29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Żebyś ty jeszcze miał tyle siły, żeby mnie porwać — zaśmiała się głośno, a przede wszystkim to jakoś tak szczerze. Bo może oni sobie tutaj tak tylko gdybali o głupotach, ale jednak było w tym coś przyjemnie uziemiającego i… normalnego. A Pilar chyba właśnie takiej normalności ostatnio potrzebowała. Chociaż nie spodziewała się, że tą normalność mogła dostać właśnie od Galena. Przecież wszystkie ich poprzednie spotkania wcale takie nie były. A jednak tutaj, w tej opustoszałej sali, gdzie byli tylko oni, mogli sobie pozwolić na to bycie sobą, na głupie zaczepki i trochę spuścić te gardy, które tak intensywnie trzymali przy innych ludziach. — A tak swoją drogą trzymanie w wieży? Wiedziałam, że jesteś tradycjonalistą, ale aż tak? To już nawet do własnego domu byś mnie nie wziął? — spytała zaczepnie, przypominając sobą tą krótką wymianę SMSów i równie niewinną, kiedy to przecież zapraszał ją do siebie, żeby zobaczyła jego… zegarki. Chociaż przetrzymywanie wieży i tak wydawało się lepsze niż jakaś obskurna piwnica. Z drugiej strony pewnie Wyatt nawet piwnicę miał zajebistą, pokrytą złotem i diamentowymi rurami od kanalizacji. Przecież to, co wydalał on i Cherry zapewne musiało mieć równie prezesowskie traktowanie.
Dyplom też ci mogę dać, jak bardzo chcesz — ręcznie wypisany z laurką z boku, jako dodatek do tego masażu, który miał już obiecany za dobre sprawowanie. Chociaż kiedy tak zapytał, co dostanie za bycie niegrzecznym, Pilar uniosła w górę brew i przyjrzała mu się dokładniej. — Spróbuj i zobacz, co się stanie — rzuciła wyzywająco. Bo chociaż wolałaby, żeby Wyatt się ładnie sprawował, to jednak gdzieś w środku była też ciekawa, jak on niby mógłby być niegrzeczny. Przecież Galen był poukładany jak perfumy w Douglasie — równiutko, jak od linijki, idealnie wręcz. Jakoś sobie nie wyobrażała go w żadnej inne wersji.
Objąłeś prezesurę i to tyle? — prychnęła, wywalając oczami. — Głupszego powodu nie słyszałam — chociaż może jakiś by się znalazł. Ale przecież mówić, że nie miało się czasu na coś, co dawało zajawkę, to przecież kompletna bujda na resorach. Z drugiej strony, co ona niby wiedziała o zarządzaniu firmą? Dla niej ci wszyscy prezesi, oczywiście wliczając w to Galena, to jedynie siedzieli cały dzień z biurkiem, pili zajebistą kawę i tylko podpisywali dokumenty. Przecież od brudnej roboty mieli pracowników. A Wyatt to już w ogóle miał tak zajebistych i PRACOWITYCH pracowników, że za jego plecami prowadzili całodobowy handel ludźmi bez jego wiedzy, przez Bóg wie ile tygodni. Nie jeden gangus to by jeszcze dał im za to premię, za taki zajebisty multitasking.
Napierdalała w te worki energicznie, jednak wciąż nie na sto procent siły. Pokazała mu jedynie podstawowe uderzenia, chociaż tak naprawdę miała w swoim arsenale o wiele więcej, jednak połowy z nich nie dało się niestety nawet zaprezentować na tak nudnym i stałym celu. Pilar zdecydowanie wolała, gdy jej przeciwnik nie był taki sztywny i jednak odpowiadał na jej ataki, dawał jakiś punkt zaczepienia do odwetu, a przy tym podnosił adrenalinę, bo przecież to wtedy wyprowadzało się najlepsze uderzenia. Chociaż biorąc pod uwagę minę Galena, kiedy tylko skończyła, jemu zdecydowanie wystarczył taki pokaz. Aż się zaśmiała głośno, widząc te jego rozdziabane usta w podziwie.
Nie chciałbyś — przyznała mu rację. Bo jakby na to nie patrzeć jej wrogowie, oczywiście nie licząc bandziorów, zazwyczaj kończyli ze złamanymi nosami albo bez dwóch zębów jak kochany Pedro. Swoją drogą ciekawe jak tam jego noga? Oby nie musieli mu jej amputować. Przywaliła jeszcze dwa razy w worek, a potem zrobiła miejsce dla Galena, żeby i on mógł sobie kopnąć… no i nie wyszło mu to jakoś brawurowo.
Takim kopniakiem, to możesz co najwyżej zrzucić sobie z łóżka poduszkę — bo na pewno nikogo nim go nie powali. No, chyba że te biedne dzieci z przedszkola, ale to by było na tyle. No i może Cherry by powalił albo chociaż złamałby jej paznokcia, jakby dobrze wycelował. — Kompletnie źle przenosisz ciężar ciała — postawiła diagnozę, chociaż to nie był jedyny problem. Brakowało w tym zdecydowania i ognia. Bo jednak kopanie wymagało od człowieka o wiele więcej energii i woli walki, a Wyatt jak na razie to sobie to raczej kopał dla zabawy. I żartów.
A te wychodziły mu całkiem nieźle, szczególnie ten o tym, czy wszyscy policjanci się tak biją.
A po tym jak Miles cię uderzył, to jak myślisz? — prychnęła, przyglądając mu się uważnie i nawet podniosła na moment dłoń, jakby chciała dotknąć to miejsce pod okiem, gdzie miał przecież to piękne, siarczyste limo, jednak w ostatniej chwili zatrzymała rękę. Bo może jednak nie wypadało. Zamiast tego tylko zajrzała mu w niebieskie jak bezchmurne niebo oczy. — Bo jakbym ja to zrobiła, to miałbyś o wiele większą pamiątkę. Uwierz mi — i chyba jej wierzył? Tak przynajmniej wyczytała po jego minie. Bo chociaż Pilar mu trochę imponowała, to może Galen trochę się jej jednak bał? Tego ognia i tej nieobliczalności. Bo przecież była impulsywna, nie można jej było tego odjąć. Ale przynajmniej ludzie, na których jej zależało, mogli się czuć przy niej wyjątkowo bezpiecznie. Za niektórych to nawet kulkę by przyjęła. A może już to zrobiła? Ups.
Dobra, to stawaj tu — przywołała się do porządku, kiedy tak zapatrzyła się na te jego niesamowicie niebieskie oczy. — Pozycja do walki — poprosiła grzecznie, a kiedy się ustawił, Pilar poprawiła jeszcze kilka rzeczy. — Nogi lekko ugięte i ciężar ciała daj bardziej na nogę z tyłu, jeszcze, żebym poczuła — bo Stewart już przy nim kucała i zaciskała dłonie na jego nagiej łydce. — To ważne, bo przednia musi mieć odpowiednio luzu, żebyś mógł ją podnieść bez szarpania — wyjaśniła pokrótce i zaraz potem już podnosiła się w górę, by stanąć zaraz obok niego, ramię w ramię i również zlustrować pozycję, w jakiej stał.
Patrz teraz. Jak kopiesz prawą, to lewa stopa robi delikatny skręt na zewnątrz. Musisz otworzyć biodro, bo jak tego nie zrobić, to wyjdzie… no właśnie to coś, co zrobiłeś przed chwilą — posłała mu pełen politowania wzrok, przypominając sobie to jego machanie na odpierdol. — I teraz tak.. kop idzie z kolana. Najpierw unosisz kolano trochę do boku, potem dopiero wycinasz nogą po łuku. I celujesz piszczelem, a nie stopą — tyle się nagadała, że już po chwili sama się w końcu zamachnęła i już obok niego, prawie go przy tym kopiąc, przysadziła prosto w worek, który znowu poleciał z impetem aż do ściany. — Coś takiego — proste? Proste. A przynajmniej dla Pilar, dlatego wzruszyła ramionami i odsunęła się na bok, żeby i on mógł spróbować. Niby było lepiej, ale jednak wciąż brakowało temu równowagi i odpowiedniego wyjścia z biodra. Dlatego kazała mu powtórzyć jeszcze dwa razy, a kiedy on dalej popełniał ten sam błąd, westchnęła.
Nie obracasz tego biodra wystarczająco — wyjaśniła po chwili i podeszła do wora, trącając Galena ramieniem (delikatnie, wiadomo, jak na księżniczkę przystało). — Patrz — i ponownie to pokazała. Tylko on chyba od samego patrzenia to chuja był w stanie zrozumieć, co ona się tak tego biodra przyczepiła, więc nie pozostało nic innego jak… — Chodź tutaj — machnęła na niego dłonią i wskazała miejsce zaraz za sobą. — Daj ręce — nakazała, chociaż zanim on się do tego zebrał, to Stewart już sama sięgała za siebie, by odnaleźć jego dłonie. Przyciągnęła je do siebie, może trochę za mocno, tak że ciało Galena zderzyło się z plecami i tyłkiem Pilar. Oczywiście ona nic sobie z tego nie zrobiła i bez zbędnego komentarza poprowadziła jego dłonie na swoje biodra, a następnie zacisnęła jego palce na swoim ciele. Mocno. Tak żeby mógł poczuć mięśnie. Nawet koszulkę podciągnęła, żeby nie przeszkadzał dodatkowy materiał. Żeby on mógł naprawdę poczuć, jak uginają się z każdym, pojedynczym ruchem.
I teraz się skup — przybrała odpowiednią pozycję, a następnie wykonała wszystko, co wcześniej, oddając mocnego, energicznego kopniaka, podczas gdy on ciągle trzymał ją na wysokości bioder. — Czujesz? Czujesz jak tam się wszystko odgina? — spytała lekko zdyszana, a potem wykonała jeszcze jedno takie kopnięcie, jakby jedno było dla niego za mało. Żeby się nauczył oczywiście.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- W tych czasach wieża, to jest wiesz... mój penthouse. Jest na szczycie? Jest, więc pasuje - stwierdził, kiedy tak mu zarzuciła, że by jej nie zabrał do siebie. Zabrałby. Nie raz już jej to proponował, tylko, że Pilar chyba wiedziała, zdawała sobie sprawę, że piękny apartament Galena Wyatta działa na wyobraźnię. Marmurowe blaty, wielki prysznic i ta panorama Toronto rozciągająca się u stóp. Wszystko było na swoim miejscu. Ciężko było się oprzeć. Galen też doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Powieszę go na ścianie, albo sobie poskładam i będę nosił zawsze przy sobie, żeby wszystkim go pokazywać. Dyplom dla Galena Wyatta za bycie grzecznym - uśmiechnął się delikatnie. Ostatnia rzecz za którą Galen mógł dostać dyplom. Bo on był... poukładany, to dobre słowo, taktowny. Wyważony. Ale grzeczny to nie tak do końca, chociaż... ostatnio może bardziej? Może rzeczywiście rzadziej miał okazję pokazać się z tej zadziornej strony? Mniej rozbijał się drogimi samochodami i mniej umawiał z modelkami, tylko po to, żeby je zaliczyć.
