It just took the room.
A Madox to już w ogóle nie mógł usiedzieć, bo od rana kręcił się po klubie, dopinając wszystko na ostatni guzik przed jutrzejszą imprezą. Co wcale nie było takie łatwe, bo nie chodziło tylko o to, żeby nie zabrakło rumu. Wszystko miało być tak, jak on to zaplanował, każda kelnerka, każda barmanka i tancerka na swoim miejscu. A do tego ta ochrona, więcej niż zwykle, sami zaufani ludzie, bo przecież imprezy w Emptiness rządziły się swoimi prawami. A ta jutrzejsza miała być wyjątkowa, więc kiedy jedna z barmanek oznajmiła mu, że źle się dzisiaj czuje, to Noriega wysłał ją do domu. Nawet jej taksówkę zamówił i kazał jej się wyleczyć do jutra. Oczywiście już zadzwonił też do kogoś, żeby mieć w razie czego jakąś rezerwę. Ale na dzisiaj nie mógł znaleźć już nikogo, więc w pewnym momencie, to on wylądował za barem z tą nową latynoską barmanką.
Nie pierwszy i nie ostatni raz pewnie. Lubił czasem stanąć za barem, porozmawiać z ludźmi, a dzisiaj, przy piątku, kiedy była promocja na cuba libre byli szczególnie rozmowni. I nawet w pewnym momencie na barze wywiązała się jakaś rozmowa po hiszpańsku. Bo kiedy w Emptiness leciało latino, to ten język tam królował.
Tak jak na parkiecie królowała salsa, a w wysokich szklankach rum z colą właśnie. Chociaż w pewnym momencie ktoś zażyczył sobie mohito i Madox szukał właśnie mięty.
- ¿Cómo carajo es posible que no haya menta? - jak kurwa mogło zabraknąć mięty?, rzucił do tej nowej barmanki, a kiedy ona równie śpiewnie odpowiedziała mu, że nie ma pojęcia ubarwiając swoją wypowiedź kilkoma przekleństwami, to Noriega aż strzelił oczami, lubił temperamentne kobiety, a ta akurat też była narwana.
Ruszył na zaplecze i nie było go kilka minut, ale wrócił jako zwycięzca, z dwoma doniczkami ze świeżą miętą.
- I co? Mówiłem, że jest... - mruknął i schylił się, żeby odstawić ją za barem, a kiedy wyjrzał zza lady, to już wcale nie stała przed nim ta blondynka od mohito, tylko jakaś Azjatka. Madox uniósł jedną brew.
- Ty chciałaś mohito? - zapytał, ale no przecież kurwa wiedział, że nie, oparł łokieć na ladzie pochylając się w jej kierunku - chyba coś mi się pojebało, co dla ciebie? - zapytał. Chociaż liczył, że mohito, bo już w zasadzie zaczął je tworzyć, w wysokiej szklance, która przed nim stała. Ale jak nie będzie chciała, to sam wypije, bo w końcu musiał sobie zrobić przerwę. Należała mu się.
Jamie Park