-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Bo tak, jak oboje sobie wtedy powiedzieli, nie mógł być dłużej z Connie. Zerwał zaręczyny właściwie tego samego dnia nie chcąc niczego przeciągać. Próbował się wytłumaczyć jednocześnie jakoś kryjąc w tym wszystkim jej siostrę. Wolał by to on był w tym wszystkim tym złym. Brał całą winę na siebie. Tak właściwie było. Nawet jeśli podchodził do tej relacji z najlepszymi intencjami i rzeczywiście wierzył w to, że zakochał się w Connie, teraz nie mógł już brnąć w to dalej wiedząc, że nie jest to prawdziwa miłość. W tym wszystkim tylko by ją oszukiwał i zranił jeszcze bardziej za kilka miesięcy, a może lat. Jego była narzeczona będzie potrzebować wsparcia swojej siostry więc nie zamierzał powiedzieć o niczym, co sprawiło, że doszedł do takiego, a nie innego wniosku. Rodzina powinna trzymać się razem.
Llewellyn nie miał pojęcia co tak właściwie miał ze sobą począć. Sprowadził się z powrotem do Toronto na rzecz swojej narzeczonej. To z nią miał budować tutaj swoje życie. Teraz? Nie był jakoś specjalnie z tym miastem związany. Zastanawiał się nawet nad wyprowadzką. W poprzednim biurze na pewno powitaliby go z otwartymi ramionami, lecz nie chciał podejmować tak szybko pochopnych decyzji. Może tak byłoby lepiej? Przynajmniej nie ryzykowałby, że kiedyś przez przypadek się spotkają. Czy to z Connie, czy Marą. Obie oczywiście się do niego nie odzywały. Dał im ku temu wystarczająco dużo powodów.
Na razie brał każdy dzień tak jak przychodził. Więc gdy zaproponowano mu krótki wyjazd służbowy do Montrealu zgodził się. Zmiana scenerii mogła mu dobrze zrobić. Może znalazłby tutaj jakiś wakat? Nowe mieszkanie? Na razie jednak musiał uporać się z celem swojego wyjazdu więc wykładem na jakimś zjeździe dla psychologów w policji i nie tylko. Nie do końca był w nastroju, ale przecież się nie wypisze.
To miało natomiast zdarzyć się dopiero jutro, więc dzisiejszy wieczór mógł przesiedzieć w hotelowym barze sącząc drink za drinkiem. Kilka kobiet postanowiło do niego podejść, spróbować swojego szczęścia, jednakże po ostatnich perypetiach nie miał ochoty nawet na przelotne znajomości, co było do niego zupełnie niepodobne, więc pewnie sam powinien pójść do terapeuty. Wszystkie więc grzecznie spławiał. Właśnie uporał się z pewną namolną blondynką kiedy zobaczył w odbiciu lustra nad barem kogoś, kogo na pewno nie spodziewał się tutaj spotkać. Rudowłosą kobietę, która pewnie chciałaby mu teraz wbić jakiś ostry przedmiot w prawy oczodół. Zgarbił się zatem nieco próbując zmienić swoją naturalną sylwetkę i modląc się żeby go nie zauważyła. Obserwował ją za swoimi plecami mając nadzieję, że uda mu się wyślizgnąć z lobby kiedy akurat nie będzie patrzeć.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Gdy tamtego dnia ponownie zobaczyła na wyświetlaczu telefonu zdjęcie siostry, zamarła. Była pewna, że ta już wie. Że dzwoni, żeby na nią nawrzeszczeć. Miała ochotę odrzucić przychodzące połączenie, a telefon najlepiej wyrzucić przez okno i schować się pod kocem jak mała dziewczynka. Cały ten trójkąt w jaki się wpakowała powodował, że czuła i się zachowywała całkowicie nierozsądnie. Dlatego upomniała się w myślach i odebrała telefon, a słysząc po drugiej stronie zapłakaną Connie już wiedziała o chodzi. Godzinę później była u niej pocieszając ją na kanapie i razem z nią obrzucając Arthura najróżniejszymi wyzwiskami, a znały naprawdę bardzo dużo epitetów. W tamtym momencie Mara nie była psychoterapeutką. Nie była Marą prawdopodobnie od lat zakochaną w swoim dawnym przyjacielu. Była siostrą. Starszą siostrą, która pocieszała młodszą po złamanym sercu i pomagała je pozbierać na nowo.
Jednak zasypiając obok Connie w łóżku, które jeszcze dzisiaj rano dzieliła ona z Llewellynem, Marę zalała fala wyrzutów sumienia i wstydu. Wtedy zdała sobie sprawę, że mężczyzna, którego opisywała przez ostatnie godziny wieloma negatywnymi przymiotnikami, to w sumie uratował jej tyłek, a już na pewno relację z siostrą i pozostawiając jej wolną rękę czy chce jej powiedzieć o sobie czy nie. A z kolei jej milczenie sprawiło, że to ona pocieszała Connie, że do ślubu nie dojdzie, chociaż ona była po części temu winna. Zasypiając miała przed oczami zapłakaną twarz siostry i zrozumiała, że wolałaby oglądać ją szczęśliwą z Arthurem niż zapłakaną i bez Arthura.