- Spróbuję - odpowiedział z równie nonszalanckim uśmiechem, ale tylko tyle. Bo na pewno Galen jeśli spróbuje to zrobi to z zaskoczenia.
Nic nie powiedział na to, że głupszego powodu nie słyszała, bo może on był rzeczywiście głupi? Może jednak powinien jej powiedzieć, że boks wymienił na jogę, bo wpadła mu w oko instruktorka? A potem to już zostały mu tylko te poranne przebieżki i siłownia, bo jednak zamiast boksu to on szedł do klubu i cały weekend się bawił z jakimiś gwiazdeczkami. A jak ustaliliśmy nie bił kobiet. To gdzie tam miejsce na boks? (Madox to jeszcze by to pewnie jakoś połączył)
Zdecydowanie ta adrenalina miała jednak sporo do rzeczy, bo właśnie w jej przypływie Galen walnął Seeleya, co prawda tam jeszcze było zdecydowanie za dużo whisky, a do tego jeszcze on przecież podważał dobre imię Pilar…
A potem dostał Ryan, który obrażał Cherry. Może Galen to jednak tylko umiał komuś dać w zęby w obronie kobiety? Która coś dla niego znaczyła?
- No bo ja właśnie na poduszkach ćwiczę, czasem rykoszetem oberwie Cherry - rzucił w odpowiedzi na jej słowa, ale prawda jest taka, że jakby kopnął Cherry, nawet nieumyślnie, niechcący, to już by mógł pakować walizki. Tak to widział, a jakby jej powiedział, że chciałby z nią potrenować kopniaki, to jeszcze by mu zamówiła wizytę u psychiatry, albo od razu niebieską kartę. Zależy jaki by miała humor.
Oczywiście rady Pilar wziął sobie do serca i nawet spróbował inaczej ten ciężar ciała rozłożyć bujając się na stopach do tyłu i do przodu.
- Nie wiem... - stwierdził jednak, bo to mu jakoś nie wychodziło, chociaż się starał. Dopiero kiedy Stewart wspomniała o tym uderzeniu przez Milesa, to wbił w nią znowu niebieskie tęczówki.
- Akurat ten Twój partner to chyba nadrabiał dużo wyglądem - bo był zdecydowanie większy od Wyatta z tymi swoimi prawie dwoma metrami, i tylko te oczy oni mieli podobne, intensywnie niebieskie - bo bił jak baba - powiedzmy. A Miles to akurat też by tutaj Galena poskładał w dwie minuty i nawet pewnie mógłby sobie urządzić jakiś sparing z Pilar. Pewnie nie tak ognisty jak taki jeden mafiozo, ale zawsze coś. No i nie bałby się jak Galen. No i też… Pilar już mu pokazała jak się biją baby, aż mu szczęka opadła zresztą.
- To jednak dobrze, że ty tego nie zrobiłaś... Wiesz jak się na mnie patrzyli jak z tym podbitym okiem wróciłem z przesłuchania... Jakbym te kontenery to sam sobie sprowadzał - no tak, a jednak Wyatt wtedy podniósł wysoko głowę i szedł przez Northex, i walczył. Bo on jednak trochę umiał walczyć, jak lew, ale nie pięściami.
Oczywiście, że Pilar wierzył, bał się jej, trochę... Ale też jeśli chciałaby go zbić, to zrobiłaby to wtedy za Cherry, a nie zrobiła. A spotkała się z nim teraz. Pomimo Cherry.
Aż te jego niebieskie tęczówki spoczęły znowu na jej pięknych, brązowych oczach, a Wyatt nabrał powietrze w płuca i dopiero kiedy kazała mu się ustawić, to je wypuścił. Stanął tak jak mu kazała, a później wszystko korygował zgodnie z jej poleceniem.
- Tak dobrze? - zapytał przenosząc ten ciężar na nogę z tyłu, tak jak poleciła. Galen może i czasem bywał uparty, ale jednak szybko wszystko łapał, bo on rzeczywiście się na tym skupiał. Chociaż teraz było to utrudnione, kiedy Pilar znowu znalazła się tak blisko niego.
Starał się jej słuchać, starał się patrzeć i ustawić dokładnie tak jak mu poleciła. Ale kiedy tak prawie go kopnęła, to on się znowu jakoś przesunął i od nowa łapał tę pozycję. Jednak wymierzył, spróbował zgodnie z tymi wskazówkami, tak jak potrafił najlepiej, ale no sam czuł, że to nie to, chociaż teraz przynajmniej utrzymał równowagę, a nie zachwiał się na worek zaraz po ciosie. Spróbował drugi raz, trochę luźniej, bo za pierwszym jakoś bardzo się spiął. A w końcu trzeci, już z tą stopą odwracającą się na bok, ale jednak to wciąż nie to.
- Nie wiem o co ci chodzi Pilar - rzucił tylko, bo naprawdę nie wiedział, nie czuł tego, a kiedy mu kazała obrócić to biodro, to machnął nim jakoś w cały świat. Bo Galen to jednak wcale nie był jakimś tancerzem salsy i to machanie bioderkami mu nie wychodziło tak, jak niektórym. On raczej tańczył walca, a tam się wcale niczym nie macha. Westchnął ciężko i utkwił spojrzenie w tych jej biodrach, które obracały się wystarczająco, ale rzeczywiście on tego nie widział. Bo może się wtedy patrzył na jej pośladki? Nie, no nie patrzył się, ale i tak nie załapał.
Kiedy go zawołała to oczywiście przyszedł, stanął za nią, ale się spodziewał bardziej, że ona mu się znowu każe przyglądać, więc nawet się trochę pochylił do przodu, a wtedy ona już złapała te jego ręce, a później to rzeczywiście wzięła go z zaskoczenia, i kiedy tak uderzył o nią z impetem, to aż wypuścił powietrze z płuc prosto na jej kark. I już nawet otworzył usta, żeby coś powiedzieć, że jak zwykle delikatnie, ale ona wtedy ułożyła jego ręce na swoich biodrach. Wbił palce w tą jej skórę, ale lekko, na tyle, żeby czuć pod opuszkami te mięśnie, a jednak, żeby nie sprawiać jej bólu. Przesunął tymi delikatnymi prezesowskimi opuszkami palców po jej nagiej skórze, ale tylko tak, żeby rzeczywiście ułożyć jej w odpowiednim miejscu, w tym, w którym czuł ten ruch mięśni. W idealnym.
A kiedy kazała mu się skupić, to znowu nabrał powietrze do płuc, mocno, aż mogła poczuć to na swoich plecach, jego unoszącą się do góry klatkę piersiową i serce, które biło równo, miarowo. Zaciągnął się zapachem jej perfum, jej ciała, aż głowa lekko mu opadła nad jej ramieniem, ale wciąż się skupiał. I teraz to poczuł. Poczuł jak te jej mięśnie pracowały przy tym kopniaku, ale poczuł też coś jeszcze.
- Czuję... - mruknął w jej kark, a kiedy wykonała ten kolejny kopniak, i kiedy w końcu opadła na niego, tak, że znowu z powodzeniem czuła na plecach, jego tors, to Wyatt przesunął palcami wyżej na jej brzuch podwijając materiał koszulki, zatrzymując palce dopiero pod jej biustem, te chłodne delikatne paluszki. Tylko, że zamiast posunąć się dalej, to on zaraz te ręce przesunął na jej plecy, żeby ją od siebie odsunąć. A później jeszcze musnął jej skórę w talii, równie delikatnie i ustawił ją z boku.
- Teraz ja - rzucił z tą typową pewnością siebie, tym tonem wielkiego prezesa Galena Wyatta, a nie tego dzieciaka. A później znowu się ustawił odpowiednio, ciężar ciała, przesunięta noga, wymierzył piszczelem i się zamachnął, i wymierzył ten cios z biodra, tak jak chciała, bo już wiedział jak, jak się odpowiednio skręcić. Może nie było idealnie, ale na pewno lepiej. Złapał worek, żeby go zatrzymać, a potem ustawił się znowu i znowu się zamachnął, i kopnął. Ale tym razem to już włożył w to więcej siły, i trochę tego ognia, którego tak chciała. A który Galen też gdzieś tam nosił, może na dnie duszy?
- To może teraz coś z obrony? - zapytał odwracając się do niej szybko, za szybko, bo kiedy on kopnął ten worek, a tamten poleciał prawie do ściany, a później wrócił, to Galen nim dostał, w plecy, aż stęknął, a przede wszystkim to się zatoczył, tak się zatoczył, że na Pilar. Mocniej niż by chciał. I ona też nie zdążyła zareagować, bo polecieli do przodu. Dobrze, że na matę i dobrze, że Galen podparł się trochę ręką, ale i tak wylądował na Stewart.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Miles faktycznie dużo nadrabiał wyglądem. Brakowało mu wiele umiejętności, ale z drugiej strony przecież został przeniesiony z konnej (jak dobrze pamiętam xd), to na dobrą sprawę miał prawo mieć braki. A może to po prostu oczekiwania Pilar były takie wygórowane? Bo ona od siebie wymagała naprawdę sporo, a w pracy to już w ogóle. Nie lubiła popełniać błędów i ciężko znosiła pomyłki. A kiedy przez te złe decyzje gineli czasami ludzie lub zostali ranni, to jednak siadało jej to na psyche i cisnęła się jeszcze bardziej o ten perfekcjonizm, który czasami wychodził z niej aż za bardzo.
Dokładnie tak, jak w tamtej chwili, kiedy Galen próbował powtórzyć te jej kopnięcia, ale Pilar wcale nie była zadowolona. Chociaż przecież nie robił tego tragicznie. No ale jednak dla niej wciąż niewystarczająco. Więc go poprawiała. Jednym to imponowało, innym to przeszkadzało, to jej podejście, ale na koniec dnia, to ona umiała się bić i mogła z łatwością okładać worek, który od jej kopnięć, latał prawie pod ścianę.
