł się na siłach, aby wstać z łóżka – każdy większy ruch, angażujący całą kończynę, był teraz ekwiwalentem ciężkiego treningu siłowego.
   Nie chodziło o strach przed Concettą i tym, że nie potrafił jej się sprzeciwić. Z pewnością mógłby, gdyby faktycznie zaszła taka potrzeba, ale nawet on wolał czasami wybrać coś, co jest prostsze niż bezpośrednia konfrontacja – unikanie kogoś. Zresztą, patrząc na to strategicznie, zamierzał sprawdzić jak długo będzie w stanie zatrzymać przy sobie Navi, a jak długo ona będzie nie zadawała pytań.
   Jeśli nie zaczną się martwić, to będzie mógł się zacząć martwić, na ten swój analityczny sposób. Bo zostanie tylko z dwoma wynikami – albo zamknęła ją trauma, albo postanowiła powziąć znalezienie odpowiedzi na własną rękę.
   Chociaż… czy w ogóle wiedziałaby gdzie zacząć?
   — Jest na świecie dłużej niż ja i dłużej niż mój ojciec czy matka. Nie miałbym nawet odwagi, aby się jej przeciwstawiać. W tym momencie nie miałbym nawet siły. — Wypowiedział to spokojnie, z nutą żartu. Taką, która jednak zostawiała wątpliwość, czy mówił faktycznie czy jednak nie.
   Gdyby sam się miał nad tym zastanowić, to odruchowo ustępował kobiecie, co było w teorii sprzeczne z jego potrzebą kontroli. Ale z drugiej strony miał zaufanie do niej i do tego, że wiedziała, co robi. Więc przypadek był dość podobny, co przypadek Damona. Z tą różnicą, że w przypadku Concetty zaufanie było już generacyjne.
   Zatrzymał się na nieco dłużej na jej odpowiedzi, skrupulatnie rozkładając ją na czynniki pierwsze i poddając własnej analizie. Własnemu obrotowi informacją. Tak, jak zwykle to robił, kiedy w jego głowie coś, co usłyszał budziło pytanie „dlaczego?”. Zawsze wolał najpierw samodzielnie spróbować oszacować możliwe odpowiedzi, zanim mógłby je usłyszeć od rozmówcy.
   Skoro nie robiła tego z obowiązku, to z czego?
   Z przywiązania? Z przyzwyczajenia? Ze słabości? Bo czuła, że jest mu coś winna za to, co do tej pory dla niej zrobił, choć zawsze zaznaczał, że nie ma wobec niego żadnego długu? Ze to wszystko jest prezentem, a za prezenty nie winno się czuć obowiązku odpłacenia?
   — Być może nie czytałaś jej wnikliwie — odparł, podtrzymując spojrzenie na dłużej na niej. Ton jego głosu nie zdradzał, aby to był żart. Ale tego akurat bardzo często się u niego nie dało się uświadczyć. — Wielkie korporacje, to wielkie ryzyko. — Avalon było przecież międzynarodowe. Międzykontynentalne. Działali na terytoriach Azji, Afryki, Europy i Ameryki Północnej oraz Południowej.
   To było raczej oczywiste, że codziennie pływało się z rekinami. Chociaż dla kogoś, kto nigdy tego nie spróbował, mogło wydawać się abstrakcyjne. A może to była po prostu sieć grubo tkana ułudą.
   Ciekawe czy Jobs i Gates do siebie też strzelali.
   — Zadam ci pytanie — odezwał się, nie spuszczając z niej badawczego spojrzenia. Już teraz mogła być pewna, że zaczął ją analizować i prawdopodobnie będzie wiedział, czy wybierze kłamstwo. — Dlaczego to byłoby tak straszne, gdybym miał się nie obudzić?
   To było niemalże pewne, że wróci do tego tematu. Nie mógł odpuścić, bo to było drugie , a formalnie: pierwsze, dlaczego tego wieczora, a on nie lubił nie konfrontować chęci poznania prawdy z faktyczną prawdą.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie zamierzała zalewać go od razu pytaniami z dwóch powodów.
Po pierwsze, jeszcze kilkanaście godzin temu leżał na ziemi i się wykrwawiał, a ten obrazek w dalszym ciągu rozciągał się jej przed oczami. Teraz, nawet jeśli był już stabilny i z nią rozmawiał, to wciąż według niej potrzebował czasu. Nie chciała zarzucać pytaniami go od razu, gdy ledwo uniknął spotkania z kostuchą.
Po drugie, im więcej o tym myślała, tym mniej jej się to wszystko kleiło. Cokolwiek się wydarzyło, nie wyglądało na zwykłe „korporacyjne nieporozumienie” czy zawodową rywalizację. Gdy zacznie pytać, albo stanie się niewygodna, albo po prostu i tak nie usłyszy wszystkiego, co byłoby prawdziwe. Z drugiej strony, Giovanni nigdy jej nie okłamał, ale też nigdy nie pytała o rzeczy związane z jego działalnością. I nie chodziło tylko o firmę czy stanowisko dyrektora.
Miała swoje podejrzenia, nic konkretnego, raczej zlepek intuicji, emocji i pojedynczych, niepasujących do siebie detali. Giovanni był dyrektorem strategii, owszem, ale w ostatnim czasie zaczęła dostrzegać wokół niego pewne… rysy. Sygnały, które wcześniej wydawały się przypadkowe, nieoczekiwane wyjazdy, nieujawnione spotkania, telefony, które zawsze odbierał w ciszy, z odsuniętym wzrokiem. Wcześniej nie zwracała na to uwagi, ale po incydencie wczoraj zaczęła myśleć. Może za dużo.