Dlatego kolejne tygodnie były dla Mary paskudne i to znacznie bardziej niż tamten okres po zaręczynach. Wtedy przynajmniej Connie była szczęśliwa, a teraz? Musiała wziąć tydzień wolnego w pracy, żeby jakoś się pozbierać, ale Mara po kilku dniach dostrzegała, że czuje się ona pomału coraz lepiej. To trochę uciszało jej wyrzuty sumienia, ale nie do końca. Wciąż się czuła źle okłamując ją. Czuła się też źle przez te wszystkie emocje i uczucia, którymi zdała sobie sprawę, że darzy Arthura. Mężczyznę, który znowu tak jak szybko pojawił się w jej życiu, tak szybko zniknął. Znowu. A to ją bolało…? Czy wolałaby, aby kręcił się w pobliżu? Czy chciałaby, aby w końcu zaczął o nią walczyć? Za każdym razem, gdy jego temat zaprzątał jej głowę, czuła jak ten mętlik plącze się w niej jeszcze bardziej, więc robiła wszystko, aby o nim nie myśleć.
Dlatego informację o konferencji za miastem przyjęła z wielką radością. Niewiele myśląc i zagłębiając się w harmonogram, zapisała się na cały weekend. Potrzebowała się wyrwać z Toronto, od tych ludzi i odciąć się od tej sytuacji. Wszystko zapowiadało się naprawdę bardzo dobrze. Meldując się przy recepcji spotkała dawnego kolegę z praktyk w szpitalu. Zaproponował drinka w barze wieczorem i Mara uznała, że po roku od rozwodu może jest to już najwyższa pora, żeby się otworzyć przed kimś innym? Ktoś kto też nie jest narzeczonym Twojej siostry. To był jej znak od losu. Uśmiech od losu. Nie do końca była przygotowana na randkę podczas konferencji, ale coś wygrzebała z walizki i udała się na spotkanie. Przebiegało ono w bardzo miłej atmosferze, rozmowa się kleiła, było… poprawnie? Dobrze? Brakowało jej słowa do określenia o co chodzi, ale mimo wszystko było miło. Do momentu, gdy jej kolega nie musiał odebrać pilnego telefonu z pracy zostawiając ją na chwilę samą. Sączyła więc wino w oczekiwaniu na niego i po kilku minutach zerknęła, czy może już nie wraca. Nie widziała go, ale za to kątem oka dostrzegła postać, na widok której jej serce momentalnie przyspieszyło. Nie spodziewała się go tutaj. Chociaż gdyby przeczytała harmonogram, to by wiedziała, że będzie on występować. Jednak tego nie zrobiła, więc teraz przez chwilę niezbyt wiedziała jak się zachować. Miała tak wiele scenariuszy w głowie jak chciałaby i jak powinna się zachować. Oczywiście nie zawsze chodziły one w parze. Ostatecznie poprosiła kelnera, żeby podał mu następnego drinka na jej koszt i szybko napisała karteczkę dając mu do przekazania.
Tamta blondynka w czerwonej krótkiej sukience po drugiej stronie baru chyba ma na Ciebie ochotę. Wytarczająco młoda, by się wpasować w Twój typ?
Minutę później wrócił już jej kolega, więc mogły powrócić do rozmowy z nim. Ale prawda była taka, że teraz myślami była już zupełnie gdzieś indziej. Była psychologiem, potrafiła się skupić na rozmówcy, ale gdy był Arthur w pobliżu… przepadała totalnie.
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Dlatego siedział właśnie w hotelowym barze wlewając w siebie drink za drinkiem próbując dojść do jakichkolwiek wniosków. Sądząc po tym, że czuł już pewne szumienie w głowie i mrowienie w palcach, musiał tu siedzieć już dość długo, a rozwiązania jak nie było, tak nie ma. Nie widział dobrego wyjścia ze swojej sytuacji. Tym bardziej, kiedy zobaczył w lustrze kobietę, której całkowicie nie spodziewał się zobaczyć.
Kłopoty postanowiły podążyć za nim do samego Montrealu. Strach jest czymś, co nie występuje zbyt często w jego życiu, a jednak teraz czuł jak włosy na jego karku powoli się podnoszą. Po tym jak zakończyło się ich ostatnie spotkanie zupełnie nie wiedział czego może się po niej spodziewać. Wylania drinka w twarz? Awantury? Nie to żeby przejmował się tym co ktokolwiek sobie pomyśli. Przecież nikogo tutaj nie znał. Obawiał się tego, co może o nim teraz myśleć. Nie sądził, że będzie chciała z nim rozmawiać bez krzyków. Po tym, co zrobił? Nie oczekiwał niczego dobrego.
Stąd cholernie się zdziwił kiedy barman podał mu kolejnego drinka z małą karteczką. Nie potrafił jej rozgryźć, a pismo ma to do siebie, że nie przekazuje tonu. Nie wierzył, że mogłaby jeszcze żywić do niego jakiekolwiek ciepłe uczucia, więc odczytał to z pewną dozą sarkazmu. Chociaż takie pasywno agresywne teksty raczej nie były w jej stylu. Pozwolił sobie wziąć kilka kolejnych łyków darmowego drinka zanim cokolwiek zrobił.
Powinien podejść? Po co? Przeszkodzić jej w spotkaniu? Randce? Ze swojego miejsca przy barze doskonale widział gdzie teraz siedziała oraz z kim. O blondynce, o której wspomniała nawet nie pomyślał. Nie zaszczycił nawet spojrzeniem. Nie przyszedł tutaj szukać sobie przygody na jedną noc. Spławił wystarczająco dużo kandydatek tego wieczoru. Nie miał pojęcia czego chciała od niego rudowłosa, ale wiedział jedno. Ten facet nie był dla niej. Sięgnął zatem po swój telefon, bo naprawdę nie miał ochoty bawić się w jakąś wymianę karteczek jak w podstawówce i wystukał szybką wiadomość.
Dzięki za drinka. Tamtą blondynkę już spławiłem jakieś piętnaście minut temu, nie jest w moim typie.