No jak na ciebie patrzyli? — spytała w końcu, gdy tak żalił się tym podbitym okiem, jakby to był faktycznie jakiś problem. — Trzeba było powiedzieć, że się z lwem w klatce biłeś — proste? Proste. Chociaż ktoś bardziej kumaty śmiał by podważyć prawdomówność tych słów, biorąc pod uwagę, że miał tylko to jedno samotne limo. Ale może to nie był taki prawdziwy lew, tylko bardziej lwiątko? Takie jak Galen teraz przy Cherry.
Wzruszyła ramionami, bo jednak Stewart za nic nie przejmowały siniaki. Sama miała ich tak niezliczoną ilość, że patrząc w lustro już nawet ich nie zauważała. A po Medellin miała ich setki, nie zapominając o szramach na plecach. Więc może to i dobrze, że stała jednak W KOSZULCE przy Galenie, bo jeszcze by się chłopak przestraszył tych wszystkich śladów.
Chociaż kiedy tak pokazywała mu te kopnięcia, kiedy wciskała jego palce w swoją nagą skórę, czuła, że zaraz będzie miała na ciele kolejne ślady. Bo pomimo tego, że on starał się być delikatny, starał się zwalniać ten ucisk, Pilar namiętnie mu te palce jeszcze bardziej dociskała. Żeby on naprawdę mógł poczuć każdy mięsień, który napinał się w jej biodrach. Żeby się nauczył. Na pewno nie z żadnego innego powodu.
I już miała zapytać, czy zrozumiał, czy potrzebował, żeby wykonała jeszcze jedno kopnięcie, tylko wtedy Galen przesunął swoje palce wyżej, po jej brzuchu, podwijając koszulkę w górę. I chociaż jej twarz nie zdradzała żadnych dodatkowych emocji, tak Wyatt zdecydowanie mógł poczuć jej przyśpieszony oddech, podczas gdy głowa mimowolnie opadła nieco bardziej na jego tors.
A tutaj co dokładnie chcesz poczuć? — spytała w końcu, gdy zakończył swoją przygodę tuż pod jej piersiami. I już miała dodać jeszcze, że tame mięśnie akurat wcale nie brały udziału w wyprowadzaniu uderzeń, kiedy Galen znowu przesunął dłońmi, tym razem na jej plecy, by zaraz potem ją od siebie odsunąć.
I Pilar faktycznie zrobiła mu to miejsce. Przesunęła się nieznacznie, tak, by dobrze go widzieć, a dłonie skrzyżowała na piersi. Obserwowała uważnie, jak przyjmuje pozycję wyjściową, a potem bierze zamach, wbija się na nodze, przekręca to nieszczęsne biodro i faktycznie z impetem uderza worek.
Dobrze — pochwaliła go, kiwając głową. — Jeszcze raz — poprosiła, przesuwając się tym razem nieco pod kątem, żeby jeszcze dokładniej przyjrzeć się jego tylnej nodze i ewentualnie wyłapać ostatnie rzeczy do poprawki, bo coś tam może by się znalazło, tylko kiedy Pilar chciała mu to powiedzieć, kiedy już zabierała w płuca powietrze, to wtedy Galen odwrócił się do niej przodem, zadał pytanie o obronie, a w następnej sekundzie już się na nią zataczał.
I całe szczęście, że Stewart rozłożyła zawczasu te materace, bo inaczej to spotkanie z podłogą mogłoby się skończyć połamaną kością ogonową. Normalnie pewnie podparłaby się rękami, zrobiła jakiś przewrót, jednak przez to, że Galen tak przywarł do niej ciałem, a ona mimowolnie ułożyła na nim dłonie poleciała prosto na tyłek i plecy.
Aż syknęła głośno, gdy w końcu runęli na matę. I to nawet nie przez samo uderzenie, ale bo te wciąż żywe rany na jej plecach nagle zapiekły niemiłosiernie. Dały o sobie znać w ten najbardziej dobitny sposób, aż Pilar przez moment poczuła ten dziki zapach Medellin i drzewa mango. Ale tylko na chwile, bo w następnej chwili, gdy tylko otworzyła oczy, miała przed sobą twarz Galena i te niesamowicie błękitne oczy, od których mogło się zakręcić w głowie.
Był blisko.
Za blisko.
Jego intensywne perfumy w sekundę wdarły się w jej zmysły, teraz pomieszane z zapachem potu. Aż Pilar chciała wstrzymać powietrze, a zamiast tego zaciągnęła się mocno, podczas gdy spojrzeniem przejechała po jego twarzy.
Wystarczyło powiedzieć, że teraz chcesz poćwiczyć w parkiecie — zauważyła z delikatnym uśmiechem. Wcale nie musiał jej powalać. Chociaż lepiej w tą stronę, niż kiedy tak się zarzekał, że się na nią nawet nie zamachnie. Widać los postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zmusić go do tego za pomocą wielkiego, ciężkiego worka treningowego.
No to skoro już tu jesteśmy — bo przecież Pilar ani drgnęła, kiedy on tak na nią napierał. Jedyne co się pod nim poruszało i co zdecydowanie mógł poczuć, to jej niespokojna klatka piersiowa. — Wszystko zależy od pozycji. Ta, w której jesteśmy teraz jest idealna — zajrzała mu głęboko w oczy, po czym uśmiechnęła się bezczelnie. — Ale jakby ktoś kompletnie na tobie leżał, to musisz wymusić, żeby podparł się na rękach. I teraz tak, znowu wszystko zaczyna się od bioder. Dociskasz stopy do ziemi i wypychasz biodra w górę, tak żebyś zmusił przeciwnika do podparcia się rękami — i pomimo, że Galen i tak to robił, Pilar żeby mu pokazać wypchnęła mocno biodra, co zdecydowanie mógł poczuć na brzuchu i nieco niżej. — W momencie, kiedy są już na rękach, ty masz jedną rzecz do roboty: skręcić biodra w bok. Tylko nie przerzucać jak worek ziemniaków, tylko skrętem ciała. Zaproponowałabym, żebyś znowu dał mi tam ręce, ale chyba masz je za bardzo zajęte — podniosła nieco głowę i zawisła tuż nad jego ustami, tak, że każde słowo osadzało się prosto na jego twarzy. — Twoje biodro działa jak zawias. Jedną stronę przysuwasz do ziemi, drugą wypychasz. Noga po tej stronie, w którą skręcasz, zamyka drogę, a druga pcha mocniej, jakbyś chciał przekręcić cały ciężar w bok, nie w górę — wykonała dokładnie wszystko co powiedziała. — A kiedy ręka robi się lżejsza… — tak jak ta Galena, kiedy tylko Pilar na niego naparła. — Wtedy barkiem wchodzimy pod środek ciężkości i się obracamy. Jednym ruchem.. biodro, bark, obrót — i tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Przeniosła ciężar ciała, pchnęła go na bok, docisnęła barkiem i nim Wyatt mógł się zorientować, to Pilar już była na nim, a on leżał plecami na macie. Nogi zaciskała mocno między jego udami, a dłońmi złapała za jego nadgarstki i przytrzymała mu je nad głową.
Załapałeś? — nachyliła się tuż nad jego twarzą, a gęste, długie włosy, które miała spięte w wysokiego kucyka, połaskotały go po czole. — No to teraz powtórz.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

A to co, w konnej niby tylko karmili i głaskali koniki? Chociaż w zasadzie to trochę tak było... I Miles w pewnym momencie to siedział w stajni więcej niż w swoim domu, kiedy miał kryzys z Paige i jego życie zaczęło być tylko iluzją.
- Jak na kryminalistę - stwierdził Galen, kiedy zapytała jak na niego patrzyli, ale to w zasadzie chyba nie było najgorsze, bo gorsze było to, że nagle kontrahenci stwierdzili, że nie chcą z nim wchodzić w spółki. I to był wtedy tak intensywny czas w firmie, że Wyatt naprawdę siedział w firmie od rana do wieczora, a czasem po nocach. Walczył, jak lew, a nie jak lwiątko. Ale przecież nie będzie się z tego tłumaczył, bo wszyscy myślą, że on tylko siedzi, pije kawę i składa podpisy. A niech myślą. Były takie rzeczy, którymi Galen Wyatt wcale nie musiał się chwalić i popisywać przed wszystkimi dookoła. I jedną z nich była jego praca. Wystarczyło, że on sam wiedział, że odwalił wtedy kawał dobrej roboty, że walczył jak lew, o rynek europejski, o Teksas i Japonię, zarywał nocki na spotkaniach online, a gdyby mógł to na pewno by tam leciał. Akurat o swoją firmę Galen walczyłby do ostatniego tchu. Za dużo jej poświęcił, za dużo w to włożył, czasu, serca, i tej bezgranicznej chęci bycia najlepszym. Chociaż tam.
- Cokolwiek... - powiedział prosto do jej ucha, bo właściwie Galen chciał poczuć cokolwiek, jakiś dziki poryw serca, jakieś uczucie szczęścia, chociażby ulotne i chwilowe. I może nawet poczuł, może w momencie, w którym te jego palce zatrzymały się pod linią jej piersi, on też coś poczuł, to przyspieszone bicie serca. Ale trochę inne niż to, kiedy dotykał Cherry. Zdecydowanie inne.
Bo kurwa z Pilar wszystko było inne, i Wyatt nie za bardzo chciał to psuć. Już i tak dużo popsuł nie mówiąc jej o swojej narzeczonej. Bo przecież wtedy, kiedy oni wyszli z tej kolacji u Seeleya, gdyby ona mu powiedziała chociaż to jedno słowo, albo pozwoliła mu odebrać to auto, to on by w to poszedł. Zapomniał kompletnie o narzeczonej.
Może dzisiaj też by zapomniał, gdyby nie to, że w głowie wciąż miał te wyrzuty, które Pilar mu wtedy zrobiła, że powinien jej powiedzieć.
Powinien.
Ale teraz ona wiedziała, a mimo to...
Aż pokręcił głową, żeby się skupić na tym kopaniu, bo jak się zafiksuje, to przecież Wyatta już się wtedy nie da powstrzymać. I już wtedy to nie jest ten lodowaty, wyważony, zdrowy rozsądek. Tylko jakieś tsunami, albo lawina.
Ustawił się i kopnął, z tym zamachem biodrem. Raz. A kiedy powiedziała to dobrze, no to wiadomo, to było po prostu pewne, Galen uśmiechnął się do niej ładnie, a w tych niebieskich oczach, aż pojawiły się iskierki. Kopnął jeszcze raz, nawet lepiej niż wcześniej, bo jednak Galen szybko wyciągał wnioski, szybko się uczył i korygował błędy. Taka natura. Musiało być to zrobione dobrze.