Nie miała pojęcia, czym naprawdę się zajmował, ale coraz trudniej było jej uwierzyć, że to tylko praca za biurkiem. Nigdy nie dał jej powodów, by sądziła, że coś ukrywa, a może po prostu był w tym aż za dobry. Może był tylko dyrektorem, który znalazł się w złym miejscu o złym czasie. Może ktoś chciał się go pozbyć. A może… może to wcale nie on był ofiarą.
Uśmiechnęła się lekko na jego słowa.
Dlatego prędzej czy później będzie musiał pan zjeść tą zupę. — Bo Concetta nie da za wygraną i zapewne zrobi mu wykład po włosku na temat tego, że powinien jeść, aby odzyskać siły, a jej magiczna potrawka szybko postawi go z powrotem na nogi. Kobiety jeszcze tu nie było, nie wiedziała ile czasu minęło od jej ostatniej wizyty w pokoju, ale przeczuwała, że wkrótce się pojawi, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku.
Przekrzywiła lekko głowę w bok, a brew lekko drgnęła wyżej, kiedy zarzucił jej, że mogłaby nie czytać swojej umowy odpowiednio wnikliwie. Może i była nowa, gdy chodziło o pracę, bo to była jej pierwsza, a wcześniej umów nie podpisywała z wiadomych względów, ale jak już przyszło co do czego…
Niech pan wierzy, przeczytałam każdy mały druczek. — Nie mogła jednak zaprzeczyć, że odkąd tylko zaczęła dla niego pracę, to jej życie stało się bardziej ekscytujące. Jak nie wyjazdy, to balansowanie na granicy bezpieczeństwa. I nie chodziło też tylko o to, że sypiała z własnym szefem, w dodatku pod nosem męża, ale o coś o wiele więcej.
Może jednak nie do końca wiedziała w co się pakuje, gdy podejmowała się pracy dla Salvatore.
Zadam ci pytanie.
Skupiła na nim swoją uwagę, ale nie zdążyła zapytać jakie, bo przyszło ono praktycznie od razu.
Obiecał pan, że nie będzie mnie analizować — zauważyła z delikatnym uśmiechem. Doskonale pamiętała, że robił tak ze wszystkimi - prześwietlał ich, od mimiki, przez ton głosu, po postawę ciała. Tylko miał tego nie robić z nią. Jak widać chyba nie zawsze miało to prawo bytu.
Odetchnęła i poprawiła swój koc na kolanach.
Po prostu nie chciałabym, aby tak się stało. Nie dlatego, że pracowałam dla pana — zaczęła, podnosząc na niego swoje spojrzenie z koca. — Ale dlatego, że jest pan częścią mojego dnia. Codzienności. A człowiek, kiedy traci coś, do czego się przyzwyczaił, zawsze czuje pustkę — przyznała. Stał się dla niej kimś więcej niż tylko szefem czy zyskiem w postaci wolności. I chociaż wiedziała, że jej serducho biło szybciej niż powinno z powodu przywiązania oraz czegoś jeszcze, to wolała tego na głos nie przyznawać. Nie w taki otwarty sposób. W końcu była świadoma z kim przyszło jej rozmawiać. I do kogo, była na tyle naiwna, by poczuć więcej niż zwykłą sympatię. — Chyba nie jest już pan dla mnie kimś, kogo można tak po prostu wykreślić z dnia. — Nie chciała, żeby zabrzmiało to zbyt emocjonalnie. W końcu wiedziała, że emocje w jego świecie nie znaczyły wiele, może były dla niego jedynie zbiorem reakcji, które można było analizować, rozłożyć na części i sklasyfikować. Ale dla niej to było coś realnego. Coś, co czuła w klatce piersiowej za każdym razem, gdy patrzył na nią w ten sposób, spokojny, nieczytelny, a jednak wystarczająco intensywny, by wytrącić ją z równowagi.

Giovanni Salvatore
36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Zatrudniając Navi nie sądził, że to wszystko tak się potoczy. Oferując jej wyrwanie z tego patriarchicznego kurwidołka, w którym żyła i o którego istnieniu to on musiał ją uświadomić, nie brał pod uwagę, że ta relacja się tak skomplikuje.
  Gdy zabierał ją ze sobą do Kanady, liczył bardziej na to, że będzie czymś w rodzaju kanarka, który wniósłby świeżość w jego życiu, którego od czasu do czasu chciałoby się poobserwować, bo był piękny i fascynujący w swoim zadaniu.
  Nie umiał wskazać momentu, w którym zaczynało się to komplikować. Chociaż dla niego to wciąż wydawało się być proste – ze zwykłego kanarka stała się po prostu jego własnością, którą trzymał w swojej dłoni, a jednak nie zaciskając palców tak mocno, aby dać to iluzyjne poczucie wolności, której nie miała. Skoro nie miała jej wcale, to trochę, wydawało się być dla niej ogromem.
  Musiał też przyznać, że nie było to też do końca przemyślane. Mylił się, nie uwzględnił paru zmiennych i źle oszacował ryzyko. Przywiązanie do siebie kobiety było ryzykowne, bo teraz była ona kojarzona z nim, a przez to też sama mogła być świadkiem większej ilości… anomalii.
  Nie chodziło o to, że bał się, że wykorzystają ją przeciwko jemu. Był święcie przekonany, że w sytuacji podbramkowej, gdy Navi stanie się stawką, zachowa trzeźwy umysł, bo nie targnie nim żaden sentyment. Ale na pewno będzie zły, bo to przecież znów zachwianie jego kontroli nad czymś i nad kimś.
  Nie zauważał jednak, że w sytuacji, już nazwanej, podbramkowej – zadbał najpierw o jej bezpieczeństwo, odsyłając z telefonem, świadomy tego, że znajdzie ją jego pies gończy. W czasie, w którym on mógłby potrzebować tego znacznie bardziej.