Wysłał pierwszą wiadomość. Na tej pewnie powinien poprzestać. Dokończyć swojego drinka i wrócić do pokoju by dalej się nie narażać, aczkolwiek jak ustaliliśmy, to nie był jego pierwszy drink, więc zaraz kontynuował.
Tego gościa powinnaś sobie odpuścić. Ten zegarek to fałszywka, więc potrzebuje sobie coś rekompensować. Kręcił się tu już godzinę temu, rozmawiał z barmanem żeby nie podawał mu drinków, zasłonił się byciem w AA. Jak dla mnie ściema. Nie jesteś jego pierwszym wyborem, a zasługujesz na to żeby ktoś wybierał Cię każdego dnia.
Tu już przesadził, ale to go nie powstrzymało.
A nawet gdyby miał być na raz... Serio? Jest dwie klasy niżej od Ciebie. Nawet nie gracie w ten sam sport.
I uśmiechnięta buźka. I wyślij.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Dlatego Mara posiadając wieloletnie doświadczenie w psychologii została przy tym barze i co rusz zerkała w kierunku wspomnianej blondynki, czy może nikt nie próbuje jej zagadać. Tak, to nie jest ani trochę dojrzałe i mądre z jej strony. To totalna głupota. Powinna się skupić na swoim rozmówcy i przynajmniej posiadała podzielną uwagę, więc nie wyglądała na aż tak rozkojarzoną. Chociaż oboje pracowali w tym samym zawodzie, więc może uda mu się zauważyć , że Lakefield ewidentnie coś gryzie?
Starała się jednak nie dać tego po sobie poznać i uznając, że im więcej wypije, tym łatwiej jej będzie zapomnieć o innych osobach w barze i skupić się tylko na tej jednej naprzeciwko niej. Poczuła wibracje dochodzące z torebki przewieszonej przez oparcie stołka, ale powstrzymała się przed wyciągnięciem telefonu. Była w końcu na spotkaniu. Upiła znaczny łyk z kolejnego kieliszka wina i uśmiechnęła się kwaśno, czując kolejną wibrację. Kto to się dobija? Trzecia wibracja dopiero sprawiła, że przeprosiła swojego towarzysza i zerknęła na telefon. Nie spodziewała się wiadomości od Arthura. A już szczególnie nie takich. Komentarz odnośnie blondyny? Ok, to w jego stylu. Musiał pokazać, że już próbowała go poderwać. Oh, ależ oczywiście. Ale kolejna wiadomość? Ta jej podniosła ciśnienie. Był jak pieprzony pies ogrodnika. Znowu. Nic się nie zmienił przez te wszystkie lata, a ona dała się omamić i wodzić za nos.
Już miałam takiego, który obiecał mnie wybierać każdego dnia. To przereklamowane
Wystukała szybko i kliknęła wyślij nawet się bardziej nad tym nie zastanawiając. Odłożyła telefon na blat i już miała znowu sięgnąć po kieliszek, ale jeszcze jedna kwestia jej nie dawała spokoju, więc ponownie zaczęła pisać do niego.
Znalezienie faceta na moim poziomie jest cholernie ciężkie, a też mam swoje potrzeby, które chętnie bym zaspokoiła czymś, co nie potrzebuje naładowania od czasu do czasu
I na tym powinna poprzestać i ona, ale jak wiadomo - Arthur zawsze potrafił rozpętać w niej burzę emocji.
A jeżeli tak bardzo interesuje Cię moje życie erotyczne, to mogę jutro dać Ci znać, jak było
Tym razem jednak już odłożyła z powrotem telefon i wypiła na raz zawartość kieliszka. To tylko wywołało u jej kolegi znacząco uniesioną brew. Mara musiała się powstrzymać przed wywróceniem oczami na myśl na ten gest i powróciła do rozmowy z nim, starając się skupić na tym co mówi. Starając się żeby było tak, zanim zauważyła w barze znajomą osobę.
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Dodaj jeszcze do tego fakt, że w tym wszystkim postawiła mu jeszcze drinka z tekstem, który tak naprawdę nie musiał być pasywno-agresywny? Zupełnie nie potrafił jej teraz rozgryźć. Najlepiej dla nich obojga byłoby gdyby dał jej spokój. Pozwolił cieszyć się randką, spotkaniem, czy co to tam się odbywało za jego plecami. Nie zamierzał wchodzić jej w paradę. Nie zamierzał, a jednak nie mógł się powstrzymać od chociaż tego pierwszego smsa. Później drugiego i trzeciego. Wszystkie powyżej pierwszego były zupełnie niepotrzebne. Gdyby był trzeźwy pewnie sprawy potoczyłyby się inaczej. Nie był kompletnie pijany, lecz szumiało mu w głowie wystarczająco, żeby nie dał jej spokoju. Tym bardziej, kiedy dostał od niej odpowiedź. Uśmiechnął się pod nosem zerkając w lustrzane odbicie by zobaczyć jak wystukuje mu kolejną wiadomość, a później jeszcze jedną. Jakoś w tym momencie zupełnie nie przeszkadzało mu, że zaprzątał jej głowę i nie mogła się skupić na swoim rozmówcy. I tak uważał, że nie był wart nawet jej czasu.
Obiecał, a wybierał to dwie zupełnie różne rzeczy.
Wystukał szybką odpowiedź, a te następne wiadomości przyprawiły go o mrowienie w okolicach podbrzusza, które szybko przerodziło się w ucisk w jego bieliźnie. Nie mógł nic poradzić na to, że wyobraził sobie przez moment tę rudowłosą pod sobą i wiele rzeczy, które kiedyś bardzo chciał z nią zrobić. To był dobry moment żeby się z tego wywinąć. Pójść do swojego pokoju, odespać. W końcu jutro miał poprowadzić wykład.