Tylko, że za dużo było chyba tej ekscytacji, a za mało jednak skupienia, bo zanim zdążyli przejść do obrony... A przecież Pilar jeszcze mogła przerzucić go przez ramię, czy coś, kiedy tak na nią wyrżnął. Chociaż może to nie działało tak zupełnie jak w filmach akcji?
I chociaż Galen podparł się ręką, to jednak i tak wylądował na niej swoim ciężarem, a jego głowa zawisła tuż, tuż, nad tą Pilar. Tak, że te intensywnie niebieskie oczy błądziły po jej twarzy z bardzo bliska, żeby zatrzymać się na ustach, pełnych, ciepłych wargach, które od tych jego dzieliło może kilka centymetrów, może nawet nie...
- Lo siento - wybacz, dwa słowa, które powiedział tak powoli, że mogła je poczuć na swoich ustach. Powinien wstać, poderwać się do góry, ale zamiast to zrobić, to on jeszcze przechylił na bok głowę, żeby spojrzeć na nią pod innym kątem i wystawił kolano, żeby się na nim podeprzeć, bezczelnie wedrzeć pomiędzy jej uda. Jednak tylko na moment, bo Stewart wtedy zasugerowała to ćwiczenie w parkiecie. A Galen wypuścił mocno powietrze z płuc, tak, że mogła to poczuć na twarzy i na ramionach.
- Jest idealna... ale ja jednak wolę trochę inne pozycje - jeszcze rzucił i wywrócił oczami, żeby i tak zatrzymać je na jej twarzy, no bo Galen musiał sobie pogadać. Zwłaszcza, że on teraz to już wcale nie umiał się skupić, na pozycjach, na obronie i na tym co miał zrobić. Bo teraz te jego błękitne oczy wpatrywały się w te jej piękne, brązowe i kurwa... znowu tak bliskie.
Niby jej słuchał, ale kiedy ona tak wypchnęła do góry biodra i kiedy Galen ją poczuł, to odruchowo jego spojrzenie zjechało niżej, gdzieś po jej szyi, po dekolcie, na te biodra, które teraz przylegały do tych jego.
- Poczekaj... - zdążył tylko powiedzieć i chyba liczył, że ona naprawdę zaczeka, albo mu to powtórzy. Bo co on z tego zapamiętał, tylko to wypychasz biodra, a później to już niewiele. Jeszcze to, że nie przerzucasz jak worek ziemniaków... Tylko Galen nigdy w życiu nie miał do czynienia z workiem z ziemniakami, wiec nie wiedział jak się go przerzuca. Chociaż zaraz tak się trochę poczuł, chociaż może nie? W końcu nie przerzucasz jak worek ziemniaków. Ale mimo wszystko kiedy go przerzuciła i wylądowała na nim, a jego plecy dotknęły materaca, to z jego płuc wyrwało się jakieś ciężkie westchnienie.
- Nic... kurwa, nie łapię, Pilar - powiedział od razu, bo jedyne na czym on się teraz mógł skupić, to te jej piękne oczy, włosy, które opadły mu na czoło i twarz, która zawisła tuż nad tą jego. Znowu tak blisko. Serce mu waliło i nie wiedział, czy to jest wina tego wysiłku fizycznego, kiedy mimo wszystko się tak spiął, gdy go chciała przerzucić, czy tego, że znowu coś poczuł.
A Galen to jednak uwielbiał czuć.
Zapach jej perfum zmieszanych z zapachem ciała wdarł się do nosa, kiedy on zamiast jej przerzucić i zamiast wypchnąć do góry te biodra, to spiął mięśnie brzucha, dzięki bogu wyćwiczone na siłowni, i się podniósł, na tyle żeby zamknąć tą przestrzeń, która ich dzieliła, te centymetry, te wszystkie jakieś niewidzialne granice, jakieś bariery. Zacisnął długie palce na materiale jej cienkiej koszulki, tak, żeby mu nie uciekła, a później ją pocałował. Jego ciepłe, miękkie wargi spoczęły na jej ustach, w pocałunku, pierwszym miękkim i krótkim, takim który jeszcze badał grunt. Ale zanim zdążyła go odepchnąć, pocałował ją po raz drugi, mocniej, zachłanniej, smakując jej usta. Bo nawet jeśli zamierzała mu teraz uciec, no to przynajmniej poczuł... Ten smak jej pełnych, miękkich warg.
Smak, o którym on myślał już od tej kolacji u Arthura, kiedy się jednak nie odważył.
A później tego żałował, dzisiaj nie chciał żałować. Dzisiaj chciał to poczuć.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Pilar też lubiła czuć.
Cokolwiek.
A najbardziej to lubiła czuć, że żyje.
Lubiła, kiedy jej serce szalało w piersi, kiedy klatka piersiowa wariowała w nerwowych oddechach, kiedy krew przepływała tak szybko, że aż szumiało jej w uszach i kiedy adrenalina szalała w ciele. Można było nawet stwierdzić, że była od tego uzależniona w najgorszy, możliwy sposób. Do tego stopnia, że kiedy nic się wokół niej nie działo przez dłuższy czas: wariowała. Na siłę szukała jakiejś podpałki, czegokolwiek, co mogłoby na nowo obudzić ten ogień, wywołać emocje, pobudzić organizm. Dlatego też pracowała w policji, dlatego codziennie narażała swoje życie dla innych w terenie, bo przy słuchawce czy na komisariacie chyba by ją pojebało. Do reszty, bo ona już i tak dawno nie była normalna.
I nawet w tamtej chwili na macie, kiedy Galen bezczelnie wcisnął jej kolano między uda, bo przecież czuła to doskonale, widziała tą iskrę w jego oczach, ona świadomie i z pełną premedytacją wyszła mu na spotkanie biodrami. Przecież był już wysoko na rękach, wcale nie musiała mu tego pokazywać, a jednak to zrobiła. Żeby zobaczyć jego reakcje? Czy może jednak swoją? Jakby chciała sprawdzić, czy jej ciało wciąż potrafiło reagować na czystą fizyczność i ta przeklęta tęsknota kompletnie nie odebrała jej rozumu. A może właśnie odebrała i potem Stewart robiła takie głupie rzeczy? Bo przecież wiedziała, że cokolwiek było między nią a Galenem, jeszcze bardziej niż to szaleństwo z Madoxem, też nie miało prawo bytu. Nie mogło dojść do skutku z w i e l u powodów. A dokładniej było ich tak wiele, że kartki by nie starczyło, jakby ktoś to chciał wszystko wypisać. A jednak pozwalała na te wydłużone spojrzenia. Pomimo, że widziała, że on również wchodził w tą grę.
Tak samo jak pomimo jego czekaj, ona i tak przewróciła go na plecy. I tak przytrzymała go nogami. I tak przywarła do niego ciałem i unieruchomiła nadgarstki. Tylko że akurat w tamtym momencie Pilar naprawdę chciała go nauczyć tej samoobrony. Chciała, żeby umiał się bić, żeby umiał o siebie zawalczyć. Żeby znowu nie skończył w tym cholernym szpitalu, w którym widok podpiętego Galena do kroplówek krajał jej coś w duszy. Bo powiedzieć, że nic między nimi nie było, byłoby przecież szczytem kłamstwa. Łganiem jak z nut. Bo było. Było na wizycie w Quebec, kiedy nieco się przed sobą otworzyli i było też na kolacji u Arthura, kiedy skończyli w tym przeklętym Wendy’s dzieląc się ze sobą tymi wszystkimi sekretami. Tylko to wszystko b y ł o. W czasie przeszłym. Bo przecież ich życia poszły do przodu, historie napisały nowe rozdziały, ten jego okrawał się nawet o ślub. A Pilar o złamane z tęsknoty serce. Za Madoxem. Za Medellin. Za tymi ulotnymi chwilami, do których tak bardzo chciałaby wrócić, a które były poza jej zasięgiem.
I może dlatego, kiedy Galen tak wodził po niej spojrzeniem, kiedy zatrzymał się dłużej na jej ustach, ona wcale nie zareagowała.
A przecież widziała to wszystko.
Nic, co zrobił nie uszło jej uwadze, a jednak nawet nie drgnęła. Czekała głupio, aż on spróbuje tego przewrotu. Aż wbije w nią biodro i pchnie barkiem, tylko zamiast biodrem, on skontrował ją… swoimi ustami. Ciepłymi i pełnymi, kiedy wspiął się na brzuchu, przytrzymując ją za materiał koszulki.
Zaskoczył ją.
Pomimo, że czuła to gromadzące się między nimi napięcie, że widziała jego zapatrzone spojrzenie i tak ją zaskoczył. Bo przecież oni zawsze tylko się bawili. Słownie. Drobnymi gestami. Ale nigdy pełnoprawnymi czynami. Te były przecież poza skalą tej ich gry. I Galen w tamtym momencie zagrał kurewsko nieczysto.
W pierwszej chwili chciała go odepchnąć.
Nawet zacisnęła dłonie na jego ramionach, wbijając palce w ciemną koszulkę. A potem opierdolić go od góry do dołu za to bezmyślne zachowanie.
Chciała.
Tylko kiedy zrobił to drugi raz, już o wiele bardziej pewniej, zachłanniej, z tym ogniem, którego Pilar tak łaknęła w każdej chwili swojego życia, kiedy jego usta smakowały wszystkim czego się spodziewała i jeszcze lepiej… odpuściła. Bo to była jedna z tych chwil, w których chociaż na moment nie myślała. Nie myślała o tym, co boli i czego nie może mieć. Bo na tamtą krótką chwilę Galen Wyatt faktycznie zajął jej myśli.
…Dlatego odwzajemniła jego pocałunek. Równie mocno, równie zachłannie i równie głęboko, kiedy wdarła się językiem do jego ust, smakując go w sposób, w jaki nigdy wcześniej nie było jej dane. Dokładnie taki, jak to chciała zrobić, gdy oddawała mu kluczyki po kolacji u Seeleya.
Dłonie, które miały go od siebie odepchnąć teraz szarpnęły w zupełnie przeciwnym kierunku, przyciągając go jeszcze bliżej, tak, że teraz już siedziała na nim okrakiem, a on przyciskał klatkę do jej piersi.
Zwinnym ruchem powędrowała wzdłuż jego karku do włosów, wplatając w nie palce i szarpiąc delikatnie, z wyczuciem, ale jednak tym charakterystycznym dla siebie ogniem, podczas gdy biodra już poruszały się na nim rytmicznie, rozbudzając zmysły.