  Gdy zapyta jednak o to samego siebie, to odpowie sobie przecież, że to wszystko było wkalkulowane.
  Ciekawe czy ktoś tak dobry w manipulacji potrafił oszukać samego siebie.
  — Masz rację — przyznał, przenosząc spojrzenie na punk w pomieszczeniu, bez większego znaczenia. Obiecał jej to już dawno temu, chociaż niejednokrotnie oszukiwał. Tym razem było to bardziej niż oczywiste, że zamierzał zachwiać własne słowo, ustępując ciekawości.
  Ale skoro ona to widziała, to odpuścił.
  Wysłuchał jej słów, błądząc spojrzeniem po meblu, na którym skupił się, aby faktycznie nie poddać jej własnej analizie. Mimo wszystko zwracał uwagę na ton jej wypowiedzi, na wszystkie pauzy, ewentualne zawahanie w głosie. I na samo sedno zamknięte w słowach.
  — A więc to kwestia przyzwyczajenia — podsumował, choć z jego strony był to szybciej sprawdzian wobec tego, co mu powiedziała, a raczej – weryfikacja słów, jakich użyła. Sama nawet to konkretne przytoczyła, udzielała mu odpowiedzi na jego pytanie.
  Nie miał tak naprawdę pojęcia o tym, jaka była prawda i czego się po niej spodziewać. Być może, w istocie, było to tylko przyzwyczajenie. I miała wtedy rację – ludzie nie lubili zmian w porządku, do którego byli przyzwyczajeni – on wyjątkowo tego nie lubił. I dlatego tych zmian nie chcieli, bo nowe było nieznane, choć czasami zdecydowanie lepsze dla nich, co okazywało się dopiero po czasie.
  Nie mógł też podejrzewać ją o głębsze uczucia, bo chociaż znał teorię emocji i miał ją w małym palcu, to nigdy tak naprawdę nie miał pewności, co do własnego rozpoznania. Pomogłoby mu pewnie, gdyby faktycznie spojrzał na nią i przeanalizował, ale złożył jej głupią obietnicę, która z jednej strony była mu teraz nie w smak, a z drugiej tylko podsycała ciekawość.
  — Mam wrażenie, że jesteś w tym wszystkim bardziej powściągliwa niż zawsze — dodał po chwili, przymykając na moment oczy, pozwalając sobie złowić wspomnienie, a nawet kilka, z odmętów własnej pamięci, w których on pytał ją o nawet prostą rzecz, a ona nabierała przy tym więcej emocji, które wyrażała.
  Głównie też dlatego lubił z nią przebywać i z nią rozmawiać. Była barwna, choć nie tak przesadnie. Uważał, że mogłaby być jeszcze bardziej, ale to wszystko było trzymane w ryzach długoletniej traumy.
  — Zwykle nie jesteś aż tak oszczędna w słowach.
  Choć faktem było, że powiedziała mu kilka dłuższych zdań, to czuł pod czaszką pewien niedosyt. Wypełniłby go pewnie własną analizą, gdyby pozwolił sobie na czytanie z niej, ale wciąż unikał spojrzenia w jej stronę, choćby przelotnie, na sylwetkę.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Miłym było to, że dostosował się do swojej obietnicy o której mu przypomniała. Domyślała się, że wielokrotnie samemu o tym zapominał lub ignorował i wiele razy ją analizował, chociaż nawet nie była tego świadoma. Niemniej teraz, przy tym konkretnym pytaniu odwrócił wzrok, a ona dość podświadomie poczuła dziwny rodzaj ulgi. Wiedziała w końcu z kim miała do czynienia. Chociaż potrafiła dokładnie ukrywać swoje emocje i odgrywać idealne role, to nie potrafiłaby oszukać jego. A przynajmniej nie w pełni.
Wolałaby, aby nie drążył, jeśli znajdzie coś, co mogłoby nie pasować do jego interpretacji czy obrazka, a zdawała sobie sprawę, że kto jak kto, ale Salvatore nie lubił nie wiedzieć wszystkiego. Nie mieć pełnych informacji. A ona kilka faktów zamierzała ukrywać.
A więc to kwestia przyzwyczajenia.
W pewien sposób — przyznała zgodnie z prawdą. Nie chodziło o samo przyzwyczajenie, ale ono też ogrywało tu pewną rolę. Do Subina także była przyzwyczajona, bo był przy niej codziennie każdego dnia, a jednak nawet nie uroniłaby za nim łzy, gdyby to przytrafiło się jemu. Możliwe też, że nie byłaby też taka skłonna do jakiejkolwiek pomocy, bo zwyczajnie wyczułaby możliwość wyjścia z tego bagna w którym się znajdowała. Mogłaby mu pomóc w tym, aby szybciej się wykrwawić, a potem przytuliłaby tytuł wdowy.
To nie była zła opcja.
Niemniej była świadoma, że przy Giovannim chodziło o nieco więcej. Było to bardziej skomplikowane, chociaż długi czas się pilnowała, aby takie nie było. Nie chciała sobie na to pozwolić zważając na to z kim ma do czynienia i jak jednostronne mogłoby to być. Wciąż odczuwała emocje, dlatego zawód miłosny, a potem wspólne mieszkanie mogłoby wiele skomplikować w ich relacji, a tego nie chciała. Lepiej więc było po prostu siedzieć cicho i trzymać formalny dystans, tak jak zawsze.
Kącik ust jej drgnął wyżej w przepraszającym geście na jego kolejne słowa. Mogła się domyślać, że zauważy nawet coś tak drobnego jak wymijające odpowiedzi, nawet jeśli były pełnymi zdaniami. W dodatku prawdziwymi. Nie była to tylko stu procentowa prawda.