Zamówił więc lampkę tego samego wina, które Lakefield piła do tej pory. Zsunął się ze swojego krzesła i podszedł bliżej jej stolika. Postawił lampkę na blacie skinąwszy tylko mężczyźnie na powitanie. Z grzeczności.
- Cześć, chciałem się odwdzięczyć. - uśmiechnął się do niej zaczepnie - Polecam jutrzejsze wykłady. Słyszałem, że jedną prowadzi całkiem interesujący facet. - puścił jej oczko i udał, że się trochę zachwiał by oprzeć się na oparciu jej fotela nachylając w jej stronę.
- To dobrze, że nigdy się ze mną nie przespałaś. Żadna inna zabawka... - celowo zaakcentował to słowo - Nie byłaby później wystarczająca. - skończył szeptać jej na ucho poprawiając się z powrotem do pionu.
- Udanego wieczoru. - tym razem nie robiąc sobie nic z jej towarzysza poprawił jeden z niesfornych kosmyków za jej ucho nie spuszczając wzroku z jej tęczówek.
Znaczył swój teren? Może trochę. Pozostawiał to do jej dobrowolnej interpretacji. Jeszcze chwilę popatrzył na nią zanim w końcu odszedł od ich stolika tylko machając im dłonią przez ramię. Musiał się na chwilę zatrzymać przy windach. Jedna nie działała, a do drugiej była kolejka. Spędził tu dobrych kilka minut zanim w końcu udało mu się wejść do kabiny.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Lecz dzisiejszego wieczoru, siedząc w barze i popijając kolejny kieliszek wina, nie myślała w ogóle o młodszej Lakefield. Wstukując wiadomości do Arthura, była tak tym pochłonięta, że nawet jej rozmówca mógłby teraz coś mówić, a i tak by to do niej w ogóle nie dotarło. Miał zdecydowanie za duży na nią wpływ. Odkładając telefon na blacie obiecała sobie już nie zerkać na niego, ale gdy przyszła odpowiedź, nie powstrzymała się przed szybkim spojrzeniem. Cóż, racja - to była znacząca różnica. Jednak nie chciała ciągnąc tego tematu. Rozdział jej małżeństwa był zamknięty. Rozdział znajomości z Llewellynem również. Teraz była tutaj z dawno niewidzianym kolegą, który naprawdę prezentował się całkiem dobrze. Mara wcale nie uważała, aby był spoza jej ligii. Tak, miała ochotę się z nim przespać. Przynajmniej do momentu, gdy nie dostrzegła dawnego wykładowcy niedaleko siebie.
Sądziła, że skoro nie odpisała na jego wiadomość, to rozmowa się skończyła. Nawet poczuła pewien… żal? Niedosyt? Tak, niedosyt, że to było tylko parę krótkich wiadomości i koniec. To było żałosne, bo przecież była na randce z innym, który chyba zaczął wyczuwać zmianę jej nastroju. Już miała bardziej się zaangażować w spotkanie, gdy nagle ktoś postawił przed nią kieliszek wina. A tym kimś był nikt inny niż Arthur. Mimo, że wiedziała , że tutaj jest to i tak była zaskoczona jego posunięciem, ale nie dawała tego po sobie poznać. Jedynie wstrzymała oddech, gdy nachylił się do niej. Tak blisko, że czuła jego perfumy, które niebezpiecznie uderzyły jej do głowy. Chyba nawet bardziej niż wino, sprawiając, że przymknęła powieki, a jej piersi się uniosły na wspomnienie nocy z nim. Spojrzała na niego , gdy się wyprostował z pewnym wyzwaniem w oczach. Nie odsunęła się , gdy poprawił jej kosmyk, jakby ten gest był całkowicie czymś naturalnym. Jednak prawda była taka, że w środku cała szalała. Odchodząc zostawił ją w totalnym chaosie. Znowu.
Po jego odejściu, atmosfera przy stoliku całkowicie się popsuła. Próbowała zagadywać swojego rozmówcę, ale teraz i on już nie był zainteresowany za bardzo ciągnięciem tego. Mara widziała, że pomimo tego, że siedzieli tylko we dwójkę, czuł się jak piąte koło u wozu. Zrobiło jej się go szkoda, bo naprawdę nie chciała, żeby tak wyszło. Przecież dobrze im się rozmawiało. Było miło. Przynajmniej do czasu, aż na horyzoncie się nie pojawił się inny mężczyzna. Lakefield nagle zalała cała fala złości i wiedziała, że to pora już wracać do pokoju. Przeprosiła kolegę, dopiła wino i udała się w kierunku wind. Akurat drzwi jednej z nich się zamykały, gdy wbiegła do środka w ostatniej chwili. Widząc kto również się w niej znalazł, nie mogła powstrzymać przewrócenia oczami, ale grzecznie stanęła tuż obok niego wpatrując się w nieruchome drzwi. Całe szczęście, że nie byli sami, bo nie jest pewna jakby zareagowała. Modliła się w duchu, żeby wyszedł jak najszybciej, ale pech chciał, że po zatrzymaniu się na dwóch piętrach nagle znaleźli się w kabinie całkowicie sami. Wtedy Mara nie wytrzymała.
