-
Grinch
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Życie bez Madoxa wydawało się takie proste.
Nikt nie narzekał.
Nie kazał przynosić ulubionego rumu.
Lubiła szefa, a jednak praca w trakcie nieobecności właściciela zawsze była spełnieniem marzeń. Klub jakby zaczął działać wolniej. Nikt na siebie nie wrzeszczał, każdy wiedział, co ma robić. Nawet nie chodziło oto, że Madox był złym szefem. Lubiła go. Za to przez te kilka dni mogła odetchnąć pełną piersią. Spokój, względny bo kreski koksu dalej były kreślone i głośna muzyka. To było to, co powodowało, że Cyra mogła oddychać.
Szczerze myślała, że ten dzień będzie równie idealny. Znajdowała się na loży, spoglądając, co się dzieje w reszcie klubu. Ciekawskim wzrokiem wpatrywała się w klientów, poszukując dealerów. Potrzebowała czegoś, dzięki czemu mogłaby poczuć szybsze bicie serca, a źrenice jeszcze bardziej by się jej rozszerzyły. Na nieszczęście jeden z klientów zaprosił ją na pokaz. Uśmiechnęła się uroczo, podchodząc do odpowiedniego stolika. Bez zastanowienia zaczęła tańczyć. Poruszać się w rytmie gorących, latynoskich rytmów, jakby się tam urodziła. Alkohol zdążył odrobinę zadziałać, by mogła patrzeć na tych mężczyzn z takim samym pożądaniem. Za każdym razem musiała wyobrażać sobie bardziej przystojnych. Mogli być bogaci, lub niebezpieczni, ale nie mieli w sobie za grosz wyjątkowości. Czegoś co powodowało, że zawieszało się na nich wzrok. Tak jak przepiękne niebieskie oczy, które widziała u jednego biznesmena. Może pokaz trwałby w najlepsze, gdyby nie zauważyła ważniaka, wrzucającego jakąś tabletkę do szklanki.
— Pojebie mnie zaraz — mruknęła Cyra, patrząc, jak kark idzie w stronę jej koleżanki. Nie lubiła Mindy, ale.... nie pozwoliłaby nikomu skrzywdzić innej tancerki. Szybko popatrzyła na wnętrze klubu. Ochroniarze byli stanowczo za daleko, by móc zareagować, więc... — kurwa wszystko na moich barkach — powiedziała bardziej do siebie. Zdążyła przeprosić klientów i ruszyła od razu przed siebie. Nie zważając na nikogo. Przepychała się barkami, czując, jak mocno każda sekunda się liczy. Dobiegła. Zdążyła chwycić Mindy szklankę, wylewając jej zawartość na karka.
Następnie zacisnęła mocno pięść i zdążyła uderzyć mężczyznę prosto w nos. Mogła krzyczeć, ale nie miało to sensu. Powinien zrozumieć, że cały personel stanowił rodzinę, od której powinien się odjebać. Tak myślała, aż w pewnym momencie nie chwycił ją mocno za szyję, unosząc do góry. Ktoś musiał zareagować. Nawet jeśli cały klub był pogrążony w głośnej muzyce.
— ... Madox? — spytała, trącąc przez moment oddech. Zauważyła szefa i sama nie wiedziała, czy się z tego cieszyła, czy będzie miała większy problem.
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Życie bez Emptiness też wydawało się prostsze.
Chociaż w Medellin tyle się działo, że nazwanie tego prostym było grzechem. Tyle się tam wydarzyło, tyle to pokomplikowało, że Madox od przyjazdu chodził wściekły. Nie zdenerwowany, nie podirytowany, a po prostu wściekły. I obrywało się każdemu po kolei. Ruby, która starała się go uspokoić, ochronie, która nie dopilnowała Maddie. A Maddie to przede wszystkim, bo jak mogła pozwolić na to, żeby psy złapały tutaj jakiegoś dzieciaka z prochami? Amatorszczyzna.
Madox by na to na pewno nie pozwolił.
Aż go nosiło, kiedy stanął przy ladzie i poprosił o kawę, którą oczywiście mu źle zaparzyli. Bo to miało być tinto, a nie jakaś americana, już miał przeskoczyć za bar, żeby im to wyjaśnić, pokazać, ale wtedy gdzieś na sali wybuchło zamieszanie, a że Madox był na takie rzeczy wyczulony, a po Medellin to on już chyba spodziewał się wszystkiego. To on już w momencie, w którym Cyra wylała tego drinka na klienta ruszył w tamtym kierunku.
Carter jeszcze się nie oberwało, więc może to był odpowiedni moment? Przecież dała mu nawet powód.
Zatrzymał się jednak w pół kroku, kiedy wymierzyła cios. Widział lepsze, takie które od razu te nosy łamały, ale Cyra włożyła w to chyba trochę za mało siły, skoro facet tak szybko się jej odwinął.