Uważa pan, że jestem oszczędna w słowach? — spytała, lustrując go spojrzeniem. — Wydaje się panu — odpowiedziała. Wydawało jej się, że jej wypowiedź była kompletna, a także zawierała wszystko to, co powinna była przekazać. Drążenie tematu było jej nie na rękę, ale też wiedziała, że jeśli nie będzie chciała się zwierzać, to nie będzie musiała. Ku niezadowoleniu Giovanniego.
Formalny styl tu pasował. Do tej relacji. Pozwalał utrzymać odpowiedni dystans, chociaż zważając na jej zachowanie oraz emocje w ostatnich dniach, to może jednak nie było tak pomocne, bo i tak poczuła więcej, niż powinna do drugiej osoby.
Ale jeśli to dla pana za mało, to dopowiem, że byłoby to straszne, ponieważ pierwszy raz od bardzo dawna ktoś w ogóle miał na mnie wpływ. Nie przez władzę, pieniądze czy szantaż, tylko przez to, że jest. — Chociaż i tak miał nad nią władzę, tylko nie tak oczywistą. Nie tylko przez to, że ją sobie owijał wokół palca na te swoje zwodnicze sposoby, ale też przez to, że czuła więcej niż powinna, przez co automatycznie siedziała przy nim z własnej, nieprzymuszonej woli. Bo po prostu chciała. Bo czuła się tu bezpiecznie, nawet mimo tych pokracznych sytuacji, które miały miejsce w jej życiu.
I wtedy, z tej rozmowy wyratowały ją kroki.
Drzwi się otworzyły, a do sypialni weszła Concetta, która zatrzymała się w wejściu lustrując przytomnego mężczyznę. Jej podekscytowany włoski akcent rozlał się po sypialni, kiedy kobieta podchodziła do nich, mówiąc coś w języku, którego Navi nie rozumiała.
Concetta na ratunek. Chwilowy.


Giovanni Salvatore
36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Przyzwyczajenie. Znał to, ale jako jego własny substytut preferencji, o których rozmowę mieli nie tak dawno temu, kiedy Navi przeniosła się z nim do Kanady. Wiedział też, że przyzwyczajenie występowało w relacjach, często mylnie i nieświadomie brane za głębsze uczucie. I często zastępujące prawdziwe uczucie, wskutek upływu czasu i braku jego pielęgnacji.
  Nie byłby zdziwiony, gdyby o to chodziło. Gdyby właśnie dlatego się widocznie martwiła o niego. Gdyby z tego powodu spędzała noc, po traumatycznych zdarzeniach, przy jego boku.
  To by wiele wyjaśniało.
  W końcu z przyzwyczajenia musiała też być u boku Subina, bo jeśli nie z niego, to z czego? Poza poczuciem obowiązku wobec rodziny, które od początku, choć sprawiało wrażenie solidnego, to było chybotliwe jak domek z kart i wystarczyło jedynie dmuchnąć, aby całkowicie runął.
  Podzielił się jednak z nią swoim spostrzeżeniem. Prostym, nie wynikającym z głębokiej, precyzyjnej analizy, którą zwykle przeprowadzał na swoich rozmówcach.
  — Zwykle jak o czymś opowiadasz, nawet o czymś mało istotnym, to twój głos się zmienia. Choćby minimalnie. Modulujesz nim, wtedy wiem, że mówisz z emocjami i bez włączenia wcześniej filtra— Miał jej nie analizować, nie robił tego. Drobne spostrzeżenia nie wynikały zawsze jedynie z dopracowywanej latami sztuki rozszyfrowywania ludzi, ale momentami z czystej czujności w relacji. A taki właśnie był, kiedy chodziło o znajomość z Navi. O ten nienazwany blend troski, przeplecionej z praktyczną kontrolą i emocji zmieszanych ze skrupulatnym planowaniem własnego dnia i otoczenia.
  To wszystko doprowadziło do rozszerzenia jej wypowiedzi. Oficjalnie nie miał przecież podstaw, by podejrzewać ją o zatajanie prawdy – tym bardziej, że nie mógł szukać po niej oznak fałszu. Ale nieoficjalnie – nigdy nie brał niczyich słów za pewnik. Wiązało się to z brakiem zaufania, czystego i niezwiązanego z pracą.
  W pracy, niestety, musiał nauczyć się ufać. Ludziom, którzy niepodważalnie byli od niego lepsi – czy to w strzelaniu, mówiąc prosto, czy szyciu ludzi.
  Nie zdążył nawet zastanowić się mocniej nad jej słowami, kiedy skrzypnięcie drzwi sypialnianych zapowiedziało przybycie kolejnej osoby. Nie musiał nawet patrzeć, by wiedzieć, kto to był.
  Brzmienie znajomego głosu tylko potwierdziło, że nie mylił się i w tym przypadku.
  Concetta od razu weszła w rolę zatroskanej ciotki, a może babki. Weszła w rolę, w której była dla niego bardziej niewygodna, bo niezaprzeczalnie ciężka i trudna w spławieniu. Chociaż miał możliwość odprawienia jej, gdyby postawił na stanowczość i podjął pewne kroki, to i w tym wypadku odsuwał się, bo ufał. Również: nie jako osobie Concetty, tylko jako osobistej służki domu Salvatore, która rozmawiała z lekarzem nie raz i wiedziała, jak działać.
  Włoszka poprosiła Navi o wyjście, aby mogła zmienić opatrunek swojemu pracodawcy. Nie wnikała najwyraźniej w to, czy tę dwójkę coś łączyło – bo pewnie, gdyby miała obstawiać, w dodatku znając pana Salvatore, to powiedziałaby, że nic wielkiego – ale chciała się zabrać do roboty.