- Co to do cholery było!? - syknęła odwracając się w jego kierunku. Niewiele myśląc wcisnęła przycisk stop zatrzymując windę uziemioną między piętrami. - Tak bardzo burzy Twoje ego myśl, że z tamtym mężczyzną mogłabym się przespać, a z Tobą nie?- spytała coraz ostrzejszym tonem, ale nie czekała na odpowiedź. Miała za dużo do wyrzucenia z siebie. - Znowu robisz to samo co lata temu. Flirtujesz, wodzisz za nos, a potem się zawijasz jak gdyby nigdy nic. Aż jestem w szoku, że nie wracasz teraz do pokoju z jakąś blondynką pod pachą. To Twój w końcu standardowy ruch - zamachać mi kijem z marchewką przed nosem opowiadając jakby było mi z Tobą cudownie, a potem po prostu jak gdyby nigdy nic bierzesz pierwszą lepszą do łóżka - stała przed nim z dłońmi podpartymi o biodra. Nie była w stanie go dotknąć nawet palcem. Nie ufała sobie na tyle po sytuacji w przymierzalni. Ale nie spuszczała z niego wzroku. Chciała znaleźć w jego tęczówkach odpowiedź na tak wiele pytań, które zadawała mu w swojej głowie. Dlatego w jej oczach malowała się wściekłość, ale także niezrozumienie, żal, tęsknota i pożądanie, które zawsze potrafił w niej wybudzić i to nawet jej nie dotykając.
- To się nadaje na terapię Llewellyn. Załatwię Ci tą pieprzoną zniżkę- powiedziała nieco spokojniej odwracając się z powrotem do niego tyłem i próbując znowu wprowadzić windę w ruch, ale miała wrażenie, że przycisk tym razem nie działa.
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Dlaczego więc zdecydował się podejść do jej stolika i wykonać te kilka gestów? W pierwszej kolejności zwalał to na karb alkoholu. Tak było prościej. Po drugie natomiast... Tak, był trochę zazdrosny, chociaż wolał wmawiać sobie, że robi to dlatego, że dba o nią. O jej standardy. Dlatego, że chciał dla niej jak najlepiej. Bo przecież nie mógł przyznać nawet przed samym sobą, że kobieta, która jest siostrą jego byłej narzeczonej jest nadal dla niego atrakcyjna. To byłoby z jego strony nie tylko nieetyczne, ale i niesmaczne. W swoim życiu zrobił już wiele rzeczy, z których niekoniecznie był dumny, lecz próba zejścia się z Marą byłaby niewątpliwie najgorszą. Więc czym były te wszystkie filuterne, a nawet posesywne w swojej intymności gesty? Sam nie miał pojęcia. Przyszły całkowicie naturalnie. Szybciej niż właściwie zdążył się zorientować.
Stąd pod swoją szarmancką przykrywką postanowił po prostu się ulotnić zanim jeszcze bardziej skomplikuje zarówno jej randkę jak i całą relację, którą... No właśnie, czy jeszcze ją w ogóle mają? Nie rozmawiali od tygodni, więc sądził, że pewnie nie. Spotkali się tutaj przez całkowity przypadek i nie zobaczą się pewnie już nigdy więcej.
Uniósł autentycznie zaskoczony swoją prawą brew kiedy weszła za nim do windy. Jeśli tutaj było to tylko świadczyło o tym, że randka nie była udana, a sam Art miał rację. Ten facet nie był jej wart. Jeśli nie potrafił udźwignąć jego zachowania i tak szybko sobie odpuścił, nie zasługiwał na taką kobietę. Więc tak, to wywoływało w nim pewną satysfakcję. Nie mógł za to powiedzieć, że jakoś specjalnie czekał na moment, kiedy zostaną w kabinie sami. Znał jej mowę ciała. Wiedział, że jest wściekła. Do tego nie trzeba było być ekspertem, wystarczyło spojrzeć na to jak na niego patrzyła. Nie spodziewał się natomiast, że zatrzyma dla nich całą windę.
Jej wybuch był... Poniekąd przewidywalny. Nie przewidział natomiast o co będzie jej dokładnie chodzić. Z każdym kolejnym słowem coraz mniej rozumiał. Jednak nie odstąpił nawet o krok. Wytrzymał całą falę jej złości pozwalając to w końcu z siebie wyrzucić. Wszystko, jeśli tego potrzebowała. Nie przypuszczał natomiast, że w tym wszystkim znajdą się również sytuacje sprzed lat, co dość mocno go w pierwszym momencie skonfundowało, ale sprawiło też, że zaczął łączyć pewne kropki. Kropki, nad którymi do tej pory nawet się nie zastanawiał.
- To nie było moje ego. - wyjaśnił całkiem spokojnie podchodząc do niej nieco bliżej i łapiąc nadgarstek dłoni, która próbowała właśnie odblokować windę - Brałem inne do łóżka, bo ta, którą chciałem najbardziej powiedziała mi głośno i wyraźnie, że nie zamierza się ze mną przespać. - wytłumaczył całkiem spokojnie obracając ją na powrót przodem do siebie - Jak widzisz dzisiaj nie biorę nikogo do łóżka. - złapał ją za brodę i uniósł twarz do swojej by mógł spojrzeć jej w oczy.
- A co do terapii, to chyba potrzebujemy takiej dla par. Oboje jesteśmy wystarczająco wykwalifikowani... - uśmiechnął się do niej zawadiacko - Może zaczniemy od tego, czego tak właściwie chcesz Mara? Ode mnie. Chodzi o to, że wyjechałem? Nie utrzymywałem kontaktu? - spoglądał głęboko w jej oczy wiedząc, że będzie wiedział kiedy kłamie.