Madox przez moment się zawiesił, bo jego myśli nagle odpłynęły gdzieś do Kolumbii, bo w normalnych warunkach, to on by nawet nie pozwolił Carter chwycić za gardło. A on się tak łatwo rozproszył i znowu reagował za późno, a to chyba tylko sprawiło, że się jeszcze bardziej wściekł. Skoczył do przodu jak dziki kot, i jak już był przy gościu, to nawet go nie ostrzegł, wystarczyło jedno spojrzenie na jego rękę, na to jak jest ustawiony. Zanim gość zdążył się nawet obejrzeć, to już dostał prosto w szczękę, krótki sierpowy z boku, co zaowocowało tym, że puścił Cyrę. I może Madox na tym powinien zaprzestać, ale to był Madox. A do tego był wściekły, bo siedziało z nim tyle emocji. Złych przede wszystkim, że zanim pomyślał, to szarpnął gościa za koszulę i wyprowadził cios kolanem w śledzionę, a potem, jeszcze proste pchnięcie w nos, tak, żeby facet zalał się krwią, bo jednak Madox wiedział jak uderzyć, pchnął gościa na ziemię. Może jeszcze by go skopał, ale ochroniarze już stali obok, całe szczęście, bo czasami to Noriegę trzeba było odciągać, ale dzisiaj obyło się bez tego. Sam się odsunął.
- Dotknij jej jeszcze raz i stąd nie wyjdziesz o własnych siłach - rzucił jakoś tak beznamiętnie. Chociaż zanim facet zdążył się pozbierać z podłogi, to już za fraki chwycili go goryle Madoxa.
- Tylnymi drzwiami, wytłumaczcie, że za podnoszenie ręki na moje dziewczyny, to kurwa powinien mieć ją połamaną... - poprawił mankiety i dopiero odwrócił się do Cyry. Spojrzał na nią chłodno.
- Mam nadzieję, że kurwa, miałaś dobry powód - nie spuszczał z niej tych ciemnych tęczówek, bo jeśli mu się nie wytłumaczy, to tak, mogła mieć jeszcze większy problem - chociaż cios wyprowadziłaś chujowo - musiał dodać, bo przecież Madox to wtedy nie patrzył na to, że gość może się Cyrze odwinąć, tylko na to czy zrobiła to poprawnie. A według niego średnio.
Cyra Carter
-
Grinch
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Nie żałowała. Temu idiocie należało się oberwanie od dziewczyny. Kumple na pewno mu to wypomną kolejnego wspólnego wieczoru.
Za to zaczęła żałować, że jej szef postanowił się pojawić w pracy. W głowie zaczęła już przeklinać na samą siebie. Mogła przecież zgłosić to ochroniarzom, ale nie chciała, by jej koleżanka cierpiała. Nie przepadała za Mindy, ale miała w sobie coś na wzór sojuszu jajników. Jak miałyby komuś oddać dupę, to tylko za jego zgodą. Nie zdążyła mrugnąć oczami, a już była w stanie zaczerpnąć do płuc powietrza. Kilka razy kaszlnęła, jakby jej krtań próbowała na nowo zacząć działać. Nienawidziła tego uczucia. Na całe szczęście cała sytuacja trwała dosłownie kilka minut, a ona już odprowadzała wzrokiem karka. Zlustrowała go jeszcze raz chłodnym wzrokiem. Zapamięta go. W takich sytuacjach zaczynała rozumieć, dlaczego powinny mieć zakaz picia czegokolwiek od klientów.
— Wiesz, że nie musiałeś mnie bronić? — spytała, kiedy facet już zniknął ciągnięty przez ochroniarzy — sama bym sobie poradziła — powiedziała oschłym tonem, unosząc brodę do góry, by wbić wzrok w Madoxa. Patrzyła mu prosto w oczy i nie zastanawiała się nad tym, co dokładnie siedziało jemu w głowie. Zawsze była butna. Pracownicą była dobrą. Potrafiła słuchać mężczyzn, umiała ciągnąć ich za języki. Ruszać też się potrafiła.
— Nie nazywaj mnie twoją dziewczyną — dodała jeszcze, wbijając wzrok. Zdawała sobie sprawę, że dostanie opierdol życia. Chociaż dobrze, by tylko na nim się skończyło. Z Madoxem potrafiło być naprawdę różnie. Tylko od razu zdawała sobie sprawę, że miała piekielnie dobry powód. Gdyby Noriega wiedział, to by się z pewnością nie zatrzymało na tej wymianie ciosów.
— Krzywo na mnie spojrzał — powiedziała poważnym tonem, ale po chwili się zaśmiała. Wolała nie pozwalać sobie na takie droczenie. Jeszcze dostałaby w papę, a na to nie chciała sobie pozwolić — chciał podać Mindy tabletkę gwałtu — westchnęła finalnie, odsuwając się na krok. Nie lubiła patrzeć na złość Madoxa. W takich chwilach wolała trzymać się od niego z daleka — dlatego na niego wylałam drinka i go pobiłam, skurwiel powinien skończyć gorzej — mruknęła pod nosem, zakładając rękę na rękę. Mogła nie brać sprawiedliwości w swoje ręce. Mogła. Tylko wszyscy byli za daleko, a ona była w stanie od razu zadziałać. Carter nigdy nie myślała, ona po prostu działała.