Czuła to narastające porządnie, czuła przyjemny dreszcz, który wędrował wzdłuż jej pleców i chował się gdzieś między nogami, które zaciskały się na udach Galena jeszcze mocniej.
Czuła szybciej bijące serce, kiedy szarpała za materiał jego czarnej koszulki, pomagając mu się jej pozbyć, by po chwili zejść mokrymi pocałunkami wzdłuż szyi i na klatkę piersiową, by przygryźć jego skórę z wyczuciem.
I sama nie wiedziała, czy to właśnie to serce, o które on miał zadbać, a tego nie zrobił, czy brak wielkiego lwa na lewej piersi, którego jej zabrakło nagle, sprowadził ją na ziemię.
Ale to się stało.
A potem już wszystko zadziało się szybko.
Jej dłoń na jego ramieniu, by go odepchnąć.
Szarpnięcie biodrami, by uwolnić się spod silnego, palącego uścisku.
I w końcu wybicie się z podłogi, by zaraz potem stać już na równych nogach.
Oddychała nierówno. Chociaż nie, kurwa, ona już prawie wcale nie oddychała, bo powietrze w tej pieprzonej sali nie wiedzieć kiedy po prostu się skończyło. Przystawiła dłoń do ust, jakby chciała zetrzeć z warg jego słodki smak i to przeklęte mrowienie, wciąż powodujące dreszcze.
Pojebało cię? — rzuciła w końcu z przesadną pretensją w głosie, chociaż przecież ona wcale nie była taka bez winy. Ale jednak to on zaczął, więc miała prawo, by w tamtym momencie zwalić to wszystko na niego. Bo przecież to on tutaj robił największą, możliwą głupotę.
Niczego się nie nauczyłeś? — spytała po chwili, wbijając ciemne spojrzenie w to jego błękitne, teraz równie ogniste i intensywne, co to Pilar. — Zapomniałeś, że masz kurwa n a r z e c z o n ą? — kolejna pretensja, która ulotniła się z jej ust, podczas gdy sama Stewart wykonała jeszcze dwa taktyczne kroki w tył, by opaść nerwowo na chłodną ścianę. Chociaż ten marny chłodek w porównaniu do jej rozgrzanego ciała i tak nie przyniósł żadnej ulgi. Ale przynajmniej nieco się zdystansowała. Bo gdyby tego nie zrobiła, Galen jeszcze zarobiłby w twarz.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Chociaż oni byli tak różni, to jednak to ich łączyło to uwielbienie, żeby czuć. Czuć, że żyją, że adrenalina pulsuje w żyłach, oddech przyspiesza, serce wali w piersi jak szalone. To uczucie, gdy wszystko się wyostrza, staje się jakieś bardziej intensywne, barwne, wyraziste. I Galen też to lubił, a przecież w tym swoim pięknym życiu jak z bajki, wcale nie miał tego tak często. No może kiedy dociskał do deski pedał gazu w swoim bajecznym Porsche, albo kiedy szedł na spotkanie, na którym głównym tematem były pieniądze tak paskudne, że aż grzechem było o nich myśleć. Ale na pewno nie wtedy kiedy siedział w drogim apartamencie i zastanawiał się czy kawior popić szampanem, czy jednak szkocką. I nie wtedy kiedy wchodził z Cherry do widny jadącej na trzynaste piętro w apartamentowcu, prowadząc rozmowy tak prozaiczne, że aż robiło mu się niedobrze. Nie wtedy, kiedy ona nazywała go słodziakiem.
Wtedy właśnie czuł, że umiera.
Chociaż serce przecież biło równym rytmem.
Za równym.
Zdecydowanie wolał ten rytm, kiedy to serce przyspieszyło, skoczyło do przodu, wyrwało się do Pilar, kiedy tylko poczuł na języku jej smak. Taki, jak go sobie wyobrażał, taki, jakiego chciał. Jakiś taki bliski, który sprawił, że wszystkie myśli skupiały się tylko na tym, że to była ta zakazana chwila szczęścia. To coś, czego on wcale nie powinien poczuć, a jednak poczuł. A teraz czuł to znowu. Bezinteresowne, proste szczęście. Tak ulotne, że trzeba było z niego czerpać.
Dlatego pocałował ją po raz drugi zachłanniej, mocniej, głębiej. Tak jakby teraz już chciał to poczuć w każdej komórce, a nie tylko w głowie, która już zafiksowała się na jej punkcie, na smaku jej warg, na jej gładkiej skórze, kiedy jego ręka sięgnęła znowu do jej brzucha, kiedy przesunął po nim palcami, na plecy. Sunął palcami wyżej po kręgosłupie, pod materiałem koszulki, pod sportowy stanik, którego zapięcie odpiął jedną ręką. Palce drugiej zacisnął na jej udzie, przyciągając ją do siebie jeszcze mocniej, kiedy jego język odnalazł ten jej w zmysłowym tańcu. Już chciał zsunąć z niej tą koszulkę, która tak mu w tej chwili przeszkadzała, ale ona zrobiła to pierwsza, pozbawiając go swojej. I wtedy musiał oderwać od niej usta, niechętnie, z jakimś wyrzutem w tych niebieskich oczach, które teraz patrzyły na nią tak intensywnie, które wwiercały się w mózg. A jednak kiedy te jej ciepłe, miękkie wargi schodziły niżej po jego żuchwie, po szyi, odchylił do tyłu głowę, w tym czasie sięgając palcami do jej piersi. Podwijał coraz wyżej materiał cienkiej koszulki, wyżej...
I już miał go ściągnąć, kiedy go od siebie odepchnęła.
- Pilar! - warknął, bo jednak Galen zawsze ma to, co chce. A teraz chciał ją i to tak, jak dawno niczego innego na świecie.
Ale kiedy się tak poderwała, to on się zawahał. I chyba dopiero wtedy poczuł, że ona nie żartuje. Że to nie jest jakaś zabawa, żeby tylko jeszcze bardziej to podkręcić. Oczy, które jeszcze przed chwilą mieniły się tą ciepłą barwą błękitu, w jednej sekundzie stały się jakieś zimne. Zmieniły się, a Galen utkwił w niej spojrzenie, wstał powoli podpierając się ręką.
I jeszcze zanim ona to wszystko powiedziała, to on już wiedział. Czuł, że to będzie się sprowadzać do jego narzeczonej. Życie było takie łatwe jak jej nie było, co tydzień inna panienka, żadnych wyrzutów, a teraz...
Teraz mimo tej niezaprzeczalnej chemii, która między nimi była, ta jego narzeczona stawała między nimi. A przecież jej tutaj wcale nie było. Przecież ona nie musiała o niczym wiedzieć.
Oblizał wargi, na których jeszcze czuł jej smak, jej ciepło, te niebieskie tęczówki utkwił w jej brązowych, pięknych oczach. I chociaż w pierwszej chwili stał w tej bezpiecznej odległości, te dwa kroki od niej, to kiedy ona się cofnęła, on ruszył do przodu.
Jeden krok.
- No i co z tego? Kiedy ja przy niej nie czuję tego, co przy tobie Pilar - powiedział spokojnie, chociaż klatka piersiowa falowała mu pod niespokojnym oddechem.
Kolejny krok w przód.
- I nie mów, że Ty też tego nie czujesz... - wyciągnął rękę, tak, żeby oprzeć ją ponad jej ramieniem o ścianę. Dzieliła ich odległość tej wyciągniętej ręki, ale przecież znowu mogli poczuć na skórze te swoje szybkie oddechy. Znowu patrzeć sobie intensywnie w oczy.
- Czułaś to już kiedy widzieliśmy się po raz ostatni - i znowu zawiesił głowę bliżej niej, tak blisko, że teraz czuła jego oddech na ustach - i teraz też to czujesz - on czuł. Czuł jak bardzo jej pragnie, i to nie było napięcie które oni zbudowali tutaj, podczas tego treningu, bo oni umiejętnie je budowali już wcześniej, przy każdym spotkaniu. A nawet tymi wiadomościami, które wymieniali.
To była gra.
Ale teraz ona przecież mogła wkroczyć na zupełnie inny, wyższy poziom, i Galen zdecydowanie tego chciał, kiedy oparł drugą rękę o ścianę, po jej drugiej stronie, kiedy tak ją zamknął w objęciach nie dając jej ucieczki. Chociaż prawda jest taka, że Stewart by go rozbroiła w dwie sekundy, powaliła na ziemię jednym ciosem. Ale... kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.
A Wyatt lubił ryzyko i szampana zresztą też.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Oddychała ciężko.
Nierówno.
Czuła, jak wszystkie organy w ciele zaciskają się wokół siebie, podczas gdy płuca łapały resztki powietrza. Bo tego powietrza tu praktycznie nie było. Atmosfera między nimi była tak gęsta, że spokojnie można było ją ciąć nożem i podawać w jakiejś pieprzonej, fikuśnej restauracji.
Jej wargi wciąż drżały, razem z ciałem, które wciąż było rozgrzane od jego ciepłego dotyku. Od sposobu, w jaki sunął po jej brzuchu i plecach delikatną dłonią, jak jednym ruchem odpiął jej stanik, by zaraz potem zacisnąć się na jej piersi. Było w tym tak wiele gracji, wyczucia, tak innego od tej agresywnej szarpaniny, którą Madox zabierał jej ostatki rozumu i samokontroli. Bo Galen był jego przeciwieństwem, był wodą, chociaż równie gorącą co ten latynoski ogień. Dotykał ją w zupełnie inne sposób, smakował inaczej i może to dlatego tak długo jej zajęło oderwanie się od niego? Może właśnie ta inność, ta odskocznia od tych wiecznie stęsknionych z Medellin myśli sprawiła, że Pilar na moment przepadła. Że dała się temu ponieść, chłonąć chwile, czując.
Bo czuła.
Przecież kurwa czuła.
I jasne, nie była to miłość, to jednak pożądanie tak mocne, że nawet kiedy stała przy tej przeklętej ścianie, wciąż nie umiała się uspokoić. Chociaż teraz ciało walczyło z głową. Prowadziło prawdziwą batalię, bo kiedy jej nogi chciały ruszyć przed siebie, by znowu znaleźć się w tych ramionach zapomnienia, rozum namiętnie przypominał jej, że przecież on miał już swoją kobietę. Nie. Nawet nie kobietę. NARZECZONĄ. Kogoś, za kogo był gotowy wyjść, z kim chciał spędzić resztę życia.