  Wezwała również lekarza, zdecydowawszy o tym, że sam powinien rozmówić się z Giovannin. I skontrolować jego stan.
  Renoir wiedział, że nie podniesie się zbyt prędko z łóżka. Nie był jak Damon, nie potrafił na kilkanaście godzin po otarciu się o śmierć tak po prostu wstać. Ale tym się różnili – kiedy jeden miał niemalże niezniszczalne ciało – z naciskiem na: niemalże; drugi, na bardzo podobnych warunkach, miał psychikę. Również z naciskiem na słowo niemalże.
  I wiedział, że jak już się podniesie, to wcale nie będzie hasał jak sarenka. Już teraz skręcenie ciała opłacone było skrajnym dyskomfortem i chcąc nie chcąc, unikał tego, aby się odciążyć. Odruchowo, jakby to było w niego wkodowane. Co, oczywiście, było mu nie w smak.
  Bo poza jego kontrolą.
  Potem było kilku gości, którzy odwiedzali Giovanniego, zamykając się, jeden po drugim, z nim w pokoju, do samego wieczora. A może i do nocy, cały czas prawiąc o czymś po włosku. Czasem nawet w nerwach, choć nie po jego stronie. Drugi dzień wyglądał bardzo podobnie, nie było nawet miejsca dla Navi, choć może to i lepiej – miała czas by odpocząć, a Concetta nawet znalazła jej kilka powieści po angielsku i zaproponowała wspólne lekcje włoskiego. Nawet jeśli sama nie mówiła ani po angielsku, ani po koreańsku. Ale miała swoją metodę – pokazywała na rzeczy lub robiła pantomimę, dając jej krótkie zagadnienia.
  Ciekawe czy nauczyła ją czegoś dla beki.
  Trzeciego dnia Salvatore się w końcu się podniósł na tyle, by przejść w ubraniu, nie pasującym do niego, do pojazdu i przejechać do lekarza, aby ten mógł mu wykonać więcej szczegółowych pojazdów. Znów zostawiając Navi samą sobie w posiadłości. Teraz pustej, jeśli nie liczyć ogrodników i pracowników winnicy, kręcących się za oknami, bo Concetta wybyła z Vivaldim na zakupy do miasta, wcześniej proponując na migi kobiecie wspólną podróż.
  Ale po zeszłych wrażeniach chyba nie była taka skora.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Mogła się spodziewać, że nawet coś tak głupiego i dla większości osób mało istotnego, jak zmiana tembru głosu będzie dla niego odpowiednim sygnałem. Czasami zapominała, że nie był zwykłą osobą z którą rozmawiała, a z człowiekiem, który analizował wszystko i wszystkim. Zwracał uwagę na szczegóły i to właśnie dzięki temu był tak skutecznym obserwatorem. To też w nim ceniła, tylko czasami wolałaby, aby nie dotyczyło to jej. W takim wypadku ciężej było ukrywać rzeczy, kiedy druga osoba wydawała się znać się… tak dobrze, aby wiedzieć kiedy kłamiesz czy kręcisz.
O tyle dobrze, że jej nie obserwował, bo pewnie wynalazłby kolejne rzeczy, nawet jeśli wydawało jej się, że jest doskonałą aktorką i świetnie się maskuje.
Nie odpowiedziała mu, bo przyszła Concetta, która postanowiła ją wygonić. Było to oczywiście zrozumiałe, dlatego Navi bez słowa wstała i opuściła pokój Giovanniego, aby skierować się do przydzielonej jej sypialni. Teraz, kiedy była świadoma tego, że pan Salvatore żyje, a jego stan jest stabilny, mogła iść i faktycznie odpocząć. Doprowadzić się do stanu używalności. Była pewna, że Concetta o wiele lepiej zadba o niego niż ona, zwłaszcza ze swoim uporem i doświadczeniem w dbaniu… no, o rodzinę Salvatore.
Nie zamierzała mu przeszkadzać. Pierwsze co zrobiła, to poszła się położyć i zasnęła dość prędko, przytoczona emocjami dnia poprzedniego. Dzięki temu przespała prawie cały dzień, a gdy wstała, Concetta zadbała o jej posiłki. Nawet nie mogła kobiety zapytać o stan swojego byłego pracodawcy, ponieważ nie rozmawiały w ani jednym, wspólnym języku. Dogadywały się na migi jak było trzeba, a zwykle robiły to bez słów, bo kobieta przynosiła Koreance jedynie jedzenie.
Nie dało się jednak nie zauważyć gości, którzy pojawiali się w rezydencji. Kilku z nich mijała, gdy kierowali się do sypialni Giovanniego. I chociaż nie wiedziała o czym mówili, to czasami dało się usłyszeć podniesione głosy. Nie interesowała się jego interesami, ale było to kolejne spostrzeżenie, które zaszufladkowała w swoim umyśle, w dziale, który podpowiadał jej o tym, że coś tu nie pasuje. Nawet jeśli większość z gości wyglądała na eleganckich, to wzbudzali w niej różne odczucia, niekoniecznie przyjemne.
Można to nazwać babską intuicją, ale bardziej czujną. To już przez doświadczenie.
Nie narzucała się. Wiedziała, że Giovanni potrzebował odpoczynku, a także, jako człowiek wiecznie pracujący, musiał załatwić swoje rzeczy. Dopóki była świadoma, że był przytomny i każdego dnia silniejszy, to pilnowała własnego nosa, tylko czasami zerkając na kolejnych gości pojawiających się na posesji. Można to było uznać za jedno z nowych hobby. Tymczasowych.