— Mogę już iść? — spytała, chowając dłonie za sobą. Powinna iść do klientów, a zamiast tego powinna przyłożyć coś zimnego do swoich dłoni. Strasznie ją piekły.
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Świetnie sobie poradziłaś. Chujowo go uderzyłaś i jeszcze pozwoliłaś mu się złapać za gardło... Skończ pierdolić Cyra - rzucił, a kiedy ona tak butnie uniosła głowę do góry, to on aż zrobił krok w jej kierunku. Jakby to było jakieś starcie, może starcie na groźne spojrzenia, bo takie właśnie posłał jej Madox, kiedy przejechał palcami po tych jasnych, krótkich włosach, a później założył rękę na rękę, krzyżując je na piersi.
- Płacę ci, jesteś moją dziewczyną... A jak mam kurwa mówić? Moje tancerki? Kiedy wy z tańcem to macie tyle wspólnego, co ja... z baletem może właśnie? - dobrze, że nie powiedział, że z teatrem, bo to akurat by było kłamstwo. Madox zatrudniał tancerki ku uciesze klientów, dla rozrywki, ale one same raz za razem przekraczały granice, to co on mógł na to poradzić?
Jak miał z tym walczyć? A przede wszystkim to... po co?
Klienci byli zadowoleni, one dostawały dobre napiwki. Wszyscy szczęśliwi. Noriega też przymykał na to oko.
Chociaż teraz wcale nie zamierzał przymknąć go na to jej karygodne zachowanie. Dlatego czekał na jakieś wyjaśnienia wpatrując się w nią intensywnie.
I kiedy powiedziała to krzywo na mnie spojrzał, to on aż odchylił do tyłu głowę, przekręcił nią na boki starając się rozluźnić kark. Czy naprawdę chciał teraz jej wyjebać?
Chciał. Ale tego nie zrobił. Postąpił za to jeszcze jeden krok w jej kierunku, kiedy ona się cofnęła.
- Skąd to wiesz Cyra? - warknął i pochylił się nad nią, żeby z bliska zajrzeć w jej czarne oczy. I może on by się dalej tak nad nią pastwił, bo był wściekły, tylko kiedy ona powiedziała to... i go pobiłam, to nie wytrzymał. Zrobił krok w tył i aż parsknął śmiechem, ale kurwa takim szczerym, że aż poniósł się po sali. Aż zasłonił usta dłonią ozdobioną tymi złotymi pierścieniami, przejechał palcami po twarzy.
- Dobrze, że wkroczyłem, bo byś chłopa chyba... zabiła - rzucił i znowu parsknął. Bawiła go ta Carter, nie umiała się bić, ale miała w sobie jakąś taką waleczność. Nawet mu się to podobało. I nawet ta złość mu trochę przeszła. Wyciągnął do niej dłoń, zupełnie ignorując jej mogę już iść.
- Pokaż rękę - mruknął, a kiedy spojrzała na niego dziwnie - no daj - dodał już mocniej, i kiedy w końcu ją wyciągnęła, to przejechał palcami po jej zaczerwienionych knykciach - żaden z ciebie bokser Cyra - pokręcił głową - więc nie walisz tak - zacisnął jej dłoń w pięść, ale zaraz ją rozluźnił, rozłożył i wskazał jej środek ręki po wewnętrznej stronie - tylko walisz tak i wtedy nie robisz sobie krzywdy, a jemu mogłaś złamać nawet nos -
- Chyba, że masz coś takiego, to już wtedy możesz zrobić krzywdę waląc nawet na oślep - dodał i jeszcze przez chwilę patrzył na nią z jakimś takim dzikiem błyskiem w oku, ale później machnął na nią ręką - no, spadaj, przyłóż sobie do tego lód - rzucił, a sam rozejrzał się za jakąś sprzątaczką, bo ktoś musiał przecież sprzątnąć z podłogi tą krew. A Madox chyba dzisiaj nie miał na to humoru.
Cyra Carter
-
Grinch
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Obudziła w nim wielkiego dzika alfę. Gdyby ego mężczyzn dało się mierzyć przez niechęć kobiet do ich pomocy, to prawdopodobnie by wystrzeliło. Cyra nigdy nie była Kopciuszkiem z zagubionym butem, czy Śnieżką oczekującą, aż książę przyjdzie i ją pocałuje. Sama działała. Tylko po co denerwowała własnego szefa? Bo lubiła. Nie przejęła się krokiem w jej kierunku. Nie pracowała tu od wczoraj, by obawiać się Madoxa. Klienci ją lubili, dopytywali o nią, a ona jak chciała potrafiła robić słodkie oczka.