Wyczyta z nich więcej niż kiedykolwiek chciałaby mu powiedzieć.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Mara starała się nad tym nie zastanawiać zbyt długo, co akurat działało na jej niekorzyść, bo postawienie drinka nie było ani trochę przemyślanym ruchem. Ciągnięcie z nim rozmowy smsowej? Również. A już największą głupotą, którą pewnie nie zrobiłaby trzeźwa i po przeanalizowaniu ewentualnych skutków, było zatrzymanie windy i jej wybuch. Powinna to wszystko zachować dla siebie. Powinna jak zawsze unieść się honorem, przemilczeć pewne kwestie i się uśmiechnąć jak gdyby nigdy nic. Zostać w tym barze, wypić kolejny kieliszek wina i nawet jeżeli nie wylądowałaby dzisiaj w łóżku z mężczyzną, przynajmniej miło spędzić czas jak najdalej od Llewellyna. W sumie zmierzając do windy nie myślała o tym, że go spotka. Minęło w końcu trochę czasu odkąd wyszedł, a jednak wpadła na niego i pewnie, gdyby nie alkohol, który zdążył jej uderzyć do głowy, zachowałaby się rozważnie. Chociaż akurat od czasu rozwodu, nie do końca już miała ochotę być tą rozważną Marą Lakefield.
Mimo świadomośi, że jest tuż za nią, delikatnie drgnęła czując jego dłoń na swoim nadgarstku. Pozwoliła się obrócić z powrotem w jego kierunku, odpuszczając jeszcze na chwilę odblokowanie windy, ale wyrwała się z jego uścisku. Nie chciała jego dotyku.
- Skoro nie ego, to co takiego? Tylko nie pieprz mi teraz o tym, że na mnie nie zasługiwał i inne bzdurne farmazony- spytała całkiem ciekawa, co nim kierowało w tamtym momencie, że nawet z tamtym się nie przywitał. Za to kolejne jego słowa ją wkurzyły jeszcze bardziej. Tylko wzmógł w niej poczucie, że nie chciał od niej nic więcej poza seksem. Była wkurzona na siebie, że kiedykolwiek liczyła na coś więcej z jego strony. Była wściekła na siebie, że po latach wciąż potrafi wyzwolić w niej tak skrajne emocje doprowadzając ją do wściekłości i pożądania, gdy chwycił ją za podbródek zmuszając by na niego spojrzała. Mimo obcasów i tak musiała zadrzeć głowę do góry przez różnicę wzrostu.
- Dla par? Błagam, nie wytrzymałabym już z Tobą godziny w jednym pomieszczeniu. I jeszcze musieć rozmawiać? Bez szans- prychnęła przewracając oczami na ten jakże szalony pomysł. Ani nie byli parą ani ona tym bardziej nie wyobrażała sobie przebywać znowu tak blisko niego. A już na pewno nie w taki sposób jak teraz. Przeszył ją dreszcz, gdy tak wpatrywał się w jej oczy. Znała to spojrzenie - próbował wyczytać z niej więcej, aniżeli sama mu powie. Wiedziała też, że ciężko jest przed nim cokolwiek ukrywać. Potrafił spojrzeć wgłąb niej…. A jeżeli tak było, to czy to nie oznaczało, że zawsze wiedział o uczuciach, które do niego żywi? Czy naprawdę nigdy nie dostrzegł tego z jakim pożądaniem patrzy na niego, a z zazdrością na inne kobiety kręcące się wokół niego? Czy nie dostrzegał jak czuła się komfortowo w jego towarzystwie, nie dbając o to, że zasnęła w dresie na kanapie w jego apartamencie z włosami niedbale ułożonymi.
- Od Ciebie? Niczego nie chcę- odpowiedziała od razu, ale przez kolejne minuty milczała. Nie odrywała wzroku od jego spojrzenia, a w jej głowie przelatywały wspomnienia z tych wspólnych chwil za czasów studiów, a także te ostatnie u jej rodziców czy w sklepie. Tak wiele emocji w niej szalało. Złość, rozczarowanie, tęsknota, pożądanie, poczucie odtrącenia. Nie czuła jednak, że zasługuje on, żeby dowiedzieć się o wszystkim co w niej wywołuje, ale wiedziała też, że nie jest w stanie go okłamać. Nie teraz.- Po prostu jestem wkurwiona, że wyjechałeś chociaż w moich oczach się przyjaźniliśmy. Urwałeś kontakt bez mrugnięcia okiem, jakby nasza relacja nic dla Ciebie nie znaczyła. Jakbym była po prostu tylko jedną ze studentek, które próbowałeś przelecieć i skoro się nie udało, to się zmyłeś- jej głos był ostry, pełen wyrzutów, ale i smutku i żalu. - Więc może i początkowo potrzebowałam przyjaciela, ale nie byłeś mi nigdy potrzebny do życia, więc poradziłam sobie bez Ciebie i dalej świetnie radzę. I niech tak zostanie- dodała na koniec i powinna teraz odwrócić się ponownie i wcisnąć ten przycisk , by winda znowu pojechała dalej, ale zamiast tego wciąż stała, nie ruszając się od niego nawet o milimetr. Była też ciekawa, czego on chce. Co jemu chodzi po głowie, ale bała się dowiedzieć prawdy. Bała się tego usłyszeć, bo wiedziała , że to ją jeszcze dodatkowo zrani.
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Zauważył natomiast jak wzdrygnęła się gdy ją dotknął. Nie robiła tego wcześniej. Ani lata temu ani tym bardziej kilkanaście minut temu, kiedy dotykał jej włosów. To trochę go bolało. Zrobił w swoim życiu kilka przykrych rzeczy, lecz nigdy nie chciał by w jakikolwiek sposób się go bała czy czuła się nieprzyjemnie w jego towarzystwie. Posłusznie zabrał swoją dłoń i nawet zrobił pół kroku do tyłu.
- To nie były farmazony Mara. - powiedział nieco ciszej - Mogą tak dla Ciebie wyglądać, ale na pewno takie nie były. - jego tęczówki tylko potwierdzały jego słowa gdy patrzył w jej oczy.