Potrafiła sobie jednak znaleźć zajęcie. Concetta załatwiła jej książki za które mogła się wziąć, podczas korzystania z pięknej pogody za oknem. Siadała na wielkim tarasie, na bujanym fotelu i zanurzała się w fikcyjny, wykreowany świat, zajmując sobie czas wolny. Pracowała też w międzyczasie na komputerze, szukając między innymi inspiracji na internecie gdy chodziło o wystrój nowego lokalu. Chociaż miała początkową wizję, to miała nadzieję na znalezienie czegoś, co nawet częściowo ją odwzoruje zanim zrobi to projektant.
Nie mówiąc o tym, że dostarczono jej także szkicownik, na który przelewała wszystko to co widziała. Rysowała ołówkiem piękne krajobrazy, które widziała ze swojego balkonu, rozległe ogrody należące do posiadłości czy poszczególne sylwetki pracowników, którzy nieświadomie stawali się jej modelami, gdy rzucała się w wir własnej pasji.
Zajmowała się wszystkim tym, na co nigdy nie miała czasu w Korei.
Nie musiała się martwić o sprzątanie, pranie czy gotowanie, bo byli od tego inni ludzie. I nawet przyzwyczajała się powoli do tego, że ktoś krząta się przy niej, a nie ona przy kimś. To była miła odmiana od życia, którym żyła przez prawie trzydzieści lat.
Nawet nie zauważyła kiedy Giovanni wyjechał. Dowiedziała się o tym od Concetty, gdy ta pojawiła się w jej pokoju, aby dostarczyć świeży posiłek tuż przed tym, jak miała wyjechać na zakupy. Navi grzecznie podziękowała za jedzenie, a także propozycję podróży, woląc jednak zostać w miejscu, gdzie czuła się bezpiecznie. Po ostatnich wydarzeniach, wolała się specjalnie nie wychylać, przynajmniej jeszcze przez jakiś czas.
Usiadła jak zawsze na bujanym fotelu na szerokim tarasie, z lampką czerwonego wina obok. Schwyciła za swój zapełniony częściowo szkicownik i otworzyła go na czystej stronie, aby zacząć swój kolejny projekt. Tym razem była to winnica wraz z pracownikami, których częściowo widziała ze swojego miejsca. Obserwowała kątem oka jak auto wraz z Concettą odjeżdża.
Zniknęli. Została sama.
Odłożyła szkicownik i wstała ze swojego miejsca, aby wrócić do sypialni, a stamtąd skierować się na korytarz. Zatrzymała się przy drzwiach do prywatnego pokoju pana Salvatore. Stała tam chwilę, wpatrując się w zamknięte drzwi jego sypialni. Wiedziała, że nie powinna. Wiedziała też, że to dokładnie to, co zrobi. Ciekawość była silniejsza niż rozsądek, a może po prostu nie chciała już dłużej żyć w niepewności.
Obejrzała się przez ramię i przeszła przez wejście do dobrze znanego jej już pomieszczenia. Wnętrze pachniało nim, tym samym zapachem, który zawsze towarzyszył jego garniturom i perfumom. Pokój był uporządkowany, niemal z chirurgiczną precyzją. Przesunęła dłonią po blacie biurka. Czystym. Zbyt czystym. Tylko laptop, którego hasła nie miała, oraz kilka dokumentów, wszystkie dotyczące firmy, z logiem, które widziała setki razy. To było jednak zbyt… normalne.
Zaczęła od różnych powierzchni. Przetarła palcami blat szafki, szukając czegokolwiek, co mogło zostać przeoczone. Zamek w szufladzie. Kartka, która wystaje odrobinę bardziej niż inne. Nawet kurz, a raczej jego brak, mógł być wskazówką. Giovanni nie był typem, który dopuszczał przypadek.
Przesunęła jakiś notatnik. Otworzyła go. Strony zapisane drobnym pismem, równym, surowym. Daty, godziny, kilka nazwisk. Potem szuflady. Ostrożnie, po kolei. Jedna po drugiej, by niczego nie przesunąć, nie zostawić śladów. Z każdym przesunięciem drewna w prowadnicy jej napięcie rosło. Czuła, jak palce drżą, choć starała się je kontrolować. Tak samo jak oddech.
Zajrzała za książki, dotknęła ich grzbietów, przesunęła kilka, żeby zobaczyć, czy za nimi coś ukrył. Potem przeszła do szafy. Marynarki wisiały jak w katalogu, a każda w równym odstępie, kolorem do siebie. Wsunęła dłoń do jednej z kieszeni. Pusta. Kolejna. To samo.
Westchnęła ciężej.
Nic. Same drobiazgi. Zegarek, paszport, pióro, rachunki. Wszystko, co mogłoby należeć do zwykłego człowieka. A przecież wiedziała, że on zwykłym człowiekiem nie był.


Giovanni Salvatore
36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Wydawać by się mogło, że nic nie było nie tak. Że wszystko było uporządkowane i czyste, wręcz idealne – jak przystało na niego. Mogła przeglądać każdą z szuflad przy solidnym, drewnianym biurku, ale tam nie było absolutnie niczego. A na pewno nie to, co mogłaby spodziewać się, że zobaczy. Wszystko wyglądało tak, jakby faktycznie nie miał niczego do ukrycia.
  Ale wystarczyło się rozejrzeć. Bardzo dokładnie i uważnie, żeby dostrzec wśród drewnianych paneli naściennych ledwo widoczną szczelinę. Linie drewna nie przylegały do siebie idealnie. Niewielka, wręcz niezauważalna w panującym tam półmroku, przerwa.