— Jeszcze nie zaczęłam nikogo pierdolić — odpowiedziała bez żadnego zawahania. Beznamiętnie patrząc w oczy szefa. Jeśli myślał, że zrobi to na niej jakiekolwiek wrażenie, to grubo się mylił. Powinien doskonale zdawać sobie z tego sprawę. Dlatego tak chłodnym wzrokiem go mierzyła. Gdyby nie przyszedł, jebłaby mu obcasem prosto w jądra. Skończyłoby się pierdolenie.
— Nie mam zamiaru uprawiać z Tobą seksu, wiec daleko nam do twoich dziewczyn — mruknęła wprost, kręcąc głową — wiesz... jesteśmy takimi samymi pracownikami jak inni. Tylko my więcej słyszymy. To czego Ci nie powiedzą, słyszą moje uszy, gdy wypinam dla innych dupę — powiedziała wprost Cyra, a na jej twarzy pojawił się ogromny grymas. Mogła być pierdoloną tancerką, ale zarabiała więcej niż kasjerka w kanadyjskiej żabce. Była z tego dumna i nigdy przed nikim tego nie ukrywała. Za to nazywanie ją dziewczyną Madoxa... było obrzydliwe. Zmierzyła go jeszcze raz wzrokiem, zastanawiając się, czym on różni się od reszty jej klientów.
Chyba jedynie własnością tego przybytku.
— Bo, kurwa, wyobraź sobie, że mam oczy — odpowiedziała twardym tonem, pokazując mu je palcem. Nie ma to jak cudowne tłumaczenie. Godne dziecka w szkole podstawowej. Tylko czy ją obchodził śmiech szefa? Nie, nie robiło to na niej wrażenia. Spływało to po niej jak po kaczce — wsypywał proszek do drinka. Przecież to tak oczywiste, jak seks w kabinach toaletowych — odparła, wzruszając ramionami. Potrafiła dodawać 1+1. Gościu śmierdział na kilometr. Nikt nie wrzuca nic do napoi, ot tak. Co mógł dodać? Własną spermę? Możliwe, ale na to by Cyra pozwoliła. Nie lubiła tej szmaty, miała swoje za uszami, a dupa się jej wylewała z ubrań.
— Woah, ktoś ma poziom humoru jak dzieci w podstawówce — westchnęła ciężko i przewróciła teatralnie oczyma. No tak, zabawne, Azjata i się bić. Prawdziwy oksymoron. Jeszcze zabrakło tekstu o małych kutasach i cyckach.
— Nie — odparła praktycznie od razu, wpatrując się w niego intensywnym wzrokiem. Przy drugim daj już cisnęło się jej na usta, to chiński sprzedawca jaj. Wywróciła oczyma — jezu — podała mu niechętnie swoją dłoń, na której było widać delikatne zaczerwienienie i ślady krwi — i co jeszcze? Chcesz nauczyć mnie bić, by mieć kolejnego ochroniarza? — spytała, unosząc delikatnie jedną ze swoich brwi ku górze. Ile ona miała w tym klubie robić? Miała przecież kręcić dupą — podwyżkę powinnam dostać — stwierdziła, unosząc delikatnie kąciki swoich ust. Cofnęła instynktownie swoją rękę — woah, to muszę zainwestować w błyskotki jak mój szef. Jakie to... kobiece — mruknęła bardziej dla siebie pod nosem. Przy tej muzyce mogło to być praktycznie niesłyszalne — ty to się jednak troszczysz o pracowników. — a weź się sobą zajmij. Żadnego nawet pierdolonego dziękuję. Miałby większe problemy, jakby znalazł Mindy w toalecie, lub na zapleczu. O ile faktycznie by się tam znalazła.
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Może powinien porozmawiać w Maddie, żeby jednak zatrudniała takie, które o tym tańcu mają jakiekolwiek pojęcie? Ale czy to miało jakiś sens?
Na jej kolejne słowa strzelił znowu oczami, a potem na moment je nawet zamknął.
- Ale Ty jesteś kurwa monotematyczna, tylko ruchanie ci w głowie Cyra… Wchodzisz na zmianę z nastawieniem, że od razu dasz dupy? To idź szukaj gdzieś indziej, bo to nie mój typ - aż uniósł jedną brew. A były tu czasem takie tancerki w jego typie, albo ta nowa latynoska barmanka, całkiem ładna, ale Madox miał taką zasadę, że nie sypiał z pracownikami. Całkiem dobra zasada, bo jeszcze tego mu brakowało, żeby potem jakieś stuknięte laski chodziły za nim w klubie.
- No i co dzisiaj usłyszałaś? Wypnij się? Ładną masz dupę? Kiepskie cycki? - i tak Noriega nigdy nie zaufałby żadnej "tancerce" na tyle, żeby zbierać od niej informacje, a zresztą one nie od tego tutaj były. To on tutaj wiedział do kogo zagadać, z kim pogadać, żeby się czegoś dowiedzieć, a to, że Cyra myślała, że naprawdę ma tutaj jakieś znaczenie... Z jednej strony słodkie, z drugiej, w dwie sekundy by ją stąd wyrzucił i znalazł na jej miejsce inną. Której może by się nawet podobało nazywanie jego dziewczyną.