A jednak Galen był na tyle bezczelny by stanąć tuż przed nią i powiedzieć, że nie czuł przy niej tego, co czuł przy Pilar. Aż coś w niej zawrzało i to ogniste pożądanie mieszało się teraz z czystą złością.
Jak to kurwa co z tego?! — spojrzała na niego z tak wielkim wyrzutem, jak jeszcze nigdy wcześniej. — Galen, ty się masz z nią ożenić. Jak możesz stać tu przede mną i mówić takie rzeczy? — bo naprawdę tego nie rozumiała. I chociaż Pilar zawsze dążyła do tego, żeby zrozumieć, tak teraz, po raz pierwszy w życiu, chyba nie chciała. Nie chciała go zrozumieć, tego co nim kierowało, gdy wypowiadał te słowa, bo bała się, że już nie spojrzy na niego tak samo. Bo przecież ona była pierwsza do tego, by mówić o tym jego dobrym sercu, o trosce, jaką według niej nosił w duszy i teraz już wcale nie była tego taka pewna. Bo skoro z taką łatwością potrafił nie tylko zdradzić ale jeszcze mówić tak małostkowo o kobiecie jego życia, to może wcale nie był tym, za kogo go miała.
Obserwowała uważnie, jak wykonał krok w przód. Jak podchodził coraz bliżej. Jak wwiercał w nią to przeszywające, niebieskie spojrzenie. Jak oblizał usta, ściągając z nich jej smak, podczas gdy przez jej kręgosłup przebiegł mimowolny dreszcz. Bo przecież jej ciało dalej go chciało. Nawet jeśli głowa robiła wszystko, by do tego nie doszło.
Jedyne, co czujesz, to to — skierowała spojrzenie na jego nabrzmiałe spodnie. Na miejsce, które jeszcze chwile temu tak dobrze mogła poczuć przez materiał getrów. Jak drażnił ją, rozpalając zmysły. — Naprawdę jesteś gotowy zdradzić kobietę, którą kochasz tylko dlatego, że zachciało ci się zaliczyć? — spytała w końcu, kiedy on wykonał kolejny już krok i stał bezpośrednio przed nią. W jej głosie ciągle wybrzmiewał ten wielki wyrzut, pretensja, z jaką nigdy wcześniej z nim nie rozmawiała. Chociaż ciało i tak ją zdradzało, gdy tak prostowało się przed nim, gdy klatka piersiowa unosiła się chaotycznie, a skóra wciąż paliła.
Bo on też miał trochę racji w swoich słowach. Przecież to nie było tylko pożądanie, chęć przelecenia się nawzajem w jednorazowej przygodzie, żeby potem nigdy więcej się do siebie nie odezwać. To było coś więcej. Tam faktycznie było jakieś uczucie, jakieś głębsze przekonanie, jakaś taka więź, którą ciężko opisać słowami. I to zrozumienie, którego nie czuło się z każdym. A ona wtedy w Wendy's z nim to poczuła. I teraz też to czuła. Może nie tak bardzo dziko, tak intensywnie jak przy Madoxie, bo jej serce wcale nie wyrywało do Galena, ale było coś. Coś specjalnego. Tylko co to zmieniało?
Co z tego, że czuje? — spytała po chwili, gdy jego ramiona odcięły jej drogę, a tęczówki Pilar tak teraz ciemne i ogniste spojrzały w ten spokojny ocean. — Co w ogóle ma tu do gadania to, co ja czuje, Galen?! — bo przecież ona mogła sobie czuć, on też mógł, ale to nie zmieniało faktu, że im po prostu nie było pisane. Nie w tym życiu. Może w tym innym, tej alternatywnej rzeczywistości, w której on pracował przy kurczakach, a ona przyszła tam w kwiecistej sukience. Gdzie on pochwalił jej oczy, a ona jego czerwoną czapeczkę. A potem poszli na kilka randek dla normalnych ludzi i zakochali się w sobie bez pamięci. W tamtej rzeczywistości to był jak najbardziej możliwy scenariusz. Ale nie w tej. Nie kiedy na niego ktoś czekał teraz w domu. — To po prostu nie powinno się stać. Nie może. I nie stanie — jej głos był stanowczy. Bo Pilar może i lgnęła do tego, by czuć, by móc dać się ponieść, by przeżywać i sprawiać sobie przyjemność, ale nie takim kosztem. Bo była kobietą z zasadami. I nawet jeśli wciąż miała ochotę wpić się w jego usta, odebrać mu ostatni oddech i ponownie zatopić palce w tych bajecznych włosach… nie mogła. Po prostu kurwa nie mogła.
A ty przyszedłeś tutaj, żeby się nauczyć bronić — przypomniała mu, kiedy ich usta dzieliła żałośnie bliska odległość. Kiedy mógł czuć na twarzy jej każde słowo, gdy wypominała mu ten powód, dla którego się spotkali. — Nogi szeroko. Skręt biodra w jedną stronę, do tego bark i z łokcia o tutaj — wykonała wszystko to, o czym powiedziała i już po chwili wciskała się z umiarkowaną siłą w dół łokciowy Galena. Jego ręką automatycznie opadła, a wtedy Pilar zwinnie wyswobodziła się z uścisku. Przeskoczyła z nogi na nogę i przyparła na niego tak, że po chwili to jego ciało zamykała w dokładnie takim samym uścisku. — To broń się — warknęła mu prosto w usta. Jakby chciała go zmusić, by w końcu przełożył te wszystkie emocje na coś pożytecznego. By zrobił to, po co tu przyszedł i nauczył się kurwa walczyć.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Galen oddychał równie niespokojnie, klatka piersiowa unosiła się raz za razem w przyspieszonym oddechu, jakby między nimi do czegoś doszło, a przecież jeszcze nie wydarzyło się nic takiego. Nic co dla Galena Wyatta oznaczałoby zdradę, a zresztą... Czy on w ogóle wiedział co to jest? Czy dla niego w ogóle chemia w mózgu, to całe czucie szło w parze z fizycznością? Przecież nigdy nie.
Przecież on nie kochał.
A później przepadł i wydawało mu się, że zakochał się w Cherry, tylko... on teraz wcale nie był tego taki pewny, jak wtedy kiedy jej to mówił. Jak wtedy zanim poznał Pilar. Bo kurwa jak ją poznał, w tym momencie, kiedy on się przy niej poczuł tak normalnie. Zrozumiany. Doceniony. Szczęśliwy, to on wtedy przecież nie był już zupełnie pewny swojego uczucia do Cherry.
Teraz też nie był, jeszcze bardziej. Uwielbiał ją, bo była gorąca, bo dawała mu naprawdę dobry seks, ale na tym się kończyło. Bo ona nigdy nawet nie próbowała go zrozumieć, ona nigdy się przed nim nie otworzyła. A Pilar to zrobiła.
I teraz kiedy stał tak przed nią, wbijając te niebieskie tęczówki w jej piękne oczy, był gotowy coś zmienić, coś zrobić.
- Nie chcę się z nią ożenić. Nie chcę z nią być, i nie chcę... - aż nabrał powietrze w płuca i zacisnął dłoń w pięść, ale się nie odsunął, odchylił tylko do tyłu głowę - dlaczego wszyscy mi mówią co mam robić, jakby wiedzieli lepiej? Ja już do niej nie… czuję, to jest przywiązanie, przyzwyczajenie… Ale nie to pieprzone czucie - rzucił i aż zrobił krok do tyłu, oderwał rękę od ściany, a później uderzył w nią pięścią, lekko. Bo jednak Galen nie miał w sobie tego ognia. Trochę miał. Ale teraz najwięcej to miał jakiś wątpliwości, które go paliły pod skórą.
Wątpliwości do tego uczucia, które kiedyś przecież tak bardzo go pochłonęło, które czuł jak wypełniało całe jego serce. Ale teraz to serce było jakieś zbrakowane. Teraz ono przy Cherry wcale nie biło, a przy Pilar jakoś tak się wyrwało. I może to nie była miłość...
A może była? Bo może Galen wcale nie umiał inaczej? Tylko, kiedy coś poczuł, to on już przepadł. Bo w jego całym życiu tej miłości było tak mało, nawet za dzieciaka, a później... Nigdy nie było w jego życiu tej miłości i może dlatego on jej tak bardzo pragnął, z jakimś takim dziecięcym, bezinteresownym zacięciem wręcz.
Wywrócił oczami na jej słowa.
- Akurat to... mogę sobie iść rozładować z pierwsza lepszą - chociaż nie każda pierwsza lepsza działała na niego tak jak Pilar, bo czasem te jego panienki musiały się trochę bardziej postarać. Galen nie zdradzał Cherry, ale... Mógłby. I tu nie chodziło o to, że on by ją zdradził jako kobietę swojego życia, tylko on po prostu był uzależniony od seksu i to też był dla niego jakiś taki zwykły akt, i to też potrafiło dla niego nic zupełnie nie znaczyć.
Chociaż to dzisiaj, z Pilar, chciał, żeby znaczyło.
Nawet jeśli to by miało przekreślić zupełnie jego związek, którego on tak bardzo w tym momencie nie był pewny. Nigdy jeszcze nie był tego tak niepewny.
- A co... jeśli ja jej nie kocham? Nie można nie wiem... zmusić kogoś do kochania, to jest, albo nie ma. Myślisz o kimś ciepło, albo nie. Przejmujesz się kimś, albo nie. Tęsknisz za kimś, albo nie - dla Galena to wszystko zawsze było takie proste. Jest, albo nie ma. Tak, albo nie. Nie ma półśrodków, nie ma troszeczkę, wszystko, albo nic.
A teraz on myśląc o Cherry, nie czuł nic z tych rzeczy. Za to czuł to myśląc o Pilar, nawet przy Cherry.
Jego niebieskie tęczówki wciąż wwiercały się w jej oczy, z taką intensywnością, jakby chciał, żeby to poczuła, w jego spojrzeniu, to wszystko, co do niej mówił. Zabrał jedną rękę znad jej ramienia, sięgnął nią do jej przedramienia, przesunął palcami po jej gładkiej skórze, lekko, wolno.
- To, że może po raz pierwszy w życiu zrób to co czujesz, czego chcesz, a nie przejmuj się nikim innym, bo to Ty Pilar jesteś ważna - powiedział powoli i to jego spojrzenie przesunęło się na jej usta, na szyję, na dekolt, ale tylko na chwilę, bo zaraz je podniósł. Zaraz znowu utkwił je w jej oczach, w których widział ten ogień. W tych jego szalała burza. I to zderzenie dwóch światów przecież mogło być tak ekscytujące, Galen to czuł.