- A jeśli musisz wiedzieć co to było to odrobina zazdrości z odrobiną za dużo alkoholu. - odwrócił od niej na chwilę wzrok drapiąc się po karku w nieco niezręcznym geście.
Nie było łatwo się do tego przyznać. Teraz przychodziły te mniej pożądane skutki uboczne picia alkoholu. Prawdomówność. Coś, na co w tych naprawdę ciężkich tematach nie decydował się za często. Tym bardziej odkąd zdecydowała się wyjść za swojego męża. Cóż, już byłego męża. Wcześniej z tą prawdomównością nie było tak ciężko. On mówił prawdę, po prostu sposób, w jaki to mówił często mogła odczytać jako żart, a on po prostu nie wyprowadzał jej z błędu żeby nie komplikować jeszcze bardziej ich relacji. Dzisiaj natomiast złapała go w dość niefortunnym momencie. Przynajmniej dla niego.
- Ouch. - tylko tyle mógł powiedzieć na jej cięty język - W takim razie po co stawiałaś mi tego drinka? Skoro nie chciałaś ze mną rozmawiać. - przechylił lekko głowę patrząc na nią pytająco.
Jeśli on zdobywał się na szczerość może i ona będzie w stanie? Nie rozumiał jej podejścia. Nie rozumiał tego, co robiła wcześniej ani teraz. A chciał zrozumieć. Chciał wiedzieć, co chodzi jej po głowie. Czym się kieruje. Przede wszystkim czego od niego do cholery oczekuje. Przeprosin? Czego innego mogła chcieć? Co więcej mógł dla niej zrobić?
Jej kolejne słowa natomiast zabolały. Nie próbował tego nawet ukryć. Nie powinno, a jednak bolało. Nie oczekiwał od niej niczego. Sam też wiedział, że nie ma za dużo do zaoferowania, ale usłyszeć to tak bezpośrednio? Z wyrzutem, z żalem? Bolało. Widział, że to nie wszystko, co chciała powiedzieć. Było coś jeszcze. Widział to w jej oczach. W tym jak stała. Jak na niego patrzyła. Zawsze był w stanie wyczytać z niej więcej niż chciała. Nie wiedział tylko czy na pewno chciał to robić tym razem.
- Wyjechałem ponieważ mój projekt się skończył. Praca wzywała mnie gdzie indziej. - próbował wytłumaczyć, ale wiedział, że to nie jest cała prawda - Nie wspierałem też twoich decyzji. Zwłaszcza jeśli chodziło o wybór partnera, ale wtedy uważałem, że dobry przyjaciel tak nie robi. Wspiera drugą osobę niezależnie od wszystkiego, a ja nie potrafiłem, więc nie byłem dobrym przyjacielem. - westchnął cicho zdając sobie sprawę, że jest jeszcze jeden szkopuł, którego jej nie mówi, ten gdzie po prostu ciężko patrzyło mu się na to jak wybiera kogoś innego zamiast niego, zawsze kogoś innego.
- Nie byłaś jedną z tych studentek. Dopiero co Ci to powiedziałem. - pokręcił głową jakby go nie słuchała, albo po prostu nie do końca rozumiała.
- Nie potrzebujesz nikogo do życia Mara. Wybierasz sobie osoby, które chcesz w nim mieć. To ich przywilej. Jeśli ja go nie mam... Po prostu naciśnij ten przycisk, a ja postaram się żebyś już mnie nigdy więcej nie zobaczyła. - powiedział starając się ukryć tę nutę smutku oraz pewnej urazy, jednak w tym wszystkim nie odrywając od niej swoich oczu.
Może to właśnie ona pomoże mu podjąć decyzję, co dalej. Jeśli naciśnie ten przycisk wszystko będzie dla niego jasne. Pora wyprowadzić się z Toronto. Zmniejszyć jakąkolwiek szansę na ich spotkania. Kto wie. Może w tym wszystkim ten wyjazd rzeczywiście poukłada mu w głowie.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Póki co jednak wciąż tylko wzniecał w niej ten huragan emocji, a jego dotyk ją nie brzydził, lecz wprost przeciwnie. Pragnęła więcej, dlatego się wyswobodziła. Dla ich bezpieczeństwa, bo im bliżej byli, nie ufała sobie ani trochę. Tym bardziej pod wpływem alkoholu. Powróciły wspomnienia z przymierzalni, gdy przycisnął jej dłoń do lustra, a ona marzyła o tym, by jej nie puszczał i po prostu zatopił się w jej ustach. Wtedy byli w sklepie, trzeźwi. Teraz natomiast byli sami w zamkniętej windzie i oboje po kilku drinkach, które zdążyły im zaszumieć w głowie. Najbezpieczniej było zabrać tą dłoń.
Chociaż, gdy przyznał się, że był odrobinę zazdrosny… Spodobało jej się to. Nie powinno tak jak wiele rzeczy nie powinno mieć miejsca w ich relacji, ale cholera - chciała jego zazdrości. Przecież zawsze chciała, żeby o nią zawalczył. Nie była w stanie skomentować w żaden sposób jego słów, ale jej spojrzenie na chwilę złagodniało. Była zaskoczona, ale w ten pozytywny sposób. Żałowała jedynie, że on tego nie widzi, bo czyżby się wstydził? Czy żywienie do niej jakichkolwiek głębszych uczuć było czymś paskudnym? Teraz nie postrzegała ich relacji jako niedoszli szwagrowie. Nagle myśl o siostrze się rozmyła. Była tylko ona i Arthur, więc jego reakcja trochę ją wybiła.