- To je otwórz, i idź może trochę rozejrzyj się za klientami, którzy się nudzą, a nie... - już miał powiedzieć, a nie stoisz i pierdolisz, ale kiedy powiedziała o tym drinku, to ugryzł się w język. A nawet była taka chwila, że zastanawiał się czy nie wyjść i jeszcze dobitniej wyjaśnić kolesiowi, że jak jeszcze raz spróbuje, to będzie miał połamane obie nogi. Tylko, że... może już miał połamane? Goryle Madoxa też nie lubili przemocy wobec załogi, a do tego byli dość przekonujący.
- Trzy... - pokazał jej trzy palce - mam ci kurwa zrobić jakąś tabelkę, w którą będę wpisywał ile razy podczas jednej rozmowy Cyra Carter będzie mówiła o ruchaniu, taka jesteś napalona, czy z czym Ty masz problem Cyra? - znowu pokręcił głową. Może klienci to lubili, ale Madox nie za specjalnie. To był porządny lokal, a nie jakaś speluna, chociaż prawda jest taka, że nie sprawdzał po kiblach czy się tam ruchają. Ale może Cyra sprawdzała? Aż przechylił na bok głowę ze spojrzeniem utkwionym w jej twarzy.
Nie skomentował tego z poziomem humoru jak dzieci w podstawówce, no bo może taki miał, ale przede wszystkim to Madox nie wiedział z czego się śmieją dzieci w podstawówce, z glutów? Ze słowa dupa? Jego też to trochę bawiło.
I bawiła go Cyra, ale może nawet nie dlatego, że była Azjatką, dlatego, że była śmieszna, taka butna, jak właśnie jakieś dziecko.
- Ja nie potrzebuję ochroniarzy, to wy ich kurwa potrzebujecie... - aż mocniej jej tę rękę ścisnął, tak trochę na złość - powinienem ci pociągnąć po premii, za drinka, za sprzątanie i za to, że chłopaki teraz muszą go tłumaczyć - rzucił, a kiedy pokazał jej jak ma następnym razem wyprowadzać cios, to puścił jej rękę. Na te kobiece błyskotki nie powiedział nic, może nawet niektóre takie były? Ale Madox nie miał z tym wcale problemu, łańcuszki, pierścionki, kolczyki, miał tego pewnie więcej niż nie jedna baba. Ale czy to ujmowało mu w jakikolwiek sposób męskości? No niekoniecznie.
- A co nie stać cię na takie błyskotki? To chyba chujowo dupą kręcisz, jak nawet nie pierścionek cię nie stać - i znowu strzelił oczami. Mindy była obwieszona biżuterią jak choinka, pewnie większość błyskotek dostała właśnie od klientów, może dlatego, że jej się ten kształtny tyłek wylewał z ubrań? A nie to co koścista dupa Cyry? I nawet Madox zamierzył się, żeby na nią zerknąć, ale tego nie zrobił. Zamiast tego to już machał na jakąś kelnerkę z mopem, Ruby akurat.
- Super, dzięki Ruby - uśmiechnął się do niej ładnie, może nawet za ładnie, bo ta Ruby to też była jakaś dziwna. A później zerknął na Carter.
- Jeszcze tu sterczysz? Do roboty byś się wzięła - przecież nie płacił jej za stanie i pogaduszki, nawet z nim.
Cyra Carter
-
Grinch
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Wywróciła oczyma na jego słowa. Nie miała mu nic do powiedzenia. Tak to jest, jak twoim szefem był wielki szef samiec alfa. Pierdolone, motomoto.
— Woah, męska dumą pełną parą — skwitowała krótko pod nosem bardziej dla siebie. Pewnie dla Noriega było to ledwo słyszalne, ale mówi się trudno. Nie miała mu nic więcej do powiedzenia, bo im dłużej go słuchała, tym bardziej na jej twarzy pojawiał się większy grymas na twarzy — zajebiście — mruknęła, słuchając kolejnej uwagi na temat ruchania. Jakby nie miał się na co uprzeć, naprawdę. Tyle się zdarzyło w trakcie kilku minut, a ona dostawała zjebe za chuj wie na co. Zachowywał się jak typowy Polak, ponarzekać musiał, a najlepiej na nic winnego pracownika.
— Ssibal — ja pierdole, ale po koreańsku. Jej matka często to mówiła, póki jeszcze żyła. Mało kto w Toronto porozumiewał się w jej języku. Mogła sobie na to pozwolić. Madox prędzej pomyśli, że mówi w języku wężoustych niż ją zrozumie. Tylko ile mogła słuchać? Pierdololo, bez koloru i sensu.