- Dlaczego zawsze musimy robić to co powinniśmy? To co można? A nie możemy raz pomyśleć po prostu o sobie? I zrobić to, co chcemy? - Galen był nieugięty, był uparty. I po prostu chciał to zrozumieć. Bo on przecież kiedyś wcale tak nie działał, nie kierował się powinnością, nie kierował się zasadami. Łamał je, raz po raz. Teraz też mógł je złamać. Wszystkie.
- Nie wiesz po co tu przyszedłem Pilar… Zresztą wiesz, bo sama to czujesz i sama tego chcesz - powiedział i pochylił głowę w jej kierunku, blisko, tak, żeby znowu uderzył go ten jej znajomy zapach. Zapach, który sprawiał, że zmysły wariowały. Znowu oparł tę rękę na ścianie, ale tym razem na moment, na chwilę, bo potem Pilar wcisnęła mu palce w zgięcie łokcia i Galen ją momentalnie opuścił, syknął tylko, kiedy zmieniła pozycję, kiedy to jego plecy zderzyły się ze ścianą.
- Nie chcę już się bronić. I Ty też już się nie broń Pilar - i on też odpowiedział to prosto w jej pełne usta, te które znowu były tak blisko tych jego. A później znowu to zrobił. Znowu zamknął te ich wargi, które mogły mówić jedno, ale przecież były siebie jakieś tak spragnione, już od dawna, w pocałunku. Jeszcze bardziej zachłannym, jeszcze bardziej zmysłowym, jego palce sięgnęły do jej karku, wplótł je w jej ciemne kosmyki, przytrzymał, żeby nie mogła mu uciec. Mogła to zrobić, ale to już naprawdę musiała z nim walczyć. A może ze sobą nawet też? Bo Galen całował ją tak, jakby to było jakieś naturalne. A wcale nie takie, że nie powinno się stać. Jak najbardziej na miejscu. Oni oboje na swoim miejscu.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Galen wiedział, co powiedzieć.
On zawsze wiedział.
Umiał idealnie wyważyć słowa i wypowiedzieć je w sposób, by miały znaczenie. Wszystko było przemyślane, wszystko było po coś. Czuła to już od ich pierwszego spotkania sam na sam, kiedy odwiedziła go w Nothex, a potem podczas wizyty w Quebec i u Arthura. Wiedział jak podejść, żeby dostać to co chciał.
I kiedy on tak stał tuż przed nią, kiedy otulał ją swoim ciepłym oddechem, który drażnił skórę, kiedy pozwalał się jej zaciągnąć jego obłędnym zapachem i przede wszystkim kiedy wyrzucał z siebie co to kolejne słowa, Pilar podskórnie wiedziała, że nie mogła temu ufać. Że przecież mógł jej teraz powiedzieć wszystko, cokolwiek chciał, żeby dostać się do jej głowy. Żeby zasiać w jej myślach ziarnko niepewności. Żeby ona faktycznie uwierzyła, że on wcale nie chce się żenić, że nie kocha Cherry. Jakby to kurwa w tym właśnie momencie cokolwiek zmieniało.
Ale skoro nie chcesz, to po co to robisz?! — aż podniosła głos, wchodząc mu w pół słowa. Uniosła o wiele bardziej niż powinna, pokazując mu tym samym, że to wszystko, on, wcale nie był jej tak obojętny. Że ją to wszystko ruszało. Bo Pilar mogła zgrywać zimną sukę, ale ona przecież wszystko przeżywała w środku. Z tymi swoimi setkami myśli na minutę i potrzebą analizowania wszystkiego. Szczególnie jeśli chodziło o ludzi, na których jej zależało. W tym Galena. Chociaż teraz zamiast empatii miała w sobie szczery gniew, który on mógł zobaczyć w jej ognistym spojrzeniu. — Myślisz, że co? Że się kurwa obudziłeś jednego dnia, stwierdziłeś, że jej jednak nie kochasz, że nie chcesz tego ślubu i co? Co z tym zrobiłeś, Galen? — przysunęła się jeszcze bliżej, tak, żeby mógł poczuć jej energicznie falującą klatkę na swojej piersi. — Ja ci powiem, co zrobiłeś — nachyliła się tuż do jego ust. — Gówno — wycedziła przez zęby. Bo przecież Pilar była na bieżąco. On mógł sobie mówić co chciał, myśleć, że to ich ostatnie spotkanie w szpitalu było jedynym linkiem, a przecież Stewart codziennie dostawała raporty. Wiedziała o ich wyjazdach, wiedziała o kupnie nowego samochodu. Miała to wszystko czarno na białym i może dlatego nie wierzyła w ani jedno słowo, jakie wypływało z jego ust. — Gdybyś chciał to zakończyć, to już byś to zrobił — dodała już o wiele bardziej oschle, opadając ponownie na chłodną ścianę. Chłodną jak spojrzenie, które mu posłała. Bo dla Pilar rzeczy bardzo często były czarno-białe. Albo coś kurwa było albo tego nie było. I nie było takich półśrodków, takiego pierdolenia, że on nie chce z nią być ale w sumie to dalej jest. Był. A to oznaczało, że cokolwiek planował tu teraz ze Stewart zrobić — niezależnie od tego czy ona chciała, czy nie — to byłaby zdrada. I można było pokusić się o stwierdzenie, że to przecież nie była jej sprawa, że to tylko on byłby winny, ale przecież to tak nie działało. Nie dla niej.
Za bardzo zależało jej na Galenie, żeby pozwoliła mu popełnić taki błąd.
Taki błąd, którego potem mógłby srogo żałować.
I może była głupia, że tak się tym przejmowała. Trudno. Ale nie miała zamiaru zmieniać zdania. I nawet kiedy on tak rzucał w nią tymi pytaniami, kiedy mówił, że nie można zmusić kogoś do kochania… to Pilar przez moment chciała złapać jego twarz w dłonie. Tak żeby spojrzał na nią i wsłuchał się w nią uważnie.
Skoro nie można, to czemu sam siebie do tego zmuszasz? — ale zamiast tego tylko wbiła w niego ciemne spojrzenie, łapiąc to jego, o kolorze bezchmurnego nieba. — Czemu zmuszasz się do kochania kogoś, kogo nie kochasz? Przy kim nie czujesz się bezpiecznie, nie czujesz się doceniany, przy kim to twoje serce się psuje? Mówisz, że wszyscy ci mówią, co masz robić… a gdzie ty masz jaja, żeby w końcu zacząć podejmować decyzje za siebie? — puścił jej język. Wyrzucała z siebie zdanie po zdaniu, ani na sekundę nie spuszczając z niego wzroku. Ba, nawet palec ponownie tego dnia wcisnęła w jego klatkę piersiową, dokładniej w miejsce, w którym znajdowało się serce. To jego biedne serce, po pierdolonym zawale, o które miał zabrać, a które teraz tak biło szybko pod opuszkiem Pilar. Aż na moment wstrzymała powietrze i zastanowiła się dwa razy, czy w ogóle powinni tą rozmowę kontynuować, czy nie lepiej było go po prostu wyprosić. Tylko to przecież nie była jej decyzja. Był duży. Sam powinien o siebie zadbać. A skoro czuł się wystarczająco na siłach, żeby wypominać jej, że powinna zacząć czuć zamiast tyle myśleć, to był też na tyle silny, by znieść to podniesione ciśnienie.
I tym właśnie zdaniem ostro sprowadził ją na ziemię. Uziemił jeszcze bardziej, bo akurat jej wszystkie problemy w życiu zaczęły się z momentem, w którym ona właśnie pozwoliła sobie czuć. W Medellin. I poczuła aż kurwa za bardzo. Całą sobą. Aż do pierdolonego bólu, który teraz każdego dnia rozrywał ją na pół z tęsknoty. Wcale nie za Galenem, nie za tym co mogli mieć, a za Madoxem. I za tym, czego oni nie mogli mieć nigdy. Siebie nawzajem.
Gówno wiesz o moich uczuciach, Wyatt — warknęła na niego. Bo może Galen swoje myśli miał bardzo jasno w tamtym momencie ukierunkowane i dokładnie wiedział, czego chciał, ale przecież ona nie. Ona ciągle walczyła z tą jego bliskością, tym co chciało ciało, a na co nie pozwalał rozum. Dlaczego zawsze musimy robić to co powinniśmy? To co można? A nie możemy raz pomyśleć po prostu o sobie? I zrobić to, co chcemy? — Bo czasami to, co chcemy jest kurwa poza naszym zasięgiem. I tyle. I trzeba to kurwa jakoś przełknąć — tylko ona wcale w tym momencie nie mówiła o nich i o tym, co między nimi było. Bo kiedy on tak dochodził do wniosku jak bardzo nie kochał Cherry, ona wciąż czuła jak bardzo kochała Noriegę. Chociaż jeśli mowa o Gelenie… — Bo każdy czyn ma swoje konsekwencje. I chociaż dla ciebie sprawa jest prosta, dla ciebie to czysty seks, tak pomyśl, jakby ona się poczuła, gdyby się dowiedziała. Bo czasami, Galen, trzeba zachować resztki człowieczeństwa i nie robić innym świństwa. Nawet jak się czegoś bardzo chce — źle mówiła? Nie miała racji? Mógł się z nią nie zgadzać, ale zdania nie zamierzała zmieniać. Może gdyby przyszedł tu jako singiel, gdyby faktycznie miał czystą kartę, Pilar pewnie by uległa. Dała się ponieść. Bo przecież ona też była pod ścianą, była tak bardzo zdesperowana, by w końcu przestać tęsknić za nieosiągalnym, by ktoś w końcu zdjął z niej te myśli. Ale nie takim kosztem. Nawet jeśli Cherry była tym potworem jak ją malował, a nie kobietą. I wcale na niego nie zasługiwała. Nawet wtedy.