  Wymagało to wielu prób, by sforsować wejście. Wiele prób podważenia panelu, wiele nacisków, aż w końcu drewno ustąpiło i pokazało, że było drzwiami. Odsłoniło wejście do pomieszczenia w mroku. Niewielki przełącznik z boku pozwalał na włączenie światła.
  To był kolejny pokój. Niewielki, ale bardzo uporządkowany. Było tutaj więcej dokumentów, niż na zewnątrz. Były regały pełne segregatorów i aktówek oraz następne biurko, również z paroma dokumentami i rachunkami. Stamtąd już nie było trzeba wiele sprawdzać, by zauważyć, że transakcje zawarte na kartach papieru nic nie mają wspólnego z działalnością Avalonu. Bo były to rachunki za transporty, których firma nie oferowała, umowy na przerzut broni – z jasno wyłuszczonym jaka to była broń i sztuki, a nawet akta kobiet uprowadzonych i sprzedanych.
  Być może wśród nich były również akta tych, które płynęły razem z Navi w kontenerze do Tajlandii.
  Nie trzeba było daleko szukać, aby utwierdzić się w podejrzeniach, że jednak coś ukrywał. I, jak się miało okazać, to nie było byle co.
  Giovanni wrócił z kierowcą do posiadłości dość szybko, uspokojony przez prywatnego lekarza, że jest na dobrej drodze do odzyskania sprawności. Rzecz jasna – nieprędko będzie mógł robić fikołki czy zrywać się do szaleńczego biegu, ale kilka dni i może zwyczajne chodzenie przestanie być tak niekomfortowe.
  Wiedział, że Concetty nie ma, bo dostał od niej wiadomość. Wiedział też, że panna Navi została w domu i spędza czas na tarasie.
  Ale gdy przyjechał, nie zauważył jej tam.
  To nie był jednak powód, aby się zmartwić.
  Powolnym krokiem ruszył w stronę swojej sypialni, aby móc się położyć. Czuł ulgę, kiedy mógł już wstać i się przemieszczać, ale taka aktywność wyjątkowo go męczyła.
  Czuł, że coś było nie tak, ledwie zdołał otworzyć drzwi do swojej sypialni. Drobiazgi. Mikroskopijne detale, które zwykłe oko mogłoby przeoczyć. Minimalne przesunięcie fotela. Ślady palców odbite na nieskazitelnie czystej powłoce blatu drewnianego biurka, widoczne tylko stąd. Z tej perspektywy, kiedy światło zaglądało pod odpowiednim kątem.
  Teraz już wiedział, że ktoś tu był.
  Stał w miejscu, pozwalając sobie oswoić się z tym faktem. Nie reagował, najpierw analizując wszystko i układając w głowie. Mógłby nawet teraz spróbować wyjaśnić to Concettą, ale to mu nie pasowało. Nie zostawiłaby takich śladów.
  Jego spojrzenie, w instynkcie powędrowało w stronę części pokoju spowitej półmrokiem. Panel był drzwiami, a nie kawałkiem ściany. Przejście otwarte. Serce uderzyło mocniej i to nie z lęku, a z zawahania. Zdradzieckie, biologiczne narzędzie skurczyło się w niewidzialnym uścisku, aż zabolało. Niemalże był pewien, co zobaczy w środku ukrytego pomieszczenia. Jak również był pewien, że nie chciał zobaczyć tego, czego się domyślał. Nie chciał widzieć potwierdzenia, że ona przekroczyła granice, której nie powinna przekraczać. I to nie dlatego, że chodziło o zaufanie, a o fakt, że będzie musiał coś z tym zrobić.
  Przesunął się, mimo bólu, niemal bezszelestnie w stronę przejścia i w głąb niego, już teraz widząc drobną, filigranową sylwetkę przewracającą kartki. Zrobił krok i jeszcze jeden, bezdźwięcznie przesuwając się w jej stronę, pozostając w mroku pomiędzy przejściem, a niewielką lampą w pomieszczeniu.
  Patzył na nią jak na coś, co jeszcze chwilę temu miało być oczywiste, a teraz przestawało istnieć. Nie czuł nawet złości. Ani rozczarowania. Czuł za to, jak pustka, ta po utracie czegoś lub kogoś, do tej pory mu nieznana, wziera się do niego.
  Wsunął dłoń za koszulę, a po chwili dźwięk odbezpieczanej broni zdradził jego obecność. Lufa spojrzała w kierunku kobiety.
  — Trzeba było zapytać — odezwał się cicho, tonem wyprutym z emocji.
  Tak byłoby lepiej. I tak byłoby łatwiej.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Z początku wszystko wyglądało zwyczajnie.
Zbyt zwyczajnie.
Przez chwilę pomyślała, że może naprawdę się myli. Że ten cały niepokój, ta uporczywa myśl, że Giovanni nie był tylko tym, za kogo się podawał, była tylko złudzeniem. Zmęczeniem. Nadinterpretacją. Ale coś ją drapało od środka. Coś nie pozwalało odpuścić.
Rozejrzała się jeszcze raz, tym razem nie szukając rzeczy, tylko jakichś nieścisłości. Zauważyła to dopiero, gdy światło z korytarza padło pod kątem na ścianę. Nieznaczna przerwa między panelami. Ledwie dostrzegalna. Jej serce zabiło szybciej, kiedy dotknęła drewna.
Znalazła coś.
Palcami przejechała po ścianie, starając się znaleźć coś, co mogło być mechanizmem. W końcu usłyszała kliknięcie, a światło się po chwili zapaliło. Stanęła w progu oszołomiona. To nie był zwykły schowek. To był gabinet w gabinecie. Praktycznie drugie życie za ścianą. Nie było tu ozdób, zdjęć, nic osobistego. Tylko rzędy segregatorów i kartony z aktami.