— Głodny głodnemu wypomni — wycedziła finalnie Carter, wywracając znowu oczami. Biedna, jeszcze zrobi sobie przez szefa zeza. Nie tego się po nim spodziewała. Dziękuję się nie spodziewała. Może jednak... dobrze, że mu wyjebałaś? Widocznie miała zbyt wielkie oczekiwania względem własnego pracodawcy. Trzeba było dawać dupy w prestiżowym burdelu. Zabawne, bo w Toronto prostytucja była legalna. Może nie sutenerstwo, a jednak mogła. Tylko jej to nie kręciło. Dawanie dupy byle jakim facetom bez ogłady, mogła dla nich tańczyć. W tym odnajdywała przedziwny spokój, o który nikt nie byłby w stanie ją posądzić.
Na jej twarzy wymalował się grymas, kiedy tylko ścisnął jej dłoń. Nienawidziła tego uczucia, kiedy czuła się słaba. Z jakiegoś powodu takie zachowanie powodowało u niej bezgraniczną złość. Kiedy ktoś próbował w niej wzbudzić wielkie poczucie słabości, a Madox próbował to zrobić. Nawet przez moment się nie zatrzymywał.
— To niech wykonują swoją robotę, żebym sama nie musiała wkraczać — wycedziła wprost, wbijając swoje ciemne tęczówki w twarz Madoxa. Często udawała, teraz czuła się słaba, ale nigdy by się do tego nie przyznała. Byłaby to skaza do niewymazania na jej honorze — to w twoim klubie chcieli zgwałcić twoją tancerkę — przypomniała mu. Ona jedynie to zatrzymała, a cała złość za tego karka przechodziła naturalnie na nią.
— Wolę tatuaże — zamiast błyskotek, one były na zawsze i mogły przekazywać jakieś głębsze znaczenie. Za to obwieszona Mindy były dla niej.... po prostu tania.
— Nara szefie — uniosła delikatnie rękę i poszła w stronę zaplecza. Tam mogła w spokoju zająć się własną dłonią. Niby kazał jej pracować, ale jeszcze wcześniej kazał jej zająć się dłonią. Podobno to kobiety były niezdecydowane. Nie spojrzała wzrokiem na to, co się działo w klubie. Miał być spokój, odrobina lodu, a zamiast tego ktoś wciągnął ją do toalety. Lekko skonsternowana, próbowała się odnaleźć. Drzwi napastnik zdążył zamknąć na cztery spusty. Dłonią chwycił ją za twarz, zakrywając jej nos i usta. Choć się wyrywała, nie potrafiła wyrwać się z objęć. Zdążyła go mocno ugryźć w dłoń, aby później uderzyć go łokciem w brzuch. Nie tego spodziewała się po pracy jako tancerka. Przez kilka sekund miała przewagę, zdążyła się wyrwać, otwierając szeroko drzwi do łazienki.
Nikt mógł jej nie zauważyć, w klubie panował zbyt wielki gwar. Większość była pod wpływem przeróżnych środków, a ona znów została pociągnięta z krzykiem do środka.
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Dopiero na to jej głodny głodnemu wypomni, wzruszył ramionami, może coś w tym było? Bo może Madox rzeczywiście był głodny? Tylko na pewno nie jej azjatyckiej dupy, a jeśli już to zdecydowanie bardziej latynoskiej. Aż się na moment zamyślił. Ale w końcu doszedł do wniosku, że lepiej jednak będzie jak on pójdzie na to zaplecze liczyć te butelki z rumem.
Tylko, że najpierw to dał Cyrze ten pokaz jak się ma następnym razem bronić, bo jak będzie tak jak do tej pory, to on będzie musiał może jednak zatrudnić więcej ochroniarzy? Albo może posłać te wszystkie pożal się boże tancerki na jakiś kurs samoobrony? Przydałby im się. Tylko kto będzie za to płacił? Może im potrąci z pensji?
Tak bardzo go pochłonęły te myśli, że on przez to nawet jej nie podziękował i nie padł na kolana dziękując za to co zrobiła! I tak by tego nie zrobił, więc Cyra nie miała się tutaj co łudzić i czekać na jakieś głaskanie po główce, bo Madox to ją co najwyżej w tę główkę mógł trzepnąć, żeby się w końcu wzięła do roboty.
Tylko, że ona zamiast to zrobić, to stała wciąż przed nim i gadała, aż Madox znowu strzelił oczami.
- No i wykonują właśnie wyjebali z klubu gościa, który chciał zrobić krzywdę Mindy. A Ty Cyra… chociaż byś dupą tu zakręciła - bo przecież za pogawędki im nie płacił, a już zwłaszcza za takie mądrowanie się przed nim - nie martw się, mam tutaj wszystko pod kontrolą - rzucił, bo chyba ktoś by zauważył, gdyby Mindy jednak zaczęła się słaniać na nogach? Może jednak Madox powinien większą uwagę zwracać na te tancerki? Albo kazać ochronie ich bardziej pilnować? Przecież on nie mógł wszystkiego robić osobiście. Już nawet miał sobie iść, żeby w końcu policzyć ten rum, ale ona wtedy powiedziała o tych tatuażach, a te akurat Madox też lubił. Prawie jak te swoje błyskotki.
- Ten Twój na plecach... - zaczął, i może nawet już miał powiedzieć, że mu się podoba? Albo, że nie wcale? Ale nie skończył, bo Cyra już sobie poszła. Wreszcie.