W takim razie też nie wiem, po co tu przyszedłeś — odpowiedziała po chwili na jego kolejne słowa, wbijając spojrzenie w niebieskie oczy, w których teraz tliło się tak wiele emocji. Zupełnie jak w tych jej. — Bo ja myślałam, że w końcu odważyłeś się o siebie zawalczyć. I czegoś się kurwa nauczyć — dodała, przyglądając się jego nagiej, falującej klatce piersiowej, gdy tak zamykała go w szczelnym uścisku, a on wcale nawet nie próbował się z niego uwolnić. Skórze, na której jeszcze chwile temu składała ochocze pocałunki. Przytłaczała ją ta jego bliskość, mąciła jej w głowie. — A ty jesteś tym samym tchórzem, co wtedy po wizycie w Wendy’s — tyle zdążyła powiedzieć, nim ponownie ją pocałował. Nim zamknął jej usta w najbardziej zachłanny, możliwy sposób. Nim wdarł się pomiędzy jej wargi zwinnym językiem, przyprawiając ją o cichy pomruk. I chociaż jej głowa w sekundę odpaliła wszystkie trybiki alarmowe, wchodząc w stan nadzwyczajny, tak ciało i pożądanie na moment przejęło kontrolę.
Bo to, że był między nimi ogień, to było nie do podważenia. Że mieli te swoje niedokończone sprawy, uczucia, których nigdy nie było im dane skonsumować.
I Pilar na chwile naprawdę znowu przepadła.
Smakowała go z równą zachłannością, podczas gdy jej ciało docisnęło go jeszcze mocniej do chłodnej ściany. Jakby wiedziała, że to był już ten jeden ostatni raz. Bo zaraz potem jak ostatnia hipokrytka znowu go od siebie odepchnęła. A raczej siebie od jego nagiego torsu, na którym zacisnęła palce tak mocno, że pewnie jutro będzie mieć niemałe siniaki.
Przestań — rzuciła ostro, wykonując kilka kroków w tył. — Przysięgam, Wyatt, jeszcze raz mnie pocałujesz, a będziesz mieć pod okiem limo o wiele większe niż to po Milesie — odgroziła się, wyciskając przed siebie palec, podczas gdy jej serce biło jak oszalałe. Spojrzenie miała stanowcze. Wbite prosto w niego. Żeby wiedział, że nie żartowała.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Galen zawsze wiedział co powiedzieć. Może on nie umiał walczyć, ale umiał za to gadać, a czasami to tym słowem nawet dowalić bardziej niż pięścią. Bo może w jego świecie, tych białych kołnierzyków, tak właśnie to działało? Nie było krwi i przemocy, ale były słowa ostre jak nóż.
Umiał kłamać, umiał mówić tak, żeby postawić na swoim. Bo tego po prostu wymagał od niego jego zawód, on przecież musiał wodzić za nos tych swoich inwestorów. A zresztą... Przez wiele lat wodził za nos tyle kobiet, że ciężko było je wszystkie zliczyć, i każda czuła się przy nim wyjątkowa, jedyna...
Ale czy teraz kłamał? Kiedy patrzył w te jej piękne, brązowe oczy, kiedy te niebieskie tęczówki płonęły intensywnie, a serce waliło w piersi jak szalone?
Do tego musiała dojść sama.
- Bo... - zaczął równie ostro, ale się zawiesił bo... on sam nie wiedział. Wiedział, ale to nie był dobry powód. Bardzo słaby jakiś. Był z Cherry bo nie chciał jej zranić? Ale może skoro nie chciał jej zranić, to jednak coś do niej czuł? Tylko czy to wystarczyło? Czy cokolwiek wystarczy, kiedy jesteś uzależniony od czucia, od ognia, od tego, żeby to było mocne, pewne, jak pierdolnięcie z półobrotu (porównanie na miarę Madoxa ale teraz Galen też tego chciał, czegoś intensywniejszego).
- Bo kurwa co? Bo Galen Wyatt zawsze ma wszystko to co chce? Bo robi to co chce? Bo nigdy nie myśli o innych? - i on też się do niej pochylił, żeby te niebieskie oczy utkwić w tych jej, jakby szukał z nich jakiejś odpowiedzi. Ale przecież ją znał, bo przecież ona tak myślała. I każdy tak o nim myślał. I kiedyś to nawet tak było, że Galen nie myślał tyle o innych, tylko o sobie. (i Madox też) A potem pojawia się Pilar, dobra, empatyczna, altruistyczna wręcz i coś się w mózgu zmienia, w sposobie myślenia, człowiek może chce być trochę też lepszy. Dobry. Bo ona tak to powtarza jesteś dobry, że zaczynasz w to wierzyć. A kiedy zaczynasz w to wierzyć, to zaczynasz też myśleć trochę o innych.
I Galen myślał o Cherry, bo może nie był w niej szaleńczo zakochany, ale... Oni tyle razem przeżyli, w tak krótkim czasie, że ona była mu bliska, tak bliska, że nie chciał złamać jej serca. Nawet kosztem swojego.
- Ty nie wiesz jak to jest Pilar, kiedy wstajesz z myślą, że to jest ten dzień, Twój dzień, że możesz wszystko, a potem patrzysz w jej oczy i nie możesz nic. Nie możesz jej powiedzieć, że to koniec, bo by jej serce pękło. I sobie myślisz, że może twoje serce też jeszcze ruszy, bo jest tylko zepsute przez ten zawał. Ale ono nie rusza, i tak dzień, za dniem... To jest cholernie trudne - wypuścił mocno powietrze z płuc, jakby wraz z tymi słowami zrzucił coś, co ciążyło mu na sercu, bo może tak właśnie było. Tylko zamiast jakoś mu ulżyć, to on poczuł jakąś ogarniającą go złość, niemoc.
- I to jest wszystko Twoja wina Pilar - rzucił w końcu i teraz to te niebieskie oczy spojrzały na nią z jakimś wyrzutem - bo Ty włożyłaś mi do głowy, że jestem dobry. A dobrzy ludzie tak nie robią, nie rzucają z dnia na dzień kobiety, która... - Galen nawet nie umiał tego ubrać w słowa, bo on nigdy nie był taki zakochany jak Cherry. Był. Przez moment. I może dlatego to było jeszcze trudniejsze, bo mógł sobie to wyobrazić, to co ona czuje. I może nawet chciałby jej to oddać, ale jakoś nie potrafił?
Może nawet wiedział, że to by było proste jakieś takie, piękne jak bajka, jak jakaś komedia romantyczna, gdyby on był tak samo w niej szaleńczo zakochany. Tylko co z tego, kiedy Galen Wyatt nie był księciem z bajki, nie był postacią z romantycznej komedii, a bardziej z jakiejś tragedii. Postać tragiczna, która o tych uczuciach może rzeczywiście gówno wiedziała. O jej. O swoich. W ogóle o jakichkolwiek.
No bo jak, skoro nikt go tego w życiu nie nauczył? Skoro on całe dorosłe życie tak zręcznie od tego uciekał?
Jak wymieniasz panienki jak rękawiczki, to nic do nich nie czujesz, nawet sympatii jakiejś.
A teraz go rzucają na taką głęboką wodę i każą pływać, a on nie umie, wcale. I się topi tylko, w tym wszystkim.
Wzruszył ramionami.
- To mi powiedz, bo ja może rzeczywiście gówno wiem - rzucił, bo chociaż Galen bardzo chciał wiedzieć, co siedzi w jej głowie, to przecież nie wiedział nic. Wysyłała mu tak sprzeczne sygnały, że chyba nawet ktoś, kto by się na tym znał, by zgłupiał. Jej ciało go chciało, jej oczy, jej serce, a jej mózg cały czas jej na to nie pozwalał. I ten Galen teraz już kompletnie nie wiedział jak to wszystko odebrać.
- Czyli, to jest ten moment w którym się poddajemy? A mieliśmy walczyć - uniósł jedną brew patrząc jej znowu w oczu, kiedy powiedziała o tym, że nie zawsze możemy mieć, to co chcemy. I chociaż Galen też miał ostatnio wątpliwości...
Ale przecież on zawsze w końcu dostawał, to co chce. Bo zawsze umiał zawalczyć. Nie o wszystko, nie cały czas, ale o to co było najważniejsze. O firmę na przykład. O rzeczy ważne.
Na jej kolejne słowa aż syknął, strzelił tymi niebieskimi oczami w sufit
- No i w tym jest problem, że ja cały czas myślę, jak ona się poczuje, co zrobić żeby czuła się dobrze, a nie myślę w ogóle o tym jak ja się czuję, a czuję się z tym chujowo. A Ty jak się z tym czujesz Pilar? - zapytał, bo Galen przecież nic nie wiedział. Kompletnie nic nie wiedział o jej uczuciach. Wiedział za to, że gdyby Cherry się dowiedziała, że ją zdradził, to by mu zrobiła piekło, ale czy go to obchodziło? Nie za specjalnie. Bo może to do tego zmierzało? Do jakiegoś upadku z hukiem? Bo chyba do niczego dobrego?
Nabrał w płuca powietrze, bo może powinien jej wyjaśnić po co tu przyszedł. Właśnie zawalczyć. Sprawdzić coś. Czy to co oni tak ładnie sobie budowali w tych wszystkich dwuznacznych wiadomościach, w tym wszystkim co zostawili za plecami, miało jakiś sens. Czy oni byli gotowi na jakiś krok w przód.
Bo on chyba był gotowy. I kiedy znowu ją pocałował, może po raz ostatni już, z jakąś nadzieją, że może pęknie. Że może ona jednak też jest na to gotowa? Bo to przecież nie mogło trwać wiecznie, takie przesuwanie granicy. Takie lawirowanie na niej. Albo ją się przekracza i coś bierze, albo zostajesz za nią z niczym.
I Galen chciał ją przekroczyć, w tych zachłannych pocałunkach, kiedy jego dłonie przesunęły się leniwie po jej ciele, po karku, plecach, kiedy opuszki jego palców badały ją kawałek po kawałku, jej miękką, ciepłą skórę. I przez chwilę nawet poczuł, że może sobie pozwolić na więcej, może na wszystko. Ale wtedy ona się od niego odsunęła.
I chociaż serce mu waliło w piersi jak szalone, a klatka piersiowa unosiła się w niespokojnym oddechu, to zrobił krok do przodu, jeszcze bardziej sobie wbijając w delikatną skórę jej palce. Tak, że na pewno zostaną po nich siniaki, które może przez te kilka dni będą mu przypominać o tym, o niej.
- To Ty jesteś tchórzem Pilar. Prawisz wszystkim morały, a sama boisz się zrobić cokolwiek, boisz się pokochać, stracić głowę, pomyśleć tylko o sobie - teraz to już warknął, a później strącił z siebie jej rękę i ją wyminął. Schylił się po tę swoją (Karriona) koszulkę i właściwie miał ją zabrać i stąd wyjść, bo chyba powiedzieli sobie już wszystko, ale zamiast tego założył ją na siebie. Stanął w miejscu starając się uspokoić ten galopujący oddech.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kingsway Boxing Club”