Podniosła jeden. Potem drugi.
Z początku widziała głównie rachunki, faktury, transporty. A potem… Zatrzymała spojrzenie na dłużej, na nagłówkach, datach, pieczęciach. Nazwy portów, numery kontenerów, a dalej, pomiędzy różnymi nazwami broni palnej, były też nazwiska. Opisane jak towar.
Poczuła, jak coś w niej pęka. Zupełnie jakby jej serce zamarło i spękało od środka. Dłonie zaczęły jej drżeć, choć nie wiedziała, czy z przerażenia, czy z obrzydzenia, czy może z dziwnego, niespotykanego dotąd rozczarowania. Palce ślizgały się po kartach, kartka za kartką, czytając wszystkie nazwiska, nazwy, kraje, kwoty, daty. Była tam też Tajlandia. Nie chciała patrzeć dalej, ale oczy same biegły po wierszach. I tam, między cyframi i skrótami, widniały zapisy tak znajome, że aż zrobiło jej się słabo. Czuła, jak żołądek ściska się w supeł. Jak w ustach pojawia się metaliczny posmak. Świat nagle się przewrócił, a ona stała w środku jego wnętrza, wśród dowodów, które nie zostawiały miejsca na wątpliwość.
Zaczęła szukać dalej, może desperacko, może z nadzieją, że coś to odwróci, że znajdzie choć jeden papier, który to wszystko wytłumaczy. Ale każdy kolejny dokument tylko pogrążał ją głębiej. Nagle wszystko się złożyło. Wszystko, co do tej pory było tylko niepasującymi elementami układanki, wskoczyło na swoje miejsce.
I wtedy usłyszała dźwięk odbezpieczanej broni.
A potem jego głos.
Trzeba było zapytać.
Serce jej się zatrzymało, a powietrze nagle zgęstniało.
Jang Hyolin, Chan Jimin — wymieniła, nie odwracając wzroku od nazwisk wypisanych na jednej z kartek. Jej ton był równie chłodny, ale w przeciwieństwie do jego, jej nosił oznaki zranienia. — Obydwie były ze mną w Tajlandii. — Rzuciła teczkę w jego kierunku, prosto pod nogi, przenosząc na niego twarde, ale pełne emocji spojrzenie.
Serce miała boleśnie skurczone i chociaż celował w nią bronią, to nie to było jej największym problemem. Nie cofnęła się, choć instynkt podpowiadał jej, żeby to zrobić. Przestrach tego kim był oraz tego co robił, przeplatał się z dziwnym uczuciem bólu, który kuł ją w okolicy klatki piersiowej, bo właśnie patrzyła na człowieka… którego kompletnie nie znała.
Bo znała tylko to, co jej pokazał. Pięknie zbudowaną skorupę, ukrywającą to całe zepsucie.
O co miałam zapytać? — Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę, bez mrugnięcia czy drgnięcia powieki. — O to, ile kobiet kazałeś sprzedać? — Otworzyła jedne z akt, gdzie było zdjęcie ładnej, młodej Koreanki. — Czy o to, że twoi ludzie… — urwała. Głos jej zadrżał, mimo że próbowała to stłumić. — Że to twoi ludzie zabrali mnie z Korei? — Nie krzyczała. Nie miała w sobie siły, by krzyczeć. To nie była wściekłość, to było coś gorszego. To było wewnętrzne pęknięcie. — Nie pyta się o takie rzeczy. Nie wtedy, kiedy ktoś ci ufa. Kiedy myśli, że ci ufa. Nie pyta się o coś, co wydaje się niemożliwe, bo przecież nie chcesz wierzyć, że człowiek, z którym jesz kolację… — Nawet nie wiedziała jak to dokończyć - ma trupy w piwnicy? O tym wiedziała, ale chyba nie domyślała się, że to pieprzone cmentarzysko.
W dodatku wierzchołek góry lodowej.
Patrzyłam na ciebie i myślałam, że w końcu ktoś mnie uratował — mówiła, a jej palce mocno zaciskały się na jednej z kartek. — A ja po prostu byłam głupia i naiwna. — Bo zaufała komuś, kto okazał się być kimś gorszym niż Subin. Okrutnym człowiekiem w pięknym papierku. Bo wychodziło na to, że to jego ludzie pojmali ją i inne kobiety spod domu, a uratował akurat ją... aby do siebie przywiązać? Bo to było grą? Jakimś chorym rozdziałem w jego strategii, dzięki któremu miała mu zaufać?
Podziałało. Może nawet zbyt dobrze.
Odwróciła od niego spojrzenie z powrotem na dokumenty, czując nieprzyjemny, gorzki posmak rozczarowania, przestrachu i czegoś jeszcze, czego nie umiała nazwać. Bo chociaż celował w nią bronią, to miała wrażenie, że śmierć nie byłaby w jej przypadku takim złym rozwiązaniem. Zwłaszcza teraz, gdy świat kolejny raz właśnie jej runął. Świat, który miał być tym odpowiednim, prawdziwym i właściwym.
Przesunęła dłonią po kartach, które leżały na biurku. To wszystko było jego. Kurwa, wszystko.
W tej chwili jedyne na co mogła się wysilić, to gorycz w spojrzeniu, które jeszcze kilka dni temu szukało jego wzroku z czymś, co mogłoby być przywiązaniem. Nie miała nic do stracenia, bo to co miała, właśnie zostało doszczętnie spalone i zmieszane z błotem. Nie miała też broni, nie miała niczego, aby się bronić, a nawet tego nie zamierzała.
Więc pytam teraz, Giovanni — dodała cicho, już bez drżenia. — Kim ty właściwie jesteś?


Giovanni Salvatore
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”