Madox za to jeszcze chwilę postał sobie przy barze, rozmawiając z tą nową latynoską barmanką po hiszpańsku, a w końcu zwlókł się z wysokiego stołka, żeby iść liczyć rum. Nuda.
Tylko, że zaraz się okazało, że chyba to nie będzie takie nudne jak Madox sobie wyobrażał, bo drzwi od łazienki na zapleczu walnęły z hukiem o ścianę, kiedy wypadła z nich... No nie kto inny jak Cyra.
- Co kur... - mruknął tylko Madox, bo kiedy ona tak wypadła, to do tyłu szarpnął ją jakiś facet. Znowu?
Uwzięli się na nią, czy co?
Madox nie czekał, zareagował od razu, wpadł do tej kabiny i wymierzył gościowi krótki sierpowy prosto w zęby, ręką ozdobioną tymi pierścioneczkami, mocno, może mocniej niż powinien, tak, że facet aż głową zarył w ścianę, musiało boleć. Teraz to on szarpnął Cyre za rękę, żeby ją wyciągnąć z kabiny, a kiedy stanęła za drzwiami, to chwycił faceta za fraki i przygwoździł go barkiem do ściany, aż gość szarpiąc się kopnął umywalkę, która pękła w pół i to był jakiś taki moment, w którym Madox może niepotrzebnie się odwrócił, a mężczyzna wtedy zamachnął się na niego i Noriega nie zdążył się uchylić, dostał w policzek, trochę w zęby, aż poczuł na języku metaliczny smak krwi. Szybko się odwinął, kolanem w brzuch, a facet złożył się w pół jak scyzoryk. I potem to już Madox szarpnął go na podłogę, wykręcił mu rękę i przygniótł go kolanem do ziemi. Na tym powinien skończyć, bo facet nie mógł się ruszyć, tylko, że Noriega chwycił go mocno za włosy i walnął jego głową o podłogę, o te zimne płytki, a kiedy ten zachłysnął się krwią, a Madox też krwią splunął na ziemię, to jeszcze raz szarpnął jego głową do góry, a potem jeszcze raz walnął nią o podłogę, aż facet miał już całą twarz w czerwonych strugach. A Madox był wściekły, i może kurwa nawet gotowy go zatłuc, bo adrenalina krążyła już w żyłach. Bo krew buzowała, gorąca i dzika.
I jeśli Cyra nie zareaguje, to może będą mieli na tym zapleczu kolejnego trupa.
Cyra Carter
-
Grinch
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Nic mu nie odpowiedziała. Nie czuła takiej powinności. Powoli miała dosyć szefa. Wydawał się jej zwyczajnym bucem. Tylko co mogłaby myśleć o właścicielu takiego miejsca jak to? Nic. To było idealne słowo, które go określało. Miała własnych klientów, którzy ślinili się na jej widok. Niektórzy odnajdywali w niej niespełnione marzenie o kobiecie innej rasy. Lubiła ich. Znała każdego klienta, wymieniającego z nią więcej niż kilka słów. Tamtego mężczyzny nawet nie kojarzyła. Widocznie postanowił sobie polowanie na grupie słabszych kobiet. Wiele mogło się zdarzyć, a cała atmosfera klubu temu sprzyjała.
Strzeliła oczami, słuchając go. Nic nie miał pod kontrolą. To była jedynie iluzja, skryta ukrycie pod jego ciemnymi tęczówkami. Właśnie uratowała inną tancerkę. Ochroniarze nic nie zrobili. Odciągnęli jedynie Madoxa. Poza tym? Wyjaśnianie typa? Zabawne. Mogła spróbować wejść w dialog z szefem, ale on wolał prowadzić monologi. Nie było go raptem kilka dni. Za to w tym czasie w Emptiness aresztowano mężczyznę za sprzedawanie prochów. Co by się działo, gdyby jego obecność trwała dłużej? Teraz po wszystkim będzie musiał pozbierać wszystkie elementy w jedną całość, by móc dojść do ładu. Za to bałagan robił się z dnia na dzień jeszcze gorszy. Odkąd Carter pracowała, nie widziała takiego incydentu jak dziś. Nie w stosunku do pracowników lokalu.
Zmierzyła go chłodnym wzrokiem, słysząc o tatuażu. Doskonale wiedziała, co chciał powiedzieć. Jest tak kiczowy, typowy dla Azjatów, standardowy. Rzadko kto tatuował sobie smoka na plecach, a dla niej było to coś istotnego. Wywróciła krótko oczyma, odchodząc od Madoxa. Istniały dla niej rzeczy, których nie byłaby w stanie popuścić. Jedną z nich był smok. Mało kiedy zdradzała jego symbolikę. Była to jedyne wspomnienie, które pamiętała o własnej matce. Kobiecie sprawiającej, że pojawiła się na tym świecie. Piękne, krótkie opowiadanie z jej rodzinnego kraju. Symbolizujące władzę, autorytet, ochronę, a przede wszystkim szczęście. Czarne smoki takie, jak ona nosiła szczególnie związane było z ciemnością, wypełniającą całe jej serce.