- Nie wiem. To był impuls i alkohol- powiedziała zgodnie z prawdą. Może chciała go sprowokować, żeby do niej podszedł? Może chciała sprawdzić czy jest zainteresowany inną kobietą już? A może tęskniła za nim, za ich przekomarzankami? Nie analizowała tego. Po prostu zrobiła to co w tamtym momencie wydawało jej się słuszne. Tak samo nie do końca przemyślała swoje kolejne słowa. Nie spodziewała się, że jej kolejne słowa tak na niego zadziałają. Widziała, że go zraniła i pożałowała tego, co powiedziała. Nawet jeżeli to była prawda, bo nie uważała, że kiedykolwiek go potrzebowała w swoim życiu. Ale chciała go mieć i na tym to polegało - wybierała go każdego dnia, chciała go mieć blisko przy sobie. Dlatego poszła w tą głupią przyjaźń, bo wiedziała, że nie będzie mogła u takiego faceta liczyć na nic więcej poza seksem. Jakkolwiek żałośnie to nie brzmiało.
Ale nie chciała go nigdy zranić. Widziała ten ból i miała ochotę powiedzieć, że to nie tak. Że nie potrzebuje, ale chce…. Ale zabrakło jej odwagi. Zamiast tego po prostu smutno na niego spojrzała, gdy zaczął się tłumaczyć ze swojego wyjazdu. Dla niej to wciąż nie miało najmniejszego sensu.
- Prawdziwy przyjaciel jest tuż obok, niezależnie od sytuacji. Jest szczery, czasami brutalnie szczery, ale jest. Ciebie natomiast zabrakło, więc z tego powodu nie byłeś dobrym przyjacielem- mógł jej gadać, że wychodzi za cwela albo zwrócić uwagę, że wybór kwiatów do wiązanki ślubnej jest nietrafiony. Mara ceniła szczerość. Wolała żeby po prostu był , nawet nie akceptując jej męża, bo przecież wciąż była Marą Lakefield. Marą, która potem z dala od niego przeżywała diagnozę o braku możliwości posiadania dzieci. Marą, która dowiedziała się o zdradzie męża i w samotności zapijała smutki użalając się nad sobą.
- Oh wiem, że nie byłam. W końcu mnie jedyną nie zaciągnąłeś do łóżka- przewróciła oczami, bo tak - najwyraźniej źle zinterpretowała jego słowa. Bo nie powiedział, że chciał czegoś jeszcze od niej. Tylko, że to ją najbardziej chciał mieć w łóżku. Poczuła się jak głupie trofeum, którego nie udało mu się zdobyć. Dlatego kolejne słowa jeszcze bardziej ją rozsierdziły. Jego rezygnacja. Jego oddanie jej decyzji. Inicjatywy. Nie wytrzymała.
- Właśnie w tym rzecz, że miałeś ten przywilej i mogłeś mieć znacznie więcej do cholery!-- kryknęła i dopiero wtedy zdała sobie sprawę ze znaczenia tych słów. Nie chciała być jakaś żałosną kobietą upominającą się o uwagę mężczyzny. Miał ją przecież tyle czasu na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko nieco bardziej się schylić. Ale na to było za późno, Mara nie czekała już na jego kolejne ruchy. Odwróciła się ponownie i zaczęła energicznie wciskać przycisk, aby odblokować windę. Zamiast nacisnąć raz i poczekać, wciskała non stop, przez co winda ani drgnęła.
-Kurwa -
zaklęła pod nosem i wcisnęła jeszcze raz przycisk. Mocno, jakby to miało pomóc. Ale wiedziała, że jedynie wyrzucenie z siebie wszystkiego będzie najlepszym rozwiązaniem. Powiedzenie na głos rzeczy, które skrywała od lat. Dlatego ponownie się do niego odwróciła, ale nie podeszła ani o krok.Chciałam po prostu, żebyś zawalczył o mnie. Chociaż trochę, a Ty wolałeś zamiast tego zabawiać się z innymi, łatwiejszymi. Wolałeś uciec z miasta. I tłumaczyłam sobie, że po prostu taki jesteś- wolny duch, który nie szuka w życiu niczego więcej poza dobrą zabawą. To było lepsze od świadomości, że po prostu mnie nie chciałeś. Że ja nie byłam Ciebie warta- urwaała na moment przymykając oczy, aby zapanować nad głosem i emocjami. Nie chciała , żeby jej oczy się zaszkliły, a głos załamał. Była dzisiaj silną kobietą, która poradzi sobie bez faceta. Nieważne, że już jakieś dziesięć lat temu chciała z nim być.
A jednak taka jest prawda, bo o inną kobietę walczyłeś. Nawet się jej oświadczyłeś marząc o wspólnej przyszłości z nią- zagryzła zęby i ścisnęła dłonie, bo czuła się żałośnie. Czuła się jakby prosiła go teraz o uwagę. Prosiła się o miłość. To ją poniżyło chyba bardziej niż cały rozwód z mężem, bo gdy dowiedziała się o jego zdradzie po prostu kazała mu się spakować. Nie było krzyku, złości, pytań. Tak jakby tylko na to czekała. Ale stojąc teraz przed Arthurem? Mężczyzną, którego zawsze pragnęła, a on wybierał inne i mówiąc mu, że chciała, aby kiedyś w końcu wybrał ją? To było totalne poniżenie, dlatego spuściła wzrok. Tego było zdecydowanie za dużo.
- Więc skoro ja nie mam tego przywileju, to chyba faktycznie powinniśmy zakończyć już naszą znajomość- I akurat usłyszała dźwięk rozsuwanych się drzwi windy, więc szybko się odwróciła i wyszła nawet nie patrząc, na którym jest piętrze. Trafi w końcu jakoś do pokoju, a tam od razu pójdzie spać i może nabierze siły, aby spędzić z nim cały weekend na tej pieprzonej konferencji.
Arthur Llewellyn