Następne sekundy wręcz biegły. Minęły jej w przerażającym tonie bicia serca. Mogło się zatrzymać, a jednak próbowała. Wyrwać się, ugryźć, uciec z objęć mężczyzny. Po całym jej ciele krążyła spora dawka adrenaliny. Takiej która nie zatrzymuje ciała, a daje przerażającą siłę, by walczyć, lub uciec. Tego potrzebowała. Dzięki temu prawie uciekła z toalety, ale zaraz znowu się w niej znalazła. Strach zmroził krew płynącą w żyłach, a pot który spływał, był zimny. Jakby właśnie próbowała na nowo odzyskać każdy cenny oddech, napływający do jej płuc. Walka o powietrze, wypełniające jej płuca. Była gotowa się pożegnać. Zniknąć z tego świata. Nikt by jej nie żałował. Zniknęłaby, jak za odjęciem magicznej różdżki.
Wtedy sytuacja nagle się zmieniła. Cyra spadła na podłogę i gorączkowo próbowała złapać oddech. Ustabilizować go. Nie do końca świadoma tego, co działo się przed jej oczyma. Jakby nagle nad nią zapaliła się chęć życia. Może dotarł do niej sens walki o byt. Ten opisanego przez Darawina, ewolucję, która była głównym napędem życia, a wraz z nią dobór naturalny.
Zamarła w sekundę, patrząc jak Madox przygniata faceta do podłogi i wali jego głową o kafelki. Jakby chciał mu zabrać ostatnie tchnienie życia. Aż zacisnęła zęby z lęku. Nie do końca wiedziała, do czego jest on zdolny. Wzięła niespokojny oddech i zdążyła pomyśleć. Krótko, intensywnie. Musiała zrobić to, do czego była stworzona. Do działania.
— Noriega. — wypowiedziała to cicho, a jej ton bardziej przypominał szelest drzew w jesienny wieczór. Dla niej trwało to wieczność, w rzeczywistości może kilka sekund. Nie miała na kogo liczyć. W końcu nerwowo do niego podbiegła i objęła go ręką za szyję. Nie szarpała. Włożyła w to jedynie cały swój ciężar ciała.
— Już — powiedziała twardym tonem, próbując zwrócić jego uwagę na coś poza wściekłością — Noriega, już, on kurwa leży — powtórzyła się nerwowym głosem. Była gotowa na przyjęcie kolejnego ciosu. Trupa by nie przeżyła. W spokoju chciała kręcić dupą, ćpać, ale ten świat pełen krwi nie był dla niej. Mogła być butna, dawała sobie rady z samoobroną, ale nie z kontrolowaniem odruchów własnego szefa.
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Chociaż on też czasami nie potrafił. A zwłaszcza teraz, kiedy on od przyjazdu z Kolumbii cały czas myślał tylko o Pilar i o tym, co się tam wydarzyło, a to, że mieli się trzymać na dystans denerwowało go jeszcze bardziej. Wyprowadzało z równowagi psychicznej, o ile w ogóle o właścicielu Emptiness można powiedzieć, że on taką miał, skoro przecież on był wiecznie taki narwany, taki loco. Tylko, że on wiedział jak rozmawia się z policją, wiedział, że czasami lepiej to załatwić na spokojnie, bez tego całego ognia. Właśnie po to, żeby później nie musieć się tłumaczyć na komisariacie, tak jak z tej sprzedaży prochów pod jego nieobecność.
I dzisiaj też to powinien może załatwić na spokojnie. Ale wszystko potoczyło się szybko, pierwsza dawka adrenaliny jeszcze nie zdążyła się wyzerować, a już została dostarczona kolejna. Już facet rozwalił umywalkę na zapleczu, i chociażby za to należało mu się obić mordę. A już na pewno za zaczepianie tancerek. Powinien skończyć kiedy polała się pierwsza krew, ale przecież on ją też poczuł u siebie na języku, a to też sprawiło, że Madox tracił jakieś hamulce.
A kiedy on straci hamulce, to robi się niebezpiecznie i gorąco, i Cyra powinna o tym wiedzieć, bo przecież nie pracowała w Emptiness od wczoraj. W pierwszej chwili Noriega chciał jej się odwinąć, ale finalnie zacisnął palce na jej przegubie, wstał, po raz ostatni puszczając włosy faceta, tak, że jego twarz znowu wylądowała na płytkach, szarpnął Carter i pchnął ją na tego gościa.
- Jest Twój - rzucił z ciemnymi tęczówkami zawieszonymi gdzieś na jej twarzy - później tu posprzątaj - dodał i sięgnął po ścierkę, żeby zetrzeć z ręki kropelki krwi. A później skierował się do drzwi zgarniając jeszcze po drodze lód, żeby go sobie przyłożyć do obitego policzka.
Rum będzie musiał policzyć później.
/zt
Cyra Carter